monitor polonijny 2013/07-08

32
Mariusz Kwiecień: „Opera może być naprawdę wesoła“ str. 9 Medal Amicus Legation dla Klubu Polskiego str. 2

Upload: monitor-polonijny

Post on 23-Mar-2016

227 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Mariusz Kwiecień:„Opera może być

naprawdę wesoła“str. 9

Medal Amicus Legationdla Klubu Polskiego str. 2

MONITOR POLONIJNY L 2

„Przygotowujemy dlapań stwa niespodzian -

kę“ – informował jeszcze w maju ambasador RP w RSTomasz Chłoń. I rzeczywi-ście kilka dni później pre-zes Klubu Polskiego To -masz Bienkiewicz, działa-cze bratysławskiego regio-nu tejże organizacji wraz z prezes Katarzyną Tulejkooraz redakcja „Mo ni toraPolonijnego“ otrzymalizaproszenia do rezy-dencji ambasado-ra na kolację.

Późnym po-południem 3 li -pca gospodarzrezydencji wrazz małżonką przy -witał konsula rad-cę ministra Grze go -rza Nowackiego z mał-żonką i nas – klubowiczów,by po krótkiej rozmowieuroczyście wręczyć Klubo -wi Polskiemu medal „Ami -cus Legation“. To wyjątko-we odznaczenie w imieniucałej organizacji polonijnejodebrał jej prezes. Konsul

Nowacki przeczytał nato-miast treść postanowieniaambasadora RP: „W uzna-niu wieloletniej działalno-ści na rzecz promocji Pol -ski, integracji środowiskasłowackiej Polonii orazupowszechniania polskiejkultury, języka i tradycji na-rodowej wśród mieszkań-

ców Sło wa -cji przyzna-

ję KlubowiPolskiemu –

StowarzyszeniuPolaków i Ich Przy -

ja ciół na Słowacji MedalPamiątkowy Ambasady Rze -czypospolitej w Bratysła wieAmicus Legation“. W imie-niu wszystkich działaczyKlubu Polskiego za to nad-zwyczajne wyróżnienie po-dziękował Tomasz Bienkie - wicz, który wyraził nadzie-

ję, że przyznany medal znaj -dzie honorowe miejsce w siedzibie Klubu, o którąjego członkowie cały czassię starają.

Podczas uroczystej kola-cji ambasador wzniósł to-ast za redakcję „MonitoraPolonijnego“ i pogratulowałNagrody im. Macieja Pła -żyń skiego, którą w tym ro-ku przyznano temu pismu.

Pochwalił też działalnośćKlubu, podkreślając zna-czenie promujących naszkraj imprez, takich jak choć -by pierwszomajowe spo-tkanie „Z Polską na Ty. Sen -tymentalna retrospekcja“,przygotowane przez braty-sławski oddział Klubu.

Późniejsze rozmowy do-toczyły ewentualnych wspól -nych przedsięwzięć i współ -pracy ambasady i organiza-cji polonijnych, której głó -wnym celem miałoby byćkreowanie pozytywnegowizerunku Polski i jej pro-mocja w Internecie.

Pod koniec spotkania,kie dy to rozmawiano jużmniej oficjalnie w ogro-dach rezydencji, prezesBienkiewicz, dziękując am -basadorowi za spotkanie,podsumował je, mówiąc:„Pańskie zaangażowanie i docenianie nas jako part-nerów dodaje nam ochotydo jeszcze bardziej aktyw-nego działania“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Medal Amicus Legation dla Klubu Polskiego

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013 33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Ingrid Majeríková, Katarzyna Pieniądz,

Linda Rábeková KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň

JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik

ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková ✝(1995 - 1999) • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava

KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected]

PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 12 euro na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100

REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO: EV542/08 • IČO: 30 807 620

Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky

V Y D Á V A P O Ľ S K Ý K L U B – S P O L O K P O L I A K O V A I C H P R I A T E Ľ O V N A S L O V E N S K U

w w w . p o l o n i a . s k

„Jak się miewają pani siostra i jej synek?“ – pyta mnie sprzedawca,sprzedający warzywa na targu w pobliskim miasteczku, do któregojeżdżę na zakupy, czasami właśnie z siostrą, kiedy ta przyjeżdża domnie w odwiedziny. Targowisko, jak się bowiem okazuje, to nie tylkoświeże owoce i warzywa, ale i specyficzny kontakt sprzedawcówz kupującymi. Tu kupuje się zupełnie inaczej niż w klimatyzowanymsklepie samoobsługowym, gdzie nie wiadomo, kogo zapytać o to czy tamto, gdzie wszyscysą anonimowi. Podobno badania rynku wykazały, że zdecydowana większość Polakówwoli robić zakupy w małych sklepikach osiedlowych, w których ceny co prawda bywająwyższe niż w hipermarketach, ale za to klienci mogą porozmawiać ze sprzedawczynią.

Podobnie jest podczas imprez Klubu Polskiego, które są oczywiście wydarzeniamikulturalnym, ale ponadto mają charakter przyjacielskich spotkań, na których budowane i utrwalane są relacje międzyludzkie. Taki też charakter miała ostatnia impreza,zorganizowana przez Klub Polski, czyli „Polskie szanty na Dunaju“ (relacja na str. 13),Zgromadziła ona grono mieszkających na Słowacji Polaków, ich rodziny i przyjaciół,zamieniając się w swojskie „targowisko”, na którym mieliśmy okazję delektowania się tym,co polskie, co nasze, tutejsze, przez nas stworzone.

Swego rodzaju „targowiskiem” jest też „Monitor Polonijny“, którego celem jestzaspokajanie potrzeb słowackiej Polonii, informowanie o tym, co nas dotyczy (rubryka„Z naszego podwórka“ – od str. 13 do 18). Specjalnie dla naszych czytelników KatarzynaPieniądz tworzy rubrykę „Polak potrafi“, prezentując naszych rodaków, którzy za granicąosiągnęli sukces. W tym numerze przedstawia firmę Max Factor. Kto z Państwa wiedział, żejej twórcą był Polak? (str. 26). W rubryce „Wywiad miesiąca“ co miesiąc publikujemyrozmowy z wybitnymi Polakami. Te rozmowy są również specjalnie skrojone na potrzebynaszego polonijnego czytelnika. W tym numerze przedstawiamy światowej sławyśpiewaka operowego Mariusza Kwietnia (str. 9).

A skoro mamy lato, czas urlopów, więc nie może u nas zabraknąć przeglądunajciekawszym letnich imprez w Polsce (str. 4). Z kolei Magdalena Zawistowska-Olszewskazaprasza wszystkich do Słowackiego Raju (str. 8), a Renata Straková nad polski Bałtyk (str. 5). W wakacyjnym numerze przedstawiamy też rezultaty dwu konkursów dla dziecii młodzieży – na najpiękniejszą bajkę (str. 31) i plastycznego pod hasłem „Tatry – polsko-słowacki skarb” (str. 27).

Czasami obserwuję sprzedawców z targu, jak pod koniec dnia pakują w skrzynki swójniesprzedany towar, sprzątają swoje stragany (podobnie jak my po imprezach w KlubiePolskim – ze statku, na którym śpiewaliśmy szanty, też wynosiliśmy skrzynki i pojemniki).Nazajutrz wczesnym rankiem znów się tu pojawią, a zapach świeżych owoców i warzywznów będzie przyciągać kupujących, którzy znów docenią ten bezpośredni kontakt zesprzedawcą. My też mamy nadzieję, że mimo okrojonych środków finansowych nadziałalność polskiej mniejszości na Słowacji nasze polonijne „targowiska“ będą działać jaknajdłużej, a „Monitor“ będzie je relacjonował.

W imieniu redakcji życzę przyjemnej lektury oraz udanego letniego odpoczynku.

Polska się bawi 4Z KRAJU 4Nad Bałtykiem po latach– pod wrażeniem Świnoujścia 5„Wina, wina dajcie“ 7SŁOWACKIE PEREŁKIWakacyjny raj 8WYWIAD MIESIĄCAMariusz Kwiecień: „Opera może być naprawdę wesoła“ 9Z NASZEGO PODWÓRKA 13Bratysława potrafi sie szczycić 19WAŻKIE WYDARZENIAW DZIEJACH SŁOWACJIStary uniwersytet w Bratysławie 20KINO-OKOKiedy dzieci mają dzieci… 21OPOWIEŚCI POLONIJNEJTREŚCI Na ostrzu cyrkla 22BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKITalon na balon 22MONITOR GOŚCI MNIEJSZOŚCIBułgarskie rozmowynie tylko w dzień targowy 24CZUŁYM UCHEM Nie tylko serialAnna German odkryta na nowo 25POLAK POTRAFI Wszystkiegwiazdy Maxa Factora (cz. I) 26Konkurs rysunkowyrozstrzygnięty! 27PORADNIK DLA POLAKÓWNA SŁOWACJISłowacki system podatkowy– co należy wiedzieć 28OGŁOSZENIA 28ROZSIANI PO ŚWIECIEWarszawska berliniankaalbo berlińska warszawianka 30MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMIKonkurs na najpiękniejsząbajkę rozstrzygnięty! 31PIEKARNIKRozkosze lata 32

W dniach 26-28 lipca w Pło -cku odbędzie się festiwal muzy-ki elektronicznej AUDIORIVER,na którym wystąpią znanegwiazdy – GusGus live, Mr. Oizo,Raresh. Z kolei 19 lipca AtlasArena w Łodzi zaprasza na kon-cert Leonarda Cohena – wi-dzów czekają trzy godziny wspa-niałego kontaktu z artystą, bar-dzo lubiącym polską publicz-ność. Od 13 do 19 lipca w Po -znaniu odbędzie się festiwal fil-mów animowanych „Animator”– nie tylko dla dzieci. Artyści bę-dą walczyć o statuetkę ZłotegoPegaza, a ich zmaganiom towa-rzyszyć będą koncerty, warszta-ty, premiery. Wrocław zaś zapra-sza w dniach 18-28 lipca naMiędzynarodowy Festiwal Fil -mo wy „T-Mobile Nowe Hory -zon ty”. Jeśli chcecie się dowie-dzieć, jakie filmy będzie możnana nim obejrzeć i kto na nim wy-stąpi, zajrzyjcie na www.nowe-horyzonty.pl.

W dniu 25 lipca na StadionieNarodowym w Warszawie wy-stąpi Depeche Mode, a od 27 lip-ca do 4 sierpnia w Kazimierzu

i Janowcu odbywać się będziefestiwal „Dwa Brzegi”, nad któ-rego wysokim poziomem czu-wać będzie jak co roku GrażynaTorbicka. Fani bluesa koniecz-nie muszą odwiedzić Chorzów,gdzie w dniach 27 – 28 lipca naXV Festiwalu im. Ryśka Riedlazagrają muzycy uliczni, a charak-teru imprezie z pewnością dodazlot harleyowców. Z kolei 30 lip-ca we Wrocławiu w Hali Stuleciawystąpi grupa Deep Purple.

W dniach 2-4 sierpnia na „OffFestivalu”, uznanym za jedną z 20 najważniejszych letnich im-prez na świecie, zapraszają Kato -wice. Jego dyrektor artystycznyArtur Rojek w tym roku ściągnąłm.in. My Bloody Valentine. A od1 do 3 sierpnia w Kostrzynienad Odrą na Przystanku Wood -stock Jurka Owsiaka wystąpią

m.in. Maria Peszek i Ugly KidJoe. Od 2 do 9 sierpnia w Pozna -niu w ramach festiwalu „Trans -atlantyk” odbędą się pokazy fil-mów i pierwszy w Polsce kon-cert Yoko Ono. Z kolei od 8 do11 sierpnia w Kołobrzegu bę-dzie można obejrzeć na festiwa-lu „Sensacyjne lato filmów”świe tne nie tylko polskie pro-dukcje filmowe, a także wziąćudział w nocnym maratonie fil-mowym. W dniach 9-10 sierpniana COKE LIVE MUSIC Festivaluw Krakowie zagrają Florenceand the Machine i Franz Ferdi -nand. W dniach 2-11 sierpnia w Zwierzyńcu odbędzie sięLetnia Akademia Filmowa, w ra-mach której w atmosferze waka-cyjnego relaksu będzie możnaobejrzeć filmy z całego świata.Dla miłośników muzyki klasycz-nej przygotowano festiwal „Cho -pin i jego Europa”, który trwaćbędzie od 15 sierpnia do 1 wrze-śnia w Warszawie i na którymwystąpią najwybitniejsi pianiści,np. Dang Thai Son i Janusz Olej -

MONITOR POLONIJNY L 4

W POLSCE 4 CZERWCA obchodzono24. rocznicę częściowo wolnychwyborów do Sejmu i całkowiciewolnych do odrodzonego Senatu.Miażdżące zwycięstwo odnieśliwówczas kandydaci Komitetu Oby -watelskiego „Solidarność“. Z tejokazji prezydent Bronisław Ko mo -rowski odznaczył m.in. LeszkaMożdżera, Artura Rojka, Kayah i Katarzynę Nosowską.

SĘDZIA ANNA WIELGOLEWSKA, któ-ra miała zdecydować, czy zawiesićproces b. szefa MSW CzesławaKiszczaka za przyczynienie się dośmierci dziewięciu górników kopal-ni „Wujek“ w 1981 r., została 5 czerwca zaatakowana po tym,jak ogłosiła, że przesłuchanie bie-głych w sprawie odbędzie się przydrzwiach zamkniętych. Grupa nie-zadowolonych z decyzji osób z Ada mem Słomką na czele krzy-czała: „Na Białoruś!”, a gdy sędziawychodziła z sali, jeden z męż-czyzn zaatakował ją tortem.

DZIEWIĘĆDZIESIĄTE URODZINY ob-chodził 7 czerwca Henryk Chmie -lewski, czyli Papcio Chmiel, twórca

popularnych komiksów „Tytus,Romek i A’Tomek”, których pierw-sza część ukazała się w 1957 r. nałamach „Świata Młodych”. 

W CZERWCU TVP pokazała kontro-wersyjny niemiecki serial „Naszematki, nasi ojcowie” w reż. Philip -pe’a Kadelbacha. Największe obu-rzenie i protesty wzbudził trzeci od-cinek, w którym pokazano żołnie-rzy AK jako antysemitów. Po jegoemisji PiS zażądało odwołania pre-zesa TVP Juliusza Brauna.

W RADOMIU 18 CZERWCA odsłonię-to pomnik Lecha i Marii Kaczyń -skich. W uroczystości uczestniczyłbrat tragicznie zmarłego prezyden-

ta Jarosław Kaczyński, parlamen-tarzyści oraz rodziny ofiar katastro-fy smoleńskiej. Obok pomnika znaj-dują się tablice upamiętniające wszy -stkie ofiary katastrofy TU-154M.

NA WARSZAWSKIM STADIONIE Na -rodowym 23 czerwca odbył siękoncert eks-Beatlesa Paula Mc -Cart neya. Liczący 71 lat muzykzaśpiewał 30 piosenek, m.in. ta-kie przeboje, jak „All My Loving“,„And I Love Her“, „Lady Madon -na“, „Let it Be“, „Eleanor Rigby“,„Hey Jude“.

PONAD 2,7 TYS. osób ewakuowano25 czerwca ze szpitali, prokuratur,urzędów pracy i posterunków poli-

J eśli nie wiecie, co począć z wolnym wakacyjnym czasem, zapraszamjak co roku do Polski. Wspaniałe i sprawdzone imprezy pozwoląkażdemu nie tylko się zrelaksować, ale również posmakować trochę

kultury. Sprawdźmy więc, gdzie poszukać rozrywki.

L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A

Pol

ska

się

baw

i

5 LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

niczak, a ponadto przedstawio-ne zostaną też różne projektymuzyczne. W tym roku koncer-ty chopinowskie zagra PolskaOrkiestra Radiowa, a partię for-tepianu zastąpi tekst literacki.

Przez całe wakacje – od 24 ma jado 6 października – w Gdań skumożna wziąć udział w Między -na rodowym Festiwalu Współ -cze snych Sztuk Wizualnych„Alter natywa”. Od 6 czerwca do1 września w Warszawie w Mu -zeum Narodowym będzie moż-na obejrzeć wystawę prac arty-sty legendy – Marka Rothko.Najdroższy malarz XX wieku tożydowski chłopiec z Łotwy, któ-ry przez całe życie obracał się w kręgach światowych arty-stów, sam pozostając w cieniu.Wystawa jego malarstwa toprawdziwa gratka!

Jak widać, imprez wakacyj-nych jest tyle, że każdy znajdziecoś dla siebie. Zapraszam więcdo festiwalowo-imprezowej Pol -ski, by było co wspominać, gdynastanie jesień.

A na koniec jeszcze apel doPolaków: Koniecznie odwiedź-cie Koszyce! To tegoroczna Eu ropejska Stolica Kultury, za -tem świetnych spotkań, wystawi pre zentacji sztuki na pewnotam nie zabraknie.

AGATA BEDNARCZYK

Na początku czerwca spełniło sięjedno z moich marzeń – po

około 40 latach znów się wybrałamnad Bałtyk z moimi rodzicami. Ja –babcia, oni – pradziadkowie, ale stalebardzo aktywni, zawsze czujemy się zesobą wspaniale. Każda chwila spędzo-na razem, to dla nas cenny dar. Dlategochcę się podzielić z Wami swoimi wra-żeniami z pobytu na wyspach Wolin iUznam – wysuniętymi na północny za-chód skrawkami Polski.

Nasze modlitwy zostały wysłuchane– na początku czerwca prawie całaEuro pa topiła się w deszczu, a nasŚwino ujście przywitało słońcem, któreświeciło przez cały czas pobytu. Nie

przeszkadzał nawet wiatr od morza,który przecież opala... Woda co prawdanie zdążyła sie jeszcze ogrzać, ale byławyjątkowo czysta, więc i tak znalazło siękilku odważnych w kąpielówkach. Teżbyłam taka przed laty...

Zaraz pierwszego dnia w piasku naplaży znalazłam grosik – zobaczymy, czyprzyniesie mi szczęście. Rozbawiłomnie spotkanie z poszukiwaczami skar-bów. Wykrywacze metali w ich rękachświadczyły o tym, że znaleziony grosikto tylko mała część skarbów, zagubio-nych przez wczasowiczów na plaży.Każdy chciałby się wzbogacić…

Warto podkreślić, że do samej wodyprowadzą z miasta zjazdy dla inwalidów,

cji po tym, jak instytucje te otrzy-mały maile z informacją o podłoże-niu ładunku wybuchowego. W ak-cji wzięło udział ponad 400 poli-cjantów. Maile z informacjami o podłożeniu bomby wysłano z ser-werów w kraju i za granicą.Podejrzany o ich wysłanie 26-latekzostał aresztowany.

ZWIĄZKOWCY, KTÓRZY 26 czerwcazerwali posiedzenie trójstronnej ko-misji, mającej ustalić wysokość mi-nimalnego wynagrodzenia w 2014 r.,waloryzację rent i emerytur orazzałożenia przyszłorocznego budże-tu, domagają się dymisji ministrapracy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Zarzucają też rządowi

brak dialogu. „Dialog nie polega natym, że związki każą, a rząd, parla-ment, pracodawcy wykonują pole-cenia“ – powiedział premier DonaldTusk.

