detalks 8(8)2012

20
Iza Rutkowska: Sztuka jest pretekstem do mediacji Paweł Passini: Nie chcę żebyśmy robili sobie lamus

Upload: jakub-ciesla

Post on 11-Mar-2016

227 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Ósmy numer czasopisma Detalks

TRANSCRIPT

Page 1: Detalks 8(8)2012

nr 8(8)2012

Iza Rutkowska:Sztuka jest pretekstem do mediacji

Paweł Passini:Nie chcę żebyśmy robili sobie lamus

Page 2: Detalks 8(8)2012

2 www.detalks.pl

Zamiast wstępniaka.Rozmowa z Ewą Pawlak............................................................3

Redaktor naczelny: Kuba Dobroszek Zespół: Jakub Cieśla, Mateusz Kuśmierek, Piotr Tomala, Michał WróblewskiStali współpracownicy: Karolina Jaskólska Projekt graficzny: Jakub Cieśla Projekt okładki: www.supersuper.plZdjęcia członków redakcji: Adam Gutkowski Adres redakcji: ul. Dworska 7, 43-418 Pogwizdów, 602 644 053 [email protected]

Z Białoszewskim pod rękę.

Rozmowa z Pawłem Passinim........................................................6

Wszystko można uformować?Rozmowa z Izą Rutkowską......................................................10

przemiany

fot.BartekWarzecha

Bilet w nieznane.Rozmowa z Arturem Korycińskim............................................16

Page 3: Detalks 8(8)2012

3www.detalks.pl

KUBA DOBROSZEK: Czymzaskoczą nas tegoroczne Prze-miany?EWA PAWLAK: Przemiany za-skakują po pierwsze tym, że są poraz pierwszy robione samodzielnieprzez Centrum Nauki Kopernik.Po drugie, wydłużyliśmy czastrwania Festiwalu. Ale zaskakuje-my przede wszystkim tematyką –Przemiany po raz pierwszy opo-wiadają o zmianach w kulturze.Chcielibyśmy, żeby Festiwal szedł

w kierunku samodzielnych inter-dyscyplinarnych projektów, któresą realizowane przez kuratorów.Cały zespół bardzo by chciał, żebyFestiwal wrósł w miasto, żeby stałsię fajnym miejskim festiwalem.Przemiany kierujemy do dorosłegoodbiorcy, świadomie wybierające-go ofertę kulturalną, co też możebyć zaskakujące, ponieważ Cen-trum Kopernik jest atrakcją raczejfamilijną.Powiedziałaś, że Festiwal opo-

wiada o zmianach w kulturze.Czy te zmiany są duże, widocz-ne?Flagowym projektem, który o nichopowiada jest „Zrób mebel”. Pole-ga on na tym, że za pomocą pro-stego interfejsu dostępnego nastronie Festiwalu możesz stworzyćswój własny produkt. Z założeniajest to mebel, ale tak naprawdęmożesz stworzyć co tylko sobieżyczysz. Kiedy myśleliśmy o Fe-stiwalu i o tych zmianach, myśle-

przemiany

Festiwal nie dla wszystkich

Page 4: Detalks 8(8)2012

4 www.detalks.pl

liśmy też o rzemiośle. Bardzochcieliśmy opowiedzieć o tym, jakzmienia się podejście do rzemiosłai do produktu. Kiedyś było tak, żeza produkt ekskluzywny, stworzo-ny specjalnie dla ciebie, musiałeśzapłacić krocie. Potem wkroczyli-śmy w erę masowości i „chińsz-czyzny” – w bardzo różnychmiejscach możesz dostać dokład-nie to samo. Stosunkowo niedaw-no kilka firm na świeciewprowadziło personalizację pro-duktów, Nike był chyba pierwszy.Mogłeś uszyć sobie buty na miarę,ale wciąż był to produkt komer-cyjny.Co „Zrób mebel” mówi o kultu-rze? Weszliśmy w Polsce w takimoment, żechcemy miećrzeczy dla sie-bie. Nie chcemybyć częściąświata, którymówi nam jakmamy się ubie-rać albo co ma-my pić.Etnocentryzm konsumencki?Trochę tak. Kiedy zastanawiali-śmy się kogo zaprosić do koncertu„Sonic Fiction” bazą była dla nasksiążka Simona Reynoldsa, „Re-tromania. Pop Culture’s Addictionto Its Own Past”.Opisująca nasze zacietrzewieniew przeszłości.To jest książka o kulturze. Onaopowiada o tym, skąd się bierzetaka nasza tęsknota za tym, co by-ło. Stara się także odpowiedzieć napytanie, czy jesteśmy obecnie natyle pogubieni, że musimy sięgaćdo tego, co znane. Tam jest mowao dźwiękach, o historii muzyki.Tęsknota za przeszłością jest, dużołatwiej adaptować nam stare donowego, niż robić jakąś totalną

nowość. To bardzo fajnie będziewidać podczas „Sonic Fiction”, naktóry zaprosiliśmy artystów, któ-rzy są pionierami działań dźwię-kowych w latach 70. i 80. No i myłączymy ich z młodymi muzyka-mi.Podobnie sytuacja wyglądaz „Portem Miron”. PrzerabiamyMirona na dzisiejszy świat – za-stanawiamy się jak on opisywałbyWarszawę za pomocą nowychtechnologii.Projekty staraliśmy się tak plano-wać, żeby były zgodne z liniąCentrum Nauki Kopernik, które odpoczątku wyrastało z potrzeby po-dzielenia się tym, do czego dostępjest teoretycznie trudny. Bo prze-

cież, zdaniemwielu, naukastała się trud-nym, nudnympojęciem. Cen-trum Koperniknie chce zastę-pować szkoły, tonie o to chodzi.Chcemy zapro-

ponować bardzo przyjazny dostępdo nauki. Nie dajemy gotowychodpowiedzi, chcemy dać się po-znać.Wspomnę jeszcze o projekcie„identi_TY”, czyli dziewięć dniz polską animacją, ściągniętą wła-ściwie z całego świata. Większościtych produkcji kompletnie nieznamy, a one są fantastyczne.I wybraliśmy je tak, żeby opowie-dzieć o tożsamości.Cudze chwalicie, swego nie zna-cie.Tam są i świetne animacje i tele-dyski. Dobrym przykładem jestMonika Brodka czy Pablopavo.Czyli Monikę Brodkę będziemymogli zobaczyć podczas „identi-_TY”?

Zobaczyć (śmiech).Oczywiście w teledysku.Te bloki są tak ułożone, że każde-go dnia jest inna opowieść. W su-mie ponad 600 minut projekcji.Jeżeli powiem, że Festiwal Prze-miany jest festiwalem odważ-nym, to będzie to zgodnez prawdą?Chciałabym, żeby tak było. Ryzy-kujemy.Dużo?Projekty są nietypowe. Co naj-mniej dwa są trudne. Ale równieżinstalacje, które proponujemy sączymś nowym. Poza tym, Prze-miany nie są festiwalem stricte na-kierowanym na jedną dziedzinęsztuki, bo takie imprezy znamy,mają łatwiejszą formułę. Nie mó-wię, że gorszą, ale sprawdzoną jaknp. Open’er. A tutaj przychodziszi spotykasz się z bardzo różnymirzeczami. Takie spektakle plene-rowe, jak np. „Port Miron” PawłaPassiniego, to jest stosunkowomłoda sprawa.Chyba jest zapotrzebowanie naimprezy interdyscyplinarne.Choćby wspomniany przez cie-bie Open’er. To jest festiwal ty-powo muzyczny, ale odbywająsię tam również inne wydarzenia– teatr, kino, a nawet ekspozycjeMaurycego Gomulickiego.Tak, ale w wypadku Openera nanowe dziedziny zdecydowano się,kiedy festiwal miał już markę. Po-za tym jest to impreza, na którąkupujesz bilety. Nasz Festiwal jestdarmowy, realizowany przez in-stytucję publiczną.Fajnie byłoby, gdyby „Sonic Fic-tion” był taką pozycją, na którąw przyszłości moglibyśmy zapra-szać coraz lepszych artystów,chcielibyśmy po prostu wprowa-dzić bilety na tę część.Festiwal jest otwarty dla ludzi.

fot.TomaszDubiel

"Centrum Kopernik niechce zastępować szkoły,

to nie o to chodzi.Chcemy zaproponowaćbardzo przyjazny dostęp

do nauki."

przemiany

Page 5: Detalks 8(8)2012

5www.detalks.pl

A co jeśli ludzie z tej otwartościnie skorzystają? Albo skorzysta-ją, ale nie spodoba im się to, coproponujecie?Nie obawiam się tego. Trzeba pa-miętać, że my dosyć dobrze znamyodbiorcę. Zapraszamy do rzeczy,które nie są super łatwe, ale też niemiały takie być. To nie jest festi-wal masowy, aczkolwiek jeżelipojawi się na nim rodzina z dzieć-mi, to oczywiście znajdzie dla sie-bie zajęcie.�a zakończenie pytanie trudnei podchwytliwe. Przyjmijmy, żemam trzydzieści lat, jestem wy-soki i przystojny. Różne obo-wiązki nie pozwalają mi nauczestnictwo we wszystkichprzedsięwzięciach. �a co powi-nienem się zdecydować?Wysoki i przystojny!Mówiłem, że nie będzie łatwo.

Jak się robi całość, to się nie mapewnego dystansu.Dlatego właśnie uprzedziłem, żepytanie będzie podchwytliwe.Mam wybrać jeden projekt?Możesz, ale nie musisz.Nie umiem tak, to jest jak z dzieć-mi – wszystkie się kocha najbar-dziej .To bardzo ładne. Tomek Lipiń-ski tak samo mówi o swoich pio-senkach.Bardzo przywiązałam się do pro-jektu „Zrób mebel”, bo jestembardzo zadowolona ze współpracyz ekipą SuperSuper – to są na-prawdę świetni graficy. Cieszę sięna koncert „Sonic Fiction”, gdziebędzie muzyka, która spokojniemogłaby pojawić się na Openerze,a wybrała nas.Czyli artyści, którzy wystąpiąpodczas „Sonic Fiction” otrzy-

mali propozycje od Openera?Część – tak. Ale rynek jest duży,trzeba się dzielić. Bardzo też cenięsobie pracę z Izą Rutkowską. Tojak ona myśli o ludziach…Te kilka wydarzeń lubisz szcze-gólnie, ale zapraszamy na całyFestiwal.Zapraszamy, tak jest!(wyłączam dyktafon)

„Wysoki i przystojny”, nie daje mito spokoju! (śmiech)Problem w tym, że mnie też nie.Każdy ma jakieś marzenia!

