gazeta Łowiecka 1/2015

162
STRONY 162 SZWECJA ŁOWCA LISÓW TARGI KNIEJE Z PASJĄ I SUKCESEM! STRASSER RS SOLO PERFEKCYJNY AUSTRIAK EXPOHUNTING 2015 ZAPRASZAMY DO SOSNOWCA! 1/2015

Upload: gazeta-lowiecka

Post on 07-Apr-2016

241 views

Category:

Documents


8 download

DESCRIPTION

Darmowy magazyn dla myśliwych i sympatyków łowiectwa

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta Łowiecka 1/2015

STRONY162

SZWECJA ŁOWCA LISÓW

TARGI KNIEJE Z PASJĄ I SUKCESEM!

STRASSER RS SOLO PERFEKCYJNY AUSTRIAK

EXPOHUNTING 2015 ZAPRASZAMY DO SOSNOWCA!

1/2015

Page 2: Gazeta Łowiecka 1/2015

Drodzy Czytelnicy!Jeszcze w pamięci mamy pierwszą edycję Targów KNIEJE, a milowymi krokami zbliżają się takie wydarzenia jak EXPOHunting w Sosnowcu czy Hubertus Expo w Warszawie…Wróćmy jednak do poznańskich Tar-gów KNIEJE. Tak udanego debiutu można tylko pozazdrościć. Chociaż to może złe słowo, bo atmosfera, która towarzyszyła licznie przybyłym wystawcom, przedstawicielom pra-sy branżowej i gościom targowym kojarzyła się wyłącznie z dobrymi emocjami. Mieliśmy niepowtarzal-ną okazję, by spotkać się z naszymi Czytelnikami i „na gorąco” omówić ich wrażenia i opinie na temat wy-danych dotychczas numerów Gaze-ty Łowieckiej. A było co omawiać…

Targi okazały się też świetnym miej-scem, by wymienić spostrzeżenia z Koleżankami i Kolegami po fachu z portalu łowiecki.pl, SEZONU czy Poradnika Łowieckiego. Choć nasze media różnią się sposobem dotar-cia do sympatyków łowiectwa, łączy nas pasja, która może też z sukcesem łączyć całe środowisko. Wbrew po-pularnemu powiedzeniu „Sorry, taki mamy klimat” okazało się, że nie jest on w Polsce wcale taki zły i tak na-prawdę jego „jakość” zależy w dużej mierze od nas samych. Obszerną re-lację z Targów KNIEJE znajdą Pań-stwo w numerze.Tegoroczna zima była dość kapryśna (a przecież jeszcze się nie skończy-ła…), więc niejeden z nas wyczeku-je wiosny. To dobry czas na zmiany, dlatego również i my postanowiliśmy coś zmienić – oczywiście, tylko na lepsze! Począwszy od tego numeru oddajemy do Państwa użytku nową aplikację, która zapewni wyższą ja-kość oglądanych zdjęć oraz nowe możliwości prezentacji interaktyw-nych. Mamy nadzieję, że dzięki temu lektura Gazety Łowieckiej, do której Państwa zapraszamy, będzie jeszcze przyjemniejsza…Darz Bór!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna

Page 3: Gazeta Łowiecka 1/2015

Drodzy Czytelnicy!Jeszcze w pamięci mamy pierwszą edycję Targów KNIEJE, a milowymi krokami zbliżają się takie wydarzenia jak EXPOHunting w Sosnowcu czy Hubertus Expo w Warszawie…Wróćmy jednak do poznańskich Tar-gów KNIEJE. Tak udanego debiutu można tylko pozazdrościć. Chociaż to może złe słowo, bo atmosfera, która towarzyszyła licznie przybyłym wystawcom, przedstawicielom pra-sy branżowej i gościom targowym kojarzyła się wyłącznie z dobrymi emocjami. Mieliśmy niepowtarzal-ną okazję, by spotkać się z naszymi Czytelnikami i „na gorąco” omówić ich wrażenia i opinie na temat wy-danych dotychczas numerów Gaze-ty Łowieckiej. A było co omawiać…

Targi okazały się też świetnym miej-scem, by wymienić spostrzeżenia z Koleżankami i Kolegami po fachu z portalu łowiecki.pl, SEZONU czy Poradnika Łowieckiego. Choć nasze media różnią się sposobem dotar-cia do sympatyków łowiectwa, łączy nas pasja, która może też z sukcesem łączyć całe środowisko. Wbrew po-pularnemu powiedzeniu „Sorry, taki mamy klimat” okazało się, że nie jest on w Polsce wcale taki zły i tak na-prawdę jego „jakość” zależy w dużej mierze od nas samych. Obszerną re-lację z Targów KNIEJE znajdą Pań-stwo w numerze.Tegoroczna zima była dość kapryśna (a przecież jeszcze się nie skończy-ła…), więc niejeden z nas wyczeku-je wiosny. To dobry czas na zmiany, dlatego również i my postanowiliśmy coś zmienić – oczywiście, tylko na lepsze! Począwszy od tego numeru oddajemy do Państwa użytku nową aplikację, która zapewni wyższą ja-kość oglądanych zdjęć oraz nowe możliwości prezentacji interaktyw-nych. Mamy nadzieję, że dzięki temu lektura Gazety Łowieckiej, do której Państwa zapraszamy, będzie jeszcze przyjemniejsza…Darz Bór!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna

Page 4: Gazeta Łowiecka 1/2015

Spis treści 1/2015

W KUCHNI

z Fiskars

PSY MYŚLIWSKIE

Polowanie z dreverami

WABIENIE

Dylematy wabiarza

STRASSER

Test broni

KUDU

Afrykańska zjawa

EXPOHUNTING 2015

Zapraszamy do Sosnowca

AS TIME GOES BY

Tajemnicze szczątki

BERETTA

Test broni

TARGI KNIEJE

Z pasją i sukcesem!

KUCHNIA

Menu myśliwskie

DORTMUND

Targi Jagd & Hund

ARGENTYNA

Polowanie w Algar Safaris

ŚNIEG I MRÓZ

Ekstremalne przeżycia

NAJPIĘKNIEJSIWybory Miss/Mrister

psów myśliwskich

PSY MYŚLIWSKIE

Posokowiec hanoverski

ŁOWCA LISÓW

103 lisy w 3 lata

Page 5: Gazeta Łowiecka 1/2015

Spis treści 1/2015

W KUCHNI

z Fiskars

PSY MYŚLIWSKIE

Polowanie z dreverami

WABIENIE

Dylematy wabiarza

STRASSER

Test broni

KUDU

Afrykańska zjawa

EXPOHUNTING 2015

Zapraszamy do Sosnowca

AS TIME GOES BY

Tajemnicze szczątki

BERETTA

Test broni

TARGI KNIEJE

Z pasją i sukcesem!

KUCHNIA

Menu myśliwskie

DORTMUND

Targi Jagd & Hund

ARGENTYNA

Polowanie w Algar Safaris

ŚNIEG I MRÓZ

Ekstremalne przeżycia

NAJPIĘKNIEJSIWybory Miss/Mrister

psów myśliwskich

PSY MYŚLIWSKIE

Posokowiec hanoverski

ŁOWCA LISÓW

103 lisy w 3 lata

Page 6: Gazeta Łowiecka 1/2015

STRASSER RS SOLODoskonały sztucer, jeśli nie potrzebujesz wymiennych luf. Orzechowa osada w 1 klasie drewna lub syntetyczna w wersji Panther.Duży wybór dostępnych kalibrów od .222 Rem do 300 Win.Magnum.Magazynki na 3 lub 6 naboi

STRASSER RS 05 STANDARDSztucer z wymienną lufą. Dostępna wersja dla lewo i prawo ręcznych. Szeroki wybór kalibrów: .222/.223Rem; 243Win; 6,5x55SE; 6,5x65RWS; .270 Win; 7x64; .308Win; 30-06; 8x57IS; 8,5x63; 9,3x62; 7mm Rem.Mag.; 300Win.Mag. Magazynki na 3 lub 6 naboi; 3 rodzaje blatów.

STRASSER RS 05 LUXUSSztucer z wymienną lufą. Dostępna wersja dla lewo- i praworęcznych. Orzechowa osada w 3 klasie drewna; boczne blaty grawerowane – scena myśliwska. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 CONSUL I Orzechowa osada w 4 klasie drewna; blaty drewniane, komora zamkowa czarna. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 CONSULDostępna wersja

dla lewo- i praworęcznych.

STRASSER RS 05 CONSUL IIOrzechowa osada w 5 klasie drewna; blaty drewniane; zloty spust; rączka zamka z drewnianą kulką; komora zamkowa – czarny mat. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 CONSUL IIIOrzechowa osada w 6 klasie drewna; blaty drewniane; złoty spust; rączka zamka z drewnianą kulką; chwyt pistoletowy zakończony srebrnym medalionem z monogramem. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

W OFERCIE RÓWNIEŻ MONTAŻE:

• obejmy ø 25,4 mm : 1 550 zł• obejmy ø 30 mm: 1 550 zł• szyna Zeiss: 1 550 zł• szyna Swarovski: 1 550 zł• szyna Schmidt&Bender: 1 550 zł• pod kolimator Docter Sight: 1 550 zł• pod kolimator Aimpoint: 1 550 zł• szyna Picatinny: 1 550 zł

STRASSER RS 05 LUXUS

STRASSER RS 05 CONSUL II

STRASSER RS 05 CONSUL III

STRASSER RS SOLO PANTHER

STRASSER RS SOLO

Od

7999 zł

Od

13000 zł

Od

17350 zł

Od

21200 zł

Od

10600 zł

Od

12600 zł

STRZELEC KRZYSZTOF STEFANIAKZielona Góra, Plac Pocztowy 6/1Tel: 68 325 75 99; 68 324 34 24Kom: 601 799 799www.bron1.pl

Page 7: Gazeta Łowiecka 1/2015

STRASSER RS SOLODoskonały sztucer, jeśli nie potrzebujesz wymiennych luf. Orzechowa osada w 1 klasie drewna lub syntetyczna w wersji Panther.Duży wybór dostępnych kalibrów od .222 Rem do 300 Win.Magnum.Magazynki na 3 lub 6 naboi

STRASSER RS 05 STANDARDSztucer z wymienną lufą. Dostępna wersja dla lewo i prawo ręcznych. Szeroki wybór kalibrów: .222/.223Rem; 243Win; 6,5x55SE; 6,5x65RWS; .270 Win; 7x64; .308Win; 30-06; 8x57IS; 8,5x63; 9,3x62; 7mm Rem.Mag.; 300Win.Mag. Magazynki na 3 lub 6 naboi; 3 rodzaje blatów.

STRASSER RS 05 LUXUSSztucer z wymienną lufą. Dostępna wersja dla lewo- i praworęcznych. Orzechowa osada w 3 klasie drewna; boczne blaty grawerowane – scena myśliwska. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 CONSUL I Orzechowa osada w 4 klasie drewna; blaty drewniane, komora zamkowa czarna. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 CONSULDostępna wersja

dla lewo- i praworęcznych.

STRASSER RS 05 CONSUL IIOrzechowa osada w 5 klasie drewna; blaty drewniane; zloty spust; rączka zamka z drewnianą kulką; komora zamkowa – czarny mat. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

STRASSER RS 05 CONSUL IIIOrzechowa osada w 6 klasie drewna; blaty drewniane; złoty spust; rączka zamka z drewnianą kulką; chwyt pistoletowy zakończony srebrnym medalionem z monogramem. Szeroki wybór kalibrów – jak w wersji STANDARD.

W OFERCIE RÓWNIEŻ MONTAŻE:

• obejmy ø 25,4 mm : 1 550 zł• obejmy ø 30 mm: 1 550 zł• szyna Zeiss: 1 550 zł• szyna Swarovski: 1 550 zł• szyna Schmidt&Bender: 1 550 zł• pod kolimator Docter Sight: 1 550 zł• pod kolimator Aimpoint: 1 550 zł• szyna Picatinny: 1 550 zł

STRASSER RS 05 LUXUS

STRASSER RS 05 CONSUL II

STRASSER RS 05 CONSUL III

STRASSER RS SOLO PANTHER

STRASSER RS SOLO

Od

7999 zł

Od

13000 zł

Od

17350 zł

Od

21200 zł

Od

10600 zł

Od

12600 zł

STRZELEC KRZYSZTOF STEFANIAKZielona Góra, Plac Pocztowy 6/1Tel: 68 325 75 99; 68 324 34 24Kom: 601 799 799www.bron1.pl

Page 8: Gazeta Łowiecka 1/2015

5

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄ[email protected] PROWADZĄCYADAM [email protected] [email protected]. 22 428 18 85DYREKTOR ARTYSTYCZNYARTUR [email protected] MERYTORYCZNAMARTA PIĄTKOWSKAKOREKTAJOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIAEWA MOSTOWSKASTALI WSPÓŁPRACOWNICYSimon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Mateusz Portka, Dobiesław WielińskiDZIAŁ REKLAMYDOMINIKA PIENIĄŻ[email protected]. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100WSPARCIE INFORMATYCZNEAGENCJA INTERAKTYWNA RMBIWYDAWCAOMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEKul. Jana Kazimierza 705-502 PiasecznoNIP 521 209 81 47www.gazetalowiecka.pl

Zdjęcie na okładce: Szwecja, Edvin Lidén. Fot. Joakim Nordlund.

Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympa-tyków łowiectwa.

Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redak-cyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmo-wy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.

AktualnościPowoli kończy się luty i do przebudzenia z zimowego snu przygotowuje się nie tylko przyroda. Polecamy wydarzenia, których pasjonaci łowiectwa nie mogą przegapić…

Z myślą o DianachW Ośrodku Szkoleniowo-Rekreacyjnym w Kochcicach w dniach 27 lutego –1 marca odbędą się I Warsztaty łowieckie dla kobiet „Diana po polowa-niu”. W programie przewidziano warsztaty wabienia jeleni oraz drapieżni-ków, zawody strzeleckie, a także warsztaty kulinarne, które prowadzić będzie Krzysztof Lechowski – znawca kuchni myśliwskiej.

Wszystko o psach myśliwskichTargom w Sosnowcu w dniu 11 kwietnia 2015 roku towarzyszyć będzie I Krajowa Wystawa Użytko-wych Psów Ras Myśliwskich dla psów posiadających Certyfikat Użytkowo-ści Łowieckiej. Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Myśliwskich ma na celu zgromadzenie jak najwięk-szej liczby rasowych psów myśliw-skich, czyli psów z udokumentowa-nym pochodzeniem (rodowodem), a przede wszystkim tych, które swo-je umiejętności pracy w polu, wodzie i lesie potwierdziły ukończeniem odpowiedniego kursu.

Puchar ZimyŚląski Klub Strzelecki „Alfa” oraz Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Parkurowego zapraszają na zawody strzeleckie Puchar Zimy Compak® Sporting z cyklu Puchar Czterech Pór Roku 2015. Turniej zorganizowa-no w dniach 14–15 marca na strzelnicy w Siemianowicach Śląskich. 2 dni – 200 rzutków!

Na Łowy do ZabrzaDo Hali MOSIR-u w Zabrzu zapraszamy 6–8 marca. Odbędzie się tam już XIV edycja Międzynarodowych Targów Myśliwskich i Wędkarskich „Połowy i Łowy 2015”.

Łowieckie święto w stolicyTak właśnie można określić odby-wające się w dniach 25–27 kwietnia w Warszawie XII Międzynarodo-we Targi Łowiectwa, Strzelectwa i Rekreacji Hubertus EXPO 2015. W programie znajdą się m.in. prak-tyczny instruktaż strzelecki, poka-zy wabienia zwierzyny, sokolnicze oraz umiejętności psów myśliwskich. Dla najmłodszych uczestników czeka Hubercik EXPO – zabawy oraz konkursy plastyczne.

W kwietniu do SosnowcaW dniach 10–12 kwietnia 2015 roku zapraszamy do Sosnowca na 6. Targi EXPOHunting (polecamy w tym numerze Gazety Łowieckiej wywiad z Agnieszką Miklas, Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting).

Page 9: Gazeta Łowiecka 1/2015

5

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄ[email protected] PROWADZĄCYADAM [email protected] [email protected]. 22 428 18 85DYREKTOR ARTYSTYCZNYARTUR [email protected] MERYTORYCZNAMARTA PIĄTKOWSKAKOREKTAJOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIAEWA MOSTOWSKASTALI WSPÓŁPRACOWNICYSimon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Mateusz Portka, Dobiesław WielińskiDZIAŁ REKLAMYDOMINIKA PIENIĄŻ[email protected]. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100WSPARCIE INFORMATYCZNEAGENCJA INTERAKTYWNA RMBIWYDAWCAOMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEKul. Jana Kazimierza 705-502 PiasecznoNIP 521 209 81 47www.gazetalowiecka.pl

Zdjęcie na okładce: Szwecja, Edvin Lidén. Fot. Joakim Nordlund.

Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympa-tyków łowiectwa.

Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięcznikiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redak-cyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmo-wy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronione bez zgody Wydawcy.

AktualnościPowoli kończy się luty i do przebudzenia z zimowego snu przygotowuje się nie tylko przyroda. Polecamy wydarzenia, których pasjonaci łowiectwa nie mogą przegapić…

Z myślą o DianachW Ośrodku Szkoleniowo-Rekreacyjnym w Kochcicach w dniach 27 lutego –1 marca odbędą się I Warsztaty łowieckie dla kobiet „Diana po polowa-niu”. W programie przewidziano warsztaty wabienia jeleni oraz drapieżni-ków, zawody strzeleckie, a także warsztaty kulinarne, które prowadzić będzie Krzysztof Lechowski – znawca kuchni myśliwskiej.

Wszystko o psach myśliwskichTargom w Sosnowcu w dniu 11 kwietnia 2015 roku towarzyszyć będzie I Krajowa Wystawa Użytko-wych Psów Ras Myśliwskich dla psów posiadających Certyfikat Użytkowo-ści Łowieckiej. Krajowa Wystawa Użytkowych Psów Myśliwskich ma na celu zgromadzenie jak najwięk-szej liczby rasowych psów myśliw-skich, czyli psów z udokumentowa-nym pochodzeniem (rodowodem), a przede wszystkim tych, które swo-je umiejętności pracy w polu, wodzie i lesie potwierdziły ukończeniem odpowiedniego kursu.

Puchar ZimyŚląski Klub Strzelecki „Alfa” oraz Polskie Stowarzyszenie Strzelectwa Parkurowego zapraszają na zawody strzeleckie Puchar Zimy Compak® Sporting z cyklu Puchar Czterech Pór Roku 2015. Turniej zorganizowa-no w dniach 14–15 marca na strzelnicy w Siemianowicach Śląskich. 2 dni – 200 rzutków!

Na Łowy do ZabrzaDo Hali MOSIR-u w Zabrzu zapraszamy 6–8 marca. Odbędzie się tam już XIV edycja Międzynarodowych Targów Myśliwskich i Wędkarskich „Połowy i Łowy 2015”.

Łowieckie święto w stolicyTak właśnie można określić odby-wające się w dniach 25–27 kwietnia w Warszawie XII Międzynarodo-we Targi Łowiectwa, Strzelectwa i Rekreacji Hubertus EXPO 2015. W programie znajdą się m.in. prak-tyczny instruktaż strzelecki, poka-zy wabienia zwierzyny, sokolnicze oraz umiejętności psów myśliwskich. Dla najmłodszych uczestników czeka Hubercik EXPO – zabawy oraz konkursy plastyczne.

W kwietniu do SosnowcaW dniach 10–12 kwietnia 2015 roku zapraszamy do Sosnowca na 6. Targi EXPOHunting (polecamy w tym numerze Gazety Łowieckiej wywiad z Agnieszką Miklas, Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting).

Page 10: Gazeta Łowiecka 1/2015

POLOWANIE EKSTREMALNE

Śnieg i mróz Mijamy wieś Bettna w pobliżu Katrineholm.

Termometr wskazuje -14°C. Właśnie wschodzi słońce, w powietrzu unosi się mroźna mgiełka.

Jest tak pięknie. I zimno... A nadchodzący weekend zapowiada się jeszcze zimniej

TEKST I ZDJĘCIA: WWW.MINJAKT.SETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 11: Gazeta Łowiecka 1/2015

POLOWANIE EKSTREMALNE

Śnieg i mróz Mijamy wieś Bettna w pobliżu Katrineholm.

Termometr wskazuje -14°C. Właśnie wschodzi słońce, w powietrzu unosi się mroźna mgiełka.

Jest tak pięknie. I zimno... A nadchodzący weekend zapowiada się jeszcze zimniej

TEKST I ZDJĘCIA: WWW.MINJAKT.SETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 12: Gazeta Łowiecka 1/2015

7

Do wsi Runtuna w prowincji Sörmland zwabiły nas daniele

i dziki. Zapowiedziano nam, że tutej-sza zwierzyna jest wyjątkowa. Zwy-kle żeby nas zmotywować, wystarczy po prostu powiedzieć „dobra”. Dla wy-jątkowej gotowi jesteśmy zmierzyć się z największym mrozem. Gdy spotykamy się na zbiórce, jest już odrobinę cieplej – ledwie -10°C. Ustalamy, że polowanie będzie dziś prowadził Alexander Sandberg. – Będziemy robić szybkie, krót-kie pędzenia, żeby oszczędzić psy i strzelców – zarządza Alexander. Podczas odprawy przebieramy ener-gicznie nogami, próbując się rozgrzać. Tydzień wcześniej spadła 10-centy-metrowa warstwa sypkiego śniegu, więc łatwo będzie tropić zwierzynę po świeżych śladach. Już na początku potwierdza się, jak dobre jest to łowisko. Przez radio sły-szymy, że jeden z psów nagania w na-szym kierunku chmarę danieli. Nieste-ty, uchodzą z miotu w miejscu, gdzie nie mamy strzelca, ale już po kilku minutach słychać kolejny pościg. Uja-danie odbija się echem wśród drzew i jest coraz bliżej.

BIEGNIE LISEK KOŁO DROGI… Na swym stanowisku przy dro-dze Mats Gyllsand przygotowuje się

do strzału. Mechanicznym ruchem ładuje do swojego ekspresu kal. 8x57 2 naboje, kolejne 2 umieszcza na za-pas pomiędzy palcami. Z palcem na spuście unosi sztucer. Zwierzyna jest coraz bliżej. Nagle w radiu sły-chać: – Ty przy drodze, szykuj się.Z lasu wyskakuje lis, ale biegnie tak szybko, że Mats nie ma czasu na re-akcję. Zaraz potem równie prędko pojawiają się psy. Gonią lisa jesz-cze kawałek do plantacji wierzb, ale w końcu rezygnują i wracają do nas. Alexander informuje przez radio, że zamierza przejść na drugą stro-nę drogi i wejść na obszar nazywa-ny „ogrodem zoologicznym”. Już po kilku minutach w lesie rozlega się strzał – nasz kolega strzelał do szpi-caka, ale niestety spudłował.

ZAMIANA MIEJSCPolowanie trwa dalej, jednak jesteśmy teraz poza centrum wydarzeń. Pro-wadzący zdecydował, że myśliwi sto-jący dalej mają przejść na inne stano-wiska. Matsa i Kennetha Petterssona szybko zabiera samochód. Kenneth dostaje miejsce przy karczowisku, Mats w lesie w pobliżu przejścia dla zwierząt nad drogą. W samym le-sie jest naprawdę zimno, tak zimno, że ciężko jest stać bez ruchu. Nagania- Słońce świeci, ale wcale nas nie ogrzewa

Page 13: Gazeta Łowiecka 1/2015

7

Do wsi Runtuna w prowincji Sörmland zwabiły nas daniele

i dziki. Zapowiedziano nam, że tutej-sza zwierzyna jest wyjątkowa. Zwy-kle żeby nas zmotywować, wystarczy po prostu powiedzieć „dobra”. Dla wy-jątkowej gotowi jesteśmy zmierzyć się z największym mrozem. Gdy spotykamy się na zbiórce, jest już odrobinę cieplej – ledwie -10°C. Ustalamy, że polowanie będzie dziś prowadził Alexander Sandberg. – Będziemy robić szybkie, krót-kie pędzenia, żeby oszczędzić psy i strzelców – zarządza Alexander. Podczas odprawy przebieramy ener-gicznie nogami, próbując się rozgrzać. Tydzień wcześniej spadła 10-centy-metrowa warstwa sypkiego śniegu, więc łatwo będzie tropić zwierzynę po świeżych śladach. Już na początku potwierdza się, jak dobre jest to łowisko. Przez radio sły-szymy, że jeden z psów nagania w na-szym kierunku chmarę danieli. Nieste-ty, uchodzą z miotu w miejscu, gdzie nie mamy strzelca, ale już po kilku minutach słychać kolejny pościg. Uja-danie odbija się echem wśród drzew i jest coraz bliżej.

BIEGNIE LISEK KOŁO DROGI… Na swym stanowisku przy dro-dze Mats Gyllsand przygotowuje się

do strzału. Mechanicznym ruchem ładuje do swojego ekspresu kal. 8x57 2 naboje, kolejne 2 umieszcza na za-pas pomiędzy palcami. Z palcem na spuście unosi sztucer. Zwierzyna jest coraz bliżej. Nagle w radiu sły-chać: – Ty przy drodze, szykuj się.Z lasu wyskakuje lis, ale biegnie tak szybko, że Mats nie ma czasu na re-akcję. Zaraz potem równie prędko pojawiają się psy. Gonią lisa jesz-cze kawałek do plantacji wierzb, ale w końcu rezygnują i wracają do nas. Alexander informuje przez radio, że zamierza przejść na drugą stro-nę drogi i wejść na obszar nazywa-ny „ogrodem zoologicznym”. Już po kilku minutach w lesie rozlega się strzał – nasz kolega strzelał do szpi-caka, ale niestety spudłował.

ZAMIANA MIEJSCPolowanie trwa dalej, jednak jesteśmy teraz poza centrum wydarzeń. Pro-wadzący zdecydował, że myśliwi sto-jący dalej mają przejść na inne stano-wiska. Matsa i Kennetha Petterssona szybko zabiera samochód. Kenneth dostaje miejsce przy karczowisku, Mats w lesie w pobliżu przejścia dla zwierząt nad drogą. W samym le-sie jest naprawdę zimno, tak zimno, że ciężko jest stać bez ruchu. Nagania- Słońce świeci, ale wcale nas nie ogrzewa

Page 14: Gazeta Łowiecka 1/2015

...jednak poranek jest jeszcze zimniejszy

cze meldują przez radio, że nagania-ją łosia i jelenia. Idą na Matsa. Mimo siarczystego mrozu stosuje sztuczkę z dodatkowymi nabojami, które wło-żone pomiędzy palce przypominają kastety. Pytam Matsa, gdzie się tego nauczył:– Robię tak od dawna, w zasadzie odkąd zacząłem używać ekspresu. Dzięki temu mam 4 szybkie strzały. Zobaczyłem to kiedyś na jakimś fil-mie, potem po prostu długo ćwiczy-łem i teraz robię to z automatu. Wokół naszego stanowiska jest zu-pełnie cicho. Wcześniej słyszeli-śmy gon, ale wygląda na to, że psy nie trafiły na zwierzynę. Nagle sły-chać strzał. Zdaje się, że to od stro-ny Kennetha. Za chwilę otrzymu-jemy potwierdzenie przez radio: Pettersson strzelił półłopatacza, byk padł w ogniu. Idziemy tam po zakończeniu pędzenia. – Przyszła tu cała chmara, na samym końcu półłopatacz. Poczekałem, aż podejdzie naprawdę blisko i wtedy strzeliłem – opowiada Kenneth, cią-gnąc zdobycz po śniegu. Mimo idealnych warunków nikt już tego dnia nie strzela. Kilka razy zda-rzają się okazje do strzału, jednak myśliwi jakby nie do końca byli przy-tomni. Czyżby byli trochę sztywni od mrozu?

Page 15: Gazeta Łowiecka 1/2015

...jednak poranek jest jeszcze zimniejszy

cze meldują przez radio, że nagania-ją łosia i jelenia. Idą na Matsa. Mimo siarczystego mrozu stosuje sztuczkę z dodatkowymi nabojami, które wło-żone pomiędzy palce przypominają kastety. Pytam Matsa, gdzie się tego nauczył:– Robię tak od dawna, w zasadzie odkąd zacząłem używać ekspresu. Dzięki temu mam 4 szybkie strzały. Zobaczyłem to kiedyś na jakimś fil-mie, potem po prostu długo ćwiczy-łem i teraz robię to z automatu. Wokół naszego stanowiska jest zu-pełnie cicho. Wcześniej słyszeli-śmy gon, ale wygląda na to, że psy nie trafiły na zwierzynę. Nagle sły-chać strzał. Zdaje się, że to od stro-ny Kennetha. Za chwilę otrzymu-jemy potwierdzenie przez radio: Pettersson strzelił półłopatacza, byk padł w ogniu. Idziemy tam po zakończeniu pędzenia. – Przyszła tu cała chmara, na samym końcu półłopatacz. Poczekałem, aż podejdzie naprawdę blisko i wtedy strzeliłem – opowiada Kenneth, cią-gnąc zdobycz po śniegu. Mimo idealnych warunków nikt już tego dnia nie strzela. Kilka razy zda-rzają się okazje do strzału, jednak myśliwi jakby nie do końca byli przy-tomni. Czyżby byli trochę sztywni od mrozu?

Page 16: Gazeta Łowiecka 1/2015

ZASŁUŻONY ODPOCZYNEKPo zakończeniu polowania jedzie-my do Katrineholm. Mamy nocować w domku myśliwskim. Mats przy-gotował dla nas prosty i lekki obiad. Chociaż Alexander był tu parę dni wcześniej, żeby trochę ogrzać do-mek, w środku jest przeraźliwie zim-no. Rozpalamy kaflowy kominek, podczas gdy Mats przygotowuje obiad. To zadanie okazuje się nieła-twe: brakuje talerzy, a mikrofalówka wyłącza się po paru minutach. Jed-nak na stole ląduje wino, ktoś wy-ciąga butelkę single malta... Wygląda na to, że będziemy żyć. Obiad jemy w polowych warunkach, z plasti-kowych misek znalezionych przez Matsa w kuchni, każdy swoją łyżką. Jedzenie jest zimne, ale alkohol tro-chę nas rozgrzewa, więc nie narze-kamy. Za chwilę daje się czuć ciepło od kominka. Temperatura w domku powoli rośnie, a my sącząc whisky, snujemy łowieckie opowieści – część z nich jest prawdziwa, część po latach mocno podkoloryzowana. Wieczór jest wręcz magiczny – człowiekowi niewiele trzeba, gdy siedzi w myśliw-skiej chacie z dobrymi przyjaciółmi. U naszych stóp śpią najedzone psy. My kładziemy się chwilę po 21, a ponieważ dzień był długi, po chwi-li wszyscy już śpią.

JESZCZE ZIMNIEJRankiem pierwszy wstaje Mats. Ubie-ra się, wychodzi i przedziera przez śnieg do toalety. – Jest paskudnie zimno – melduje po powrocie. – Przynajmniej nie ma szans, żeby zasiedzieć się w wychodku. Alexander wyciąga telefon, żeby sprawdzić pogodę. – Rankiem powinno być -20° – mówi. – Wydaje się, jakby było zimniej – odpowiada Mats. Przy śniadaniu omawiamy dzisiejsze polowanie.

