monitor polonijny 2005/11

24

Upload: monitor-polonijny

Post on 31-Mar-2016

228 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: Monitor Polonijny 2005/11
Page 2: Monitor Polonijny 2005/11

2 MONITOR POLONIJNY

Z pozycji organizatora niewypada mi go oceniać, nie-wątpliwie jednak mogę gookreślić mianem „nietrady-cyjny”. Po raz pierwszy odby-wał się nie w okolicy Martinai w regionie Turiec, alew równie pięk-nym środowis-ku miasteczkauzdrowiskowe-go Rajecké Tep-lice niedalekoŽiliny. Zupełnienietradycyjniedopisała pogo-da. Chociaż deszcz i zimno,towarzyszące kilku poprze-dnim zlotom, nigdy nie psułyhumorów ich uczestników,to tym razem dużo przyjem-niej było wyruszyć na węd-rówkę w góry w lekkim let-nim ubraniu, a okulary sło-neczne okazały się lżejsze niżparasol. W sobotę po połud-niu odbyły się zawody sporto-

we w dyscyplinach, któreuczestnicy wybrali sobiew piątek wieczorem. Najwię-kszym powodzeniem cieszyłsię tenis stołowy, gra w dwaognie, siatkówka, siatkówkanożna, badminton i mecz pił-

ki nożnej rozg-rywany po ciem-ku. Po zmaga-niach sporto-wych wszyst-kim pozostałojeszcze dość siłna ognisko, po-łączone z jed-

ną grą, którą bezkonkuren-cyjnie wygrali bracia Patriki Dominik z Žiliny. Wie-czorem zaś świętowaliśmyurodziny Krystyny z Púcho-va. Na nią i na nas czekałaniespodzianka w formieprogramu rozrywkowegoprzygotowanego przez mło-dzież. W niedzielę do połud-nia nadszedł czas na pro-

gram specjalny. Był nim dwu-godzinny pobyt na basenachtermalnych w Domu Zdrojo-wym „Afrodita”. To był ostat-ni punkt programu tegorocz-nego zlotu. Piękna i słonecz-na pogoda towarzyszyła namdo końca. Potem nastał czaspożegnania. Szkoda, że wszy-stko trwało tak krótko! Kiedysię znów spotkamy? Dopieroza rok? A może uda się wcze-śniej?!

W tym roku w zlocie ucze-stniczyło 29 dzieci, młodzieży

i studentów, 5 osób doro-słych – organizatorów i opie-kunów oraz 4 osoby dorosłei dwoje dzieci, które przyje-chały na ognisko. Wszystkimuczestnikom serdecznie dzię-kuję – opiekunom i starszejmłodzieży za pomoc, dzie-ciom i młodzieży za ich ak-tywność, twórczość i entuz-jazm, a te, jak na każdym ta-kim zlocie, tak i na tym – nie-tradycyjnym, były tradycyjne.

IRENA ZACHAROVÁZDJĘCIA BEKA FIOLKOVÁ

Tradycyjny Zlot MłodzieżyPolonijnej nietradycyjnieW dniach od 23 do 25 września 2005 r. odbył się już po raz

ósmy Zlot Młodzieży Polonijnej, zorganizowany przez KlubPolski w Martinie. Jaki był?

Nocna piłka nożna

Przed domem zdrojowym

Ognisko

Zabawa na dyskotece

Page 3: Monitor Polonijny 2005/11

3

OD REDAKCJIPrzed nami listopad. Miesiąc kojarzony z Dniem

Wszystkich Świętych, Zaduszkami i Świętem Narodowym,

a ponadto z deszczem, wiatrem, pierwszymi przymrozka-

mi i… depresją. Dni są coraz krótsze: wstajemy rano –

jeszcze ciemno, wracamy z pracy – już ciemno. Na dworze

dżdżysto, mglisto i coraz zimniej. Światło elektryczne nie

jest w stanie nam zastąpić życiodajnego słońca. Do rado-

snego Bożego Narodzenia ponad miesiąc, a do wiosny…

ho! ho! Mimo to nie dajmy się! Precz z chandrami i de-

presjami! Postarajmy się zachować optymistyczne spo-

jrzenie na świat! Zaduszki nie muszą być smutne.

Wspominajmy naszych bliskich, którzy odeszli, ale doceń-

my to, że w ogóle dane nam było żyć kiedyś z nimi, że my

kochaliśmy ich, a oni nas, że mieliśmy możliwość śmiać

się z nimi, bawić, rozmawiać… Myślmy o tym, co było dob-

re, co nie umarło, bowiem dopóki my pamiętamy o tych,

których już z nami nie ma, dopóty oni żyją – w nas,

w naszej pamięci. Święto Narodowe też nie musi kojarzyć

się tylko z powagą. Przecież to kolejna rocznica odzyska-

nia przez Polskę niepodległości, a zatem powinniśmy się

cieszyć, że wiele lat temu naszym dziadom udało się wy-

walczyć wymarzoną wolność.

Choć za oknami deszcz i zimno, świat nadal pozostaje

piękny! Jesienna pogoda ma bowiem i swoje dobre strony.

Radujmy się tym, że długie listopadowe wieczory stwa-

rzają nam niepowtarzalną okazję do częstszych spotkań

rodzinnych, rozmów z przyjaciółmi. Możemy też je wy-

korzystać na przeczytanie zaległej lektury (w tym

„Monitora Polonijnego”), obejrzenie filmu, który chcieli-

śmy zobaczyć jeszcze w lecie, wizytę w teatrze czy na inne

przyjemności.

Niech tegoroczny listopad na przekór wszystkiemu bę-

dzie optymistyczny i radosny. Nie zapominajmy też

uśmiechać się do świata, do ludzi znanych i nieznanych,

albowiem uśmiech – jak grypa – jest zaraźliwy, jednak

dzięki niemu – w przeciwieństwie do grypy – wszystkim

nam żyje się lepiej. MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Pavol Bedroň, Ivana Jur íková, Majka Kadleček,Katarzyna Kosiniak-Kamysz, ks. Jerzy Limanówka, Melania Mal inowska, Danuta Meyza-Marušiaková, DariuszWieczorek , Izabela Wójc ik , • KOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados• JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE : Maria Magdalena Nowakowska • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduel isStehl ik • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Brat is lava • TLAČ: DesignText • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA:Małgorza ta Wojc ieszyńska , 930 41 Kvetos lavov, Te l . /Fax : 031/5602891, mon i to rp@orangemai l . sk• PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú. : 2666040059/1100, čís lo zákazníka142515 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • Redakcia si vyhradzuje právo na redakčné spracovanie ako ajvykracovanie doručených mater iálov, na želanie autora zaručuje anonymitu uverejnených mater iálov a l istov.

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB – SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

FINANCOVANÉ MINISTERSTVOM KULTÚRY SR

SPIS TREŚCIListopadowe nadzieje 4

Anna Schnáblová 6

Z KRAJU 6

SŁOWACKIE WYDARZENIAI POLSKIE SPOSTRZEŻENIA 7

Jacy tacy Polacy (cz.2.) 8

WYWIAD MIESIĄCA„Na szkle malowane” nowej generacji 10

Z NASZEGO PODWÓRKA 12

MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄ Śpiewające blondyny: pojedynek talentów czy biustów? 14

TO WARTO WIEDZIEĆGdy rodziła się II Rzeczpospolita 15

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKINike dla Andrzeja Stasiuka 16

POLSKO-SŁOWACKIE ZWIĄZKI HISTORYCZNEKurierzy tatrzańscy podczas II wojny światowej 18

OKIENKO JĘZYKOWEAby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej… 20

OGŁOSZENIA 21

POLSKA OCZAMI SŁOWACKICH DZIENNIKARZYBol som Poliakom z vlastnej voľby 22

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 23

PIEKARNIKWidmo kinderbalu krąży nad rodziną 24

LISTOPAD 2005

Page 4: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY4

„Solidarność” z daleka

Ryszard Zwiewka przepro-wadził się do Bratysławy pod ko-niec lat 70-tych, a więc wydarze-nia związane z „Solidarnością”obserwował z daleka. „Było mismutno, ponieważ wielkie wy-darzenia w Polsce zawsze mnieomijały” – mówi. Otýlie Tobolo-vá od urodzenia mieszka na Zaol-ziu, podobnie jak Teresa Pakoszwe Lwowie, więc powstanie„Solidarności” obserwowaływ swoich krajach. „Wtedy myśle-liśmy, że skoro Polakom się uda-ło, to może i nam się powiedzie?”– wspomina Pakosz. „Polska byłaprzecież pierwszym krajem, któ-ry przełamał czerwony mur,więc później wszyscy wzdychali-śmy w jej stronę i czekaliśmy, kie-dy ten kolos na glinianych no-gach wreszcie się zawali”.

Otýlie Tobolová, wspominającrok 1980, podkreśla fakt, że in-formacje w Czechosłowacji byłytowarem deficytowym. „Miesz-kaliśmy niedaleko granicy z Pol-ską, a docierały do nas tylkoskąpe wiadomości o tym, co siętam działo. Granica była dla nashermetycznie zamknięta” –wspomina Tobolová. „Spotka-łam wtedy pewnego Słowakaz Bratysławy, który wiedział du-żo więcej, ponieważ miał żonęPolkę, i on mnie uświadomił,o co tak na prawdę chodziło” –wyjaśnia nasza rozmówczyni.Wtedy mieszkańcy Czechosło-wacji karmieni byli propagando-wymi informacjami na temat„złych, leniwych” Polaków, któ-rzy strajkują, ponieważ nie chceim się pracować. „Wielu Pola-ków z Zaolzia było podatnych natę propagandę” – ocenia Tobolo-vá. Tamten okres podobnie

wspomina Ryszard Zwiewka,który o tym, co dzieje sięw Polsce, dowiadywał się z lis-tów od rodziny z Polski alboz Radia Wolna Europa. „Prasaczechosłowacka, jak zawszew tym czasie, informowała tylkoo negatywnych stronach proce-su przemian” – opisuje Zwiew-ka. „Według korespondenta Ru-dego Prava i Pravdy sklepy

w Polsce świeciły pustkami, po-nieważ Polacy to lenie, którymnawet nie chciało się rozłado-wać wagonów z żywnością,przesłaną przez bratni naródczechosłowacki”.

Listopad

Ryszard Zwiewka w listopa-dzie 1989 roku brał udziałw zgromadzeniach na placuSłowackiego Powstania Narodo-wego. „Żyłem tymi wydarzenia-mi. Wiadomo było, że do czegośtakiego wcześniej czy późniejmusiało w Czechosłowacji do-jść” – wspomina nasz rozmów-ca. „Węgrzy otworzyli granicęz Austrią, padł mur berliński.Znaków, że zbliża się koniec ko-muny, było więcej, ale nie odbie-ram zasług tym, którzy się w tozaangażowali” – podsumowuje.

Otýlie Tobolová broniła sięprzed wstąpieniem do partiii udało jej się tego uniknąć.R Y S Z A R D Z W I E W K A

W ubiegłym roku w listopadzie z zapartym tchem śledziliśmywydarzenia na Ukrainie. Pomarańczowa rewolucja zdominowała

serwisy informacyjne, a w Polsce najmodniejszym kolorem stał siękolor pomarańczowy (nawet kobiece czasopisma lansowały poma-rańczowe suknie albo dołączały do swoich wydań pomarańczoweopaski czy wstążki na znak solidarności z Ukrainą). Również dlaCzechosłowacji ważnym miesiącem był listopad – 1989 roku. A towszystko w odniesieniu do polskich wydarzeń z roku 1980 przybierakształt ciekawej układanki. I właśnie w nawiązaniu do tych wydarzeńprzebiegała w tym roku w Polsce kampania bilborodowa z okazji 25-le-cia „Solidarności”. Fotografie Lecha Wałęsy, Vaclava Havla, WiktoraJuszczenki i innych poukładane jak klocki. Ostatni klocek pusty. Dlakolejnego człowieka, który zmieni bieg historii w jakimś kraju, otworzywrota do wolności. O różnych drogach do wolności rozmawialiśmyz Polakami, którzy mieszkają w Czechach, na Słowacji i na Ukrainie.Przedstawiamy więc listopadowe rewolucje: aksamitną i pomarań-czową oczami naszych rodaków.

Listopadowe nadzieje

Page 5: Monitor Polonijny 2005/11

5LISTOPAD 2005

„Kiedy zaczęła się rewolucjau nas i usłyszałam komunikatw telewizji, że partia straciłaprzewodnią siłę w narodzie, niewierzyłam własnym uszom” –wspomina. „Pierwsza myśl, jakami przyszła, to ta, że już nie będęmusiała robić uników przedwstąpieniem do partii”. I choćw Ostrawie mityngi i spotkaniabyły trochę spóźnione, możebardziej nieśmiałe niż w innychmiastach, to również fala oży-wienia ogarnęła i to miasto.„Przyjeżdżali aktorzy z Pragi, alez początku Ostrawianie jakbynie dowierzali, że coś może sięzmienić, byli bardziej powścią-gliwi niż Prażanie” – opisujeTobolová.

Teresa Pakosz ubiegłorocznąpomarańczową rewolucję wspo-mina z perspektywy pracy. „Jes-tem dziennikarką radiową, więcpomarańczową rewolucję prze-żyłam w terenie z mikrofonemw ręku” – opisuje. „Udałam sięna główny plac Lwowa przedoperę i w swoim programie pol-skojęzycznym relacjonowałamto, co się działo na ulicach mias-ta. Moimi rozmówcami byliUkraińcy, którzy dziękowaliPolsce za jej wsparcie, za przy-jazd Wałęsy, Kwaśniewskiego”.

