kroniki archeo zaginiony klucz do asgardu agnieszka stelmaszyk ebook

24

Upload: darmowe-e-booki

Post on 06-Mar-2016

223 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.

Pomysł se rii: Agniesz ka Sobich i Agniesz ka Stelma szyk

Tekst: Agniesz ka Stelma szykIlustra cje: Ja cek Pa ster nakRe dak tor prowa dzą cy: Agniesz ka SobichKorek ta: Agniesz ka SkórzewskaProjekt gra ficz ny i DTP: Ber nard Pta szyński

© Copy right for text by Agniesz ka Stelma szyk, 2012© Copy right for illustra tions by Ja cek Pa ster nak© Copy right for this eedition by Wy dawnic two Zie lona Sowa Sp. z o.o., War sza wa 2013All rights re se rved

ISBN 978-83-7895-321-0

Wy dawnic two Zie lona Sowa Sp. z o.o.00-807 War sza wa, Al. Je rozolim skie 96tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51www.zie lona sowa.plwy dawnic two@zie lona sowa.pl

Skład wersji elektronicznej:Virtualo Sp. z o.o.

Spis treści

Rozdział I Tajny notes

Rozdział II Wzgórze Wisielców

Z Kronik Archeo

Rozdział III Podstęp Helenki

Z Kronik Archeo

Rozdział IV Spotkanie na cmentarzu

Z Kronik Archeo

Rozdział V Atak wikingów

Rozdział IV W parku motyli

Z Kronik Archeo

Rozdział VII Przekaz od kosmitów

Rozdział VIII Suknia królowej

Rozdział IX Wizyta u pastora

Rozdział X Dramatyczny skok

Z Kronik Archeo

Rozdział XI Pajęcza farma

Rozdział XII Na posterunku policji

Rozdział XIII Rysunki naskalne

Z Kronik Archeo

Rozdział XIV Zamach na królową

Rozdział XV Wielki dzień

Rozdział XVI Godzina promocji

Rozdział XVII Prezent od zmarłego

Rozdział XVIII Może lepiej dziergać na drutach

Rozdział XIX Wyprawa przez wzburzone morze

Rozdział XX Czyżby zombi?

Rozdział XXI W nic się nie mieszam

Rozdział XXII Wyznanie rybaka

Rozdział XXIII Bohaterka dnia

Rozdział XXIV Lot nad przepaścią

Rozdział XXV Dzieci w niebezpieczeństwie!

Rozdział XXVI Goście z zaświatów

Rozdział XXVII Kryjówka Pera

Z Kronik Archeo

Rozdział XXVIII Zdrada

Rozdział XXIX Coś najdroższego na świecie

Z Kronik Archeo

Rozdział XXX Wycieczka do Kopenhagi

Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.

Na niemal pustym peronie kopenhaskiego metra rozległo się echo pośpiesznych kroków.Christian Bjerregaard rozejrzał się nerwowo. Odkąd zaginął profesor Ragnar Storm, jegodoktorant wciąż miał poczucie, że ktoś go śledzi. Ba, po ostatnich wydarzeniach Christian był jużtego pe wien.

Przy końcu peronu stała kobieta i czytała poranną prasę. Wyglądała zupełnie zwyczajnie i niewydała się Christianowi podejrzana. Młody mężczyzna niedbałym ruchem ręki odgarnął z czołajasną grzywkę, która opadła mu aż na rudawe brwi i zielone oczy. Niewielki kucyk z tyłu głowysprawiał, że Christian przypominał nieco nastolatka, choć tak naprawdę był o wiele starszy. Rozpiąłniebieską wiatrówkę i poluzował sobie kołnierzyk koszuli. Ze zdenerwowania było mu dusznoi gorąco.

Hans Christian Ander senurodził się 2 kwiet nia 1805 roku w biednejdzielnicy Odense w Danii. Jego ojciec, HansAnder sen był szew cem, a mat ka, AnneMarie z domu Andersdat ter – praczką. Tobabka wprowadziła małego Hansa

Na dworcowym zegarze wyświetliła się godzina szósta i na stację punktualnie wjechała kolejka.Zatrzymała się dokładnie przed przezroczystymi rozsuwanymi drzwiami, które wraz ze szklanymekranem oddzielały peron od torowiska. Bjerregaard przycisnął aktówkę mocniej do siebie i wsiadłdo kolejki. Jego myśli uparcie krążyły wokół notesu, który właśnie odnalazł w tajnej skrytce.Christian nie zdołał jeszcze przejrzeć jego zawartości, ale już pierwszy rzut oka wystarczył, żebystwierdzić, że zawiera jakieś tajne zapiski profesora i niezrozumiałe szyfry. Czy stanowią one kluczdo rozwiązania zagadki, nad którą Storm ostatnio pracował? I czy wyjaśnią okoliczności jegozniknię cia?