Rozmawiał Kuba Dobroszek

Ewa Pawlak – koordynator Festi-

walu Przemiany

przemiany

polecamy:

Page 6: Detalks 8(8)2012

6 www.detalks.pl

KUBA DOBROSZEK: MironBiałoszewski to…?PAWEŁ PASSINI: Miron Biało-szewski to mój ulubiony polskipoeta. Kiedy myślę „poeta”, Bia-łoszewski jest pierwszą postacią,która mi się wyświetla. Jesteśz Krakowa?Studiuję w Krakowie.Dla pewnego pokolenia, dla pew-nej grupy ludzi, „Piwnica pod Ba-ranami” jest czymś bardzoważnym, czymś, co powoduje, żeto miasto jest jakie jest. To zjawi-sko, które oddaje ducha miejsca –stwarza charakter. Białoszewskijest jednym z ojców założycieli„warszafki”. Dość wcześnie zain-teresowałem się jego wierszamii właściwie przez całe liceum jeź-dziłem z kieszonkowym wyda-niem zbioru jego poezji. To byłocoś, do czego wracałem. Jak doulubionej muzyki. Zdarzało mi siętłumaczyć Białoszewskiego naróżne dziwne języki.Udało się?Udało się np.: na rumuński(śmiech). Białoszewski jest jed-nym z takich twórców, któregocały czas mam gdzieś obok. Moż-na górnolotnie powiedzieć, żew pewnym sensie to, co teraz ro-bię, robię dlatego, że kiedyś ze-tknąłem się z jego tekstami. Tajego twórczość jest taka normalna,nienadęta…�ormalny, to ostatni przymiot-nik jaki przyszedłby mi na myśl,żeby opisać wiersze Białoszew-skiego.A dla mnie on jest taki bardzo

normalny. Wokół niego nie naro-sła jakaś straszliwa bańka, którauniemożliwiałaby przyjrzeć sięz bliska tej postaci. Na szczęścienie ma o nim zbyt wielu opowie-ści, anegdot, które przykrywałybyto, co wynika z wierszy.Ty w liceum jeździłeś z kieszon-kowym wydaniem zbioru poezjiBiałoszewskiego. Ja z kolei, w li-ceum zraziłem się do jego twór-czości i nie przekonałem się dodnia dzisiejszego. �ie dorosłemdo Białoszewskiego?W różnych momentach życia, naróżne sposoby, stykamy się z jaki-miś treściami. Czasem jest to lite-ratura, czasem muzyka, czasemobraz. Nie wydaje mi się, żebymusiał istnieć kanon, który dlakażdego byłby zrozumiały i przej-rzysty. Ciężko mi sobie wyobrazićpolską poezję bez Białoszewskie-go. Nawet jeżeli w jakimś sensiejego wiersze nie są ci bliskie, toone jednak są kluczami do różnychukrytych drzwi i wydaje mi się, żejego twórczość powinno się koja-rzyć na zasadzie takiego owocu,którego może nie lubisz najbar-dziej , ale ma bardzo dużo witamin(śmiech). Białoszewski niesłycha-nie uruchamia wyobraźnie, taką

sferę humorystyczną, przewrotne-go stosunku do rzeczywistości.Mimo, że on czasem jest w opre-sj i, pisze o swoich tarapatach, na-rzeka, to ta poezja jest bardzooptymistyczna.Białoszewski jest Gombrowi-czem poezji?(cisza)Ktoś powiedział coś takiegomądrego?Teraz mi wpadło do głowy. Tyw swojej twórczości miałeśstyczność zarówno z Gombrowi-czem jak i z Białoszewskim.Ciekawy strzał! Oni są tacy samipod względem rozminowywania,rekultywacji pewnej przestrzeniw języku. Gombrowicz jest nie-ukrytym źródłem w polskim te-atrze, jednym z dopływów.Mniej ważnym dopływem, bar-dziej?Niż?�iż pozostałe. Dopływy mają todo siebie, że jest ich wiele i każ-dy do głównego nurtu „wnosi”mniej lub więcej wody.Myślę, że takim równorzędnym.Chcesz, żebym zrobił jakiś ran-king?Może robienie rankingów jestakurat trochę bezsensu…Masz rację, to nie o to chodzi.

fot.Tomasz

przemiany

Tłumacz

PortMiron-nagraniamuzykifot.BartekWarzecha

Page 7: Detalks 8(8)2012

7www.detalks.pl

Chodzi o patrzenie z różnychstron.W teatrze posługujesz się recy-klingiem. Jak ten recykling możewyglądać w wypadku Biało-szewskiego? Zamiast pieca po-dobnego do bramy tryumfalnejbędziemy mieli 42-calowy tele-wizor LCD?A jak wyszedłeś od tego pieca dotelewizora? Twoim zdaniem recy-kling polega na tym, że z pieca ro-bi się telewizor?Moim zdaniem niektóre faktytrzeba dopasować do aktualnejsytuacji, rzeczywistości.Recykling polega na tym, żez czegoś, co wypada z obiegu robisię coś znów potrzebnego. Wraca– może w jakiejś zmienionej po-staci, ze zmienioną funkcją, alewraca, służy czemuś. Z charakterumojej pracy wynika taka potrzeba,żeby z widzem poruszać się w ja-kimś tam zestawie wspólnych lek-tur. Im on jest szerszy, im bardziejpłynnie się po nim poruszamy,tym z większą frajdą możemy ska-kać z tematu na temat.Jestem bardzo zadowolony z ludzi,którzy mnie uczyli, cieszę się, żeich spotkałem. Mam takie wraże-nie, że ten zestaw tekstów, którenam się podrzuca przez dwanaścielat edukacji, jest ciekawym zesta-wem, dającym wiele możliwości,sprzyjającym rozwojowi ducho-wemu. Czasami się tak zdarzy, żedany tekst znajdzie się poza obie-giem. Bo albo temat przestał byćatrakcyjny albo forma się zesta-rzała. I wtedy, na szczęście, poja-wia się twórca, który dokonujekolejnego przekładu.Reinterpretacji?Czasami te teksty są po prostu po-stawione w innym świetle, co po-woduje z naszej strony takie„aha, rozumiem!”. To polega też

na poszerzaniu wspólnej płaszczy-zny, na której później się hasa.Widownia chętnie hasa?Chętnie! Ja robię teatr dosyć zwa-riowany, ludzie przychodzą na na-sze spektakle wiedząc, czegomogą się spodziewać. I oni sąwłaśnie wielbicielami takich róż-nych praktyk hasających. Nato-miast widzowie tzw.„przypadkowi” przychodzą i cza-sem zostają, a czasem nie.�ie ma reguły.Staramy się to robić dosyć uczci-wie. Żeby przy poszukiwaniu te-matu zadawać sobie istotnepytania, a nie robić efekciarstwo –nie robimy produkcyjniaków anispektaklów na zamówienie. Roz-mawiamy w teatrze o rzeczach,które wydają nam się ważne, czę-sto lokując je w klasyce polskiejliteratury.Robisz teatr, jak sam powiedzia-łeś, zwariowany. Przeczytałemrównież, że realizujesz tekstytrudne. Kiedy tekst przestajebyć łatwy, a staje się właśnietrudny?To trzeba byłoby zapytać osoby,która to napisała.A ty zgadzasz się z tą opinią?(cisza)Na pewno szukanie tekstówłatwych czy też trudnych nie jestjakimś kryteriumwyboru. Teksty,które realizujęsprawiają mi przy-jemność. Jeśli trud-ne oznacza, że sątam rzeczy ważne,które wymagajągłębszego namysłu,to tak – realizujęteksty trudne. Jeżeli natomiast terzeczy są czymś zamierzchłym, coktoś odświeża dlatego, że akuratjest czyiś rok czy jubileusz, to nie.Ze mną jest grupa ludzi, którzy też

ten teatr tworzą, to nie jest mojeautorskie przedsięwzięcie. Mamywspólne pole zainteresowań, się-gamy po różne teksty. Najczęściejobrazy, które pojawiają sięw spektaklu wynikają z naszychrozmów, improwizacji. Czasami sąjuż naszkicowane, ale w trakcieprób stają się czymś innym. Ta ca-ła sfera, która się na scenie dziejenie jest inscenizacją, nie jest takteż w wypadku „Portu Miron”,który jest w ogóle specyficznymprzedsięwzięciem, bo tam z koleimamy do czynienia z odarciemz tej całej sytuacji, której po sceniemożemy się spodziewać – idziemysobie nad Wisłę, robimy spektakl.Wisła, więc od razu sobie myślisz,że będą sztuczne ognie.Czy to jest podobne do twojegoprojektu, w którym przenosiłeśteatr do Internetu? W tamtymwypadku też, wydaje mi się, ma-my do czynienia z dość specy-ficznym połączeniem.Mnie to jakoś pasuje.Teatr i Internet?Tak, bo dużo zachowań w Interne-cie ma charakter taki……teatralny?Improwizowania swojego wize-runku, czegoś przez co się komu-nikujemy. Praca w teatrze też ma

taki aspekt, żew związkuz zaistniałąsytuacją mu-sisz szybkostworzyć ro-dzaj jakiejśmaski, za po-mocą którejporozumie-

wasz się z inną maską, którą two-rzy twój partner.Może i te zachowania są podob-ne, ale wydaje mi się, że teatral-nego aktora dużo łatwiej

przemiany

"Mam takie wrażenie, że tenzestaw tekstów, które nam

się podrzuca przez dwanaścielat edukacji, jest ciekawymzestawem, dającym wielemożliwości, sprzyjającymrozwojowi duchowemu."