Rewolucja wstrząsnęła Ukra-iną i dała nadzieję na prawdziwezmiany. „Państwo ukraińskie ist-nieje już, chwała Bogu, 14 lat,więc pora najwyższa, by się za-brać do pracy, a nie tylko zgar-niać dobra narodowe i prywaty-zować” – podsumowuje Pakosz.

Polskie nadzieje

W Bratysławie wydarzenia z li-stopada 1989 roku obudziływśród Polaków nadzieje na po-wołanie zrzeszającej ich organi-zacji. „W reżimie komunistycz-nym mogła istnieć tylko jednaorganizacja zrzeszająca Polaków,a ta była na Zaolziu. Był to PolskiZwiązek Kulturalno-Oświatowy”– opisuje Zwiewka. Kilka latpóźniej, po podziale Czecho-Sło-wacji na Słowacji zarejestrowa-no Klub Polski.

Do spotkania Polaków, chę-tnych do rozmów na wolnym fo-rum doszło 30 listopada 1989 ro-ku na Zaolziu. „Mieliśmy wtedyjeden związek kulturalno-oświa-towy zrzeszający 25 tysięcy Po-laków. Każdy, kto czuł się Pola-kiem, niezależnie od opcji poli-tycznych, religijnych, przynale-żności lub nieprzynależnościpartyjnej wziął udział w tymspotkaniu” – opisuje Otýlie To-bolová. Nasza rozmówczyniwstąpiła wtedy do pierwszejRady Polaków. „To była 9-osobo-wa rada, czyli ciało, które się sa-moczynnie zawiązało, a to dałopoczątek nowym kontaktomz najwyższymi przedstawiciela-mi parlamentu, prezydentami –polskim i czeskim” – wspomina.Każdy miał swoją funkcję i obo-wiązki. Tobolová jako pracownikCzeskiego Radia w Ostrawie byłaodpowiedzialna za programy ra-diowe i telewizyjne dla Polakówmieszkających na Zaolziu.„Owszem, potem doszło, jak to

wśród Polaków bywa, do polary-zacji i rozproszenia – powstało25 związków zrzeszającychPolaków. Teraz możemy mówić,że mamy więcej związków niżPolaków. Ale taki przecież jestsmak wolności” – podsumowujeTobolová.

Dla Teresy Pakosz pomarań-czowa rewolucja to nadzieja nalepsze jutro. Czy w jakiś sposóbbędzie lepiej Polakom mieszka-jącym na Ukrainie? „Trudno po-wiedzieć, czy Juszczenko zadbao nas. Póki co żadnych takichkroków nie widzimy” – twierdziPakosz. „Rząd ukraiński nie

wspiera mniejszości narodo-wych, ale ważne jest też, aby imnie przeszkadzał”. Jakby na do-wód tego dodaje, że w ubiegłymroku po raz pierwszy ukraińskieministerstwo kultury opłaciłoprzyjazd uczestników na Fes-tiwal Kultury Polskiej na Ukrai-nie. „Nigdy nie czuliśmy się ucis-kani ani przez rząd Kuczmy, aniJuszczenki – ocenia Pakosz – alejest rzeczą naturalną, że potrze-bowalibyśmy więcej pieniędzy,by finansować działania kultu-ralne i móc dłużej nadawać au-dycje dla polskojęzycznych od-biorców” – dodaje.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

O T Ý L I E T O B O L O V Á

T E R E S A P A K O S Z

Page 6: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY6

LECH KACZYŃSKI, uzyskując54,04 proc. poparcia (8 257468 głosów), został wybranyprezydentem RP – ogłosiłaoficjalnie Państwowa KomisjaWyborcza w poniedziałek

24 października 2005 r. „Przeznajbliższe 5 lat chcę wierniesłużyć Polsce” – powiedziałprezydent elekt w trakcie uro-czystości ogłoszenia wyni-ków. Donald Tusk w drugiejturze wyborów otrzymał 45,96 proc. głosów (7 022 319).Frekwencja wyniosła 50,99proc.

PIERWSZĄ TURĘ wyborów pre-zydenckich wygrał DonaldTusk, uzyskując 36,33 proc.głosów (głosowało na niego 5 429 666 osób), drugi byłLech Kaczyński, który otrzy-mał 33,10 proc. poparcia (4 947 927 głosów). Dalszemiejsca zajęli: Andrzej Lepper

– 15,11 proc. (2 259 094 gło-sów), Marek Borowski – 10,33proc. (1 544 642), JarosławKalinowski – 1,80 proc. (269 316), Janusz Korwin-Mikke – 1,43 proc. (214 116),Henryka Bochniarz – 1,26 proc.(188 598 głosów).

W WYWIADZIE DLA tygodnika„Angora” Jacek Kurski, czło-nek sztabu wyborczego L. Ka-czyńskiego, powiedział, iż „po-ważne źródła na Pomorzu mó-wią, że dziadek Tuska zgłosiłsię na ochotnika do Wehr-machtu”. Za tę wypowiedźKurskiego ze sztabu usunięto,a Kaczyński przeprosił Tuskaza incydent. Tak naprawdę

Józef Tusk był żołnierzemWehrmachtu, jednak został doniego wcielony siłą.

PREZYDENT ALEKSANDER KWAŚ-NIEWSKI desygnował na pre-miera Kazimierza Marcinkie-wicza, który zapowiedział u-tworzenie w ciągu dwóch ty-godni nowego rządu.

Anna Schnáblová(18.01.1924 – 20.09.2005)

W Bratysławie mówiono o niej„Pani Hanka z Ośrodka”

i każdy wiedział, że chodzi o paniąAnnę Schnáblovą z Ośrodka Infor-macji i Kultury Polskiej.

Poznałyśmy się w październi-ku 1973 roku. Ona wróciła wy-poczęta i radosna z ukochanychJeseników, gdzie najchętniejwypoczywała, ja rozpoczyna-łam pracę w Ośrodku. Pracowa-łyśmy razem do jej odejścia naemeryturę w 1982 roku. Potemwidywałyśmy się na ośrodko-wych imprezach, rozmawiały-śmy przez telefon. Hanka poprzejściu na emeryturę cieszyłasię życiem – wreszcie miałaczas dla siebie – dużo czytała,chodziła na długie spacery, sta-tystowała w filmach i tańczyła.Tak, tak! Co tydzień chodziła nataneczne spotkania srebrno-włosych, chociaż ona wciąż by-ła tą kipiącą radością, pełnąenergii blondynką. Z czasem

nasze spotkania stały się rzad-sze, rozmowy telefoniczne krót-sze. W końcu telefon zamilkł.Hankę od ludzi i świata odgro-dził mur okrutnej chorobyi zamknął w tylko jej dostęp-nym świecie.

Dla mnie Hanka była człowie-kiem, którego się nie zapomina.Jej droga życiowa zaczęła sięw Makowie Podhalańskim, po-tem był Podwilk, gdzie, jak wspo-minała, rano pasła krowy, a po-tem przez kilka godzin wypisy-wała w urzędzie notarialnymprzydziały na buty. W 1944 rokuprzez dziesięć dni szła pieszoz Podwilka do Nitry, prowadzona

głosem serca. Z ukochanym sięnie spotkała – zginął podczasdziałań wojennych. Ona swąwędrówkę skończyła w Bratysła-wie. Tu została najpierw telefo-nistką w Słowackiej AgencjiPrasowej, następnie urzędniczkąw polskim konsulacie, a od 1963roku pracowała w Ośrodku In-formacji i Kultury Polskiej. W Bra-tysławie założyła rodzinę.

Dziesięciodniowa peregry-nacja Hanki z Podwilka doBratysławy nie była ani tą naj-dłuższą, ani tą najtrudniejsządrogą, jaką przeszła. Nikt, kto jąznał, nie przypuszczał, że ta in-teligentna, potrafiąca podjąć

Page 7: Monitor Polonijny 2005/11

7LISTOPAD 2005

rozmowę z każdym i na każdy temat kobie-ta swą edukację zakończyła na piątej klasieszkoły ludowej, czego zresztą nie ukrywała.To była ta droga, którą przeszła sama, drogastałego samokształcenia. Droga niełatwa,ale zakończona cum laude.

Powiedzieć o Hance, że pracowaław Ośrodku, to mało. Ona przez lata byładuszą tej instytucji. Dla niej nie istniał „za-kres obowiązków”, robiła to, co w danejchwili było potrzebne, poproszona o po-moc, pomagała chętnie. Zawsze wiedzia-łam, że na niej można polegać, i nigdy sięnie zawiodłam. To ona swym koleżankomi kolegom wpajała podstawową zasadę, żedla pracownika Ośrodka najważniejszy jestten, kto do tego Ośrodka przychodzi, nie-zależnie od tego, kim jest, i że na każde py-tanie musi otrzymać odpowiedź. Ośrodekbył jej drugim, a czasem i pierwszym do-mem, na nim koncentrowały się jej troskii radości.

Z domu się odchodzi i do domu się wra-ca. Wierzę, że jeśli zmarli mają tę moc, bychoć raz w roku wrócić między żywych, tokroki Hanki zmierzać będą do Instytutu,którego drzwi zastanie otwarte.

Żegnaj Hanko! Niech twój krok i taniecw chmurach będzie lekki, a Twój uśmiechpromienny, taki, jakim witałaś gościOśrodka. Mur runął, jesteś wolna.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

NA PIERWSZYM posiedzeniuSejm V kadencji zebrał się 19 października. Z powodubraku porozumienia międzyPiS i PO nie wybrano jednakjego marszałka. Sytuacja takamiała miejsce po raz pierwszyw historii. Na kolejnym posie-dzeniu Sejmu marszałkiemzostał Marek Jurek z PiS.

MARSZAŁKIEM SENATU zostałBogdan Borusewicz, senator

niezależny, popierany przezPiS. Inauguracyjne obradySenatu otworzył AleksanderKwaśniewski.

RAFAŁ BLECHACZ zwyciężyłw XV Międzynarodowym Kon-kursie Pianistycznym im. Fry-deryka Chopina w Warsza-wie. Ostatni Polak przed Ble-chaczem, który wygrał kon-

kurs, to Krystian Zimerman –zdobywca pierwszej nagrodyw 1975 r. Drugiego miejscatym razem nie przyznano, dwatrzecie otrzymali ex aequo bra-cia z Korei Południowej –Dong Hyek Lim i Dong MinLim.

LAUREATEM LITERACKIEJ NA-GRODY NIKE 2005 został An-drzej Stasiuk za powieść „Ja-dąc do Babadag”. Laureatoprócz statuetki Nike dłutaGustawa Zemły otrzymałczek na 100 tysięcy złotych.Nagrodzona książka opowia-da o podróżach przez Słowa-cję, Bułgarię, Rumunię, Alba-nię, Mołdawię, kraje dawnej

Jugosławii, węgierską pro-wincję. Z dziennika podróżne-go wyrasta rozprawa o Eu-ropie Środkowej, jej kulturzei mieszkańcach (więcej o A.Stasiuku i jego książce w rub-ryce „Bliżej polskiej książki”,s. 16.). Ceremonia wręczenianagrody odbyła się w TeatrzeStanisławowskim w war-szawskich Łazienkach.Za najlepszą książkę w ple-biscycie „Gazety Wyborczej”czytelnicy uznali „Podróżez Herodotem” Ryszarda Ka-puścińskiego.

OPRACOWAŁRADOSŁAW ŁACH

K olejka podmiejska to cud komunikacyjny. Skrzy-żowanie pociągu z tramwajem. Ale podróżowanie

nią jest niezmiernie pouczające. Apeluję: wysiądźmyz samochodów! Być może nie brzmi to zachęcająco,zwłaszcza teraz – w zimne listopadowe dni. Ale pod-róż podmiejskim pociągiem pokazuje nam świat z in-nej perspektywy. Uczy cierpliwości i jest demokratycz-na. Pociąg przyjeżdża i odjeżdża dopiero wtedy, gdynadchodzi jego czas. Nie pomogą tu stanowiska, tytu-ły i pieniądze, a klasa jest tylko jedna.

Niektórzy lubią podróżować palcem po mapie,a ja lubię podróżować z rozkładem jazdy w ręku.Mogę sobie siedzieć na prowincji i kombinować,jak dojechać do Salonik czy Paryża. Wymyślamtrasę do Budapesztu – z przesiadką albo bez. Dowyboru, na życzenie.

W pociągu można obserwować ludzi. Niektó-rych widuję w nim prawie codziennie. Patrzę napielęgniarki wracające z dyżuru, uczniów, robot-ników psioczących na premiera i cały ten świat,studenta uczącego się do egzaminu na prawo jaz-dy... ten nas pewnie wkrótce opuści.

Słyszałam kiedyś o jakimś sondażu przeprowadzo-nym wśród polskich dzieci, którym zadano pytanie,czym chciałyby się przejechać. Myślicie, że zwyciężyłprom kosmiczny, odrzutowiec albo bolid Schuma-chera? Dzieci najbardziej chciałyby przejechać sięzwyczajnym pociągiem! A dorośli? Może też!

MAJKA KADLEČEK

•SŁOWACKIE WYDARZENIA I POLSKIE SPOSTRZEŻENIA•

Page 8: Monitor Polonijny 2005/11

8

BARBARA KUKULSKA z Jo-hanesburga reprezentujePolonię Republiki Południo-wej Afryki. Poza ojczyzną mie-szka już 23 lata. O Polakachmieszkających w Afryce mó-wi, że to elitarna Polonia, któ-ra ma bardzo dobrą opinięwśród autochtonów i jestbardzo wysoko ceniona. „Towyjątkowa rzecz. My, Polacymieszkający w RPA, jesteśmybardzo pewni siebie i wewnę-trznie dumni z tego, że jeste-śmy Polakami” – mówi Kukul-ska. To w dużej mierze zasługanaszych rodaków, którzy dotego kraju przybyli zaraz powojnie, przez Syberię. „To onistworzyli fundament Poloniipołudniowoafrykańskiej i cię-żko na to pracowali” – oceniamoja rozmówczyni. „To, coprzeżyli w śniegach syberyj-skich, zahartowało ich i zmu-siło do walki i rzetelności” –dodaje. Polak w Afryce Połu-dniowej jest odbierany jakoczłowiek uczciwy, o wysokichkwalifikacjach. „Kiedy praco-dawca w Afryce ma do wybo-ru, zatrudnić Włocha czy Pola-ka, wybierze Polaka, a co wię-cej, da jemu pierwszeństwonawet przed Anglikiem!” –twierdzi Kukulska i jednocze-śnie podkreśla ambicję na-szych rodaków. „Śledzą wszy-stkie nowości w swojej dzie-

dzinie pracy, uczą się wieczo-rami po to, żeby mieć lepszenotowania”.