Christian nie mógł się doczekać, kiedy w końcu w spokoju obejrzy notatki Storma. Najpierwjednak cze kało go jesz cze jedno zadanie do wykonania: musiał spotkać się z bratem profe sora.

Dlaczego jednak mężczyzna zażądał spotkania o takwczesnej porze? Christian zastanawiał się nad tym długo.Tym bardziej, że wszystko wydawało mu się podejrzane.Zaczynając od tego, że nigdy wcześniej nie słyszał o tym, abyprofesor Storm w ogóle miał brata. Zdawał sobie sprawę, żeto mogła być pułapka, a on właśnie w nią brnął, na dodatekz tajnym notesem profesora w teczce! To mogło się źleskończyć. Nawet gdy wysiadł z metra, wciąż jeszcze sięwahał, czy powinien udać się na spotkanie. Z drugiejstrony, jeśli rzeczywiście Storm miał brata, to może wie oncoś, co pozwoli odnaleźć profe sora.

Christian szedł nabrzeżem Langelinie, aż wreszciezatrzymał się przy posągu Małej Syrenki, wyglądającejjakby dopiero co wyszła z baśni Hansa ChristianaAndersena i przycupnęła tylko na chwilę na kamieniu

Christiana w świat niezwykłych opowieścii baśni. Przyszły bajkopisarz pragnął jednakzostać aktorem.We wrześniu 1819 roku wyjechał w tym celudo Kopenhagi. Uczęszczał tam do szkołybaletowej, próbował grać w teatrze, alez mizer nym skut kiem. Wreszcie zaczął pisaćsztuki teatralne. Jedną z nich G,Miłość naWieży Mikołaja”) zadebiutował w 1829 roku.Jego sztuki nie zawsze jednak zbierałypochlebne recenzje. Często były odrzucane,ponieważ zawierały mnóstwo błędów.Ander sen nie posiadał gruntow negowykształcenia, ale dzięki wytrwałościuzyskał stypendium królew skie, któreumożliwiło mu kontynuację nauki. Ukończyłrów nież studia. Przez wiele lat wspomagałgo Jonas Collins. Kiedy sytuacja HansaChristiana się poprawiła, poświęcił siępracy twór czej i rozpoczął podróże po całejEuropie.Ander sen nie miał łatwego charakteru.Był nadwrażliwy, zakom pleksiony, miewałstany lękowe i często cier piał na depresję.Czuł się osamot niony i niezrozumiany.Obawiał się, że popadnie w obłęd tak jakjego dziadek.Autor wydał kilka tomików wier szy,opowiadań i powieści. Sławę jednakprzyniosły mu baśnie dla dzieci. Pierw szyich zbiór wydał w 1835 roku. Zachęconypowodzeniem, kontynuował ich pisanie ażdo roku 1872.Zmarł 4 sierpnia 1875 roku w Rolighed kołoKopenhagi.

Mała Syrenkabohater ka pięknej baśni Hansa ChristianaAnder sena. Po raz pierw szy opowieść taukazała się w 1837 roku. Tytułowabohater ka zakochała się w księciu, któremuuratowała życie. Syrenka z miłości doksięcia wyrzekła się nieśmier telności.Książę jednak nie odwzajem nił jej uczuciai ożenił się z inną wybranką. Na nabrzeżupor tu w Kopenhadze znajduje się pomnikMałej Syrenki dłuta rzeźbiarza Edvar daEriksena.

w pierwszych promieniach słońca. O tej godzinie posągu nieotaczał jeszcze tłum turystów, ale Syrenka nie byłaosamotniona. Spoglądał na nią dość niski, krępymężczyzna. Gdy się odwrócił, Christian zdumiał się.Mężczyzna wcale nie był podobny do profesora Storma!Stanowił jego zupełne przeciwieństwo. Ragnar był wysokii dość szczupły, o dostojnej fizjonomii. Jego brat miałprzysadzistą sylwetkę, wystający brzuch, dłuższe, kręconeczarne włosy i gęstą brodę, a w niej dwa zaplecionewar koczyki.