PREZYDENT BRONISŁAW KOMOROW -SKI zawetował ustawę o okręgachsądowych, przywracającą 79 sądówrejonowych, zniesionych w wynikureorganizacji dokonanej na począt-ku roku na mocy tzw. reformyJarosława Gowina. Z rozkładu gło-sów w Sejmie wynika, że opozycjioraz koalicyjnemu PSL nie uda sięodrzucić prezydenckiego weta.

NACZELNA PROKURATURA WOJSKO -WA poinformowała 27 czerwca, że

biegli nie stwierdzili pozostałościmateriałów wybuchowych ani pro-duktów ich degradacji na elemen-tach wraku Tu-154M.

PODCZAS OSTATNIEGO czerwco-wego weekendu odbył się kon-gres PiS, podczas którego szefempartii ponownie został wybranyJarosław Kaczyński, któryoświadczył, iż jego partia jest go-towa przejąć odpowiedzialnośćza kraj. Gościem kongresu byłszef „Solidarności” Piotr Duda.

RÓWNIEŻ W OSTATNI WEEKENDczerwca zebrała się w Chorzowiekonwencja PO, podczas którejGrzegorz Schetyna poinformował,

że nie będzie się ubiegał o fotelszefa partii. W wyborach, które po-trwają do 23 sierpnia i w którychbędą mogli głosować wszyscydziałacze Platformy, zmierzą sięnajpewniej Donald Tusk i JarosławGowin.

PODCZAS POKAZÓW Gran TurismoPolonia w Poznaniu doszło 30 czerw -ca do tragicznego wypadku – je-den z samochodów wjechał w pu-bliczność, w wyniku czego 17 osób,wśród nich dwoje dzieci, zostałorannych. Samochód prowadził nor-weski kierowca, który po wypadkuzostał zatrzymany przez policję na48 godzin.

mp

T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O

Nad Bałtykiempo latach pod wrażeniem

Świnoujścia

O kres letni to doskonały czas na podróże. W związku z tym przygotowaliśmy dla Państwaspecjalny blok tematyczny, a w nim przegląd imprez kulturalnych z różnych miastPolski. Zachęcamy też do odwiedzenia polskiego Bałtyku i do wycieczek po Słowacji.

MONITOR POLONIJNY L 6

a na plaży są też dwa WC dla osób nawózkach. Wszystkie plażowe toale-ty wyjątkowo czyste i ozdobionekwiatami – już nie trzeba biegaćna wydmy (co i przed laty było za-bronione...).

Tato karmił na plaży mewy, nie-które jadły nawet z ręki. Podziwwzbudzała jedna spryciula, skry -wa jąca się za płotkiem z gałęzi, we-pchniętych w piasek.

W trakcie długich spacerówwzdłuż plaży zbierałam muszelki, a fale obmywały mi stopy. Na efektnie trzeba było długo czekać – słońcespaliło mi nogi. Ale co tam!

Już pierwszego dnia zwróciłamuwagę na dużą liczbę rowerzystów,którzy byli właściwie wszędzie – nadeptaku, ulicach miasta, a nawet naplaży, gdzie odważnie pedałowali pomokrym piasku. Postanowiłam i japojeździć na rowerze. Właścicielkanaszej kwatery była bardzo miła i po-życzyła mi ten swój.

Ścieżką rowerową dojechałam dogranicy niemieckiej, ale gdyby niezbyt niskie siodełko i brak cieplejsze-go ubrania popędziłabym dalej poprzepięknej transgranicznej magi-strali w głąb Niemiec, gdzie w każ-dym kurorcie mają molo. Oczywiścieprzeszłam się po tym najstarszym z czasów cesarskich, w Ahlbecku, a potem pojechałam do następnegokurortu – Heringsdorfu. I tak podró-żując po obu stronach granicy pol-sko-niemieckiej, zauważyłam różnice:po niemieckiej stronie wyspy byłorównie zielono, ale i bogato, czysto, a wszędzie pachniało morzem i róża-mi, nie było czuć smrodu smażonychryb. Dobrze się tym Niemcom wraca-

ło wieczorem do swoich willi po do-brych i tanich zakupach oraz tańszejsmażonej rybce po polskiej stronie...

Spotkałam też opalających się nie-mieckich nudystów – ja też się trochęopaliłam, ale w paski!

W Świnoujściu najbardziej rozba-wił mnie miejscowy dorożkarz (stu-kanie końskich kopyt po mieściewzbudza we mnie nostalgię), którywioząc nas nad morze ulicami miasta,opowiedział historię o parze niemiec-kich klientów, którzy po dziesięciuminutach jazdy zasnęli i przespali ca-łe półtorej godziny opłaconej prze-

jażdżki. My za to tę przejażdżkę prze-żyliśmy intensywnie, choć wcześniejjej nie planowaliśmy – jak dobrze, żewcześniej uciekł nam z przystankuautobus!

Z zaciekawieniem obserwowałampromy (jedyne połączenie z lądem) i jego funkcjonowanie. Nie wiem, czypotrafiłabym żyć na wyspach, choćpromy kursują nieustannie, a widok z nich jest fascynujący...

Świnoujście to bardzo zielone mia-sto, niezwykle ciekawie położone –przekonaliśmy się o tym z tatą, spo-

glądając na miasto z wieży widoko-wej, na której szczyt prowadzi ponaddwieście schodów.

„Rybka w śrubie” – to niewielka re-stauracyjka w centrum miasta, aledorsz smażony z surówkami był tamwyśmienity. Od czasów naszych co-rocznych wczasów zakładowych nadmorzem 40 lat temu (o zgrozo!) mo-im ulubionym daniem jest wędzonyhalibut. Rano w wędzarni przy plażywieszają świeżutkie kawałki, by doobiadu zdążyły się wysuszyć. Niebo w gębie i… próżny portfel mamy. Ależyje się raz!

Wielki targ dla Niemców i innychpłacących w euro codziennie przycią-ga turystów. Nic ciekawego tam jed-nak nie znalazłam – wolę zresztą tennasz, w Szamotułach, mojej rodzinnejmiejscowości.

Bursztyny i muszle znów mi zawró-ciły w głowie – codziennie coś doku-pywałam na licznych straganach przypromenadzie. Dobrze, że byliśmy tamtylko pięć dni...

Rano na horyzoncie obserwowa-łam co najmniej kilka jednostek pły-wających – płynące do Skandynawiipromy, kutry rybackie i wielkie trans-portowce. Wszystkie mijały pobliskimłyn na falochronach z początku XIXwieku – znak nawigacyjny w kształ-cie wiatraka, dzisiejszy symbol miastai cel plażowych spacerów wczasowi-czów. Szum fal i zapach morskiej wo-dy niesamowicie uspokajają...

W Muzeum Rybołówstwa Morskie -go zobaczyliśmy najstarszą piranię,pły wającą w akwariach Europy. Po -nad 35 lat w akwarium! Chyba pożar-ła już wszystkich towarzyszy, bo sa-motnie pozowała do zdjęć, w odróż-nieniu od rybek koralowych. Wszy -stkie zgromadzone tam eksponaty by-ły ciekawe.

Szczególnie zainteresowała mnienie miecka historia miasta, które ażdo roku 1945 widniało na mapach

L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A

ZDJĘCIA: RENATA STRAKOVÁ

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

„Amoże wybierzemysię na festiwal wi-

na do Strekova?“ – zapro-ponowała w ubiegłymroku nasza sąsiadka. Na -wet nie wiedziałam, żeoprócz Pezinka i jegookolicy jeszcze gdzieś od-bywają się tego typu im-prezy. Udział w niej tociekawa propozycja spę-dzenia lipcowego week-endu na południu Słowacji.

Sąsiadka spakowała kieliszki (pod-czas festiwalu można próbować trun-ków, korzystając z własnych kielisz-ków bądź kupując je na miejscu) i wszyscy ruszyliśmy do położonegoniedaleko Novych Zamków Strekova.

Pierwsza pisemna wzmianka o tejmiejscowości pochodzi z 1075 roku.We wsi znajduje się kamienny kościółz 1328 roku i barokowy z 1775 roku.Mieszkańcy regionu uprawiali daw-niej głównie pszenicę i winorośl, zaj-mowali się tkactwem i szewstwem.

Organizowany od 2008 roku festi-wal wina nawiązuje do tych tradycji.W czasie jego trwania właściciele win-nic zapraszają gości w swoje progi.Wystarczy tylko kupić wejściówki i kupony na wino, by potem je wymie-nić na dowolnie wybrane trunki.

Skręciliśmy do pierwszej winnicy,położonej na niskim pagórku. Wła -ściciel i jego pomocnicy prezentowali

różne rodzaje win, za chę -cając do degustacji.Zajęliśmy więc miejsceprzy ogrodowym stole i rozkoszowaliśmy sięsma kiem trunków. Przednami rozpościerał siępiękny widok na okolicęi jej winnice. Czekała nasjeszcze długa droga, bo-wiem organizatorzy festi-walu przygotowali trasę,

usianą straganami, przy których moż-na było nie tylko skosztować win taksłowackich, jak i zagranicznych (głów-nie węgierskich), ale i kupić pa miątkiczy spróbować specjałów lokalnejkuchni. Naszą uwagę zwrócił kucharz,mieszający wielką chochlą w olbrzy -mim kotle gulasz, na który się skusili-śmy. Był wspaniały! I choć pogodawówczas była kapryśna, to wrażeniaokazały się niezapomniane.

W tym roku festiwal odbędzie się20 i 21 lipca. Kto więc ciekaw tegoprzedsięwzięcia, niech jedzie doStrekova. mw

T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O

jako Swinemunde. Potem przezdługi czas stacjonowały tu wojskarosyjskie.

Wycieczka statkiem po rzecei miej skich kanałach przyniosławiele wrażeń – wyspa z mnóstwemkormoranów, siedzących na ogoło-conych przez odchody drzewach,port dla promów i okrętów wojen-nych, rozładunek największego ma-sowca, który dotarł do Świnoujścia(280 m dł.), najwyższa latarnia mor-ska nad Bałtykiem, ogromne falo-chrony... W końcu się dowiedzia-łam, w jaki sposób statki płyną stąddo Szczecina i z powrotem na mo-rze i że 9 promów dziennie wypły-wa na północ. Kapitan wyjaśniałnam wszystko po polsku i po nie-miecku – odniosłam wrażenie, żetu chyba wszyscy znają niemiecki. .

Zamiast pójść na dancing, poszli-śmy na plażę, by zatańczyć w pro-mieniach zachodzącego słońca, któ-re nad Bałtykiem jest zawsze pięk-ne. Tańczyliśmy z tatą w knajpce pogołym niebem, przy plaży, w rytm„Żółtych tulipanów” i byliśmy poprostu szczęśliwi...

Chyba żadne miejsce nad naszymmorzem nie oferuje tylu atrakcji napogodę i niepogodę, dla leniwych i aktywnych. Są tu najszersze złoteplaże, czysta woda i powietrze, du-żo zieleni, urzekające krajobrazynadmorskich wysp z wydmami, naj-wyższa latarnia morska, duży portdla promów i innych statków, kilo-metry pieszych, rowerowych i kaja-kowych szlaków, ślady bogatej hi-storii i przemili ludzi.

Muszę tam jeszcze wrócić…Choćby po to, by obejrzeć jeszczetamtejsze fortyfikacje wojenne i wiele innych ciekawych rzeczy!

RENATA STRAKOVÁ

„Wina wina dajcie!“

ZDJĘ

CIA.

STA

NO S

TEHL

IK

8

Słowacki Raj należy donajpiękniejszych parkównarodowych Europy. Znaj -du je się we wschodniejczęści kraju, na granicy Spi -sza i Gemeru. Ten wapien-ny poprzecinany dolinamii kanionami płaskowyż ofe-ruje wspaniałe krajobrazy,mnóstwo wrażeń i dziesiąt-ki kilometrów szlaków tu-rystycznych do przemie-rzenia, a najlepszą porą naodwiedzenie tego miejscasą wakacje.

W lipcowy weekend wy-brałam się z przyjaciółmi w to niesamowite miejsce,by odpocząć od gwaru mia -sta i aktywnie wypocząć nałonie natury. Niestety przy-witała nas letnia burza i ulew ny deszcz. Mały dre -wniany ogrodowy domek,w którym byliśmy zakwate-rowani, stał samotnie, oto-czony jedynie przez pola,w sąsiedztwie starej stodo-ły. Po pierwszej burzy przy-szła następna, potem kolej-na… Nasza chatka nie posia-dała piorunochronu, dla -tego dla bezpieczeństwa

postanowiliśmy zejść domałej piwniczki, w którejurządzono bar i miejsce nagrill. By dodać sobie otu-chy i umilić czas, przy akom -paniamencie gitar śpiewa-liśmy polskie szlagiery, za-jadaliśmy kiełbaski i śmia -liśmy się burzy prosto w twarz, nic sobie nie ro-biąc z potężnych grzmo-tów i oślepiających błyska-wic. Zawierucha na ze-wnątrz trwała kilka godzin,ale ranek przywitał nas słoń -cem i błękitnym niebem.Po szybkim śniadaniu zapa-kowaliśmy plecaki i czymprędzej ruszyliśmy na szlak.

W Słowackim Raju wyty-czono gęstą sieć szlakówturystycznych o różnymstopniu trudności. Możnatu spotkać rodziny z dzieć-mi, osoby starsze i prawdzi-wych piechurów. Trasy niesą długie i zazwyczaj wy-starczą 2 do 3 godzin, by jepokonać. Niektóre nie na-leżą jednak do łatwych i wy -magają sporo zwinności i odwagi. Leśne ścieżki nietylko wiodą po omszałych

kamieniach i dnach poto-ków, ale również po stro-mych drewnianych i meta-lowych drabinkach, most-kach i platformach, wbitychw pionowe skalne ściany.Wiele tras prowadzi przezdrewniane mostki, umiesz-czone nad rwącymi poto-kami lub wzdłuż nich, a tak -że przez metalowe platfor-my nad ogromnymi prze-paściami, gdzie trzeba trzy-mać się łańcuchów, by niespaść. Warto jednak zadaćsobie trochę trudu dla wspa -niałych widoków i wyją -tkowego mikroklimatu. Przyokazji można sprawdzićswoją kondycję fizyczną i zmierzyć się własnymstrachem.

Wyprawy po SłowackimRaju najczęściej rozpoczy-na się w miejscowościachPodlesok, Hrabušice, Čin -gov czy Dedinky. Do najcie-kawszych tras należy zde-cydowanie szlak, prowadzą -cy do Sokolej Doliny (So -kolia dolina), w której znaj-duje się ogromny Wodo -spad Zawojowy (Závojový

vodopád). Warto także wy-brać się na jeden z najwyż-szych szczytów o nazwieHawrania Skała (Havraniaskala - 1156 m n.p.m.) lubna Tomaszowski Wyhlad(Tomášovský výhľad) skądrozpościera się zachwyca-jący widok nad przepaściąw głąb doliny Hornadu.Szczególnie godny odwie-dzenia jest szlak, wiodącyna polanę Kláštorisko,gdzie znajdują się ruinyklasztoru kartuzów z koń-ca XIII w. oraz jedyne w tejokolicy schronisko tury-styczne. Natomiast poszu-kiwaczom mocniejszychwrażeń polecam szlak pro-wadzący po dnie najdłuż-szego i najgłębszego kanio-nu Wielki Sokół (Veľ kýSokol).

Słowacki Raj odwiedzi-łam kilkakrotnie, za każ-dym razem zachwycającsię jego pięknem i wyjątko-wością. To miejsce przycią-ga turystów, wśród któ-rych nie brakuje Polaków.Najlepszą porą, by poznaćjego uroki jest lato. Ciepłedni sprzyjają górskim wę-drówkom, a wszędzie uno-si się cudowny zapach ży-wicy i ziół.

Pakujcie więc plecaki i ru-szajcie do Słowackiego Raju,by posmakować prawdziwejwakacyjnej przygody.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Słowackieperełki

J est takie miejsce na Słowacji, pełne niecodziennych widoków, rwącychpotoków, wodospadów, głębokich przepaści, urzekające bujną zieleniądrzew i paproci. To mały raj na ziemi – Słowacki Raj.

Wakacyjny raj

ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

ZDJĘCIA: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O ● L A T O

Jest Pan naszym najlepszym towaremeksportowym, jeśli idzie o muzykępoważną. Czuje się Pan gwiazdą?A wyglądam? (śmiech). W ogóle

się nie czuję. Robię to, do czego zo-stałem stworzony, to, co lubię. Czę -sto patrzę wstecz – skąd przyszedłem,jak zaczynałem, jak wyglądała mojadroga artystyczna.

Podobno nie chciał Pan śpiewać muzyki operowej?Nie, nie chciałem. A niedługo upły-

nie 20 lat mojej kariery! Kiedy się nanią zdecydowałem, czekała mnie cięż-ka praca. Teraz przeżywam pewnegorodzaju satysfakcję, ale i niedosyt. My -ślę, że w dzisiejszych czasach zbytszybko nazywamy kogoś gwiazdą. A przecież na miano gwiazdy trzebasobie zasłużyć. Niektórzy zwracają siędo mnie „maestro” czy „mistrzu”, a jasię zastanawiam, jak w takim razie japowinienem tytułować moich mi-strzów – Placida Dominga czy JamesaLevine’a z opery w Nowym Jorku. Tosą ludzie, którzy mają swoje lata, do-świadczenia, sukcesy. A ja jestem całyczas w drodze zdobywania doświad-czeń! Na pewno kiedyś, w przyszłościz przyjemnością przyjmę wszystkiehonory gwiazdy, jeśli oczywiście da-ne mi będzie kontynuowanie mojejdrogi zawodowej. W tej chwili niezwracam uwagi na tytuły, jestem zaję-ty pracą.

Z Pańskimi światowymi osiągnięciamimógłby Pan być traktowany w Polscewłaśnie jak gwiazda, media mogłybyPanu poświęcać dużo więcej miejsca, a tak nie jest. Z czego to wynika? Czymuzyka poważna traktowana jest jakokultura dla elit?Moja twarz nie musi zdobić okła-

dek kolorowych pism. Oczywiściebycie osobą rozpoznawalną jest ku-szące. Z drugiej strony, ile jest rozpo-

znawalnych twarzy w show-bizne-sie? W przypadku niektórych osóbnawet nie wiemy, z czym mamy jekojarzyć, czy to aktor, piosenkarz,tancerz. Ja mogę zachować swojąprywatność, nie muszę opędzać sięod natrętów. Myślę,  że wszędzie naświecie muzyka poważna ma swojeszczególne miejsce. Jeśli jej się niekocha od dziecka, to trzeba do niejdorosnąć, trzeba się jej uczyć. To jestmuzyka napisana dla ludu przezwspaniałe dzieci ludu. Tak samo jakpiękna architektura, kościoły, rzeźby,zostały stworzone dla nas wszyst-kich. To nie jest muzyka dla wyż-szych klas. W Polsce tak się przyjęło,że to muzyka dla elit, może dlatego,że wiele osób jej nie słucha, nie rozu-mie, ma złe wyobrażenie o operze. A przecież opera może być na-prawdę wesoła i dać dużoprzyjemności.