U Afrykańczyków BarbaraKukulska ceni sobie otwar-tość, ciepły stosunek do dru-giego człowieka: „W każdymsklepie jest miła obsługa, choćprzecież taka ekspedientka-Murzynka mogłaby być nieza-dowolona z różnych powo-dów: że jej mało płacą, że jejwieje po plecach, bo drzwi sąotwarte, ale ona i tak uśmie-cha się do klienta”. Ta otwar-

tość jest widoczna wszędzie.„Wszyscy sobie mówimy poimieniu, gestami okazujemysobie życzliwość, obejmującdrugiego człowieka” – mówiKukulska. Murzyni lubią bie-siadować przy grillu, pić pi-wo, ważne jest dla nich to, byw danym dniu mieli czym wy-pełnić żołądek. „Są leniwi, niezależy im na pracy, nie majążadnych zahamowań, kiedychcą położą się na trawiew centrum miasta. ważne dlanich jest to, by cieszyć sięchwilą, patrzeć w niebo i poprostu być szczęśliwym, jakbynic więcej do życia nie byłoim potrzebne” – opisuje Ku-kulska. Na pytanie, czy Polacynie rozleniwiają się w promie-niach słonecznych gorącejAfryki, moja rozmówczyni od-powiada, że na to są bardziejpodatni przedstawiciele klasyśredniej, którzy częściej sobiefolgują podczas zabaw przygrillu i piwku.

Ale jednocześnie podkreśla,że Polacy zarażają się odAfrykańczyków życzliwościąi otwartością. „To słońce, któ-re nas tam czasami tak niełas-kawie przypieka, rozpromie-nia nasze twarze i nie sposóbsię złościć” – kwituje Kukul-ska.

TADEUSZ URBAŃSKI, mie-szkający od 24 lat w Sztokhol-mie, dostrzega skłonność Po-laków do podziałów. „Podzia-ły występują w kraju, dzielimysię też za granicą i to z ró-żnych powodów, a najczęściejchodzi o bzdury” – mówi Ur-bański. Według niego te wła-śnie podziały, których przy-

W pierwszej części swojego artykułu przedstawiłam Państwuwypowiedzi naszych rodaków z Ameryki Północnej, w tej

zajrzymy do Afryki, Skandynawii i Szwajcarii. Wszędzie tam mieszkająPolacy. Jak siebie postrzegają? W jakim żyją otoczeniu? Czy potrafiądostosować się do warunków „nowej” ojczyzny? Na te i inne pytaniapróbowałam uzyskać odpowiedzi od swoich rozmówców.

Barbara Kukulska: „Kiedy pracodawcaw RPA ma do wyboru, zatrudnić

Włocha czy Polaka, wybierze Polaka,co więcej, da jemu pierwszeństwo

nawet przed Anglikiem!”.

Jacy tacy Polacy (część 2.)

MONITOR POLONIJNY

Page 9: Monitor Polonijny 2005/11

9

czyną są błahostki, powodująnajdłużej trwające niesnaski.„U nas w Sztokholmie działajądwa stowarzyszenia harcer-skie, są dwa ośrodki, gdziespotykają się ludzie starsi” –informuje nasz rozmówca.„Ale to są pozostałości sta-rych, jeszcze PRL-owskich cza-sów, kiedy dzielono nas od-górnie” – wyjaśnia. „Wtedy naprzykład konsulat PRL w Szto-kholmie oferował zniżki naprzeloty do kraju tym, którzyzechcieli zapisać się do orga-nizacji, którą ten mógł kontro-lować”. I choć czasy się zmie-niły, podziały poróżniły Pola-ków. A Szwedzi, według moje-go rozmówcy, chcą mieć w ży-ciu święty spokój, są skryci,wyciszeni. „Wytwarzają wokółsiebie jakby szklaną kulę, bynikt przypadkowy o nich sięnie otarł. Czuje się od nich tenchłód, o którym kiedyś śpie-wał Rosiewicz w piosenceNajwięcej witaminy mająpolskie dziewczyny” – opisuje

Urbański. Szwedzi są dobrzezorganizowani i zdyscyplino-wani. Tych cech nabierają teżnasi rodacy, działający i zrze-szający się w organizacjach,których statuty są akceptowa-ne przez państwo szwedzkiei funkcjonują według szwedz-kich wzorów.

Według Urbańskiego każdy,kto mieszka na obczyźnie,przyjmuje cechy z danego kra-ju. „Moja rodzina uważa, że jazeszwedziałem, i to nie dlate-go, że nie chcę schabowegona śniadanie, ale nie hałasuję,nie zwracam na siebie uwagi”– konstatuje. „Gdybym, jadącmetrem w Sztokholmie, mó-wił tak głośno, jak głośno roz-mawiają jadący tramwajempasażerowie w Warszawie, by-łoby to źle odebrane, ponie-waż w metrze każdy jest zato-piony w lekturze. Tam panujeogólny spokój”.

O pewnym chłodzie w kon-taktach międzyludzkich mówiteż ANNA ZYMON-STANKIE-WICZ ze Szwajcarii, którawcześniej mieszkała we Wło-szech. „Szwajcarzy, jeżeli za-wierają przyjaźnie, to bardzopowoli, w odróżnieniu odWłochów, którzy już pierw-szego dnia witają drugiegoczłowieka, nazywając go ami-go” – opisuje Zymon-Stankie-wicz. „Szwajcarzy nie otwiera-ją od razu swoich domów, alejeśli zaakceptują drugiegoczłowieka, a to się dokonujez czasem, to można na nichpolegać”. Moja rozmówczyniwymienia też inne cechy,z których słyną Szwajcarzy:dokładność, precyzyjność,punktualność. Mieszkając w tymkraju, nie można ich lekcewa-żyć, chcąc odnosić sukcesy.„Może łatwiej jest dostosowaćsię tym, którzy stworzyli mie-

szane związki małżeńskie?“ –zastanawia się moja rozmów-czyni. „W innej sytuacji są ci,którzy chcieliby się szybko do-robić, ale tego nie da się zrea-lizować w tym kraju w ciągupięciu minut, ponieważ jegodobrobyt rośnie z pokoleniana pokolenie. Jeżeli ktoś niema charakteru, to ta precyzyj-ność szwajcarska za bardzo doniego nie przylgnie” – ocenia.I w tym upatruje Zymon-Stankiewicz przyczyn, dlacze-go niektórzy Polacy wybierajądrogę na skróty: kombinują,wykorzystują. Ale ogólnie Pol-acy mają dobrą renomę. Prze-de wszystkim uważa się ich zazdolnych i pracowitych, a w ży-ciu towarzyskim ceniona jestich spontaniczność.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAZDJĘCIA: AUTORKA

Artykuł powstał na podstawie materiałówzebranych przez autorkę podczas XIII Światowego

Forum Mediów Polonijnych

Tadeusz Urbański: „Szwedzi wytwarzają wokół siebie jakby

szklaną kulę, by nikt przypadkowyo nich się nie otarł. Czuje się od nichten chłód, o którym kiedyś śpiewałRosiewicz w piosence »Najwięcej

witaminy mają polskie dziewczyny«”.

Anna Zymon-Stankiewicz: „Szwajcarzy, jeżeli zawierają przyjaźnie,

to bardzo powoli, w odróżnieniu od Włochów, którzy już pierwszego

dnia witają drugiego człowieka,nazywając go amigo”.

LISTOPAD 2005

Page 10: Monitor Polonijny 2005/11

10

Jak się Panu podobała nowainscenizacja „Na szkle malo-wane”?

Bardzo mi się podobała. Zespółteatralny i reżyser znaleźli sięw trudnej sytuacji, bowiem stanęlioko w oko z legendą, która zrodzi-ła się na deskach Teatru Dramaty-cznego w Bratysławie. Tamtoprzedstawienie blisko 30 lat nieschodziło z afisza, a opowieścio nim stworzyły sytuację jakby bezwyjścia dla każdego innego teatru,chcącego podjąć się na nowo jegowystawienia. Ale powiodło się.Mało tego, dla nas Polaków tobardzo ważny akcent – nowy teatrna swoje otwarcie wybiera polskąsztukę! Mógł to zrobić tylko na za-sadzie pewnego rodzaju kontry.

I tak zrobili?Tak. Postawili na muzyczność,

taneczność, czyli na wszystko to,czym mogli zadziwić widza, przy-zwyczajonego do znakomitej po-przedniej wersji dramatycznej.I w tym widzę zasadniczą różnicę,otóż „stare” przedstawienie byłočinohrą, nowe jest spevohrą.Naturalnie trzeba podkreślić fakt,że powstało nowe, znakomite tłu-maczenie tekstu, którego dokonałĽubomír Feldek. Była to trudnapraca, ale wykonał ją wspaniale,zachowując rytm przedstawienia.Oczywiście będą recenzje chwa-lące ten spektakl, będą i krytycz-ne, mówiące, że zaginęła delikat-ność poezji. Każdy będzie miećswoją rację. Wiele polskich przed-stawień nie miało tak świetnietańczących dziewcząt, zbójników,fantastycznie śpiewającego chóru.W teatrze najważniejsza jest wi-downia. Na tegorocznym premie-rowym przedstawieniu „Szkła”

przebiegła iskra pomiędzy scenąa widownią. Ta iskra przeskakiwa-ła w tę i z powrotem, a potempowstał pożar, kiedy to ludzie sa-moistnie zerwali się z foteli.Chciałbym, żeby w Polsce było cośtakiego, ale tam jest problemz tym przedstawieniem.

Dlaczego?Nasze bardzo dobre teatry mają

aktorów, którzy są zaangażowaniw tysiące innych zajęć, jak seriale,słuchowiska radiowe itp. Bardzotrudno jest zebrać zespół, którypoświęciłby kawał życia jednemuprzedstawieniu. Łatwo wystawiaćsztuki dwu-, trzyosobowe. „Naszkle malowane” wymaga szalonejdyscypliny dużej grupy ludzi,a wielu wybitnych aktorów niechce się na to godzić. Bratysławapokazała, że Słowacja jest w staniezrobić teatr na najwyższym euro-pejskim poziomie.

To nowe przedstawienie za-pewne ludzie obejrzą z cieka-wości. Czy będą jednak przy-chodzić wielokrotnie do teatru,tak jak to miało miejsce w przy-padku poprzedniej wersji?

Myślę, że będą przychodzićmłodzi. Oni słyszeli o legendziespektaklu od swoich rodzicówi może nie chcieli iść ich ślada-mi, ale teraz będą mogli prze-ciwstawić rodzicom swoją wer-sję legendy.

Które z przedstawień „Naszkle malowane” według Panabyło najciekawsze?

Bywały przedstawienia świet-ne, bywały słabsze, ponieważnie miały dobrego zespołu ak-torów. Ta sztuka zmienia sięw zależności od siły aktorów,którzy grają poszczególne po-stacie. Kiedy np. w warszaw-skim teatrze „Szkło” realizowałaKrysia Janda, która grała Anioła,najciekawszym pojedynkiembyło jej starcie z Diabłem,w którego wcieliła się DorotaStalińska. To były niemalże do-minujące postacie, ponieważStalińska, żeby pokazać, że jestlepszą aktorką od Krysi, wyczy-niała rzeczy niewiarygodne –tańczyła z nożem w zębach, ro-biła salta w powietrzu, nato-miast Krysia grała talentem.

Dlaczego ta sztuka stała sięlegendą właśnie na Słowacji?

Nie wiem, to jest sprawa dlasocjologa. Chciałbym, aby ktośto zbadał i napisał pracę socjo-logiczną, dlaczego ta moja wers-ja Janosika z pewnym przymru-żeniem oka tak bardzo przyległado serca Słowaków. Przecież jago pokazuję jako zwykłego czło-wieka, któremu nie wszystkosię udawało. Sztuka jest nasączo-na pewnego rodzaju śmieszno-ścią, delikatnym żartem. Słowa-cy to podchwycili, choć to prze-cież ich bohater narodowy.

Reakcje Słowaków świad-czą o nich samych.

Tak, to dobrze o nich świad-czy. Potrafią się śmiać z siebiei ze swoich bohaterów.

P od koniec września w bratysławskim teatrze „Nova scena” odbyła siępremiera przedstawienia „Na szkle malowane”, którego reżyserem

i scenografem jest Ján Ďurovčík. Z tej okazji na zaproszenie InstytutuPolskiego Bratysławę odwiedził autor sztuki Ernest Bryll. Po spektakluudało mi się spotkać z Mistrzem i porozmawiać o magii „Szkła”.

„Na szkle malowane” nowej generacjiWYWIAD MIESIĄCA

10 MONITOR POLONIJNY 10

Page 11: Monitor Polonijny 2005/11

11

Podczas Pańskiego autor-skiego spotkania w Instytu-cie Polskim Ľubomír Feldekporównał Pana do Szekspi-ra, który pisał wiele, ale naj-bardziej rozsławiły go sztukisceniczne. Jak Pan to ode-brał? Czy to trafne porówna-nie?