Przypomi nałChri stianowikrasnoluda, którywyszedłz podziemnychpieczar napowierzchnięziemi. „Jak on jestbratem profesora,to ja jestemegipską tancerką!”– prychnąłw myślachBjer re gaard.Postanowił mieć sięna bacz ności.

Moc niejzacisnął dłoń nauchwycie swojejaktówki i poczuł,jak pot spływa mu

po kar ku.– Wi tam! – rzekł krót ko.Starał się być stanow czy, choć głos lekko mu zadrżał.– Cieszę się, że przyszedł pan na to spotkanie. Nazywam się Per Storm – przedstawił się

mężczyzna. – Jak już wspominałem w naszej krótkiej rozmowie telefonicznej, jestem bratemRagnara.

Chri stian poki wał głową na znak, że o tym pamię ta.– Niech pana nie dziwi brak podobieństwa między nami – Per uśmiechnął się, odgadując myśli

swojego rozmówcy. – Nie jesteśmy biologicznym rodzeństwem, zostałem adoptowany przez rodzicówRagnara, ale wychowywali śmy się razem i w zgodzie, jak naj praw dziw si bracia.

– Profesor nic o panu nie wspominał – odważył się wtrącić Christian. – Aż do tej pory w ogóle niewie działem o pana ist nie niu.

– Powiedzmy, że kiedyś, już w dorosłym życiu, poróżniła nas pewna sprawa i kontakt między namisię urwał – Per chrząknął nieco zakłopotany – Teraz jednak, gdy dowiedziałem się o zaginięciuRagnara, postanowi łem przyje chać do Kopenhagi.

– Dlaczego chciał się pan spotkać akurat ze mną? – Christian patrzył przenikliwie w brodatątwarz Pera.

– Ponieważ pragnę pomóc mojemu bratu i go odnaleźć. Już dawno powinniśmy się pogodzić.Ragnar prze czuwał, że coś mu zagraża. Wiem o tym z li stu, który do mnie wysłał.

– Li stu? – Chri stian zmarsz czył brwi.Musiał przyznać, że historyjka o adoptowanym bracie wydawała się przekonująca i mogła

wyjaśnić wie le wąt pli wości. Czy była jednak praw dzi wa?Per Storm wes tchnął głę boko i zagłę bił pal ce w gę stej brodzie.– Dostałem go już jakiś czas temu, ale, że tak powiem – zawiesił na moment głos – nie spieszyłem

się z jego otwarciem. Dopiero gdy w mediach pojawiła się informacja o zaginięciu mojego brata,przypomniałem sobie o tam tym li ście i w końcu go prze czytałem.

– Czy było w nim coś szcze gól ne go? – Chri stian zacie kawił się.– Tak. Żałuję, że nie zajrzałem do niego wcześniej! Być może mógłbym zapobiec temu, co się

wydarzyło. Ragnar napisał, że po wielu latach badań wpadł na trop pewnej niezwykłej zagadkiprowadzącej do skarbu. Sprawa musiała być poważna, skoro pojawiło się u niego kliku mężczyzn,którzy próbowali wydobyć z niego więcej informacji. Zagrozili, że jeśli nie przekaże im wskazówekdo skar bu, spotka go coś złe go.

Ragnar próbował grać na zwłokę. Nie chciał powierzyć im tej tajemnicy. Przewidział, że coś sięwydarzy. Napisał mi, co mam zrobić – jeśli przytrafi mu się coś złego, miałem skontaktować się

z panem, bo tylko panu można zaufać. Nie powinienem rozmawiać z nikim innym i mam być bardzoostrożny, ponieważ w sprawę zamieszane są osoby nawet na wysokich stanowiskach. Podobno panuz kolei przekazał informację o tym, gdzie schował swój notes z zapiskami. To na tym notesiezale żało tym prze stępcom. Ragnar spryt nie go ukrył. Ma go pan?