Panu też się kiedyś nie podobała…Nie podobała mi się, bo słysza-

łem złe wykonania, denerwowałomnie przesadne vibrato w gło-sach. Do tej pory nie lubię mu-zyki wagnerowskiej. Ale terazmogę powiedzieć, że jej nie lu-bię, bo ją znam, słuchałem jejwiele razy. Żeby powie-dzieć, że czegoś się nie lu-bi, trzeba to poznać.

Przed Panem stoją otworem światowesceny, może więc Pan promowaćpolskich kompozytorów. WykorzystujePan tę możliwość?W Stanach Zjednoczonych miałem

serię recitali, podczas których śpie-wałem pieśni Mieczysława Karłowi -cza. W ostatnim czasie prezentuję„Króla Rogera“ Karola Szymanow -skiego. Wystąpiłem z nim w Paryżu,Madrycie, Bilbao, na festiwalu w No -wym Meksyku, w Santa Fe, w StanachZjednoczonych. W najbliższym czasieplanowana jest premiera tej opery w Londynie, podpisałem teżkontrakt w Chicago. Tojest taki mój malutkiwkład na rzecz pro-mocji Szymanow -skiego.

B yło to wydarzenie na światową skalę: 19 czerwca w bratysławskiej filharmonii wystąpił nasz rodak Mariusz Kwiecień, międzynarodowej sławy baryton

(relacja z występu na str. 15). W przededniu koncertu udało mi sięprzeprowadzić z nim wywiad. Na spotkanie przybył człowiek bezwielkich manier, z którym można by rozmawiać godzinami.

Mariusz Kwiecień: „Operamoże być naprawdę wesoła“

„Żeby powiedzieć,że czegoś się nie lubi,

trzeba to poznać”.

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

9

MONITOR POLONIJNY L 10

Jaki jest odbiór?Na samym początku spotykam się

ze sceptycyzmem, który przełamuję,zapraszając dyrektorów oper na mojekoncerty. Po występie są zachwyceni.Kiedy decydują się na wystawienie„Króla Rogera“, przychodzi obawa,jak spektakl przyjmie publiczność,ale zazwyczaj oceny są bardzo pozy-tywne, choć przedstawienie jestprzecież dość kontrowersyjne, sporow nim wątków homoseksualnych.Wie pani, my nie mamy wielkichkompozytorów, śpiewaków czy mu-zyków, za pośrednictwem którychmoglibyśmy promować polską muzy-kę. Inaczej jest w przypadku Rosjan,Czechów… O muzyce amerykańskiej,brytyjskiej czy niemieckiej już nawetnie wspominam – tej promować nietrzeba, bo jest genialna. Ale my, któ-rzy genialnej muzyki mamy trochęmniej, powinniśmy ją nad wyraz pro-mować.

To jest wyrzut pod adresemdecydentów w Polsce?Tak, to jest wyrzut pod adresem

władnych, począwszy od tych z mini-sterstwa kultury, a skończywszy natych ze stowarzyszeń, którzy dyspo-nują pieniędzmi na promocję pol-skiej kultury. Wiele razy prosiłem o takie wsparcie, ale nie było zaintere-sowania, więc wziąłem sprawy

w swoje ręce i sam próbuję pokazaćpolską sztukę.

Czy świat mógłby zainteresować sięmuzyką Stanisława Moniuszki, którego kochają Polacy?Muzyka Moniuszki jest po prostu

słaba. Ona ma może walory senty-mentalne dla Polaków, ale jest niezro-zumiała dla szerszej publiczności.

Co w Pana przypadku zdecydowało o sukcesie – determinacja,przebojowość, talent?Myślę, że wszystko po trochu: tro-

chę szczęścia, talent, moja pracowi-tość. Jestem człowiekiem, który sięnie poddaje, otwartym zarówno nakrytykę, jak i pochwały. Od 12 latsamodzielnie pracuję nad swo-im głosem; zrezygnowałem z lekcji u profesorów, bo-wiem nie ufam innym, je-żeli chodzi o mój głos.

Jest Pan kowalemwłasnego losu?Tak. Jeżeli coś idzie nie

tak, to nie muszę obarczaćniepowodzeniem in-nych – wiem, ktojest za nieodpowie-dzialny.

A często się to zdarza?Nie często, ale i mnie – jak każde-

mu człowiekowi – zdarza się, że cośnie idzie tak, jak sobie wymarzyłem.

Pamięta Pan jakiś szczególny koncert, który przyniósł zwrot w Pańskiej karierze?Takich momentów zwrotnych było

kilka, choć niekoniecznie wpłynęłyone znacząco na moją karierę, ale ra-czej na moją psychikę. Pierwszy tomój solowy debiut, kiedy na jednym z koncertów jako 16-letni chórzysta,miałem zaśpiewać pieśń patriotycz-ną. Denerwowałem się i pomyliłemsłowa. Drugim ważnym momentembył „Czarodziejski flet”, wystawianydla dzieci w Teatrze Roma w War -szawie, w którym wcieliłem się w po-stać Papagena. Wszedłem wówczasmiędzy publiczność, by nawiązaćkontakt z dziećmi, i pewnej dziew-czynce powiedziałem, że jest śliczna.

Dopiero później zauważy-łem, że ma chustkęna głowie – prawdo-podobnie nie miaławłosów i była po che-mioterapii bądź pojakimś ciężkim wy-padku. Później do-stałem od niej czer-woną różę. Do koń-ca życia nie zapo-

mnę tych wielkich

„Kiedy 15 lat temu wyjechałem do Nowego Jorku, od razu zauważyłem dramatyczne różnice, dotyczące

zarówno standardu życia, stosunku do pracy, jak i dyscypliny i organizacji pracy”.

MARIUSZ KWIECIEŃ – polski śpiewak operowy(baryton), absolwent Akademii Muzycznej w Warszawiew klasie prof. Włodzimierza Zalewskiego, laureat wielukonkursów wokalnych, m.in. austriackiego Belvederei hiszpańskiego międzynarodowego konkursuśpiewaczego w Barcelonie. Oglądać i słuchać go można na wielkich scenach operowych całegoświata, m.in. nowojorskiej Metropolitan Opera, Lyric Opera w Chicago, Seattle Opera, SanFrancisco Opera, operze wiedeńskiej i paryskiejczy londyńskiej Operze Królewskiej. W 2009roku z rąk ministra kultury i dziedzictwanarodowego odebrał Srebrny Medal„Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

11

niebieskich oczu, które mi dziękowa-ły wymownie za komplement. A ta-kim artystycznym, przełomowymmo mentem w mojej karierze był mójpierwszy spektakl „Króla Rogera“ w Paryżu. Na premierze zupełnie się za-traciłem jako śpiewak i aktor. Tru dnomi było wtedy stwierdzić, gdzie jestemja, a gdzie mój towarzysz król Roger.

To znaczy, że im bardziej artyście udasię utożsamić z rolą, tym lepszy efekt?Nie do końca. To był taki moment,

kiedy poczułem przypływ wielkiejmocy. Zrozumiałem, że można wię-cej, pełniej przeżywać to, co się robina scenie. Od tamtego momentu niezdarzyło mi się, bym przeżył ponow-nie takie uniesienie, ale to było zaled-wie kilka lat temu, więc może coś ta-kiego jeszcze się powtórzy.

W Ameryce nazywają Pana „PolskiKsiążę“. To chwyt reklamowy?Wynika to pewnie z tego, że głó -

wnie występuję w rolach ludzi szla-chetnie urodzonych, jak EugeniuszOniegin, hrabia z Wesela Figara, czyDon Giovanni. Zauroczyła mnie ma-gia, bajkowość scenicznych postaci,które występują na obcasach, z kla-merkami przy butach, w perukach,żabotach. Może dlatego, że były onetak różne od tych z szarej, socjalisty -cznej rzeczywistości? Wykorzy stujęwięc na scenie te atrybuty, a swój wy-stęp na scenie ubieram w odpowied-nie gesty – specjalne ustawienie nógna lekko ugiętym kolanie. Po takimkoncercie zawsze dostaję komple-menty, ludzie chwalą mnie ze wyjąt-kową grację, gestykulację, które zwy-kle pomagają mi zbudować postaćwiarygodną, nietuzinkową.

Wyjeżdżał Pan z Polski z jakimiś kompleksami, które udało się wyleczyć za granicą?Myślę, że polskie kompleksy są cią-

gle te same. Być może u młodej gene-racji, która kiedyś dorośnie, będąmniej widoczne? Kiedy 15 lat temuwyjechałem do Nowego Jorku, od ra-zu zauważyłem dramatyczne różnice,dotyczące zarówno standardu życia,stosunku do pracy, jak i dyscypliny iorganizacji pracy. To były rzeczy, któ-

re musiałem szybko zmienić, by zo-stać zaakceptowanym przez wielkiświat. Wcześniej bowiem rzeczywi-ście zdarzało mi się nie przygotowaćalbo zostawić coś na później. Szybkojednak się tego oduczyłem. Polaka naulicy w Stanach Zjednoczonych moż-na od razu rozpoznać. Ale może jed-nak nie powinienem tego mówić.

Dlaczego?Niektórzy mogą się na mnie obra-

zić i będą mieli rację, ponieważ ci lu-dzie tak zostali nauczeni, wychowanii to nie jest ich wina, że się tak ubiera-ją, czeszą…

Są charakterystyczni?Tak.

Niekoniecznie pozytywnie?Tak. Tak samo jak można rozpo-

znać na ulicy Rosjanina, tak samomo żna rozpoznać Polaka.

Sporo Pan podróżuje. Udało się Panuzapuścić gdzieś korzenie?Od 15 lat jestem związany z No -

wym Jorkiem i tam spędzam kilkamie sięcy w roku. Podpisując kontraktna operę, dużą produkcję, muszę sięliczyć z tym, że w danym mieście spę-dzę około dwóch, trzech miesięcy.Wy najmuję więc wtedy mieszkanie w Monachium, Paryżu, Londynie, Ma -drycie czy jakimś innym mieście. Potakim okresie już wiem, czy dane mia-sto lubię, czy smakuje mi jedzenie, czyodpowiada mi tamtejszy styl życia.

Szuka Pan w tych miastach kontaktu z Polakami?Nie, mam kontakt z moimi znajo my -

mi przez Skype’a albo osobisty, kiedyprzyjeżdżają do mnie w odwiedziny.Polonia miejscowa, najczęściej w Sta -nach Zjednoczonych, też mnie zapra-sza na swoje imprezy. Zaskaku jące sąjednak momenty, kiedy pod koniecmojego pobytu w danym kraju, częstopo premierze, kiedy publikowane sąwywiady ze mną, recenzje z wystę-pów, dzwoni do mojego menedżeraprzedstawiciel Instytutu Pol skiego i wyraża zdziwienie, że jestem w da-nym mieście. Wygląda to na brak pro-fesjonalizmu placówki kulturalnej.

Podpytuję Pana o Polaków za granicą,by dowiedzieć się, czy może się Panutożsamiać z Polonią, skoro większośćczasu spędza Pan poza Polską i co kilkamiesięcy przenosi się do innego kraju?Mam mieszkanie w Nowym Jorku,

tam płacę podatki, jestem związanyz Metropolitan Opera, ale mieszkamw Polsce. Polskości nie da się zemnie wyrzucić, choć nie czuję siępatriotą. Jestem patriotą lokalnym:lubię wieś, w której mieszkam, ro-dzinę, znajomych.

Nie czuje się Pan patriotą?To niemożliwe, przecież przed chwilą mówił Pan, jak promujepolskich kompozytorów…Ale tylko dlatego, że oni są wspa-

niali. Nie jestem patriotą, nie intere-suje mnie historia Polski, przeszłość,katolicyzm.

Ale zna Pan historię sztuki, muzyki polskiej…Tak, ale proszę mi wierzyć, gdyby

Szymanowski napisał kicz zamiastpięknego „Króla Rogera“, to nie pro-mowałbym go. Jestem Polakiem, całyczas jestem zakorzeniony w Polsce,nie wyobrażam sobie, bym mógłmieszkać na stałe w innym kraju.Znam dobre i złe cechy naszego naro-du, bowiem sam jestem jego repre-zentantem. We wszystkich obcych ję-zykach, którymi władam, mam sło-wiański akcent, którego chyba się jużnie pozbędę.

Kto jest, według Pana, patriotą?Patriotką była świętej pamięci Ma -

ria Fołtyn, którą żartobliwie nazy -wa liśmy z kolegami wdową poMoniu szce. Mimo że Moniuszko pi-sał muzykę, jaką pisał – bardzo sen-tymentalną – ale, niestety, nie mię-dzynarodową, ona i tak wyjeżdżałaza granicę z „Halką“ czy „StrasznymDworem“, by je promować.

Często otrzymuje Pan oferty pracy w Polsce?Nikt się o mnie nie bije, bo w Pol -

sce chyba dominuje podejście, że jeśliktoś robi światową karierę, to pewniejest nieosiągalny i nie będzie miećczasu, a danej placówki kulturalnej

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

MONITOR POLONIJNY L 12

pewnie nie będzie stać, by zapłacićmu honorarium. To błąd! Mój me -nadżer współpracuje z operami war -szawską i krakowską. W Krako wie jestem co sezon po to, by zaspokoićgłód kulturalny mojej rodziny, znajo-mych i melomanów w tym mieście.

Ile ma Pan takich występów rocznie?Niewiele. Trzy, może pięć?

A czy to prawda, że ma Pan wypełniony kalendarzz siedmioletnim wyprzedzeniem?Nie, z sześcioletnim. W tej chwili

prawie cały kalendarz do 2018 mamzapisany.

Wiem, że w dniu koncertu stara sięPan wyciszyć i nie umawia na żadnespotkania. Takiej higieny psychicznejwymagają role, w które się Pan wciela?Staram się zachować siły i wital-

ność na wieczór. Każde spotkanie czywywiad odbierają energię, stąd więk-szość śpiewaków dzień występu albonawet dwa dni przed nim stara sięspędzić miło i przyjemnie.

Przyjemnie Pan spędził czas w Bratysławie?Bardzo! Bratysława ma bardzo ład-

ne odnowione kamienice. To, co jed-nak w niej najbardziej zwraca uwagę,to ciepli, sympatyczni ludzie. Tacy by-li kiedyś Polacy.

A już nie są?Nie.

Nie???Ja mówię o cieple narodu. Tu lu-

dzie w sklepach, restauracjach sąotwarci, uśmiechnięci, uprzejmi i touderza w pozytywny sposób.

To znaczy, że Polacy bardzo się zmienili?Myślę, że Polacy za bardzo prą do

przodu i za wszelką cenę jak najszyb-ciej chcą nadrobić czas, straconyprzez komunizm.

To źle?Myślę, że źle. Nie można przecież

posiać ziarna i za miesiąc oczekiwaćplonów. Wszystko potrzebuje czasu.Chcielibyśmy uczestniczyć w tymszalonym tempie europejskiego ży-cia, ale nie chcemy rezygnować z na-szych zabobonów, guseł.

Może niektórzy Polacy wzorują się na jednostkach, takich jak Pan, którym udało się osiągnąć sukces,dlatego prą do przodu?To wspaniała interpretacja. Ja też

patrzę na osoby, które coś osiągnęły,bo to mnie mobilizuje. Życzyłbymwszy stkim znalezienia w swoim oto-czeniu takich osób, które wpływały-by na nich mobilizująco.

Kto dla Pana jest taką motywacją?Patrzę na przykład na Meryl

Streep, która w moich oczach jestabsolutnie idealną i dojrzałą aktor-ką. W Polsce o kimś, kto ma 60 lat,

mówi się często, że już wszystko maza sobą, a Meryl Streep stale się roz-wija i udowadnia, że jako aktorkamoże być wciąż lepsza.

Ale Panu już w młodym wieku udało się osiągnąć szczyty.No taaak, to nie jest aż taka straszna

młodość…

To kokieteria?To nie jest kokieteria. Śpiewak, któ-

ry ma 40 lat, jest w połowie drogi.Dobrze byłoby, gdyby udało mi sięjeszcze 15-20 lat pośpiewać, ale prze-cież to zależy od zdrowia i możliwo-ści, które daje głos.

Kiedyś powiedział Pan, że muzyka jest partnerką życiową, wirusem,którego nie da się usunąć…Tak jest chyba nie tylko w moim

przypadku, bo wszyscy przecież słu-chają muzyki, tak dzieci, jak i ludziedojrzali. Muzyka, której słuchaliśmyileś lat temu, pozwala nam powrócićw tamte czasy, bo dźwięki przywołująwspomnienia. Kiedy słucham naprzykład „Tyle słońca w całym mie-ście“ Anny Jantar, to zawsze widzęprzed oczami tę wspaniałą piosenkar-kę z długimi ciemnymi włosami.Dzisiejsza młodzież za 20 lat, kiedyusłyszy Madonnę, też zapewne bę-dzie wracać do czasu swojej młodo-ści. W przypadku Mozarta mamy doczynienia z muzyką ponadczasową,za którą kryje się geniusz. A kiedywsłuchać się w słowa, które do tejmuzyki napisał Dupont, można na-prawdę przeżyć niesamowite chwile,pełne uciech, nawet czasem możemałego zgorszenia. Bo zarównoDupont, jak i Mozart byli ogromnymikobieciarzami i flirciarzami, więc żar-ty miłosne przemycali i w tekście, i w muzyce.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

„Polacy bardzo prą doprzodu i za wszelką cenę,

jak najszybciej chcąnadrobić czas, straconyprzez lata komunizmu“.

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

13 LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

Otóż keja znajdowała sięw Bratysławie przy nabrze-żu Vajanskiego, z którego w niedzielne popołudnieostatniego dnia czerwca wy-płynął w rejs statek „Martin”.Ta coroczna impreza, cieszą-ca się dużym uznaniem i za-interesowaniem wśród Polo -nii, i tym razem zgromadziławielu miłośników piosenkiżeglarskiej. Na pokładzie,tym razem większego stat-ku, znaleźli się członkowieKlubu Polskiego z Bratysła -wy, Trenczyna, Nitry, ich ro-dziny, znajomi i przyjaciele,polscy księża z Marianki,pra cownicy Kancelarii RadyMinistrów RS oraz goście z Wiednia. Rejs był zaplano-wany we wcześniejszym ter-

minie, jednak ze względu nawysoki poziom wody w rze-ce i zagrożenie powodziowezostał przełożony – najważ-niejsze jednak, że się odbył i to po raz pierwszy w czasieweekendu i po raz pierwszydo Čunova.

Po oficjalnym przywita-niu gości przez prezesaKlubu Polskiego TomaszaBienkiewicza oraz prezesbratysławskiego oddziału tejorganizacji Katarzynę Tulej -ko uczestnicy tegorocznegorejsu rozpoczęli wspólną za-bawę i biesiadowanie. Prze -de wszystkim jednak rado-śnie śpiewali szanty, któreecho niosło po falach mo-drego Dunaju. Nie zabrakłoteż letnich przebojów, o któ-re zadbał DJ Nosko. Nikogonie trzeba było prosić do tań -ca, wszyscy ruszyli do niegosami, przekształcając statekw rozśpiewaną i roztańczo-ną słowacko-polską jednost-kę pływającą.