Może w pewnym sensie jes-tem Szekspirem? On „gwizdał“na znaczenie swoich sztuk i „za-suwał“ następne. Chciałbym byćSzekspirem, ponieważ teatrzmuszałby mnie do napisanianowej sztuki. W naszych cza-sach wszystko obudowane jestgodnościami. Kto w tamtychczasach pisał recenzje? Kogo toobchodziło? Ważne było tylkoto, czy do teatru przyjdą ludziei czy przeżyją wzruszenie. Małoważne było to, czy przyjdziedziesięciu krytyków, którzybędą dzieło analizować i rozbie-rać. Nie jestem przeciwko kryty-kom, bo sam jestem filolo-giem i rozumiem, że kry-tyk może wyżywać sięwtedy, kiedy ma mo-żliwość pokazania, iżpotrafi analizować,dostrzegać i rozważaćpewne rzeczy.

Czuje się Pan autoremspełnionym?

Oprócz „Szkła“ napisałem wie-le innych rzeczy, które w Polscesą ważne, a które odnoszą się donaszej historii. Udało mi sięstworzyć parę sztuk, które wy-szły poza ramy teatru. Na przy-kład piosenka „Za czym kolejkata stoi” z przedstawienia „Kolę-da nocka” stała się legendarnąpieśnią, bez której nie może od-być się żadna uroczystość wspo-mnieniowa. To pieśń o czasach,kiedy nie mieliśmy nadziei. Te-raz nadzieja się ziściła, ale – jakto w życiu bywa – ironicznie.Kiedyś ludzie stojący w kolej-kach po towar wyklejali na szy-bach sklepowe cytaty z tej pie-śni. W dzisiejszych czasach, jaksłyszałem od znajomych, słowa„Za czym kolejka ta stoi? Po sta-rość, po szarość” pobrzmiewająw poczekalniach, w przychod-niach zdrowia i szpitalach. Dla

mnie ważne jest to, że tentekst żyje. Inaczej, ale żyje.

Co więcej? Piszę jakieśrzeczy, które pewnie

nie staną się waż-niejszymi wydarze-niami. Dzięki Bogu

jestem facetem, który

dał Polsce i Słowacji wrażenia,wydarzenia teatralne, które zaha-czają o socjologię.

Może Pani wierzyć lub nie, aleja nie przywiązuję wielkiej wagido swojej twórczości. Tak mi sięzdarza, że piszę. Bywa i tak, że sta-ram się uciekać od pisania.

W co Pan ucieka?Przede wszystkim w film. Zaj-

muję się nim od strony technicz-nej: poprawiam scenariusze, czu-wam nad montażem, a więc zaj-muję się takimi rzeczami, któ-rych nie widać, ale które decydu-ją o jakości filmu.

Kiedyś powiedział Pan, żeprzedstawienie „Na szkle ma-lowane“ znalazł Pan na Sło-wacji w dziupli. Ostatnimi la-ty często Pan odwiedza Sło-wację. Czyżby w poszukiwa-niu kolejnej dziupli?

Oczywiście, że szukam dziupli.Moje częste wizyty na Słowacji sązasługą dyrektora Instytutu Pol-skiego, który mi uświadomił, jakduża jest popularność mojegodzieła w tym kraju. Moja obec-ność jest elementem polsko-sło-wackich więzi kulturalnych.

Pan jest autorem tekstuprzedstawienia, KatarzynaGärtner – muzyki. Jak kom-pozytor odnosi się do sukce-sów „Szkła“ na Słowacji?

Kasia wie o tych sukcesach, by-ła gościem na kilku przedstawie-niach na Słowacji. Ja może jestemzapraszany częściej, ponieważwłaśnie w Instytucie organizowa-ne są wieczory poetyckie, więcpotrzebny jest poeta, nie muzyk.Poza tym znam Kasię. Ona jestbardzo utalentowana, ale szalenietrudna w kontaktach. Łatwiej jestzaprosić faceta, który jest zdys-cyplinowany, przyjedzie na czasi wyjedzie wtedy, kiedy trzeba.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

FOTO

: MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 12: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY12

W „małym Rzymie”, jak zewzględu na liczne kościo-

ły nazywa się Trnawę, odsło-nięto 16 października ponad2,5-metrowy, odlany w brąziepomnik Jana Pawła II. Wcze-śniej w trnawskiej katedrzeodbyła się uroczys-ta msza św., pod-czas której modlo-no się w intencjirychłej beatyfikacjipapieża Polaka.

Ponad półtono-wa rzeźba autorstwa SłowakaAntona Gabrika, odlana w war-sztacie Ladislava Sabo, stanęław centrum miasta, na odno-wionym placu przed wejściemdo katedry św. Jana Chrzci-ciela, przed siedzibą archidie-cezji trnawsko-bratysławskieji Uniwersytetu Trnawskiego.

Pomnik miał stanąć jużprzed miesiącem, w drugąrocznicę wizyty Jana Pawła II

w Trnawie. Rzeźby nie udałosię odlać na czas i władzemiasta zdecydowały, iż naj-lepszym terminem jej odsło-nięcia i poświęcenia będzie16 października – kolejnarocznica wyboru Karola Woj-

tyły na Stolicę Pio-trową.„Mały Rzym w tenskromny sposóboddaje hołd byłe-mu już pierwsze-mu obywatelowi

Wielkiego Rzymu, najwię-kszej osobistości XX wieku” -powiedział prezydent TrnawySztefan Bosznak.

„Ten pomnik to nie tylko pa-miątka wizyty Jana Pawła II,pierwszego papieża, który za-witał do Trnawy, ale przede-wszystkim przypomnienie,abyśmy nie zapominali o Jegonaukach i wprowadzali jew życie. Apel Nie bójcie się,

zostańcie w wierze! jest staleaktualny” – podkreślił arcybis-kup Jan Sokol, metropolitatrnawsko-bratysławski.

„Niech ta rzeźba potwier-dza, iż Jan Paweł II dał naro-dom środkowej Europy świa-domość wolności i solidarno-ści międzyludzkiej. Wartości,o które stale trzeba walczyći których stale trzeba sięuczyć” – dodał arcybiskupHenryk Józef Nowacki, nun-cjusz apostolski na Słowacji.

dwFOTO: DAREK WIECZOREK

Pod koniec września Ladis-lav Volko – słowacki poe-

ta, były amabsador RS w In-dii, były dyrektor InstytutuSłowackiego w Warszawiedokonał nietypowej prezen-tacji swojej poezji. Zbiórwierszy „Ma-Matka” ukazałsię w czterech wersjach języ-kowych: hindi, polskiej, an-gielskiej i słowackiej. Pod-czas Wieczoru Narodów nadziedzińcu Pałacu Zichyegozaproszeni goście mogliusłyszeć wiersze poety pre-zentowane w różnych języ-kach – w języku polskimwiersze czytał ambasadorRP w RS Zenon Kosiniak-Ka-mysz, indyjską muzykę orazspróbować indyjskich sma-kołyków.

MWFOTO: STANO STEHLIK

Indyjski wieczór na Słowacjiz polskimi akcentami

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

Page 13: Monitor Polonijny 2005/11

13LISTOPAD 2005

Na początku paź-dziernika w Mu-

zeum Techniki w Koszy-cach została otwarta wy-stawa fotografii, przed-stawiająca drogę do wol-ności przez Solidarność.Wystawę uroczyście otwo-rzył dyrektor InstytutuPolskiego w BratysławieJerzy Kronhold. Re-produkcje archiwalnychzdjęć z okresu powsta-nia Solidarności stalewzbudzają emocje i bardzo suges-tywnie oddziałują na wyobraźnię.Wspaniale, że dotarły do szerokiejpubliczności słowackiej, że udałosię zorganizować wystawę, ukazu-jącą przemiany w Polsce, podkre-ślającą zasługi Polaków dla całejEuropy. Dzisiaj 1000-letni Gdańsk,który przedstawiany jest na foto-grafiach, ma najwięcej zabytkówspośród europejskich miast nadBałtykiem. Są wśród nich m.in.

Dwór Artusa, fontanna Neptunaczy Kościół Mariacki (największykościół w Polsce). Prezentowanawystawa jest zwiastunem IX DniKultury Polskiej w Koszycach, któ-rych inauguracja nastąpi 4 listopa-da, a na które organizatorzy ser-decznie zapraszają (patrz: pro-gram imprez w „Ogłoszeniach” nastr. 21.).

URSZULA SZABADOSFOTO: ZDENKA BŁOŃSKA

P a m i ę ć z a t r z y m a n a n a f o t o g r a f i a c h

„Drogi do wolności - przez»Solidarność« do Europy”

Kolejny już mecz pił-karski pomiędzy dru-

żyną dyplomatów akre-dytowanych w RepubliceSłowackiej – BratislavaCD Lions a drużyną pił-karską słowackiego Mi-nisterstwa Spraw Zagra-nicznych odbył sięw dniu 27 września br.

Po zaciętej, chwilamiagresywnej sportowejwalce mecz zakończyłsię remisem 3:3. Był topierwszy remis w histo-rii rozgrywek pomiędzydyplomatami a słowac-kim MSZ.

Meczdyplomatów

Za najlepszego zawod-nika drużyny MSZ uzna-no Tibora Turanskiego.Tytuł najlepszego graczaw drużynie BratislavaCD Lions zyskał naszwęgierski kolega – AttilaBenedek.

Wśród dyplomatów za-grali również OlivierBelle, ambasador Kró-lestwa Belgii, czy polskiambasador Zenon Kosi-niak-Kamysz (na co dzieńkapitan drużyny dyplo-matów) oraz niżej pod-pisany.

Po meczu zawodni-ków obu drużyn ugościłambasador Zenon Kosi-niak-Kamysz. W przyja-cielskiej atmosferze omó-wiono niejeden meczoraz planowano przyszłespotkania na boisku.

ANDRZEJ KALINOWSKI

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

Page 14: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY14

Mandaryna to Marta Wiśniewska –żona kontrowersyjnego lidera zespołu „Ichtroje”. Pierwsze kroki na scenie stawiałajako dziecko, tańcząc w dziecięcym zespo-le „Krajki”, później przyszedł czas na ze-spół tańca sportowego „7 coma 7” (w bar-wach którego w 1996 roku zdobyła mi-strzostwo polski solistów w tańcu hip hop)i „Imago”, by później rozpocząć współpra-cę z zespołem „Ich Troje”, już jako samo-dzielny choreograf.

Zaraz po sukcesie „Ich Troje” w 2000roku rozpoczęła budowanie swojego włas-nego zespołu tanecznego, co zaowocowałopowstaniem w 2003 roku „MandarynaDance Studio”. W tymże roku zaczęła pró-bować swoich sił jako piosenkarka.Zwiastunem tego, co miało przyjść, stał sięmaxi-singiel dołączony do czasopisma„Naj”, który ukazał się w maju 2004 roku.Specjalnie dla Mandaryny powstały piosen-ki „Jesteś, ale cię nie ma” – napisana przezAdama Wardina i Martę Mars, „Idę przezdeszcz” – autorstwa Andre Franke (autora„Keine Grejzen” zespołu „Ich Troje”) orazdance’owa wersja utworu Matthiasa Reima„Summertime”. Jej piosenki nagrywał i re-alizował jeden z najlepszych polskich reali-zatorów Adam Toczko. Maxi-singel sprze-dał się w nakładzie 200 tys. egzemplarzy.

Efektem współpracy Mandaryny z ze-społem „Groove Coverage” była dance'owawersja „Here I Go Again” z repertuaru„Whitesnake”, a później cały krążek „man-daryna.com”.

Drugi album – „Mandarynkowy sen” –ukazał się w tym roku. Na płycie znalazłysię zarówno kompozycje premierowe, jaki sprawdzone covery w nowych wersjach,jak np. cover piosenki zespołu „2+1” –„Windą do nieba”. Nowy materiał promował

singel „Ev’ry Night”, pretendujący równieżdo nagrody Bursztynowego Słowika i Sło-wika Publiczności podczas tegorocznegofestiwalu w Sopocie.

„Ev’ry Night” na tymże festiwalu nieprzyniósł Mandarynie szczęścia, choćw głosowaniu publiczności zajęła drugiemiejsce. Prasa rozpisywała się, że występna żywo odsłonił niedostatki wokalne wo-kalistki. Występ ten miał być dla niej egza-minem ze śpiewu, ale według komentato-rów nie udało się jej go zdać. „[...] nie dość,że Mandaryna nie zaśpiewała czysto i za-pomniała tekstu, to jeszcze nie wykorzysta-ła swojego wielkiego atutu, czyli tańca” –pisał „Super Express”.

Doda to Dorota Rabczewska – woka-listka zespołu „Virgin”, wybrana spośród100 kandydatek. Zespół istnieje od 2000

roku, a tworzą go: Krzysiek Najman – ba-sista, Tomek Lubert – gitarzysta i założycielgrupy.

Pierwszy album grupy, zatytułowany poprostu „Virgin”, rozszedł się w nakładzieponad 10 tys. egzemplarzy i był nominowa-ny do Fryderyka w kategorii NajlepszyDebiut 2002 roku. Druga płyta nosi tytuł„Bimbo” (2004), a promował ją utwór„Dżaga”, do którego zrealizowano dwiewersje teledysku (jedna z nich zawiera nie-cenzuralne zdjęcia), w którym jednąz głównych ról zagrał Radosław Majdan,bramkarz klubu „Wisła” Kraków, prywatnienarzeczony Dody. Autorem tekstów jestDoda, muzykę zaś w większości napisał gi-tarzysta Tomek Lubert.