– Nie ma możliwości, żeby wy-puścić psy. Muszą tu zostać. – mówi Mats. Nikt się nie sprze-ciwia. Alexander dzwoni do 80-letniego Svena Andersso-na. Mimo swojego wieku nie ma nic przeciwko, żeby być na-szym naganiaczem. Zakładamy na siebie wszystko, co mamy. Czas w drogę. Mats wskakuje do samo-chodu i próbuje ruszyć. Po kilku próbach w końcu odpala silnik.

Temperatura w domku powoli rośnie, a my sącząc whisky, snujemy łowieckie opowieści – część z nich

jest prawdziwa, część po latach mocno podkoloryzowana

Page 17: Gazeta Łowiecka 1/2015

ZASŁUŻONY ODPOCZYNEKPo zakończeniu polowania jedzie-my do Katrineholm. Mamy nocować w domku myśliwskim. Mats przy-gotował dla nas prosty i lekki obiad. Chociaż Alexander był tu parę dni wcześniej, żeby trochę ogrzać do-mek, w środku jest przeraźliwie zim-no. Rozpalamy kaflowy kominek, podczas gdy Mats przygotowuje obiad. To zadanie okazuje się nieła-twe: brakuje talerzy, a mikrofalówka wyłącza się po paru minutach. Jed-nak na stole ląduje wino, ktoś wy-ciąga butelkę single malta... Wygląda na to, że będziemy żyć. Obiad jemy w polowych warunkach, z plasti-kowych misek znalezionych przez Matsa w kuchni, każdy swoją łyżką. Jedzenie jest zimne, ale alkohol tro-chę nas rozgrzewa, więc nie narze-kamy. Za chwilę daje się czuć ciepło od kominka. Temperatura w domku powoli rośnie, a my sącząc whisky, snujemy łowieckie opowieści – część z nich jest prawdziwa, część po latach mocno podkoloryzowana. Wieczór jest wręcz magiczny – człowiekowi niewiele trzeba, gdy siedzi w myśliw-skiej chacie z dobrymi przyjaciółmi. U naszych stóp śpią najedzone psy. My kładziemy się chwilę po 21, a ponieważ dzień był długi, po chwi-li wszyscy już śpią.

JESZCZE ZIMNIEJRankiem pierwszy wstaje Mats. Ubie-ra się, wychodzi i przedziera przez śnieg do toalety. – Jest paskudnie zimno – melduje po powrocie. – Przynajmniej nie ma szans, żeby zasiedzieć się w wychodku. Alexander wyciąga telefon, żeby sprawdzić pogodę. – Rankiem powinno być -20° – mówi. – Wydaje się, jakby było zimniej – odpowiada Mats. Przy śniadaniu omawiamy dzisiejsze polowanie.

– Nie ma możliwości, żeby wy-puścić psy. Muszą tu zostać. – mówi Mats. Nikt się nie sprze-ciwia. Alexander dzwoni do 80-letniego Svena Andersso-na. Mimo swojego wieku nie ma nic przeciwko, żeby być na-szym naganiaczem. Zakładamy na siebie wszystko, co mamy. Czas w drogę. Mats wskakuje do samo-chodu i próbuje ruszyć. Po kilku próbach w końcu odpala silnik.

Temperatura w domku powoli rośnie, a my sącząc whisky, snujemy łowieckie opowieści – część z nich

jest prawdziwa, część po latach mocno podkoloryzowana

Page 18: Gazeta Łowiecka 1/2015

Alexander z pozyskaną zwierzyną

– Termometr w samochodzie wska-zuje -24° – mówi. Szybko ustalamy strategię: będziemy polować nie dłu-żej niż godzinę naraz, aby uniknąć odmrożeń. Pomimo zimna poranek jest niesamo-wicie piękny. Ponad drzewami unosi się mgła, słońce próbuje się przez nią przebić.Żeby dotrzeć na swoje stanowisko, Mats i Alexander muszą przejść przez zaorane pole, które całe jest pokryte świeżym drobnym puchem.

NIEPOTRZEBNY STRZAŁ Mróz jest niezwykle dokuczliwy. Gdy tylko okazuje się, że Sven nie zna-lazł żadnego tropu w całym miocie, wracamy do domku. Czekamy chwilę i wychodzimy znowu. Wydaje się, że teraz jest jeszcze zimniej, ale nikt nie chce – czy też nie odważa się – zawracać. Przynajmniej Sven nie daje się zniechęcić pogodzie i prze-dziera się twardo przez las w poszu-kiwaniu zwierzyny. W pobliżu pola, przy którym przy-kucnął Alexander, na razie panu-je spokój. Nagle, bez ostrzeżenia 100 m przed nim wyskakują 4 sar-ny. Alexander unosi sztucer i celuje w jedną z mniejszych. Strzela, ale kula przelatuje tuż nad zwierzęciem. Dru-gi strzał trafia dokładnie tam, gdzie

powinien. Sarna zaznacza strzał, po czym odbiega parę metrów. Trafienie jest pewne. Nagle słychać jeszcze jeden strzał. To kolega z sąsiedniego stanowiska nie mógł się powstrzymać i strze-lił w tę samą sarnę. Zwierzę padło. W tej samej sekundzie z radia dobie-gają trzaski:– Patrz i ucz się – mówi sąsiad. Spoglądamy po sobie, śmiejąc się w głos. – To najbardziej niepotrzebny strzał sezonu. Mój drugi strzał był prze-cież na 100% trafiony – odpowiada Alexander. W tym momencie Sven melduje, że przeszedł przez cały miot, więc przedzieramy się przez śnieg do powalonej sarny. Alexan-der miał rację. Jego kula przeszła przez obie łopatki, zaś kula sąsia-da trafiła w tylną cewkę, dlatego zwierzę podwinęło kończyny. Kończymy na dziś. Chyba jest tro-chę cieplej, ale wszyscy poza Sve-nem są przemarznięci. W samo-chodzie okazuje się, że temperatura wzrosła jedynie do -21°, więc decy-zja o zakończeniu polowania była słuszna. To były dwa wspaniałe, choć przej-mująco zimne dni. Już w drodze powrotnej wiemy, że wkrótce znów tu zawitamy.

Page 19: Gazeta Łowiecka 1/2015

Alexander z pozyskaną zwierzyną

– Termometr w samochodzie wska-zuje -24° – mówi. Szybko ustalamy strategię: będziemy polować nie dłu-żej niż godzinę naraz, aby uniknąć odmrożeń. Pomimo zimna poranek jest niesamo-wicie piękny. Ponad drzewami unosi się mgła, słońce próbuje się przez nią przebić.Żeby dotrzeć na swoje stanowisko, Mats i Alexander muszą przejść przez zaorane pole, które całe jest pokryte świeżym drobnym puchem.

NIEPOTRZEBNY STRZAŁ Mróz jest niezwykle dokuczliwy. Gdy tylko okazuje się, że Sven nie zna-lazł żadnego tropu w całym miocie, wracamy do domku. Czekamy chwilę i wychodzimy znowu. Wydaje się, że teraz jest jeszcze zimniej, ale nikt nie chce – czy też nie odważa się – zawracać. Przynajmniej Sven nie daje się zniechęcić pogodzie i prze-dziera się twardo przez las w poszu-kiwaniu zwierzyny. W pobliżu pola, przy którym przy-kucnął Alexander, na razie panu-je spokój. Nagle, bez ostrzeżenia 100 m przed nim wyskakują 4 sar-ny. Alexander unosi sztucer i celuje w jedną z mniejszych. Strzela, ale kula przelatuje tuż nad zwierzęciem. Dru-gi strzał trafia dokładnie tam, gdzie

powinien. Sarna zaznacza strzał, po czym odbiega parę metrów. Trafienie jest pewne. Nagle słychać jeszcze jeden strzał. To kolega z sąsiedniego stanowiska nie mógł się powstrzymać i strze-lił w tę samą sarnę. Zwierzę padło. W tej samej sekundzie z radia dobie-gają trzaski:– Patrz i ucz się – mówi sąsiad. Spoglądamy po sobie, śmiejąc się w głos. – To najbardziej niepotrzebny strzał sezonu. Mój drugi strzał był prze-cież na 100% trafiony – odpowiada Alexander. W tym momencie Sven melduje, że przeszedł przez cały miot, więc przedzieramy się przez śnieg do powalonej sarny. Alexan-der miał rację. Jego kula przeszła przez obie łopatki, zaś kula sąsia-da trafiła w tylną cewkę, dlatego zwierzę podwinęło kończyny. Kończymy na dziś. Chyba jest tro-chę cieplej, ale wszyscy poza Sve-nem są przemarznięci. W samo-chodzie okazuje się, że temperatura wzrosła jedynie do -21°, więc decy-zja o zakończeniu polowania była słuszna. To były dwa wspaniałe, choć przej-mująco zimne dni. Już w drodze powrotnej wiemy, że wkrótce znów tu zawitamy.

Page 20: Gazeta Łowiecka 1/2015

My już tak mamy, że ciągle coś ulepszamy.

Teraz podnieśliśmy jakość lunety titanium 2.5-10x56 i jest już jej nowa wersja HD, wyróżniająca się m.in. większym polem widzenia.

Celowniki titanium charakteryzują się wysoką transmisją światła potwierdzoną testami DEVA. Najważniejsze, celowniki oraz lornetki titanium zostały pozytywnie przetestowane w praktyce w Niemczech, m.in. w znanym rewirze łowieckim Jagd-Erlernen.

10 lat gwarancji na wszystkie elementy produktu.

www.deltaoptical.pl/titaniumhd

Jak co roku jesteśmy na targach IWA. Stoisko 4A 121.

Page 21: Gazeta Łowiecka 1/2015

My już tak mamy, że ciągle coś ulepszamy.

Teraz podnieśliśmy jakość lunety titanium 2.5-10x56 i jest już jej nowa wersja HD, wyróżniająca się m.in. większym polem widzenia.

Celowniki titanium charakteryzują się wysoką transmisją światła potwierdzoną testami DEVA. Najważniejsze, celowniki oraz lornetki titanium zostały pozytywnie przetestowane w praktyce w Niemczech, m.in. w znanym rewirze łowieckim Jagd-Erlernen.

10 lat gwarancji na wszystkie elementy produktu.

www.deltaoptical.pl/titaniumhd

Jak co roku jesteśmy na targach IWA. Stoisko 4A 121.

Page 22: Gazeta Łowiecka 1/2015

Targi Knieje 2015

Zimowa aura nie odstraszyła pasjonatów łowiectwa, wędkarstwa i sportów wodnych.

W dniach 6–8 lutego przybyli oni do Poznania, by na terenie Międzynarodowych Targów

Poznańskich uczestniczyć w Targach Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE, Targach Wędkarskich

RYBOMANIA oraz Targach Sprzętu Pływającego i Sportów Wodnych BOATEX. Z oczywistych względów nas interesowały najbardziej KNIEJE, bo zapowiadano je

jako bardzo ważny nie tylko dla łowieckiego środowiska gorący targowy debiut.

Nie zawiedliśmy się! Targi KNIEJE okazały się sukcesem, i jak mówi dyrektor projektu

Jakub Patelka „stworzonym przez pasjonatów i dla pasjonatów prawdziwym

łowieckim świętem”

TEKST: ADAM PIOSIKZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MAT. PRASOWE

Z PASJĄ I SUKCESEM!

Page 23: Gazeta Łowiecka 1/2015

Targi Knieje 2015

Zimowa aura nie odstraszyła pasjonatów łowiectwa, wędkarstwa i sportów wodnych.

W dniach 6–8 lutego przybyli oni do Poznania, by na terenie Międzynarodowych Targów

Poznańskich uczestniczyć w Targach Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE, Targach Wędkarskich

RYBOMANIA oraz Targach Sprzętu Pływającego i Sportów Wodnych BOATEX. Z oczywistych względów nas interesowały najbardziej KNIEJE, bo zapowiadano je

jako bardzo ważny nie tylko dla łowieckiego środowiska gorący targowy debiut.

Nie zawiedliśmy się! Targi KNIEJE okazały się sukcesem, i jak mówi dyrektor projektu

Jakub Patelka „stworzonym przez pasjonatów i dla pasjonatów prawdziwym

łowieckim świętem”

TEKST: ADAM PIOSIKZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MAT. PRASOWE

Z PASJĄ I SUKCESEM!

Page 24: Gazeta Łowiecka 1/2015

13

Warto już na wstępie zaznaczyć, co podkreślali również orga-

nizatorzy, że w takiej formie i na taką skalę Międzynarodowe Targi Po-znańskie nie gościły jeszcze tylu sym-patyków oraz entuzjastów myślistwa i łowiectwa. W Targach KNIEJE wzięło udział ponad 60 wystawców. Stoiska firm Hubertus i Hubertus Pro Hunting prezentowały szeroki wybór broni i chociaż przeważali tam pano-wie, to można było zobaczyć również niejedną Dianę. Na sporo pytań od zwiedzających udzielano odpowie-dzi zarówno na stoisku FAM Pion-ki, jak również Delty Optical, gdzie tradycyjnie można było zapoznać się z pełną ofertą firmy skierowaną do myśliwych. Z myślą o strzelcach Wielkopolski Związek Strzelectwa Sportowego zorganizował trzy wir-tualne strzelnice, na których swoich sił próbowali i młodsi, i starsi goście targowi. Można było sprawdzić swo-je umiejętności, strzelając zarówno z broni długiej, jak i krótkiej.

Z WILKIEM W TLE…Jak zwykle wielu zainteresowanych odwiedzało stoiska z odzieżą i obu-wiem myśliwskim, gdzie swoją ofer-tę prezentowały m.in. firmy Grube z ofertą Fjall Raven oraz Meindl, a także firma MaGum z ubraniami

Page 25: Gazeta Łowiecka 1/2015

13

Warto już na wstępie zaznaczyć, co podkreślali również orga-

nizatorzy, że w takiej formie i na taką skalę Międzynarodowe Targi Po-znańskie nie gościły jeszcze tylu sym-patyków oraz entuzjastów myślistwa i łowiectwa. W Targach KNIEJE wzięło udział ponad 60 wystawców. Stoiska firm Hubertus i Hubertus Pro Hunting prezentowały szeroki wybór broni i chociaż przeważali tam pano-wie, to można było zobaczyć również niejedną Dianę. Na sporo pytań od zwiedzających udzielano odpowie-dzi zarówno na stoisku FAM Pion-ki, jak również Delty Optical, gdzie tradycyjnie można było zapoznać się z pełną ofertą firmy skierowaną do myśliwych. Z myślą o strzelcach Wielkopolski Związek Strzelectwa Sportowego zorganizował trzy wir-tualne strzelnice, na których swoich sił próbowali i młodsi, i starsi goście targowi. Można było sprawdzić swo-je umiejętności, strzelając zarówno z broni długiej, jak i krótkiej.

Z WILKIEM W TLE…Jak zwykle wielu zainteresowanych odwiedzało stoiska z odzieżą i obu-wiem myśliwskim, gdzie swoją ofer-tę prezentowały m.in. firmy Grube z ofertą Fjall Raven oraz Meindl, a także firma MaGum z ubraniami

Page 26: Gazeta Łowiecka 1/2015

14

Pinewood i kaloszami Le Chameau oraz Tretorn. O pomysłach na ory-ginalne prezenty dla pasjonatów ło-wiectwa można było porozmawiać m.in. na stoiskach firmy Nest, a tak-że poznańskiej Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej

Diana. Wszystkich zainteresowanych nie tylko strzelectwem i łowiectwem, ale również filatelistyką i falerystyką z uśmiechem witał na stoisku łowiec-ki.pl nasz kolega po fachu Bogusław Bauer, który razem z żoną Bogusła-wą cierpliwie odpowiadał na liczne pytania gości stoiska o… imponujące trofeum wilka, przyciągające wzrok niejednego zwiedzającego Targi KNIEJE. Tam również można było porozmawiać z Piotrem Gawlickim m.in. na temat elektronicznej książki ewidencji polowań.

COŚ DLA CIAŁA, COŚ DLA DUCHAZ tajnikami hodowli danieli zapo-znawał zainteresowanych Bogusław Moraczewski z Fermy Danieli Mora-czówka. Z kolei o kulinarne doznania

Targi KNIEJE, BOATEX i RYBOMANIA w ciągu trzech dni odwiedziło

29,7 tys. osób, a na powierzchni 25 tys. m2 swoją ofertę zaprezentowało łącznie ponad 300 wystawców

Page 27: Gazeta Łowiecka 1/2015

14

Pinewood i kaloszami Le Chameau oraz Tretorn. O pomysłach na ory-ginalne prezenty dla pasjonatów ło-wiectwa można było porozmawiać m.in. na stoiskach firmy Nest, a tak-że poznańskiej Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej

Diana. Wszystkich zainteresowanych nie tylko strzelectwem i łowiectwem, ale również filatelistyką i falerystyką z uśmiechem witał na stoisku łowiec-ki.pl nasz kolega po fachu Bogusław Bauer, który razem z żoną Bogusła-wą cierpliwie odpowiadał na liczne pytania gości stoiska o… imponujące trofeum wilka, przyciągające wzrok niejednego zwiedzającego Targi KNIEJE. Tam również można było porozmawiać z Piotrem Gawlickim m.in. na temat elektronicznej książki ewidencji polowań.

COŚ DLA CIAŁA, COŚ DLA DUCHAZ tajnikami hodowli danieli zapo-znawał zainteresowanych Bogusław Moraczewski z Fermy Danieli Mora-czówka. Z kolei o kulinarne doznania

Targi KNIEJE, BOATEX i RYBOMANIA w ciągu trzech dni odwiedziło

29,7 tys. osób, a na powierzchni 25 tys. m2 swoją ofertę zaprezentowało łącznie ponad 300 wystawców

Page 28: Gazeta Łowiecka 1/2015

15

zadbał wybitny znawca kuchni my-śliwskiej, autor książki „O jedze-niu” – Krzysztof Lechowski z firmy Provincja, którego pokazy na scenie głównej, jak i degustacja na stoisku, cieszyły się dużym zainteresowaniem. Na targowej scenie można było zo-baczyć także Tomasza Malińskiego, Mistrza Europy w Szlachetnej Sztuce Wabienia Jeleni, posłuchać koncertu Zespołu Trębaczy Myśliwskich Ve-nator z Uniwersytetu Przyrodniczego a także podziwiać uczestników finału Konkursu Miss/Mister Psów Myśliw-skich, organizowanego przez Piotra Gawina – poradniklowiecki.pl. Spore zainteresowanie wzbudziły także raróg stepowy, puchacz afry-kański i jastrzębie, które zaprezento-wał i z pasją o nich opowiadał so-kolnik Marcin Szymczak. Więcej o ptakach możecie dowiedzieć się na stronie www.ptasior-sokolnik.pl.

RODZINNIE Z GAZETĄ ŁOWIECKĄTrudno wymienić wszystkie atrak-cje Targów KNIEJE. Ich wyjątko-wą specyfikę choć w części oddają zdjęcia, dlatego zapraszamy do ich obejrzenia. Niewątpliwie dla nas naj-większą atrakcją była możliwość spo-tkania z Czytelnikami, wśród których nierzadko rozpoznawaliśmy uczest-ników naszych facebookowych kon-

kursów. Miło było posłuchać, gdy np. wnuk, który przybył do Pozna-nia ze swoim dziadkiem, z powodze-niem zapoznawał starsze pokolenie z naszym tytułem i możliwościami internetu…

WARTO TU WRÓCIĆNa koniec dobra wiadomość. Zapytany o przyszłość imprezy, dyrektor Targów KNIEJE, Jakub Patelka, powiedział: „Z wielką przyjemnością będzie-my kontynuować ten projekt, ponie-waż takie są oczekiwania wystawców i zwiedzających”. To ważna informa-cja zarówno dla tych, którzy zimowy termin już zdążyli wpisać do swojego kalendarza wydarzeń łowieckich oraz dla wszystkich, których zabrakło na pierwszej edycji Targów KNIEJE. Do zobaczenia za rok!

Page 29: Gazeta Łowiecka 1/2015

15

zadbał wybitny znawca kuchni my-śliwskiej, autor książki „O jedze-niu” – Krzysztof Lechowski z firmy Provincja, którego pokazy na scenie głównej, jak i degustacja na stoisku, cieszyły się dużym zainteresowaniem. Na targowej scenie można było zo-baczyć także Tomasza Malińskiego, Mistrza Europy w Szlachetnej Sztuce Wabienia Jeleni, posłuchać koncertu Zespołu Trębaczy Myśliwskich Ve-nator z Uniwersytetu Przyrodniczego a także podziwiać uczestników finału Konkursu Miss/Mister Psów Myśliw-skich, organizowanego przez Piotra Gawina – poradniklowiecki.pl. Spore zainteresowanie wzbudziły także raróg stepowy, puchacz afry-kański i jastrzębie, które zaprezento-wał i z pasją o nich opowiadał so-kolnik Marcin Szymczak. Więcej o ptakach możecie dowiedzieć się na stronie www.ptasior-sokolnik.pl.

RODZINNIE Z GAZETĄ ŁOWIECKĄTrudno wymienić wszystkie atrak-cje Targów KNIEJE. Ich wyjątko-wą specyfikę choć w części oddają zdjęcia, dlatego zapraszamy do ich obejrzenia. Niewątpliwie dla nas naj-większą atrakcją była możliwość spo-tkania z Czytelnikami, wśród których nierzadko rozpoznawaliśmy uczest-ników naszych facebookowych kon-

kursów. Miło było posłuchać, gdy np. wnuk, który przybył do Pozna-nia ze swoim dziadkiem, z powodze-niem zapoznawał starsze pokolenie z naszym tytułem i możliwościami internetu…

WARTO TU WRÓCIĆNa koniec dobra wiadomość. Zapytany o przyszłość imprezy, dyrektor Targów KNIEJE, Jakub Patelka, powiedział: „Z wielką przyjemnością będzie-my kontynuować ten projekt, ponie-waż takie są oczekiwania wystawców i zwiedzających”. To ważna informa-cja zarówno dla tych, którzy zimowy termin już zdążyli wpisać do swojego kalendarza wydarzeń łowieckich oraz dla wszystkich, których zabrakło na pierwszej edycji Targów KNIEJE. Do zobaczenia za rok!

Page 30: Gazeta Łowiecka 1/2015

Fiskars Edge to linia noży o nowoczesnym, atrakcyjnym wyglądzie. Ostrza wykonano z wysokiej jakości stali nierdzewnej. Specjalny szlif jest gwarancją długotrwałej ostrości. Innowacyjna powłoka sprawia, że krojona żywność nie przywiera do ostrza. Nóż jest wyjątkowo trwały i łatwy do utrzymania w czystości.

www..skars.pl

Page 31: Gazeta Łowiecka 1/2015

Fiskars Edge to linia noży o nowoczesnym, atrakcyjnym wyglądzie. Ostrza wykonano z wysokiej jakości stali nierdzewnej. Specjalny szlif jest gwarancją długotrwałej ostrości. Innowacyjna powłoka sprawia, że krojona żywność nie przywiera do ostrza. Nóż jest wyjątkowo trwały i łatwy do utrzymania w czystości.

www..skars.pl

Page 32: Gazeta Łowiecka 1/2015

WYBORY MISS/MISTER PSÓW MYŚLIWSKICH 2015

Finał III edycji konkursu Miss/Mister Psów Myśliwskich już za nami. Tegoroczna edycja była wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy miała swój

finał na żywo. Nie obyło się bez emocji, jak to zwykle bywa w konkursach piękności…

TEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWINwww.poradniklowiecki.pl

Dwie poprzednie edycje były konkursami internetowymi.

W tym roku dzięki patronatowi Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE w Poznaniu udało się zor-ganizować i przeprowadzić konkurs z udziałem psów i publiczności.III edycja konkursu okazała się re-kordowa pod każdym względem. Wzięło w niej udział ponad 75 osób. Zgłosiły one prawie 100 psów, przedstawicieli ponad 30 ras myśliw-skich: alpejski gończy krótkonoż-ny, basset artezyjsko-normandzki, beagle, karelskie psy na niedźwie-dzie – bearbusters, chart angielski – whippet, chesapeake bay retrie-ver, clumber spaniel, cocker spaniel

angielski, epagneul breton, gończy berneński, gończy polski, jamniki gładkowłose, jamnik miniaturowy szorstkowłosy, jamnik szorstko-włosy, łajka zachodniosyberyjska, mały munsterlander, niemiecki te-rier myśliwski, ogar polski, petit basset griffon vendeen, pointer, posokowiec bawarski, posokowiec hanowerski, seter angielski, seter irlandzki, seter szkocki – gordon, spaniel bretoński, springer spaniel angielski, wachtelhund – płochacz niemiecki, wyżeł hiszpański z Bur-gos, wyżeł niemiecki krótkowło-sy, wyżeł niemiecki szorstkowłosy, wyżeł węgierski krótkowłosy, wy-żeł włoski.

Zwycięzca – wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS

Page 33: Gazeta Łowiecka 1/2015

WYBORY MISS/MISTER PSÓW MYŚLIWSKICH 2015

Finał III edycji konkursu Miss/Mister Psów Myśliwskich już za nami. Tegoroczna edycja była wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy miała swój

finał na żywo. Nie obyło się bez emocji, jak to zwykle bywa w konkursach piękności…

TEKST I ZDJĘCIA: PIOTR GAWINwww.poradniklowiecki.pl

Dwie poprzednie edycje były konkursami internetowymi.

W tym roku dzięki patronatowi Targów Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE w Poznaniu udało się zor-ganizować i przeprowadzić konkurs z udziałem psów i publiczności.III edycja konkursu okazała się re-kordowa pod każdym względem. Wzięło w niej udział ponad 75 osób. Zgłosiły one prawie 100 psów, przedstawicieli ponad 30 ras myśliw-skich: alpejski gończy krótkonoż-ny, basset artezyjsko-normandzki, beagle, karelskie psy na niedźwie-dzie – bearbusters, chart angielski – whippet, chesapeake bay retrie-ver, clumber spaniel, cocker spaniel

angielski, epagneul breton, gończy berneński, gończy polski, jamniki gładkowłose, jamnik miniaturowy szorstkowłosy, jamnik szorstko-włosy, łajka zachodniosyberyjska, mały munsterlander, niemiecki te-rier myśliwski, ogar polski, petit basset griffon vendeen, pointer, posokowiec bawarski, posokowiec hanowerski, seter angielski, seter irlandzki, seter szkocki – gordon, spaniel bretoński, springer spaniel angielski, wachtelhund – płochacz niemiecki, wyżeł hiszpański z Bur-gos, wyżeł niemiecki krótkowło-sy, wyżeł niemiecki szorstkowłosy, wyżeł węgierski krótkowłosy, wy-żeł włoski.

Zwycięzca – wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS

Page 34: Gazeta Łowiecka 1/2015

18

GŁOSOWANIE INTERNAUTÓWPo zakończeniu zgłoszeń do konkur-su odbyła się pierwsza część finału, czyli głosowanie internautów. Nie wszystkie psy mogły dojechać na finał do Poznania, dlatego też przeprowa-dzone zostało głosowanie, w którym internauci mogli wybrać Miss/Miste-ra na podstawie nadesłanych zdjęć. W tym roku sympatię internautów zdobyła suczka posokowca bawar-skiego BETTI z Mszczonowskiej Sfo-ry, której właścicielem jest Krzysztof Witkowski.

WIELKI FINAŁNajważniejszym etapem konkur-su był jednak finał, który odbył się 7 lutego w Poznaniu. Nie wszyscy właściciele mogli stawić się z psa-mi na miejscu. Na finał przyjechało 28 osób, przedstawiając publiczności i Komisji konkursowej psy reprezen-tujące kilkanaście ras zaliczanych do ras myśliwskich. Tłumnie przybyli goście mieli okazję poznać 30 psów, reprezentujących 14 ras myśliwskich. Były to: beagle, bearbuster, chart angielski – whippet, gończy polski, jamnik, jamnik szorstkowłosy mi-niaturowy, mały munsterlander, petit basset griffon vendeen, pointer, po-sokowiec bawarski, posokowiec ha-nowerski, springer spaniel angielski,

wachtelhund – płochacz niemiecki, wyżeł niemiecki szorstkowłosy.Czym kierowała się Komisja konkur-sowa przy wyborze Miss/Mistera? Pod uwagę brano głównie wygląd psa – czy jest on zadbany, odpowied-nio pielęgnowany itd. – zachowanie psa przed publicznością i jego relacje z właścicielem.W skład Komisji konkursowej weszły:1. Ilona Rosiak-Łukaszewicz – przedstawicielka Targów KNIEJE2. Alicja Antkowiak – przedstawi-cielka firmy RUTEK3. Katarzyna Cieślak – przedstawi-cielka magazynu SEZONKonkurs prowadzili wspólnie Mag-dalena Gawin i Piotr Gawin, przed-stawiciele Poradnika Łowieckiego.

Finał konkursu podzielono na dwie części. W pierwszej wszyscy właści-ciele przedstawiali swoje psy. Każdy miał możliwość krótkiej autoprezen-tacji i opowiedzenia o danej rasie. Było również kilka pytań od prowa-

Wybór nie był prosty, ponieważ nie jest łatwo wybrać Miss/Mistera

spośród przedstawicieli różnych ras, ale zwycięzca musiał być jeden!

Zwyciężył wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS

Page 35: Gazeta Łowiecka 1/2015

18

GŁOSOWANIE INTERNAUTÓWPo zakończeniu zgłoszeń do konkur-su odbyła się pierwsza część finału, czyli głosowanie internautów. Nie wszystkie psy mogły dojechać na finał do Poznania, dlatego też przeprowa-dzone zostało głosowanie, w którym internauci mogli wybrać Miss/Miste-ra na podstawie nadesłanych zdjęć. W tym roku sympatię internautów zdobyła suczka posokowca bawar-skiego BETTI z Mszczonowskiej Sfo-ry, której właścicielem jest Krzysztof Witkowski.

WIELKI FINAŁNajważniejszym etapem konkur-su był jednak finał, który odbył się 7 lutego w Poznaniu. Nie wszyscy właściciele mogli stawić się z psa-mi na miejscu. Na finał przyjechało 28 osób, przedstawiając publiczności i Komisji konkursowej psy reprezen-tujące kilkanaście ras zaliczanych do ras myśliwskich. Tłumnie przybyli goście mieli okazję poznać 30 psów, reprezentujących 14 ras myśliwskich. Były to: beagle, bearbuster, chart angielski – whippet, gończy polski, jamnik, jamnik szorstkowłosy mi-niaturowy, mały munsterlander, petit basset griffon vendeen, pointer, po-sokowiec bawarski, posokowiec ha-nowerski, springer spaniel angielski,

wachtelhund – płochacz niemiecki, wyżeł niemiecki szorstkowłosy.Czym kierowała się Komisja konkur-sowa przy wyborze Miss/Mistera? Pod uwagę brano głównie wygląd psa – czy jest on zadbany, odpowied-nio pielęgnowany itd. – zachowanie psa przed publicznością i jego relacje z właścicielem.W skład Komisji konkursowej weszły:1. Ilona Rosiak-Łukaszewicz – przedstawicielka Targów KNIEJE2. Alicja Antkowiak – przedstawi-cielka firmy RUTEK3. Katarzyna Cieślak – przedstawi-cielka magazynu SEZONKonkurs prowadzili wspólnie Mag-dalena Gawin i Piotr Gawin, przed-stawiciele Poradnika Łowieckiego.

Finał konkursu podzielono na dwie części. W pierwszej wszyscy właści-ciele przedstawiali swoje psy. Każdy miał możliwość krótkiej autoprezen-tacji i opowiedzenia o danej rasie. Było również kilka pytań od prowa-

Wybór nie był prosty, ponieważ nie jest łatwo wybrać Miss/Mistera

spośród przedstawicieli różnych ras, ale zwycięzca musiał być jeden!