Chri stian Bjer re gaard zadrżał.Wciąż nie ufał Pe rowi. Nie mógł zdradzić, że ma ten notes i to przy sobie!– W pew nym sensie wiem, gdzie go znaleźć – odrzekł pokręt nie.– To bardzo dobrze – Per ucieszył się. – Proszę nikomu go nie oddawać! Sądzę, że póki nie mają

tego note su, mój brat bę dzie żył. Rozumie pan? – w oczach Pera zakrę ci ły się łzy.Chri stian przytaknął ruchem głowy.– Gdy znajdzie pan ten notes, proszę się ze mną skontaktować – Per podał kartkę z zapisanym

nume rem te le fonu.Zaraz potem panowie pożegnali się i rozeszli w przeciwne strony. Na ulicy pojawili się kolejni

przechodnie. Christian zastanawiał się, czy któryś z nich przypadkiem go nie śledzi. Odwrócił sięi spojrzał za Perem, który poszedł nabrzeżem dalej na północ, w kierunku dawnej dzielnicyportowej, z której wyrastały teraz nowoczesne budynki. Jego dziwacznej postaci nigdzie już jednaknie było.

– Hm… – mruknął Chri stian.Zamyślony wszedł prosto na jezdnię i nie zdążył nawet dojść do końca przejścia dla pieszych, gdy

zza zakrę tu z pi skiem opon wyje chał samochód.Chri stian zamarł.

W ostat niej se kundzie jego umysł zaczął znowu pracować.Bjer re gaard wykonał unik, lecz było już za póź no.Poczuł przeszywający ból w udzie i zaraz potem jego ciało niczym szmaciana kukła bezwładnie

prze le ciało przez pół uli cy.Roz legł się krzyk prze rażonych prze chodniów, a spraw ca wypadku odje chał.Christian Bjerregaard leżał na chodniku i nie dawał oznak życia. W dłoni nadal kurczowo

zaci skał rącz kę swojej aktów ki.

Festiwal Słowian i WikingówW Wolinie corocznie odbywa się FestiwalSłowian i Wikingów. Jest tomiędzynarodowa im preza, na którejspotykają się miłośnicy wczesnegośredniowiecza.

Kiedy Ania z Bartkiem opuścili stanowisko archeologiczne, na którym pracowali ich rodzice, byłojeszcze wczesne popołudnie. Ponieważ rozpoczęły się właśnie wakacje, mogli towarzyszyć rodzicomw ich pracy. Profesor Adam Ostrowski i jego żona Beata prowadzili badania na wyspie Wolin. Urlopplanowali spędzić razem z dziećmi na Bornholmie, gdzie mieli również pojawić się Gardnerowie –ich przyjaciele z Anglii. Ania z Bartkiem z niecierpliwością odliczali dni do tej wycieczki. Na raziemusieli zorganizować sobie czas w inny sposób. Wybrali się więc do skansenu, w którym można byłoprze konać się, jak wyglądało życie wi kingów, którzy nie gdyś zbudowali na wyspie własny gród.

Później rodzeństwo wybrało się na długi spacer nad rzeką Dziwną. Wreszcie, nieco zmęczeni,usiedli nad brzegiem rzeki. Ania wyciągnęła swój szkicownik i ołówkiem kreśliła niewielki rysunek.Bartek za to pisał sms-a do Mary Jane. Nagle podeszła do nich nieznajoma dziewczynka, którejtowarzyszył dość duży, brązowy kunde lek.

– Cześć! To wy jesteście tymi dziećmi archeologów? –zapytała bez zbędnych wstę pów.

– Tak, a dlaczego pytasz? – Bartek spojrzał nanieznajomą nieufnie. Musiała być mniej więcej w wiekujego siostry Miała tylko o wiele dłuższe i ciemniejsze włosy,jasną cerę i brązowe, bystre oczy. Była ubrana w zielonąbluz kę i je ansy.

– Szukacie tego skar bu? – zapytała podeks cytowana.Ania zmarsz czyła brwi.– Jakie go skar bu?Nie rozumiała, o co dziew czynce chodzi.– No właśnie nie wiem – odparła, drapiąc się po nosie. – Ale rozeszła się plotka, że archeolodzy

wpadli na trop wiel kie go skar bu wi kingów.– Muszę cię rozczarować, ale nic o tym nie wiemy – Bartek rozłożył ręce. – Jak się wabi twój pies?

– zmie nił te mat.Kunde lek wyglądał na przyjaź nie nastawione go. Zamer dał ogonem, jakby był gotów do zabawy.– To Brok – odparła. – A ja jestem Helenka Burdzińska – przedstawiła się. – Jeśli chcesz, możesz

go pogłaskać, nie gryzie – Helenka zwróciła się do Ani, po której minie domyślała się, żedziew czynka ma wiel ką ochotę na zabawę z psem.

Ania od razu zbli żyła się do psiaka i ostroż nie pogłaskała go po grzbie cie.