Doda z przydomkiem Elektroda jest oso-bą budzącą spore kontrowersje. Jej swois-ty styl bycia, wyzywający sposób ubieraniasię, wulgarne wypowiedzi i pogardliwy sto-

sunek do wartości stwarzają doskonałą po-żywkę dla prasy bulwarowej. Jej występw Sopocie z piosenką „Znak pokoju” zostałnagrodzony w wyniku SMS-owego głosowa-nia Słowikiem Publiczności i przychylnymiopiniami w prasie. „Cokolwiek sądzimyo tandetnym image'u Dody, trzeba przyz-nać, że ta dziewczyna ma pomysł na siebie,który konsekwentnie realizuje. Oraz słuchi głos” – komentowała „Gazeta Wyborcza”.

Zmagania rywalek na jednej scenie zanami, każda idzie swoją drogą, ma swoichfanów (i to ilu!). Nie od dziś wiemy, że to-war ładnie opakowany sprzedaje się ła-twiej. Zastanawia jednak fakt, ile kiczui tandety zmieści polska scena muzyczna.Ale te chyba od zawsze są obecne w życiuscenicznym.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Śpiewająceblondyny:

pojedynektalentów

czy biustów?

C zy polską scenę zdominowały piękne blondyny? Z pewnościąwszystko na to wskazywało w okresie letnim, kiedy odbywał się

Sopot Festival (relację z festiwalu publikowaliśmy w poprzednimnumerze). Największe emocje bowiem budziła rywalizacja dwóchblondynek: Mandaryny i Dody Elektrody, które walczyły o sympatiesopockiej publiczności. To, że pojedynek wygrała Doda, zdobywającSłowika Publiczności, Państwo już wiecie. Warto więc możeprzedstawić dziewczyny, wokół których było tyle szumu w mediach.

MONITOR POLONIJNY

Page 15: Monitor Polonijny 2005/11

LISTOPAD 2005 15

Wojna wyeliminowała ze sceny poli-tycznej cesarstwa niemieckie, rosyjskiei austriackie, a podbitym przez nie naro-dom dawała szansę na odbudowę sa-modzielnego bytu państwowego, prze-dmiotu marzeń całych pokoleń. Jednakkształt polityczny powojennej Europy niebył ustalony, co stało się później przy-czyną większych czy mniejszych konflik-tów w tej części Europy, która dotąd znaj-dowała się pod panowaniem trzech ce-sarzy.

Dążący do budowy własnego państwaPolacy takich konfliktów nie uniknęli.Najwcześniej sprzeczność interesów na-rodowych ujawniła się w Galicji Wschod-niej, gdzie polskie marzenia o Rzeczypos-politej zderzyły się z marzeniami Ukraiń-ców o przyszłej Wolnej Ukrainie. GalicjęWschodnią w 64 % zamieszkiwała lud-ność ukraińska, tylko w jej stolicy – weLwowie – większość stanowili Polacy.W innych miastach tego regionu przewa-żali, często bardzo znacznie, Żydzi, a nawsiach Ukraińcy. Lwów z miasta pro-wincjonalnego, jakim był w wieku XVIII(20 tys. mieszkańców i słaby uniwersy-tet), stał się w latach 1870 – 1914 mias-tem liczącym 200 tys. mieszkańców,bardzo silnym polskim ośrodkiem poli-tycznym, kulturalnym i naukowym z uni-wersytetem rangi europejskiej. To tudziałało prężne polskie Towarzystwo Li-

terackie im. Adama Mickiewicza, ukazy-wało się wiele polskich czasopism, dzia-łało Polskie Towarzystwo Historyczne,funkcjonowały polskie teatry. To właśnieLwów, a nie Kraków był stolicą Galicji.

Lwów, miasto w którym Polacy stano-wili 60 % obywateli, zaś Ukraińcy zaled-wie 10 %, w momencie rozpadu monar-chii austro-węgierskiej był też silnymukraińskim ośrodkiem oświatowo-kultu-ralnym i politycznym. Działały tu m.in.Galicyjsko-Ruska Macierz, TowarzystwoNaukowe im. Tarasa Szewczenki, Towa-rzystwo Pedagogiczne, teatr, ukazywałysię liczne czasopisma.

W październiku 1918 roku we Lwowiepowstała Ukraińska Rada Narodowa, któ-ra zamierzała negocjować sprawę przy-szłej Wolnej Ukrainy. Jednak ukraińscyradykałowie, zgrupowani w tajnymUkraińskim Komisariacie Wojskowym,zdecydowali się na przejęcie Lwowa siłą.W nocy z 31 października na 1 listopadaparamilitarny oddział Strzelców Siczo-wych, kierowany przez kapitana DymytraWitowskiego, obsadził bez walki ważniej-sze gmachy, przejmując kontrolę nad

miastem, w którym w tym czasie znajdo-wało się 2 500 żołnierzy ukraińskich,przerzuconych tu przez Naczelną Komen-dę Armii Austro-Węgierskiej, zaś podmiastem zgromadzeni byli Strzelcy Siczo-wi (formacje zbrojne podobne w charak-terze do polskich legionów Piłsudskie-go). Siły polskie były znacznie mniejsze– ok. 400 członków Polskiej OrganizacjiWojskowej i batalion kpt. Zdzisława Ta-tara-Trześniowskiego, liczący ok. 250 żoł-nierzy.

Walki w mieście rozpoczęły się ran-kiem 1 listopada. Polacy utworzyli wielo-partyjny zalążek organizacji samoobrony.Obroną Lwowa kierowali oficerowieCzesław Mączyński i Stanisław Łapiński.Bronić miasta zdecydowała się ponadtoludność cywilna. O ile początkowo w za-jętym przez Ukraińców Lwowie siły pol-skie liczyły zaledwie tysiąc ludzi, to w cią-gu trzech tygodni, tj. do nadejścia 20 li-stopada odsieczy z Przemyśla, swojegomiasta broniło już 6 tysięcy Polaków.

W obronie Lwowa dużą rolę odegrałapolska młodzież. Do walki stanęli głów-nie gimnazjaliści i studenci, chłopcyi dziewczęta w wieku od 13 do 18 lat, ci,którzy do historii przeszli jako OrlętaLwowskie i Orlętami pozostali w zbioro-wej pamięci narodowej. Było ich ponad1400, zaś pierwszych trzydziestu byłouczniami szkoły im. Henryka Sienkiewi-cza. Tylko w walkach o tę jedną lwowskąszkołę zginęło 100 Polaków. Bronili swe-go miasta i w tej wojnie odznaczyli się

Gdy rodziła się II RzeczpospolitaJ esienią roku 1918 losy Wielkiej Wojny w Europie,

wojny, która przyniosła śmierć około 9 milionówżołnierzy i zapełniła lazarety 20 milionami rannych,były już przesądzone. Dzień, w którym miały ustaćdziałania wojenne był bliski i wiadomo było, że niema powrotu do sytuacji przedwojennej.

TO WARTOWIEDZIEĆ

Page 16: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY16

niezwykłą odwagą i wolą walki. To o nich22 listopada 1918 r. Bolesław Wysłouch,senior polskiego ruchu ludowego, redak-tor naczelny „Kuriera Lwowskiego”, napi-sał: „Wśród huku granatów, poświstówszrapneli, wśród gradu kul karabinowychstał młodzieniaszek polski po parę dnii nocy z rzędu na placówce i o głodzie,i chłodzie walczył za Polskę z męstwemprawdziwie bohaterskim. Wielu z nichwymknęło się z domu bez wiedzy i zez-wolenia rodziców.Dla tych młodocia-nych obrońców Lwo-wa należałoby zało-żyć złotą księgę pa-mięci i chluby mias-ta”. Taką księgą stałsię cmentarz Obroń-ców Lwowa, zwanyteż cmentarzemOrląt Lwowskich, zaprojektowany przezstudenta Politechniki Lwowskiej RudolfaIndrucha. Cmentarz ten kryje prochy ok. dwóch i pół tysiąca żołnierzy polskich,poległych w 1918 roku i w latach wojnypolsko-bolszewickiej 1919 – 1920. Znacz-ną jego część zajmują kwatery OrlątLwowskich. Obok żołnierzy polskich natymże cmentarzu spoczywają też ochot-nicy – lotnicy amerykańscy i francuscypiechurzy, którzy polegli w obronieRzeczpospolitej przed bolszewikami.Cmentarz o unikatowej architekturze stałsię jedną z najpiękniejszych nekropoliiwojskowych na świecie. Lata II wojnyświatowej i dwóch okupacji przetrwałniemal nienaruszony. Zagłada przyszła,gdy Lwów znalazł się w granicachZwiązku Radzieckiego. Wówczas tow 1971 r. z cmentarzem brutalnie się roz-prawiono – przy użyciu czołgów i buldo-żerów zniszczono znaczne jego fragmen-ty. Nie wymazano jednak tej nekropoliinarodowej ze świadomości Polaków.Musiało upłynąć wiele lat, musiały zmie-nić się sytuacja geopolityczna i politycz-ne systemy, musiało dojść do zmianw świadomości historycznej i Polaków,i Ukraińców, by 24 czerwca 2005 r. od-restaurowany cmentarz Orląt Lwowskich,cmentarz, „który nie został odbudowanyprzeciw komukolwiek, a zwłaszcza nie

przeciw mieszkańcom Lwowa”, zostałoficjalnie otwarty. Ceremonię otwarciacmentarza obrońców Lwowa poprzedza-ła ceremonia przy przylegającym dońMemoriale Żołnierzy Ukraińskiej ArmiiGalicyjskiej. Obie ceremonie, warty pol-skich i ukraińskich żołnierzy, a także pol-skich harcerzy i ukraińskich skautów tosymbol wyraźnej zmiany w stosunkachpolsko-ukraińskich, symbol pojednania.

Cofnijmy się jednak do listopada 1918 r.,kiedy to 1 listopadarównocześnie ze Lwo-wem opanowane zo-stały przez Ukraińcówwszystkie – oprócz Prze-myśla – miasta GalicjiWschodniej. W Prze-myślu po krótkiej strze-laninie zawarto porozu-mienie i powołano do

sprawowania władzy w mieście komisjępolsko-ukraińską. Po dwu dniach Ukraiń-cy porozumienie jednak złamali i opano-wali miasto. W dniu 9 listopada z Krako-wa wyruszyła odsiecz w liczbie 1300 żoł-nierzy, dowodzonych przez płk. MichałaKarasiewicza-Tokarzewskiego. Przemyślzdobyto 11 listopada, a potem ruszonona Lwów. Polscy żołnierze wkroczyli doLwowa 20 listopada. Ukraińcy opuścilimiasto po zaciekłych walkach w nocyz 21 na 22 listopada.

Ale wojna polsko-ukraińska jeszczetrwała. Skończyła się dopiero w lipcu1919 r. opanowaniem przez PolakówGalicji Wschodniej, przypomnijmy – w wię-kszości zamieszkałej przez ludnośćukraińską. O tym, czym było to zwycięst-wo, przekonać mieliśmy się nie tylko zalat dwadzieścia, ale dużo wcześniej.Tragizm tej wojny dostrzegł w 1918 r. pe-wien polski porucznik, uczestnik wojnypolsko-ukraińskiej, cytowany przez Ada-ma Szostkiewicza: „W Małopolscy dwabratnie narody, polski i ruski albo ukrajiń-ski od wieków między sobą dobrze ży-jące, rozpoczęły walkę. Krew bratnia po-lała się ku radości wspólnych wrogów,a im na przestrogę, aby obcych nie słu-chali” (Tylko mi Polski żal, „Polityka”2005 nr 25).

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

Nike dlaAndrzejaStasiuka

J esień sprzyja li-teraturze – lite-

racki Nobel w Szwe-cji, Nagroda BraciGoncourtów we Fran-cji, MiędzynarodoweTargi Książki weFrankfurcie, NagrodaBookera w Wielkiej Brytanii totylko kilka tego dowodów. Czasdobrej passy dla literatury za-czyna się w październiku udzie-leniem najwyższej polskiej nagro-dy literackiej – Nagrody Nike.

W tym roku sta-tuetkę Nike i czekna 100 000 zło-tych jury, pracu-jące pod prze-wo d n i c t we mprof. HenrykaBerezy, przyzna-ło Andrzejowi

Stasiukowi za prozę zatytułowanąJadąc do Babadag (Wydawnict-wo Czarne, Wołowiec 2004).Ostatnio w wielu polskich księ-garniach o nią to właśnie w pier-wszym rzędzie pytają czytelnicy.

Nikt, kto wcześniej przeczytałchociażby Stasiukowe Opowieścigalicyjskie, Duklę czy napisanąwspólnie z Jurijem Andruchowy-czem Moją Europę, nie oczekuje,że w najnowszej książce nagro-dzonego autora znajdzie frapu-jącą fabułę, zaskakujące historyj-ki. Po Jadąc do Babadag, czytel-nik sięga dlatego, bowiem chceraz jeszcze przeżyć swą intelektu-alną przygodę, a może odbyć

BLIŻEJPOLSKIEJKSIĄŻKI

Page 17: Monitor Polonijny 2005/11

17LISTOPAD 2005

podróż z doskonałym stylis-tą, mówiącym własnym gło-sem. W podróży autor pereg-rynuje po tej „gorszej Euro-pie”, po peryferiach konty-nentu, po, jak to sam nazywa,„postindustrialnej rozpier-dusze”. I nie przyciągają gonabierające zachodniegoblichtru stolice państw daw-nego bloku wschodniego,wręcz z nich ucieka, by włas-nymi ścieżkami wędrowaćpo rozpadającej się prowin-cji europejskiej. Nieliczniludzie, powszedniość, bez-nadzieja dworców i pro-wincjonalnych knajp, tak jakpod polskim Sanokiem, i tyl-ko pejzaże się zmieniają. Zewschodniej Słowacji i zewschodnich Węgier peregrynu-jemy do prowincjonalnej Ukrai-ny, z Ukrainy udajemy się do Moł-dawii, Rumunii, Albanii. I w pew-nej chwili ten świat zapomnianyprzez ludzi zaczyna nas fascyno-wać. Odkładając przeczytanąksiążkę, nadal wędrujemy do Tel-kibany, Springu, Iacobeni, Saran-dy, Gałacza, Sfintu Gheorghei wielu, wielu miast o równie eg-zotycznie brzmiących dla nasze-go ucha nazwach. Europa Sta-siuka staje się naszą Europą. I myjesteśmy stąd, ale nie nabywamyz tego powodu kompleksów.