Zwyciężył wyżeł niemiecki szorstkowłosy ATOS

Page 36: Gazeta Łowiecka 1/2015

dzących np. co oznacza słowo „goń-czy”, co to jest oszczekiwacz, dlacze-go należy kupować psy z hodowli oraz ile czasu zajmuje codzienna pie-lęgnacja i opieka nad psem. Po pierwszej części Komisja konkur-sowa wytypowała psy, które prze-szły do drugiej, czyli ścisłego fina-łu. Właściciele psów przedstawiali w nim dotychczasowe osiągnięcia swoich podopiecznych na konkur- sach, wystawach i na polowaniach.

TRUDNY WERDYKTZwycięzcą tegorocznej edycji zo-stał wyżeł niemiecki szorstkowło-sy ATOS, którego właścicielami są Joanna i Marcin Szymczak. Drugie miejsce ex aequo zajęły springer spa-niele angielskie HORUS i ULF, któ-rych właścicielką jest Sylwia Głazow-ska. Trzecie miejsce zajął BearBusters ANTTI, którego właścicielką jest Martyna Binek-Kasperkowiak.Wybór nie był prosty, ponieważ nie jest łatwo wybrać Miss/Mistera

spośród przedstawicieli różnych ras, ale zwycięzca musiał być jeden! Po długiej naradzie Komisja konkur-sowa ogłosiła werdykt.Wyróżnienie otrzymał jamnik szorst-kowłosy miniaturowy FRYTKA, którego publiczności przedstawiła najmłodsza uczestniczka konkursu Oliwka Nowak. Jej występ nagrodzo-ny został przez publiczność gromki-mi brawami. Na koniec należy wspomnieć o oso-bach i firmach współpracujących przy przygotowaniu oraz przeprowa-dzeniu konkursu. Dzięki wsparciu Krzysztofa Skubika, Deco Passion, Firmy Stopa, magazynu SEZON, firmy Rutek, firmy Dog Store, fir-my Maced i oczywiście Dyrekcji Tar-gów KNIEJE udało się nagrodzić upominkami wszystkie psy biorące udział w finale III edycji konkursu na Miss/Mistera psów myśliwskich 2015. Już dzisiaj zapraszamy publicz-ność, właścicieli psów i sponsorów na przyszłoroczną, IV edycję.

Więcej informacji na:

Fabryka Amunicji Myśliwskiej FAM – Pionki Sp. z o.o. pragnie poinformować, iż nasza oferta stała się właśnie bogatsza o linię Master – Trap, Skeet 24 oraz Trap, Skeet 28.Jesteśmy pewni, że przedmiotowa amunicja przyniesie pełną satysfakcję ze strzelania oraz będzie synonimem zwycięstwa w zawodach strzelectwa sportowego.Wszystkie komponenty amunicji zostały wyselekcjonowane przez naszych specjalistów, aby zagwarantować najlepsze parametry balistyczne amunicji. Wysokie okucie, odpowiednio dobrana przybitka tworzywowa oraz zamknięcie w gwiazdkę sprawia, że FAM Master jest niesamowicie celna i skuteczna podczas strzelania do rzutek na bliskie, jak i dalekie odległości.Master charakteryzuje się wysoką prędkością oraz śrutem z zawartością antymonu (5%), co sprawia, że nowa amunicja posiada więcej śrucin w naboju oraz zapewnia regularne i równe pokrycie oraz odpowiednie skupienie śrucin na celu.Amunicja wspaniale się sprawdzi na zawodach wieloboju myśliwskiego, zawodach Compact Sporting, Parcours de Chasse czy Combined Game Shooting.Dodatkowo jest to wspaniały wybór dla osób ceniących także wygląd amunicji i ceniących walory estetyczne.Zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą linią.

Page 37: Gazeta Łowiecka 1/2015

dzących np. co oznacza słowo „goń-czy”, co to jest oszczekiwacz, dlacze-go należy kupować psy z hodowli oraz ile czasu zajmuje codzienna pie-lęgnacja i opieka nad psem. Po pierwszej części Komisja konkur-sowa wytypowała psy, które prze-szły do drugiej, czyli ścisłego fina-łu. Właściciele psów przedstawiali w nim dotychczasowe osiągnięcia swoich podopiecznych na konkur- sach, wystawach i na polowaniach.

TRUDNY WERDYKTZwycięzcą tegorocznej edycji zo-stał wyżeł niemiecki szorstkowło-sy ATOS, którego właścicielami są Joanna i Marcin Szymczak. Drugie miejsce ex aequo zajęły springer spa-niele angielskie HORUS i ULF, któ-rych właścicielką jest Sylwia Głazow-ska. Trzecie miejsce zajął BearBusters ANTTI, którego właścicielką jest Martyna Binek-Kasperkowiak.Wybór nie był prosty, ponieważ nie jest łatwo wybrać Miss/Mistera

spośród przedstawicieli różnych ras, ale zwycięzca musiał być jeden! Po długiej naradzie Komisja konkur-sowa ogłosiła werdykt.Wyróżnienie otrzymał jamnik szorst-kowłosy miniaturowy FRYTKA, którego publiczności przedstawiła najmłodsza uczestniczka konkursu Oliwka Nowak. Jej występ nagrodzo-ny został przez publiczność gromki-mi brawami. Na koniec należy wspomnieć o oso-bach i firmach współpracujących przy przygotowaniu oraz przeprowa-dzeniu konkursu. Dzięki wsparciu Krzysztofa Skubika, Deco Passion, Firmy Stopa, magazynu SEZON, firmy Rutek, firmy Dog Store, fir-my Maced i oczywiście Dyrekcji Tar-gów KNIEJE udało się nagrodzić upominkami wszystkie psy biorące udział w finale III edycji konkursu na Miss/Mistera psów myśliwskich 2015. Już dzisiaj zapraszamy publicz-ność, właścicieli psów i sponsorów na przyszłoroczną, IV edycję.

Więcej informacji na:

Fabryka Amunicji Myśliwskiej FAM – Pionki Sp. z o.o. pragnie poinformować, iż nasza oferta stała się właśnie bogatsza o linię Master – Trap, Skeet 24 oraz Trap, Skeet 28.Jesteśmy pewni, że przedmiotowa amunicja przyniesie pełną satysfakcję ze strzelania oraz będzie synonimem zwycięstwa w zawodach strzelectwa sportowego.Wszystkie komponenty amunicji zostały wyselekcjonowane przez naszych specjalistów, aby zagwarantować najlepsze parametry balistyczne amunicji. Wysokie okucie, odpowiednio dobrana przybitka tworzywowa oraz zamknięcie w gwiazdkę sprawia, że FAM Master jest niesamowicie celna i skuteczna podczas strzelania do rzutek na bliskie, jak i dalekie odległości.Master charakteryzuje się wysoką prędkością oraz śrutem z zawartością antymonu (5%), co sprawia, że nowa amunicja posiada więcej śrucin w naboju oraz zapewnia regularne i równe pokrycie oraz odpowiednie skupienie śrucin na celu.Amunicja wspaniale się sprawdzi na zawodach wieloboju myśliwskiego, zawodach Compact Sporting, Parcours de Chasse czy Combined Game Shooting.Dodatkowo jest to wspaniały wybór dla osób ceniących także wygląd amunicji i ceniących walory estetyczne.Zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą linią.

Page 38: Gazeta Łowiecka 1/2015

Essie i Bonzona tropie

Polowanie z dreverami to przyjemność, której nie mogłem sobie odmówić.

Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, nie wahałem się ani sekundy. Essie i Bonzo

sprawiły, że zimny i wilgotny dzień zamienił się w pełne przygód łowy

TEKST I ZDJĘCIA: MARI NÄLSÉNTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 39: Gazeta Łowiecka 1/2015

Essie i Bonzona tropie

Polowanie z dreverami to przyjemność, której nie mogłem sobie odmówić.

Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, nie wahałem się ani sekundy. Essie i Bonzo

sprawiły, że zimny i wilgotny dzień zamienił się w pełne przygód łowy

TEKST I ZDJĘCIA: MARI NÄLSÉNTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 40: Gazeta Łowiecka 1/2015

Nadeszła zima. Po kilkudnio-wych opadach ziemia i drzewa

okryły się grubą warstwą śniegu. Jed-nak tego wtorkowego poranka jest odwilż. Śnieg stał się ciężki i mokry, z drzew co chwilę obrywają się duże płaty. Na podwórku Görana Johnsena ze-brało się nas czterech. Jest sam Göran z Essie, suczka drevera [jedna z ras psów, należąca do grupy psów goń-czych i posokowców – przyp. red.], Christian Janson i Kurt-Erik Janson z Bonzo, samcem drevera. Na ze-wnątrz wciąż jest ciemno. Trójka my-śliwych korzysta z okazji do poga-wędki o łowach z dreverami. Kiedy niebo się trochę rozjaśnia, jedziemy do lasu. Göran, Essie i ja zajmuje-my stanowiska na jego skraju, Kurt- -Erik i Bonzo obstawiają przeciwległy skraj, a Christian zajmuje stanowisko w samym środku. Razem z Göranem przedzieramy się przez plantację świerków. Mój towa-rzysz spuszcza suczkę z otoku u pod-nóża niewielkiego wzniesienia. Pies odbiega szczęśliwy. – My wejdziemy na górę i tam po-czekamy – mówi Göran – to zwykle świetne stanowisko. Ledwo zdążamy przejść kilka kro-ków, kiedy dobiega nas głos Essie. A potem jakby ktoś odkręcił kurek

z wodą, las wypełnia jazgot. Zwie-rzęta musiały być w pobliżu, kiedy przyszliśmy. – mówi Göran – Zaj-mie to jeszcze chwilę, zanim się tu zjawią.

DREVERY W AKCJIPada delikatna mżawka. Głos Essie coraz bardziej się oddala. Akustyka w lesie jest dzisiaj kiepska, nie poma-gają też ciężarówki na pobliskiej tra-sie ekspresowej. – Myślę, że powinniśmy się przenieść w głąb lasu – Göran chwyta plecak. – Tam nie słychać tak bardzo drogi. Po drugiej stronie Bonzo wytropił sarnę. Znajdujemy obiecujące miej-sce, z którego doskonale słychać gon Essie, przetykane momentami odle-głym głosem Bonza. Göran ma drevery od ponad 20 lat i aktywnie działa w klubie tej rasy psów. Jest sędzią prób pracy psów myśliwskich. Razem z żoną Leną ma hodowlę psów o nazwie Storängens, którą odziedziczył po poprzednim właścicielu.

DETEKTYWIZ drugiej strony karczowiska dobie-ga miły dla uszu hałas. Göran za-uważa, że zwierzyna może się zjawić w każdej chwili. Nagle za plecami słyszymy trzask i zza drzew wyłania

Page 41: Gazeta Łowiecka 1/2015

Nadeszła zima. Po kilkudnio-wych opadach ziemia i drzewa

okryły się grubą warstwą śniegu. Jed-nak tego wtorkowego poranka jest odwilż. Śnieg stał się ciężki i mokry, z drzew co chwilę obrywają się duże płaty. Na podwórku Görana Johnsena ze-brało się nas czterech. Jest sam Göran z Essie, suczka drevera [jedna z ras psów, należąca do grupy psów goń-czych i posokowców – przyp. red.], Christian Janson i Kurt-Erik Janson z Bonzo, samcem drevera. Na ze-wnątrz wciąż jest ciemno. Trójka my-śliwych korzysta z okazji do poga-wędki o łowach z dreverami. Kiedy niebo się trochę rozjaśnia, jedziemy do lasu. Göran, Essie i ja zajmuje-my stanowiska na jego skraju, Kurt- -Erik i Bonzo obstawiają przeciwległy skraj, a Christian zajmuje stanowisko w samym środku. Razem z Göranem przedzieramy się przez plantację świerków. Mój towa-rzysz spuszcza suczkę z otoku u pod-nóża niewielkiego wzniesienia. Pies odbiega szczęśliwy. – My wejdziemy na górę i tam po-czekamy – mówi Göran – to zwykle świetne stanowisko. Ledwo zdążamy przejść kilka kro-ków, kiedy dobiega nas głos Essie. A potem jakby ktoś odkręcił kurek

z wodą, las wypełnia jazgot. Zwie-rzęta musiały być w pobliżu, kiedy przyszliśmy. – mówi Göran – Zaj-mie to jeszcze chwilę, zanim się tu zjawią.

DREVERY W AKCJIPada delikatna mżawka. Głos Essie coraz bardziej się oddala. Akustyka w lesie jest dzisiaj kiepska, nie poma-gają też ciężarówki na pobliskiej tra-sie ekspresowej. – Myślę, że powinniśmy się przenieść w głąb lasu – Göran chwyta plecak. – Tam nie słychać tak bardzo drogi. Po drugiej stronie Bonzo wytropił sarnę. Znajdujemy obiecujące miej-sce, z którego doskonale słychać gon Essie, przetykane momentami odle-głym głosem Bonza. Göran ma drevery od ponad 20 lat i aktywnie działa w klubie tej rasy psów. Jest sędzią prób pracy psów myśliwskich. Razem z żoną Leną ma hodowlę psów o nazwie Storängens, którą odziedziczył po poprzednim właścicielu.

DETEKTYWIZ drugiej strony karczowiska dobie-ga miły dla uszu hałas. Göran za-uważa, że zwierzyna może się zjawić w każdej chwili. Nagle za plecami słyszymy trzask i zza drzew wyłania

Page 42: Gazeta Łowiecka 1/2015

się Kurt-Erik. Zatrzymuje się przy nas na krótką pogawędkę, po czym ostrożnie kieruje się w stronę Bonza i jego zwierzyny. Wtedy pojawia się sarna. Powoli prze-dziera się przez las i w końcu staje nie dalej niż 80 metrów od nas, scho-wana za zasłoną z krzaków. Göran podnosi karabin, jednak zwleka ze strzałem. Opuszcza broń. Zbyt wie-

le gałęzi stoi mu na drodze. Zbliża się Essie i sarna odskakuje w bok, po czym znika. Kiedy suczka przybiega na miejsce, nagle gubi trop. Szuka wytrwale, ale nie wydaje się, żeby coś zwęszyła. Trwa to chwilę, w końcu podchodzi-my i zabawiamy się w detektywów. Okazuje się, że zwierzę przeskoczy-ło w śniegu kilka metrów. Suczka

na nowo podejmuje trop i po chwili znów słychać jak goni głosem. Sły-szymy je to tu, to tam. Szybko orien-tujemy się, że Essie pędzi zwierza wokół wzgórza, na którym wcze-śniej byliśmy. Przy okazji zauważamy dwie sarny będące jakieś pół minuty przed suczką, jednak przemieszczają się w głąb lasu i Göran nie ma szansy strzelić. Czas mija błyskawicznie.

ZMIANA STRATEGIIGdy zbliża się pora lunchu, bierzemy psy na otok. Nie padła żadna zwie-rzyna, jednak było parę okazji do strzału. Teraz psy mogą odpocząć w samochodzie, podczas gdy my rozpalamy ognisko i pieczemy kieł-baski. Znów toczy się rozmowa o ulubionej rasie szwedzkich myśli-wych – dreverze. Godzinę później

Bonzo w ostatniej chwili nagonił sarnę Göranowi Johnsenowi

Page 43: Gazeta Łowiecka 1/2015

się Kurt-Erik. Zatrzymuje się przy nas na krótką pogawędkę, po czym ostrożnie kieruje się w stronę Bonza i jego zwierzyny. Wtedy pojawia się sarna. Powoli prze-dziera się przez las i w końcu staje nie dalej niż 80 metrów od nas, scho-wana za zasłoną z krzaków. Göran podnosi karabin, jednak zwleka ze strzałem. Opuszcza broń. Zbyt wie-

le gałęzi stoi mu na drodze. Zbliża się Essie i sarna odskakuje w bok, po czym znika. Kiedy suczka przybiega na miejsce, nagle gubi trop. Szuka wytrwale, ale nie wydaje się, żeby coś zwęszyła. Trwa to chwilę, w końcu podchodzi-my i zabawiamy się w detektywów. Okazuje się, że zwierzę przeskoczy-ło w śniegu kilka metrów. Suczka

na nowo podejmuje trop i po chwili znów słychać jak goni głosem. Sły-szymy je to tu, to tam. Szybko orien-tujemy się, że Essie pędzi zwierza wokół wzgórza, na którym wcze-śniej byliśmy. Przy okazji zauważamy dwie sarny będące jakieś pół minuty przed suczką, jednak przemieszczają się w głąb lasu i Göran nie ma szansy strzelić. Czas mija błyskawicznie.

ZMIANA STRATEGIIGdy zbliża się pora lunchu, bierzemy psy na otok. Nie padła żadna zwie-rzyna, jednak było parę okazji do strzału. Teraz psy mogą odpocząć w samochodzie, podczas gdy my rozpalamy ognisko i pieczemy kieł-baski. Znów toczy się rozmowa o ulubionej rasie szwedzkich myśli-wych – dreverze. Godzinę później

Bonzo w ostatniej chwili nagonił sarnę Göranowi Johnsenowi

Page 44: Gazeta Łowiecka 1/2015

23

wznawiamy polowanie. Tym razem decydujemy się na mniejszy teren i tylko jednego psa. Pada na Bonzo. To duży samiec, który się sprawdził zarówno w konkursach wystawowych, jak i w lesie. Kurt-Erik i Bonzo udają się na łąkę znajdującą się pomiędzy dwoma polami uprawnymi. Nie ma tu żadnej zwierzyny, więc Bonzo kie-ruje się bardziej na wschód. Wpada dokładnie na miejsce, gdzie zajęliśmy stanowisko, ale idzie w złym kierunku

i wkrótce znika. Zaczęło padać i z drzew spada nagromadzony na gałęziach śnieg. W mgnieniu oka wszystko jest mokre. Zastanawiamy się nad zakończeniem polowania. Zawracamy w stronę drogi, ale osta-tecznie zmieniamy zdanie. – Jeszcze przez chwilę będzie ja-sno – mówi Göran. – Chodźmy na inne stanowisko, stamtąd pój-dziemy do samochodu. DŁUGO OCZEKIWANY SUKCESNie słychać już psów, ale na zrę-bie 100 m przed nami stoją 3 sar-

ny. Göran wyciąga pastorał. Unosi sztucer, ale zaraz go opuszcza. – Nie sądzę, żeby te zwierzęta na-gonił nam Bonzo – mówi bardziej do siebie. Obserwujemy, jak sarny szukają czegoś nadającego się do zjedzenia. Zaczynają się jednak trochę nie-pokoić i rozglądać dookoła. Wte-dy słychać Bonza, który jest coraz bliżej. Pokazuję Goranowi sarnę, która nagle pojawiła sie na karczo-wisku. Zwierzę stoi przez chwilę w bezruchu, potem przyłącza się do „naszych” saren. Göran znów unosi sztucer, naciska spust i wy-puszcza strzał. Zwierzę pada w ogniu. Z pozostałych saren jedna ucieka długimi susami do lasu, ale dwie w ogóle nie zareago-wały, jakby nie widziały niebezpie-czeństwa. Dopiero, gdy pojawia się Bonzo, uznają, że najlepiej stąd zni-kać. Mimo całodziennogo polowa-nia w zaśnieżonym lesie, pies wciąż jest tak samo entuzjastyczny i Göran musi go powstrzymywać przed rzu-ceniem się w kolejną pogoń. Kiedy wychodzimy z lasu, jest już prawie ciemno, ale przynajmniej przestało padać. Był to bardzo uda-ny dzień. Może pogoda nam nie dopisała, ale za to jaką frajdę mieli Bonzo i Essie!

Mimo całego dnia pędzenia w ośnieżonym lesie, pies wciąż jest

tak samo entuzjastyczny i Göran musi go powstrzymywać przed rzuceniem się w kolejną pogoń

Page 45: Gazeta Łowiecka 1/2015

23

wznawiamy polowanie. Tym razem decydujemy się na mniejszy teren i tylko jednego psa. Pada na Bonzo. To duży samiec, który się sprawdził zarówno w konkursach wystawowych, jak i w lesie. Kurt-Erik i Bonzo udają się na łąkę znajdującą się pomiędzy dwoma polami uprawnymi. Nie ma tu żadnej zwierzyny, więc Bonzo kie-ruje się bardziej na wschód. Wpada dokładnie na miejsce, gdzie zajęliśmy stanowisko, ale idzie w złym kierunku

i wkrótce znika. Zaczęło padać i z drzew spada nagromadzony na gałęziach śnieg. W mgnieniu oka wszystko jest mokre. Zastanawiamy się nad zakończeniem polowania. Zawracamy w stronę drogi, ale osta-tecznie zmieniamy zdanie. – Jeszcze przez chwilę będzie ja-sno – mówi Göran. – Chodźmy na inne stanowisko, stamtąd pój-dziemy do samochodu. DŁUGO OCZEKIWANY SUKCESNie słychać już psów, ale na zrę-bie 100 m przed nami stoją 3 sar-

ny. Göran wyciąga pastorał. Unosi sztucer, ale zaraz go opuszcza. – Nie sądzę, żeby te zwierzęta na-gonił nam Bonzo – mówi bardziej do siebie. Obserwujemy, jak sarny szukają czegoś nadającego się do zjedzenia. Zaczynają się jednak trochę nie-pokoić i rozglądać dookoła. Wte-dy słychać Bonza, który jest coraz bliżej. Pokazuję Goranowi sarnę, która nagle pojawiła sie na karczo-wisku. Zwierzę stoi przez chwilę w bezruchu, potem przyłącza się do „naszych” saren. Göran znów unosi sztucer, naciska spust i wy-puszcza strzał. Zwierzę pada w ogniu. Z pozostałych saren jedna ucieka długimi susami do lasu, ale dwie w ogóle nie zareago-wały, jakby nie widziały niebezpie-czeństwa. Dopiero, gdy pojawia się Bonzo, uznają, że najlepiej stąd zni-kać. Mimo całodziennogo polowa-nia w zaśnieżonym lesie, pies wciąż jest tak samo entuzjastyczny i Göran musi go powstrzymywać przed rzu-ceniem się w kolejną pogoń. Kiedy wychodzimy z lasu, jest już prawie ciemno, ale przynajmniej przestało padać. Był to bardzo uda-ny dzień. Może pogoda nam nie dopisała, ale za to jaką frajdę mieli Bonzo i Essie!

Mimo całego dnia pędzenia w ośnieżonym lesie, pies wciąż jest

tak samo entuzjastyczny i Göran musi go powstrzymywać przed rzuceniem się w kolejną pogoń

Page 46: Gazeta Łowiecka 1/2015

ZESTAW 5 NOŻY EDGE W BLOKU

POLOWANIE NA ZWIERZYNĘ PŁOWĄ

LATARKA LED LENSER P7QC

HANWAG TATRA GTX

ANGLER 720 PU

FOREST STORMBLOCKER JACKETTERMOS OBIADOWY LAPLAYA O POJEMNOŚCI 1,5 L

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

Noże Edge to linia łącząca doskonałą ja-kość i nowoczesny design. Ich ostrza wy-konano ze stali nierdzewnej, którą pokryto specjalną powłoką PTFE. Zapobiega ona przywieraniu potraw do ostrza, ułatwiając tym samym czyszczenie go. Ergonomiczna rękojeść noży Edge wykonana jest ze specjal-nego tworzywa, które nadaje się do mycia w zmywarce.W skład zestawu wchodzą: nóż do chleba, nóż szefa kuchni, nóż do skrobania, nóż do pomidorów oraz nóż typ Santoku.

Najlepiej sprzedający się w Polsce model bu-tów Hanwag. Z pewnością jego nazwa nie jest bez znaczenia. Klasyczny model trek-kingowy zbudowany na lżejszej podeszwie Vibram AW Integral z gumowym otokiem w najbardziej wrażliwych miejscach. Zmniej-szona liczba szwów i skórzana cholewka z woskowanego nubuku stanowią najmoc-niejsze zalety tych butów. Wysoka elastycz-ność podeszwy ułatwia sprawne i ciche po-ruszenie się w lesie. Buty występują w wersji standardowej, poszerzanej i dla osób z ha-luksami. Do wyboru mamy modele z mem-braną Gore-Tex® lub wyściółką z naturalnej skóry.

Wytrzymała wiatroodporna kurtka polarowa z membraną Stormblocker. Pikowane wzmoc-nienia z G-1000® na ramionach, klatce piersiowej i łokciach. Można nosić jako mocną barierę prze-ciwwiatrową, a w chłodniejsze dni również jako ciepłą warstwę izolującą pod kurtkę membra-nową. Wiele funkcjonalnych detali: zatrzaskowe mocowanie krótkofalówki na lewym ramieniu i pionowa kieszeń na piersi z otworem na antenę radia.

Jakość świecenia oferowana przez LED LENSER® P7QC jest wyjątkowa, co stwarza nowe możliwości jej zastosowania. Kolorowe światło jest dziś niezbędne – służy ono pomocą myśliwym, pilotom i służbom spe-cjalnym, lecz również umożliwia po prostu dobre widzenie nocą. Nowa latarka LED LENSER® P7QC – nazwa jest skrótem od Quattro Color – świeci czterema kolorami (czerwony, zielony, niebieski + biały) i może być zastosowana przez różne grupy docelowe. Aby zmienić kolor świa-tła, wystarczy przestawić pokrętło do ustawiania trybu pracy – podczas używania latarki, jak również, gdy jest ona wyłączona. LED LENSER®

Termos z pojemnikami i sztućcami w komplecie. Podwójne ścianki ze stali nierdzewnej. Dzięki próż-ni między ściankami, po wlaniu cieczy do termo-su, jej temperatura utrzymywana jest przez 6 h, natomiast cieczy zimnych przez 6h. W zestawie pasek na ramię, 3 pojemniki, sztućce ze stali nierdzewnej.

W książce tej znajdziemy wskazówki, forte-le i metody, które pozwolą nam upolować okazy marzeń, niezależnie od tego, czy wy-ruszamy na łowy z najnowszym sztucerem centralno-spłonkowym, łukiem kompozyto-wym, staroświecką flintą ładowaną odprzo-dowo czy łukiem drewnianym.

ANGLER doskonale sprawdza się podczas po-łowów i nie tylko.Połączenie technologii PU i 3-milimetrowe-go neoprenu pozwoliło zachować doskonałą izolację termiczną, co zapewnia wyjątkowy komfort użytkowania zarówno w niskich jak i wysokich temperaturach.Geometryczna podeszwa obuwia Lemi-go Angler została tak skonstruowana, aby w jeszcze większym stopniu zadbać o czystość i bezpieczeństwo. W trakcie ruchu specjalnie przygotowane kanały same oczyszczają bród, poprawiając jednocześnie przyczepność.

Orientacyjna cena detaliczna zestawu: ok. 590 zł

Cena: 979 zł

Cena: 249 zł

Cena: 1099 zł

Cena: 299 zł

Cena: 109 zł

Cena: 59 zł

Rozmiar: 41- 47

www.fiskars.pl

www.hanwag.com

www.fjallraven.pl

www.togo.com.pl

www.togo.com.pl

www.skleplemigo.pl

Page 47: Gazeta Łowiecka 1/2015

ZESTAW 5 NOŻY EDGE W BLOKU

POLOWANIE NA ZWIERZYNĘ PŁOWĄ

LATARKA LED LENSER P7QC

HANWAG TATRA GTX

ANGLER 720 PU

FOREST STORMBLOCKER JACKETTERMOS OBIADOWY LAPLAYA O POJEMNOŚCI 1,5 L

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

Noże Edge to linia łącząca doskonałą ja-kość i nowoczesny design. Ich ostrza wy-konano ze stali nierdzewnej, którą pokryto specjalną powłoką PTFE. Zapobiega ona przywieraniu potraw do ostrza, ułatwiając tym samym czyszczenie go. Ergonomiczna rękojeść noży Edge wykonana jest ze specjal-nego tworzywa, które nadaje się do mycia w zmywarce.W skład zestawu wchodzą: nóż do chleba, nóż szefa kuchni, nóż do skrobania, nóż do pomidorów oraz nóż typ Santoku.

Najlepiej sprzedający się w Polsce model bu-tów Hanwag. Z pewnością jego nazwa nie jest bez znaczenia. Klasyczny model trek-kingowy zbudowany na lżejszej podeszwie Vibram AW Integral z gumowym otokiem w najbardziej wrażliwych miejscach. Zmniej-szona liczba szwów i skórzana cholewka z woskowanego nubuku stanowią najmoc-niejsze zalety tych butów. Wysoka elastycz-ność podeszwy ułatwia sprawne i ciche po-ruszenie się w lesie. Buty występują w wersji standardowej, poszerzanej i dla osób z ha-luksami. Do wyboru mamy modele z mem-braną Gore-Tex® lub wyściółką z naturalnej skóry.

Wytrzymała wiatroodporna kurtka polarowa z membraną Stormblocker. Pikowane wzmoc-nienia z G-1000® na ramionach, klatce piersiowej i łokciach. Można nosić jako mocną barierę prze-ciwwiatrową, a w chłodniejsze dni również jako ciepłą warstwę izolującą pod kurtkę membra-nową. Wiele funkcjonalnych detali: zatrzaskowe mocowanie krótkofalówki na lewym ramieniu i pionowa kieszeń na piersi z otworem na antenę radia.

Jakość świecenia oferowana przez LED LENSER® P7QC jest wyjątkowa, co stwarza nowe możliwości jej zastosowania. Kolorowe światło jest dziś niezbędne – służy ono pomocą myśliwym, pilotom i służbom spe-cjalnym, lecz również umożliwia po prostu dobre widzenie nocą. Nowa latarka LED LENSER® P7QC – nazwa jest skrótem od Quattro Color – świeci czterema kolorami (czerwony, zielony, niebieski + biały) i może być zastosowana przez różne grupy docelowe. Aby zmienić kolor świa-tła, wystarczy przestawić pokrętło do ustawiania trybu pracy – podczas używania latarki, jak również, gdy jest ona wyłączona. LED LENSER®

Termos z pojemnikami i sztućcami w komplecie. Podwójne ścianki ze stali nierdzewnej. Dzięki próż-ni między ściankami, po wlaniu cieczy do termo-su, jej temperatura utrzymywana jest przez 6 h, natomiast cieczy zimnych przez 6h. W zestawie pasek na ramię, 3 pojemniki, sztućce ze stali nierdzewnej.

W książce tej znajdziemy wskazówki, forte-le i metody, które pozwolą nam upolować okazy marzeń, niezależnie od tego, czy wy-ruszamy na łowy z najnowszym sztucerem centralno-spłonkowym, łukiem kompozyto-wym, staroświecką flintą ładowaną odprzo-dowo czy łukiem drewnianym.

ANGLER doskonale sprawdza się podczas po-łowów i nie tylko.Połączenie technologii PU i 3-milimetrowe-go neoprenu pozwoliło zachować doskonałą izolację termiczną, co zapewnia wyjątkowy komfort użytkowania zarówno w niskich jak i wysokich temperaturach.Geometryczna podeszwa obuwia Lemi-go Angler została tak skonstruowana, aby w jeszcze większym stopniu zadbać o czystość i bezpieczeństwo. W trakcie ruchu specjalnie przygotowane kanały same oczyszczają bród, poprawiając jednocześnie przyczepność.