Page 8: Detalks 8(8)2012

8 www.detalks.pl

zdemaskować, niż tego interne-towego.I tu i tu mamy do czynieniaz pewnymi mrocznymi aspektami.W Internecie bardzo często regułygry są łamane.Mimo, że są ściślej ustalone, niżw teatrze.Regułą teatralną jest chociażbypewnego rodzaju umowa z wi-dzem, polegająca na tym, że przezpółtorej godziny swojego życia tysiedzisz na krześle i w twojejobecności dzieją się różne rzeczy,które gdyby się działy poza pew-nym kontekstem, to pewnie byśzareagował – podszedł bliżej , od-szedł, coś byś powiedział. A tysiedzisz, patrzysz i oddajesz stoprocent swojejuwagi obcymludziom. Dlamnie najważ-niejsze w teatrzejest to, czy ktośma powód, żebytę twoją uwagęprzykuć i utrzy-mać.W sztuce „Hamlet 44” tych po-wodów było wiele. Chciałbymjednak skupić się na jednejz twoich wypowiedzi. Powie-działeś, że przy okazji tego spek-taklu zastanawiałeś się, co dlapowstańców oznaczało „być”.I dla nich „być” oznaczało „iść,walczyć”. Ciekaw jestem, czymjest „być” dla dzisiejszego społe-czeństwa.Ty zadajesz strasznie trudne pyta-nia!Mama też mi tak mówiła.Nie czuję się na siłach, żeby tak naszybko ulepić jakąś sensowną dia-gnozę. Spróbuję za to wytłuma-czyć się z tego, co mówiłem przyokazji „Hamleta 44”. Odruchowotraktowaliśmy, bo na przestrzeni

ostatnich lat się to trochę zmieniło,pójście do powstania jako decyzjęstraceńczą. Myśleliśmy, że mamyw sobie rodzaj nonszalancji – cojakiś czas szabelka i na czołgi.I rodzi się takie skojarzenie, żegdyby to usunąć, to bylibyśmynormalni, bo ta sporadyczna „sza-belka i na czołgi” jest trochę głu-pia. Nie chodzi o to, żeby kłócićsię na temat oceny powstania, tyl-ko, żeby sobie uświadomić, że dlatych ludzi, to nie była decyzja po-święcenia, rzucenia na szalęwszystkiego, co mieli. Dla nichbył to jedyny sensowny sposóbzachowania się w tamtej sytuacji.Nie mówię o tym, czy to był dobrywybór, czy zły, chcę tylko powie-

dzieć, że to niebył wybór samo-bójczy. A częstoo tym zapomina-my, mówiąc, żeto było zbyt po-chopne decydo-wać się, iść nałatwą śmierć.Myśmy tam po-

ważyli się na przepisanie po swo-jemu monologu „Być albo niebyć”. To była próba posłużenia siędzisiejszym językiem, dzisiejszy-mi wątpliwościami.Wszystko można przełożyć nadzisiejszy język i dzisiejsze wąt-pliwości?Wszystko, co możemy zobaczyćwokół, możemy spróbować opisać.Jeżeli będziemy uważnie się przy-glądać i będziemy uczciwi w tymopisie, to wszystko można spróbo-wać przełożyć. Nie chcę żebyśmyrobili sobie lamus, tylko żebyśmybrali rzeczy, których będziemypóźniej używać.Z twoich słów wnioskuję, że naj-ważniejszą cechą twórcy jestuczciwość.

Może nie najważniejszą, ale jestna pewno jedną z najtrudniejszychdo „osiągnięcia”.Dlaczego?Gdy następuje ten moment, kiedycoś w zaciszu próbujesz z siebiewydobyć, to jesteś narażony na to,że będziesz bardzo potrzebowałakceptacji, co robi z ciebie kogoś,kto sam sobie serwuje takie sytu-acje, w których o akceptację ła-twiej . Krótko mówiąc – zaczynaszrobić rzeczy, bo wierzysz, że to siębędzie komuś podobało.Wydaje mi się, że wszystko jesttak przedstawione, że ta naszapraca nie ma szans przetrwaniabez wsparcia państwa – ja nie był-bym w stanie zarobić pieniędzyw jakiejś innej branży, a opróczzarabiania robić teatr. Oczywiściejakiś mógłbym, ale nie taki jakirobię. Taki jaki robię, mogę robićdzięki temu, że ktoś mi na to po-zwala. Teraz informacja na tematspektaklu, który obejrzy dziesięćosób, w tym dwóch krytyków, na-stępnego dnia dociera do setek ty-sięcy innych odbiorców, którzypewnie nigdy o tym spektaklu bynie usłyszeli. A gdy robisz sztukę,nie myślisz o tym, czy obejrzy jączterysta tysięcy, tylko myśliszo tej grupie, która siedzi na sali,tworzy organizm, który coś rozu-mie.Wspomniałeś o roli państwa.Czy państwo chętnie wykładapieniądze na teatr? Pytamo twoją perspektywę, perspekty-wę twórcy.Mam wrażenie, że ludziom teatrunie wiedzie się jakoś super. Idągorsze czasy, ale był dobry mo-ment, kilka lat temu. Ale wiesz, tojest bardzo subiektywne spojrze-nie, może ktoś inny ma lepiej .Z czego wynikają te gorsze cza-sy?

fot.TomaszDubiel

"Mam wrażenie, żeludziom teatru nie

wiedzie się jakoś super.Idą gorsze czasy, ale byłdobry moment, kilka lat

temu. "

przemiany

Page 9: Detalks 8(8)2012

9www.detalks.pl

Z braku pieniędzy.Czyli znowu wszystko rozchodzisię o pieniądze…Jeżeli ja np. dowiaduję się odczłowieka, który jest wysoko po-stawionym urzędnikiem i on mówido mnie tak: „przywieź mi całyswój zespół, załatwię wam miejscedo pracy, stworzę wam warunki,żebyście byli w stanie zajmowaćsię tylko tym”. I ja mam osiemosób w zespole, z którym pracujęod dwóch lat i mówię tym lu-dziom: „słuchajcie, zmieniamymiasto. Jeżeli chcemy przeżyć,funkcjonować musimy się prze-nieść, bo tam jest lepsze środowi-sko, lepsza atmosfera do pracy”.I my się przenosimy, po czymokazuje się, że to jednak tak niejest. Dla tego zespołu to jest ko-niec – ludzie się rozjeżdżają, zaj-mują się swoimi sprawami.A potem trzeba zespół budować odnowa.Są też teatry, w których pracuje stoosiemdziesiąt osób na etacie.W takim teatrze ludzie mogą przezkilka lat nie wyjść na scenę, mimoże są na etacie. Zespoły raczej sięrozpadają, niż powstają nowe. Jamam od pewnego czasu taką sytu-ację, że ludzie, którzy ze mną pra-cują są też w stanie robić innerzeczy, dlatego jakoś możemyprzeżyć.Wróciłeś niedawno z festiwaluw Edynburgu. Przywiozłeś cościekawego? Pamiętam, że ostat-nia edycja nie za bardzo przypa-dła ci do gustu.Podczas zeszłorocznej edycji spo-tkałem się z Richardem Demarco,człowiekiem, który sprowadziłKantora do Edynburga. W konse-kwencji tego spotkania powstałspektakl – „Kukła. Księga Blasku”– który wystawiłem teraz w Edyn-burgu, a który będzie pokazywany

w ramach festiwalu WarszawaSingera. Demarco w jakimś sensiezainspirował mnie do tego, żebywyreżyserować tę sztukę. Pojawiasię w niej fragment „Dziadów”.Pokazywanie „Dziadów” po pol-sku, szkockiej publiczności, to jestzadanie karkołomne.Dzięki doświadczeniom z po-przedniej edycji, w tym roku je-chaliśmy tam, wiedząc czego sięspodziewać. Wiedząc, że to będzieprawdopodobnie bardzo niszowyspektakl (śmiech). Ale, o dziwo,mieliśmy dużo widzów. Na nas teżpatrzono dość surowo, ponieważnasz zeszłoroczny „Turandot”zdobył dwie ważne nagrody,a w Edynburgu mówi się, że nieprzyjeżdża się rok po nagrodzie.To błąd marketingowy.Czyli popełniliście błąd.Nie nie! Festiwal w Edynburgupolega na tym, że przychodzą kry-tycy oraz przedstawiciele różnychgremiów, którzy przyznają swojenagrody. Oni chodzą na spektakległównie w drugiej części Festiwa-lu, a my, z premedytacja, przyje-chaliśmy na pierwszą część. Jakbyna własne życzenie wyłączyliśmysię z wyścigu o nagrody. Ale to teżzwiązane było z warunkami, jakiemieliśmy w tym roku. Po zeszło-rocznej przygodzie grania dwu-dziestu sześciu spektaklicodziennie o godz. 1 5 i miesiącupadającego deszczu, stwierdziłem,że nie zrobię tego aktorom i niezafunduję im tej „frajdy” ponow-nie. Natomiast zagranie naszegospektaklu dziesięć razy pod rząd,to było to, czego nam potrzeba.Publiczność mieliśmy ciekawiezasłuchaną, były napisy oczywi-ście. Komentarze były różne, jasam zastanawiałem się co ktoś, ktonie jest z Polski rozumie z „Dzia-dów”.

I co rozumie?Oj, to jest temat na dłuższą roz-mowę. „Kukła. Księga Blasku” tospektakl związany z postacią Ta-deusza Kantora, a myśmy próbo-wali znaleźć figurę, którapozwoliłaby o Kantorze mówićw sposób uniwersalny. Pomyśleli-śmy więc o Księdze Hioba. Hiob,który wzywa Boga na sąd. A możena scenę? Spektakl dotyka bardzopodniosłej sfery tego, czy to czło-wiek jest kukłą w rękach Boga,czy to Bóg jest kukłą w rękachczłowieka.Sugerujesz odpowiedź na to py-tanie, czy zostawiasz widza sa-memu sobie?Próbuję odpowiadać spektaklem.Możesz przyjść, zapraszam, 28sierpnia o godz. 21 w Teatrze Ży-dowskim. Ciekawe, że w tej Szko-cj i dużo ludzi przeczytało, co mychcemy przez sztukę powiedzieć.Mam nadzieję, że w Polsce bę-dzie podobnie. Dziękuję ci zarozmowę.