Nie obyło się też bez kon-kursowych emocji. Prowa -

dzą cy quiz żeglarski TomaszOlszewski i w tym roku roz-grzał atmosferę, powodując,iż nasi klubowicze rywalizo-wali ze sobą jak prawdziwewilki morskie. Tym razem o zdobycie atrakcyjnych na-gród zmierzyło się pięć dwu-osobowych zespołów o wy-branych przez siebie zabaw-nych nazwach: Muppety,Żuczki, Biedronki, Bonny& -Cly de oraz Święci i Poganie.Wszyscy wykazali się nie tyl-ko refleksem i wiedzą żeglar-ską, ale także kreatywnościąi poczuciem humoru. A napamiątkę zrobili sobie foto-grafię na tle kilwateru, czyliśladu torowego statku.Pierw sze miejsce było tylkojedno i zajęła je drużyna Mu -ppetów, czyli Michał Skow -ron i Agnieszka Drzewiecka,ale tak naprawdę wygraliwszyscy biorący udział w kon -kursie.

Jak zwykle i w tym rokunie zabrakło wyśmienitychkulinarnych przysmaków.Wśród przekąsek i wypie-ków królował oczywiścietradycyjny polski śledź. Aż16 kg tej smacznej ryby klu-

bowicze przygotowali na kil-ka różnych sposobów. Byłwięc śledź w śmietanie, pokaszubsku, śledź z cebulką i suszonymi pomidorkami,śledź z migdałami i rodzyn-kami, a nawet pyszna sałatkaśledziowo-ziemniaczana.

Polskie szanty na Dunajuto jedna z najważniejszych i najbardziej wyczekiwanychimprez klubowych, udowad-niająca, że kultura i tradycjamorza nie są obce naszymklubowiczom i że są oni mi-łośnikami żeglarskiego mu-zykowania.

Pozdrawiam wszystkichmarynarzy Klubu Polskiego,życząc pomyślnych wiatrówi… do zobaczenia za rok!

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Projekt dofinansowany przez Kancelarię Rady Ministrów RS z programu Kultura mniejszości narodowych 2013

Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?Gdzie ta koja, wymarzona w snach?

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

MONITOR POLONIJNY L 14

W pierwszy dzień lata,21 czerwca, w In -

stytucie Polskim w odbyłasię prezentacja najnowszejksiążki wybitnego kompo-zytora, pianisty i teoretykamuzyki Romana Bergera,za tytułowana „Cesta s hud-bou. Od Palacha po Obamu– a po Štefánika”.

Roman Berger jest zna-nym i cenionym polskimmu zykiem, żyjącym na Sło -wacji. Urodził się 9 sierp-nia 1930 w Cieszynie.

W roku 1949 podjął studiaw Państwowej WyższejSzkole Muzycznej w Kato -wicach, jednak 3 lata póź-niej, na skutek prześlado-wań rodziny, zmuszony byłprzenieść się do Braty sła -wy, gdzie mieszka do dziś.Tu też kontynuował naukęna Akademii Muzycznej,studiując grę na fortepia-nie oraz kompozycję. Po -tem, już jako filozof muzykii muzykolog, sam uczył gryna fortepianie w bratysław-

skim konserwatorium, wy-kładał muzykę współcze-sną i propedeutykę kom-pozycji. W latach 1980-1991 pracował w Instytu -cie Historii Sztuki Słowa -ckiej Akademii Nauk. Byłrównież członkiem zespo-łu opracowującego nowekoncepcje edukacji arty-stycznej przy Minister stwieEdukacji oraz członkiemKomitetu Doradcze go Mi -ni stra Kultury. Obe cnie jestczłonkiem Zwią zku Kom -

po zytorów Pol skich orazzałożycielem bratysław -skie go międzynarodowegofestiwalu muzyki współcze-snej Melos-Ethos.

Roman Berger to autory-tet i ekspert w świecie mu-zyki. Za swoją twórczośćkompozytorską otrzymałwiele nagród i wyróżnień.Wielokrotnie zapraszanogo jako jurora na między-narodowe konkursy kom-pozytorskie. Poświęcił siękomponowaniu muzyki,

Muzyczne rozważania Romana Bergera

Uroczystym przeka-zaniem pałeczki na

ręce Csaby Balogha, am-basadora Węgier, zakoń-czyła się polska prezy-dencja w Grupie Wysze -hra dz kiej.

To ugrupowanie re-gionalne, które istnieje już ponad 20 lat, tworzą Czechy, Polska, Sło wa -cja i Węgry. Co roku, 1 lipca jeden z krajów przejmuje na rok przewod-nictwo w Grupie. W ciągu ostatnich12 miesięcy prezydencję sprawowaławłaśnie Polska, a 1 lipca br. funkcję tęprzejęły Węgry.

Z tej okazji Ambasada RP w Braty -sławie zorganizowała spotkanie, naktórym przedstawiono najważniejszeosiągnięcia polskiej prezydencji. W pierwszej jego części wystąpiliakredytowani na Słowacji ambasado-rowie: Tomasz Chłoń (Polska), JakubKarfík (Czechy) i Csaba Balogh(Węgry) oraz Pavol Ivan, koordynatornarodowy ds. Grupy Wyszehradzkiejw słowackim Ministerstwie SprawZagranicznych. W drugiej części swójpunkt widzenia zaprezentowali poli-tolodzy: Piotr Bajda z Polskiej Aka de -mii Nauk, Ádám Szesztay, dyrektorDepartamentu Strategii MSZ Węgier,Michal Kořan z czeskiego InstytutuStosunków Międzynarodowych orazTomáš Stražay, reprezentujący Sło -

wackie TowarzystwoPolityki Zagranicznej(SFPA).

A jakie były prioryte-ty Grupy Wyszehra -dzkiej w ciągu ostatnie-go roku? Jednym z nichbyła współpraca, doty-

cząca przyszłego budżetu UE na lata2014-2020. Według Piotra Bajdy w du-żym stopniu przyniosła ona skutki w postaci wspólnego stanowiska.Dwie kolejne kwestie to chęć zapew-nienia większego bezpieczeństwaenergetycznego w regionie (m.in. dą-żenie do integracji rynku gazu) orazpolityka klimatyczno-energetyczna.

Bajda podkreślił również, że GrupaWyszehradzka stała się rozpoznawal-nym znakiem i atrakcyjnym partne-rem dla różnych inicjatyw politycz-nych. Podczas polskiej prezydencjipo raz pierwszy doszło do spotkańpremierów krajów Grupy z przywód-

cami Francji, Japonii i Węgier.Podobnie jak kiedyś Słowenia, tak te-raz Rumunia chętnie przystąpiłabydo tego ugrupowania regionalnego.Wiele uwagi w ciągu ostatniego rokupoświęcono również promocji wize-runkowej Grupy Wyszehradzkiej. Z inicjatywy polskiego ministra Ra do -sława Sikorskiego odbył się I Wysze -hradzki Rajd Kolarski, którego uczest-nicy w ciągu kilkunastu godzin poko-nali trasę, prowadzącą z Budapesztuprzez Słowację i Czechy do Krakowa.

Podczas spotkania w InstytuciePol skim, na którym obecni byli teżprzedstawiciele słowackich mediów,instytucji międzynarodowych orazakredytowanego na Słowacji korpusudyplomatycznego, panowała wieloję-zyczna różnorodność. Polacy i Wę grzymówili po słowacku, Czesi i Słowacypo angielsku, a symbolicznego prze-kazania prezydencji dokonał ambasa-dor Chłoń – z wykształcenia hungary-sta – w języku ojczystym swojego ko-legi z Budapesztu.

grab

Polska prezydencja w Grupie Wyszehradzkiej

ZDJĘ

CIA:

MAG

DALE

NA S

UWAR

A

15

W upalny wieczór 17 czerwcabratysławska Reduta wypełni-

ła się eleganckimi gośćmi, którzyprzybyli na niezwykły koncert pol-

skiego artysty, światowej sławy bary-tona Mariusza Kwietnia. Kiedy miej-sca na scenie zajęli muzycy z Filhar -monii Brno oraz bułgarski dyrygentJulian Kovačev, zabrzmiały pierwszetakty muzyki, wszyscy wypatrywalipolskiego artysty. Jego głos zabrzmiałjednak z widowni, bowiem MariuszKwiecień, niezauważony, zajął miej-sce w pierwszym rzędzie, czymwszystkich zaskoczył. Zaskoczył nietylko tym, ale także siłą i barwą głosu,temperamentem, brawurowym ak-torstwem. Widać było, że artysta nietylko bawi publiczność, ale sam teżprzeżywa chwile radości, nawiązująckontakt z widzami, ba, czasami wręczflirtując z kobietami tak z orkiestry,jak i z widowni. Kiedy śpiewał o uro-

dzie dziewcząt, wymieniał porozu-miewawcze spojrzenia z dyrygentem.

Na scenie pojawiła się też słowackaśpiewaczka Siomna Houda-Šaturová,zaproszona przez polskiego baryto-na, która z gracją mu wtórowała.

Podczas wieczoru zabrzmiały m.in.arie z „Cyrulika sewilskiego“ Gioa -cchi na Rossiniego, „Łucji z Lammer -moo ru“ Gaetana Donizettiego czy„Don Giovanniego“ Wolfganga Ama -deusza Mozarta. Publiczność była za-chwycona i długo nie pozwalała arty-stom opuścić sceny, domagając siękolejnych bisów.

Opłacało się czekać pół roku na wi-zytę Mariusza Kwietnia w Bratysła -wie – jego występ był bowiem zapla-nowany na styczeń, ale z powoduchoroby artysty został przesuniętywłaśnie na czerwiec.

Ján Korecký z Agencji Kapos, głów-ny organizator koncertu, już teraz pla-nuje prezentację kolejnych polskichartystów muzyki poważnej w Bra -tysławie.

red

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

ale także napisał dziesiątkiinspirujących prac z dzie-dziny filozofii i teorii muzy-ki, oraz różnych tekstówteoretycznych, esejów filo-zoficznych oraz kilka ksią-żek, m.in. „Matematyka i mu -zyka”, „Muzyka i prawda”,

„Dramat muzyki”. Obecniepromuje swoją najnowsząpublikację „Ces ta s hud-bou. Od Palacha po Oba -mu – a po Štefánika”. Jestto wybór tekstów z lat1969-2009, odzwierciedla-jących ogromną pasję ichautora do muzyki i jegoemocjonalne zaangażowa-nie. Teksty te i artykuły po-święcone są wielu znako-mitym kompozytorom, m.in.Witoldowi Lutosław skie -mu. To także zbiór obser-wacji, dotyczących zarów-no świata muzyki, jak i tegootaczającego.

Na promocji książki Ro -mana Bergera oprócz auto-ra obecna była redaktorMichaela Jurovská oraz fi-lozof Egon Gál, którzywspólnie zastanawiali sięnad rolą muzyki w życiuczłowieka, twierdząc, iżbez niej nie byłoby ludzko-ści. Roman Berger powie-dział, że „muzyka podob-nie jak przyjaźń i miłośćpochodzi ze świata alche-mii”.

Filozoficzne rozważaniadotyczyły także zła, niena-wiści i swoistej duchowo-ści, którym to problemom

Roman Berger poświęciłcześć swoich esejów. Kom -pozytor wspominał rów-nież lata swojej młodości,okres II wojny światowej i lata sześćdziesiąte.

Prezentację książki przy-gotował Instytut Polskiwraz z Centrum Muzycz -nym w Bratysławie. Uro -zmai ciło ją wykonanie nie-których kompozycji Roma -na Bergera, które na forte-pianie zagrała Xénia Ljubi -mová, a zaśpiewała DenisaŠlepkovská.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

ZDJĘCIE: MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Koncert MariuszaKwietnia w Bratysławie

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Uroczyste zakończenie roku szkol-nego 2012/2013 w szkółce polo-

nijnej w Nitrze odbyło się 24 czerwcaw Pastoralnym Centrum WolnegoCzasu. Udział w tej uroczystości wzię-li zaproszeni goście: konsul radca mi-nister Grzegorz Nowacki oraz dyrek-tor Centrum Martin Čepček. Ponie -

waż w ciągu całego roku w każdą śro-dę dzieci z dużym zainteresowaniempoznawały zawiłości języka polskie-go, ćwiczyły polską wymowę i czytałylektury, w nagrodę za pilną naukęotrzymały nie tylko świadectwa, alerównież nagrody książkowe.

„Nauka języka jest bardzo ważnaprzede wszystkim w rodzinach, gdziejedno z  rodziców jest innej narodo-wości, a dzieci nie mieszkają w Pol -sce. Umiejętne posługiwanie się oby-dwoma językami rodziców stwarzadzieciom większe możliwości w przy -szłym życiu zawodowym, ale też w kontaktach z dziadkami, kuzynami,rodziną mieszkającą w Polsce“ – mó-

wił podczas uroczystości konsulNowacki, który chwalił też rodziców,dbających o polską edukację swoichdzieci, znajdujących czas na zajęcia w szkółce polonijnej i na polskie kon-wersacje w domu.

Ja zaś ze swej strony pragnę podzię-kować Panu Konsulowi za opiekęnad szkółką, Panu Dyrektorowi Cen -trum za udostępnienie sali lekcyjnej,rodzicom za ich duże zaangażowanie,

Zakończenie roku szkolnego w Nitrze

„Gdybym jeszcze razmiał rozpocząć edu-

kację, z pewnością bardziejbym się przykładał do na-uki języka polskiego i mu-zyki, bowiem umiejętność

sprawnego posługiwaniasię językiem jest nieodzow-na nie tylko w dyplomacji“

– tak do nauki zachęcałdzieci i młodzież ze Szkol -nego Punktu Konsultacyj -

nego w Bratysławie amba-sador RP w RS TomaszChłoń, który wraz z konsu-lem radcą ministrem Grze -go rzem Nowackim przybył28 czerwca na uroczy-stość zakończenia rokuszkolnego.

Kierownik SPK MonikaHolzwieser podziękowałauczniom za ich całorocznąpracę, chwaląc ich zaanga-żowanie i sumienną pracę.Zanim rozdano świadec-twa i nagrody, zaimprowi-zowano spektakl poetycki,w który zaangażowano nie

tylko uczniów i rodzi-ców, ale i gości z am-basadorem i redaktornaczelną „Mo ni toraPolonijnego“ Małgo -

MONITOR POLONIJNY L 16

ZDJĘCIE: EWA URDZIK

ZDJĘCIE: ROMANA DOROTA GREGUŠKOVÁ

Zakończenie roku szkolnego w Bratysławie

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

17

a dzieciom za chęć na uki. Wszy - stkim życzę udanych wakacji.

Do zobaczenia we wrześniu,kiedy powitamy dwóch no-wych uczniów.

ROMANA DOROTA GREGUŠKOVÁZgodnie z życzeniem autorki jej honorarium

zostanie przeznaczone na cele organizacyjneszkółki polonijnej w Nitrze

rzatą Wojcieszyńską na czele.Wywołani do tablicy czytaliwięc wybrane przez siebiewiersze Juliana Tuwima, a pu-bliczność nagradzała ich okla-skami. Takie przedstawieniemogło się udać dzięki wspania-łej, wręcz rodzinnej atmosfe-rze, która panuje w szkole. Nicdziwnego, że uczniowie chęt-nie do takiej szkoły chodzą!

Po części oficjalnej wszyscyzostali zaproszeni na grilla doogrodu klasztoru w Račy, którydzięki zaangażowaniu i gościn-ności siostry Bernadetty stałotworem dla młodzieży i doro-słych. red

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

Najnowszy film dokumentalny Miro -sława Jasińskiego „Europa Środko -

wa idzie na wolność” przedstawia klu-czowe wydarzenia polityczne, które mia-ły miejsce w Polsce, Czechosłowacji i naWęgrzech na początku lat 90. i któreprzyczyniły się do utworzenia TrójkątaWyszehradzkiego (dziś – Grupy Wysze -hra dzkiej), a tym samym – usunięciawojsk radzieckich z regionu. Słowackapremiera filmu, powstałego dzięki współ -pracy Europejskiej Sieci Pamięć i Solidar -ność z Narodowym Centrum Kultury i Ośrodkiem Pamięć i Przyszłość, odbyłasię 19 czerwca 2013 roku w kinieLumiére w Bratysławie.

Reżyser filmu Mirosław Jasiński,współtwórca Niezależnego ZrzeszeniaStudentów na Uniwersytecie Wrocław -skim, inicjator podziemnego ruchuSolidarności Polsko-Czechosłowackiej,po wyborach w 1989 r. m.in. wojewodadolnośląski, radca ambasady RP w Cze -chach, później dyrektor Instytutu Pol -skie go w Pradze, autor filmów doku -men talnych „Gry leśne, uliczne i piw-niczne” oraz „Czechy po pięciu latach”,podjął udaną próbę przybliżenia wpły-wu nieformalnych kontaktów dysydenc-kich elit na bieg historii państw, takichjak Polska, Czechy, Słowacja i Węgry.Transformacja ustrojowa, a wraz z niądojście do władzy opozycji, umożliwiłym.in. rozwiązanie Układu Warszaw skie -go i  RWPG oraz usunięcie wojsk ZSRR z terenów państw Europy Środkowej.Bardzo ciekawym wątkiem filmu jestpro ces tworzenia się Trójkąta Wysze -hradzkiego i  jego znaczenia w utrzyma-niu jedności w regionie.

O trudnych negocjacjach z Rosjanamiopowiadają w filmie premierzy, mini-strowie i samorządowcy. Mnie najbar-dziej zaciekawiła wypowiedź jedynej wy-stępującej w filmie kobiety, radzieckiejpani oficer, która konieczność odejściawojsk radzieckich z Polski traktowała zezrozumieniem, ale jednocześnie wskazy-

wała na beznadziejną przyszłość ich żoł-nierzy w ZSRR, gdzie nie przygotowanodla nich ani miejsc, dokąd by mogli wró-cić, ani miejsc pracy.

Po filmie odbyła się dyskusja, prowa-dzona przez Andrzeja Jagodzińskiego,uczestnika wielu wydarzeń pokazanychw filmie, a obecnie dyrektora InstytutuPolskiego w Bratysławie. Udział w niejwzięli m.in. Ján Čarnogurský, OndrejKrajňák, Markus Meckel, Attila Pók, JanRydel. Wspomnienia naocznych świad-ków tamtych wydarzeń uświadomiły mi,że sprawa opuszczenia terytoriówCzechosłowacji, Polski i Węgier przezwojska radzieckie nie była taka prosta,np. w Polsce ok. 70 tysięcy radzieckichżołnierzy (wcześniej było ich tam prawie400 tys.) miało zostać bezterminowo.Jednak dzięki skutecznej blokadzie kana-łu odwrotu wojsk radzieckich z Niemiecprzez Polskę, zainicjowanej przez polskądyplomację, podjęto także rozmowy w sprawie wyjścia tychże wojsk równieżz Polski. Warto podkreślić, że pomogli w tym właśnie słowaccy i czescy dysy-denci, którzy jednoznacznie odrzucilipropozycję przejścia wojsk radzieckich,wycofujących się z Niemiec, przez ich te-rytorium. Czesi przygotowali nawet swe-go rodzaju show, związany z odejściemwojsk radzieckich – w czerwcu 1991 r.,po rockowym koncercie Michaela Kocá -ba, współzałożyciela Forum Obywatel -skiego, pożegnali ostatniego radzieckie-go żołnierza, wsadzając go symboliczniedo helikoptera, czemu towarzyszyły wy-buchy petardy i okrzyki radości rozentu-zjazmowanego tłumu.