Orientacyjna cena detaliczna zestawu: ok. 590 zł

Cena: 979 zł

Cena: 249 zł

Cena: 1099 zł

Cena: 299 zł

Cena: 109 zł

Cena: 59 zł

Rozmiar: 41- 47

www.fiskars.pl

www.hanwag.com

www.fjallraven.pl

www.togo.com.pl

www.togo.com.pl

www.skleplemigo.pl

Page 48: Gazeta Łowiecka 1/2015

STRASSER RS SOLO W 1960 roku Horst Blaser założył firmę o nazwie Blaser Jagdwaffen. Zaprojektował w niej wiele różnych mechanizmów broni, po czym

w 1985 roku sprzedał ją Gerhardowi Blenkowi. Ten zachował nazwę Blaser i kontynuował prace, w efekcie których powstały dobrze dziś

znane mechanizmy R93 i R8. Czy dwutaktowy sztucer projektu Blasera to broń godna uwagi? Postanowiłem to sprawdzić...

TEKST I ZDJĘCIA: RICARD FAIVRETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 49: Gazeta Łowiecka 1/2015

STRASSER RS SOLO W 1960 roku Horst Blaser założył firmę o nazwie Blaser Jagdwaffen. Zaprojektował w niej wiele różnych mechanizmów broni, po czym

w 1985 roku sprzedał ją Gerhardowi Blenkowi. Ten zachował nazwę Blaser i kontynuował prace, w efekcie których powstały dobrze dziś

znane mechanizmy R93 i R8. Czy dwutaktowy sztucer projektu Blasera to broń godna uwagi? Postanowiłem to sprawdzić...

TEKST I ZDJĘCIA: RICARD FAIVRETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 50: Gazeta Łowiecka 1/2015

26

Strasser Maschinenbau powstało w 1947 r. w Austrii, założone przez

Herberta Strassera. Firma znana jest z produkcji wysokiej jakości części do maszyn, które dostarcza m.in. na europejski rynek przemysłu kosmicz-nego. Od wielu lat wykonuje dla fir-my Steyr Sportwaffen najtrudniejsze elementy superbroni wyczynowej, która pomogła zwyciężyć niejedne-mu medaliście igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, mistrzostw Euro-py i innych imprez sportowych.Blaser i Strasser rozpoczęli współpra-cę i w 2004 roku wspólnie założyli firmę, która wyprodukowała Stras-sera RS05, również dwutakt, tyle

że z systemem wymiennych luf. Fa-bryka Strassera zatrudnia ok. 30 osób i produkuje 200 sztucerów rocznie. Ta historia sprawia, że testowanie Strassera Solo jest podwójnie in-teresujące. Pomiędzy sztucerami Blasera i Strassera jest sporo podo-bieństw, ale i wystarczająco wiele różnic, by Strassera Solo nazwać zupełnie odrębnym modelem. Nie ma on systemu wymiennych luf, co jest świadomą decyzją produ-centa, aby obniżyć cenę. Poza tą cechą Solo niczym nie różni się od RS05, który na rynku funkcjonuje już od jakiegoś czasu, zdobywając coraz większą popularność.

CO WYRÓŻNIA STRASSERA SOLO?To sztucer typu take down. Oznacza to, że można odłączyć kolbę od resz-ty za pomocą klucza imbusowego, dzięki czemu broń jest wygodniejsza w transporcie. Ze względu na gaba-ryty docenimy to zwłaszcza, lecąc samolotem. Ten system z pewnością stosuje się obecnie w większości sztu-cerów, ponieważ dzięki niemu broń można zdemontować w każdych wa-runkach. Wyjątkowość tego modelu polega na tym, jak gładko działa ten system. Lufa połączona jest tu z ko-morą zamkową nawet po spakowa-niu, dzięki czemu demontaż nie ma wpływu na precyzję. A skoro mowa

o precyzji, to trzeba wspomnieć o rozwiązaniu montażu lunety. W górnej części obudowy mechani-zmu znajdują się trzy małe żłobienia, zaś na spodniej części montażu trzy kulki, które idealnie do nich pasują. Prawidłowe zamontowanie lunety jest więc niewiarygodnie proste i szybkie. Aby ją zdjąć, wystarczy jedynie prze-sunąć skrzydełko na boku montażu. Widziałem już wiele różnych syste-mów, jednak muszę przyznać, że ten jest najsprawniejszy. Sztucer ma syntetyczną osadę z po-włoką soft touch, ale może być rów-nież w drewnie różnej klasy. Na czó-łenku i uchwycie znajdują się nacięcia

Page 51: Gazeta Łowiecka 1/2015

26

Strasser Maschinenbau powstało w 1947 r. w Austrii, założone przez

Herberta Strassera. Firma znana jest z produkcji wysokiej jakości części do maszyn, które dostarcza m.in. na europejski rynek przemysłu kosmicz-nego. Od wielu lat wykonuje dla fir-my Steyr Sportwaffen najtrudniejsze elementy superbroni wyczynowej, która pomogła zwyciężyć niejedne-mu medaliście igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, mistrzostw Euro-py i innych imprez sportowych.Blaser i Strasser rozpoczęli współpra-cę i w 2004 roku wspólnie założyli firmę, która wyprodukowała Stras-sera RS05, również dwutakt, tyle

że z systemem wymiennych luf. Fa-bryka Strassera zatrudnia ok. 30 osób i produkuje 200 sztucerów rocznie. Ta historia sprawia, że testowanie Strassera Solo jest podwójnie in-teresujące. Pomiędzy sztucerami Blasera i Strassera jest sporo podo-bieństw, ale i wystarczająco wiele różnic, by Strassera Solo nazwać zupełnie odrębnym modelem. Nie ma on systemu wymiennych luf, co jest świadomą decyzją produ-centa, aby obniżyć cenę. Poza tą cechą Solo niczym nie różni się od RS05, który na rynku funkcjonuje już od jakiegoś czasu, zdobywając coraz większą popularność.

CO WYRÓŻNIA STRASSERA SOLO?To sztucer typu take down. Oznacza to, że można odłączyć kolbę od resz-ty za pomocą klucza imbusowego, dzięki czemu broń jest wygodniejsza w transporcie. Ze względu na gaba-ryty docenimy to zwłaszcza, lecąc samolotem. Ten system z pewnością stosuje się obecnie w większości sztu-cerów, ponieważ dzięki niemu broń można zdemontować w każdych wa-runkach. Wyjątkowość tego modelu polega na tym, jak gładko działa ten system. Lufa połączona jest tu z ko-morą zamkową nawet po spakowa-niu, dzięki czemu demontaż nie ma wpływu na precyzję. A skoro mowa

o precyzji, to trzeba wspomnieć o rozwiązaniu montażu lunety. W górnej części obudowy mechani-zmu znajdują się trzy małe żłobienia, zaś na spodniej części montażu trzy kulki, które idealnie do nich pasują. Prawidłowe zamontowanie lunety jest więc niewiarygodnie proste i szybkie. Aby ją zdjąć, wystarczy jedynie prze-sunąć skrzydełko na boku montażu. Widziałem już wiele różnych syste-mów, jednak muszę przyznać, że ten jest najsprawniejszy. Sztucer ma syntetyczną osadę z po-włoką soft touch, ale może być rów-nież w drewnie różnej klasy. Na czó-łenku i uchwycie znajdują się nacięcia

Page 52: Gazeta Łowiecka 1/2015

antypoślizgowe w kształcie siatki. Zrobione są w tym samym mate-riale, bez żadnych dodatków w po-staci np. elastomerów. Broń dobrze się trzyma nawet mokrymi rękami, a przecież o to chodzi. Osada jest wy-sokiej jakości. Ma porządną bakę a la

Monte Carlo, a wygięty nieco uchwyt przypomina półokrągły grzebień. Podobnie jak w modelach z drew-nianymi kolbami, również kolba tego modelu jest pusta w środku. Jednak w przeciwieństwie do części prost-szych syntetyków nie ma tego nie-przyjemnego wrażenia pustki.Uchwyt trzyma się wygodnie. Otwór wyrzutnika znajduje się z obu stron anodowanej obudowy mechanizmu spustowego, jednak łuski wypadają tylko na prawą stronę. Być może jest to udogodnienie dla leworęcznych, którzy mają dopasowany zamek. Ta-kim osobom polecam również wy-mianę kolby, bo ona też jest bardziej zrobiona z myślą o praworęcznych. Pudełkowy magazynek mieści trzy naboje o standardowym kalibrze. Istnieje możliwość dokupienia ma-gazynka na sześć naboi, np. na polo-wanie zbiorowe. Blokadę magazynka zwalnia się przez jednoczesne naci-śnięcie przycisków znajdujących się po obu stronach obudowy. System działa bez zarzutu. Jego zaletą jest to, że naturalnie wymusza umieszczenie ręki pod magazynkiem, więc po od-czepieniu spada on prosto do ręki. To, że oba przyciski trzeba nacisnąć równocześnie, pozwala też uniknąć przypadkowego wypadnięcia ma-gazynka.

Page 53: Gazeta Łowiecka 1/2015

antypoślizgowe w kształcie siatki. Zrobione są w tym samym mate-riale, bez żadnych dodatków w po-staci np. elastomerów. Broń dobrze się trzyma nawet mokrymi rękami, a przecież o to chodzi. Osada jest wy-sokiej jakości. Ma porządną bakę a la

Monte Carlo, a wygięty nieco uchwyt przypomina półokrągły grzebień. Podobnie jak w modelach z drew-nianymi kolbami, również kolba tego modelu jest pusta w środku. Jednak w przeciwieństwie do części prost-szych syntetyków nie ma tego nie-przyjemnego wrażenia pustki.Uchwyt trzyma się wygodnie. Otwór wyrzutnika znajduje się z obu stron anodowanej obudowy mechanizmu spustowego, jednak łuski wypadają tylko na prawą stronę. Być może jest to udogodnienie dla leworęcznych, którzy mają dopasowany zamek. Ta-kim osobom polecam również wy-mianę kolby, bo ona też jest bardziej zrobiona z myślą o praworęcznych. Pudełkowy magazynek mieści trzy naboje o standardowym kalibrze. Istnieje możliwość dokupienia ma-gazynka na sześć naboi, np. na polo-wanie zbiorowe. Blokadę magazynka zwalnia się przez jednoczesne naci-śnięcie przycisków znajdujących się po obu stronach obudowy. System działa bez zarzutu. Jego zaletą jest to, że naturalnie wymusza umieszczenie ręki pod magazynkiem, więc po od-czepieniu spada on prosto do ręki. To, że oba przyciski trzeba nacisnąć równocześnie, pozwala też uniknąć przypadkowego wypadnięcia ma-gazynka.

Page 54: Gazeta Łowiecka 1/2015

28

Zamek to całkiem porządny kawa-łek metalu, ale mimo tego nie chodzi ciężko. Jego masa nadaje mu nawet trochę dodatkowego pędu, dlatego przeładowywanie jest tutaj szybsze niż normalnie. Poza tym, dzięki tej dodatkowej energii zamek zawsze do-syła nabój. Głowica wyposażona jest w wyciąg sprężynujący oraz wyrzut-nik. Ogólnie rzecz biorąc, dwutakto-we repetiery działają na zasadzie push feed, tzn. niekontrolowanego łado-wania. Oznacza to, że pazur wycią-gu nie ma pełnego kontaktu z kryzą łuski, dopóki nabój nie znajdzie się w komorze nabojowej. Podczas do-syłania opiera się on całkowicie na dolnej części głowicy. Przy takim mechanizmie, jeśli nie dociśniemy zamka do końca, to nabój nie wypali, a po ponownym odciągnięciu zam-ka zostanie w komorze nabojowej. To niezbyt pożądane, jeśli w pobli-żu jest np. głodny niedźwiedź. Jed-nak Strasser ma dla nas rozwiązanie, a jest nim dźwignia zamka. W wie-lu mechanizmach, żeby doprowadzić do dosłania naboju, trzeba jednocze-śnie z przesunięciem zamka do przodu przekręcić jego dźwignię. U Strassera dźwignia ma możliwość ruchu tylko w tej linii, co sam zamek. Przy testach przeładowywanie szło bardzo szybko i nie było mowy o żadnych niewypa-

łach. Naboje były sprawnie podawa-ne z magazynka i dosyłane, a łuski wyrzucane zawsze pod tym samym kątem, dzięki czemu nie zahaczały o montaż lunety. Zabezpieczenie składa się z przełącznika, który na-leży przesunąć kciukiem do przodu, wciskając jednocześnie przycisk blo-kujący. Przy odbezpieczaniu proce-dura jest odwrotna. Zabezpieczenie działa dobrze. Gdy iglica jest napięta, czerwony wskaźnik na zamku prze-suwa się do góry, wskazując gotowość do strzału. Co prawda, różnica mię-dzy górną a dolną pozycją wskaźnika jest niewielka i trudno określić, czy w danym momencie iglica jest napię-ta, czy nie. Spust jest miękki i działa bez zarzutu. Jego zaletą jest to, że da się w prosty sposób wyjąć cały mechanizm. Żeby to zrobić, wystarczy wyjąć zamek i przesunąć znajdującą się na obu-dowie blokadę do siebie. Dzięki temu spust jest łatwy w konserwacji, można też regulować jego twardość na trzech poziomach: 800 g, 1500 g lub 2500 g. W tym celu trzeba pod-nieść mniejszą sprężynkę i przesu-nąć ją do odpowiedniej dziurki. Jest to możliwe bez użycia jakichkolwiek dodatkowych narzędzi.Egzemplarz, który testujemy, moż-na ustawić również na zaledwie 200 g.

Austriacki Strasser jest stosunkowo mało znanym producentem w naszym kraju, jednak jego broń odznacza się wieloma ciekawymi rozwiązaniami, które zasługują na większą uwagę. Na zdjęciach praktyczny bezpiecznik z blokadą ustawienia i precyzyjne regulowane przyrządy celownicze

Page 55: Gazeta Łowiecka 1/2015

28

Zamek to całkiem porządny kawa-łek metalu, ale mimo tego nie chodzi ciężko. Jego masa nadaje mu nawet trochę dodatkowego pędu, dlatego przeładowywanie jest tutaj szybsze niż normalnie. Poza tym, dzięki tej dodatkowej energii zamek zawsze do-syła nabój. Głowica wyposażona jest w wyciąg sprężynujący oraz wyrzut-nik. Ogólnie rzecz biorąc, dwutakto-we repetiery działają na zasadzie push feed, tzn. niekontrolowanego łado-wania. Oznacza to, że pazur wycią-gu nie ma pełnego kontaktu z kryzą łuski, dopóki nabój nie znajdzie się w komorze nabojowej. Podczas do-syłania opiera się on całkowicie na dolnej części głowicy. Przy takim mechanizmie, jeśli nie dociśniemy zamka do końca, to nabój nie wypali, a po ponownym odciągnięciu zam-ka zostanie w komorze nabojowej. To niezbyt pożądane, jeśli w pobli-żu jest np. głodny niedźwiedź. Jed-nak Strasser ma dla nas rozwiązanie, a jest nim dźwignia zamka. W wie-lu mechanizmach, żeby doprowadzić do dosłania naboju, trzeba jednocze-śnie z przesunięciem zamka do przodu przekręcić jego dźwignię. U Strassera dźwignia ma możliwość ruchu tylko w tej linii, co sam zamek. Przy testach przeładowywanie szło bardzo szybko i nie było mowy o żadnych niewypa-

łach. Naboje były sprawnie podawa-ne z magazynka i dosyłane, a łuski wyrzucane zawsze pod tym samym kątem, dzięki czemu nie zahaczały o montaż lunety. Zabezpieczenie składa się z przełącznika, który na-leży przesunąć kciukiem do przodu, wciskając jednocześnie przycisk blo-kujący. Przy odbezpieczaniu proce-dura jest odwrotna. Zabezpieczenie działa dobrze. Gdy iglica jest napięta, czerwony wskaźnik na zamku prze-suwa się do góry, wskazując gotowość do strzału. Co prawda, różnica mię-dzy górną a dolną pozycją wskaźnika jest niewielka i trudno określić, czy w danym momencie iglica jest napię-ta, czy nie. Spust jest miękki i działa bez zarzutu. Jego zaletą jest to, że da się w prosty sposób wyjąć cały mechanizm. Żeby to zrobić, wystarczy wyjąć zamek i przesunąć znajdującą się na obu-dowie blokadę do siebie. Dzięki temu spust jest łatwy w konserwacji, można też regulować jego twardość na trzech poziomach: 800 g, 1500 g lub 2500 g. W tym celu trzeba pod-nieść mniejszą sprężynkę i przesu-nąć ją do odpowiedniej dziurki. Jest to możliwe bez użycia jakichkolwiek dodatkowych narzędzi.Egzemplarz, który testujemy, moż-na ustawić również na zaledwie 200 g.

Austriacki Strasser jest stosunkowo mało znanym producentem w naszym kraju, jednak jego broń odznacza się wieloma ciekawymi rozwiązaniami, które zasługują na większą uwagę. Na zdjęciach praktyczny bezpiecznik z blokadą ustawienia i precyzyjne regulowane przyrządy celownicze

Page 56: Gazeta Łowiecka 1/2015

29

przez niewielkie przesunięcie języka spustowego do przodu (przyśpiesz-nik jest standardowym wyposaże-niem RS 05 wszystkich wersji, co nie jest zbyt częste w dwutaktach innych marek). Palec wskazujący leży na ję-zyku spustowym prostopadle do osi lufy i sprzyja celnemu strzelaniu (brak spychania bocznego). Również po napięciu przyśpiesznika palec leży doskonale na spuście, co w połącze-niu z bardzo szybkim działaniem dźwigni powoduje natychmiastowy wystrzał. Jest to doskonała cecha tej broni, która wyróżnia ją wśród dwu-taktów. Odrzut jest dobry (użyliśmy

amunicji Norma). Otwarte przyrządy celownicze da się w pełni wyregulo-wać. Składają się z czerwonej światło-wodowej muszki, z którą kontrastuje zielona linia szczerbinki. Cel namierza się szybko i skutecznie. Dodatkowym plusem jest gwintowana lufa, dzięki której przy montażu tłumika lub ha-mulca odrzutu nie trzeba zdejmować przyrządów celowniczych. Bączki również montuje się błyskawicznie. Żeby je wyjąć, wystarczy je docisnąć i przekręcić o 90 stopni – i odwrotnie w celu włożenia na miejsce. Prosto i sprawnie. Poza tym, pełnią one również funkcję sześciokątnych klu-

czy imbusowych, którymi w razie potrzeby można odkręcić czółenko.

DOBRY WYBÓRMuszę przyznać, że początkowo nie byłem zachwycony. Jednak moja oce-na była pochopna. Po oddaniu strza-łów, ponownym rozmontowaniu i zmontowaniu broni rzeczywiście doceniam jej innowacyjne rozwiąza-nia i całościową koncepcję. Prawda, w przeciwieństwie do RS05 Solo nie ma wymiennych luf – to rozwiąza-nie pominięto, żeby obniżyć cenę, jednak zachowano wszystkie pozo-stałe cechy RS05, nawet wymien-

ną głowicę zamka. Czymś, co mi się nie do końca w tym modelu podoba, jest bezpiecznik i tylna część zamka – mogłyby być po prostu ładniejsze. Najbardziej lubię w Strasserze do-skonały sposób montażu lunety i to, że zamek i jego dźwignia porusza-ją się jedynie w tym samym kie-runku. Dodatkowym atutem jest możliwość dokupienia 6-nabojo-wego magazynka. Te wszystkie ce-chy, a także szybki i łatwy sposób na skrócenie broni do transpor-tu, solidna kolba, stabilność i cel-ność sprawiają, że kupując sztucer, warto wybrać Strassera Solo.

Spust można wyjąć i wyregulować, nawet na 200 g

Page 57: Gazeta Łowiecka 1/2015

29

przez niewielkie przesunięcie języka spustowego do przodu (przyśpiesz-nik jest standardowym wyposaże-niem RS 05 wszystkich wersji, co nie jest zbyt częste w dwutaktach innych marek). Palec wskazujący leży na ję-zyku spustowym prostopadle do osi lufy i sprzyja celnemu strzelaniu (brak spychania bocznego). Również po napięciu przyśpiesznika palec leży doskonale na spuście, co w połącze-niu z bardzo szybkim działaniem dźwigni powoduje natychmiastowy wystrzał. Jest to doskonała cecha tej broni, która wyróżnia ją wśród dwu-taktów. Odrzut jest dobry (użyliśmy

amunicji Norma). Otwarte przyrządy celownicze da się w pełni wyregulo-wać. Składają się z czerwonej światło-wodowej muszki, z którą kontrastuje zielona linia szczerbinki. Cel namierza się szybko i skutecznie. Dodatkowym plusem jest gwintowana lufa, dzięki której przy montażu tłumika lub ha-mulca odrzutu nie trzeba zdejmować przyrządów celowniczych. Bączki również montuje się błyskawicznie. Żeby je wyjąć, wystarczy je docisnąć i przekręcić o 90 stopni – i odwrotnie w celu włożenia na miejsce. Prosto i sprawnie. Poza tym, pełnią one również funkcję sześciokątnych klu-

czy imbusowych, którymi w razie potrzeby można odkręcić czółenko.

DOBRY WYBÓRMuszę przyznać, że początkowo nie byłem zachwycony. Jednak moja oce-na była pochopna. Po oddaniu strza-łów, ponownym rozmontowaniu i zmontowaniu broni rzeczywiście doceniam jej innowacyjne rozwiąza-nia i całościową koncepcję. Prawda, w przeciwieństwie do RS05 Solo nie ma wymiennych luf – to rozwiąza-nie pominięto, żeby obniżyć cenę, jednak zachowano wszystkie pozo-stałe cechy RS05, nawet wymien-

ną głowicę zamka. Czymś, co mi się nie do końca w tym modelu podoba, jest bezpiecznik i tylna część zamka – mogłyby być po prostu ładniejsze. Najbardziej lubię w Strasserze do-skonały sposób montażu lunety i to, że zamek i jego dźwignia porusza-ją się jedynie w tym samym kie-runku. Dodatkowym atutem jest możliwość dokupienia 6-nabojo-wego magazynka. Te wszystkie ce-chy, a także szybki i łatwy sposób na skrócenie broni do transpor-tu, solidna kolba, stabilność i cel-ność sprawiają, że kupując sztucer, warto wybrać Strassera Solo.

Spust można wyjąć i wyregulować, nawet na 200 g

Page 58: Gazeta Łowiecka 1/2015

RS SOLO

GDZIE KUPIĆ

Broń dostępna jest w następujących kalibrach: Minikaliber: .222 Rem., .223 Rem. Standardkaliber: .243 Win., 6,5x55 SE, 6,5x65 RWS, .270 Win., 7x64, .308 Win., .30-06, 8x57 IS, 8,5x63, 9,3x62 Magnumkaliber: 7mm Rem. Mag., 300 Win. Mag. (dopłata 1000zł)

Cennik:Magazynek na 3 sztuki naboi (magnum 2): 600 złMagazynek na 6 sztuk naboi (magnum 5): 1400 złDrewniana kulka rączki zamka: 300 zł

Boczne blaty (cena za parę):Standard: 700 złPremium: 1000 złLuxus (sceny myśliwskie): 1400 zł

Dostępne montaże:obejmy o 25,4 mm : 1550 złobejmy o 30 mm: 1550 złszyna Zeiss: 1550 złszyna Swarovski: 1550 złszyna Schmidt&Bender: 1550 złpod kolimator Docter Sight: 1550 złpod kolimator Aimpoint: 1550 złszyna Picatinny: 1550 zł

Dystrybutorem marki STRASSER w Polsce jest firma Strzelec z Zielonej Góry prowadzona przez p. Krzysztofa Stefaniaka – wielokrotnego medalistę mistrzostw świata oraz reprezentanta Polski na igrzyskach w Moskwie w strzelaniu z karabinka sportowego. Obecnie firma Strzelec specjalizuje się również w usługach rusznikarskich i tuningowaniu broni długiej i krótkiej do celów sportowych i myśliwskich.

30

Stabilny i estetyczny. Strasser ma jeden z najlepszych systemów montażowych, jakie widzieliśmy

Page 59: Gazeta Łowiecka 1/2015

RS SOLO

GDZIE KUPIĆ

Broń dostępna jest w następujących kalibrach: Minikaliber: .222 Rem., .223 Rem. Standardkaliber: .243 Win., 6,5x55 SE, 6,5x65 RWS, .270 Win., 7x64, .308 Win., .30-06, 8x57 IS, 8,5x63, 9,3x62 Magnumkaliber: 7mm Rem. Mag., 300 Win. Mag. (dopłata 1000zł)

Cennik:Magazynek na 3 sztuki naboi (magnum 2): 600 złMagazynek na 6 sztuk naboi (magnum 5): 1400 złDrewniana kulka rączki zamka: 300 zł

Boczne blaty (cena za parę):Standard: 700 złPremium: 1000 złLuxus (sceny myśliwskie): 1400 zł

Dostępne montaże:obejmy o 25,4 mm : 1550 złobejmy o 30 mm: 1550 złszyna Zeiss: 1550 złszyna Swarovski: 1550 złszyna Schmidt&Bender: 1550 złpod kolimator Docter Sight: 1550 złpod kolimator Aimpoint: 1550 złszyna Picatinny: 1550 zł

Dystrybutorem marki STRASSER w Polsce jest firma Strzelec z Zielonej Góry prowadzona przez p. Krzysztofa Stefaniaka – wielokrotnego medalistę mistrzostw świata oraz reprezentanta Polski na igrzyskach w Moskwie w strzelaniu z karabinka sportowego. Obecnie firma Strzelec specjalizuje się również w usługach rusznikarskich i tuningowaniu broni długiej i krótkiej do celów sportowych i myśliwskich.

30

Stabilny i estetyczny. Strasser ma jeden z najlepszych systemów montażowych, jakie widzieliśmy

Page 60: Gazeta Łowiecka 1/2015

As Time Goes ByTekst: Jens Ulrik Høgh

Tłumaczyła: Ewa Mostowska Północna Montana, USA, prawdo-podobnie lata 30. XX wieku.

Zagadka: jaka dramatyczna historia kryje się za tym zdjęciem? Napis na jego odwrocie głosi: „To zdjęcie zro-biono rok temu w pobliżu Glacier Park – odkrycia dokonali myśliwi – szkie-let człowieka i szkielet łosia – widać tu pistolet i szablę”. Pistolet to stary jednostrzałowiec, ale szabla nie jest typową częścią wyposażenia przy po-lowaniu na łosia. Sądząc po wielkości buta, raczej nie mamy do czynienia ze szczątkami Wielkiej Stopy. Roślin-ność dookoła wskazuje, że nogi zmar-łego nie mogły leżeć w tym miejscu – w każdym razie nie dłużej niż rok lub dwa. Co się tutaj stało? Dlaczego rok po odkryciu szczątków nadal nikt nic nie wiedział? Z pewnością można snuć na ten temat niezliczone teorie. Moja jest taka: ludzki szkielet należy do ekscentrycznego starca, prawdo-podobnie weterana wojennego, który postanowił wieść samotne życie w gó-rach. Wystarczy spojrzeć na jego zęby – te nieliczne, które mu pozostały, są już całkiem zniszczone. Umarł albo śmiercią naturalną, albo od ostatniego uderzenia poroża śmiertelnie rannego łosia (to przecież nierzadkie zjawisko). Niezależnie od przebiegu wydarzeń, godny to dla mężczyzny sposób na odejście z tego świata...

Page 61: Gazeta Łowiecka 1/2015

As Time Goes ByTekst: Jens Ulrik Høgh

Tłumaczyła: Ewa Mostowska Północna Montana, USA, prawdo-podobnie lata 30. XX wieku.

Zagadka: jaka dramatyczna historia kryje się za tym zdjęciem? Napis na jego odwrocie głosi: „To zdjęcie zro-biono rok temu w pobliżu Glacier Park – odkrycia dokonali myśliwi – szkie-let człowieka i szkielet łosia – widać tu pistolet i szablę”. Pistolet to stary jednostrzałowiec, ale szabla nie jest typową częścią wyposażenia przy po-lowaniu na łosia. Sądząc po wielkości buta, raczej nie mamy do czynienia ze szczątkami Wielkiej Stopy. Roślin-ność dookoła wskazuje, że nogi zmar-łego nie mogły leżeć w tym miejscu – w każdym razie nie dłużej niż rok lub dwa. Co się tutaj stało? Dlaczego rok po odkryciu szczątków nadal nikt nic nie wiedział? Z pewnością można snuć na ten temat niezliczone teorie. Moja jest taka: ludzki szkielet należy do ekscentrycznego starca, prawdo-podobnie weterana wojennego, który postanowił wieść samotne życie w gó-rach. Wystarczy spojrzeć na jego zęby – te nieliczne, które mu pozostały, są już całkiem zniszczone. Umarł albo śmiercią naturalną, albo od ostatniego uderzenia poroża śmiertelnie rannego łosia (to przecież nierzadkie zjawisko). Niezależnie od przebiegu wydarzeń, godny to dla mężczyzny sposób na odejście z tego świata...

Page 62: Gazeta Łowiecka 1/2015

W KUCHNI Z...Zapytani o ulubione miejsce

w domu, Polacy najczęściej odpowiadają: „kuchnia”. Kojarzy się ona bowiem

z rodzinnymi posiłkami, przyjazną atmosferą i bezpieczeństwem. Dzisiaj gotowanie dla wielu z nas stało się pasją. Dowodem na to są liczne telewizyjne programy kulinarne, internetowe

blogi, książki i czasopisma. Miłośników gotowania od lat wspiera marka Fiskars,

dostarczając im funkcjonalne, ergonomiczne, trwałe i atrakcyjnie zaprojektowane kuchenne akcesoria, a wśród nich noże z linii Fiskars Edge

Page 63: Gazeta Łowiecka 1/2015

W KUCHNI Z...Zapytani o ulubione miejsce

w domu, Polacy najczęściej odpowiadają: „kuchnia”. Kojarzy się ona bowiem

z rodzinnymi posiłkami, przyjazną atmosferą i bezpieczeństwem. Dzisiaj gotowanie dla wielu z nas stało się pasją. Dowodem na to są liczne telewizyjne programy kulinarne, internetowe

blogi, książki i czasopisma. Miłośników gotowania od lat wspiera marka Fiskars,

dostarczając im funkcjonalne, ergonomiczne, trwałe i atrakcyjnie zaprojektowane kuchenne akcesoria, a wśród nich noże z linii Fiskars Edge

Page 64: Gazeta Łowiecka 1/2015

W Fiskars nie ma miejsca na przy-padek. Produkty tej cenionej

marki z Finlandii to rezultat badań specjalistów, pracujących nad tym, by osiągnęły one najwyższą jakość. A wszystko zaczęło się ponad 365 lat temu...

OD KUŹNI W FISKARS…W 1649 roku Peter Thorwöste otrzy-mał przywilej założenia kuźni w wio-sce Fiskars, gdzie zaczął wytwarzać pręty stalowe, noże, motyki, obręcze żelazne oraz inne przedmioty użyt-kowe. Niemal 200 lat później kuźnię odkupił aptekarz Johan Jacob Julin

i jako pierwszy w Finlandii rozpoczął produkcję sztućców. Julin unowo-cześnił fabrykę, która stała się znana ze swoich narzędzi kuchennych i rol-niczych, a nazwa Fiskars zaczęła być utożsamiana z najwyższą jakością. W latach 60. XX wieku powstała wi-zytówka marki – sztandarowy pro-dukt Fiskars – nożyczki z pomarań-czowymi rączkami.