Rozmawiał Kuba Dobroszek

Paweł Passini - zdobywca nagród

Herald Angel i Total Theatre za

spektakl "Turandot" na Fringe

Festiwalu w Edynburgu (2011),

nominowany do Paszport Polityki

2011 w kategorii Teatr, na

Festiwalu Przemiany, wraz

z Hanną �owak-Radziejowską

reżyseruje spektakl "Port Miron"

przemiany

Page 10: Detalks 8(8)2012

10 www.detalks.pl

Umówiliśmy się w klubokawiarni

na Chłodnej. Jestem przed czasem.

Sprawdzam jeszcze Facebooka.

�agle podchodzi do mnie

uśmiechnięta kobieta. W ręku trzy-

ma wielką, na pierwszy rzut oka

pluszową, rybę.

IZA RUTKOWSKA: Przyniosłamze sobą przyjaciela!KUBA DOBROSZEK: Co to zaprzyjaciel?To Szkodliwy Sum, który jest jed-ną z instalacj i przygotowywanychna „Wędkowanie”.Szkodliwy?Tak, bo pożarł złotą rybkę i teraztrzeba grzebać mu w brzuchu i jąwyciągać! Sumy mają to do siebie,że jak są głodne, to otwierająpaszcze i płyną! I to co im napły-nie, to mają w brzuchu.Złota rybka by mi się terazprzydała… Mogę spróbować?Jasne!(grzebanie w brzuchu)

�o niestety tylko srebrna…To spróbuj jeszcze raz!(ponowne grzebanie w brzuchu)

Znowu srebrna… Chyba złotarybka nie jest mi pisana… Ale

trudno, wróćmy do twojego„Wędkowania”!„Wędkowanie” jest jednym z naj-bliższych mi projektów, ale takimnajmniej angażującym społecznie.Zapraszamy tutaj projektantówi dajemy im możliwość do zrobie-nia ze swoją wyobraźnią różnychrzeczy – nikt niczego nie narzuca.Jedyną ramą jest to, że instalacjemuszą kojarzyć się z tradycjamiwędkarskimi. Ja jestem kuratorkątego projektu, ale sama równieżprojektuję i Sum jest właśnie mojąinstalacją.Zastanawiam się czy instalacjato odpowiednie słowo. �ie jestzbyt bezosobowe?W ramach „Wędkowania” robimykonkurs na obiekt wodny, więcmoże lepiej nazywać to obiekta-mi? Często sami projektanci mająproblem z nazwaniem swojejtwórczości. Potocznie, w środowi-sku, nazywa się to „hand made3D”. Ja tego określenia totalnie nielubię, bo nie lubię w ogóle zan-gielszczać nazw. To są obiektywykonywane ręcznie, ale nie sąrękodziełami. Rękodzieło kojarzy

mi się z kolczykami z filcu.Mnie się kojarzy ze stringamiz koronki!No właśnie! Przez to, że jesteśmyzalewani rzeczami robionymiręcznie – bez pomysłu, po to, byzarobić pieniądze – to niestety tentermin jest źle kojarzony. A wiem,że np. „hand made 3D” kojarzy siędobrze, bo to są projekty, któreprojektanci wykonują po pracy,żeby odreagować. Współpracujęz różnymi grafikami, którzy two-rzą aplikacje na iPady itd. Oniczęsto siedzą przy komputerach,żyją w takim technicznym świecie,ale mają też super wyobraźnięi czasami mają ochotę podejść dokłębka włóczki i zrobić z niego…wieloryba! Przez to, że mająogromną wiedzę na temat projek-towania, to te obiekty nie są po razsetny widzianymi kolczykamiz filcu, tylko są czymś, co bardzoposzerza wyobraźnię ludzi.Mam podobne zdanie, co dozangielszczania nazw, ale niekie-dy po prostu nie da się inaczej .Może polski język jest aż tak„nieprzyjazny”? Przypomina misię Bartosz Żurawiecki, któryw jednym ze swoich felietonówopisywał przypadek prequelu.Anglicy mają na to jedno słowo,my – całą frazę: „część, którawychodzi jako kolejna, ale wy-darzenia dzieją się przed pierw-szą.”W tym wypadku jest hasło – ręko-dzieło, ale ono się jednak zupełnieinaczej kojarzy. Kilkakrotnie pisa-łam, że mój projekt jest rękodzie-łem, ale potem zawsze przychodziłten sprzeciw, że ludzie będą my-śleli, że robimy właśnie filcowekorale!Czerwone?Choćby i czerwone! Ja też kiedyśrobiłam z filcu rzeczy, nie mówię,

kulturoskopia

MIŁA PANI I 

SZKODLIWY

SUMfot.TomaszDubiel

przemiany

Page 11: Detalks 8(8)2012

11www.detalks.pl

że z niego nie da się zrobić czegośfajnego! No tylko, to się źle koja-rzy…Ale to jest ciekawy system, bobardzo ciężko jest przebić się pro-jektantom wykonującym wszystkoręcznie. Te rzeczy, które my reali-zujemy w ramach projektów, sątakimi „produktami”, przy tworze-niu których, autorzy mają pełnądowolność. A jeśli ktoś ma środkina wykonanie jakichś obiektówalbo gadżetów, to często są to np.Urzędy Miast, które chcą czegoś,co promowałoby miasto. Albo in-stytucje, które same z góry narzu-cają jak coś ma wyglądać i doczego ma służyć. Zupełnie inaczejjest chociażby z naszym Sumem!On jest nieprzypadkowo taki długi,bo wyczytałam ostatnio, że w ma-zurskich wodach pływają dwume-trowe sumy! Okazało się, że jestzakaz kąpieli w niektórych jezio-rach i pomyśleliśmy sobie, co bybyło, gdyby jakiś człowiek tamwpadł i spotkał się z takim sumem.Czyli sum to taka pirania pol-skich jezior?Pokażę ci zdjęcie, które było in-spiracją!(oglądamy na laptopie zdjęcia

dwumetrowych sumów)

Uuuuaaaa…Nie chciałabym go spotkać w wo-dzie! Mój Sum jest szkodliwy, aleokiełznany.I, mimo że nie dał sobie wyłowićzłotej rybki, bardzo sympatycz-ny! Zdecydowanie poszerza wy-obraźnię, co chyba, jakoFundacja, postawiliście sobie zagłówny cel?W takich projektach jak „Wędko-wanie” czy „Grzybobranie” tak –to jest taki jakby główny cel. Cho-dzi o to, żeby ludzie wkraczaliw przestrzeń, która kojarzy im sięz jakimiś aktywnościami, tak jak

„Grzybobranie”, które byłow prawdziwym lesie. „Wędkowa-nie” będzie z kolei w Parku Mo-czydło, gdzie są oczka wodnei panowie, którzy rzeczywiście ło-wią ryby. Jakbyś tam pojechał, tobyś się poczuł jak na Mazurach!Wybieram takie miejsca, żeby byłatam magia.Fajne w takich projektach jest to,że ludzie wchodzą w tę bajkę i wi-dzą jak projektanci postrzegająrzeczywistość. Teraz na przykładbyłam z Sumem na sesj i w ParkuMoczydło i dużo ludzi podchodzi-ło do mnie i pytało się, co to jest,o co chodzi. To jest bardzo fajne,bo to otwiera ludzi. To nie sąobiekty sztuki, do których ludziewstydzą się w ogóle podejść i za-pytać o co w nich chodzi. A cho-dzi nie tylko o poszerzaniewyobraźni, ale także o integrację,te obiekty są pretekstem do nawią-zywania rozmów. W każdym pro-jekcie celem jest zrobienie obiektulub kilku obiektów, ale te obiektymają być po to, żeby ludziom byłołatwiej się ze sobą skomunikować.Udało ci się coś praktycznie nie-możliwego – przekonałaś mniedo „Wędkowania”. Z wędkowa-niem mam dość smutne wspo-mnienia – byłem raz z moimwujkiem. Spędziliśmy na łódcecały dzień, ale niestety nie prze-łożyło się to na liczbę złowionychryb… �a twoje „Wędkowanie”chyba jednak się przełamię!Wszystkie obiekty, które będąw Parku Moczydło, będą w jakiśsposób interakcyjne. W jednymz oczek będzie można, za pomocąwędki z magnesem, wydobyćdmuchane ryby. Będzie ich tamokoło siedmiuset, cztery różne ro-dzaje. I już samo to, że ludzie będącelować w te ryby, co będzie pew-nie dość trudne, gdzieś tam przy-

wołuje wspomnienia z dzieciń-stwa.Miałem podobne ryby! Wrzuca-ło się je do wanny i łowiło za po-mocą pianki, która powcześniejszym przytrzymaniuw wodzie, robiła się jakaś takaklejąca!Ten projekt nie ma nawoływać dołowienia ryb, tylko do przypo-mnienia sobie jak to było w dzie-ciństwie. Mam wielu znajomych,którzy jeździli niby na ryby, a taknaprawdę siedzieli w łódce i czy-tali książki.Od razu zastrzegam – z moimwujkiem naprawdę jechaliśmy teryby złowić.Ja pamiętam, że uwielbiałam jeź-dzić na ryby, ale jak sobie pomy-ślałam, że mam nadziewaćprzynętę, to po prostu byłam cho-ra. Albo dżdżownice…Dzieci się bardzo fajnie wkręcają,kiedy widzą te obiekty. One fajniełączą pokolenia – każdy mauśmiech na twarzy!A propos dżdżownic. Ostatnioprzeglądałem książkę, w którejbyło wymienione bodaj sto rze-czy, które każdy chłopak musizrobić zanim dorośnie. Jednąnich było założenie hodowlidżdżownic.To jakby ktoś się brzydził, przyślijgo do naszej Fundacji, może wy-myślimy jakieś fajne dżdżownice!�a pewno wyślę! Jesteś prezeskąFundacji „Form i Kształtów”.Jaki kształt ma miłość?Hmmm… To by było ciekawe,gdyby dać taki temat projektan-tom! Fundacja „Form i Kształtów”została założona w małej wsi podChełmnem, z której pochodzę.Chełmno, w którym realizujemyjeden z naszych projektów – „Te-ren Budowy” – jest miastem wła-śnie miłości.