Jak podaje portal internetowy: „28 pa -ździernika 1992 r. z garnizonu Borne Su -li nowo wyjechał eszelon, transportującyw kilkudziesięciu wagonach żołnierzyjednostki rakietowej. Był to ostatni od-dział bojowy armii rosyjskiej, który opu-ścił Polskę”. ANNA MARIA JARINA

„Europa Środkowa idzie na wolność“

ZDJĘCIA: EUROPEJSKA SIEĆ PAMIĘĆ I SOLIDARNOŚĆ,NARODOWE CENTRUM KULTURY

ZDJĘCIE: EWA URDZIK

MONITOR POLONIJNY L

„Stoi na stacji lokomotywa,ciężka, ogromna i pot z niej

spływa…“ Chyba każdy z naszna ten wiersz. To „Lokomo ty -wa” autorstwa Juliana Tuwima,poety, który pisał zarówno dladorosłych, jak i dla dzieci. Towłaśnie on jest autorem zna-nych wierszyków, takich jak„Ptasie radio“, „Okulary“, „SłońTrą balski“, „Bambo“, „Kotek“,„Abe cadło“, „Rzepka“.

Na początku czerwca w Szkol -nym Punkcie Konsultacyj nymw Bratysławie odbył się kon-kurs recytatorski, poświęconywłaśnie Julianowi Tuwimowioraz Janowi Brzechwie – rów-nie wielkiemu twórcy, piszące-mu dla dzieci.

W tym roku mija zarówno60 lat od śmierci Tuwima, któ-ry zmarł 27 grudnia 1953 roku,jak i 100 lat od jego poetyckie-go debiutu – publikacji wiersza„Prośba“ na łamach „KurieraWarszawskiego“.

Spotkanie z twórczością Tu -wima i Brzechwy w bratysław-skiej polskiej szkole zaczęło sięod krótkiej wypowiedzi kie-rownik szkoły na temat DniaDziecka na świecie. Chwilępóźniej prowadzący spotkaniezapoznali publiczność z twór-czością obu poetów. A potemrozpoczęła się rywalizacja…

Wszystkich uczestników kon -kursu podzielono na 3 katego-rie: najmłodszych (klasy 1-3),

młodszych (klasy 4-6) i najstar-szych (klasy gimnazjum 1-3).Najpierw wystąpili najmłodsi,czyli uczniowie klasy pierw-szej, zaś jako ostatni pojawił sięna scenie najstarszy uczestnik– uczeń 3 klasy gimnazjum.

Komisja oceniająca długo sięnaradzała, nim wydała ostatecz-ny werdykt. W kategorii naj-młodszych najlepsza okazałasię Anna Cupał z klasy pierw-szej, która z perfekcyjną dykcjąpomogła odszukać Panu Hila re -mu jego okulary (mowa oczy -wiście o wierszu pt. „Okula -ry“). W kategorii klas mło d -szych wygrał Hubert Kowal,który swoją recytacją wierszy-ka „O Grzesiu kłamczuchu i je-go cioci“ doprowadził wszyst-kich słuchaczy do śmiechu, zaśz klas najstarszych najlepszy byłBartek Maciąg, którego nagro-dzono za nietuzinkową inter-pretację „Lokomotywy“ JulianaTuwima.

Tak naprawdę nie było oso-by, której by się ten konkursnie podobał. Warto jeszcze do-dać, że wszyscy uczestnicy kon-kursu otrzymali upominki w po -staci polskich książek, a na za-kończenie kierownik MonikaHolzwieser zaprosiła zarównorecytatorów, jak i słuchaczy namały poczęstunek, który byłokazją do rozmów nie tylko natematy szkolne.

BARTŁOMIEJ MACIĄG

Pełnomocnik odwołanyPełnomocnik do spraw mniejszości narodo-

wych w Kance larii Rady Mini strów RS LászlóNagy, nominowany do urzędu rok temu przez par-

tię Most-Híd, z koń cemczerwca przestał pełnićswoją funkcję. Odwo łałgo rząd Roberta Ficy posporze, dotyczącym nazwmiejscowości w językumniejszości narodowych

na dworcach kolejowych. Do momentu zamknię-cia „Monitora“ nie podano nazwiska jego następ-cy. Kancelaria Rady Ministrów poinformowała, żedotacje, które przyznała na działalność kulturalnąmniejszości narodowych, zostaną wypłacone w naj bliższym czasie, a umowy podpisze szefKancelarii Igor Federič. red

Andrzej Jagodziński – dyrektor Instytutu Pol -skiego w Bratysławie, tłumacz, publicysta, re-

daktor – został wyróżniony nagrodą Gratias Agit zapromocję kultury czeskiej. Nagrodę tę przyznajeod 1997 roku czeski minister spraw zagranicznychrodakom i przyjaciołom Republiki Czeskiej, bohe-mistom, historykom, artystom, naukowcom lubprzedsiębiorcom, którzy pogłębiają zainteresowa-nie zagranicy Republiką Czeską.

Statuetkę, dyplom i odznaczenie z rąk ministraKarla Schwarzenberga laureat odebrał 7 czerwcaw Pałacu Czerninów. Takie wyróżnienie trafiło doPolski już po raz trzeci. Wcześniej otrzymali je: sto-warzyszenie Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka(2003) oraz Mariusz Szczygieł (2009). red

Tuwim, Brzechwa i ich dziatki

ZDJĘ

CIE:

BAR

TŁOM

IEJ

MAC

IĄG

Andrzej Jagodzińskiodznaczony przezKarla Schwarzenberga

19 LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

W dniach 12 i 13 czerwca Brat y -sła wa zorganizowała piękny,

historyczny szczyt. Na dwudziestole-cie niepodległości Słowacji zaprosiłaprezydentów 20 państw Europy Śro -d ko wej. I udało jej się coś, co nie uda-ło się dotychczas nikomu – posadziłaprzy jednym kongresowym stole przy -wódców Serbii i Kosowa. A to ozna-cza perspektywę dialogu, a nie wro -go ści na Bałkanach. Nikomu, ktochoć trochę zna historie Europy, nietrzeba tłumaczyć wagi sprawy.

Oprócz gospodarzy satysfakcję zeszczytu mogli odczuć też pozostaliuczestnicy. Szczególnie prezydencipaństw wyszehradzkiej czwórki, czyliCzech, Polski, Słowacji i Węgier. Wy -sze hrad był bowiem odmieniany przezwszystkie przypadki. A to za spra wąroli, którą odgrywa w Europie. Cie -szymy się zatem i my, bowiem to naj-bardziej udany rezultat integracji re-gionalnej po 1989 r. Co więcej tensukces promieniuje ponad regiony.Nie musimy być skromni. Jesteśmyprzykładem dla sąsiadów z EuropyWschodniej i Bałkanów Zachodnich,a w mojej ocenie również gwarantemwiarygodności polityki rozszerzeniaUnii Europejskiej, czyli wspólnoty,która jest najbardziej udanym projek-tem geostrategicznym w historii.

Historię Grupy Wyszehradzkiejpre zentuje się zazwyczaj od pamięt-nych spotkań trzech królów: czeskie-go Jana Luksemburczyka, polskiegoKazimierza Wielkiego i węgierskiegoKarola Andegaweńskiego. Pierwszyich zjazd odbył się w 1335 r. właśniew Wyszehradzie, któremu to Grupazawdzięcza swoją nazwę. Nie możnateż zapominać o szczycie w Trenczy -nie z 1335 r., na którym co prawdanaszego Kazimierza nie było, ale bylijego oficjalni pełnomocnicy. Tamtespotkania królów możemy sobie tyl-ko wyobrazić i to dosłownie od kuch-ni. Mój znakomity poprzednik, amba-sador Andrzej Krawczyk tym wyobra-żeniom przydałby zapewne więcej hi-storycznych realiów, ja mogę tylkodomniemywać, jak to w kuchni zam-ku wyszehradzkiego specjalni degu-statorzy sprawdzali, czy aby potrawynie są zatrute.

Na zamku bratysławskim takich de-

gustatorów nie było. Dzisiaj wystar-czy bowiem niewielka próbka pokar-mu i laboratorium. Nie było też zbroj-nej straży, sprawdzającej, czy któryś z gości nie wnosi zbrodniczych na-rzędzi. Taką straż zastąpiły specjalnerentgeny, jak te na lotniskach.

Ale technika nie jest w stanie zastą-pić wszystkiego. Podczas bratysław-skiego szczytu potrzebny był jeszczeprotokół dyplomatyczny, na podsta-wie którego należało precyzyjnieustalić kolejność przejazdów, powi-tań, wystąpień prezydentów, zaś służ-by bezpieczeństwa musiały chronićdwadzieścia głów państw przed po-tencjalnymi zagrożeniami. Pomocneokazały się w tej sytuacji reguły pro-cedencji (pierwszeństwa, np. któryprezydent zabierze głos jako pierw-szy), oparte często na starszeństwiew sprawowaniu funkcji reprezentan-ta państwa, a niekiedy stosujące kolej-ność alfabetyczną nazw poszczegól-nych państw.

Ostatni są pierwszymi, czyli „naj-starsi“ przyjeżdżają na końcu, żebynie czekać na „młodszych“. Te zasadyskodyfikował już kongres wiedeńskiw 1815 r. Zanim to nastąpiło historiaodnotowała setki problemów z pro-cedencją. I nawet papieskie decyzjeJuliusza II w 1504 r. czy bulla Leona Xw 1516 r. nie mogły przekonać wład-cy Polski, że występuje on po królachCzech i Węgier, a monarchy Hiszpa -nii, że przed nim jest jeszcze Francuz.

Szczytowi bratysławskiemu towa-

rzyszyło ok. trzydziestu spotkań bila-teralnych, wymagających wielu przy-gotowań i ciągłej weryfikacji ustalo-nych scenariuszów. Wszystko miałochodzić jak w zegarku naszego roda-ka Antoniego Patka. I chodziło. Pre -zydent Gašparovič wysłuchał zasłużo-nych komplementów. Prezydent Ko -morowski również – za przewodnic-two Polski w Grupie Wyszehradzkiej.Polski prezydent spotkał się też z pre-zydentami Bułgarii, Macedonii, Litwyi Słowenii. Rozmawiał kilkakrotnie z prezydentem Janukowiczem. Deba -to wał ponadto z przewodniczącymRady Europejskiej Hermanem vanRompuyem m.in. o tym, by Ukrainanie była w „jadłospisie“ integracji eu-ropejskiej, tylko przy stole obrad.

Wyborna środkowoeuropejska ku -chnia i wina. Pierogi smakowały jak z najlepszych polskich pierogarni.

Bratysławskie spotkanie prezyden-tów było też ucztą dla ducha. Uro -czystą kolację uświetniły bowiem sło-wackie gwiazdy opery i muzycySłowackiej Filharmonii, a Eva Hornyá -ko vá, urodzona w Levočy, była poprostu rewelacyjna…

Bratysława przygotowywała szczyt,broniąc się jednocześnie przed wiel-ką wodą. Wszystkie jej zmagania za-sługują, by podsumować je powiedze-niem jeszcze z czasów kongresu wie-deńskiego: „Chapeau bas!” (‘czapki z głów’)! TOMASZ CHŁOŃ

Zgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanieprzekazane na nagrody dla dzieci, które biorą udział

w konkursach „Monitora”

Bratysława potrafi się szczycić

Połowa XV wieku to były dobreczasy dla Bratysławy i Górnych

Węgier. Kraj odbudowywał się pociężkich walkach z husytami. Wzra -stał dobrobyt. Mátyás Korwin, czylikról Maciej, i jego włoska małżonkanależeli do najbardziej wykształco-nych władców europejskich. Upo wsze - chnianie wiedzy i stworzenie grupywykształconych urzędników należało– mówiąc dzisiejszym językiem – doich priorytetów. Stąd idea założeniauniwersytetu, czyli – jak wówczas ro-zumiano tę instytucję – swego rodza-ju świątyni wiedzy, gdzie w atmosfe-rze wolności i nieskrępowania możnapoznawać, jak zbudowany jest świat.Pro fesorowie i studenci to w XV wie-ku, kiedy to panował analfabetyzm,ludzie o specjalnym statusie. Byli po-wszechnie szanowani i traktowanijak boscy wybrańcy. Mieli swoje wła-sne stroje, z daleka rozpoznawalne;mieszkali, jedli i spali razem. Trze bapamiętać, że uniwersytety, zwłaszczate w Europie Środkowej, liczyły mak-symalnie do dwustu studentów i kil-kunastu profesorów.

Ranga uniwersytetu była ogromna.Na jego założenie zgodę musiał wy-dać sam papież. W roku 1445 królMaciej wysłał do Rzymu poselstwo z prośbą o zgodę na założenie uni-wersytetu w ówczesnej stolicy Wę -gier, czyli dzisiejszej Bratysławie (da -wniej: Pozsony). Papież Paweł II zada-nie utworzenia uczelni powierzył ar-cybiskupowi z Ostrzyhomia (Eszter -gom) Jánowi Vitézovi i biskupowi z Pécsu Jánowi z Čazmy (Jánowi Pan -noń skie mu). Szkoła miała nosić na-zwę Universitatis Istropolitana, co w wolnym tłumaczeniu znaczy ‘uni -wersytet w mieście nad Dunajem’.Czę sto używana dziś nazwa Acade -mia Istropolitana nigdy nie byłaużywana w tamtych czasach.Dopiero trzynaście lat póź-niej założono drugi węgier-ski uniwersytet – w Peszcie.

Uroczystości otwarciapierwszego uniwersytetuodbyły się w Ostrzyhomiu

(Esztergom). Ponieważ w Bra -tysławie zmarł właśnie bez-potomnie jeden z najbogat-szych kupców, właściciel je -dnej z najbardziej okazałychkamienic w mieście (dzisiaj:Venturska 3), którego majątek wobecbraku spadkobierców zgodnie z pra-wem przeszedł na własność króla, towłaśnie w tej kamienicy Maciej Kor -win umieścił uniwersytet. Były tamzarówno sale wykładowe, jak i miesz-kania profesorów, wspólne izby noc-legowe dla studentów oraz jadalnia.

Rektorem uniwersytetu został arcy-biskup Vitéz. Niestety, w pewnymmomencie król zaczął go podejrze-wać o to, że jest on polskim agentem,chcącym doprowadzić do osadzeniana tronie węgierskim KazimierzaJagiellończyka, i w roku 1472 zostałuwięziony. Następny rektor, jedno -cze śnie proboszcz katedry Georg vonSchönberg, zmarł dość szybko, bo w roku 1476. Nawiasem mówiąc, pol-ski król miał rzeczywiście zamiar ob-jąć tron węgierski – dokładniej rzeczbiorąc, były to ambicje dworu kra-kowskiego i opozycyjnych magnatówwęgierskich, bowiem… król miał do-piero 13 lat. W roku 1471 zorganizo-wał w tym celu wyprawę na Węgry,ale pod Nitrą został zatrzymany. W trzy lata później Maciej Korwin w rewanżu zorganizował łupieżcząwyprawę do Polski na Grody Czer -wień skie (tereny pomiędzy Przemy -ślem a Lwo wem).

Uniwersytet miał mieć, zgodnie z ówczesnym rozumieniem wiedzy i wykształcenia, cztery wydziały: hu-manistyczny (filozoficzny), teologicz-ny, prawniczy i przyrodniczy (czylitak naprawdę lekarski). Filozofię ro-zumiano wówczas jako naukę o po-

znaniu i historii świata, co byłowstępem do teologii, czyli stu-

diów nad Bogiem i Biblią.Do Bratysławy sprowadzo-no profesorów z Wiednia,Krakowa i Ratyzbony.

Uniwersytet mógł fun -kcjonować jedynie dzięki

corocznej donacji króla.Nie stety jego zainteresowa-nie uczelnią w Bratysławieosłabło, gdy w roku 1485zdo był Wiedeń i do swojejdyspozycji miał większy

i starszy tamtejszy uniwersytet. Gdykról zmarł w roku 1490, przestały na-pływać pieniądze i uczelnia zostałazamknięta.

Najbardziej znanym profesorem,sprowadzonym z Wiednia, był mate-matyk i astronom Johann Müller,zwa ny Regiomontanusem. Opraco -wy wał mapy nieba dla żeglarzy, opar-te na wykreślaniu figury gwiazd połą-czonych w trójkąty. To właśnie jegomapą posługiwał się Kolumb. Kreślącswoje figury, współtworzył podstawytrygonometrii i wyliczał tabele tan-gensów i sinusów z dokładnością sze-ściu miejsc po przecinku. Fascy no -wały go liczby, szukał tzw. liczby doskonałej i obliczył jedną z nich:33  550  336(!?). Regiomontanus wy-kładał w Bratysławie prawdopodob-nie trzy lub cztery lata. Później prze-niósł się do Norymbergii, gdzie zało-żył obserwatorium ekonomiczne i jedną z pierwszych w Europie dru-karni.

Innym znanym w ówczesnym świe -cie profesorem był Gealeotto Marzio,którego biskup Pannonius ściągnąłdo Bratysławy z uniwersytetu w Bo -lonii. Marzio był – jak to bywało w cza -sach renesansu – historykiem, fizjolo-giem i astronomem. Przed przyjaz-dem do Bratysławy zdobył sławę jakoautor podręcznika o budowie ludz-kiego ciała „De homine”. Był także bi-bliotekarzem i współtwórcą księgo-zbioru, znanego pod nazwą Biblio -teca Corviniana, umieszczonego nazamku w Budzie i liczącego około 2,5tysiąca woluminów, co na tamte cza-sy było ogromną liczbą. Marzio w pe -wnym sensie musiał uciekać z Włoch,gdyż próbował opisywać drogęSłońca wokół Ziemi (nie doszedł jed-nak do wniosków, które niedługopóźniej sformułował Kopernik),przez co naraził się inkwizycji.

WAŻKIEWYDARZENIAW DZIEJACH

SŁOWACJI

Stary uniwersytet w Bratysławie

21

Jaki mógłby być przepis na dobry film?Szokujący społecznie temat, który

nie jest wyeksploatowany w polskim ki-nie. Na przykład nastolatkowie, którzystają się rodzicami i nie radzą sobie z rze czywistością… Dorzućmy do tegoświetnie zapowiadającą się reżyserkę,zdolnych aktorów i sukces mamy mu-rowany. Szkoda tylko, że zaprawa mu-rarska okazała się felerna i mur runął,zanim został skończony.

Trzeba przyznać, że film KatarzynyRosłaniec, autorki „Galerianek”, jest O CZYMŚ i za to chwała reżyserce i za-razem scenarzystce w jednej oso-bie. Nie ma tu wyświechtanychhistoryjek o tym, że on ją kocha,ona jego też, ale nie mogą być ra-zem, bo coś tam, coś tam. Film po-rusza ważne kwestie społeczne,dotyczące małoletnich rodziców.Dzieciaki, które uprawiają seks, nie są,niestety, zjawiskiem marginalnym czypatologicznym, a jednak nie chcemy zabardzo o tym mówić. Dobrze, że Ro sła -niec podjęła tematykę, którą inni omija-ją z daleka. Młodej reżyserce nie brakpotencjału i odwagi, ponadto udało sięjej stworzyć swój własny styl. Szkodazatem, że tym razem do jej filmu, czylido „Bejbi blues”, zakradły się i dłuży-zna, i nuda.