…DO NAGRÓD RED DOT DESIGNDzisiaj Fiskars to międzynarodo-wa korporacja, a produkty tej mar-ki przeznaczone dla domu i ogrodu, cenione są na całym świecie za ich

i

i

iiNóż do skrobania

Nóż szefa kuchni Nóż typ Deba

Nóż do pomidorów

Page 65: Gazeta Łowiecka 1/2015

W Fiskars nie ma miejsca na przy-padek. Produkty tej cenionej

marki z Finlandii to rezultat badań specjalistów, pracujących nad tym, by osiągnęły one najwyższą jakość. A wszystko zaczęło się ponad 365 lat temu...

OD KUŹNI W FISKARS…W 1649 roku Peter Thorwöste otrzy-mał przywilej założenia kuźni w wio-sce Fiskars, gdzie zaczął wytwarzać pręty stalowe, noże, motyki, obręcze żelazne oraz inne przedmioty użyt-kowe. Niemal 200 lat później kuźnię odkupił aptekarz Johan Jacob Julin

i jako pierwszy w Finlandii rozpoczął produkcję sztućców. Julin unowo-cześnił fabrykę, która stała się znana ze swoich narzędzi kuchennych i rol-niczych, a nazwa Fiskars zaczęła być utożsamiana z najwyższą jakością. W latach 60. XX wieku powstała wi-zytówka marki – sztandarowy pro-dukt Fiskars – nożyczki z pomarań-czowymi rączkami.

…DO NAGRÓD RED DOT DESIGNDzisiaj Fiskars to międzynarodo-wa korporacja, a produkty tej mar-ki przeznaczone dla domu i ogrodu, cenione są na całym świecie za ich

i

i

iiNóż do skrobania

Nóż szefa kuchni Nóż typ Deba

Nóż do pomidorów

Page 66: Gazeta Łowiecka 1/2015

Zestaw 5 noży w bloku

i

i

i

Nóż do chleba

Ostrzałka Roll-Sharp TM

jakość, funkcjonalność i niepowta-rzalne wzornictwo, które zachwyciło specjalistów w tej dziedzinie. Noże marki Fiskars zostały już dwukrotnie uhonorowane prestiżową nagrodą w dziedzinie wzornictwa – Red Dot Design. W 2006 roku nagrodzono linię Functional Form za ergonomię, funkcjonalność i bezpieczeństwo użytkowania, a w 2013 roku noże Edge wyróżniono za wyjątkowe po-łączenie elegancji i wygody. Obie na-grodzone serie są dziełem duńskiego projektanta Tobiasa Wandrupa.

Page 67: Gazeta Łowiecka 1/2015

Zestaw 5 noży w bloku

i

i

i

Nóż do chleba

Ostrzałka Roll-Sharp TM

jakość, funkcjonalność i niepowta-rzalne wzornictwo, które zachwyciło specjalistów w tej dziedzinie. Noże marki Fiskars zostały już dwukrotnie uhonorowane prestiżową nagrodą w dziedzinie wzornictwa – Red Dot Design. W 2006 roku nagrodzono linię Functional Form za ergonomię, funkcjonalność i bezpieczeństwo użytkowania, a w 2013 roku noże Edge wyróżniono za wyjątkowe po-łączenie elegancji i wygody. Obie na-grodzone serie są dziełem duńskiego projektanta Tobiasa Wandrupa.

Page 68: Gazeta Łowiecka 1/2015

WARTO WIEDZIEĆ

Jaki powinien być idealny nóż? Przede wszystkim musi on spełniać kilka warunków:• głownia powinna być ze stali

nierdzewnej o twardości 52–56 HRC • kształt rękojeści musi być

ergonomiczny i zapewniać ochronę palcom

• kształt i szlif ostrza ma ułatwiać krojenie określonych produktów: śliskich, lepiących się, twardych

• osadzenie rękojeści ma ułatwiać utrzymanie noża w czystości

• jego powłoka ma zapobiegać przywieraniu produktów

EDGE – noże doskonałeFiskars Edge to linia noży o wyjątko-wym designie. Ostrza wykonano z wy-sokiej jakości japońskiej stali nierdzew-nej, a specjalny szlif jest gwarancją długotrwałej ostrości. Łatwość krojenia zapewnia łagodna linia ostrza i ergono-miczna rękojeść. Innowacyjna eleganc-ka powłoka nie tylko przyciąga wzrok – to właśnie dzięki niej krojona żyw-ność nie przywiera do ostrza, a nóż ła-two się czyści (można myć w zmywar-ce) i jest bardzo twardy. Noże Fiskars Edge doceniają nie tylko szefowie kuch-ni, ale też wszyscy, którzy cenią styl, jakość, funkcjonalność i bezpieczeństwo. Do ostrzenia wszystkich noży Fiskars zale-cana jest ostrzałka Roll-Sharp TM.

Więcej informacji o marce Fiskars, jej produktach, ich wykorzysta-niu oraz technikach krojenia mię-sa, ryb, warzyw i owoców, a także ciekawe przepisy znajdą Państwo w książce Wydawnictwa RM pod redakcją Marty Dobrowolskiej-Kierył

„Nóż w kuchni. Jak kroić i obierać, żeby smacznie zjeść”

iNóż typ Santoku

idowiedz się więcej

Page 69: Gazeta Łowiecka 1/2015

WARTO WIEDZIEĆ

Jaki powinien być idealny nóż? Przede wszystkim musi on spełniać kilka warunków:• głownia powinna być ze stali

nierdzewnej o twardości 52–56 HRC • kształt rękojeści musi być

ergonomiczny i zapewniać ochronę palcom

• kształt i szlif ostrza ma ułatwiać krojenie określonych produktów: śliskich, lepiących się, twardych

• osadzenie rękojeści ma ułatwiać utrzymanie noża w czystości

• jego powłoka ma zapobiegać przywieraniu produktów

EDGE – noże doskonałeFiskars Edge to linia noży o wyjątko-wym designie. Ostrza wykonano z wy-sokiej jakości japońskiej stali nierdzew-nej, a specjalny szlif jest gwarancją długotrwałej ostrości. Łatwość krojenia zapewnia łagodna linia ostrza i ergono-miczna rękojeść. Innowacyjna eleganc-ka powłoka nie tylko przyciąga wzrok – to właśnie dzięki niej krojona żyw-ność nie przywiera do ostrza, a nóż ła-two się czyści (można myć w zmywar-ce) i jest bardzo twardy. Noże Fiskars Edge doceniają nie tylko szefowie kuch-ni, ale też wszyscy, którzy cenią styl, jakość, funkcjonalność i bezpieczeństwo. Do ostrzenia wszystkich noży Fiskars zale-cana jest ostrzałka Roll-Sharp TM.

Więcej informacji o marce Fiskars, jej produktach, ich wykorzysta-niu oraz technikach krojenia mię-sa, ryb, warzyw i owoców, a także ciekawe przepisy znajdą Państwo w książce Wydawnictwa RM pod redakcją Marty Dobrowolskiej-Kierył

„Nóż w kuchni. Jak kroić i obierać, żeby smacznie zjeść”

iNóż typ Santoku

idowiedz się więcej

Page 70: Gazeta Łowiecka 1/2015

Menu na myśliwskie przyjęcie

TEKST: CORNELIS HOLLESTEINZDJĘCIA: MINJAKT.SE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 71: Gazeta Łowiecka 1/2015

Menu na myśliwskie przyjęcie

TEKST: CORNELIS HOLLESTEINZDJĘCIA: MINJAKT.SE

TŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 72: Gazeta Łowiecka 1/2015

37

Zapiekanka z ziemniaków – Gratin dauphinoisSKŁADNIKI• 1 kg mączystych ziemniaków• 300 g śmietany• 150 g tartego sera (najlepiej typu

Gouda albo Gruyère)• sól• biały pieprz• 1 łyżeczka gałki muszkatołowej• 1 ząbek czosnku

PRZYGOTOWANIEZiemniaki obrać i pokroić na cienkie plastry. Wymieszać je z tartym serem (zostawić ok. 100 g sera na posypa-nie), przeciśniętym przez praskę czo-snkiem, solą, pieprzem i odrobiną

startej gałki muszkatołowej. Następ-nie ułożyć plastry ziemniaka jedne na drugich w wysokiej brytfannie, naczyniu żaroodpornym lub formie do pieczenia, tak równo i zwarcie, jak to tylko możliwe. Wlać śmietanę, tak aby pokryła całkowicie powierzch-nię ziemniaków, a na wierzch posy-pać pozostały ser. Piec przynajmniej 1,5 godziny w dolnej części piekar-nika nastawionego na 125°C. Ziem-niaki muszą się dokładnie upiec. Po upieczeniu utworzą one razem ze śmietaną i serem zwartą, przypo-minającą ciasto masę. Pamiętajmy, że po wyjęciu z piekarnika zapiekan-ka powinna przestygnąć – wtedy bę-dzie łatwiej podzielić ją na porcje.

Page 73: Gazeta Łowiecka 1/2015

37

Zapiekanka z ziemniaków – Gratin dauphinoisSKŁADNIKI• 1 kg mączystych ziemniaków• 300 g śmietany• 150 g tartego sera (najlepiej typu

Gouda albo Gruyère)• sól• biały pieprz• 1 łyżeczka gałki muszkatołowej• 1 ząbek czosnku

PRZYGOTOWANIEZiemniaki obrać i pokroić na cienkie plastry. Wymieszać je z tartym serem (zostawić ok. 100 g sera na posypa-nie), przeciśniętym przez praskę czo-snkiem, solą, pieprzem i odrobiną

startej gałki muszkatołowej. Następ-nie ułożyć plastry ziemniaka jedne na drugich w wysokiej brytfannie, naczyniu żaroodpornym lub formie do pieczenia, tak równo i zwarcie, jak to tylko możliwe. Wlać śmietanę, tak aby pokryła całkowicie powierzch-nię ziemniaków, a na wierzch posy-pać pozostały ser. Piec przynajmniej 1,5 godziny w dolnej części piekar-nika nastawionego na 125°C. Ziem-niaki muszą się dokładnie upiec. Po upieczeniu utworzą one razem ze śmietaną i serem zwartą, przypo-minającą ciasto masę. Pamiętajmy, że po wyjęciu z piekarnika zapiekan-ka powinna przestygnąć – wtedy bę-dzie łatwiej podzielić ją na porcje.

Page 74: Gazeta Łowiecka 1/2015

38

RatatouilleSKŁADNIKI:• 1 mała cukinia• 1 mały bakłażan• 1 czerwona papryka• 1 żółta papryka• 1 pomarańczowa papryka• 2 szalotki bananowe• 2 suszone pomidory• 3 łyżki oliwy z oliwek• 1 łyżka octu z białego wina• sól i pieprz

PRZYGOTOWANIEWarzywa pokroić wedle uznania w cienkie plastry lub paski. Na patel-ni podsmażyć cebulę. Gdy się zru-mieni, dodać przygotowane warzy-wa i smażyć przez kilka minut, cały czas mieszając. Następnie dodać sól, pieprz i ocet, zmniejszyć ogień i du-sić przez 10 minut.

Page 75: Gazeta Łowiecka 1/2015

38

RatatouilleSKŁADNIKI:• 1 mała cukinia• 1 mały bakłażan• 1 czerwona papryka• 1 żółta papryka• 1 pomarańczowa papryka• 2 szalotki bananowe• 2 suszone pomidory• 3 łyżki oliwy z oliwek• 1 łyżka octu z białego wina• sól i pieprz

PRZYGOTOWANIEWarzywa pokroić wedle uznania w cienkie plastry lub paski. Na patel-ni podsmażyć cebulę. Gdy się zru-mieni, dodać przygotowane warzy-wa i smażyć przez kilka minut, cały czas mieszając. Następnie dodać sól, pieprz i ocet, zmniejszyć ogień i du-sić przez 10 minut.

Page 76: Gazeta Łowiecka 1/2015

39

Pachnący kawą sos z czerwonego wina i filet z sarnySOSSKŁADNIKI• 3 cebule szalotki• 2 suszone pomidory• 5 ziaren białego pieprzu• 2 gałązki świeżego tymianku• 10 g wędzonej wieprzowiny

lub bekonu• 1 łyżka oliwy z oliwek• 0,3 l czerwonego wina• 0,3 l bulionu cielęcego

(może być z gotowej bazy) • 2 łyżki stołowe ziaren kawy

FILET Z SARNY

PRZYGOTOWANIEWieprzowinę pokroić w kostkę, sza-lotki obrać i również pokroić, po-midory posiekać. W rondlu pod-grzać odrobinę oliwy, a następnie podsmażyć mięso i cebulę. Dodać pomidory i smażyć jeszcze chwi-lę. Dodać wino, tymianek i pieprz. Poczekać, aż się zagotuje, a następnie zmniejszyć ogień i gotować przez ok. 10 min. Wlać bulion i gotować, aż sos się zredukuje i w rondlu zosta- nie go trochę ponad pół szklanki. Dodać kawę i gotować na wolnym ogniu kolejne 5 minut. Sos przece-dzić przez sitko i odstawić.

PRZYGOTOWANIEMniejsze kawałki mięsa, jak np. filet cielęcy lub z sarniny, mają tendencję do szybkiego przypalania się, przez co mogą stać się suche i niesmacz-ne. Takiemu mięsu wiele daje po-krywająca je cienka warstwa tłusz-czu, dlatego ważne jest, by smażyć je w odpowiedni sposób. Filety przyprawić solą i pieprzem, w międzyczasie rozgrzewając patel-nię. Następnie wlać na nią 2–3 stoło-we łyżki oleju rzepakowego i dodać spory kawałek klarowanego masła. Mięso kładziemy dopiero, gdy masło całkowicie się rozpuści i zbrązowieje. W czasie smażenia mięsa nie należy go przesuwać na patelni ani podno-sić, żeby zobaczyć, czy się zrumieniło – oceniamy to po bokach filetu. Trze-ba go obrócić tylko raz w ciągu sma-żenia, polewając rumianym masłem. Po zdjęciu z patelni mięso owinąć po-dwójną warstwą folii aluminiowej i odstawić na 10 minut, aby odpoczęło.

Page 77: Gazeta Łowiecka 1/2015

39

Pachnący kawą sos z czerwonego wina i filet z sarnySOSSKŁADNIKI• 3 cebule szalotki• 2 suszone pomidory• 5 ziaren białego pieprzu• 2 gałązki świeżego tymianku• 10 g wędzonej wieprzowiny

lub bekonu• 1 łyżka oliwy z oliwek• 0,3 l czerwonego wina• 0,3 l bulionu cielęcego

(może być z gotowej bazy) • 2 łyżki stołowe ziaren kawy

FILET Z SARNY

PRZYGOTOWANIEWieprzowinę pokroić w kostkę, sza-lotki obrać i również pokroić, po-midory posiekać. W rondlu pod-grzać odrobinę oliwy, a następnie podsmażyć mięso i cebulę. Dodać pomidory i smażyć jeszcze chwi-lę. Dodać wino, tymianek i pieprz. Poczekać, aż się zagotuje, a następnie zmniejszyć ogień i gotować przez ok. 10 min. Wlać bulion i gotować, aż sos się zredukuje i w rondlu zosta- nie go trochę ponad pół szklanki. Dodać kawę i gotować na wolnym ogniu kolejne 5 minut. Sos przece-dzić przez sitko i odstawić.

PRZYGOTOWANIEMniejsze kawałki mięsa, jak np. filet cielęcy lub z sarniny, mają tendencję do szybkiego przypalania się, przez co mogą stać się suche i niesmacz-ne. Takiemu mięsu wiele daje po-krywająca je cienka warstwa tłusz-czu, dlatego ważne jest, by smażyć je w odpowiedni sposób. Filety przyprawić solą i pieprzem, w międzyczasie rozgrzewając patel-nię. Następnie wlać na nią 2–3 stoło-we łyżki oleju rzepakowego i dodać spory kawałek klarowanego masła. Mięso kładziemy dopiero, gdy masło całkowicie się rozpuści i zbrązowieje. W czasie smażenia mięsa nie należy go przesuwać na patelni ani podno-sić, żeby zobaczyć, czy się zrumieniło – oceniamy to po bokach filetu. Trze-ba go obrócić tylko raz w ciągu sma-żenia, polewając rumianym masłem. Po zdjęciu z patelni mięso owinąć po-dwójną warstwą folii aluminiowej i odstawić na 10 minut, aby odpoczęło.

Page 78: Gazeta Łowiecka 1/2015

AKCESORIA KUCHENNE Z NOWEJ LINII FUNCTIONAL FORMKURTKA BLASER RAM 2

CELOWNIK KOLIMATOROWY DELTA OPTICAL ENTRYDOT

DELTA OPTICAL TITANIUM 65ED II

ZESTAW JUSSA CAMO

LORNETKA ALPEN SHASTA

KAMIZELKA STRZELECKA BERETTA SILVER PIGEON

Nowa linia akcesoriów kuchennych Functional Form to nie tylko wyjąt-kowy design, ale przede wszystkim wysoka jakość materiałów i rozwią-zania, dzięki którym łatwiej i szybciej przygotujesz smaczną sałatkę.W skład nowej linii Functional Form wchodzą:

suszarka do sałaty – idealna zarówno do przygotowania pysznej sałat-ki, jak i podania jej w nowoczesnej formie. Biała misa świetnie sprawdzi się do mycia warzyw czy podania sałatki. Gdy połączymy ją ze specjal-nie wyprofilowanym sitkiem i przeźroczystą pokrywką, z łatwością wy-suszymy umytą sałatę czy rukolę.

Wygodna i nieprzemakalna.

Dla prawo- i leworęcznych

strzelców.

Lekka kurtka i spodnie z mem-braną AIR-TEX to bardzo dobre ubranie na okres wiosny, lata i jesieni. Lekki materiał nie blo-kuje ruchów, jest cichy przy poruszaniu się a jednocześnie membrana zabezpiecza myśli-wego przed deszczem, wiatrem i niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.

Delta Optical EntryDot to najnowszy kolimator na rynku. Niewielkich rozmiarów zamknięty celow-nik optyczny, dzięki precyzji wykonania, gwarantuje niezawodność i celność strzałów oraz pełny prze-gląd przedpola.Średnica świecącego punktu celowniczego 2 MOA jest idealnie dobranym wymiarem polecanym przez doświadczonych strzelców.Mocowanie weaver 22 mm. Możliwość dokupienia redukcji na szynę 11 mm.

To już druga generacja tego modelu. Luneta ma długość zaledwie 24 cm i waży tyle co przeciętnej wielkości lornetka, czyli 1350 g.W modelu 65ED zastosowano układ 4-soczewkowy – tzw. kwadruplet. Użycie czterech elementów po-zwoliło na doskonałe skorygowanie zarówno aber-racji chromatycznej jak i wszelkich wad pozaosio-wych.

WodoodpornaWieczysta gwarancja

Powiększenie: 8,5XSzerokość obiektywu: 50 mm

Ustawienie ostrości: CentralneTyp pryzmatów: Dachowy/BaK4

Liniowe pole widzenia [m]: 99/1000

Źrenica wyjściowa [mm]: 5.09 mm

Orientacyjne ceny detaliczne: od ok. 25 do ok. 90 zł

Cena: 1319 zł

Cena: 379 zł

Cena: 699 zł

Cena: 699 zł

Cena: 1490 zł

Cena: 745 zł

www.fiskars.pl

www.grube.pl

www.dolasu.pl

www.dolasu.pl

www.deltaoptical.pl

www.deltaoptical.pl

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

Page 79: Gazeta Łowiecka 1/2015

AKCESORIA KUCHENNE Z NOWEJ LINII FUNCTIONAL FORMKURTKA BLASER RAM 2

CELOWNIK KOLIMATOROWY DELTA OPTICAL ENTRYDOT

DELTA OPTICAL TITANIUM 65ED II

ZESTAW JUSSA CAMO

LORNETKA ALPEN SHASTA

KAMIZELKA STRZELECKA BERETTA SILVER PIGEON

Nowa linia akcesoriów kuchennych Functional Form to nie tylko wyjąt-kowy design, ale przede wszystkim wysoka jakość materiałów i rozwią-zania, dzięki którym łatwiej i szybciej przygotujesz smaczną sałatkę.W skład nowej linii Functional Form wchodzą:

suszarka do sałaty – idealna zarówno do przygotowania pysznej sałat-ki, jak i podania jej w nowoczesnej formie. Biała misa świetnie sprawdzi się do mycia warzyw czy podania sałatki. Gdy połączymy ją ze specjal-nie wyprofilowanym sitkiem i przeźroczystą pokrywką, z łatwością wy-suszymy umytą sałatę czy rukolę.

Wygodna i nieprzemakalna.

Dla prawo- i leworęcznych

strzelców.

Lekka kurtka i spodnie z mem-braną AIR-TEX to bardzo dobre ubranie na okres wiosny, lata i jesieni. Lekki materiał nie blo-kuje ruchów, jest cichy przy poruszaniu się a jednocześnie membrana zabezpiecza myśli-wego przed deszczem, wiatrem i niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.

Delta Optical EntryDot to najnowszy kolimator na rynku. Niewielkich rozmiarów zamknięty celow-nik optyczny, dzięki precyzji wykonania, gwarantuje niezawodność i celność strzałów oraz pełny prze-gląd przedpola.Średnica świecącego punktu celowniczego 2 MOA jest idealnie dobranym wymiarem polecanym przez doświadczonych strzelców.Mocowanie weaver 22 mm. Możliwość dokupienia redukcji na szynę 11 mm.

To już druga generacja tego modelu. Luneta ma długość zaledwie 24 cm i waży tyle co przeciętnej wielkości lornetka, czyli 1350 g.W modelu 65ED zastosowano układ 4-soczewkowy – tzw. kwadruplet. Użycie czterech elementów po-zwoliło na doskonałe skorygowanie zarówno aber-racji chromatycznej jak i wszelkich wad pozaosio-wych.

WodoodpornaWieczysta gwarancja

Powiększenie: 8,5XSzerokość obiektywu: 50 mm

Ustawienie ostrości: CentralneTyp pryzmatów: Dachowy/BaK4

Liniowe pole widzenia [m]: 99/1000

Źrenica wyjściowa [mm]: 5.09 mm

Orientacyjne ceny detaliczne: od ok. 25 do ok. 90 zł

Cena: 1319 zł

Cena: 379 zł

Cena: 699 zł

Cena: 699 zł

Cena: 1490 zł

Cena: 745 zł

www.fiskars.pl

www.grube.pl

www.dolasu.pl

www.dolasu.pl

www.deltaoptical.pl

www.deltaoptical.pl

GAZETA ŁOWIECKA POLECA

Page 80: Gazeta Łowiecka 1/2015

Don’t cry for me Argentina

W Argentynie sezon na jelenie w trakcie rykowiska przypada na koniec marca – rok łowiecki odwrócony jest tu do góry nogami,

ale to nie umniejsza przyjemności z polowania

TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGHTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 81: Gazeta Łowiecka 1/2015

Don’t cry for me Argentina

W Argentynie sezon na jelenie w trakcie rykowiska przypada na koniec marca – rok łowiecki odwrócony jest tu do góry nogami,

ale to nie umniejsza przyjemności z polowania

TEKST I ZDJĘCIA: JENS ULRIK HGHTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 82: Gazeta Łowiecka 1/2015

Siodłamy konie w ciemności. Emilio robił to już tysiące razy.

Odkąd pamięta, konie są częścią jego życia. Mniejszy, La Mulita, ma już swoje lata, będzie mnie woził po pagórkowatym terenie przez najbliższe dni. Stary wałach nie jest z tego zadowolony – wie, że czeka go kilka ciężkich dni w prażącym słońcu Patagonii.

Moje nozdrza wypełnia silny za-pach stajni. Emilio śpiewa ci-cho podczas pracy. Choć nie ro-zumiem słów, to jestem pewien, że traktują o jakimś rozdzierają-cym miłosnym dramacie. W trakcie długiego procesu szczot-kowania, sprawdzania kopyt i za-kładania wysłużonych siodeł, używanych przez gaucho, konie

stoją bez ruchu. La Mulita pry-cha z niezadowolenia, kiedy Emi-lio dociąga mu popręg. Wskazuje mi gestem, żebym wszedł na sto-jący pod ścianą kikut eukaliptusa i podprowadza tam konia. Kiedy na niego wskakuję, zwierzę demon-stracyjnie odsuwa się, zaczyna rżeć i stąpać w miejscu. Nie wkła-da jednak całego serca w tę pró-

bę uniknięcia pracy, więc szybko wspólnie dochodzimy do wniosku, że warto współpracować. Jest bez-wietrznie, nie ma ani jednej chmur-ki. Ruszamy w dolinę pomię-dzy wysokie, trawiaste wzgórza, a w naszych uszach rozbrzmiewa koncert jeleni w czasie rykowiska – wspaniały dźwięk dla uszu myśliwego.

Page 83: Gazeta Łowiecka 1/2015

Siodłamy konie w ciemności. Emilio robił to już tysiące razy.

Odkąd pamięta, konie są częścią jego życia. Mniejszy, La Mulita, ma już swoje lata, będzie mnie woził po pagórkowatym terenie przez najbliższe dni. Stary wałach nie jest z tego zadowolony – wie, że czeka go kilka ciężkich dni w prażącym słońcu Patagonii.

Moje nozdrza wypełnia silny za-pach stajni. Emilio śpiewa ci-cho podczas pracy. Choć nie ro-zumiem słów, to jestem pewien, że traktują o jakimś rozdzierają-cym miłosnym dramacie. W trakcie długiego procesu szczot-kowania, sprawdzania kopyt i za-kładania wysłużonych siodeł, używanych przez gaucho, konie

stoją bez ruchu. La Mulita pry-cha z niezadowolenia, kiedy Emi-lio dociąga mu popręg. Wskazuje mi gestem, żebym wszedł na sto-jący pod ścianą kikut eukaliptusa i podprowadza tam konia. Kiedy na niego wskakuję, zwierzę demon-stracyjnie odsuwa się, zaczyna rżeć i stąpać w miejscu. Nie wkła-da jednak całego serca w tę pró-

bę uniknięcia pracy, więc szybko wspólnie dochodzimy do wniosku, że warto współpracować. Jest bez-wietrznie, nie ma ani jednej chmur-ki. Ruszamy w dolinę pomię-dzy wysokie, trawiaste wzgórza, a w naszych uszach rozbrzmiewa koncert jeleni w czasie rykowiska – wspaniały dźwięk dla uszu myśliwego.

Page 84: Gazeta Łowiecka 1/2015

43

PODRÓŻ PRZEZ PATAGONIĘ To był drugi dzień mojego polowania w ogromnym łowisku w Patagonii, u podnóża Andów. Algar Safaris prowadzi tu wielką farmę łowiecką o powierzchni 22 tys. ha, gdzie na ogrodzonym terenie o wielkości 100 tys. ha hoduje jedne z najwięk-szych jeleni na świecie. Ale ja nie przyjechałem polować w zagrodzie, tylko w otwartej przestrzeni, pomię-dzy nią a górami, gdzie jelenie żywią się jedynie trawą. Ponieważ to olbrzymia powierzch-nia, stanąłem przed wyborem środ-ka transportu: samochód z napędem na cztery koła czy koń. Posłuchałem głosu serca, a nie... pośladków, i teraz z wolna, lecz pewnie posuwam się do przodu w towarzystwie pięknej przyrody i stukotu końskich kopyt. Dzień wcześniej ujechaliśmy prawie 50 km, aż dotarliśmy do dalekiej czę-ści łowiska, zamieszkanej przez gu-anako [Lama guanicoe – ssak z rodzaju lam – przyp. red]. Kamieniste wzgó-rza pokryte były tu kępkami gru-bej, suchej trawy i niskich krzewów, a ciągłe podejścia i zejścia stanowiły dla koni trudne zadanie. Wydawało mi się, że to teren nie do przebycia konno, a jednak silne zwierzęta za-wsze znajdowały pewne oparcie dla kopyt. Szybko nauczyłem się polegać

na moim wierzchowcu, koncentrując się jedynie na utrzymaniu się w siod-le podczas wspinaczki niemal piono-wymi zboczami.

W POSZUKIWANIU TROFEUM DOSKONAŁEGO Całą ziemię pokrywał wulkaniczny popiół. Jego warstwa miała parę cen-tymetrów, jednak w niektórych miej-scach brodziliśmy w nim niemal po kolana. Trzy lata wcześniej w Chile wybuchł wulkan, powodując kata-strofalny w skutkach deszcz popiołu. Jedna trzecia jeleni padła wówczas z głodu. Teraz pokarmu nie braku-je, ale ich długość życia skróciła się z powodu szybko ścierających się zębów.

Już pierwszego dnia widzieliśmy mnóstwo jeleni na rykowisku, ale żaden z nich nie spełniał wymagań Emilia. Dlatego dziś jechaliśmy w inną stronę, do obfitującej w ro-ślinność pięknej doliny znajdującej się bliżej obozu. W gęstych zaroślach na dnie doliny

Nasz wybraniec okazał się dużym szesnastakiem. Raz wszedł na ścieżkę

tylko 20 m od nas. Uniosłem i odbezpieczyłem broń,

ale Emilio potrząsnął głową – to nie takiego kalibru byka szukał

Page 85: Gazeta Łowiecka 1/2015

43

PODRÓŻ PRZEZ PATAGONIĘ To był drugi dzień mojego polowania w ogromnym łowisku w Patagonii, u podnóża Andów. Algar Safaris prowadzi tu wielką farmę łowiecką o powierzchni 22 tys. ha, gdzie na ogrodzonym terenie o wielkości 100 tys. ha hoduje jedne z najwięk-szych jeleni na świecie. Ale ja nie przyjechałem polować w zagrodzie, tylko w otwartej przestrzeni, pomię-dzy nią a górami, gdzie jelenie żywią się jedynie trawą. Ponieważ to olbrzymia powierzch-nia, stanąłem przed wyborem środ-ka transportu: samochód z napędem na cztery koła czy koń. Posłuchałem głosu serca, a nie... pośladków, i teraz z wolna, lecz pewnie posuwam się do przodu w towarzystwie pięknej przyrody i stukotu końskich kopyt. Dzień wcześniej ujechaliśmy prawie 50 km, aż dotarliśmy do dalekiej czę-ści łowiska, zamieszkanej przez gu-anako [Lama guanicoe – ssak z rodzaju lam – przyp. red]. Kamieniste wzgó-rza pokryte były tu kępkami gru-bej, suchej trawy i niskich krzewów, a ciągłe podejścia i zejścia stanowiły dla koni trudne zadanie. Wydawało mi się, że to teren nie do przebycia konno, a jednak silne zwierzęta za-wsze znajdowały pewne oparcie dla kopyt. Szybko nauczyłem się polegać

na moim wierzchowcu, koncentrując się jedynie na utrzymaniu się w siod-le podczas wspinaczki niemal piono-wymi zboczami.

W POSZUKIWANIU TROFEUM DOSKONAŁEGO Całą ziemię pokrywał wulkaniczny popiół. Jego warstwa miała parę cen-tymetrów, jednak w niektórych miej-scach brodziliśmy w nim niemal po kolana. Trzy lata wcześniej w Chile wybuchł wulkan, powodując kata-strofalny w skutkach deszcz popiołu. Jedna trzecia jeleni padła wówczas z głodu. Teraz pokarmu nie braku-je, ale ich długość życia skróciła się z powodu szybko ścierających się zębów.