przemiany

Page 12: Detalks 8(8)2012

12 www.detalks.pl

Chyba się przeprowadzę..W Chełmnie robiliśmy „TerenBudowy”, który jest projektemuczącym mieszkańców miasta.Temat nauki - przestrzeń publicz-na i to w jaki sposób można ją sa-memu kształtować. Pierwszy etap,to był szał, to co się działo. Przy-jechała bydgoska telewizja regio-nalna, która zrobiła o tym dużyreportaż. Puścili to nawet w ogól-nopolskiej telewizji! I Chełmnia-nie byli zdumieni, że o Chełmniepojawiło się tyle informacji. Napoczątku co prawda urzędnicy bylisceptycznie nastawieni, ale potemteż się bardzo w to wszystko zaan-gażowali. No i zaproponowali mi,jako że oni zawsze na 14 lutegoorganizują takiemiejskie walen-tynki, żeby Fun-dacja zrobiła cośdla zakochanych.Ale ten temat ja-koś w końcuupadł, bo…upadł. Ale zasta-nawiałam się nadtym jak to zrobić, jaki kształt mamiłość i pomyślałam sobie, żebypokazać to, że miłość jest czasaminaprawdę bardzo ciężka i wymagawielu poświęceń. Więc myślę, żekształt miłości byłby trochę kan-ciasty i jakiś taki ciężki do sprecy-zowania.Spytałem o ten kształt miłości,bo ciekaw jestem czy wszystkomożna ukształtować, uformo-wać?My bardziej nadajemy jakiś kieru-nek. Każdy projekt odpowiada napewien problem społeczny. Możemożna byłoby, tak jak w wypadkutej miłości, zrobić coś na walen-tynki, ale walentynki nie są jakbyproblemem społecznym. Miłość tobardzo głęboki temat, który ma

wiele odnóg.Ja też staram się reagować na róż-ne rzeczy, weźmy na przykład takikonflikt tutaj na Chłodnej . W tymmiejscu, kilka miesięcy temuwspólnota mieszkaniowa zabroniłaprzedłużać koncesję na alkohol.Aktywiści, którzy często się tutajspotykali, robili to wieczorem i oniteż lubili sobie wypić piwo. Więckiedy wspólnota mieszkaniowazabroniła sprzedawać alkohol,wielu aktywistów, którzy byliprzyjaciółmi Chłodnej , zaczęłoprotestować. A że oni mają bardzodużą siłę medialną, zaczęła się ta-ka nagonka na ludzi ze wspólnoty,że oni nie rozumieją jak ważnyjest to ośrodek dla kultury.

Dzielenie ludzina prostychi artystów?Zgadza się.A tak naprawdęsam właścicielChłodnej , GrześLewandowski,nie chciał takie-go konfliktu.

Chciał się dogadać tylko miał tro-chę problem z komunikacją z tąwspólnotą. I ja sobie pomyślałam,że to jest dobry moment, żebywkroczyła sztuka i animacja kul-tury. Jako taki fajny łącznik mię-dzy ludźmi. Pod pretekstemzrobienia czegoś wspólnie, spró-bowałam zachęcić ludzi, żeby sięlepiej poznali, żeby się ze sobąoswoili. Właściciela i pracowni-ków Chłodnej zaprosiłam do zor-ganizowania „Wyprzedaży”.Bardzo ładnie wróciliśmy do te-go celu sztuki, czyli integracji.Wydaje mi się, że wszystkie tedziałania służą do wyprostowaniajakiegoś problemu, który międzyludźmi jest. Sztuka jest pretekstemdo mediacji.

Tych problemów między ludźmijest dużo?Myślę, że tak, bo ludzie bardzoczęsto są zamknięci w sobiei wstydzą się rozmawiać. Myśląsobie, że jak kogoś nie znają, to poco się w ogóle odzywać? „O Jezujaki on jest dziwny na pewno chcemnie…”Zjeść!Albo wykorzystać! Kiedy ludziezaczynają ze sobą rozmawiaći tłumaczą sobie różne rzeczy, tonagle wszystko staje się jasne.Ludzi ze wspólnoty próbowałamsobie zjednać, mówiąc im, żebypomogli w tej akcji robiąc szyldreklamujący „Wyprzedaż”. Z nimibyło bardzo ciężko, bo jak słyszeli,że chodzi o tę kawiarnię, to potych wszystkich tekstach w gaze-tach byli bardzo niechętni dowspółpracy. Trzeba było pukać oddrzwi do drzwi i tłumaczyć. Napoczątku udało mi się przekonaćich, żeby zrobić zdjęcie, na którymtrzymają napis WYPRZEDAŻ,a które poszłoby do mediów. Aleoni się tak totalnie wkręcili, żestwierdzili, że to może zostać, mo-że wisieć. Zabawne było to, żekilka z tych osób, które najbardziejprotestowały przeciwko kawiarni,w jakimś tam stopniu przekonałosię do naszej akcji. Jeśli jesteś nie-chętny do czegoś, to szkodzisz in-nym ludziom.Cała ta sprawa nadal się toczy, aleco te kilka osób się zaprzyjaźniło,to się zaprzyjaźniło! Te projekty sątakimi małymi kroczkami.Co czujesz, jako twórca, w ta-kich momentach? Dumę, ra-dość?Strasznie się bałam, bo tych ludzibyło bardzo ciężko zebrać do ku-py, żeby oni byli w jednym czasiew domu. W pewnym momenciejuż myślałam, że to się nie uda

kulturoskopia

"Zastanawiałam się nad tymjak to zrobić, jaki kształt mamiłość i pomyślałam sobie,żeby pokazać to, że miłość

jest czasami naprawdębardzo ciężka i wymaga

wielu poświęceń. "

przemiany

Page 13: Detalks 8(8)2012

13www.detalks.pl

i „Wyprzedaż” będziemy moglizrobić tylko tutaj , w klubokawiar-ni. I jak się udało, to pomyślałamsobie, że teraz to mogę wszystko!To, że ci się uda taki napis powie-sić, to nie oznacza, że od razuzmienisz całą sytuację. Mnie bar-dzo zależy na tym, żeby te akcjenie były tylko takimi eventami,które na chwilę coś zmieniają.Trzeba aktywować w ludziach po-trzebę stałej zmiany. Z tymi ludź-mi cały czas mam kontakt. Jednapani na przykład piecze chleby.Które miały być tutaj sprzeda-wane.Wydaje mi się, że ci ludzi nigdynie myśleli o tym, że mają kawiar-nię, do której po prostu mogą sięwybrać.Zawsze, po każdym projekcie,kiedy kończy się to nasycenie, żesię udało od razu jest potrzeba, że-by znaleźć jakiś inny problem,który trzeba gdzieś rozwiązać.A są takie projekty, po którychzakończeniu miałaś wrażenie, żesię nie udały?Pierwszy projekt, „Plac Zabawi-ciela” zrobiliśmy w Warszawie.A ja miałam cały czas marzenie,żeby zrobić coś u mnie, ale na ta-kim samym poziomie jak tu,w stolicy. Wychowywałam sięw wiosce liczącej dwieście osób,więc wiem, że ludzie w takichmiejscowościach wcale nie sągłupsi. A często jest niestety takieprzekonanie, że inaczej robi sięprojekty w wielkich miastach,a inaczej w małych miejscowo-ściach. Są oczywiście różne meto-dy, ale jak pokażesz ludziom, żemogą się wciągnąć do zabawy, tokażdy będzie reagował tak samo.Do Chełmna pojechaliśmy z „Te-renem Budowy”, żeby zademon-strować ludziom jak mogąoperować przestrzenią publiczną.

I ten pierwszy etap, co już ci mó-wiłam, wyszedł super. Trochę po-mógł ludzi „odkompleksić”. Alepomyślałam sobie, że był on takitrochę bardziej happeningowy –ludzie chodzili z literami po mie-ście i układali z nich różne hasła.Na rynku stanął na przykład napis„tańcz”, więc ludzie tańczyli. Cobyło fajne, to że ludzie, którzytworzyli te napisy, zobaczyli, żemogą innych w jakiś sposób zaan-gażować.W Chełmnie niestety nie mawarsztatów, kursów dla ludzi, któ-rzy interesują się np. architekturą.Edukacja kończy się na liceum al-bo szkołach zawodowych, bo nauczelnię wyższą, to trzeba już wy-jechać do innego miasta.„Urok” wiosek i małych miej-scowości.No i pomyślałam sobie, że możnaby zrobić warsztaty, których efektnie pojawiałby się od razu, ale że-by to były takie warsztaty eduka-cyjne – jak architekci projektujądaną przestrzeń, jak projektanttworzy obiekt itd. W drugim etapie„Terenu Budowy” ludzie stykalisię ze specjalistami, zrobiliśmy cośw rodzaju konsultacj i społecznych

na temat „co na rynku może wła-ściwie być?” I niestety odnosiłamwrażenie, że ten rodzaj warsztatówbył dla ludzi trochę ciężki. Mójbłąd był taki, że chciałam skumu-lować warsztaty, które powinnyodbywać się cyklicznie, w trakciejednego weekendu. Zauważyłam,że ludzie dużo bardziej się anga-żowali, kiedy z danym efektemmogli wyjść w przestrzeń, zoba-czyć reakcję innych. Miałam wte-dy poczucie takiego niedosytu,małej efektywności. Ale może towynikało też z tego, że miałamnadzieję, że zmienię całe mojeChełmno. A takim małym projek-tem możesz tylko rozbudzić w lu-dziach pewne potrzeby. Działańjest sporo, a Fundacja to tak na-prawdę trzy osoby i gdybyśmymieli być wszędzie i zmieniaćwszystko, to jest to nie niemożli-we.�o i przy tym zmienianiu światamogę ci przypomnieć twoją wy-powiedź, jak to kiedyś stwierdzi-łaś, że zawsze chciałaś wyjechaćdo Sudanu, by tam budowaćstudnie.Od razu byłam w zerówce, nie by-łam w przedszkolu.