Natalia (Magdalena Berus) jest mat-ką-nastolatką, której życie kręci się wo-kół ciuchów i koleżanek. Jej chłopakKuba (Nikodem Rozbicki) jeździ na de-skorolce, pali trawkę i deklaruje, żechce być dobrym ojcem. Oboje traktująswojego półrocznego synka Antosia jakzabawkę. Chcą, jak to robią ich znajomi,chodzić na dyskoteki, imprezować, ba-wić się. Dzieckiem zajmuje się matkaNatalii i to ona wie, jak się karmi i prze-wija malucha. Jako że sama jest młodąosobą, postanawia ułożyć sobie życie i wyjeżdża do pracy do Berlina. Dziecia -

ki zostają same, przytłoczone obowiąz-kami i rzeczywistością, która nie jest ko-lorowym teledyskiem rodem z MTV.

Reżyserka, jak sama mówi w wywia-dach, chciała przedstawić świat mło-dzieży, dla których dziecko jest gadże-tem, modnym dodatkiem do ciuchów.Natalia jest kimś w rodzaju szafiarki, ko-lekcjonuje to, co jest trendy, a maluchwpisuje się w tę konwencję doskonale.Taka interpretacja mnie jednak nieprzekonuje. Jakoś trudno mi uwierzyć,że kilkunastolatka zdecydowałby sięświadomie na dziecko tylko dlatego, że

to modne. Być może Natalia chcia-ła sobie stworzyć COŚ do kocha-nia, urodzić człowieczka, który bę-dzie ją kochał miłością, jakiejwcześniej nie dał jej nikt, nawetrodzice. O tym przecież opowiadapierwsza połowa filmu, która

wciąga, zaskakuje i ma tempo. Potemcoś się psuje… A jak się psuje, to najczę-ściej wina scenariusza. Pojawiają sięsceny, które nic nie wnoszą. Ekran opa-nowują dłużyzny i widz zaczyna z nu-dów ziewać. Akcja traci tempo, a napię-cie z pierwszej połowy znika zupełnie.Koniec filmu jest przewidywalny jakwynik meczu Polska - Anglia.

Wrażenie po obejrzeniu filmu? Ktośmiał świetny pomysł, ale nie potrafił gozrealizować i po drodze stracił zapał. Fil -mowi nie pomaga nawet świetna gra ak-torska, zarówno drugoplanowych, zna-nych aktorów (Katarzyna Figura, Danu -ta Stenka, Jan Frycz), jak i debiutantów(Magdalena Berus, Nikodem Rozbicki),gdyż niedopracowany jest po prostu sce-nariusz, podejmujący co prawda temattrudny, o którym nikt nie chce mówić,ale narracyjnie nudny. Trzeba też dodać,że ten zacny w zamierzeniu projekt po-łożyło na łopatki przerysowane do gra-nic możliwości zakończenie filmu.

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

Sam rektor arcybiskup Jan Vi -téz miał bośniacko-chorwackiepochodzenie. Był znanym praw-nikiem, astronomem i chemi-kiem (alchemikiem). Jako bliskiwspółpracownik Jana Hunadie -go otrzymał zadanie nauczaniaprzyszłego króla Macieja Korwi -na. W 1458 roku posłano go doPragi, aby pomógł Jerzemu z Po -diebrad przygotować się do ob-jęcia tronu. Jako biskup Oradei(w dzisiejszej Rumunii) był opie-kunem filozofów i prawników –do swojej kurii ściągnął wów-czas np. Polaka Grzegorza z Sa -noka. Fascynowała go astrono-mia. Założył jedno z pierwszychwęgierskich obserwatoriów.

Arcybiskup i rektor Vitéz za-prosił również do BratysławyMarcina Bylicę z Olkusza, absol-wenta uniwersytetu w Krakowiei kolegę ze studiów Kopernika.Bylica był znanym wówczas astro -nomem, który przez pięć lat wy-kładał matematykę w Bratysła -wie, a później został nadwornymastrologiem króla Macieja Korwina.

Na pamiątkę starego uniwer-sytetu jedna z planetoid (numer11614) została nazwana Istropo -litana.

Idąc na spacer po bratysław-skiej starówce, warto zatrzymaćsię w którymś z letnich ogród-ków przy Venturskiej i popatrzećna charakterystyczny gmach sta-rego uniwersytetu. Najlepiej wie -czorem. Może – gdy przymknie-my oczy – uda nam się usłyszećjakąś starą dysputę o Bogu, szczę-ściu i naturze człowieka.

ANDRZEJ KRAWCZYK

Kiedy dzieci mają dzieci…

Razem z wydawnict wemThe Facto wypuściła na

rynek bombę, która miaławysadzić w powietrze tan-detę na polskich salonach.„Bomba, czyli alfabet pol-skiego szołbiznesu” nie po-woduje jednak ani porząd-nego wybuchu, ani trzęsie-nia ziemi, no może takiemałe „puf”, jak z balonikaprzekłutego szpilką.

Panią Karolinę wspomi-nam z sympatią. Pamiętam,jak prowadziła w TVP pro-gram „Filmidło” i studio Fe -stiwalu Filmowego w Gdy -

ni. Wykształcona, inteligen -t na babka z jajem dała sięwciągnąć w show-biznesbulwarowy. Jej „magiel to-

warzyski” i udział w pro-gramie Top Model w stacjiTVN nie pomogły w zacho-waniu statusu błyskotliwej

dziennikarki i okazały sięrównią pochyłą kariery.„Bomba” miała obnażyćpustkę i blichtr polskichcelebrytów, miała wsadzićkij w mrowisko, a okazałasię nieco zabawniejsząwer sją „Pudelka” i innychse r wisów plotkarskich.Owszem, Korwin Pio trow -ska jest w formie, a jej po-czucie humoru i zmysł obserwacji potwierdzają,że jest złośliwą, ale bardzointeligentną bestią. Niezmienia to jednak faktu, żejej książka świata nie zmie-

K arolina Korwin Piotrowskajest jedną z bardziejkontrowersyjnych osób

w polskim show-biznesie. Powiedzieć o niej, że jestzłośliwa, byłoby niepełnym opisem jej natury. Jest toosoba wręcz jadowita i żadnemu celebrycie anitrzecioligowej gwiazdce nie przepuści.

Ukłucie cyrklem nie należydo przyjemnych, ale TO

ukłucie miało być przepustkąna kolejny rok studiów. Prze -rażeni studenci zamarli w bez-ruchu, bo oto egzaminatorna jednej z polskich uczelnipo pisemnym egzaminiezdecydował, że prac studen-tów sprawdzać nie będzie. O tym, kto zdał, miał zdecydo-wać wbity w arkusze papierówcyrkiel – czyją pracę przekłuł,ten miał zapewnioną pozytywnąocenę. Autorów nieoznaczonychcyrklem prac czekała powtórkaegzaminu.

Siedział oniemiały, bezradny i wściekły. Czy mógł się sprzeciwićniesprawiedliwości i bucie profeso-ra, w którego rękach był los kilku-dziesięciu studentów? Wiedział, żegdyby coś powiedział, naraziłby się, a i tak nic by nie wskórał. O profeso-rze krążyły różne historyjki, był znanyz mściwości i pogardliwego stosunkudo studentów. Nie miał do nich serca,nie interesowali go, byli złem ko-niecznym w jego karierze naukowej.

Na biurku leżał stos prac, a profe-sor w teatralnym geście uniósł cyrkieli zdecydowanie wbił go w papier. Zachwilę przed biurkiem mogła sięustawić kolejka szczęśliwców, któ-rych „dotknęło“ ostrze cyrkla. On byłw tej drugiej grupie. Niestety. Choćprzygotował się do tego egzaminubardzo skrupulatnie.

To zdarzenie wywarłona nim takie piętno, że do

dziś budzi się czasamiw nocy zlany potem –śni mu się bowiem, żeznów cyrkiel nie trafił

w jego arkusz i że maprzed sobą całe wakacje na-

uki, by we wrześniu ponowniepodejść do egzaminu.

Mimo tego nieprzyjemnego incy-dentu studia skończył z wyróżnie-niem. Rodzicie byli z niego dumni,ale podjętej przez niego decyzji o przeprowadzce do innego kraju niepotrafili zaakceptować. Ta emigracjamiała charakter sercowy i choć jegowybrankę polubili, nigdy nie pogo-dzili się, że on zamieszkał z dala odnich, z dala od Polski. Byli przekona-ni, że w Polsce wiodłoby mu się le-piej, choć za granicą został dyrekto-rem dużej firmy. Twierdzili, że madług względem ojczyzny, która dałamu wykształcenie. Może dlatego za-angażował się w życie organizacji po-lonijnej, by ten dług Polsce spłacić?Był prężnym, pomysłowym działa-czem, takim z iskrą, która sprawia, żechce się chcieć. Skupił wokół siebiespore grono Polaków, stworzył orga-nizację polonijną, której został preze-sem i która zasłynęła z ciekawych

przedsięwzięć kulturalnych.Od kilku lat borykał się jed-nak z problemami, związany-mi z pozyskiwaniem dotacjina projekty, które – bądź co

bądź – były wizytówką Polski w kraju,w którym przyszło mu żyć. Biuro -kracja, coraz bardziej skomplikowanekwestionariusze, które należało wy-pełniać, by móc ubiegać się o dofi-nansowanie, coraz mniejsze przyzna-wane kwoty i coraz późniejsze termi-ny ich przekazywania… Dlatego prze-stał planować duże imprezy w pierw-szym półroczu. Ale w roku poprzed-nim nawet i te przedsięwzięcia, reali-zowane w lipcu czy sierpniu, a nawetwe wrześniu nie miały finansowegopokrycia – opóźnienia w przekazy-waniu dotacji były coraz większe.Panie urzędniczki ze zrozumieniemkiwały głowami i… rozkładałyręce: trzeba czekać.

Zarabiał dobrze, więc co jakiśczas dokonywał przelewu z prywat-nego konta na konto organizacji, bymóc zapłacić najpilniejsze faktury.„Artyści, którzy wystąpili dla nas, niemogą wyjechać bez honorarium,przecież stracilibyśmy wiarygodność“– tłumaczył żonie, kiedy po raz kolej-ny oznajmiał ubytek finansowy na ichkoncie. O pożyczkach bezzwrotnych

MONITOR POLONIJNY L 22

Opowieści

polonijnej

treści

Na ostrzu cyrkla

Talon na balon

ni i pomimo poszczegól-nych zdań-perełek stanowiksiążkowe wydanie artyku-łów z „Gali” i „Vivy”. Au tor -ka „Bomby” w alfabetycz-nym porządku przedsta-wia aktorów, muzyków,dziennikarzy telewizyjnychoraz celebrytów salono-wych, czyli tych, którzy sąznani z tego, że są znani.Korwin Piotrowska jedzierówno po wszystkich, alejest sprawiedliwa. Nawetgdy pisze, że Doda jestchamska i wulgarna, toprzyznaje, że ma ona cha-

ryzmę i potrafi zaskoczyćżywą inteligencją. O KasiCichopek pisze wpraw-dzie, że nie ma aktorskiegotalentu i nie uosabia seksa-pilu, ale dodaje, że jestprzemiła, bardzo kultural-na, zabawna i nie pozuje nadiwę. Żadnej z opisywa-nych gwiazd autorka nieocenia w sposób jedno-znaczny. Choć z jej opisuod razu wiemy, kogo lubi, a kogo nie, to jednak w każ-dym znajduje ona zarównopozytywy, jak i negatywy.Nie oszukujmy się jednak,

że książka ta wniesie cościekawego do życia czytel-nika. To, że sprzedawanieprywatności na okładkachkolorowych magazynówjest obciachem wiemy i bez czytania „Bomby”.Książkę mogę polecić jedy-nie w kategorii „przedsnem, żeby zmęczyć oczy”lub jako wypełniacz urlo-powego czasu, kiedy to le-żąc na leżaku przy baseniehotelowym, chcemy po-czytać coś, co nie wymagaod nas wysiłku intelektual-nego. Zamiast brać do po-

ciągu piętnaście gazet plot-karskich, można wziąć„Bombę”. Można… ale nietrzeba.

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

23

nawet jej nie mówił. Na jego biurkuleżały też faktury, które – jego zda-niem – mogły poczekać. Bardzo siędenerwował, kiedy listonosz przyno-sił przesyłki polecone, w którychupominano się o należności.

„Proszę pana, my tylko dlatego poraz kolejny poczekamy jeszcze kilkadni na przelew, ponieważ pan jest na-szym stałym klientem i reprezentujeporządną firmę, ale gdyby zapukałpan do nas jako reprezentant jakiejś organizacji polonijnej,to – proszę wybaczyć mojąszczerość – nigdy niezgodzilibyśmy się

na współpracę, bo niesolidnych eli-minujemy“ – usłyszał któregoś dnia w słuchawce. To powiedziała mene-dżerka hotelu, w którym kwaterowałgości swojej firmy. Tym razem noco-wali tu artyści z Polski, występującyna zaproszenie organizacji polonij-nej. Zrobiło mu się nieswojo i przy-kro. Oto on, ceniony dyrektor znaczą-cej firmy, jednocześnie firmuje swo-

im nazwiskiem organi-zację, która – co tu du-żo mówić – ze względu

na opóźnienia w płatno-ściach faktur, nie z jego wi-

ny, jest odbierana jako nieso-lidny partner.

I znów dokonywał pożyczek z prywatnego konta, by dobre imięswoje i organizacji zachować. Naszczęście w ubiegłym roku wszystkiejego „pożyczki“ mogły być zwrócone,bowiem dotacje dotarły – jesienią.Czasami tylko żona denerwowała się,że nie może zaplanować takich czyinnych inwestycji w domowym bu-dżecie, ale na koniec zawsze z wyro-zumiałością czekała cierpliwie.

Tego roku miało być jeszcze gorzej– krążyły słuchy, że dotacje będą moc-no okrojone. Jak pogodzić interesywszystkich zainteresowanych, jakzrealizować przedsięwzięcia, które w różnych miejscach kraju, w którymprzyszło mu żyć, zyskały renomę i cie-szyły się dużym zainteresowaniem?„Tak krawiec kraje, jak mu materii sta-je“ – powiedziała żona, obserwując

go, jak miota się i walczy, by uratowaćwszystkie projekty. Postanowił pójśćza jej radą. W programie działalnościna bieżący rok znalazło się o wielemniej imprez, i to w skromniejszejwersji.

Oczekiwał wieści z wspierającychdziałalność mniejszości instytucji.Czekał na decyzje i… by zrealizowaćprzedsięwzięcia polonijne, przelewałkolejne kwoty z własnego konta.Kiedy w czerwcu myślał, że wreszcielistonosz przyniósł mu umowę, doty-czącą dotacji, okazało się, że –owszem – przesyłka jest z owej insty-tucji, ale… zawiera kalendarz na bie-żący rok. „Po co mi kalendarz w poło-wie roku?“ – denerwował się, widzącniegospodarność i bezsensownośćwydawanych pieniędzy, przeznaczo-nych dla Polonii.

Nie mogąc się doczekać informacjiodnośnie przyznanych kwot, zadzwo-nił do decydenta. Kiedy sekretarka łą-czyła go z nim, poczuł to, co przed la-ty – oto złowrogi cyrkiel zawisł nadjego starannie opracowywanymi pro-jektami kulturalnymi, do którychprzygotował się najlepiej, jak umiał, a ktoś, może nawet bez czytania, bezgłębszej analizy, miał decydować o ich realizacji.

Na chwilę wstrzymał oddech.„Przykro mi, te projekty nie uzyskałyakceptacji“ – usłyszał głos w słuchaw-ce. Żadne argumenty nie skutkowały.Ostrze cyrkla już zdecydowało…

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

MONITOR POLONIJNY L 24

Bułgarsko-słowackidom

Po wojnie ze względu nadzieci bułgarskich osadni-ków otwarto w Braty sła -wie szkołę, która zyskała re-nomę również wśród Sło -waków. Do pracy w niejoddelegowano z Sofii pew-ną nauczycielkę – babcięmojej rozmówczyni, DianyDobruckiej. „Był rok 1953,kiedy moja babcia z dwie-ma córkami przyjechała dopracy w szkole w Bratysła -wie. Tu otrzymała zakwate-rowanie we wspólnymmie szkaniu z dwiema inny-mi rodzinami“ – opowiadaDobrucká. Babcia uczyłajęzyka bułgarskiego przezkilka lat. Potem podjęłapracę w konsulacie. Z jed-ną z córek wróciła do Buł -garii. Druga – mama mojejrozmówczyni – podjęła naSłowacji studia dziennikar-skie, a potem pracę w swo-im zawodzie w Bratysła -wie. Później wyszła za mążza Słowaka. Ich córka wyra-stała w miłości i szacunkudo obu narodów i – jak sa-ma twierdzi – często do-świadczała uczucia tęskno-ty: w Bułgarii, do której jeź-dziła na wakacje do rodzi-ny, za Słowacją, w Bratysła -wie natomiast tęskniła zaBułgarią. Doskonale opa -no wała oba języki. Na pyta-nie, czy nie ma problemu z potakiwaniem głową posłowacku i po bułgarsku(Bułgarzy, potakując, kręcągłową, zaś zaprzeczając, ki-wają nią), odpo-wiada, że zawszepotrafi się prze-stawić z je dne -go języka nadru gi.

Bułgarskie życieKiedy Diana wyjechała

na studia slawistyczne doSofii, jej rodzice mieli na-dzieję, że szybko wróci doBratysławy, ale ona podjęłatam pracę jako lektor języ-ka słowackiego na uniwer-sytecie, wyszła za mąż zaBułgara i urodziła córkę. Napowrót zdecydowała siędopiero po dziesięciu la-tach i rozwodzie. „Córkamiała pójść do szkoły, chcia -łam więc, by nie przeżywa-ła na własnej skórze bole-snych przemian w Buł garii“– wyjaśnia. W jej odczuciubowiem wolność i demo -kra cja w Bułgarii przyniosłyzaskakujące zmia ny w po-ziomie szkolnictwa. Kiedyona sama podejmowała tamstudia, poziom nauczaniabył bardzo wysoki, wręczmusiała doganiać swoichrówieśników, natomiast po1989 roku obserwowałaniekorzystne zmiany. „Poprzełomie wszystko zaczę-ło się psuć, jakby Bułgarzynie potrafili sobie poradzić z demokracją, któ ra ich

przerosła – kon-statuje Diana Do -brucká. – Możedla tego, że Bułga -rzy są bardziej

emo cjonalni? Po -

tra fią się przecież nawet w autobusie pokłócić o prze -konania polityczne“.

Tanecznym krokiemPo powrocie do Bratysła -

wy moja rozmówczyni pra-cowała najpierw w biurzepodróży, teraz w zajmują-cej się PR agencji. Jej córkapodjęła studia muzycznew Austrii, oczywiście zarazpo skończeniu bułgarskiejszkoły w Bratysławie. Dziśto już prywatna szkoła,nadal ciesząca się popular-nością wśród uczniów. Tuuczniowie uczą się w dwujęzykach – bułgarskim i sło-wackim – i otrzymują świa-dectwa obu krajów. Ponad -to mogą się uczyć bułgar-skich tańców. „Ja równieżnależałam do kółka tanecz-nego i kiedy przyjechałamdo Sofii na studia, okazałosię, że znam takie tańce,których nie znają rodowiciBułgarzy, więc wraz z cho-reografem uczyliśmy ich“ –opisuje. Te tańce są bardzocharakterystyczne, pełnetemperamentu i zapewneto one spowodowały, żesłowaccy Bułgarzy od wie-lu lat organizują w Braty sła -wie bal karnawałowy, przy-ciągający przedstawicielinie tylko ich nacji.