Już pierwszego dnia widzieliśmy mnóstwo jeleni na rykowisku, ale żaden z nich nie spełniał wymagań Emilia. Dlatego dziś jechaliśmy w inną stronę, do obfitującej w ro-ślinność pięknej doliny znajdującej się bliżej obozu. W gęstych zaroślach na dnie doliny

Nasz wybraniec okazał się dużym szesnastakiem. Raz wszedł na ścieżkę

tylko 20 m od nas. Uniosłem i odbezpieczyłem broń,

ale Emilio potrząsnął głową – to nie takiego kalibru byka szukał

Page 86: Gazeta Łowiecka 1/2015

45

na czterokrotnym powiększeniu obserwowanie dzików nie stanowiło problemu. Namierzyłem ostatniego z nich i nacisnąłem spust. Rozległ się kwik, a za dzikiem unio-sła się chmura kurzu. Spróbowałem go znów namierzyć, ale przed ocza-mi miałem teraz plątaninę zarośli i dzików. Byłem jednak pewien, że wyjdzie z niej jeden dzik mniej. Zer-knąłem na Emilia, ale on potrząsnął głową i pokazał gestami, że spudło-wałem. Nie miałem wątpliwości, że strzał był trafiony. Podświadomie widziałem, co się stało, a przed oczami miałem siatkę celownika w momencie naci-śnięcia spustu – ponieważ warchlak biegł, kula powinna trafić go na wy-sokości oczu, trochę bardziej z tyłu. Kiedy więc szliśmy poszukać po-strzałka, moja intuicja podpowiada-ła, że jest dobrze – jednak Emilio był przekonany, że spudłowałem. 10 minut później doszliśmy do miejsca zestrzału. Nie było żadnej krwi. Roz-dzieliliśmy się, żeby przeszukać teren w kierunku, gdzie zniknął dzik. 30 m stamtąd krzaki robią się nie do przej-ścia, więc zmniejszam powiększenie do 1,8x, żeby zyskać maksymalne pole widzenia. Pojedyncza kropla krwi wy-starczy, bym wiedział, że dzik jest tra-fiony, tylko gdzie ona jest?

Page 87: Gazeta Łowiecka 1/2015

45

na czterokrotnym powiększeniu obserwowanie dzików nie stanowiło problemu. Namierzyłem ostatniego z nich i nacisnąłem spust. Rozległ się kwik, a za dzikiem unio-sła się chmura kurzu. Spróbowałem go znów namierzyć, ale przed ocza-mi miałem teraz plątaninę zarośli i dzików. Byłem jednak pewien, że wyjdzie z niej jeden dzik mniej. Zer-knąłem na Emilia, ale on potrząsnął głową i pokazał gestami, że spudło-wałem. Nie miałem wątpliwości, że strzał był trafiony. Podświadomie widziałem, co się stało, a przed oczami miałem siatkę celownika w momencie naci-śnięcia spustu – ponieważ warchlak biegł, kula powinna trafić go na wy-sokości oczu, trochę bardziej z tyłu. Kiedy więc szliśmy poszukać po-strzałka, moja intuicja podpowiada-ła, że jest dobrze – jednak Emilio był przekonany, że spudłowałem. 10 minut później doszliśmy do miejsca zestrzału. Nie było żadnej krwi. Roz-dzieliliśmy się, żeby przeszukać teren w kierunku, gdzie zniknął dzik. 30 m stamtąd krzaki robią się nie do przej-ścia, więc zmniejszam powiększenie do 1,8x, żeby zyskać maksymalne pole widzenia. Pojedyncza kropla krwi wy-starczy, bym wiedział, że dzik jest tra-fiony, tylko gdzie ona jest?

Page 88: Gazeta Łowiecka 1/2015

46

Gdy zaczynam przedzierać się przez krzaki, parę metrów przede mną dzik podnosi się. Strzelam ponownie. Dzieli nas dystans 10 kroków, je-stem pewien, że trafiłem. Ale on bie-gnie dalej! Przeładowuję. Wkrótce nadarza się druga okazja, gdy dzik przebiega ścieżkę 20 m ode mnie – kolejny strzał i nic! Znów przeła-dowuję, podczas gdy zwierzę znika w zaroślach. Słyszę trzask łamanych gałęzi. Zerkam z ukosa na Emilia i wyrzucam z siebie kilka brzydkich

słów po angielsku i po hiszpańsku. Co jest nie tak? Po chwili znaleźliśmy dzika martwe-go, z trzema śmiertelnymi postrzała-mi płucnymi. Miał ok. 35 kg. Dziury wyjściowe były równie duże, co wej-ściowe, co oznacza, że moja nowa amunicja jest zwyczajnie za duża na tak małą tuszę. Za to broń i luneta sprawiły się dobrze, z ich precyzją też było wszystko w porządku. Emilio wydawał się bardzo poruszony całą sytuacją. Widać było, że rozpamięty-

wał ją jeszcze, gdy nad strumieniem zajmował się zdobywczą.

BYK IDEALNY Przenieśliśmy tuszę w cień, a po-tem na życzenie Emilia wróciliśmy do miejsca, z którego strzelałem. To była ciężka droga, a nie do końca wie-działem, po co tam wracamy. W górę i w dół w żywym tempie szybko dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy pod szczytem i przyglądaliśmy się drugiej części doliny. Staliśmy tak

bez ruchu przez kilka minut, ła-piąc oddech. Nagle zrozumiałem, o co chodziło Emiliowi. Kiedy opra-wiał dzika, musiał usłyszeć ude-rzające o siebie poroża jeleni, od-głos walki. Zaczęliśmy się wspinać z nową energią. Kiedy dotarliśmy do grzbietu, Emilio przyklęknął. Zrobiłem to samo, chociaż będąc parę metrów za nim, nie wiedziałem, co tam zobaczył. On zastygł w bez-ruchu, obserwując dolinę przez lor-netkę. Ostrożnie przeczołgałem się

Page 89: Gazeta Łowiecka 1/2015

46

Gdy zaczynam przedzierać się przez krzaki, parę metrów przede mną dzik podnosi się. Strzelam ponownie. Dzieli nas dystans 10 kroków, je-stem pewien, że trafiłem. Ale on bie-gnie dalej! Przeładowuję. Wkrótce nadarza się druga okazja, gdy dzik przebiega ścieżkę 20 m ode mnie – kolejny strzał i nic! Znów przeła-dowuję, podczas gdy zwierzę znika w zaroślach. Słyszę trzask łamanych gałęzi. Zerkam z ukosa na Emilia i wyrzucam z siebie kilka brzydkich

słów po angielsku i po hiszpańsku. Co jest nie tak? Po chwili znaleźliśmy dzika martwe-go, z trzema śmiertelnymi postrzała-mi płucnymi. Miał ok. 35 kg. Dziury wyjściowe były równie duże, co wej-ściowe, co oznacza, że moja nowa amunicja jest zwyczajnie za duża na tak małą tuszę. Za to broń i luneta sprawiły się dobrze, z ich precyzją też było wszystko w porządku. Emilio wydawał się bardzo poruszony całą sytuacją. Widać było, że rozpamięty-

wał ją jeszcze, gdy nad strumieniem zajmował się zdobywczą.

BYK IDEALNY Przenieśliśmy tuszę w cień, a po-tem na życzenie Emilia wróciliśmy do miejsca, z którego strzelałem. To była ciężka droga, a nie do końca wie-działem, po co tam wracamy. W górę i w dół w żywym tempie szybko dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy pod szczytem i przyglądaliśmy się drugiej części doliny. Staliśmy tak

bez ruchu przez kilka minut, ła-piąc oddech. Nagle zrozumiałem, o co chodziło Emiliowi. Kiedy opra-wiał dzika, musiał usłyszeć ude-rzające o siebie poroża jeleni, od-głos walki. Zaczęliśmy się wspinać z nową energią. Kiedy dotarliśmy do grzbietu, Emilio przyklęknął. Zrobiłem to samo, chociaż będąc parę metrów za nim, nie wiedziałem, co tam zobaczył. On zastygł w bez-ruchu, obserwując dolinę przez lor-netkę. Ostrożnie przeczołgałem się

Page 90: Gazeta Łowiecka 1/2015

47

do niego i wyjrzałem ponad grzbiet wzgórza. Daleko pod nami rozgry-wała się walka. Dwa byki spotka-ły się w drodze z doliny na wzgó-rza, jeden był czternastakiem w sile wieku, drugi starym szesnastakiem o krótkich, ale niesamowicie moc-nych tykach. Twarz Emilia rozjaśniła się na jego widok – w końcu poja-wił się jeleń wart w jego mniemaniu strzału. Niedaleko nas znajdował się nie-wielki płaskowyż. Przedarłem się tam przez popiół i cierniste krzaki, po drodze wsadzając w jeden z nich rękę. Ustawiłem lunetę na maksy-malne powiększenie, 14 x, jednak byłem za daleko, żeby mieć pewny strzał. Pozostało mi czekać i liczyć na to, że coś się zmieni... Po kilku minutach mojego pełnego napięcia oczekiwania walczące byki uznały, że im wystarczy i każdy po-szedł w swoją stronę. Ten stary i sil-ny podszedł bliżej mnie – teraz to dopiero było napięcie. Ułożyłem się w pozycji do strzału, obserwując krok po kroku, jak potężny byk się zbli-ża. Miał świtę w postaci 5 czujnych łań, jednak nasza pozycja na skalnej półce była niemal idealna – słońce za plecami, żadnego wiatru. Krzepki jeleń powoli, lecz nieuchron-nie wypełniał krzyż celownika. Sły-

szałem swój własny puls, w ustach i gardle czułem suchość. Wkrótce stary byk znajdzie się w zasięgu strza-łu. Nie mogłem mieć lepszej pozycji. Odbezpieczyłem Mausera i przesu-nąłem palec na osłonę spustu. Jeleń stał dokładnie bokiem do mnie, kil-kaset metrów od podnóża wzniesie-nia. Odwróciłem głowę, żeby otrzy-mać potwierdzenie od Emilia i jego ocenę dystansu. On, jakby czytając w moich myślach, napisał w pyle:

300 m, i potrząsnął głową. Demon-stracyjnie ustawiłem regulator bali-styczny na 300 m. Zrozumiawszy, co chcę zrobić, Emilio uśmiechnął się z aprobatą, chociaż nigdy wcześniej nie widział lunety z ASV. Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem go i pozwoliłem, by czerwony punkt odnalazł łopatkę byka. Strzał prze-rwał ciszę, byk padł, a łanie się roz-biegły. Po chwili byk podniósł się, a ja, mając w pamięci uciekające-go dzika, posłałem od razu jeszcze jeden strzał. Jeleń padł i już się nie podniósł. Po żwawej, wyczerpującej wędrów-ce, która przyprawiła nas o mocną

Jestem pewien, że to miejsce, jego myśliwi i mój wierny

wierzchowiec La Mulita pozostaną w mej pamięci na długo

Page 91: Gazeta Łowiecka 1/2015

47

do niego i wyjrzałem ponad grzbiet wzgórza. Daleko pod nami rozgry-wała się walka. Dwa byki spotka-ły się w drodze z doliny na wzgó-rza, jeden był czternastakiem w sile wieku, drugi starym szesnastakiem o krótkich, ale niesamowicie moc-nych tykach. Twarz Emilia rozjaśniła się na jego widok – w końcu poja-wił się jeleń wart w jego mniemaniu strzału. Niedaleko nas znajdował się nie-wielki płaskowyż. Przedarłem się tam przez popiół i cierniste krzaki, po drodze wsadzając w jeden z nich rękę. Ustawiłem lunetę na maksy-malne powiększenie, 14 x, jednak byłem za daleko, żeby mieć pewny strzał. Pozostało mi czekać i liczyć na to, że coś się zmieni... Po kilku minutach mojego pełnego napięcia oczekiwania walczące byki uznały, że im wystarczy i każdy po-szedł w swoją stronę. Ten stary i sil-ny podszedł bliżej mnie – teraz to dopiero było napięcie. Ułożyłem się w pozycji do strzału, obserwując krok po kroku, jak potężny byk się zbli-ża. Miał świtę w postaci 5 czujnych łań, jednak nasza pozycja na skalnej półce była niemal idealna – słońce za plecami, żadnego wiatru. Krzepki jeleń powoli, lecz nieuchron-nie wypełniał krzyż celownika. Sły-

szałem swój własny puls, w ustach i gardle czułem suchość. Wkrótce stary byk znajdzie się w zasięgu strza-łu. Nie mogłem mieć lepszej pozycji. Odbezpieczyłem Mausera i przesu-nąłem palec na osłonę spustu. Jeleń stał dokładnie bokiem do mnie, kil-kaset metrów od podnóża wzniesie-nia. Odwróciłem głowę, żeby otrzy-mać potwierdzenie od Emilia i jego ocenę dystansu. On, jakby czytając w moich myślach, napisał w pyle:

300 m, i potrząsnął głową. Demon-stracyjnie ustawiłem regulator bali-styczny na 300 m. Zrozumiawszy, co chcę zrobić, Emilio uśmiechnął się z aprobatą, chociaż nigdy wcześniej nie widział lunety z ASV. Wziąłem głęboki oddech, wstrzymałem go i pozwoliłem, by czerwony punkt odnalazł łopatkę byka. Strzał prze-rwał ciszę, byk padł, a łanie się roz-biegły. Po chwili byk podniósł się, a ja, mając w pamięci uciekające-go dzika, posłałem od razu jeszcze jeden strzał. Jeleń padł i już się nie podniósł. Po żwawej, wyczerpującej wędrów-ce, która przyprawiła nas o mocną

Jestem pewien, że to miejsce, jego myśliwi i mój wierny

wierzchowiec La Mulita pozostaną w mej pamięci na długo

Page 92: Gazeta Łowiecka 1/2015

zadyszkę, dotarliśmy do miejsca ze-strzału. Oba strzały były dobre, tra-fiły tam, gdzie miały. Olbrzym leżał z wieńcem w popiele, a i chrapami ku niebu, jakby w ostat-nim cichym ryku. Długo tak staliśmy, przyglądając się bez słowa staremu wojownikowi. Następne dni upłynę-ły na swobodnym polowaniu. Udało mi się strzelić 3 jelenie, których jest pełno na terenach Algar Safaris.

MOJE WYPOSAŻENIENa tym wyjeździe miałem ze sobą lunetę Zeiss Victory HT 2,5–10x50 z celownikiem 60. Była wyposażona w dopasowany do mojej amuni-cji ASV+. Żeby szybko wyregulować lunetę, wystarczy znać odległość od celu. Lornetka, której używałem, to Zeiss HT 8x42. Używałem karabinu Mauser M03 African PH kalibru 300 Winchester Magnum. Świetnie się sprawdza na dłuższych dystansach, z którymi często mamy do czynienia w Afryce czy Ameryce Południowej.Polowałem w kurtce i spodniach Hurricane, które są lekkie, wy-trzymałe, elastyczne i nie szeleszczą. Flanelowa koszula Pajala, 100% bawełny. Buty Pro Hunter GTX 10 Amortex z kevlaru zapewniły mi komfort nawet na koniu!

Jestem pewien, że to miejsce, jego myśliwi i mój wierny wierzchowiec La Mulita pozostaną w mej pamięci na długo. Pewnego dnia tu powrócę, z karabinem na ramieniu – nie mogę myśleć inaczej, nie chcę. Mam na-dzieję, że stanie się to szybko.

Page 93: Gazeta Łowiecka 1/2015

zadyszkę, dotarliśmy do miejsca ze-strzału. Oba strzały były dobre, tra-fiły tam, gdzie miały. Olbrzym leżał z wieńcem w popiele, a i chrapami ku niebu, jakby w ostat-nim cichym ryku. Długo tak staliśmy, przyglądając się bez słowa staremu wojownikowi. Następne dni upłynę-ły na swobodnym polowaniu. Udało mi się strzelić 3 jelenie, których jest pełno na terenach Algar Safaris.

MOJE WYPOSAŻENIENa tym wyjeździe miałem ze sobą lunetę Zeiss Victory HT 2,5–10x50 z celownikiem 60. Była wyposażona w dopasowany do mojej amuni-cji ASV+. Żeby szybko wyregulować lunetę, wystarczy znać odległość od celu. Lornetka, której używałem, to Zeiss HT 8x42. Używałem karabinu Mauser M03 African PH kalibru 300 Winchester Magnum. Świetnie się sprawdza na dłuższych dystansach, z którymi często mamy do czynienia w Afryce czy Ameryce Południowej.Polowałem w kurtce i spodniach Hurricane, które są lekkie, wy-trzymałe, elastyczne i nie szeleszczą. Flanelowa koszula Pajala, 100% bawełny. Buty Pro Hunter GTX 10 Amortex z kevlaru zapewniły mi komfort nawet na koniu!

Jestem pewien, że to miejsce, jego myśliwi i mój wierny wierzchowiec La Mulita pozostaną w mej pamięci na długo. Pewnego dnia tu powrócę, z karabinem na ramieniu – nie mogę myśleć inaczej, nie chcę. Mam na-dzieję, że stanie się to szybko.

Page 94: Gazeta Łowiecka 1/2015

Targi Jagd & Hund Dortmund 2015

Pasjonatom łowiectwa, wśród których nie brakuje kibiców Borussii Dortmund, to miasto położone

w Zagłębiu Ruhry nie kojarzy się tylko z piłkarskim klubem. Dortmund słynie bowiem

z wyjątkowych Targów Jagd & Hund

ZDJĘCIA: ALENA STEINBACH

SZCZEGÓŁOWĄ RELACJĘ MOGĄ PAŃSTWO ZNALEŹĆ W GAZECIE WIRJAGEN, DARMOWEJ INTERNETOWEJ GAZECIE MYŚLIWSKIEJ NASZYCH ZACHODNICH SĄSIADÓW

Page 95: Gazeta Łowiecka 1/2015

Targi Jagd & Hund Dortmund 2015

Pasjonatom łowiectwa, wśród których nie brakuje kibiców Borussii Dortmund, to miasto położone

w Zagłębiu Ruhry nie kojarzy się tylko z piłkarskim klubem. Dortmund słynie bowiem

z wyjątkowych Targów Jagd & Hund

ZDJĘCIA: ALENA STEINBACH

SZCZEGÓŁOWĄ RELACJĘ MOGĄ PAŃSTWO ZNALEŹĆ W GAZECIE WIRJAGEN, DARMOWEJ INTERNETOWEJ GAZECIE MYŚLIWSKIEJ NASZYCH ZACHODNICH SĄSIADÓW

Page 96: Gazeta Łowiecka 1/2015

50

Największa łowiecka impre-za targowa Europy odbyła się

w dniach 3-8 lutego. Zainteresowa-nie dortmundzkimi targami z roku na rok rośnie, czego dowodem jest aktualna statystyka. W tegorocznej edycji, w sześciu halach swoje ofer-ty zaprezentowało 833 wystawców z 41 krajów, czyli o 85 więcej niż w roku ubiegłym. W ciągu kilku dni Messe Westfallenhallen Dort-mund odwiedziło prawie 77 tys. gości! Swoje święto mieli nie tyl-ko myśliwi i hodowcy psów my-śliwskich, ale również wędkarze – z myślą o nich w sąsiednich halach odbywały się Targi Fisch & Angel.My, choć nieco zazdrościmy roz-machu naszym sąsiadom zza Odry, z nadzieją patrzymy na nasze rodzi-me targowe imprezy w Poznaniu, Sosnowcu, Warszawie czy Ostró- dzie i zapraszamy do obejrzenia zdjęć z Dortmundu!

Page 97: Gazeta Łowiecka 1/2015

50

Największa łowiecka impre-za targowa Europy odbyła się

w dniach 3-8 lutego. Zainteresowa-nie dortmundzkimi targami z roku na rok rośnie, czego dowodem jest aktualna statystyka. W tegorocznej edycji, w sześciu halach swoje ofer-ty zaprezentowało 833 wystawców z 41 krajów, czyli o 85 więcej niż w roku ubiegłym. W ciągu kilku dni Messe Westfallenhallen Dort-mund odwiedziło prawie 77 tys. gości! Swoje święto mieli nie tyl-ko myśliwi i hodowcy psów my-śliwskich, ale również wędkarze – z myślą o nich w sąsiednich halach odbywały się Targi Fisch & Angel.My, choć nieco zazdrościmy roz-machu naszym sąsiadom zza Odry, z nadzieją patrzymy na nasze rodzi-me targowe imprezy w Poznaniu, Sosnowcu, Warszawie czy Ostró- dzie i zapraszamy do obejrzenia zdjęć z Dortmundu!

Page 98: Gazeta Łowiecka 1/2015

REKLAMA W GAZECIE ŁOWIECKIEJ

Chcesz szybko, skutecznie i atrakcyjnie zareklamować swój produkt? Teraz Gazeta Łowiecka, w poszerzonej o nowe funkcjonalności interak-tywnej aplikacji, otwiera przed Tobą wyjątkowe możliwości. Oferowany przez Ciebie produkt jest bezpośrednio podlinkowany do sklepu inter-netowego, w którym można go kupić. Z naszej aplikacji możesz korzy-stać na komputerze, tablecie i smartfonie, gdziekolwiek jesteś!Ofertę reklamową indywidualnie dopasowujemy do potrzeb Reklamo-dawcy, uwzględniając specyfikę każdej branży. Nie czekaj i skontaktuj się z Działem Reklamy Gazety Łowieckiej:e-mail: [email protected].: 22 428 11 76

Page 99: Gazeta Łowiecka 1/2015

REKLAMA W GAZECIE ŁOWIECKIEJ

Chcesz szybko, skutecznie i atrakcyjnie zareklamować swój produkt? Teraz Gazeta Łowiecka, w poszerzonej o nowe funkcjonalności interak-tywnej aplikacji, otwiera przed Tobą wyjątkowe możliwości. Oferowany przez Ciebie produkt jest bezpośrednio podlinkowany do sklepu inter-netowego, w którym można go kupić. Z naszej aplikacji możesz korzy-stać na komputerze, tablecie i smartfonie, gdziekolwiek jesteś!Ofertę reklamową indywidualnie dopasowujemy do potrzeb Reklamo-dawcy, uwzględniając specyfikę każdej branży. Nie czekaj i skontaktuj się z Działem Reklamy Gazety Łowieckiej:e-mail: [email protected].: 22 428 11 76

Page 100: Gazeta Łowiecka 1/2015

BERETTA 690 FIELD IIINASTĘPCA TRONU

Beretta 690 Field III jest myśliwską wersją wprowadzonego na rynek rok temu modelu 692, który przeznaczony jest przede wszystkim na tor

strzelecki. To półprofesjonalna alternatywa dla pasjonatów strzelania do rzutków.

Rekomendowana cena sklepowa 690-ki wynosząca 11 900 złotych nie czyni jej najtańszą bronią w ofercie firmy. Jednak kiedy jej się bliżej

przyjrzeć, wydaje się uzasadniona

TEKST I ZDJĘCIA: WWW.MINJAKT.SETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 101: Gazeta Łowiecka 1/2015

BERETTA 690 FIELD IIINASTĘPCA TRONU

Beretta 690 Field III jest myśliwską wersją wprowadzonego na rynek rok temu modelu 692, który przeznaczony jest przede wszystkim na tor

strzelecki. To półprofesjonalna alternatywa dla pasjonatów strzelania do rzutków.

Rekomendowana cena sklepowa 690-ki wynosząca 11 900 złotych nie czyni jej najtańszą bronią w ofercie firmy. Jednak kiedy jej się bliżej

przyjrzeć, wydaje się uzasadniona

TEKST I ZDJĘCIA: WWW.MINJAKT.SETŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 102: Gazeta Łowiecka 1/2015

53

Na początku lipca 2014 roku Be-retta zaprezentowała długo

oczekiwanego następcę modelu 686. Przedstawiciele magazynów strze-leckich z całego świata zebrali się we włoskiej Toskanii, by zobaczyć go na własne oczy, a przede wszystkim wziąć udział w testach nowej broni – 690 Field III. Strzelba bazuje w dużej mierze na modelu sportowym 692, z którego bierze całą nową technologię. Jednak wersja myśliwska jest dużo bardziej elegancka od swej sportowej kole-żanki: posiada smukły kształt, piękną grawerowaną w myśliwskie motywy baskilę i elegancką drewnianą osadę. Te dwie ostatnie cechy przyczyniły się do nadania strzelbie dodatkowej nazwy – Field III – co oznacza broń myśliwską III stopnia.

Nowy projekt lufy oraz lżejsze czó-łenko obniżyły wagę o 100 g w sto-sunku do modelu 687. 690 Field przy 71-centymetrowej lufie nie waży więcej niż 3,35 kg. Waga waha się o ok. 100 g w zależności od wybranej przez nas klasy drewna. Na razie model dostępny jest w kalibrze 12/76, ale w tym roku ma się pojawić wersja w kalibrze 20. Beretta 690 po-siada w standardzie pięć wymiennych czoków, jednak można zamówić wer-sję ze stałymi czokami. Ponadto pro-ducent oferuje wiele możliwości dopa-sowania broni do własnych potrzeb. Do wyboru są trzy długości lufy: 66, 71 i 76 cm, drewno na osadę, dwa kąty opadania kolby: 35/55 i 38/60, oba w prawym i lewym awantażu. Poza tym strzelba wyposażona jest w solid-ną, 2-centymetrową stopkę, która ab-

sorbuje najmocniejszą część odrzutu. Broń jest wyjątkowo dobrze wy-ważona. Ciężar umieszczono do-kładnie tam, gdzie powinien być w dobrej śrutówce, czyli pomiędzy rękami strzelca. Test podczas pre-zentacji odbył się w formie zawodów pomiędzy dziennikarzami, na wy-magającym torze strzeleckim oferują-cym 25 różnych konkurencji – z rzut-kami podawanymi wysoko, nisko, z boku, z tyłu, zając w przebiegu, itd. Broń, której używalismy podczas za-wodów, miała 71-centymetrową lufę. Zawody zostały tak zaplanowane, że wcześniejsze zapoznanie się z bro-nią nie było możliwe. Ta raczej śmia-ła strategia ze strony firmy odbiła się na wynikach niektórych strzelców. Dla moich długich ramion broń była trochę za krótka, ale mam tak z każ-

dą bronią o standardowym wymia-rze, więc jestem przyzwyczajony. Z kolei wyważenie jest doskonałe, można było to poczuć już przy pierw-szym strzale. Ja i Beretta 690 Field III szybko staliśmy się przyjaciół-mi. Umknęły nam 4 z 25 rzutków, co jest dobrym wynikiem, ale wystar-czyło tylko na trzecie miejsce w za-wodach, które wygrał Anglik Micha-el Yardley z 24 rzutkami na koncie – dobra robota! Tylko kilka razy wcześniej zdarzy-ło mi się tak szybko zaprzyjaźnić z bronią. Proces poznawania się był nieskomplikowany, a dobre wrażenie wzmocniła jeszcze efektywna stop-ka, która ujarzmiła i tak dość lekki odrzut. Chętnie postrzelam jeszcze z tego modelu, najlepiej z 71-centy-metrową lufą.

Page 103: Gazeta Łowiecka 1/2015

53

Na początku lipca 2014 roku Be-retta zaprezentowała długo

oczekiwanego następcę modelu 686. Przedstawiciele magazynów strze-leckich z całego świata zebrali się we włoskiej Toskanii, by zobaczyć go na własne oczy, a przede wszystkim wziąć udział w testach nowej broni – 690 Field III. Strzelba bazuje w dużej mierze na modelu sportowym 692, z którego bierze całą nową technologię. Jednak wersja myśliwska jest dużo bardziej elegancka od swej sportowej kole-żanki: posiada smukły kształt, piękną grawerowaną w myśliwskie motywy baskilę i elegancką drewnianą osadę. Te dwie ostatnie cechy przyczyniły się do nadania strzelbie dodatkowej nazwy – Field III – co oznacza broń myśliwską III stopnia.

Nowy projekt lufy oraz lżejsze czó-łenko obniżyły wagę o 100 g w sto-sunku do modelu 687. 690 Field przy 71-centymetrowej lufie nie waży więcej niż 3,35 kg. Waga waha się o ok. 100 g w zależności od wybranej przez nas klasy drewna. Na razie model dostępny jest w kalibrze 12/76, ale w tym roku ma się pojawić wersja w kalibrze 20. Beretta 690 po-siada w standardzie pięć wymiennych czoków, jednak można zamówić wer-sję ze stałymi czokami. Ponadto pro-ducent oferuje wiele możliwości dopa-sowania broni do własnych potrzeb. Do wyboru są trzy długości lufy: 66, 71 i 76 cm, drewno na osadę, dwa kąty opadania kolby: 35/55 i 38/60, oba w prawym i lewym awantażu. Poza tym strzelba wyposażona jest w solid-ną, 2-centymetrową stopkę, która ab-

sorbuje najmocniejszą część odrzutu. Broń jest wyjątkowo dobrze wy-ważona. Ciężar umieszczono do-kładnie tam, gdzie powinien być w dobrej śrutówce, czyli pomiędzy rękami strzelca. Test podczas pre-zentacji odbył się w formie zawodów pomiędzy dziennikarzami, na wy-magającym torze strzeleckim oferują-cym 25 różnych konkurencji – z rzut-kami podawanymi wysoko, nisko, z boku, z tyłu, zając w przebiegu, itd. Broń, której używalismy podczas za-wodów, miała 71-centymetrową lufę. Zawody zostały tak zaplanowane, że wcześniejsze zapoznanie się z bro-nią nie było możliwe. Ta raczej śmia-ła strategia ze strony firmy odbiła się na wynikach niektórych strzelców. Dla moich długich ramion broń była trochę za krótka, ale mam tak z każ-

dą bronią o standardowym wymia-rze, więc jestem przyzwyczajony. Z kolei wyważenie jest doskonałe, można było to poczuć już przy pierw-szym strzale. Ja i Beretta 690 Field III szybko staliśmy się przyjaciół-mi. Umknęły nam 4 z 25 rzutków, co jest dobrym wynikiem, ale wystar-czyło tylko na trzecie miejsce w za-wodach, które wygrał Anglik Micha-el Yardley z 24 rzutkami na koncie – dobra robota! Tylko kilka razy wcześniej zdarzy-ło mi się tak szybko zaprzyjaźnić z bronią. Proces poznawania się był nieskomplikowany, a dobre wrażenie wzmocniła jeszcze efektywna stop-ka, która ujarzmiła i tak dość lekki odrzut. Chętnie postrzelam jeszcze z tego modelu, najlepiej z 71-centy-metrową lufą.

Page 104: Gazeta Łowiecka 1/2015

EXPOHunting 2015

W łowieckim kalendarzu kwiecień oznacza, że czas ruszać do Sosnowca na odbywające się tam Targi EXPOHunting. O ich tegorocznej edycji oraz towarzyszącym im wydarzeniom

rozmawiamy z Agnieszką Miklas, Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich

EXPOHuntingROZMAWIA: ADAM PIOSIK

ZDJĘCIA: EXPOHUNTING

ZAPRASZAMY DO SOSNOWCA!

Agnieszka Miklas – Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting, Kierownik Działu Targowego w Centrum Targowo-Konferencyjnym Expo Silesia w Sosnowcu, od blisko 7 lat odnosi sukcesy w branży targowej

To już 6. edycja Targów Łowiec-kich EXPOHunting. Kto wpadł na ich pomysł i jak się to wszyst-ko zaczęło?