WikingowieOjczyzną wikingów była Skandynawia.Wyruszali na wiking, czyli na łupieżcząwyprawę. Słowo „wiking” w językunor dyckim oznacza „piractwo”.Dlatego wikingowie nazywani są też„piratami północy”. Swoimi szybkimi,lekkimi łodziami wypuszczali się pozakrańce świata znanego wów czasEuropejczykom. Wikingowie dotar li doBizancjum i do Ameryki na długo przedKrzysztofem Kolum bem. Leif Ericssondotarł tam praw dopodobnie 500 latwcześniej przed kolonizatorami z Europy.Ekspansja wikingów stała się możliwadzięki żaglom.Kiedy dodat kowo używali wioseł, ich atakstawał się niezwykle szybki i skuteczny.Długie łodzie wikingów mogły rozwijaćprędkość powyżej 10 węzłów i potrafiłypojawiać się znienacka na odległychwybrzeżach. Wikingowie wpływali w dolinyrzeczne, a nawet ciągnęli swoje lekkie łodziepo lądzie, używając rolek z drew nianychkłód. Dzioby stat ków miały niezwyklepiękną sylwet kę i były wygięte w kształtłabędziej szyi. Umieszczano na nich głowysmoków lub drapieżnych ptaków.

– Dlaczego myślisz, że nasi rodzice szukają tego skarbui skąd w ogóle wzięła się taka plotka? – spytała, ciągległasz cząc Broka.

– Ostatnio można tu spotkać dziwnych ludzi, Duńczykówalbo Norwegów, którzy krążą po wyspie z różnym sprzętem –wyjaśni ła He lenka.

– Może to jacyś naukowcy albo wielbiciele wikingów –podpowiedział Bartek. – Ich obecność nie musi zarazoznaczać, że szukają nie wiadomo jakie go skar bu.

– Też tak myślałam, dopóki nie zobaczyłam czegośbardzo podejrzanego – dziewczynka oświadczyłaz tajem ni czą miną.

– To znaczy? – Ania zaciekawiona spojrzała na Helenkę.Schowała ołówek i szkicownik do torby przewieszonej przezramię i cze kała na odpowiedź.

– To było w maju, ale do dziś się zastanawiam, co tamciludzie wykopali – zaczę ła He lenka.

– Wykopali? – Ania dopytywała.– No tak. Tamtej nocy bardzo jasno świecił księżyc w pełni i wcale nie mogłam spać. O świcie

wstałam, ubrałam się i wzięłam Broka. Wyszliśmy na długi spacer i przybiegliśmy na SrebrneWzgórze.

– Spotkałaś kogoś na tym space rze? – spytała domyśl nie Ania.– Na wzgórzu usłyszałam jakieś rozmowy. Zdziwiłam się, że tak wcześnie rano ktoś już tam był.

Przyczailiśmy się z Brokiem za pagórkiem i zaczęliśmy obserwować z ukrycia. Było tam dwóchmężczyzn i jedna kobieta. Oni kopali coś bardzo głęboko, a ona nimi dyrygowała. Wydało mi się todziwne, tym bardziej, że rozmawiali w obcym języku. Nie słyszałam dokładnie, ale to był chybaduński, a może norweski. W każdym bądź razie na pewno to byli Skandynawowie. Przestraszyłamsię, że nas zobaczą. Na szczęście Brok jest grzecznym psem i siedział całkiem cichutko. Kto wie,mogli nam prze cież zrobić coś złe go…

– Powie działaś o tym komuś? – spytał Bar tek.– Wolałam ni komu nie mówić.– Po co tam kopali? – Te mat coraz bar dziej cie kawił Anię.– Widziałam, że wyciągnęli jakiś kamień. To mnie jeszcze bardziej zdziwiło. Myślałam, że

znaleźli jakieś złoto, ale to był zwyczajny, duży kamień. Jednak ta kobieta cieszyła się tak, jakby conaj mniej znalazła egipski grobowiec – He lenka do tej pory nie prze stała się dzi wić.

Bar tek zastanawiał się.– A może to był kamień runicz ny?– Taki z runami? – zapytała Helenka. – Być może były na nim runy, ale znajdowałam się za

dale ko, żeby doj rzeć takie szcze góły Wolałam się nie narażać.– I słusz nie! – rzekł Bar tek.– Ale to jeszcze nie koniec, kilka dni później spotkałam ich także na Wzgórzu Wisielców, tam

Runyto rodzaj sekret nego pisma.Alfabet runiczny był używany przezmieszkańców Skandynawii od III wieku n.e.Wyryte na kamieniach runicznychinskrypcje mają najczęściej charakterreligijny lub są rodzajem epitafium ku czcipoległych wikingów.