fot.TomaszDubiel

przemiany

Page 14: Detalks 8(8)2012

14 www.detalks.pl

Ja też. Bo ja w ogóle również je-stem z małej miejscowości. Po-gwizdów.Ej, świetna nazwa!Zapraszamy z jakimiś warszta-tami do Pogwizdowa!A ile tam mieszka ludzi?Hmmm… Z trzy i pół tysiąca?Ooo, to metropolia! Jak rozma-wiam z ludźmi, to oni mówią, żeu nich też by się to wszystko przy-jęło. Jeśli będziesz chciał, to mo-żemy przyjechać z „TerenemBudowy”, który jest „skrojony”pod małe miasta i miejscowości,bo angażuje do takiej pracy lokal-nej . Pogwizdów wydaje się byćw ogóle ciekawym miejscem! Tojest wieś, nie miasto?Tak tak. Kościół, szkoła, OSP

i Bar „Centrum”. Ale wracającdo Sudanu…?Miałam dużo różnych pomysłówna życie, na aktywizację ludzi. Jakbyłam na studiach,to tak sobie my-ślałam cały czas,że te dzieciw Afryce głodująi w ogóle… Byłamnawet wolonta-riuszką PAH-u.Zwiedziłam wielemiejsc, w różnychcelach, ale zawsze najciekawszebyły dla mnie relacje zachodzącemiędzy ludźmi. Więc tak napraw-dę to, co mogę zrobić w Sudanie,to równie dobrze mogę też zrobićtutaj , na swoim podwórku. Wy-

brałam najbliż-szą mi działkę– współpracęz projektantamii jakieś tamspołeczne łą-czenie. Ale,i tu ciekawost-ka, składałamkiedyś wniosekna wyjazd doSudanu, aleniestety mnienie przyjęli.�ie wiedzieli,co tracą!Moim znajomisię śmieją, żejuż to widząjak buduję tamjakieś papiero-we studnie…Księżyc możebyć papiero-wy, to studnienie mogą?(śmiech)Nieukrywam, że temoje projekty

ludzie postrzegają często jako do-datek. Jeżeli jesteś z patologicznejrodziny, to najpierw koncentrujeszsię na jakiejś terapii, a nie na desi-

gnie. Chociażja myślę, że ta-kie robieniekanapek z pa-pieru może byćwłaśnie terapiądla ludzi.Czyli jeżeliczłowiekwchodzi w in-

terakcję z twoimi pracami – czyto w przypadku „Wyprzedaży”czy „Wędkowania” – to możnapowiedzieć, że sam tę sztukętworzy?Akurat w przypadku „Wędkowa-nia”, to może nie tworzy, ale na-daje jakiś nowy sens tymobiektom. Bo wiesz, teraz podczastej sesj i z Sumem były panie, którefaktycznie grzebały w środkui szukały złotej rybki, ale były teżdzieci, które potraktowały go jakzwierzę transportowe – jednodziecko siedziało na Sumie, a dru-gie ciągnęło go z wąsy! I to byłozabawne – każdy interpretuje tęinstalację na własny sposób.Ale np. w wypadku „Terenu Bu-dowy”, czy gdy wycinaliśmy sło-wa z krzaków, to już tylkoi wyłącznie od ludzi zależał osta-teczny kształt obiektów. Mogłamsobie wyciąć MIŁO, ale tylkoz ludźmi, którzy z siebie ułożyli Śi Ć, to była miłość. W ogóle jakpowiedziałam znajomym, że mampomysł, żeby wycinać literki, na-pisy z krzaków, to oni stwierdzili,że się nie da. „Nie da się” jeststandardowym zdaniem, które sły-szę przy okazji realizacji różnychprojektów.A może kiedyś przyjdzie takimoment, że czegoś faktycznie

"Jeżeli ktoś mi mówi, żeczegoś się nie da, to jastaram się to obejść,

pchnąć w inną stronę.I zawsze to jakoś

wychodzi."

"Wyprzedaż na chłodnej" fot. Bartek Warzecha

przemiany

Page 15: Detalks 8(8)2012

15www.detalks.pl

„nie będzie się dało”?Jest dużo rzeczy, które nie wycho-dzą. Gdybym często koncentrowa-ła się na tym, jak coś powinnowyglądać, to bym nigdy nie za-częła tego robić. Jeżeli ktoś mimówi, że czegoś się nie da, to jastaram się to obejść, pchnąć w in-ną stronę. I zawsze to jakoś wy-chodzi.Przejdźmy do projektu, któryrealizujesz w ramach Przemian– „6x6”. Za pomocą niego sta-rasz się połączyć sztukę z rze-miosłem. Ciężkiego się zadaniapodjęłaś.Nie cierpię stereotypów. Nie lubiętego, że jeśli pytasz się kogoś „ja-ką pracę wykonujesz?”, on odpo-wiada „jestem hydraulikiem”, tood razu wyobrażamy sobie panaw jakimś dziwnym kombinezonie.Jak to, przecież hydraulik jestod jakiegoś czasu naszym do-brem narodowym!Tak, ale to nie zmienia faktu, żerzemieślnictwo jest postrzeganew Polsce raczej negatywnie, mimotego, że większość ludzi para sięwłaśnie rzemiosłem. Nie każdy maaspiracje do bycia artystą. Rze-miosło w naszym kraju kojarzy sięz panami, którzy siedzą brudniw zakładzie, bo nie potrafią nicciekawego zrobić. A to są częstoludzie mający niesamowite umie-jętności, tylko nie mają siły prze-bicia. I założeniem projektu „6x6”było właśnie pokazanie tego, cow tych rzemieślnikach siedzi – ja-cy to są ludzie, jakie mają zainte-resowania. Każdy człowiek maswoją historię, swoją osobowość.Okazało się, że np. pani, która jestwłaścicielką magla, studiowaław młodości afrykanistykę i mówiw suahili, podkładała głos Meiw filmie „W pustyni i w puszczy”.Chcieliśmy połączyć projektantów

z rzemieślnikami, żeby oni wspól-nie, w zakładach, stworzyli jakieśprojekty, które miałyby wyciągnąćhistorie tych ludzi.Ja to świetnie rozumiem, samkiedyś poznałem szewca, jużstarszy pan, który miał wieleświetnych historii do opowiedze-nia. Tylko trzeba było zapytać.Tymczasem, i tu odniosę się dotych negatywnych skojarzeńz rzemieślnictwem w naszymkraju, sami na nie niestety pra-cujemy. Czytasz, dajmy na to,recenzję filmową i największąobelgą wobec reżysera jest to, żenie jest artystą, tylko zwykłymrzemieślnikiem.Wiesz, tu też można zastanowićsię nad samą sztuką. Był taki pol-ski artysta, który stworzył kilkana-ście statuetek papieża. Wykonał jeza jakąś tam cenę, po czym od-sprzedał galerii za pięć razy wię-cej . I on to zrobił specjalnie,z premedytacją. To też pokazujejak czasami sztuka dodaje na war-tości.Przypomina mi się film „�iety-kalni”, w którym jest scena, kie-dy główny bohater dowiaduje sięza jak wielką kwotę pieniędzyjego przyjaciel sprzedał pewienobraz, dzieło sztuki. Sam posta-nawia więc coś narysować, za copóźniej , dzięki temu samemuprzyjacielowi i odpowiedniej„reklamie” malowidła, otrzymu-je pokaźną sumę pieniędzy.Sztuka potrafi manipulować.Nie możemy też upraszczać sztuki,degradować artystów! Oni też pocoś są, coś nam dają.A wracając do rzemieślników –oni są bardzo różni. Jest masa lu-dzi, którzy po prostu odwalają fu-chę, ale są tacy, którzy sąmistrzami w swoich zawodach.Ludzie niestety często dostosowu-

ją się do potrzeb rynku, stąd wieleszewców nie zajmuje się tworze-niem butów, ale tylko ich naprawą.I rzeczywiście – większość kupujeteraz obuwie w sieciówkach, gale-riach handlowych. To obuwieszybko się psuje, ale czasami jestono na tyle tanie, że łatwiej jestkupić jeszcze jedne, takie samebuty, niż po prostu naprawić jeu szewca.To, jakie ludzie mają umiejętności,to jedno. Ale trzeba wziąć też poduwagę jak zmienia się sytuacjaspołeczna i zapotrzebowanie nadane usługi. Ludziom bardzo czę-sto nie chce się iść porozmawiaćz tapicerem i powiedzieć mu, ja-kiego mebla oczekują. Wolą pójśćdo Ikei i kupić gotowy, mieć toz głowy.Mamy więc do czynienia z takąsamą sytuacją jak w wypadkuMcDonalda, do którego nieprzychodzimy na ucztę, ale poto, żeby coś szybko zjeść.Zauważ, że niestety to, co jest naj-zdrowsze, najtrudniej w siebiewcisnąć. A hamburgery i słodyczeto jedlibyśmy bez przerwy…Chętnie! Czyli w takim raziemamy nadzieję, że „6x6” zmienipojmowanie rzemiosła w naszymkraju?Tak!Tego życzę tobie, jako pomysło-dawcy. Dzięki za rozmowę.

Rozmawiał Kuba Dobroszek

Iza Rutkowska – prezeska Funda-

cji „ Form i Kształtów”, nomino-

wana w plebiscycie Wdechy 2011.