Nike to nie pierwsza nagroda,jaką za swą twórczość otrzymałStasiuk. Od swego debiutu cieszysię on niesłabnącym zaintereso-waniem czytelników i krytyki,która nie szczędzi uznania dla je-go pisarstwa. A debiutowałw 1992 roku Murami Hebronu,druga książka prozatorska Białykruk ukazała się dwa lata późnieji przyniosła autorowi prestiżowąNagrodę Fundacji im. Kościel-skich oraz Nagrodę FundacjiKultury. Obie pozycje zajęły wy-sokie miejsca na listach bestselle-rów, a sam pisarz stał się medial-

ną gwiazdą. Niebanalne koleje je-go losu budziły równe zaintere-sowanie, jak ich literackie prze-tworzenie. Urodził się na war-szawskiej Pradze w 1960 roku,był jednym z pierwszych pun-ków w Polsce. W jego życiu miałamiejsce i dezercja z wojska, i po-byt w więzieniu, który stał się in-spiracją do napisania MurówHebronu. Potem nastąpiła prze-prowadzka z Warszawy do łem-kowskiej chaty w Bieszczadach.Beskidowi Niskiemu dotąd po-został wierny; tu, we wsi Woło-wiec, wraz z żoną Moniką Sznaj-derman ma od roku 1996 własneWydawnictwo Czarne, tu pows-tały kolejno jego książki: Opowia-dania galicyjskie (1995), Przezrzekę (1996), Dukla (1997), Jakzostałem pisarzem (próba auto-biografii intelektualnej) (1998),Dziewięć (1999), Moja Europa(wspólnie z J. Andruchowyczem– pisarzem ukraińskim), Zima(2001), Jadąc do Babadag (2004).

Osiedlenie się w BeskidzieNiskim było świadomym wybo-rem autora, którego od począt-ku fascynowało to, co znajdujesię na obrzeżach – szara rzeczy-

wistość, która wcale niejest tak szara, zwykli ludzie,z których każdy ma swój in-dywidualny los.

Stasiuk jest w nieustającejpodróży – w jego pierw-szych utworach było to po-znawanie ludzi i świata, ogra-niczonego warszawskimipętlami tramwajowymi, pod-miejskimi trasami kolejki,podróżą do Żyrardowa. Krę-gi te powiększały się, by stop-niowo objąć całą EuropęŚ ro d kowo -W s c h o d n i ą .Myślę, że żaden ze współcze-snych pisarzy nie czuje tejEuropy tak właśnie jak on,a w każdym razie nikt nie po-trafi tak jak on o niej pisać.To Stasiuk odczuwa „...nieu-

stanny przeciąg, nieustanny cugciągnący ze wschodu na zachódi z powrotem. Czasem miał on do-słowną postać zwykłego wiatru,czasem nabierał formę otwartej,niczym nie ograniczonej otchła-ni, by w końcu nieco się skonkre-tyzować jako wiatr historii o za-dziwiająco przewidywalnym kur-sie: albo w tę, albo we w tę, alezawsze tędy”. (cyt. Moja Europa).

Proza Andrzeja Stasiuka cieszysię popularnością nie tylko w Pol-sce, jest jednym z najczęściej prze-kładanych polskich pisarzy. Jegoksiążki ukazują się w językach an-gielskim, czeskim, fińskim, fran-cuskim, węgierskim, norweskim,rosyjskim, ukraińskim, a niemiec-kie wydawnictwo „SuhrkampVerlag” wydało niemal wszystkiejego utwory. W słowackim prze-kładzie ukazała się w ubiegłym ro-ku Dukla, a wcześniej jeszcze frag-menty ze wspominanej MojejEuropy opublikowała „Revue sve-tovej literatúry”.

Czytajmy Stasiuka nie tylko dla-tego, że otrzymał Nike, ma nam copowiedzieć i opowiedzieć, a opo-wiadać potrafi mistrzowsko.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

Page 18: Monitor Polonijny 2005/11

18

Ojczyzna to ziemia i groby.

Narody tracąc pamięć,

tracą życie.

P owyższe słowa wypowiedziałFerdynand Foch, marszałek

Francji i Polski. Widnieją one natablicy umieszczonej przed bramącmentarza na Pęksowym Brzyzkuw Zakopanem.

W tym narodowym sanktuarium spo-czywają prochy kilku kurierów tatrzań-skich, którzy w latach 1939-1944 prze-kraczali z narażeniem życia granicę zeSłowacją i docierali na Węgry do Buda-pesztu, utrzymując w ten sposób łącznośćmiędzy Polskim Państwem Podziemnyma Rządem RP na Uchodźstwie w Londynie.W listopadowe wieczory możemy po-grążyć się w zadumie nad losami tychdzielnych ludzi, a także wspomnieć in-nych, których miejsca pochówku czy na-zwiska pozostają nieznane. Przywołajmytakże pamięć o Słowakach, którzy w mro-kach faszystowskiej nocy z narażeniemżycia pomagali polskim góralom przepro-wadzać potajemnie ludzi, a także przeno-sić meldunki i informacje ważne zarównodla okupowanej Polski, jak i jej zachodnichaliantów.

Podczas II wojny światowej Polska, po-dzielona pomiędzy Niemcy i Związek Ra-dziecki, wytworzyła struktury podziemnejpaństwowości (parlament, wojsko, sądow-nictwo, szkolnictwo, władze regionalne).Słowacja podporządkowała się polityczniei gospodarczo Hitlerowi, zaś Węgry stop-niowo popadały w uzależnienie, aż po utra-tę pozornej samodzielności – zajęcie ichziem przez wojska niemieckie.

W Budapeszcie prawie do końca wojnydziałała polska ambasada, do której pro-wadziły szlaki kurierskie, wiodące przezSłowację. Drogi łączności między Polskąa Węgrami ukazuje mapka obok, pocho-dząca z książki Alfonsa Filara Opowieścitatrzańskich kurierów (Warszawa 1973).W latach 1939-1941 tymi kanałami prze-rzutowymi kurierzy przeprowadzili kilka-

naście tysięcy osób. Ich aktywnośćzmniejszyła się w kolejnych latach, aleczęstotliwość przepływu osób i informacjibyła nadal znacząca.

Przywołajmy teraz pamięć o ludziach,którzy byli aktorami w teatrze, któregoscenę tworzyły tatrzańskie szczyty i hale,spiskie góry i doliny, w teatrze, w którymrolę cenzorów odgrywali słowaccy strażni-cy graniczni i faszystowscy zwolennicyprohitlerowskiego reżimu, zaś życzliwymisuflerami byli często bezimienni i prościSłowacy, udzielający schronienia i pomocypolskim kurierom.

Kierownikiem przerzutów na szlakuWarszawa-Budapeszt był Wacław Felczak,ps. Nowiński, ur. w 1916 r., z wykształce-nia hungarysta, który sam wielokrotnie po-konywał trasę Budapeszt-Zakopane i którymiał doskonałe kontakty wśród Węgrów.Po zakończeniu wojny jako emisariusz kil-kakrotnie kursował między Krakowema Londynem i Paryżem. W grudniu 1948 r.został ujęty w Ostrawie i przekazany pol-skiemu UB. W więzieniu był wielokrotnieokrutnie torturowany. Na wolność wyszedłw październiku 1956 r. W latach 70-tychnawiązał kontakt z węgierską opozycją. Zewzględu na stan zdrowia w 1989 r. nieprzyjął propozycji objęcia urzędu ambasa-dora w Budapeszcie. Zmarł w październiku1993 r. Pochowano go na PęksowymBrzyzku.

Jednym z najbardziej znanych przewod-ników był Józef Krzeptowski, ur. w 1904 r.,zwany królem kurierów tatrzańskich. Sło-wację przemierzył ponad pięćdziesiąt razy,a Niemcy za wydanie go wyznaczyli wy-soką nagrodę. Więzienie czekało na niegojuż w nowej Polsce. Został wywieziony doZwiązku Radzieckiego, gdzie przymusowociężko pracował w kopalniach rudy naUralu. Po powrocie do kraju w 1958 r. po-święcił się górom. Był stróżem w schronis-ku w Pięciu Stawach, instruktorem narciar-stwa i przewodnikiem wycieczek. PRL

w ramach zadośćuczynienia obdarzyła goodznaczeniami. Odbierając Krzyż Kawaler-ski Orderu Odrodzenia Polski, miał się wy-razić: Kiek béł mały chłopiec, godoła mimatuś: ej, Józku, Józku, z tobie będzieabo pan, abo dziod. I stało się. Zmarłw kwietniu 1971 r. Spoczywa na Pękso-wym Brzyzku.

Prawdziwym orłem wśród kurierów byłStanisław Marusarz, ur. w 1913 r., wielo-krotny mistrz Polski w narciarstwie, pię-ciokrotny uczestnik igrzysk olimpijskichi trzykrotny mistrz świata. Wsławił się onbrawurową ucieczką z gestapowskiegowięzienia w Krakowie. Po wojnie był nadalzwiązany ze sportem, był trenerem i kie-rownikiem skoczni narciarskiej na WielkiejKrokwi. Zmarł w październiku 1993 r.,przemawiając nad grobem Wacława Fel-czaka. Pochowano go na PęksowymBrzyzku obok siostry.

Siostra Stanisława Marusarza, Helena,ur. w 1918 r., wielokrotna mistrzyni Polskiw narciarstwie zjazdowym, została ujęta25 marca 1940 r. podczas przechodzeniaprzez most na rzece Hornat na granicy sło-wacko-węgierskiej. Po kilkutygodniowymprzetrzymywaniu w Preszowie policja sło-wacka przekazała ją gestapo. Została roz-strzelana we wrześniu 1941 r. pod Tarno-wem. W 1958 r. jej prochy złożono naPęksowym Brzyzku. Jej kurierskiej służbiepoeta poświęcił taki wiersz:Kie przyseł zły cas, okrutno twardź,Nędza, ćma, uparto niewola,Rusyła kurierskim ślakiemZelazne okowy rwać…

Na cmentarzu w Koszycach znajdujesię grób kpt. Konstantego KlemensaGucwy, ps. Góral, organizatora przerzutówkurierskich na terenie Nowego Sącza.Został on zastrzelony przez słowackąstraż graniczną 18 marca 1941 r. podczasprzekraczania granicy z Węgrami w okoli-cy Koszyc.

Dotychczas ustalono nazwiska blisko

P O L S K O - S Ł O W A C K I E Z W I Ą Z K I H I S T O R Y C Z N E

Kurierzy tatrzańscyna ziemiach słowackich podczas II wojny światowej

MONITOR POLONIJNY

Page 19: Monitor Polonijny 2005/11

19

40 kurierów tatrzańskich, w tym 5 kobiet.Było ich znacznie więcej, ale dokładna licz-ba nie jest znana. Według posiadanych da-nych 20 z nich zostało schwytanych,w tym kilkoro na terenie Słowacji. Żandar-meria słowacka wydała ich Niemcom,którzy ich rozstrzelali. Znamy też nazwiska2 Słowaków, będących kurierami. Byli toLadislav Stofko z bazy przerzutowej w Bu-dapeszcie i Jozef Stanek, który obsługiwałtrasę Poloma (Słowacja) – Waksmund(Polska).

Jak istotne znaczenie miały dobre kon-takty na Słowacji, może świadczyć relacjajednego z kurierów, Władysława Roja-Gą-sienicy, zamieszczona w cytowanej jużksiążce A. Filara: W Słowacji mieliśmy kil-ka punktów kontaktowych u Słowaków,którzy z nami współpracowali. Byli to mię-dzy innymi: Antal, właścicielgospody ze wsi Poloma,Hlavaj ze wsi Vychodna,bardzo nam oddany. Byliś-my też w stałym kontakciez właścicielami samocho-dów osobowych – Burge-rem z Dobsiny i Lachemz Popradu. Ludzie ci oddalinam nieocenione usługi,dzięki ich odwadze i uczyn-ności mogliśmy spełniaćswoje kurierskie zadania.A już w tym czasie, wiosną1940 r., Słowacja nie byłaziemią bezpieczną. Obokżyczliwych nam Słowakówbyło też i wielu konfiden-tów, którzy ściśle współpra-cowali z faszystami słowac-kimi, z „tisowcami”. Kilkupolskich kurierów wpadłow ręce słowackiej żandar-merii i przekazani zostaligestapo w Zakopanem. Zaniektórymi kurierami roze-słane były w Słowacji listygończe. Kontakty ze Słowa-kami-antyfaszystami poma-gały nam w konspirowaniusię, oni też ostrzegali nasprzed grożącym niebezpie-czeństwem. Inne przekazywymieniają kolejnych Sło-

waków pomagających kurierom, np. wła-ściciela schroniska w Trzech StudniachKerteša, Adamiaka ze Żdiaru, Jozefa Hli-viaka z Rożniawy, Jozefa Hudeca z Twar-doszyna oraz nieznanych z nazwiska mie-szkańców Kieżmarku i wsi Bogdanówka.Takich ludzi było na pewno więcej, ale źró-dła o nich milczą. Wszystkim im należą sięsłowa uznania i podziękowania. Natomiastnapiętnować należy tych, którzy donosiliNiemcom lub wydawali kurierów w ręcegestapo. Do takich należał komendant po-sterunku żandarmerii, mieszczącego sięw pobliżu Szczyrbskiego Plesa, któryschwytanego Stanisława Marusarza obie-cywał dostarczyć na gestapo w Popradzie,za co miał nadzieję otrzymać ŻelaznyKrzyż od Hitlera. Marusarzowi udało sięjednak uciec, zaś żandarma za nadgorliwą

służbę u faszystów zastrzelili później sło-waccy partyzanci. Kary spotkały też pol-skich górali kolaborujących z Niemcami,np. sąd Polskiego Państwa Podziemnegowydał wyrok śmierci na renegata Wacła-wa Krzeptowskiego, kierującego służalcząwobec Niemców organizacją, nosząca naz-wę Komitet Góralski (Goralisches Komi-tee). Wyrok ten wykonany został w stycz-niu 1945 r. przez oddział AK. Jak mówi le-genda, kazano mu zdjąć góralskie portki,bo je zhańbił i powieszono w gaciach(cyt. za: Antoni Kroh, Tatry i Podhale, Wro-cław 2002 r.).