Kur hanrodzaj mogiły najczęściej w kształciewysokiego kopca. Wewnątrz kur hanuznajduje się komora grobowa.Pomieszczenia grobowe mają konstrukcjękamienną lub drew nianą, mogą też byćwykute w skale.

również coś wykopali – Helenka doskonale pamiętała to zdarzenie. – To była mała skrzyneczka,jakby relikwiarz albo coś podobnego – dziewczynka nie była w stanie określić, czym tak naprawdębył przedmiot, który wykopała ta sama eki pa, co na Srebr nym Wzgórzu.

– Relikwiarz? Ciekawe, co się w nim znajdowało. Hm… Ci ludzie raczej nie byli archeologami –stwierdziła po namyśle Ania. – Pamiętasz, w którym miejscu wykopali ten przedmiot? Możesz nastam zaprowadzić?

– No pewnie, chodźcie – powiedziała Helenka i razem z Brokiem cała trójka pośpieszyła w stronęWzgórza Wi siel ców.

Kiedy dotarli we wskazane miejsce, Ania poczuła siętrochę nieswojo. Nie dość, że już sama nazwa wzgórzaprzyprawiała o gęsią skórkę, to jeszcze okazało się, że jest tostare cmentarzysko kurhanowe. Niektóre kopce mogłypochodzić jesz cze z IX wie ku.

– Ten relikwiarz – Helenka nawiązała do głównegowątku rozmowy – wydobyli mniej więcej stąd – wskazałaniewielkie zagłębienie, tuż obok jednego z kopcówi jaśniej szy piasek, zarośnię ty już jednak trawą.

– Dziw ne, że nie roz kopali kur hanu – mruknę ła Ania.– Musieli mieć pewność, że coś znajdą dokładnie w tym

miej scu – powie dział Bar tek.– Widziałaś jeszcze kiedyś tamtych ludzi? – Ania

zwróci ła się do He lenki.– Może

i w Wolinie byli, alenie zauważyłam ich.Za to ostatnioczasem kręci sięw okolicy paruinnych typków.

– To byświadczyło o tym, żenadal czegośszukają – wtrąciłBar tek.

– Na pewnochodzi o skarb!Jeśli chcecie,

możemy tę sprawę razem zbadać. Brok nam pomoże! – Helenka pogłaskała psa. – Jest świetnymtropi cie lem.

– Pies tropi ciel z pew nością się nam przyda – uśmiechnę ła się Ania.Sprawa mocno ją zaintrygowała. W głowie powoli układała plan kolejnego archeologicznego

śledz twa.– Zapytamy naszych rodziców, czy coś wiedzą o wykopaliskach w tym miejscu, ewentualnie

o naukow cach, którzy mogli by tutaj kopać.– Świetnie! – ucieszyła się Helenka. – W takim razie spotkajmy się wieczorem. Teraz muszę już

wracać do domu. Uprzedzę tatę, że potem nie będzie mnie dłużej i że będę z wami. Nie chcę, żeby sięmar twił.

– Jasne, spotkamy się przed skanse nem, może być? – Ania zaproponowała.– Okej – He lenka ski nę ła głową.Brok zaszcze kał na poże gnanie i razem ze swoją panią pobie gli do domu.

Bartek z Anią tymczasem podążyli w stronę wykopalisk, żeby porozmawiać z rodzicami. Chłopiecodwrócił się jeszcze na moment i popatrzył w kierunku oddalającej się Helenki. Przez chwilęzastanawiał się, skąd dziewczynka wzięła się tutaj tak nagle, i to z tak rewelacyjną historią. Możektoś ją przysłał specjalnie? Chłopiec, nauczony doświadczeniem, bywał nieufny wobec obcych. Aleprzecież czasami zdarzają się niezwykłe zbiegi okoliczności. Czemu to spotkanie nie miałoby byćjednym z nich?

Chwi lę póź niej jego myśli zaczę ły już krążyć wokół nowej zagadki.– Może Skandynawowie prowadzą tu badania, a tylko miejscowym wydaje się to podejrzane? –

zastanawiał się Bar tek na głos. – Nie od razu musi prze cież chodzić o skarb.– Bartku, wiesz dobrze, że to, co opowiedziała nam Helenka, nie pasuje do normalnych badań

ar che ologicz nych. W tym kryje się jakaś zagadka! – Ania była o tym świę cie prze konana.