Wielu z Państwa zaskoczy zapewne fakt, że pomysł na organizację tar-gów łowieckich w Centrum Targo-wo–Konferencyjnym Expo Sile-sia w Sosnowcu zrodził się, jak to często bywa… przypadkiem. Jako pracownik młodego jeszcze na tar-gowej mapie Polski ośrodka, poszu-

kiwałam ciekawych i innowacyjnych pomysłów na kolejną imprezę. I tu z pomocą przyszedł mój ojciec, któ-rego dobry znajomy jest zapalonym myśliwym. To on zachęcił mnie do zbadania rynku branży łowieckiej i jak się z czasem okazało – była to genialna decyzja. W samym bowiem woj. śląskim i ościennych działa po-nad 700 kół łowieckich z 2,5 tys. na obszarze całego kraju. To 24 tys. zrzeszonych członków, polujących na obszarze ponad

5,5 mln ha obwodów łowieckich. Ponadto Expo Silesia zlokalizo-wane jest zaledwie godzinę dro-gi od granicy z Republiką Cze-ską i dwie godziny od granicy ze Słowacją. Doskonała lokalizacja – bliskość dwóch lotnisk czy au-tostrady, sprawia, że EXPO-Hunting – bardzo chętnie od-wiedzają teraz również goście z zagranicy. Pierwsze targi udowod-niły, że to właśnie lokalizacja stała się gwarantem dotarcia do ogrom-

nej rzeszy potencjalnych klientów – 25 stoisk odwiedziło wtedy po-nad 3 tys. zwiedzających! I co roku liczba ta wzrasta, podob-nie jak liczba firm, zaintereso-wanych dotarciem do odbior-ców, którzy chętnie podejmują u nas decyzje zakupowe – zarów-no te prywatne, jak i kontraktowe. Bardzo ważnym atutem jest też wio-senny termin EXPOHunting. Kwie-cień jest miesiącem, kiedy prawdzi-wy myśliwy tęskni już za łowiskiem.

Page 105: Gazeta Łowiecka 1/2015

EXPOHunting 2015

W łowieckim kalendarzu kwiecień oznacza, że czas ruszać do Sosnowca na odbywające się tam Targi EXPOHunting. O ich tegorocznej edycji oraz towarzyszącym im wydarzeniom

rozmawiamy z Agnieszką Miklas, Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich

EXPOHuntingROZMAWIA: ADAM PIOSIK

ZDJĘCIA: EXPOHUNTING

ZAPRASZAMY DO SOSNOWCA!

Agnieszka Miklas – Dyrektor Międzynarodowych Targów Łowieckich EXPOHunting, Kierownik Działu Targowego w Centrum Targowo-Konferencyjnym Expo Silesia w Sosnowcu, od blisko 7 lat odnosi sukcesy w branży targowej

To już 6. edycja Targów Łowiec-kich EXPOHunting. Kto wpadł na ich pomysł i jak się to wszyst-ko zaczęło?

Wielu z Państwa zaskoczy zapewne fakt, że pomysł na organizację tar-gów łowieckich w Centrum Targo-wo–Konferencyjnym Expo Sile-sia w Sosnowcu zrodził się, jak to często bywa… przypadkiem. Jako pracownik młodego jeszcze na tar-gowej mapie Polski ośrodka, poszu-

kiwałam ciekawych i innowacyjnych pomysłów na kolejną imprezę. I tu z pomocą przyszedł mój ojciec, któ-rego dobry znajomy jest zapalonym myśliwym. To on zachęcił mnie do zbadania rynku branży łowieckiej i jak się z czasem okazało – była to genialna decyzja. W samym bowiem woj. śląskim i ościennych działa po-nad 700 kół łowieckich z 2,5 tys. na obszarze całego kraju. To 24 tys. zrzeszonych członków, polujących na obszarze ponad

5,5 mln ha obwodów łowieckich. Ponadto Expo Silesia zlokalizo-wane jest zaledwie godzinę dro-gi od granicy z Republiką Cze-ską i dwie godziny od granicy ze Słowacją. Doskonała lokalizacja – bliskość dwóch lotnisk czy au-tostrady, sprawia, że EXPO-Hunting – bardzo chętnie od-wiedzają teraz również goście z zagranicy. Pierwsze targi udowod-niły, że to właśnie lokalizacja stała się gwarantem dotarcia do ogrom-

nej rzeszy potencjalnych klientów – 25 stoisk odwiedziło wtedy po-nad 3 tys. zwiedzających! I co roku liczba ta wzrasta, podob-nie jak liczba firm, zaintereso-wanych dotarciem do odbior-ców, którzy chętnie podejmują u nas decyzje zakupowe – zarów-no te prywatne, jak i kontraktowe. Bardzo ważnym atutem jest też wio-senny termin EXPOHunting. Kwie-cień jest miesiącem, kiedy prawdzi-wy myśliwy tęskni już za łowiskiem.

Page 106: Gazeta Łowiecka 1/2015

55

Do rozpoczęcia sezonu polowań na rogacze jest jeszcze miesiąc – to zatem idealny czas na „odświeżenie” swojego ekwipunku bez dylematu, czy wybrać się do lasu, czy spotkać z kole-gami podczas EXPOHunting…

Jakie zmiany zostaną wprowa-dzone w tym roku w porównaniu do poprzednich edycji?

Rok 2015 zapowiada się naprawdę imponująco. Udział w Targach za-deklarowały już nie tylko firmy kra-jowe, ale i zagraniczne. Tegoroczna

ekspozycja po raz pierwszy w hi-storii zajmie przestrzeń całej hali naszego ośrodka, tj. 10,5 tys. m2. Sukcesywnie staramy się poszerzać tematykę targów i promować aspek-ty łowiectwa do tej pory nieznane w Polsce lub te, które dopiero zyskują na popularności. Jako pierwsi w Pol-sce prezentowaliśmy łucznictwo 3D czy też ofertę knifemakerów. W tym roku szczególnie szeroko będą pre-zentowane broń i amunicja. Oprócz oferty z zakresu optyki, noży, odzieży i obuwia, znaczącą ekspozycję zare-zerwowano dla samochodów – 4x4

i specjalistycznych, niezbędnych w pracy każdego koła łowieckiego czy pracowników leśnictwa. Podtrzy-mujemy rozwiązania, które spraw-dzają się od kilku edycji – m.in. po-dział Targów na strefy, dzięki którym zwiedzającym łatwiej jest znaleźć to, czego szukają.

Ilu wystawców i z jakich państw zobaczymy podczas tegorocznej edycji Targów?

Praca nad przygotowaniem Targów trwa, tak więc liczba wystawców

i reprezentowanych krajów zmienia się niemal z dnia na dzień! Już dziś wiemy, że ponownie liczby okażą się dla nas łaskawe, a wskaźniki doty-czące wystawców, jak i powierzch-ni ekspozycyjnej będą większe niż w roku 2014. Dla przypomnienia – podczas ostatniej edycji swoją ofer-tę przedstawiło ponad 160 firm, re-prezentujących blisko 400 świato-wych marek. W chwili obecnej wśród zagranicznych wystawców są przed-stawiciele z Republiki Czeskiej, Węgier, Rumunii, Austrii, Niemiec, Pakistanu czy Namibii.

Page 107: Gazeta Łowiecka 1/2015

55

Do rozpoczęcia sezonu polowań na rogacze jest jeszcze miesiąc – to zatem idealny czas na „odświeżenie” swojego ekwipunku bez dylematu, czy wybrać się do lasu, czy spotkać z kole-gami podczas EXPOHunting…

Jakie zmiany zostaną wprowa-dzone w tym roku w porównaniu do poprzednich edycji?

Rok 2015 zapowiada się naprawdę imponująco. Udział w Targach za-deklarowały już nie tylko firmy kra-jowe, ale i zagraniczne. Tegoroczna

ekspozycja po raz pierwszy w hi-storii zajmie przestrzeń całej hali naszego ośrodka, tj. 10,5 tys. m2. Sukcesywnie staramy się poszerzać tematykę targów i promować aspek-ty łowiectwa do tej pory nieznane w Polsce lub te, które dopiero zyskują na popularności. Jako pierwsi w Pol-sce prezentowaliśmy łucznictwo 3D czy też ofertę knifemakerów. W tym roku szczególnie szeroko będą pre-zentowane broń i amunicja. Oprócz oferty z zakresu optyki, noży, odzieży i obuwia, znaczącą ekspozycję zare-zerwowano dla samochodów – 4x4

i specjalistycznych, niezbędnych w pracy każdego koła łowieckiego czy pracowników leśnictwa. Podtrzy-mujemy rozwiązania, które spraw-dzają się od kilku edycji – m.in. po-dział Targów na strefy, dzięki którym zwiedzającym łatwiej jest znaleźć to, czego szukają.

Ilu wystawców i z jakich państw zobaczymy podczas tegorocznej edycji Targów?

Praca nad przygotowaniem Targów trwa, tak więc liczba wystawców

i reprezentowanych krajów zmienia się niemal z dnia na dzień! Już dziś wiemy, że ponownie liczby okażą się dla nas łaskawe, a wskaźniki doty-czące wystawców, jak i powierzch-ni ekspozycyjnej będą większe niż w roku 2014. Dla przypomnienia – podczas ostatniej edycji swoją ofer-tę przedstawiło ponad 160 firm, re-prezentujących blisko 400 świato-wych marek. W chwili obecnej wśród zagranicznych wystawców są przed-stawiciele z Republiki Czeskiej, Węgier, Rumunii, Austrii, Niemiec, Pakistanu czy Namibii.

Page 108: Gazeta Łowiecka 1/2015

56

Jakie wydarzenia towarzyszą-ce kwietniowym Targom poleca Pani naszym Czytelnikom?

Na sukces EXPOHunting składa się nie tylko atrakcyjna oferta wy-stawców, ale i rekordowy program, zwykle blisko 40 wydarzeń to-warzyszących. Wśród nich znaj-dą się m.in. wystawy przyrodnicze i trofeów z różnych zakątków świata, wystawy fotografii, prezentacja pta-ków drapieżnych, koncerty muzyki myśliwskiej i prezentacje sygnałów łowieckich. Dla tych, którzy chcą sprawdzić swoje strzeleckie umiejęt-ności partnerzy targów przygotują strzelnice łucznicze i laserowe. Nie zabraknie konkursów dla zwiedza-jących – m.in. fotograficznego oraz wiedzy myśliwskiej. Na targowej scenie zagości prezentacja nowych produktów, pokaz wabienia jeleni oraz Hunting Fashion Show – pokaz mody myśliwskiej. Miłośnikom sztu-ki współczesnej polecamy natomiast wystawę prac wybitnego polskiego artysty – Lecha Batora.Miło mi poinformować, że 11 kwiet- nia Targom EXPOHunting towarzy-szyć będzie I Krajowa Wystawa Użyt-kowych Psów Ras Myśliwskich dla psów posiadających Certyfikat Użyt-kowości Łowieckiej. Inspiracją do

zorganizowania wystawy dla psów myśliwskich o randze krajowej przez bytomski oddział Związku Kynolo-gicznego w Polsce oraz Expo Silesia były coroczne Prezentacje Psów My-śliwskich, odbywające się od pierw-szej edycji EXPOHunting. To wy-jątkowe i jedyne takie wydarzenie w Polsce, dlatego zapraszam wszyst-kich myśliwych i ich czworonogi!

Jak oceniłaby Pani Targi EXPO-Hunting w Sosnowcu na tle innych tego typu wydarzeń zorganizowanych z myślą o śro-dowisku łowieckim?

Łowiecką brać z pewnością cieszą wszystkie te wydarzenia, gdyż są one oczywiście doskonałą okazją do spo-tkań w gronie kolegów. Oceniając je jednak z szerszej perspektywy, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czym przede wszystkim są Targi? To prze-cież narzędzie marketingowe, które-go głównym celem nadal pozostaje wzrost sprzedaży. W opinii naszych wystawców to właśnie EXPOHun-ting są najważniejszą imprezą w Pol-sce, która umożliwia im jego reali-zację, wpływając zarówno na wzrost sprzedaży hurtowej, jak i detalicznej. Targi w Sosnowcu co roku szukają nowych rozwiązań, które wpływa-

ją na jakość świadczonych przez nas usług w tym zakresie. Muszę przy-znać, że razem z Zespołem z dumą patrzymy, jak nasze innowacyjne po-mysły powielane są przez innych or-ganizatorów wydarzeń dla braci ło-wieckiej – nie da się ukryć, że Targi EXPOHunting wyznaczają trendy! Dużym sukcesem jest również to, że marka EXPOHunting znana jest już nie tylko na polskim, ale i euro-pejskim rynku.

Do niedawna w naszym kraju od-bywały się tylko dwie duże impre-zy targowe dla myśliwych i sym-patyków łowiectwa. W zeszłym roku udanie zadebiutowały Tar-gi Hubertus Arena w Ostródzie, dopiero co zakończyły się pierw-sze Targi Knieje w Poznaniu. Jesteśmy dość małym krajem jeśli chodzi o liczbę myśliwych – nie za dużo tych imprez?

Dlatego uważam, że każda oka-zja do integracji łowieckiej bra-ci jest dobra – czy mówimy o tar- gach, wystawach, festiwalach, hu- bertusach, czy konkursach. Każde z takich wydarzeń to także doskonała promocja łowiectwa wśród lokalnej społeczności i w mediach niezwiąza-nych z branżą myśliwską.

Page 109: Gazeta Łowiecka 1/2015

56

Jakie wydarzenia towarzyszą-ce kwietniowym Targom poleca Pani naszym Czytelnikom?

Na sukces EXPOHunting składa się nie tylko atrakcyjna oferta wy-stawców, ale i rekordowy program, zwykle blisko 40 wydarzeń to-warzyszących. Wśród nich znaj-dą się m.in. wystawy przyrodnicze i trofeów z różnych zakątków świata, wystawy fotografii, prezentacja pta-ków drapieżnych, koncerty muzyki myśliwskiej i prezentacje sygnałów łowieckich. Dla tych, którzy chcą sprawdzić swoje strzeleckie umiejęt-ności partnerzy targów przygotują strzelnice łucznicze i laserowe. Nie zabraknie konkursów dla zwiedza-jących – m.in. fotograficznego oraz wiedzy myśliwskiej. Na targowej scenie zagości prezentacja nowych produktów, pokaz wabienia jeleni oraz Hunting Fashion Show – pokaz mody myśliwskiej. Miłośnikom sztu-ki współczesnej polecamy natomiast wystawę prac wybitnego polskiego artysty – Lecha Batora.Miło mi poinformować, że 11 kwiet- nia Targom EXPOHunting towarzy-szyć będzie I Krajowa Wystawa Użyt-kowych Psów Ras Myśliwskich dla psów posiadających Certyfikat Użyt-kowości Łowieckiej. Inspiracją do

zorganizowania wystawy dla psów myśliwskich o randze krajowej przez bytomski oddział Związku Kynolo-gicznego w Polsce oraz Expo Silesia były coroczne Prezentacje Psów My-śliwskich, odbywające się od pierw-szej edycji EXPOHunting. To wy-jątkowe i jedyne takie wydarzenie w Polsce, dlatego zapraszam wszyst-kich myśliwych i ich czworonogi!

Jak oceniłaby Pani Targi EXPO-Hunting w Sosnowcu na tle innych tego typu wydarzeń zorganizowanych z myślą o śro-dowisku łowieckim?

Łowiecką brać z pewnością cieszą wszystkie te wydarzenia, gdyż są one oczywiście doskonałą okazją do spo-tkań w gronie kolegów. Oceniając je jednak z szerszej perspektywy, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czym przede wszystkim są Targi? To prze-cież narzędzie marketingowe, które-go głównym celem nadal pozostaje wzrost sprzedaży. W opinii naszych wystawców to właśnie EXPOHun-ting są najważniejszą imprezą w Pol-sce, która umożliwia im jego reali-zację, wpływając zarówno na wzrost sprzedaży hurtowej, jak i detalicznej. Targi w Sosnowcu co roku szukają nowych rozwiązań, które wpływa-

ją na jakość świadczonych przez nas usług w tym zakresie. Muszę przy-znać, że razem z Zespołem z dumą patrzymy, jak nasze innowacyjne po-mysły powielane są przez innych or-ganizatorów wydarzeń dla braci ło-wieckiej – nie da się ukryć, że Targi EXPOHunting wyznaczają trendy! Dużym sukcesem jest również to, że marka EXPOHunting znana jest już nie tylko na polskim, ale i euro-pejskim rynku.

Do niedawna w naszym kraju od-bywały się tylko dwie duże impre-zy targowe dla myśliwych i sym-patyków łowiectwa. W zeszłym roku udanie zadebiutowały Tar-gi Hubertus Arena w Ostródzie, dopiero co zakończyły się pierw-sze Targi Knieje w Poznaniu. Jesteśmy dość małym krajem jeśli chodzi o liczbę myśliwych – nie za dużo tych imprez?

Dlatego uważam, że każda oka-zja do integracji łowieckiej bra-ci jest dobra – czy mówimy o tar- gach, wystawach, festiwalach, hu- bertusach, czy konkursach. Każde z takich wydarzeń to także doskonała promocja łowiectwa wśród lokalnej społeczności i w mediach niezwiąza-nych z branżą myśliwską.

Page 110: Gazeta Łowiecka 1/2015

57

Wiemy, że odwiedza Pani liczne imprezy dla myśliwych w całej Europie. Które z nich szczególnie poleciłaby Pani naszym Czytelni-kom. Jakie wzorce stara się Pani przenosić na rodzimy grunt?

To prawda, staram się regularnie uczestniczyć w wydarzeniach za-granicznych. To dla mnie okazja nie tylko do spotkań z firmami, ale również idealne miejsce do podpa-trzenia dobrych rozwiązań i prak-tyk, które staram się wdrożyć wraz z Zespołem do naszych działań. Z targów zagranicznych z pew-

nością warto wymienić takie jak: IWA OutdoorClassics w No-rymberdze, JAGD & HUND w Dortmundzie, czy Silva Regina w Brnie. Z niecierpliwością cze-kam na Die Hohe & Fischerei w Salzburgu, które odwiedzę w tym roku po raz pierwszy. Wyjazdy na imprezy odbywa-jące się poza granicami Polski to najlepsza okazja do kontaktów bezpośrednich z producentami. To dzięki tym spotkaniom EXPO-Hunting mogą się pochwalić praw-dziwie międzynarodową rangą – na targach reprezentowanych jest

blisko 400 marek z całego świata. Z uwagą słucham także podpowie-dzi naszych rodzimych wystawców i partnerów, a wszystkie cenne wska-zówki staram się wprowadzić w życie na Targach w Sosnowcu.

Jaki jest Pani cel jako organizator-ki Targów na następne lata i czy ma Pani jakieś marzenia związa-ne z rozwojem tej imprezy?

Naszym celem jest przede wszystkim promocja łowiectwa. Chciałabym, aby Targi EXPOHunting były do- brym miejscem spotkań łowieckiej

braci, a data naszego wydarzenia na stałe wpisała się do jej kalenda- rzy. Mam nadzieję na dalszy roz-wój imprezy, wzrost najważniej-szych wskaźników, i zadowolenia – zarówno wystawców jak i zwie-dzających. To, że te marzenia mogą się spełnić, widać już dziś. Stały rozwój targów myśliwskich, prezentacja nowości i systematycz-na praca nad poszerzeniem zakre-su branżowego zaowocowała no-wym wydarzeniem w kalendarzu Expo Silesia. W maju zaprasza-my na premierową edycję Targów Strzelectwa, Militariów i Survivalu

Page 111: Gazeta Łowiecka 1/2015

57

Wiemy, że odwiedza Pani liczne imprezy dla myśliwych w całej Europie. Które z nich szczególnie poleciłaby Pani naszym Czytelni-kom. Jakie wzorce stara się Pani przenosić na rodzimy grunt?

To prawda, staram się regularnie uczestniczyć w wydarzeniach za-granicznych. To dla mnie okazja nie tylko do spotkań z firmami, ale również idealne miejsce do podpa-trzenia dobrych rozwiązań i prak-tyk, które staram się wdrożyć wraz z Zespołem do naszych działań. Z targów zagranicznych z pew-

nością warto wymienić takie jak: IWA OutdoorClassics w No-rymberdze, JAGD & HUND w Dortmundzie, czy Silva Regina w Brnie. Z niecierpliwością cze-kam na Die Hohe & Fischerei w Salzburgu, które odwiedzę w tym roku po raz pierwszy. Wyjazdy na imprezy odbywa-jące się poza granicami Polski to najlepsza okazja do kontaktów bezpośrednich z producentami. To dzięki tym spotkaniom EXPO-Hunting mogą się pochwalić praw-dziwie międzynarodową rangą – na targach reprezentowanych jest

blisko 400 marek z całego świata. Z uwagą słucham także podpowie-dzi naszych rodzimych wystawców i partnerów, a wszystkie cenne wska-zówki staram się wprowadzić w życie na Targach w Sosnowcu.

Jaki jest Pani cel jako organizator-ki Targów na następne lata i czy ma Pani jakieś marzenia związa-ne z rozwojem tej imprezy?

Naszym celem jest przede wszystkim promocja łowiectwa. Chciałabym, aby Targi EXPOHunting były do- brym miejscem spotkań łowieckiej

braci, a data naszego wydarzenia na stałe wpisała się do jej kalenda- rzy. Mam nadzieję na dalszy roz-wój imprezy, wzrost najważniej-szych wskaźników, i zadowolenia – zarówno wystawców jak i zwie-dzających. To, że te marzenia mogą się spełnić, widać już dziś. Stały rozwój targów myśliwskich, prezentacja nowości i systematycz-na praca nad poszerzeniem zakre-su branżowego zaowocowała no-wym wydarzeniem w kalendarzu Expo Silesia. W maju zaprasza-my na premierową edycję Targów Strzelectwa, Militariów i Survivalu

Page 112: Gazeta Łowiecka 1/2015

EXPOShooting. Mam nadzieję, że to wydarzenie powtórzy sukces EXPOHunting.

Zwykle pytamy naszych rozmów-ców o anegdotę związaną z ich za-jęciem. Czy podczas prac nad po-szczególnymi edycjami Targów zdarzyło się coś, co szczegól-nie zapadło Pani w pamięć lub co wspomina Pani z uśmiechem?

Oczywiście! Sytuacji śmiesznych czy trudnych podczas organizacji even-tów nigdy nie brakuje! Ale taka już rola organizatorów, że musimy mie-rzyć się z tym, co nieprzewidywalne np.: problemem przetransportowania do Polski noży z Pakistanu czy kuszy

z Holandii, sową, która uciekła pod-czas pokazu ptaków drapieżnych i nie chciała wrócić do opiekuna czy moim własnym chrześniakiem, który usły-szawszy brzmienie rogu mistrza Eu-ropy w wabieniu jeleni, uciekał gdzie pieprz rośnie. Osobiście najcieplej wspominam jednak… „przełamy-wanie lodów”, czyli to jak kolejni wy-stawcy stopniowo przyjmowali mnie do swojego grona łowieckiej braci. To była często niełatwa praca nad wspólnymi relacjami, ale po latach chyba udało mi się zdobyć ich zaufa-nie i szacunek. Cóż, to zapewne było mi pisane od samego początku, jako urodzonej 3 listopada – pod opieką św. Huberta, patrona wszystkich myśliwych!

Page 113: Gazeta Łowiecka 1/2015

EXPOShooting. Mam nadzieję, że to wydarzenie powtórzy sukces EXPOHunting.

Zwykle pytamy naszych rozmów-ców o anegdotę związaną z ich za-jęciem. Czy podczas prac nad po-szczególnymi edycjami Targów zdarzyło się coś, co szczegól-nie zapadło Pani w pamięć lub co wspomina Pani z uśmiechem?

Oczywiście! Sytuacji śmiesznych czy trudnych podczas organizacji even-tów nigdy nie brakuje! Ale taka już rola organizatorów, że musimy mie-rzyć się z tym, co nieprzewidywalne np.: problemem przetransportowania do Polski noży z Pakistanu czy kuszy

z Holandii, sową, która uciekła pod-czas pokazu ptaków drapieżnych i nie chciała wrócić do opiekuna czy moim własnym chrześniakiem, który usły-szawszy brzmienie rogu mistrza Eu-ropy w wabieniu jeleni, uciekał gdzie pieprz rośnie. Osobiście najcieplej wspominam jednak… „przełamy-wanie lodów”, czyli to jak kolejni wy-stawcy stopniowo przyjmowali mnie do swojego grona łowieckiej braci. To była często niełatwa praca nad wspólnymi relacjami, ale po latach chyba udało mi się zdobyć ich zaufa-nie i szacunek. Cóż, to zapewne było mi pisane od samego początku, jako urodzonej 3 listopada – pod opieką św. Huberta, patrona wszystkich myśliwych!

Page 114: Gazeta Łowiecka 1/2015

AFRYKAŃSKA ZJAWAKudu

Nie wiadomo dlaczego jedne gatunki zwierząt łownych kuszą nas bardziej, a inne mniej.

Może chodzi o niemal mistyczną atmosferę, której źródłem może być dla myśliwego przepiękny jeleń czy potężny łoś lub też

– jak w moim przypadku – afrykańska zjawa?

TEKST I ZDJĘCIA: MATS GYLLSANDTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 115: Gazeta Łowiecka 1/2015

AFRYKAŃSKA ZJAWAKudu

Nie wiadomo dlaczego jedne gatunki zwierząt łownych kuszą nas bardziej, a inne mniej.

Może chodzi o niemal mistyczną atmosferę, której źródłem może być dla myśliwego przepiękny jeleń czy potężny łoś lub też

– jak w moim przypadku – afrykańska zjawa?

TEKST I ZDJĘCIA: MATS GYLLSANDTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 116: Gazeta Łowiecka 1/2015

60

Siedzę przyczajony na szczycie góry w Limpopo (RPA) razem

z PH (Professional Hunter – przyjęta w Afryce nazwa dla profesjonalnego myśliwego podprowadzacza – przyp. tłum.). Dotarcie tu zajęło nam 5 wy-czerpujących dni w bardzo trudnym terenie. Jednak wkrótce, jeśli wszyst-ko pójdzie dobrze, otrzymam swo-ją nagrodę. To moja ostatnia szansa, bo jutro wracam do domu…

ZACZĘŁO SIĘ OD HEMINGWAYAO strzeleniu antylopy kudu marzy-łem od dziecka. Skąd takie pragnie-nia? Przeczytałem „Zielone wzgórza Afryki” Ernesta Hemingwaya, książ-kę, w której opisuje on swoje polowa-nia m.in. właśnie na afrykańską zjawę – kudu. To prawie największy gatunek

antylopy w Afryce (większa jest tylko eland), z pewnością jeden z piękniej-szych. Wielu myśliwych ją widziało, szczególnie w rezerwatach przyrody w RPA – na wolności to wcale nie ta-kie proste. W jednej chwili kudu jest, w drugiej znika bez śladu. Prawdo-podobnie stąd wzięło się określenie afrykańska zjawa. Hemingway pisał o niej w latach 30. XX w. Około 80 lat później ja i mój PH na szczycie góry w Limpopo od paru godzin czekamy na okazję do strzału. Wie-my, że 50 m od nas, na znajdującej się poniżej skalnej półce, stoi stado kudu...

NA TROPIEWszystko mnie boli od niewygodnej pozycji, nogi zdrętwiały już dawno.

Mats Gyllsand z wymarzoną zdobyczą – pięknym kudu pozyskanym kilka lat temu w RPAErnest Hemingway na polowaniu w Afryce, zima 1934–1935

Page 117: Gazeta Łowiecka 1/2015

60

Siedzę przyczajony na szczycie góry w Limpopo (RPA) razem

z PH (Professional Hunter – przyjęta w Afryce nazwa dla profesjonalnego myśliwego podprowadzacza – przyp. tłum.). Dotarcie tu zajęło nam 5 wy-czerpujących dni w bardzo trudnym terenie. Jednak wkrótce, jeśli wszyst-ko pójdzie dobrze, otrzymam swo-ją nagrodę. To moja ostatnia szansa, bo jutro wracam do domu…

ZACZĘŁO SIĘ OD HEMINGWAYAO strzeleniu antylopy kudu marzy-łem od dziecka. Skąd takie pragnie-nia? Przeczytałem „Zielone wzgórza Afryki” Ernesta Hemingwaya, książ-kę, w której opisuje on swoje polowa-nia m.in. właśnie na afrykańską zjawę – kudu. To prawie największy gatunek

antylopy w Afryce (większa jest tylko eland), z pewnością jeden z piękniej-szych. Wielu myśliwych ją widziało, szczególnie w rezerwatach przyrody w RPA – na wolności to wcale nie ta-kie proste. W jednej chwili kudu jest, w drugiej znika bez śladu. Prawdo-podobnie stąd wzięło się określenie afrykańska zjawa. Hemingway pisał o niej w latach 30. XX w. Około 80 lat później ja i mój PH na szczycie góry w Limpopo od paru godzin czekamy na okazję do strzału. Wie-my, że 50 m od nas, na znajdującej się poniżej skalnej półce, stoi stado kudu...

NA TROPIEWszystko mnie boli od niewygodnej pozycji, nogi zdrętwiały już dawno.

Mats Gyllsand z wymarzoną zdobyczą – pięknym kudu pozyskanym kilka lat temu w RPAErnest Hemingway na polowaniu w Afryce, zima 1934–1935

Page 118: Gazeta Łowiecka 1/2015

Podprowadzacz ma się jeszcze gorzej. Odczuwa skutki nieco zakrapianego wieczoru przy ognisku, a dzisiejszy upał na pewno nie poprawia sytuacji. Nie ukrywam, że mam z tego powo-du niemałą satysfakcję…Włóczymy się po tym terenie już od 5 dni. Widzieliśmy kilka kudu, ale albo nie spełniały naszych oczeki-wań, albo nie stały w dobrej pozy-cji do strzału. Prawda, zdążyłem już strzelić zebrę oraz piękną impalę, ale przecież nie po to tu przyjechałem! Zerkam na zlanego potem PH, który właśnie wypala ostatniego papierosa z paczki – 20 sztuk przed obiadem. Rozmyślam przez chwilę nad stanem

jego płuc i moim pobytem w Afryce. Jak zawsze najgorsza była dla mnie sama podróż. 12 bezsennych godzin w niewygodnym samolotowym fote-lu nie pozostało bez wpływu na moją kondycję w pierwszych dniach polo-wania. Moi przyjaciele, którzy spali całą drogę, byli po przylocie znacz-nie żwawsi niż ja.

Pierwsze dni w obozie poświęciłem na rekonesans z pomocą tropicie-la i podprowadzacza. Chociaż bliż-sze prawdy jest stwierdzenie, że to oni tropili, a ja podążałem za nimi. Szukaliśmy wspaniałego okazu, któ-rego pozyskanie byłoby prawdzi-wym świętem i spełnieniem dziecię-cych marzeń. Moi towarzysze kilka razy zatrzymywali się, wskazywali na górę i mówili: „Great kudu bull, strzelasz?” Ja patrzyłem w lornetkę i odmawiałem.