Cyryl i MetodySłowaccy Bułgarzy spo-

tykają się z okazji tradycyj-nych świąt: Dnia Wasyla,Dnia Iwana oraz innychznanych bułgarskich imie-nin. Na takie spotkaniaprzygotowują bałkańskiesmakołyki: specjalnie pie-czony chleb, różnego ro-dzaju warzywa czy musa-kę. Na początku roku dzie-lą się ciastem z niespo-dzianką, w którym chowa-ją karteczki z życzeniamina nadchodzący rok. Na ta-kie uczty przychodzą takżeich słowaccy przyjaciele i znajomi.

„Od wieków Bułgarzyutożsamiają się z Cyrylem i Metodym, więc 24 maja,kiedy w Bułgarii jest ichświęto, i my świętujemy.Od ubiegłego roku z tejokazji przygotowujemy im-prezy na Devinie“ – mówiDobrucká.

111 lat na SłowacjiW ubiegłym roku Buł ga -

rzy obchodzili 110. roczni-cę powstania pierwszej or-ganizacji bułgarskiej na Sło -wacji. Dziś takich organiza-cji jest więcej. Moja roz-mówczyni, która jest ichprzedstawicielem w Kan -

B ułgarscy ogrodnicy zaczęli przyjeżdżać na terenyobecnej Słowacji już pod koniec XVIII wieku, jednaknajwięcej przybyło ich na początku XX wieku i zaraz

po II wojnie światowej. Zamieszkali rejony o łagodnym klimaciei dobrej ziemi, czyli głównie okolice Bratysławy, Koszyc,Ostrowa Żytniego i Niziny Podunajskiej. Jeszcze dziś na straganachi targowiskach można tu spotkać Bułgarów, sprzedających dorodne,okazałe owoce i warzywa, bowiem do dziś są oni specjalistami w zakresiewarzywnictwa i sadownictwa.

gości

mniejszości

Monitor

Bułgarskie rozmowy nie tylko w dzień targowy

25

ce larii Rady Ministrów RS, ma-rzy o ich połączeniu. Kilka lattemu przewodniczyła też bra-tysławskiej organizacji, obec-nie pomaga mamie w redago-waniu bułgarskiego kwartalni-ka. Kiedyś, jeszcze w czasachCzechosłowacji, Bułgarzy wy-dawali swój miesięcznik. „Pa -miętam, że jeszcze jako dziec-ko jeździłam z moją mamą, re-daktor naczelną tego pisma,do Preszowa, do drukarni – je-dynej, która potrafiła druko-wać bułgarską czcionką –wspomina Diana – wtedy pro-ces przygotowań do druku byłdługi i skomplikowany, więcspędzałam z mamą dwa dni w miesiącu właśnie w Preszo -wie“.

Bułgarska mniejszość, którąwedług ostatniego spisu po-wszechnego tworzy 1051 osób,otrzymuje dotacje z KancelariiRady Ministrów RS (w tym ro-ku to jest 32 tysiące euro).„Nie dostajemy żadnego wspar -cia z Bułgarii, bo ekonomicz-nie ten kraj na to nie stać“ – wy -jaśnia Dobrucká. Swoją działal-ność finansują też ze składeklub darowizn od bułgarskichprzedsiębiorców, a nawet odpopa, który przybył z Bułgarii,

ożenił się ze Słowaczką, a w ka-plicy na dziedzińcu PałacuPrymasowskiego odprawiamsze, które także stały się oka-zją do spotkań bułgarskiej dia-spory.

Bułgarska mniejszość niedysponuje własną siedzibą,więc na większe imprezy wy-najmuje sale, zaś mniejsze or-ganizuje w Bułgarskim Insty -tucie Kulturalnym. „Owszem,Bułgarzy otrzymali siedzibę naulicy Panskiej, czyli w cen-trum Bratysławy, ale w wyni-ku podziałów organizacji i braku porozumienia międzynimi, budynek ten należy dotej, mającej swoją siedzibę w Levicach – opisuje Dobruc -ká. – To bolesny temat. Naj -gorsze jest jednak to, że niktnic nie robi z tym budynkiem,a kiedyś plany były takie, że tubędzie siedziba dla wszystkichmniejszości“.

Przedstawicielka bułgar-skiej mniejszości nie narzekana brak młodych w stowarzy-szeniu, bowiem w jego szere-gi wstępują absolwenci buł-garskiej szkoły i studenci języ-ka bułgarskiego na uniwersy-tecie.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

Anna German odkryta na nowoEmitowany przez TVP rosyjski serial

biograficzny o An nie German bije re-kordy popularności. Na jego fali odżyło w Polsce ogromne zainteresowanie twór-czością tej artystki. Skwapliwie próbowaliwykorzystać je niedawno organizatorzyfestiwalu w Opolu. Wpadli na karkołom-ny pomysł, by Joanna Moro, wcielająca się w serialu w Annę German, zaśpiewała na żywo jej utwory. Niebędę pastwić się nad interpretacją „Człowieczegolosu” przez Joannę Moro; napiszę tylko, że była wy-jątkowo nieudana i porównywanie jej z wykona-niem Anny German jest bezcelowe.

Wzrost zainteresowaniaAnną German sam w sobiejest jednak jak najbardziejpozytywnym zjawiskiem.Nie zdziwiłoby mnie, gdy-by okazało się, że sporo wi-dzów, zwłaszcza młod-szych, właśnie dzięki seria-lowi dowiedziało się, kim

w ogóle była ta artystka. Świetną okazją do zaznajo-mienia się z jej twórczością są niedawne premierypłytowe – w maju ukazał się zbiór „40 piosenekAnny German”, a w czerwcu „Nie jestem taka, jakmyślisz”. Pierwsze z tych wydawnictw zawiera naj-słynniejsze polskie utwory Anny German oraz pio-senki śpiewane po rosyjsku, włosku i hiszpańsku.Całość, z poprawioną cyfrowo jakością dźwięku,brzmi naprawdę imponująco i myślę, że może byćświetną propozycją dla tych, którzy swoją przygodęz twórczością Anny German dopiero zaczynają.

Z kolei „Nie jestem taka, jak myślisz” to druga pły-ta z utworami z repertuaru Anny German, która uka-zuje się w serii „Złota kolekcja”. Pierwsza, „Bal u Po -sej dona”, trafiła do sklepów w listopadzie 1999 ro-ku. Dobrze zatem, że telewizyjna biografia AnnyGerman została wyemitowana także w Polsce, bobez niej może ta druga część nie zostałaby nigdywydana albo czekalibyśmy na nią jeszcze dłużej...„Nie jestem taka, jak myślisz” nie jest zbiorem naj-większych przebojów. To 22 utwory, z których kilka stanowi nagrania archiwalne, dotąd niepubli-kowane – „Napisz dla mnie piosenkę” (z tekstemAg nie szki Osieckiej, do tej pory nieumieszczonenawet na analogowych płytach), „Powracające sło-wa”, „Pieśń gondoliera”, „Maria Magdalena”, „Jak coroku”, „Piosenka o kowboju”. Anna German nagrałaje dla Polskiego Radia Wrocław w latach 1960-1961,kiedy jeszcze była studentką geologii, nieznanąszerszej publiczności. Niezwykle ciekawy wybórnieoczywistych, nieosłuchanych jeszcze nagrań;bardzo starannie przygotowany. Zdecydowaniewarto posłuchać! KATARZYNA PIENIĄDZ

ZDJĘ

CIE:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Czulymuchem

-

MONITOR POLONIJNY L 26

Puder, szminka, fluid do twa-rzy, tusz do rzęs, róż – nie

znam kobiety, która nie używa-łaby na co dzień chociaż jedne-go z tych kosmetyków. Liczbamarek dostępnych na rynkujest imponująca i bez trudumożna znaleźć coś dla siebie w każdym przedziale ceno-wym. Jedną z najstarszych i naj-lepiej rozpoznawanych przezklientki jest bez wątpienia MaxFactor. W czasach PRL-u Polkimiały możliwość kupna kosme-tyków tej marki głównie w Pe -weksie. Były one wówczas sy-nonimem bardzo drogich, luk-susowych produktów z zagra-nicy. Mało kto wtedy (a podej-rzewam, że także i teraz) wie-dział, że światowo i obco brzmią -ca nazwa Max Factor pochodzi odimienia i nazwiska założyciela firmy,Maksymiliana Faktorowicza. Brzmiswojsko? I słusznie, bo Faktorowiczprzyszedł na świat i dorastał w Polsce.

Urodził się w latach siedemdziesią-tych XIX wieku w Łodzi w ubogiej,wielodzietnej rodzinie żydowskiej.Trudna sytuacja materialna zmusiłago do szybkiego podjęcia pracy za-robkowej – już jako czternastolatekbył asystentem aptekarza i dentysty,pomagał też w drogerii. Świat rozma-itych mieszanek, kremów i maści,który wtedy poznał, pochłonął go cał-kowicie. W wieku 20 lat, dzięki upo-rowi i ciężkiej pracy, otworzył w Mo -skwie własny sklep z kosmetykami i perukami. Szybko zyskał też renomęjako świetny i utalentowany makijaży-sta. Kiedy dla księżnej Jusupowej,uważanej przez wielu za najpiękniej-szą i najelegantszą kobietę przedre-wolucyjnej Rosji, wymyślił nową fry-

zurę i niezwykle efekto -wny makijaż ślubny, ro-syjskie elity oszalały. Naj -bogatsze salony Peter -sburga – w tym Pałac Zimowy – sta-nęły przed Faktorowiczem otworem.Sowicie wynagradzany, jako jedyny,nie licząc Rasputina, miał przywilejwstępu do carskich komnat niemal o każdej porze. Wkrótce jednak stałosię to dla niego przekleństwem, bozaczęto wymagać od niego, by był nakażde zawołanie.

W Rosji wytrzymał do 1904 roku.Wkrótce jego nowym domem stałysię Stany Zjednoczone. To właśnietam, na skutek pomyłki urzędnikawpisującego nazwisko do dokumen-tów, z Maksymiliana Faktorowiczastał się Maxem Factorem.

Czas, w którym Faktorowicz spro-wadził się do Los Angeles, był jedno-cześnie czasem gwałtownego rozwo-ju amerykańskiej kinematografii.

Wraz z rosnącą liczbą powstają-cych filmów rosło zapotrzebo-wanie na specjalne kosmetykido charakteryzacji aktorów.Nowe medium bezlitośnie ob-nażało niedoskonałości wyglą-du; makijaż, używany do tej po-ry w teatrze, zupełnie nie spraw -dzał się na ekranie. Faktorowiczpostanowił opracować nową re-cepturę i produkt stricte do ma-kijażu filmowego. Udało mu sięto w 1914 roku, kiedy stworzyłpierwszy w historii podkład(fluid) w płynie flexible grease-paint, w dwunastu odcieniach,odpowiednich do różnych kar-nacji. Ten wynalazek okazał siędużym su kcesem i spowodował,że Fakto rowicz stał się makijaży-stą największych gwiazd. Chwa -liły one nie tylko stworzoneprzez niego produkty, ale rów-nież nowatorski wówczas spo-sób malowania twarzy, czyli ma-

kijaż skrojony na miarę; dopasowanykolorystycznie do typu urody.

W pierwszych latach działalnościw Los Angeles Faktorowicz wykony-wał makijaże osobiście. Do grona sta-łych klientów jego salonu, znajdujące-go się przy Hollywood Boulevard, na-leżeli Ben Turpin, Gloria Swanson,Ma ry Pickford, Pola Negri, Jean Ha r -low, Claudette Colbert, Bette Davis,Norma Shearer, Joan Crawford i JudyGarland. To Faktorowicz wymyśliłcharakterystyczny sposób malowaniaust Clary Bow (w kształcie serca) i prze -sadnie uwypuklone usta Joan Craw -ford. Dla Rudolpha Valentino stwo-rzył specjalny puder, który nadawał je -go naturalnie ciemnej twarzy jaśniej-szy odcień. KATARZYNA PIENIĄDZ

ciąg dalszy w MP nr 9/2013

POLAKPOTRAFI

❶Wszystkie gwiazdyMaxa Factora

27

2. MIEJSCEŠIMON HROMJÁK

(5 lat) „Szczyrbskie pleso“, Koszyce

3. MIEJSCE – ex aequoKAROLKA BALTAZÁROVIČ

(9,5 lat), Veličná

MAGDALENKA ROSTAK(8 lat), Oravská Lesná

JÁN JARINA(12 lat), Marianka

ALEXEJ SIPOS(5 lat), Dunajská Lužna

PAŤKA BALTAZÁROVIČ(5,5 lat), Veličná

VESNA JARINA(14 lat), Marianka

LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

K ilka miesięcy temu na łamach „Monitora Polonijnego“ ogłosiliśmykonkurs rysunkowy pod hasłem

„Tatry – polsko-słowacki skarb“. Zachęcaliśmyteż do tworzenia sloganów reklamowych. Konkursadresowany był do dzieci i młodzieży polonijnej.

1. MIEJSCEex aequo

MARIANNA JARINA(18 lat), Marianka

MATÚŠ HROMJÁK(5 lat) Koszyce

Do redakcji wpłynęło 11 prac dziewięciorgaautorów. Jury, w składktórego weszły słowackieartystki polskiegopochodzenia: XeniaBergerová z Bratysławy,Adriana Rohde-Kabele

z Mielnika, oraz panowie:Suren Vardanian –artysta, ilustrator książek,Ormianin mieszkający w Rzeszowie, StanoStehlik – grafik z Bratysławy, ogłosiłoswój werdykt.

Nagrody zostaną wręczone autorom prac jesienią. Jesienią zostaną wręczone też upominki pozostałym uczestnikom konkursu. A byli nimi:

❷❸

Konkurs rysunkowy rozstrzygnięty!❶❶

serdecznie zaprasza

na VI edycję

koncertu

organowegoktóry odbędzie się

15 września 2013

o godz. 16.00

w nitrzańskiej katedrze.

W programie m.in. utwory

Feliksa Nowowiejskiego,

Tomasza Kalisza, psalmy do

słów Jana Kochanowskiego.

Przed koncertem o godz.

15.00 odbędzie się msza

święta w języku polskim.

MONITOR POLONIJNY L 28

Wpoprzednim numerzepisaliśmy o rezydencji

podatkowej, czyli o tym, w któ rym kraju powinniśmypłacić podatki. W przypadkunowych emigrantów sprawa w praktycewygląda często tak, że mogą oni sobie wy-brać, czy zadeklarują polską, czy słowackąrezydencję podatkową. Wyjaśnijmy więc,co to tak naprawdę oznacza i czym sło-wacki system podatkowy różni się odpolskiego.

Jeżeli pobyt na Słowacji traktujemy jakokrótkotrwały i przejściowy, nie mamy za-miaru się tu urządzać i swoje centrum in-teresów życiowych wiążemy z Polską,prawdopodobnie wygodniej będzie namnie zmieniać rezydencji podatkowej i wy-pełniać PIT w Polsce. W takiej sytuacji w krajowym zeznaniu podatkowym wy-pełnimy odpowiednią rubrykę, dotyczącądochodów z zagranicy. Musimy jednak pa-miętać, że nasz słowacki pracodawca i takpobierze od nas zaliczki na podatek do-chodowy na Słowacji. O tym, jak to wszy -stko rozliczyć, najlepiej spytać w dzialepersonalnym lub w księgowości naszejsłowackiej firmy, a w razie potrzeby w pol-skim konsulacie.

Jeżeli jednak uznamy, że lepiej jest rozli-czyć się na Słowacji, wtedy zaistnieje sytu-acja odwrotna, czyli wszelkie ewentualnedochody z Polski będą traktowane jakodochody zagraniczne, które będziemymusieli uwzględnić w słowackim rozlicze-niu podatkowym.

Słowacki system podatkowy w porów-naniu z polskim ma kilka zalet, ale też nie-co wad. Podstawowa różnica to termin,do którego należy złożyć zeznanie podat-kowe. W Polsce należy to zrobić do końcakwietnia, a na Słowacji do końca marca.Jednak jeżeli wiemy, że nie zdołamy tegoterminu dotrzymać, możemy poprosićsłowacki urząd podatkowy o jego przedłu-żenie o 2 tygodnie, a następnie – w raziepotrzeby – o kolejne tygodnie, czego w Polsce raczej się nie praktykuje. Coprawda decyzja nie zapada automatycz-nie, to jednak słowackie organy podatko-we są w tej kwestii dość liberalne i z regu-ły przychylają się do takich próśb.

Druga różnica polega natym, że w porównaniu z Pol -ską na Słowacji jest znaczniewyższa kwota wolna od po-datku. Słowacki system pre-

miuje najmniej zarabiających, w efekcieczego osoby, które zarabiają w granicach400 euro miesięcznie (1200 zł), praktycz-nie nie płacą podatku. Przy takim pozio-mie dochodów, odpowiadających mini-malnemu wynagrodzeniu w Polsce, odsłowackiego podatnika co prawda co mie-siąc pobiera się zaliczki na podatek, ale pozłożeniu zeznania następuje ich zwrot.Przy tak niskich dochodach wysokość te-go zwrotu jest rzędu 700-800 euro. W Polsce tak dobrze nie ma – osoba zara-biająca ok. 1200 zł płaci wyższy podatek:tzn. nominalnie jest on podobny temu sło-wackiemu, także zaliczki pobierane są w podobnej wysokości, jednak zwrot po-datku jest rzędu 200-700 złotych, a nie jakna Słowacji w granicach 500-700 euro.

Ważnym udogodnieniem słowackiegosystemu jest to, że na życzenie podatnikazeznanie podatkowe wypełni i złoży zaniego pracodawca. To ważna zaleta, zwła -szcza dla nowych imigrantów, którzy nieznają jeszcze dobrze języka i realiów i dlaktórych samodzielne złożenie zeznaniamogłoby być problemem. Rozwiązanie tojest bardzo wygodne dla osób, które są za-trudnione w jednym miejscu i stamtądczerpią większość swoich dochodów. W dzisiejszych czasach jednak jest corazwięcej wolnych strzelców (freelance-rów), utrzymujących się z wielu nieregu-larnych zleceń od wielu zleceniodawców– w ich przypadku rozwiązanie to możesię okazać nieprzydatne.

Kolejna różnica polega na wielkości odpisu z podatku, który można przekazaćwybranej organizacji pozarządowej. W Pol - sce jest to 1%, a na Słowacji aż 2%, czylidwukrotnie więcej.

W zeznaniu podatkowym należyuwzglę dnić również składki na ubezpie-czenie społeczne, zdrowotne i emerytal-ne, przy czym tu również miejscowe prze-pisy różnią się od polskich. Ale to już te-mat na osobny artykuł.