Z Kronik Archeo

Wakacje zaczęły się dla nas obiecująco. Jesteśmy z Bartkiem na wyspie Wolin. Nasi rodzicekończą tu prace na wykopalisku. Potem popłyniemy na Bornholm, gdzie spotkamy sięz Gardne rami.

Poznaliśmy z Bartkiem Helenkę Burdzińską. Ma fajnego psa Broka. Opowiedziała naminteresującą rzecz o tajemniczych poszukiwaczach skarbu. Wskazała nawet miejsce, w którym cośwykopali. Rozmawialiśmy na ten temat z rodzicami. Nie słyszeli, aby jacyś Skandynawowieprowadzi li w Woli nie badania.

Obiecali, że porozmawiają z tutejszymi archeologami i sprawdzą, czy w maju były tamprowadzone jakieś prace. Jestem przekonana, że musi chodzić o skarb. Ktoś kopie w różnychmiej scach i szuka na własną rękę. Może już go znalazł?

To bar dzo moż li we, że na wyspie znaj duje się skarb wi kingów.Tyl ko gdzie? Czy tam ci poszuki wacze odnaleź li jakieś wskazów ki? Hm…Zaraz idzie my na spotkanie z He lenką.

Ania

– Mam wieści! – Helenka przybiegła zdyszana na miejsce spotkania. Przed nią na smyczy biegłBrok, wyraź nie zadowolony z przyjem nej, w jego mnie maniu, zabawy.

Anię zdzi wił ten pośpiech.– Coś się stało?– Nie uwie rzycie, kogo wi działem! – wysapała He lenka.– Kogoś słynne go? – zgadywał Bar tek. – Jakie goś aktora, piosenkarza?Dziew czynka krę ci ła prze cząco głową.– Widziałam kobietę, która wtedy wydobyła tamten kamień runiczny i relikwiarz! Ona znowu tu

jest! Akurat, gdy dopie ro co o niej roz mawiali śmy.Brok zaszcze kał, jakby chciał zaświadczyć, że jego pani mówi praw dę.– Gdzie ją wi działaś?– Siedziała w kawiarnianym ogródku. Przechodziłam obok z Brokiem i wtedy ją zauważyłam –

He lenka odpowie działa Bart kowi.– Je steś pew na, że to była właśnie ona? – dopytywała Ania.– Na sto procent!– Cie kawe, po co tu znowu przyje chała?Rodzeństwo Ostrow skich wymie ni ło spoj rze nia.– Przeprowadziliśmy już z Brokiem małe śledztwo – pochwaliła się Helenka. – Kiedy

przechodziłam obok ogródka, usłyszałam, jak mówiła po polsku, ale z takim dziwnym akcentem.Rozmawiła z facetem, który siedział przy stoliku. Mówiła coś o zatopionym grodzie. Śledziliśmy jąz Brokiem i widzieliśmy, jak wchodzi do hotelu, pewnie tam się zatrzymała. Znowu czegoś tutajszuka! Zna pol ski i ma pol skich wspól ni ków!

Bar tek z Anią spoj rze li po sobie. Sprawa zataczała naj wyraź niej coraz szer sze krę gi.– Znacie tę le gendę o zatopionym mie ście? – He lenka spytała.– Jasne – potwierdził Bartek. – Podobno morze pochłonęło całą bardzo bogatą osadę. Legenda

mówi, że domy w tej osadzie były zbudowane z mar muru i krysz tału, a dachy pokryte były złotem.– A wie cie, co podobno zatonę ło jesz cze? – dziew czynka popatrzyła chytrze.– Nie mamy poję cia – Ania wzruszyła ramionami.– Mówią, że na dno poszła pew na łódź wi kingów.– To nie byłoby nic nadzwyczajnego – wtrącił Bartek. – Na pewno było ich tutaj mnóstwo. Mogło

się zdarzyć, że któraś zatonę ła.

ThorW skandynaw skiej mitologii Thor byłbogiem piorunów, uzbrojonym w Młot, Pasi Żelazne Rękawice. Uchodził też zaopiekuna rodziny, urodzajów i trzody. Byłpier worodnym synem Odyna.