�a Festiwalu Przemiany jest ku-

ratorką projektu „ 6x6”

fot. VERSTUDIO

przemiany

Page 16: Detalks 8(8)2012

16 www.detalks.pl

KUBA DOBROSZEK: Podczas„Sonic Fiction” spotkają się dwapokolenia muzyków. Jak bardzote pokolenia się od siebie różnią?ARTUR KORYCIŃSKI: To sąpokolenia, które używają różnychnarzędzi wyrazu. Jedni stykali sięz szeroko pojętą kulturą analogo-wą, a drudzy z kulturą kompresj idźwięku, zupełnie innego podej-ścia do muzyki. Pewne brzmienia,które teraz stały się popowym ma-instreamem, dziesięć lat temu byłyczymś świeżym.Wrażliwość muzyków się niezmienia, zmieniają się tylko na-rzędzia, za pomocą którychmożna ją wyrazić?Mam taką opinię, że my jako lu-dzie jakoś mocno się nie zmienia-my. Wybitne jednostki pozostająwybitnymi jednostkami. Ich ilośćjest ta sama, wbrew opinii, że je-steśmy otoczeni miernotą. A towynika po prostu z tego, że za po-mocą dzisiejszych narzędzi, dużowięcej ludzi może się wyartykuło-wać. Ale gdyby odrzucić wszyst-kie rzeczy, które nie są muzykątylko wynikiem tego, że każdy

może zaloopować, czy wziąć jakąśfrazę i ją na coś nałożyć, to sądzę,że mielibyśmy tę samą ilość inte-resujących płyt w ciągu roku. Tro-chę trywializuję, ale mamnadzieję, że wiesz, o czym mówię.Kiedyś z miastem Warszawa robi-łem taką płytę, to było jeszczeprzed rokiem chopinowskim, którabyła zainspirowana twórczościąChopina. Podeszliśmy do tej płytyz bardzo przeciwnych nurtów. Je-den z moich znajomych powie-dział mi kiedyś, że gdyby Chopinżył w dwudziestym wieku, to grał-by na Fenderze Rhodes. Byłby towciąż Chopin z tą samą osobowo-ścią, ale wyrażającym ją za pomo-cą innego narzędzia. Dlategouważam, że zawsze możesz odna-leźć w przeszłości coś, co wyda cisię nowoczesne. Bez zrozumieniaprzeszłości, nie ma przyszłości.Nie ma takiego skrajnego kontra-stu pokoleniowego, bo nie zapro-siłem osiemnastoletnich chłopcówz Londynu, którzy grają dubstepy.Postawiłem na artystów, którzyznajdują się bliżej pokolenia ta-kich twórców jak Manuel Gott-

sching czy Arthur Baker. Być mo-że się na właśnie tych muzykachw jakiś sposób wychowali. Samtego słuchałem, bo to, co repre-zentował Baker było muzyką po-pową. To wszystko nas otaczało,kiedy jeździliśmy na deskorolkachw połowie lat 80. A Manuel Gott-sching, to taki autor „przedkra-ftwerkowy”, taki proto krautrock.Różne pokolenia, ale mentalnośćwspólna.Zapotrzebowanie na tamte po-kolenie jest cały czas, wiem to posobie. Byłem w tym roku naopenerowskim koncercie zespołu�ew Order, produkowanegoprzecież przez Arthura Bakera,i to był chyba najlepszy występjaki widziałem przez całe czterydni festiwalu.No widzisz.A z kolei moją przygodę z mu-zyką elektroniczną zacząłem odtwórczości Jean Michel Jar-re’a – mój tata miał jego płytęwinylową, do której po bardzodługim czasie, ale w końcu sięprzekonałem. Mówi się, że Jarrestworzył muzykę elektroniczną

kulturoskopia

fot.TomaszDubiel

przemiany

Współczesny

szaman

Page 17: Detalks 8(8)2012

17www.detalks.pl

dla wszystkich.Jarre miał ten wielki komfort, żezarabiał dużo pieniędzy, przez comógł korzystać z najciekawszychanalogowych syntezatorów. Bar-dzo wcześnie zaczął eksperymen-tować. Przez chwilę mówiło się, żenie jest w dobrym guście słuchaćJarre’a, jeżeli lubiło się Kraftwerk.Ja doceniam wartość Jarre’a i co-raz bardziej doceniam wartość„Oxygene”. Bardzo lubię płytę„Zoolook”, która swego czasu wy-dawała mi się totalnym efekciar-stwem. Bazowała ona na takimpierwszym „chorym” samplowa-niu.Jarre potraktował ludzki głosjak każdy inny dźwięk. To byłeksperyment. Rewolucja.Nie uważam, żeby było złe bycienieniszowym, dopóki to, co robisznaprawdę zmienia rzeczywistość.„Zoolook” był bardzo ważny dlazespołów, które potem były niszo-we. To jest śmieszna interakcja,muzyki niezależnej i mainstre-amowej . One się w bardzo cieka-wych momentach przenikają. Naprzykład styl gry na gitarze Manu-ela Gottschinga zdeterminowałstyl gry The Edge z U2.Gitara Edge’a jest bardzo cha-rakterystyczna.Bardzo.Słuchając tego, co mówisz, trud-no mieć nadzieję na jakąś kolej-ną wielką rewolucję w muzyce.Twierdzę, że wszystko działa nazasadzie przeciwności. Pewna ma-niera się wypala i jest zapotrzebo-wanie na jej całkowitąprzeciwność. Maksymalnie – mi-nimalnie, długie włosy – krótkiewłosy. Dla mnie muzyka cały czasjest intrygująca i cały czas cieszęsię nią jak dziecko.Muzyka powinna przedewszystkim intrygować?

Ten dualizm jest nie do uniknięcia.Tkwiąc w takim antropologicznympodejściu do muzyki, łatwo mo-żesz ją klasyfiko-wać na zasadzie,że coś już było itd.Uwielbiam muzy-kę, która jest obli-czalna i sprawiami przyjemność.Z drugiej strony,w muzyce klubo-wej uwielbiam za-sadę jednosezonowości, tego, żejest płyta, która robi na tobie dużewrażenie, ale wiesz, że prawdopo-dobnie nie stanie się klasykiem.Smakuje jak pyszna Hubba Bubbana początku żucia, a potem robi sięgorzka i trzeba ją wypluć. Ale toteż jest pewien pułap, pewna za-bawa. Nie lubię tworzenia muzyki,która jest taka klasyczna, bez-pieczna, nijaka. Warto ryzykować.Historie, które wychodziły z De-troit czy Chicago, to nie były inte-ligenckie i przemyślane rzeczy jakVangelis czy Pink Floyd. To byłacałkowita odwrotność wynikającaz pewnego zapotrzebowania. Punkrock pojawił się dlatego, bo byłoza dużo jedwabnych szlafroków,za dużo sprzętu za tryliony dola-rów. Ale potem znowu zaczęto sięz tego śmiać.Pisanie piosenek jest wielką jako-ścią, ale rewolucja nastąpiła przezzmianę narzędzia.Pisanie piosenek jest wielką ja-kością… Skojarzyło mi się toz wspomnianym już dzisiaj JeanMichel Jarrem, który jest feno-menalnym kompozytorem, za to,szczerze powiedziawszy, dośćmarnym muzykiem. �ie zawszeto idzie ze sobą w parze.Absolutnie! Jak słyszę „wspaniałymuzyk”, to myślę o jakimś takimelemencie magnetyzmu, nie-

uchwytności, charyzmy. Jarre’owimożna zarzucić, że może i świet-nie komponuje, ale brak mu cho-

lerajakiejkolwiekcharyzmy.Aż tak dalekow ocenie bymsię nie posu-wał. Zgodzimysię zapewne codo tego, żewciąż świetnie

wygląda.Tak.Ponoć słucha Chopina.Bycie synem Maurice’a Jarre’a toteż niełatwa sprawa.�iestety nieżyjącego już… Czymamy obsesję na punkcie mu-zycznej przeszłości? Czy to jestmoże bardziej kompleks?Strasznie chciałbym przenieść sięw kapsule czasu do niektórychchwil, ale z drugiej strony mamynajwiększy komfort dostępu do tejcałej przeszłości. Przez to też takmocno w niej tkwimy.A to źle?Jestem starym, skrzywionym ko-lekcjonerem płyt, więc tkwiłemw niej od zawsze. Dla mnie prze-szłość, teraźniejszość i przyszłośćtworzą jedną całość. To poczucie,że coś cię inspiruje zawsze jest tosamo i to jest poszukiwanie pew-nych historii, które odpowiadajątwojej wrażliwości. W epoceprzedinternetowej mieliśmy moż-liwość kupienia wspaniałej płytypoprzez wizyty w antykwariatachna całym świecie, spędzania go-dzin czasu z chusteczką do nosa ześrodkiem antyalergicznym i szu-kania muzyki, słuchania jej .Coraz więcej zespołów wydajepłyty tylko i wyłącznie za pomo-cą Internetu. Dobrym przykła-dem jest grupa Radiohead.

przemiany

"Gdyby Chopin żyłw dwudziestym wieku, to

grałby na Fenderze Rhodes.Byłby to wciąż Chopin z tą

samą osobowością, alewyrażającym ją za pomocą

innego narzędzia."

Page 18: Detalks 8(8)2012

18 www.detalks.pl

Oni zrozumieli, że koncerty są siłąnapędową tej całej machiny ko-mercyjnej , a muzyka przestaje byćgłównym źródłem dochodu. Tojest też powrót do tego okresuprzednośnikowego, co jest zabaw-ne, że nowoczesne nośniki spowo-dowały, że wzmogły się chęciwystępowania na żywo.Pojawiła się ostatnio, moim zda-niem, ciekawa moda, że oglądaszjakiś koncert na żywo i od razupo występie możesz go sobie na-być w formie pliku muzycznego.To jest nowy pomysł na robieniepieniędzy i tyle.A mnie się to podoba. To jestfajne, że jeżeli ja byłem, dajmyna to, na koncercie w Warsza-wie, to mogę później posłuchaćdokładnie ten sam występ, gdzieartysta mówi „Good eveningWarsaw”.Mnie bardziej podobała się ten-dencja, kiedy puszczano na żywoza darmo koncert i też się go po-tem archiwizowało, a następniedawano fanom. A nie, że są naiTunes za ileś tam dolarów.�a Youtube teraz co jakiś czasmożna oglądać występy z wielufestiwali.Dla mnie to jest okej . To też jestfajne jak ktoś archiwizuje za ciebiepewne przeżycia.Tylko czy wszystko da się zar-chiwizować?Nie da się. Nie da się zarchiwizo-wać twojego subiektywnego wra-żenia, jakie odczuwasz podczaskoncertu. Mam problem z archi-wizacją przeżyć, które mają miej-sce na żywo, ponieważ im częściejoglądasz daną historię, tym szyb-ciej zapominasz o tym pierwszymwrażeniu. Ale z drugiej strony ko-cham takie koncerty jak Stonesiw pierwszej połowie lat 70 i cieszęsię, że dzięki odpowiedniemu na-

graniu mogę poczuć tamten świat,tamtą chwilę zachłyśnięcia sięwolnością. Lubię oglądać koncer-ty.Powiedziałeś to wszystko z per-spektywy odbiorcy. A z per-spektywy twórcy, co jest dlaciebie najważniejsze w koncer-tach? Opowiedzenie historii,przekazanie emocji?Przekazanie emocji, zdecydowa-nie.I tych pozytywnych, i negatyw-nych?Nie lubię taniej prowokacji. Teraz,kiedy podróżuję z The KDMS -zespołem którego jestem jakbyproducentem i managerem - touwielbiam te emocje, pozytywneemocje. To nie jest głupi hedo-nizm. Teksty są bardzo proste, alenie są banalne. Wszystko jest takieoczyszczające, taneczne. Jeżelitańczysz i masz do tego tekst, któ-ry jest smutny, to nadal jest takanadzieja w tobie.To co proste nie musi być banal-ne. A czy to, co banalne zawszejest proste?Najbardziej boję się banalnejkompleksowości. Usiłowaniaukrycia swojej banalności w bo-gactwie aranżacji. Nie lubię, kiedynieutalentowanymainstreamowyproducent nagry-wa swoją płytęi zaprasza na niątysiące ezote-rycznych instru-mentalistów,którzy i tak tegonie ratują.Sztuka dla sztuki?To nie jest sztuka. To jest rzemio-sło dla sztuki (śmiech).To może przerost formy nadtreścią będzie pasował lepiej?Absolutnie.