Kurierzy przeprowadzali także ważnepolskie osobistości. Wspominany jużJózef Krzeptowski w październiku 1941 r.w arcytrudnej misji „dostarczył” z Buda-pesztu do Polski marszałka Edwarda

Rydza-Śmigłego, który wewrześniu 1939 r. jako WódzNaczelny opuścił graniceRzeczypospolitej i został in-ternowany w Rumunii, skąduciekł w grudniu 1940 r.Rydz-Śmigły dotarł bezpie-cznie do Krakowa z zamia-rem objęcia dowództwa or-ganizacji Obóz Polski Wal-czącej (OPW), jednakże zmarłnagle 2 grudnia 1941 r.Pochowano go na cmentarzupowązkowskim w Warszawiepod nazwiskiem Adam Zawi-sza (dziś spoczywa już podwłasnym nazwiskiem).

Wojenny epizod tatrzańskisię skończył. Wielu kurierówzginęło. Większości spośródtych, którzy przeżyli, władzePRL zgotowały okrutny los,stosując wobec nich przemoci odmawiając im prawa dogodnego życia. Czas zabliźniłrany. Pozostała pamięć, po-zostały groby. W mroku za-pomnienia znikły postacieSłowaków, którzy z naraże-niem życia pomagali żołnie-rzom Polski Walczącej.Cześć pamięci znanym i nie-

znanym.WOJCIECH BILIŃSKI

LISTOPAD 2005

Page 20: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY20

„Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej…“W ybory parlamentarne i prezydenckie za nami, a więc pora na dotrzymanie

obietnicy. Oczywiście mam tu na myśli swoją obietnicę, daną Państwu i dotyczącąrefleksji na temat języka haseł i sloganów wyborczych, choć wierzę, że i wybrani przeznas posłowie wraz z prezydentem już wkrótce zaczną spełniać swoje obietnice przedwyborcze.

Tegoroczna kampania była dośćagresywna. Kandydaci zarówno doparlamentu, jak i na stanowisko pre-zydenta imali się najróżniejszychchwytów, abyśmy zagłosowali wła-śnie na nich. Często była to kampanianegatywna – chętni do zasiadaniaw Sejmie i Senacie zamiast walczyćna argumenty obrzucali się wzajemnieoskarżeniami, a nawet inwektywami.Kroku dotrzymywali im i niektórzyprzyszli-niedoszli prezydenci.

Wystąpieniom zarówno jednych, jaki drugich towarzyszyły określone hasławyborcze, które z założenia winny sta-nowić najbardziej esencjonalną infor-mację o kandydacie lub jego progra-mie. A te były często podniosłe, odwo-łujące się niejednokrotnie do elemen-tów patriotycznych czy moralnych.Przede wszystkim jednak były pełneobietnic, np. Razem wygramy Polskę;Każda złotówka z prywatyzacji na fun-dusz emerytalny; Powrót do normal-ności; Żeby Polska była Matką, a nieMacochą; Więcej chleba, mniej igrzysk.Podkreślić jednak należy, że obietnicete mają bardzo ogólny charakter. Sąpojemne znaczeniowo i można je róż-nie interpretować, a co za tym idzie,można też łatwo usprawiedliwić ich póź-niejsze ewentualne niespełnienie. Gdybyspełnione zostały wszystkie tegoroczneobietnice przedwyborcze, to Polska stała-by się krajem idealnym, z doskonałą gos-podarką, znakomicie rozwijającą się kul-turą, perfekcyjną służbą zdrowia, a wszy-scy Polacy nie mieliby wyjścia – musieli-by być szczęśliwi!!! Na nieszczęście(a może szczęście?) hasła są tylko ha-słami, a co zostanie z obietnic, wiemyz doświadczenia – nie po raz pierwszyprzecież wybieraliśmy parlamentarzys-tów i prezydenta. A może tym razembędzie jednak inaczej?

Kandydaci w swych sloganach nietylko obiecywali, ale też dokonywaliautoprezentacji głównie poprzez aktychwalenia się, np. Odwaga i wiary-godność; Wierny wyborcom – nieukładom; Konsekwencja, uczciwość,niezłomność; Człowiek z zasadami.Chwalenie się w naszej obyczajowo-ści nie jest dobrze widziane, wobecczego kandydaci stanęli przed dyle-matem, jak to zrobić, jak mówićo swoich zaletach i dokonaniach (botylko ludzie sukcesu wg ogółu nadająsię do sprawowania władzy).Powyższe przykłady haseł dowodzą,że wartościowali się pozytywnie.Słowa wykorzystane w tych sloga-nach są nośnikami znaczeń dodat-nich, choć niekiedy wątpliwych, np.za hasłem Wybieram konkrety kryćsię winien człowiek silny, konkretny,ale wątpliwość pozostaje – które kon-krety kandydat wybiera?

Niektórzy chętni do zajęcia prezy-denckiego fotela poszli dalej, albo-wiem z góry założyli, że w nim zasią-dą, co odzwierciadlały ich hasła:Prezydent IV Rzeczypospolitej; Pre-zydent dla Polski.

Najczęściej wykorzystywanym wy-razem w wypowiedziach kampanii wy-borczej był wyraz Polska i jej synoni-my kontekstowe, czyli ojczyzna, kraj,państwo. Zawsze była wartościowanapozytywnie. Towarzyszyły jej (i jej sy-nonimom) głównie takie określenia,jak: bezpieczna, demokratyczna, no-woczesna, bogata, suwerenna, soli-darna itp. I oby tak było!

Nie zabrakło też w kampanii wypo-wiedzi agresywnych (niekiedy zawie-rających wulgaryzmy) krytykującychprzeciwników politycznych, np.Wszyscy ci ludzie być może współ-pracowali z SB; Wszyscy dotychcza-

sowi rządzący to durnie i oszuści; […]te świnie chcą mieć jak najwięcejw korycie; [tu: nazwa partii] dobierzesię im do d…; co świadczy, że nega-tywnie wartościowano przede wszyst-kim kontrkandydatów. Próbowano ichteż ośmieszać czy zdyskredytowaćw różny sposób, np. po telewizyjnymspocie jednego znanego polityka, kan-dydującego do prezydenckiego fotela,można było zobaczyć napis:Usłyszeliście Państwo kilka słówprawdy, teraz usłyszycie same kła-mstwa, co sugerowało, że tylko on je-den jest uczciwy i prawdomówny,a jego konkurenci to zwykli oszuści.

Biedni zatem byli zwykli obywatele,którzy nie mieli swoich preferencji po-litycznych, a którzy mimo to chcielispełnić swój obywatelski obowiązeki wziąć udział w wyborach parlamen-tarnych czy prezydenckich! Komuuwierzyli? Kogo wybrali?

Za wszystkimi hasłami, sloganamii innego rodzaju wypowiedziami za-wsze kryje się jeden apel: WYBIERZNAS/MNIE!!! ZAGŁOSUJ NA NAS/NAMNIE!!! I wydaje się, że wszystkiechwyty są dozwolone, aby wyborcędo tego namówić.

Co zostanie z haseł tegorocznych?Czy zwycięzcy będą realizować za-warte w nich swoje obietnice? A mo-że jest to tylko „mowa-trawa, pusto-słowie”?

Nie bez przyczyny jako tytuł tegoodcinka „Okienka językowego” wy-korzystałam slogan z czasów komu-nistycznych. To też tylko hasło! I to ja-kie! Gdyby nie kojarzyło nam się ne-gatywnie z minioną epoką, byłobyi dziś aktualne. Ale za cztery lata,w kolejnych wyborach być może ktośjuż je wykorzysta.

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

OKIENKOJĘZYKOWE

Page 21: Monitor Polonijny 2005/11

21LISTOPAD 2005

Szanowni Czytelnicy!W grudniu upłynie 10 lat, od kiedy ukazał się numer

zerowy „Monitora Polonijnego”. W związku z tym za-praszamy Państwa na uroczystość jubileuszową, któraodbędzie się 19.11.2005 (sobota) o 16.30 w pomiesz-czeniach Instytutu Polskiego w Bratysławie (Nám. SNP27). Po uroczystości w imieniu organizatorów, czyliKlubu Polskiego Region Bratysława i MiejskiegoCentrum Kultury, zapraszamy na koncert Chóru PoloniiWiedeńskiej „Gaudete“, który odbędzie się w kościeleFranciszkanów o godzinie 18.00.

Klub Polski Region Nitra informuje, że polskiemsze święte w katedrze odbędą się 26.11.2005o godz. 15.00 (sobota) oraz 30.12.2005 o godz.15.00 (piątek).

W 150. rocznicę śmierci Adama MickiewiczaWydział Konsularny Ambasady RP w Bratysławie,Instytut Polski oraz Szkolny Punkt Konsultacyjny przyAmbasadzie RP w Bratysławie ogłaszają konkurs re-cytatorski dla dzieci i młodzieży. Każdy z uczestnikówpowinien przygotować recytację (w języku polskim)wybranego utworu polskiego wieszcza narodowego.Konkurs zostanie przeprowadzony na początku grud-nia. Szczegóły na stronie internetowej Ambasady RPw Bratysławie i Instytutu Polskiego.

Stowarzyszenie POLONEZ w Wiedniu zapraszana koncert legendarnego zespołu PERFECT, któ-ry odbędzie się w niedzielę, 13 listopadao godz.18.00 w sali widowiskowej VHS Floridsdorf(1220 Wien, Angererstr.14 - wejscie od Kramrei-terg.). Rezerwacja biletów codziennie (również w we-ekendy!) w godz. 10.00-14.00 i 16.00-22.00 pod nr.tel. 00432 714-58-01. Więcej informacji na stronieinternetowej www.polonez.at

Wydział Konsularny Ambasady RP w Bratysławieinformuje, że od 31 pażdziernika br. TV „Polonia“zmienia w Europie sposób emisji sygnału analogowe-go systemu z satelity Hot Bird 1 na system cyfrowy

z satelity ASTRA. Od listopada br. TV „Polonia“ będzienadawała swój program wyłącznie w niekodowanymsystemie cyfrowym. Odbiór tego programu przez po-siadaczy indywidualnych analogowych zestawów sa-telitarnych będzie możliwy po wymianie niektórychelementów w posiadanych urządzeniach odbiorczych.Właściciele indywidualnych cyfrowych zestawów sa-telitarnych powinni zmienić parametry odbioru orazdostroić odbiorniki do nowej częstotliwości. Szcze-gółowe informacje na ten temat znajdują się na stro-nie www.typ.pl/polonia oraz bezpośrednio w TV„Polonia“ pod nr. tel. +48/22/547 80 80 lub+48/22/547 44 50, e-mail: [email protected].

Instytut Polski w Bratysławie wraz z KatedrąFilologii Słowiańskich Uniwersytetu Komeńskiego pla-nują w maju (ew. w czerwcu) przyszłego roku prze-prowadzenie przez polską komisję egzaminówpoświadczających znajomość języka polskiego jakoobcego na poziomach: podstawowym, średnim ogól-nym i zaawansowanym. Do egzaminów mogą przys-tąpić osoby powyżej 18 roku życia (w wyjątkowychprzypadkach młodsze), będące cudzoziemcami lubPolakami na stałe zamieszkałymi za granicą.Szczegółowe informacje (w tym przykładowe testy)można znaleźć na stronach internetowych Państwo-wej Komisji Poświadczania Znajomości JęzykaPolskiego jako Obcego: www.buwiwm.edu.pl/certyfi-kacja. Wszelkie pytania dotyczące uzyskiwania certy-fikatów można kierować pod adresami internetowymiKomisji: [email protected] lub dr MariiMagdaleny Nowakowskiej [email protected] (tel.0908 169 743). Chętni do zmierzenia się z językiempolskim mogą zgłaszać się już teraz do dr M. M.Nowakowskiej lub do sekretariatu Instytutu (tel.02/5443 2013, e-mail: [email protected]) Przypomi-namy, że certyfikat jest jedynym urzędowym doku-mentem potwierdzającym znajomość języka polskie-go jako obcego i jest uznawany w krajach UniiEuropejskiej (i nie tylko). Informację podajemy już te-raz, aby wszyscy zainteresowani mieli czas na odpo-wiednie przygotowanie się do egzaminów.