Skar by wikingówodkrywane są w Polsce najczęściejw grobach i osadach. Ale można je teżznaleźć gdzieś zupełnie na odludziu.Wikingowie często ukrywali swoje cenneprecjoza. Były to zwykle monety, broń,amulety i pięknie zdobiona srebr nabiżuteria.

– Tak, ale na tej łodzi był podobno mityczny młot Thora!– He lenka od dziec ka znała tę hi storię.

– E, młot Thora to tylko element skandynawskiejmi tologii.

– Bartek, nie przerywaj! – Ania uciszyła brata. –Dlaczego uważasz, że szukają właśnie tego młota? –zwróci ła się do He lenki.

– Sami pomyślcie, jeżeli taki młot istniał naprawdę, jakąmusiał być bronią!

– Raczej szukają złota, skarbów – Bartek sceptycznieocenił te domysły. – Wikingowie lubili zakopywać swójmajątek.

– A może ten młot jest właśnie cały ze złota? To i takbył by wystar czający powód, żeby chcieć go odnaleźć!

– Hela ma rację – Ania przytaknę ła.– Chodźmy, wiem, gdzie ta kobieta teraz jest. Poszła nad rzekę. Jeżeli będziemy ją śledzić, może

dowie my się, co knuje – He lenka koniecz nie chciała roz wi kłać zagadkę.Bar tek z Anią podążyli za dziew czynką.– To niesprawiedliwe, ty masz holowanie! – zaśmiał się Bartek, ponieważ Brok ciągnął Helenkę

na smyczy i rwał do przodu, jakby poczuł smakowi ty obiad.– Tak, Brok wyrabia mi nie złą kondycję – dziew czynka zaśmiała się.

– Też by mi się przydał – zasapała Ania, dawno takszybko nie bie gła.

Kiedy wreszcie dotarli nad rzekę, już z oddali dostrzeglisylwetkę wysokiej kobiety. Miała na sobie luźną koszulęw kratę, wygodne szorty i traperki. Przyjaciele, zachowującduży odstęp, podążali za nią, kryjąc się wśród szuwarów.Nieznajoma zatrzymała się nad samym brzegiem Dziwnyi wyciągnęła z torby mapę. Długo na nią spoglądała, jakbycoś analizowała. Potem, chodząc w tę i we wtę, rozglądała

się wokół.– Co ona robi? – zastanawiała się He lenka. – Po co jej ta mapa?– Może porównuje dawną linię brzegową rzeki z tą obecną. W epoce wikingów rzeka przepływała

trochę inaczej – szepnął Bartek, uważnie obserwując poczynania kobiety. – Dziwna miała szerokiekoryto i wie le roz gałę zień. Dziś prawie nie ma po nich śladu, bo te re ny te zostały osuszone.

– Och, gdyby udało nam się zobaczyć, co jest na tej mapie – westchnęła Ania. – Wtedy wszystkostałoby się jasne.

He lenka łobuzer sko łypnę ła okiem na Broka.– Chyba wiem, jak może my się o tym prze konać.

Szepnę ła coś psu na ucho i oboje wycofali się z kryjów ki.Okrążyli niewielki pagórek i nagle ukazali się po jego drugiej stronie. Spuszczony ze smyczy Brok

biegł jak szalony wprost na kobietę. Helenka goniła za nim, wołając jego imię, jakby pies wyrwał sięi ucie kał.

– Brok! Stój! Wracaj, do nogi! – wykrzyki wała komendy, ale pies ani myślał ich posłuchać.Kobieta uniosła wzrok znad mapy i z przerażeniem patrzyła na zbliżającą się bestię. Brok

wyglądał naprawdę groźnie, a biegnąca za nim szczupła dziewczynka najwyraźniej w ogóle niepanowała nad psem. Nieznajoma rozejrzała się bezradnie, jakby się zastanawiała, w którymkierunku uciekać, gdy Brok skoczył na nią przednimi łapami i przewrócił na ziemię. Mapa wypadłajej z rąk i pofrunę ła kil ka kroków dalej.

– Och, bardzo panią przepraszam. Brok jest łagodny jak baranek i nie gryzie. Uciekł mi –tłumaczyła Helenka wrzeszczącej ze strachu kobiecie. Przestała krzyczeć dopiero, gdy zorientowałasię, że pies nie odgryzł jej ani kawalątka ciała, tylko bardzo ją obślinił, liżąc po twarzy Prychnęłaz obrzydze niem, wycie rając policz ki z glutowatej śli ny Broka.

– Pomogę pani! – He lenka szybkim ruchem podniosła mapę.

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.