Wspomniałeś na początkuo swojej płycie interpretującejChopina. Przełamaliście na niejpewne tabu?Było to zabawne, bo popełniliśmyjakieś straszne świętokradztwo.Zaprosiliśmy na nią wielu produ-centów, w tym śp. Dj-a Marlboro,jednego z pionierów baile funku,czyli takiego hip-hopu z przed-mieść Rio de Janeiro. Połączeniatradycji z automatem perkusyj-nym. On nagrał utwór „Chopin InDa Party”, co było niesamowite.A czy przełamaliśmy tabu? Niewiem. Wydaliśmy tę płytę dokład-nie w miesiącu, kiedy pojawił siętaki mega ambitny album, na któ-rym Moritz von Oswald i CarlCraig dekonstruowali bolero.Muzyczne tabu może nie zostałoprzełamane, ale jednak użyłeśsłowa „świętokradztwo”.Wszystko już zostało przełamane.�ie ma już tabu?Nie ma. Tabu jest tabu. Bardziejprowokuje cię piękny widok z za-chodem słońca, niż jakaś mroczna,kolorowa ilustracja pełna agresj ii przemocy. Od paru lat powróciłyteż właśnie zachody słońca i iro-niczne podejście do kiczu.W końcu świadomy kicz prze-

staje być ki-czem.Dokładnie. I tojest problem.Problem?To nie jest jużintrygujące. Pa-miętam jak jesz-cze parę lattemu, w takim

poważnym berlińskim klubie,puszczało się płyty italo disco, toludzie podchodzili i pytali się czyDJ to robi na serio. A w tej chwililudzie strasznie na serio puszczająitalo disco.

"W muzyce klubowejuwielbiam zasadę

jednosezonowości, tego, żejest płyta, która robi na tobieduże wrażenie, ale wiesz, żeprawdopodobnie nie stanie

się klasykiem."

przemiany

Page 19: Detalks 8(8)2012

19www.detalks.pl

Ja lubię italo disco.W muzyce klubowej jest czasemaspekt hedonistycznej zabawy.I niespodzianki. A takie dogma-tyczne podejście zabija muzykęsamą w sobie. Artur Russell, wio-lonczelista, jeden z moich ulubio-nych kompozytorów, jestnajlepszym przykładem tej otwar-tości, tego braku dogmatyzmu,traktowania wszystkiego do końcaserio. Ten gość miał klasycznewykształcenie, grał na wiolonczeli,ale chodził na dyskoteki w No-wym Jorku, gdzie kultura przed-house’owa stworzyła zupełnienowe konteksty. No i Russell za-czął nagrywać płyty, którym do-dawał innego wymiaru. To jestfascynujące, że tak wiele nazwisk,które podróżują gdzieś na zapleczumuzyki, stworzyły niesamowitąmuzykę, odbiegającą od nurtowo-ści, od kategoryzowania.Teraz zastanawiamy się czy lubi-my słuchać muzyki, która jest całyczas nowa, czy muzyki, która jestdobra, ale obliczalna.W kontekście nowości, to po ze-społach oczekuje się, żeby pokilku płytach wreszcie przeła-mały swój styl i zaprezentowałycoś nowego. Więc może jest toparcie na nowość? Choć z kolei,kiedy U2 nagrało „Pop”, faniuznali, że „Discotheque” jestnajgorszym singlem w dorobkuzespołu.To jest to, za co kocham Queen –wszystkie znienawidzone przezfanów utwory, ja wręcz uwiel-biam!�a przykład?„Body Language”. Cała płyta,z której pochodzi ten utwór jesttotalnie elektroniczna, totalnie in-na.A jak ci się podoba Adam Lam-bert jako wokalista?

W ogóle tego nie dotykałem, bojęsię, nie chcę się ubrudzić. Alechyba jest wysoki, przystojny i niema nic wspólnego z Freddim Mer-curym.Podobno właśnie ma - energięsceniczną. Aczkolwiek podczasceremonii zamknięcia IgrzyskOlimpijskich zrezygnowanoz Lamberta i zdecydowano sięna puszczenie Freddiego z tele-bimu.To jest żałosne. To jak Doorsi bezMorrisona.Z tym, że Queen, kiedy jeszczeparę lat temu organizował trasęz Paulem Rodgersem jako wo-kalistą, też puszczał Freddiegoz taśmy i ludzie byli zachwyceni,kiedy słyszeli Mercurego jak grana fortepianie wstęp do „Bohe-mian Rhapsody”.To też jest jakieś zaakceptowaniefaktu, że tego człowieka nie da sięzdublować.Czyli to jest znowu ten kompleksprzeszłości, o którym rozmawia-liśmy wcześniej?To jest też sprawa projektu, którybez tego frontmana jest po prostuniepełny. Najbardziej przyzwo-itym wyjściem ze strony zespołu,byłoby zaprzestanie koncertów.Oszczędności mają raczej pokaź-ne. Jest sporo muzyków, którzyprzez długi czas powstrzymywalisię od come backu, ale jednakwracali. Thin Lizzy teraz powróci-ło.WKrakowie nawet zagrali.To tak jakby Joy Division terazzaczęli grać.�o ale siłą rzeczy nie zaczną.Przyzwoitość muzykom Joy Divi-sion nakazała stworzenie New Or-der, a nie odcinać kupony.Vangelis współpracował kiedyśz Demisem Roussosem.Jeszcze przed „Rydwanami

ognia”.W latach 60. stworzyli zespółAphrodite’s Child. A potem dalisobie osobno bardzo dobrze radę,w zupełnie innych stylistykach.Mnie osobiście bardzo cieszą tewszystkie powroty, jakkolwiekjest to tylko odcinanie kuponówod popularności. Siłą rzeczy niemogłem zobaczyć na żywo pew-nych zespołów, kiedy akuratprzypadał szczyt ich możliwości.A dzięki takim reaktywacjom,mogłem być na koncercie choćbyThe Police.Słyszałem, że straszny, to prawda?Mnie się podobał, ale to był mójpierwszy stadionowy koncert,więc mogłem być zaślepiony.Widziałem wywiady, słyszałemjakieś zakulisowe historie i muszęstwierdzić, że członkowie chybastrasznie się nienawidzą.Podczas koncertu było faktycz-nie to widać.Okej , nie lubią się, ale przynaj-mniej nie mają tego problemu, żefrontman nie żyje i do przoduwstawia się jakiegoś młodego go-ścia. Teraz wiem, że na swoje 60-lecie bodajże, wrócili Beach Boys.Wystąpili podczas tegorocznychGrammy, ale było to bardzomarne…Szkoda, bo bardzo lubię BeachBoys…�a szczęście jednak współczesnamuzyka ma nam wciąż wiele dozaoferowania, więc jeśli kogośnie bawią te powroty – nie musiich słuchać.Nie jest źle. To, co dzieje sięw muzyce teraz, wpływa nawet nato, co odszukujesz w przeszłości.Nie lubię totalnego tradycjonali-zmu, takiego poczucia ideału. Ła-two powiedzieć, że szukamymuzyki idealnej , optymalnej styli-styki. Im bardziej to się toleruje,

przemiany

Page 20: Detalks 8(8)2012

20 www.detalks.pl

tym bardziej się to wyjaławia i za-mienia się w to co mówiłeś – pustąformę.Czy DJ, jak to zostało napisanena stronie Festiwalu Przemianyprzy okazji prezentacji line-upuSceny Planetarium, może byćwspółczesnym szamanem? Zga-dzasz się z tym?Jeżeli szaman jest od tego, żebyzabrać cię w podróż, to myślę, żetak. Na tym polega całe piękno.Zawsze lubiłem dzielić się muzyką– już w podstawówce terroryzo-wałem znajomych moimi taśmami.Kiedy zaczynasz kolekcjonowaćpłyty, to masz ochotę, żeby przy-jaciele poczuli się tak jak ty.Przypomniał mi się kwejk, naktórym jest uśmiechnięty Jezusz komentarzem: „Tak się czuję,kiedy znajomemu spodobał sięzespół, który mu poleciłem”.Podróż jest cudowna, kocham DJ-ów, którzy zabierają w podróż –kiedy nie wiesz skąd się wyrusza

i dokąd się dojedzie.Co więc powinniśmy wziąć zesobą na podróż, w którą zabie-rzecie nas podczas tegorocznegoSonic Fiction?Otwartość, dobry nastrój i chęćpodróży w nieznane.Zaczynam się pakować!

Rozmawiał Kuba Dobroszek

Artur Koryciński – DJ, współpro-

ducent i manager The KDMS,

współtwórca płyty „ Astigmatic In-

spired By Chopin”, na Festiwalu

Przemiany jest kuratorem projektu

„ Sonic Fiction”

przemiany