Klub Polski Region Koszycezaprasza na

IX DNI KULTURYPOLSKIEJKOSZYCE 20054.11.2005 piąteku

• 16.00 UROCZYSTE OTWARCIE IX DNIKULTURY POLSKIEJ – KOSZYCE 2005Słowackie Muzeum Techniki,Główna 88, Koszyce• RECITAL GITA-ROWY Jozefa Haluzy• 17.00 WERNISAŻ WYSTAWY: „EURYART 2005“ Międzynarodowy WorkshopKlubu Polskiego - Koszyce, SłowackieMuzeum Techniki , Główna 88, Koszyce5.11.2005 r., sobotau

• VIZUÁLNE UMENIE – SZTUKA WIZU-ALNA, WERNISAŻ WYSTAWY MariaSiuta, Stanisław Górecki - SPOTKANIA,Galeria VEBA Koszyce• JAZZ FOR SALE FESTIVAL 2005,19.00 JACEK KOCHAN - QUARTET,Teatr Thalia, Timonova 3, Koszyce12.11.2005 r., sobotau

• JAZZ FOR SALE FESTIVAL 2005,19.00 WALK AWAY, Teatr Thalia,Timonova 3, Koszyce19.11.2005 r., sobotau

• JAZZ FOR SALE FESTIVAL 2005,19.00 Grzegorz KARNAS & THE, TeatrThalia, Timonova 3, Koszyce16.11.2005 r., środau

• WYSTAWA FOTOGRAFII „W STRONĘCZŁOWIEKA”,16.00 Henryk MALESA, GaleriaUmelcov Spisza, Spiska Nowa Wieś• PRZEGLĄD FILMU POLSKIEGO, P. VALCECCHI – „KAROL, CZŁOWIEK,KTÓRY ZOSTAŁ PAPIEŻEM”, R. BRYL-SKI - „ŻUREK”

• O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A •

• 2 – 11 listopada – Bratysława,Klub „A4” • MiędzynarodowyFestiwal Literacki Ars Poeticaz udziałem Anieszki Kuciak,Tomasza Różyckiego, JackaDehnela i Dariusza Sośnickiego• 3 listopada, godz. 20.00 –Bratysława – Petržalka, Klub „Za zr-kadlom” • Koncert Mayne Teg –Andre Ochodlo z zespołem „TheJazzish Quintet” • 4 listopada, godz. 15.30 –Bratysława, Instytut Polski •Otwarcie w ramach Miesiąca

Fotografii wystawy ZOFIA RYDET1911 – 1997 ze zbiorów Muzeumw Gliwicach (ekspozycja będzie pre-zentowana do 2 grudnia)• 5 listopada, godz. 16.00 –Bratysława, Galeria LiceumEwangelickiego – Bunkier •Wystawa fotografii AndrzejaKramarza i Weroniki Łodzińskiej pt.Dom w ramach Miesiąca Fotografii• 9, 10, 19 listopada – Preszów,Lewice, Koszyce • Koncerty jazzo-we kwintetu Grzegorza Karnasa • 10 listopada, godz. 21.15 –

Bratysława, VŠMU • 12 listopada,godz. 17.00 – Bratysława, FK „Charliecentrum” • Projekcja filmu Dzieciz Leningradzkiego Hanny Polaki Andrzeja Celińskiego w ramach VIMiędzynarodowego FestiwaluFilmów Dokumentalnych Jeden Świat• 11 listopada, godz. 20.00 –Bratysława, kino „Mladosť” •Projekcja filmu Ogród rozkoszyziemskich Lecha Majewskiego w ra-mach Międzynarodowego FestiwaluLiterackiego Ars Poetica

• 20 listopada, godz. 18.00 – Bań-ska Bystrzyca, Klub „Level 12” •Projekcja filmu TadeuszaKonwickiego Lawa • 24 listopada, godz. 16.30 –Bratysława, Instytut Polski •Promocja reedycji przekładu Balladi romansów w tłumaczeniu JozefaBanskiego z okazji 150. rocznicyśmierci Adama Mickiewicza • 29 listopada, godz. 16.30 –Bratysława, Instytut Polski • Spot-kanie z Kazimierą Szczuką na tematruchów feministycznych w Polsce

P R O G R A M I N S T Y T U T U P O L S K I E G O N A L I S T O P A D

Page 22: Monitor Polonijny 2005/11

MONITOR POLONIJNY22

Pretože som študoval fi-lozofiu a históriu, v Štátnejvedeckej knižnici v Prešovesom pri viacerých témachnarazil na mená poľskýchautorov, z ktorých najmäprofesor Kotarbinski namňa zapôsobil tak, že somzačal čítať jeho knihu v premňa neznámom, ale vôbecnie neprístupnom jazyku.Bola to zábava, lebo až vte-dy som si uvedomil, koľkoslov, spojení a zvratov v ša-rišskom dialekte má poľskýpôvod. Neskôr, už ako uči-teľ na vysokej škole, som siknihy poľských filozofovpožičiaval častejšie, ale ešte stáleto bol iba kontakt občasný a prí-ležitostný. Prudko sa to zmenilo,keď som začiatkom osemdesia-tych rokov zmenil profesiu, mes-to i rodinný stav a ocitol sa v Bra-tislave ako redaktor spoločensko-politického týždenníka. V Rusku,teda v Sovietskom zväze vtedyvládol Leonid Brežnev a v Česko-slovensku Gustáv Husák s Vasi-lom Biľakom. Bolo to obdobie, naktoré sa dajú použiť rôzne výrazyako napríklad stagnácia, Biafraducha, ale podľa mňa pomerynajviac vystihuje spojenie – v tom-to meste skapal pes. Musím pove-dať, že tie dlhé roky sa mi podari-

lo ako-tak so zdarom prežiť lenpreto, lebo som zmenil identitu.Stal som sa Poliakom z vlastnej voľ-by a súkromného presvedčenia.

Každý týždeň som si kupovalv Poľskom kultúrnom a informač-nom stredisku časopis Foruma čítal ho tak, ako keby som malz neho robiť štátnicu. Prinášal to-tiž výber zo svetových denníkova týždenníkov a hoci určite nebolnekontrolovaný, v porovnaní

s tým, čo bolo dostupné na čes-kom i slovenskom pseudotrhu, tobol posol z iného sveta. Keď somsa už naučil po poľsky tak, že sami v tomto jazyku začalo aj sní-vať, čítal som všetko zaradom.Môžem povedať, že osobné štú-dium žurnalistiky som vlastne ab-solvoval na poľských autoroch.Keby som nečítal texty autorovako Daniel Passent alebo Krzysz-tof Teodor Toeplitz, v živote minenapadne, že aj v novinách sa dápísať tak múdro a šarmantne zá-roveň.

Aj keď po nástupe Gorbačovaa jeho perestrojky, ale najmä ponovembri 1989 sa mi moja pô-vodná identita vrátila, poľštinapreto ešte neprestala byť mojímdruhým rodným jazykom. Vďakainternetu čítavam poľské novinya časopisy denne. Občas sa mimôže stať, že si niekoľko dní ne-pozriem české Dnes či Lidové no-viny, neprečítam ruské Izvestijači Nezavisimuju gazetu, neposur-fujem po denníkoch britskýchalebo amerických, ale nestáva sami, aby som deň nezačal aleboneskončil pri Gazete Wyborczej.Aby som si raz za týždeň nenašielčas na starú, ale ešte stále dobrúPolityku alebo nepreveril, či Fo-rum nemá článok, ktorý si musímbezpodmienečne vytlačiť. Depri-muje ma, keď vidím, aké knihy simôžu prečítať poľskí čitatelia, alena Slovensku k nim nie je priamyprístup. Podľa mňa by bolo úplneprirodzené a normálne, keby as-poň v niektorých kníhkupec-tvách na Slovensku ležali vedľaseba knihy v poľštine, češtinea slovenčine. Tieto tri jazyky, takako štáty a národy, majú k sebeoveľa bližšie, ako mnohí ľudia tu-šia. Nemajte mi za zlé moju sme-losť, ale dovolím si povedať, ženiečo o tom viem.

P ri všetkej skromnosti musím povedať, že len v máločom som takýmúspešným samoukom ako vo vzťahu k médiám, literatúre, kultúre

a verejnému životu Poľska. V mojom okolí sa totiž nevyskytoval človek,ktorý by mi v tomto smere išiel alebo mohol ísť príkladom. V Prešove,mojom rodnom i študentskom meste, som sa žiadnym Poliakom prak-ticky nestretol, ak nerátam prázdninové priateľské futbalové zápasys mužstvom z malého poľského mestečka. Nikto mi nedoniesol knihu,nepriniesol časopis v poľskom jazyku a nepovedal mi, toto sa oplatíprečítať. Nechcem sa chváliť viac, ako je nevyhnutné, ale prišiel somna to úplne a celkom sám. Čo považujem za jedno zo zriedkavých, aleo to šťastnejších osobných osvietení.

Bol som Poliakom z vlastnej voľby

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

M A R I Á N L E Š K Oredaktor denníka SME

Page 23: Monitor Polonijny 2005/11

LISTOPAD 2005

I jeszcze te dwa smutne świętana początku miesiąca. Choć listopadzaczyna się raczej smutno, nie musibyć taki cały. Przecież z każdymdniem bliżej do świąt, NowegoRoku, ferii zimowych, a potem jużWIOSNA.

Ale listopad ma swoje dobrestrony – długie wieczory są jakbystworzone do tego, aby w ciepłymmieszkaniu pograć sobie w różnegry. Na pewno macie w szafiezwyczajnego chińczyka albo

monopol czy scrabble. Możecie teżplanować sobie długie letniewieczory albo wakacyjne podróże.Długie zimne wieczory to skarb –ten czas można wykorzystać dlasiebie: poczytać książki, malowaćobrazki, pobawić się w prze-bierańców albo urządzić sobieprawdziwe andrzejki.

Czy braliście już udział w an-drzejkach z wróżbami? To nie tylkowieczór wesołego wróżenia.Podobno noc świętego Andrzeja,

czyli z 29 na 30 listopada, byłauważana za najbardziej odpowiedniczas na podejmowanie ważnychdecyzji (może więc wreszcie zde-cydujecie się, do którego liceumbędziecie zdawać egzaminy?).

Chyba najbardziej rozpowszech-nioną wróżbą andrzejkową jestlanie wosku. Roztopiony gorącywosk leje się do naczynia z zimnąwodę, a następnie zastygłą bryłęoświetla się w ten sposób, byrzucała cień, z którego kształtuodczytuje się przesłanie. I tak np.cień skrzydlatej postaci albo aniołazwiastuje dobrą wiadomość, bramalub drzwi zapowiadają bliskieszczęście, cień wosku w kształcieczapki zwiastuje problemy, cieńdrzewa – dobry los, harfa – zgodęlub powodzenie w miłości, dzban –zdrowie, a owoce – dobrobyt... Jeślizatem zechcecie sobie powróżyć, tożyczę niech się Wam ,,wyleją” samedobre znaki i symbole.

Jeszcze jedna jesienno-listopadowarada na koniec:

Hartuj się hartuj się bo kto się hartuje nigdy nie nigdy nie nigdy nie choruje

Może przynajmniej w tym roku niezłapiemy okropnej chrypki, grypy,anginy itp.

23LISTOPAD 2005 STRONĘ OPRACOWAŁA MAJKA KADLEČEK

D rogie dzieci i miła młodzieży! Uwaga!Przed nami 30 długich i ponurych

listopadowych dni. Babie lato jest już tylkowspomnieniem. Na dworze zimno i, niestety,dobrze wiemy, że teraz już będzie zimnieji zimniej... Ciepłe wiosenne dni są odległejak nigdy. W mieszkaniach ciepłe są tylkokaloryferki. Wieczory są co raz dłuższei dłuższe. Często wychodzimy rano z domu,a wracamy po zmroku.

Page 24: Monitor Polonijny 2005/11

Ale wszystko zaczyna się od skromnych

(a jakże!) żądań solenizantów czy

jubilatów. W moim przypadku milutki

synek już od roku odkładał i pilnował,

abym nie wyrzuciła gazety z przepisem

na tort w kształcie dinozaura.

I niczego innego sobie nie życzył

oprócz niego. Ciało dinozaura

składało się z tułowia – ciasto

biszkoptowe, ogona i nosa – masa

migdałowa, skóry – masa z cukru

pudru. Na pierwszy rzut oka niby nic

skomplikowanego, lecz rzeczywistość

okazała się zdecydowanie trudniejsza.

Nie chcę przesadzać, ale wykonanie

tułowia, nosa i ogona zajęło mi prawie

8 godzin!!! To, że skórę dinozaura

robiłam na drugi dzień przez 4

godziny, to tzw. szczegół. Efekt mojej

dwudniowej mordęgi kuchennej i tak

zdecydowanie różnił się od tego

z obrazka w gazecie, zaś kuchnia

wyglądała, jak by w niej coś wybuchło.

Byłam wykończona i nie miałam ani

siły, ani ochoty na jakieś

imprezowanie. Całkowity koszt tortu-

dinozaura wyniósł ok. 1000 koron,

a za taką kwotę mogłabym spokojnie

zamówić tort w dobrej cukierni. Wiem,

że żyjemy w systemie demokratycznym,

ale dziś przypomnę Państwu słowo

CENZURA. Białe plamy są obecne nie

tylko w historii, ale od dzisiaj

i w przepisach kulinarnych.

Dla Państwa dobra, bezpieczeństwa

i świętego spokoju zdecydowałam, że

dokonam autocenzury i przepis na tort

w kształcie dinozaura pozostanie moją

tajemnicą już na wieki.

J esienne zimne wieczory sprzyjają dziecięcym albo młodzieżowymspotkaniom. Gdy pochopnie wyrazimy zgodę na coś takiego, jeszcze

nie wiemy, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Z młodzieżą chyba jestmniejszy problem. Jej i tak chodzi tylko o to, abyśmy jak najwcześniejwyszli z domu, a wrócili jak najpóźniej. Wiadomo. Ale maluchy? Tym trzebaimprezę przygotować i poprowadzić, wymyślać zabawy oraz ewentualnie zająćsię… zranieniami i urazami imprezowiczów.

ZA MIESIĄC: ŚWIĘTA... ZNOWU... MAJKA KADLEČEKZA MIESIĄC: ŚWIĘTA... ZNOWU... MAJKA KADLEČEK