JAKUB ŁOGINOW

Poradnikdla Polaków

na Słowacji

Słowacki system podatkowyc o n a l e ż y w i e d Z i e ć

P R O G R A M Ë SOCHA A OBJEKT:

TOMASZ KOCLĘGA27 czerwca – 25 sierpnia.,Bratysława, HviezdoslavovonámestieMiędzynarodowa impreza „Rzeźbai Obiekt” już po raz osiemnastyprezentuje w letnich miesiącachprace rzeźbiarzy z wielu krajów,m.in. Tomasza Koclęgi z Polski.Jego prace, zatytułowane„Gniazdo“, obejrzeć będzie możnaw koronach drzew.www.koclega.art.pl

Ë LETNIA SZKOŁA FOTOGRAFII: JERZY GAWEŁ6-8 lipca, Spišská Nová Ves, Galériaumelcov Spiša, Zimná 46XVII Letnia Szkoła Fotografiioferuje siedem intensywnychwarsztatów fotograficznych z zakresu różnych gatunków i tematów, prowadzonych przezznanych fotografików. Jednym z nich jest Polak Jerzy Gaweł.domfoto.sk

KLUB POLSKI NITRA

29 LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

I N S T Y T U T U P O L S K I E G O N A L I P I E C - S I E R P I E Ń 2 0 1 3Ë MAGDALENA KLESZYŃSKA: WYSTAWA

WZORNICTWA TEKSTYLNEGO9 lipca, godz. 18.00, Bratysława, InstytutPolski, Nam. SNP 27 • MagdalenaKleszyńska jest absolwentką AkademiiSztuk Pięknych w Poznaniu. Nabratysławskiej wystawie będzie możnazobaczyć jej tkaniny artystycznei rysunki. Wystawa będzie czynnado 2 sierpnia.

Ë JAKUB KRÓLIKOWSKI: INSTRUMENTY I PRZEDMIOTY • 25 lipca, godz. 20.30,Bratysława, Zichyho palác, Ventúrska 9Jakub Królikowski jest młodym polskimkompozytorem, multiinstrumentalistą i performerem. W Bratysławiezaprezentuje koncert, zatytułowany„Instrumenty i przedmioty“.

Ë SŁAWOMIR MROŻEK: PROROCY31 lipca, godz. 20.30, Bratysława,Zichyho palác, Ventúrska 9 • Spektaklw ramach bratysławskiego Lata Kultury.Prezentowany spektakl „Prorocy” w tłumaczeniu Jany Gibalovej,wyreżyserowali Andrea Bučková i Michael Vyskočáni. divadlolab.vsmu.sk

Ë KATEDRÁLNY ORGANOVÝ FESTIVAL:MAREK STEFAŃSKI • 1sierpnia, godz.19.00, Bratysława, Dóm sv. Martina,Rudnayovo námestie 1 • Inauguracyjnykoncert wybitnego polskiego organistyMarka Stefańskiego.www.marekstefanski.pl

Ë AGNIESZKA LEŚNIAK: WYSTAWA SZKŁAARTYSTYCZNEGO2 sierpnia, godz. 18.00, Bratysława,Galéria Nova, Baštová 2Agnieszka Leśniak-Banasiak pracuje ze szkłem, starając się przekazywaćgeometryczne rysunki obiektówprzestrzennych. Wystawa będzie czynnado 15 września. www.galeria-nova.sk

Ë HANNA DYS NA SŁOWACJI• 6 sierpnia, godz. 20.00, Bardejov,bazilika sv. Egídia, Radničné námestie• 7 sierpnia, godz. 19.00, Humenné,rímskokatolícky kostol, Brestovská• 8 sierpnia, godz. 19.00, Michalovce,rímskokatolícky kostol, KostolnénámestieKoncerty wybitnej polskiej organistkiwww.hannadys.com

Ë PÓŁSŁOWO X. DUŠAN NÁGEL7 sierpnia, godz. 17.00, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27Tym razem gościem Dušana Junka będzie znanysłowacki malarz, ilustrator, grafik, twórcaznaczków pocztowych, pedagog i aktorRadošinského naivného divadla Dušan Nágel.

Ë ŠTEFÁNIA GAJDOŠOVÁ-SIKORSKÁ: DROGA JEDWABNA8 sierpnia, godz. 18.00, Bratysława, Instytut Polski, Nam. SNP 27Wystawa, zorganizowana przez Klub Polski w Bratysławie, przedstawi prace plastyczneŠtefánii Gajdošovej-Sikorskiej, powstałe w ramach projektu zatytułowanego „Sztukaz naszych szeregów“. Artystka zaprezentujeswoje prace tekstylne i projektowanie tkanin.Wystawa będzie czynna do 30 sierpnia.

Ë STREET ART COMMUNICATION: TYDZIEŃ POLSKI• 12-18 sierpnia, Koszyce, Sídlisko Terasa• 21 sierpnia, Koszyce, Pyecka• 23 sierpnia, Koszyce, Tabačka KulturfabrikFestiwal Street Art Communication prezentuje w Koszycach prace znanych artystów,tworzących głównie na ulicach.

serdecznie zaprasza na cykliczną, już 11. z kolei imprezę polonijną pod hasłem

Przyjaźńbez granicktóra odbędzie się w Trenczynie 21 września br.Program artystyczny rozpocznieo godz. 15.00 na rynku miastawystęp wspaniałej grupy wokal-nej MONK z Tarnowa. W ramachimprezy odbędzie się też werni-saż wystawy artystki polskiegopochodzenia Štefanii Gajdošovej-Sikorskiej oraz biesiada polonijnaprzy gitarze i ognisku.

zaprasza na tradycyjne Dubnickie Dni Polonijnej Przyjaźni, Współpracy i Folkloru, które odbędą się w dniach 30 sierpnia - 1 września. Impreza odbędzie się w ramachXX Dubnickiego Festiwalu Folklorystycznego, na który został zaproszony Zespół Pieśni i Tańca ZG Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej „Olza”. W uroczystym spotkaniu, które odbędzie się 31 sierpnia, wezmą udział przedstawiciele miasta Dubnica nad Wagiem, delegacje miast partnerskich i organizacji pozarządowych oraz goście honorowi. W programie kulturalnym wystąpi zespół „Olza” oraz dubnicka „Prvosienka”.W niedzielę, 1 września, na dubnickiej kalwarii odbędzie się uroczysta słowacko-polska msza świętaz udziałem zespołu „Olza”. Szczegółowy program zostanie opublikowany w późniejszym terminie na stronie www.polonia.sk

zaprasza do Instytutu Polskiego (Nam. SNP 27) w Bratysławie, gdzie 8 sierpnia (czwartek) o 18.00 odbędziesię otwarcie wystawy artystki polskiego pochodzenia z Koszyc ŠTEFÁNII GAJDOŠOVEJ-SIKORSKIEJ.Wystawa nosi tytuł „DROGA JEDWABNA“ i powstała w ramach cyklicznego projektu „Sztuka z naszych szeregów“.Artystka zaprezentuje swoje prace tekstylne i projektowanietkanin. Wystawę będzie można oglądać do 30 sierpnia

KLUB POLSKI BRATYSŁAWA

KLUB POLSKI TRENCZYN KLUB POLSKI DUBNICA NAD WAGIEM

ZDJĘ

CIE:

STAN

O ST

EHLI

K

MONITOR POLONIJNY L 30

Dlaczego przyjechałaś do Niemiec?Po pierwsze wcale nie chciałam tu

przyjeżdżać. Studiowałam w Warsza -wie turystykę i dokładnie wiedziałam– z punktu widzenia zawodowego –które kraje chcę odwiedzić. Niemcyniczym mnie nie pociągały. No, możejedynie Berlin – miasto z jednej stronywolne, z drugiej okupowane – miał w sobie tajemniczy urok. I urok tenma do dziś, bo to miasto, w którymmie szka najwięcej kreatywnych i li be -ralnych ludzi w Niemczech. Jeśli z nie-go wyjadę, to będę za nim tęskniła…

Kiedy przyjechałaś do Berlina?To podchwytliwe pytanie, bo jeśli

udzielę na nie odpowiedzi, każdy so-bie obliczy, ile mam lat, a to przecieżkobiety ukrywają. Zdradzę, że byłamjeszcze świadkiem upadku muru ber-lińskiego. Pamiętam, jak Niemcy z NRDszli po głównej ulicy dawnego BerlinaZachodniego – Kudammu (Kurfurs -ten damm). Za otrzymane w prezen-cie od rządu RFN 100 marek oblegaliberlińskie restauracje. Wielu z nichchciało chociaż raz poszaleć na Za -cho dzie, bowiem większość była pew-na, że mur zostanie odbudowany.

Po kilku latach byłam świadkiemnarzekań Niemców z Zachodu, któ-rzy własnymi rękami odbudowalibyten mur, gdyby wiedzieli, jak bardzoobniży się ich standard życia na sku-tek pokojowej rewolucji, jak określająten okres poprawni politycznie histo-rycy. Ale przecież ta-kie reakcje ludzkie sącałkowicie naturalnei nie wiadomo, jak sa-mi byśmy zareagowa-li, gdyby to przytrafi-ło się nam.

Marzyłaś o emigracji?Nie, nie i jeszcze raz nie. Uważam,

że są dwie grupy ludzi: ci, którzy na-dają się do roli emigrantów, oraz ci,którzy się do niej nie nadają. Ja należędo tej drugiej. Ta przydatność emigra-cyjna to rodzaj wrodzonej cechy cha-rakterologicznej. W Niemczech chcia -łam zostać, żeby nauczyć się języka i odłożyć pieniądze na własne mie -szkanie w Polsce. Wtedy mieszkaniana osiedlu w centrum Warszawykosztowały 3-4 tysiące dolarów.

Dlaczego zostałaś w Berlinie?Właściwie zostałam przez ten mur.

Kiedy on runął, runęły też w gruzachmoje marzenia o mieszkaniu w War -szawie, bowiem ceny lokalów w Pol -sce szybko podskoczyły. W między-

czasie udało mi się załatwićstypendium językowe, a po-tem zdać egzamin równorzęd-ny niemieckiej maturze. Po -tem studia, dzieci i tak minęłotyyyle lat! A planowałam spę-dzić tu najwyżej dwa.

Co dał Ci wyjazd za granicę?Przede wszystkim inne spojrzenie

na Polskę. Przestalam myśleć zaścian-kowo, mam w sobie o wiele więcej to-lerancji dla obcokrajowców niż Po -lacy w Polsce. Tolerancji nauczyłamsię poprzez osobiste doświadczenia,bo przecież sama jestem cudzoziem-ką. Mam w Berlinie przyjaciół Tur -ków i Persów.

Religia w przyjaźni nie odgryważadnego znaczenia. Widzia łam, jak za-przyjaźniona turecka rodzina modliłasię, wznosząc ręce do góry, słowami„Iszala” za polską drużynę podczas jejmeczu z Niemcami.

Jacy są Niemcy?To bardzo uczciwi ludzie. Są szcze-

rzy i prawdomówni, czasem aż do bó-lu, bo można od nich usłyszeć o sobiezarówno coś miłego, jak i niesympa-tycznego, powiedzianego w sposóbcałkowicie obojętny. Są słowni, do-kładni, rzetelni. Potrafią świetnie pla-nować, organizować, czego mogliby-śmy się od nich uczyć. Z jednej stronyboją się obcych, ale jeżeli już przyjmąkogoś do grona swoich przyjaciół, tochętnie pomagają, nie oczekując przytym żadnego rewanżu. Nie umiejąkombinować jak Polacy, przez co ła-two ich oszukać.

Dlaczego mówisz o sobie „berlińska warszawianka albo warszawska berlinianka”?Myślę, że młodzi Europejczycy

powoli wracają do idei narodowo-ści z okresu, kiedy określało sięprzynależność do miasta. JestemPolką, ale najlepiej czuję się w mo-jej rodzinnej Warszawie. Jestemprzy tym na pewno berlinianką(może nawet bardziej berlińskąniż niejeden Niemiec), ale nie czu-ję się Niemką. Bohaterowie moje-go filmu dokumentalnego Dzieciemigracji / Migrationskinder – mło -dzi polskojęzyczni, urodzeni w Niem -czech, należą do pierwszej genera-cji powojennej, akceptującej i lu-biącej te dwa kraje bez stereotypo-wych i historycznych obciążeń.Myślę podobnie jak oni.

AGATA LEWANDOWSKI, BERLINdziennikarka z zawodu, której najtrudniej

było zrobić wywiad z samą sobą.

Warszawska berliniankaalbo berlińska warszawianka

W tym roku zauważyłam, że tyle samo latmieszkałam w Warszawie, co w Berlinie.Dlatego postanowiłam przeprowadzić sama

ze sobą wywiad, mający charakter emigracyjnegorachunku sumienia.

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

31

Swoje prace do redakcji przesłali uczniowie szkoły polskiej: Zu ziaLacková, Iza Lacková, Alexan dra Fifiková oraz Tomasz Moroi.

Jury w składzie: Katarzyna Pie niądz (redakcja MP), Ma gdalenaMarszałkowska (redakcja MP) i Monika Holzwieser (kierownik SPK)przyjęło następujący werdykt:

❶ ZUZIA LACKOVÁ, 10 lat, IV klasa szkoły podstawowej SPK w Bratysławie, za pracę pt. „Sandra i jej czary“

❷ IZA LACKOVÁ, 14 lat, I klasa gimnazjumSPK w Bratysławie, za pracę pt. „O królewnie Karolinie“

❸ ALEXANDRA FIFIKOVÁ, 14 lat, I klasa gimnazjumSPK w Bratysławie, za pracę pt. „Ptak“

Uzasadnienie:Pierwsze miejsce przyznajemy

Zuzi Lackovej, która ma dopie-ro10 lat, ale poziomem słownic-twa nie odbiega od kilka lat star-szej konkurencji. Pomysł z za -mianą ciał był wielokrotnie wyko-rzystywany w bajkach, ale historiajej autorstwa osadzona została w znanych jej realiach szkolnych.Najmłodsza uczestniczka konkur-su okazała się wspaniałą obserwa-torką rzeczywistości i małym filo-zofem. Zuzia przypomina, że wewspółczesnym świecie, w którymogromną wagę przywiązuje się do

urody i pieniędzy, najważniejszesą jednak osobowość i charakter,zaś reszta to sprawy drugorzędne.Dodatkowym atutem pracy jest jejotwarte zakończenie.

U Izy Lackovej doceniamy po-mysł wprowadzenia do bajkiwątku z czarodziejskimi perła-mi. Iza Lacková i Alexandra Fifi -ková w swych pracach pokazały,że marzenia mogą się spełnić, aletrzeba je mieć i w nie wierzyć”.

Wszystkim uczestnikom kon-kursu gratulujemy. Uroczystewrę czenie nagród nastąpi jesie-nią. W tym numerze „Monitora“publikujemy bajkę, która zajęłapierwsze miejsce, w kolejnychnumerach będzie można przeczy-tać pozostałe.

MONITOR POLONIJNY LIPIEC - SIERPIEŃ 2013

Konkurs na najpiękniejszą bajkę rozstrzygnięty!

R edakcja „Monitora Po lonijnego“ wewspółpracy ze Szkolnym Punk temKonsultacyjnym w Bra tysławie kilka

miesięcy temu ogłosiła adresowany do dziecii młodzieży konkurs na najpiękniejszą bajkę.

Sandra i jej czaryDawno, dawno temu była sobie

dziewczynka. Miała na imię Sandra.Zawsze się do wszystkich uśmiechała, aletak naprawdę była zła i umiała czarować.Nikt jej nie lubił, nie bawił się z nią i onasię o to bardzo gniewała.

Do jej klasy chodził Tomasz, któregowszyscy lubili. Sandra wpadła więc napomysł, by wymyślić eliksir, którypozwoliłby jej zamieniać się z innymiosobami. Udało się!

Następnego dnia Tomasz, a właściwieSandra w jego postaci, zachowywał siębardzo dziwnie. Nikt się jednak niedomyślił, dlaczego tak się zmienił. Za toSandra, czyli Tomasz w jej ciele,rozmawiała i żartowała ze wszystkimidziećmi, a one bardzo chciały się z niąbawić. Na Tomka nikt nie zwracał uwagi.

Wtedy Sandra, czyli tak naprawdę Tomek,bardzo się rozgniewała i zapytała Tomka,czyli Sandry:

- Jak ty to robisz, że ciebie zawsze wszyscylubią? Przecież wyglądasz jak ja, a wczorajdzieci mnie nie lubiły! Dzisiaj wyglądamjak ty, a i tak nikt się ze mną nie bawi!

- Bo to nie chodzi o to, jak wyglądasz. Janie jestem ciągle na wszystkich zły i nikomunie rozkazuję, a ty tak właśnie robisz.Wstydź się! – powiedział Tomasz.

- Masz rację, postaram się zmienić! – I Sandra poszła przeprosić za wszystkokoleżanki i kolegów.

Tomasz i Sandra zostali potemnajlepszymi przyjaciółmi! A gdy dorośli…Ale to już inna bajka…

ZUZIA LACKOVÁ

Składniki:• gotowe miodowe płaty, które

można też zrobić samemuwg przepis poniżej:

• 350 g mąki• 100 g cukru pudru• 100 g masła lub margaryny

• łyżeczka sody• łyżeczka proszku

do pieczenia• 1 jajko• 1 żółtko• 5 łyżek miodu• 4 łyżki

mleka

z brzoskwiniami lub morelami

Składniki:• 1 budyń waniliowy

(już ugotowany i wystudzony)

• 250 g twarogu (słodzimygo wg smaku i dodajemydo budyniu)

• marmolada lub dżemmorelowy, porzeczkowylub truskawkowy

• brzoskwinie lub morelepokrojone w płatki

Sposób przyrządzania

Sposób przyrządzaniaZ powyższych składnikówwyrobić ciasto i podzielić na dwie części. Każdą z nichrozwałkować i położyć nablachę, wyłożoną papieremdo pieczenia. Oczywiścieuformować pod kształt

przyszłego ciasta! Oba „spody” muszą byćrówne. Piec w temperaturze150-170 stopni około 10-15 minut. Gdy zacznąciemnieć – wyjąć i wystudzić.

Stara to prawda, że słodycze sądobre na wszystko. Na letnie ciepłedni, gdy nawet jeść się nie chce, też.Pysznego ciasta z owocami niktprzecież nie odmówi, zwłaszcza jeśli

te owoce pachną słońcem. Idealniewięc się składa, bowiem paniĽubomíra Soldánová z Bratysławyprzysłała do „Piekarnika” swójsłodki sprawdzony przepis.

AGATA BEDNARCZYK

Miodownik serowo-budyniowy

Nadzienie:

Autorka przepisu zapewnia, że miodownik wychodzi nawet z bananami czy truskawkami.Jednym słowem – z czym dusza i żołądek zapragną.Ojej… Już mi ślinka cieknie! Biegnę więc na targ po morele, a Wam życzę smacznego!

Oba płaty ciasta smarujemymarmoladą lub dżemem i nakładamy na nie masęserowo-budyniową. Następnieukładamy warstwę owoców. Na koniec oba płaty nakładamyna siebie (owoce do owoców) i dociskamy lekko, by płatkiowoców wcisnęły się w masę.Wierzch ciasta możemy posypać

cukrem pudrem lub polaćpolewą karmelową. Całośćkoniecznie wstawiamy dolodówki, najlepiej na cały dzień,by wszystkie warstwy dobrzesię przegryzły, a ciastozmiękło. Możemy teżpoeksperymentować z różnymiowocami i marmoladą.

ZDJĘCIE:ĽUBOMIRA SOLDANOVÁ