POJAWIA SIĘ I ZNIKA…Po 2 dniach w końcu sytuacja się zmieniła. Gdy wspięliśmy się na szczyt, moi kompani wypatrzyli na górze naprzeciwko nas wspaniałe-go byka. PH syknął do mnie, gesty-kulując żywo: „Get ready, it’s a nice kudu bull”. Po szybkim zerknięciu w lornetkę stwierdziłem, że to praw-da. Oceniłem, że znajdujący się na tej górze okaz ma rogi długości między 160 a 180 cm, i że musimy podejść bliżej, żeby trafić. Ale PH uparł się, że powinniśmy spróbować z tego miejsca, że to maksymalnie 200 m. Wyciągnąłem więc dalmierz i poka-załem mu ekran – 380 m. O wiele dalej, niż pozwalają mi na to rozsą-dek i zasady. Proponuję więc, żeby-śmy podeszli bliżej. Zmęczony PH

wydaje z siebie jęk, ale zgadza się. Dojście zajmuje nam godzinę. PH ustawia swój dwójnóg, a ja przygo-towuję się do strzału. Spoglądam na zwierzę, unoszę broń i próbuję na-mierzyć cel. Na próżno, bo… kudu oczywiście już tam nie ma. Ta krót-ka chwila na uniesienie broni wystar-czyła, by antylopa zniknęła. Żaden z nas nie spostrzegł, gdzie się podzia-ła, nawet tropiciel, który zazwyczaj widzi najmniejszy szczegół.

ZEBRA NA CELOWNIKUSzukamy dalej, niestety bez skut-ku. W końcu trafiamy na stado zebr, skupione na pobliskim niewielkim

wzniesieniu. Chociaż wiatr wie-je dla nas niekorzystnie, postana-wiamy spróbować. Na szczęście jest z nami tropiciel, bo ja nie mam z ze-brami żadnego doświadczenia, a mój PH też nie jest w tej dziedzinie spe-cjalistą. Na dodatek znowu nie jest w formie i nerwowo odpala papierosa za papierosem. Szykuję się do strzału, ale zebry za-czynają się niepokoić. Kilka próbuje ostrzec resztę o niebezpieczeństwie, więc szybko celuję w jedną z nich. PH rusza się niezdarnie, ale rozkłada dwójnóg na czas. Zebra stoi 100 m ode mnie w gęstwinie krzewów. Wy-raźnie widzę jej łopatkę. Naciskam

Cały jestem zlany potem. Ostrożnie zerkam ponad krawędzią góry.

Stoją tam, na półce 50 m pod nami. To grupa 10–15 antylop kudu,

w samym środku której znajduje się cel moich marzeń

Co prawda, zebry nie było w planach, ale przeżycie naprawdę niesamowite…

Page 119: Gazeta Łowiecka 1/2015

Podprowadzacz ma się jeszcze gorzej. Odczuwa skutki nieco zakrapianego wieczoru przy ognisku, a dzisiejszy upał na pewno nie poprawia sytuacji. Nie ukrywam, że mam z tego powo-du niemałą satysfakcję…Włóczymy się po tym terenie już od 5 dni. Widzieliśmy kilka kudu, ale albo nie spełniały naszych oczeki-wań, albo nie stały w dobrej pozy-cji do strzału. Prawda, zdążyłem już strzelić zebrę oraz piękną impalę, ale przecież nie po to tu przyjechałem! Zerkam na zlanego potem PH, który właśnie wypala ostatniego papierosa z paczki – 20 sztuk przed obiadem. Rozmyślam przez chwilę nad stanem

jego płuc i moim pobytem w Afryce. Jak zawsze najgorsza była dla mnie sama podróż. 12 bezsennych godzin w niewygodnym samolotowym fote-lu nie pozostało bez wpływu na moją kondycję w pierwszych dniach polo-wania. Moi przyjaciele, którzy spali całą drogę, byli po przylocie znacz-nie żwawsi niż ja.

Pierwsze dni w obozie poświęciłem na rekonesans z pomocą tropicie-la i podprowadzacza. Chociaż bliż-sze prawdy jest stwierdzenie, że to oni tropili, a ja podążałem za nimi. Szukaliśmy wspaniałego okazu, któ-rego pozyskanie byłoby prawdzi-wym świętem i spełnieniem dziecię-cych marzeń. Moi towarzysze kilka razy zatrzymywali się, wskazywali na górę i mówili: „Great kudu bull, strzelasz?” Ja patrzyłem w lornetkę i odmawiałem.

POJAWIA SIĘ I ZNIKA…Po 2 dniach w końcu sytuacja się zmieniła. Gdy wspięliśmy się na szczyt, moi kompani wypatrzyli na górze naprzeciwko nas wspaniałe-go byka. PH syknął do mnie, gesty-kulując żywo: „Get ready, it’s a nice kudu bull”. Po szybkim zerknięciu w lornetkę stwierdziłem, że to praw-da. Oceniłem, że znajdujący się na tej górze okaz ma rogi długości między 160 a 180 cm, i że musimy podejść bliżej, żeby trafić. Ale PH uparł się, że powinniśmy spróbować z tego miejsca, że to maksymalnie 200 m. Wyciągnąłem więc dalmierz i poka-załem mu ekran – 380 m. O wiele dalej, niż pozwalają mi na to rozsą-dek i zasady. Proponuję więc, żeby-śmy podeszli bliżej. Zmęczony PH

wydaje z siebie jęk, ale zgadza się. Dojście zajmuje nam godzinę. PH ustawia swój dwójnóg, a ja przygo-towuję się do strzału. Spoglądam na zwierzę, unoszę broń i próbuję na-mierzyć cel. Na próżno, bo… kudu oczywiście już tam nie ma. Ta krót-ka chwila na uniesienie broni wystar-czyła, by antylopa zniknęła. Żaden z nas nie spostrzegł, gdzie się podzia-ła, nawet tropiciel, który zazwyczaj widzi najmniejszy szczegół.

ZEBRA NA CELOWNIKUSzukamy dalej, niestety bez skut-ku. W końcu trafiamy na stado zebr, skupione na pobliskim niewielkim

wzniesieniu. Chociaż wiatr wie-je dla nas niekorzystnie, postana-wiamy spróbować. Na szczęście jest z nami tropiciel, bo ja nie mam z ze-brami żadnego doświadczenia, a mój PH też nie jest w tej dziedzinie spe-cjalistą. Na dodatek znowu nie jest w formie i nerwowo odpala papierosa za papierosem. Szykuję się do strzału, ale zebry za-czynają się niepokoić. Kilka próbuje ostrzec resztę o niebezpieczeństwie, więc szybko celuję w jedną z nich. PH rusza się niezdarnie, ale rozkłada dwójnóg na czas. Zebra stoi 100 m ode mnie w gęstwinie krzewów. Wy-raźnie widzę jej łopatkę. Naciskam

Cały jestem zlany potem. Ostrożnie zerkam ponad krawędzią góry.

Stoją tam, na półce 50 m pod nami. To grupa 10–15 antylop kudu,

w samym środku której znajduje się cel moich marzeń

Co prawda, zebry nie było w planach, ale przeżycie naprawdę niesamowite…

Page 120: Gazeta Łowiecka 1/2015

spust. Strzał jest idealny. Zebra za-znacza strzał, po czym uchodzi. PH i tropiciel gratulują mi i razem idzie-my do miejsca zestrzału. Ślady trafie-nia są wyraźne. Po kolejnych kilku-dziesięciu metrach tropiciel pokazuje na ziemię. Jest następny ślad, więc idziemy dalej. Po 100 m tropiciel za-trzymuje się. Wskazuje gestem na swoje oczy, a potem przed siebie. W końcu dostrzegam zebrę. Wciąż

żyje, dlatego idę ostrożnie, trzymając w ręku broń. W odległości 10 m od niej oddaję ostateczny strzał. Jest po wszystkim.

CZAS NA KUDUTo już ostatni dzień mojego pobytu w RPA. Moja determinacja jest ogromna – dziś na 100% strzelę kudu, niezależnie od wielkości. Na szczycie góry panuje nie-

miłosierny upał. Czas płynie. Zdaję sobie sprawę, że jeśli ma mi się w ogóle udać, to wkrót-ce coś musi się wydarzyć. Mój podprowadzacz nie wydaje się jednak równie zaangażowany jak ja. Próbuję więc błyskawicznie opracować jakąś strategię. Usta-lamy, że podejdziemy bliżej stada i zobaczymy, czy znad krawędzi będzie je widać lepiej.

Powoli czołgamy się przez suchą trawę, co powoduje, że myślę tylko o wężach, których pewnie jest tu peł-no. Boję się ich i właśnie teraz moja fobia niespodziewanie się uaktywni-ła. Przejście do lepszego miejsca zaj-muje nam prawie godzinę. Cały je-stem zlany potem. Ostrożnie zerkam ponad krawędzią góry. Stoją tam, na półce 50 m pod nami. To grupa 10–15 antylop kudu, w samym środku

PH i tropiciel obserwują teren, próbując wypatrzeć cel naszego polowania, antylopę kudu

Page 121: Gazeta Łowiecka 1/2015

spust. Strzał jest idealny. Zebra za-znacza strzał, po czym uchodzi. PH i tropiciel gratulują mi i razem idzie-my do miejsca zestrzału. Ślady trafie-nia są wyraźne. Po kolejnych kilku-dziesięciu metrach tropiciel pokazuje na ziemię. Jest następny ślad, więc idziemy dalej. Po 100 m tropiciel za-trzymuje się. Wskazuje gestem na swoje oczy, a potem przed siebie. W końcu dostrzegam zebrę. Wciąż

żyje, dlatego idę ostrożnie, trzymając w ręku broń. W odległości 10 m od niej oddaję ostateczny strzał. Jest po wszystkim.

CZAS NA KUDUTo już ostatni dzień mojego pobytu w RPA. Moja determinacja jest ogromna – dziś na 100% strzelę kudu, niezależnie od wielkości. Na szczycie góry panuje nie-

miłosierny upał. Czas płynie. Zdaję sobie sprawę, że jeśli ma mi się w ogóle udać, to wkrót-ce coś musi się wydarzyć. Mój podprowadzacz nie wydaje się jednak równie zaangażowany jak ja. Próbuję więc błyskawicznie opracować jakąś strategię. Usta-lamy, że podejdziemy bliżej stada i zobaczymy, czy znad krawędzi będzie je widać lepiej.

Powoli czołgamy się przez suchą trawę, co powoduje, że myślę tylko o wężach, których pewnie jest tu peł-no. Boję się ich i właśnie teraz moja fobia niespodziewanie się uaktywni-ła. Przejście do lepszego miejsca zaj-muje nam prawie godzinę. Cały je-stem zlany potem. Ostrożnie zerkam ponad krawędzią góry. Stoją tam, na półce 50 m pod nami. To grupa 10–15 antylop kudu, w samym środku

PH i tropiciel obserwują teren, próbując wypatrzeć cel naszego polowania, antylopę kudu

Page 122: Gazeta Łowiecka 1/2015

której znajduje się cel moich marzeń. Zgadzamy się, że przed oddaniem strzału muszę trochę odpocząć.. Sprawdzam broń, ładuję. Patrzy-my na siebie porozumiewawczo i podnosimy się. Unoszę sztucer – w tym momencie zostajemy od-kryci. PH mocuje się z dwójno-giem, ale ignoruję go, namierza-jąc w pośpiechu swój cel. Mój byk ucieka, ale trzymam go na celow-niku. Strzelam. Nie wiem nawet, czy trafiłem, ale PH już biegnie w dół zbocza, więc chyba jest dobrze. Ładuję do komory kolejny nabój. 50 m od podprowadzacza widzę moją antylopę. Jest trafiona, ale na-dal się porusza. Strzelam jeszcze raz, zwierzę pada. Nie jestem pewien,

czy mój PH to dostrzegł, bo nagle wi-dzę, jak biegnie przed siebie z pistoletem w dłoni. Wygląda to trochę jak na marnym gangsterskim filmie. Gdy dociera do martwego kudu, uno-si pistolet, wyciąga ramiona, celuje w tuszę i oddaje 6 czy 7 strzałów w grzbiet ze swoich 9 mm. Do dziś nie rozumiem, dlaczego to zro-bił. Być może był już sfrustrowany sytuacją i bał się, że się nie uda. Albo po prostu taki miał styl. Tego wieczoru i ja świętuję. Nie zaszko-dzi, jeśli następnego dnia będę lekko niedysponowany – może nawet po-może mi to przespać drogę powrotną. A jeśli nie, mogę wtedy zaplanować ko-lejną podróż do Afryki, bo to niezwy-kłe miejsce, do którego się wraca!

Żeby przenieść nosorożca w inne miejsce, trzeba go najpierw uśpić

Page 123: Gazeta Łowiecka 1/2015

której znajduje się cel moich marzeń. Zgadzamy się, że przed oddaniem strzału muszę trochę odpocząć.. Sprawdzam broń, ładuję. Patrzy-my na siebie porozumiewawczo i podnosimy się. Unoszę sztucer – w tym momencie zostajemy od-kryci. PH mocuje się z dwójno-giem, ale ignoruję go, namierza-jąc w pośpiechu swój cel. Mój byk ucieka, ale trzymam go na celow-niku. Strzelam. Nie wiem nawet, czy trafiłem, ale PH już biegnie w dół zbocza, więc chyba jest dobrze. Ładuję do komory kolejny nabój. 50 m od podprowadzacza widzę moją antylopę. Jest trafiona, ale na-dal się porusza. Strzelam jeszcze raz, zwierzę pada. Nie jestem pewien,

czy mój PH to dostrzegł, bo nagle wi-dzę, jak biegnie przed siebie z pistoletem w dłoni. Wygląda to trochę jak na marnym gangsterskim filmie. Gdy dociera do martwego kudu, uno-si pistolet, wyciąga ramiona, celuje w tuszę i oddaje 6 czy 7 strzałów w grzbiet ze swoich 9 mm. Do dziś nie rozumiem, dlaczego to zro-bił. Być może był już sfrustrowany sytuacją i bał się, że się nie uda. Albo po prostu taki miał styl. Tego wieczoru i ja świętuję. Nie zaszko-dzi, jeśli następnego dnia będę lekko niedysponowany – może nawet po-może mi to przespać drogę powrotną. A jeśli nie, mogę wtedy zaplanować ko-lejną podróż do Afryki, bo to niezwy-kłe miejsce, do którego się wraca!

Żeby przenieść nosorożca w inne miejsce, trzeba go najpierw uśpić

Page 124: Gazeta Łowiecka 1/2015

SKLEP MYŚLIWSKI SZÓSTAK [email protected].: 43 843 90 52, kom.: 515 10 79 84; 600 93 82 58

Półautomat kaliber 30.06 z kolimatorem Docter.Cena: 7 200 zł

Kaliber 2razy 8x57RS.Cena: 11 000 zł

Kaliber 2razy 8x57.Cena: 17 800 zł

Kaliber 20/76; dodatkowo zielona walizka.Cena: 5 500 zł

Komplet wymiennych czoków, zapasowe spusty, wymienne muszki, walizka.Cena: 11 000 zł

Kaliber 30.06.Cena: 7 500 zł

Kaliber 223 Rem. z lunetą Swarovski PVI-2 6-25/50 z podświetlanym punktem.Cena: 12 900 zł

kaliber 9,3x74R z luneta Swarovski PVI-2 1,25-4x24 z podświetlanym punktem.Cena: 17 000 zł

SZTUCER BROWNING BAREXPRESS KULOWY MERKEL JAGD

EXPRESS BLASER S2BOCK ANTONIO ZOLI

BOCK BROWNING ULTRA XSSAUER ELEGANT 303

SZTUCER KEPPELEREXPRESS BROWNING CLASSIC

Page 125: Gazeta Łowiecka 1/2015

SKLEP MYŚLIWSKI SZÓSTAK [email protected].: 43 843 90 52, kom.: 515 10 79 84; 600 93 82 58

Półautomat kaliber 30.06 z kolimatorem Docter.Cena: 7 200 zł

Kaliber 2razy 8x57RS.Cena: 11 000 zł

Kaliber 2razy 8x57.Cena: 17 800 zł

Kaliber 20/76; dodatkowo zielona walizka.Cena: 5 500 zł

Komplet wymiennych czoków, zapasowe spusty, wymienne muszki, walizka.Cena: 11 000 zł

Kaliber 30.06.Cena: 7 500 zł

Kaliber 223 Rem. z lunetą Swarovski PVI-2 6-25/50 z podświetlanym punktem.Cena: 12 900 zł

kaliber 9,3x74R z luneta Swarovski PVI-2 1,25-4x24 z podświetlanym punktem.Cena: 17 000 zł

SZTUCER BROWNING BAREXPRESS KULOWY MERKEL JAGD

EXPRESS BLASER S2BOCK ANTONIO ZOLI

BOCK BROWNING ULTRA XSSAUER ELEGANT 303

SZTUCER KEPPELEREXPRESS BROWNING CLASSIC

Page 126: Gazeta Łowiecka 1/2015

Kniazienie zająca czy pisk myszy?

Od kiedy wymyślono te dwie metody wabienia drapieżników, myśliwych nurtuje tytułowe pytanie. Przeczytajcie co warto wiedzieć,

wybierając sposób wabienia

TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

DYLEMATY WABIARZA

Page 127: Gazeta Łowiecka 1/2015

Kniazienie zająca czy pisk myszy?

Od kiedy wymyślono te dwie metody wabienia drapieżników, myśliwych nurtuje tytułowe pytanie. Przeczytajcie co warto wiedzieć,

wybierając sposób wabienia

TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

DYLEMATY WABIARZA

Page 128: Gazeta Łowiecka 1/2015

Zacznijmy od tego, że pierwsza metoda, czyli kniazienie zająca,

jest niczym innym jak naśladowa-niem odgłosu zająca zaatakowanego przez jakiegoś drapieżnika lub uję-tego w pułapkę. Dźwięki te przy-pominają płacz dziecka. Oczywiście odgłosy się różnią, bo przecież zając złapany za skoka „na pętelkę” bę-dzie inaczej się odzywał, niż dławio-ny przez lisa czy innego drapieżnika. Ważne w tej metodzie jest nie tyle to, żeby odgłos był idealnie taki sam, ale to jak długo wabimy, w jakim miej-scu i jak potrafimy się ustawić, żeby przewidzieć prawdopodobny kieru-nek nadejścia drapieżnika. Ponadto bardzo ważna jest kwestia szybkie-go składania się do strzału, ponie-waż lis wabiony na kniazienie niemal błyskawicznie dociera do wabiącego. Zwykle porusza się po różnych za-głębieniach terenu i nagle wyskakuje w niedużej odległości przed wabią-cym. Czasu na oddanie strzału jest wtedy niewiele, dlatego tak istotne są umiejętności strzeleckie.

JAKIE WYBRAĆ WABIKI?Pisząc o tej metodzie, trzeba zacząć od rodzaju wabików, które są dostęp-ne na naszym rynku. Asortyment jest spory – od klasycznych Billika, po-przez wabiki takich firm, jak Huber-

tus (Niemcy), Faulhaber (Austria), skończywszy na nowej generacji np. „Predator” czy wielofunkcyjnych wabikach Gunbrokera lub Buttolo. Co jest ważne przy wyborze wabi-ka? Musimy sobie zdawać sprawę z pewnych kwestii mających związek z jego funkcjonowaniem czy budową. Idealny jest wabik z tworzyw sztucz-nych, takich jak akryl. Dobrze, jeżeli tak jest zbudowany, by można było łatwo dostać się do jego membrany. Materiał, z jakiego wykonano wabik, ma duży wpływ na jego żywotność oraz funkcjonalność. Drewno, po-mimo jego naturalnych walorów, nie jest najlepszym materiałem na wa-bik, którym będziemy się posługiwać w niskich temperaturach. Często bywa tak, że wdmuchując ciepłe po-wietrze z płuc wraz z parą wodną do takiego wabika, powodujemy jego „pracę”, czyli rozprężanie pod wpły-wem temperatury i wilgoci. Efek-tem tego jest częste dociskanie przez drewno membrany, która po pewnym czasie całkowicie się blokuje. Jedy-nym wyjściem jest wówczas zamia-na na inny wabik bądź zakończenie łowów i ponowne jego wysuszenie. Renomowane firmy, takie jak RCC czy Buck Gardner, produkują teraz wabiki ze sztucznych kompozytów, m.in. ze wspomnianego już akrylu.

Page 129: Gazeta Łowiecka 1/2015

Zacznijmy od tego, że pierwsza metoda, czyli kniazienie zająca,

jest niczym innym jak naśladowa-niem odgłosu zająca zaatakowanego przez jakiegoś drapieżnika lub uję-tego w pułapkę. Dźwięki te przy-pominają płacz dziecka. Oczywiście odgłosy się różnią, bo przecież zając złapany za skoka „na pętelkę” bę-dzie inaczej się odzywał, niż dławio-ny przez lisa czy innego drapieżnika. Ważne w tej metodzie jest nie tyle to, żeby odgłos był idealnie taki sam, ale to jak długo wabimy, w jakim miej-scu i jak potrafimy się ustawić, żeby przewidzieć prawdopodobny kieru-nek nadejścia drapieżnika. Ponadto bardzo ważna jest kwestia szybkie-go składania się do strzału, ponie-waż lis wabiony na kniazienie niemal błyskawicznie dociera do wabiącego. Zwykle porusza się po różnych za-głębieniach terenu i nagle wyskakuje w niedużej odległości przed wabią-cym. Czasu na oddanie strzału jest wtedy niewiele, dlatego tak istotne są umiejętności strzeleckie.

JAKIE WYBRAĆ WABIKI?Pisząc o tej metodzie, trzeba zacząć od rodzaju wabików, które są dostęp-ne na naszym rynku. Asortyment jest spory – od klasycznych Billika, po-przez wabiki takich firm, jak Huber-

tus (Niemcy), Faulhaber (Austria), skończywszy na nowej generacji np. „Predator” czy wielofunkcyjnych wabikach Gunbrokera lub Buttolo. Co jest ważne przy wyborze wabi-ka? Musimy sobie zdawać sprawę z pewnych kwestii mających związek z jego funkcjonowaniem czy budową. Idealny jest wabik z tworzyw sztucz-nych, takich jak akryl. Dobrze, jeżeli tak jest zbudowany, by można było łatwo dostać się do jego membrany. Materiał, z jakiego wykonano wabik, ma duży wpływ na jego żywotność oraz funkcjonalność. Drewno, po-mimo jego naturalnych walorów, nie jest najlepszym materiałem na wa-bik, którym będziemy się posługiwać w niskich temperaturach. Często bywa tak, że wdmuchując ciepłe po-wietrze z płuc wraz z parą wodną do takiego wabika, powodujemy jego „pracę”, czyli rozprężanie pod wpły-wem temperatury i wilgoci. Efek-tem tego jest częste dociskanie przez drewno membrany, która po pewnym czasie całkowicie się blokuje. Jedy-nym wyjściem jest wówczas zamia-na na inny wabik bądź zakończenie łowów i ponowne jego wysuszenie. Renomowane firmy, takie jak RCC czy Buck Gardner, produkują teraz wabiki ze sztucznych kompozytów, m.in. ze wspomnianego już akrylu.

Page 130: Gazeta Łowiecka 1/2015

67

Niestety, wabik kosztuje wtedy od 30 do 200 dolarów, ale jest sprzętem na długie lata. Druga ważna cecha to możliwość dostania się do mem-brany. Jeśli nawet w czasie wabienia coś nam ją zablokuje lub przymar-znie ona podczas niskich tempera-tur, możemy ją wysuszyć chociażby chusteczką higieniczną i wabić dalej. Wiele rodzajów wabików jest nie-rozbieralnych i do ich membran się nie dostaniemy. Warto mieć wtedy

w zapasie 2–3 wabiki tego samego rodzaju. Najmniej awaryjny jest słyn-ny „Predator”, czyli wabik z gumo-wym mieszkiem. Sprawa jest prosta. Nie ma różnicy temperatur we wtła-czanym z mieszka powietrzu prze-chodzącym przez membranę i nie ma możliwości zatkania jej.

TECHNIKI WABIENIANiemal każdy wabiarz stosuje inną technikę wabienia. Jedną z nich jest

w miarę częste przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Tu ważna jest głośność wabienia. Jeśli mamy ci-chy wabik, a dodatkowo pogoda jest wietrzna, można zmieniać stanowi-ska co 500–700 metrów. Wiąże się to ze słuchem drapieżnika. Lis przy-kładowo słyszy wabienie na takim ci-chym wabiku właśnie z około 500–1000 metrów. Z „Predatora”, kiedy nie ma wiatru, może nawet słyszeć z odległości 2 km. Dlatego miejsca wa-bienia musimy zmieniać w zależności od zasięgu głosu wabika. Im bardziej cichy i delikatny dźwięk, tym mniej-sza odległość od jednego do drugie-go miejsca wabienia. Im wabik gło-śniejszy, tym miejsca powinny być od siebie bardziej oddalone. Co do sa-mej długości wabienia i czasu oczeki-wania przed i po wabieniu zdania są podzielone. Na przykład Zbigniew Bereda, wielokrotny Mistrz PZŁ w Wabieniu Drapieżników, stosu-je metodę, która – jak to sam okre-śla – polega na tym, by odczekać po zajęciu stanowiska tyle czasu, ile wy-starczy na wypalenie papierosa, po czym zacząć wabienie. Po kilkunastu minutach wabi się drugi raz i czasa-mi, po następnych kilku minutach, trzeci raz. Jego teoria jest taka, że jeśli lis jest w zasięgu słyszalności wabika, w 90% przychodzi po pierwszym

kniazieniu, czasem po drugim, a bar-dzo rzadko po trzecim. Nie będę tutaj zdradzał więcej tajników tej metody, mogę jedynie powiedzieć, że stosujący ją preferuje wabienie z podwyższenia, ale niekoniecznie z ambony. Drugi z moich znakomitych kolegów wa-biarzy, również wielokrotny Mistrz PZŁ w Wabieniu Drapieżników – Mirosław Mikołajczyk – wabi wy-łącznie z ziemi i tylko jednym rodza-jem wabika, właśnie „Predatorem”. Też często zmienia miejsca wabienia. Inny z naszych doświadczonych wabiarzy – Henryk Mazurczak – także ma swo-ją teorię. Przychodzi na miejsce wabie-nia, odczekuje około 30–45 minut, po czym dopiero zaczyna wabić. Również z większymi przerwami pomiędzy po-szczególnymi wabieniami. Jak widzicie, niemal każdy wabiarz ma inną metodę. Ja preferuję wa-bienie z ziemi, choć moim zdaniem z podwyższenia mamy większą szansę wcześniej zobaczyć drapież-nika niż on nas i oddać spokojnie strzał. Jeżeli drapieżnik jest w polu naszego widzenia i mamy świado-mość, że jak tylko użyjemy wabi-ka, to on nas zobaczy, po prostu na chwilę zrezygnujmy. Poczekaj-my, aż się trochę oddali i wejdzie w miejsca, z których nie będzie nas widział.

Page 131: Gazeta Łowiecka 1/2015

67

Niestety, wabik kosztuje wtedy od 30 do 200 dolarów, ale jest sprzętem na długie lata. Druga ważna cecha to możliwość dostania się do mem-brany. Jeśli nawet w czasie wabienia coś nam ją zablokuje lub przymar-znie ona podczas niskich tempera-tur, możemy ją wysuszyć chociażby chusteczką higieniczną i wabić dalej. Wiele rodzajów wabików jest nie-rozbieralnych i do ich membran się nie dostaniemy. Warto mieć wtedy

w zapasie 2–3 wabiki tego samego rodzaju. Najmniej awaryjny jest słyn-ny „Predator”, czyli wabik z gumo-wym mieszkiem. Sprawa jest prosta. Nie ma różnicy temperatur we wtła-czanym z mieszka powietrzu prze-chodzącym przez membranę i nie ma możliwości zatkania jej.

TECHNIKI WABIENIANiemal każdy wabiarz stosuje inną technikę wabienia. Jedną z nich jest

w miarę częste przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Tu ważna jest głośność wabienia. Jeśli mamy ci-chy wabik, a dodatkowo pogoda jest wietrzna, można zmieniać stanowi-ska co 500–700 metrów. Wiąże się to ze słuchem drapieżnika. Lis przy-kładowo słyszy wabienie na takim ci-chym wabiku właśnie z około 500–1000 metrów. Z „Predatora”, kiedy nie ma wiatru, może nawet słyszeć z odległości 2 km. Dlatego miejsca wa-bienia musimy zmieniać w zależności od zasięgu głosu wabika. Im bardziej cichy i delikatny dźwięk, tym mniej-sza odległość od jednego do drugie-go miejsca wabienia. Im wabik gło-śniejszy, tym miejsca powinny być od siebie bardziej oddalone. Co do sa-mej długości wabienia i czasu oczeki-wania przed i po wabieniu zdania są podzielone. Na przykład Zbigniew Bereda, wielokrotny Mistrz PZŁ w Wabieniu Drapieżników, stosu-je metodę, która – jak to sam okre-śla – polega na tym, by odczekać po zajęciu stanowiska tyle czasu, ile wy-starczy na wypalenie papierosa, po czym zacząć wabienie. Po kilkunastu minutach wabi się drugi raz i czasa-mi, po następnych kilku minutach, trzeci raz. Jego teoria jest taka, że jeśli lis jest w zasięgu słyszalności wabika, w 90% przychodzi po pierwszym

kniazieniu, czasem po drugim, a bar-dzo rzadko po trzecim. Nie będę tutaj zdradzał więcej tajników tej metody, mogę jedynie powiedzieć, że stosujący ją preferuje wabienie z podwyższenia, ale niekoniecznie z ambony. Drugi z moich znakomitych kolegów wa-biarzy, również wielokrotny Mistrz PZŁ w Wabieniu Drapieżników – Mirosław Mikołajczyk – wabi wy-łącznie z ziemi i tylko jednym rodza-jem wabika, właśnie „Predatorem”. Też często zmienia miejsca wabienia. Inny z naszych doświadczonych wabiarzy – Henryk Mazurczak – także ma swo-ją teorię. Przychodzi na miejsce wabie-nia, odczekuje około 30–45 minut, po czym dopiero zaczyna wabić. Również z większymi przerwami pomiędzy po-szczególnymi wabieniami. Jak widzicie, niemal każdy wabiarz ma inną metodę. Ja preferuję wa-bienie z ziemi, choć moim zdaniem z podwyższenia mamy większą szansę wcześniej zobaczyć drapież-nika niż on nas i oddać spokojnie strzał. Jeżeli drapieżnik jest w polu naszego widzenia i mamy świado-mość, że jak tylko użyjemy wabi-ka, to on nas zobaczy, po prostu na chwilę zrezygnujmy. Poczekaj-my, aż się trochę oddali i wejdzie w miejsca, z których nie będzie nas widział.

Page 132: Gazeta Łowiecka 1/2015

68

Najczęstszym błędem w wabieniu na kniazienie jest właśnie użycie wabika w momencie, gdy drapież-nik jest na środku łąki, a my stoimy w miejscu, w którym po pierwszym dźwięku jest nas w stanie zlokalizo-wać i „pokazać kitę”. Co do kwestii dobierania miejsc, nie chcę się za dużo rozwodzić, ponieważ zostawiam to do przemyśleń każdemu wabiarzowi.

NAŚLADUJĄC GRYZONIEPora na drugą metodę, czyli wabie-nie poprzez naśladowanie gryzoni, stanowiących pokarm drapieżników. Różne gatunki mysz, nornic i innych małych gryzoni wydają oczywiście różne rodzaje odgłosów. Jedne bar-dziej przypominają cmokanie, dru-gie mają wysoko brzmiące piskliwe tony, czasem słabo słyszalne dla ucha ludzkiego. Również gama wabików naśladujących te odgłosy jest bogata. Ich budowa jest bardziej zróżnico-wana niż w przypadku wabików na kniazienie. Jedne są z metalu, dru-gie z kości, trzecie z części poroża a jeszcze inne z plastiku. Sama sztu-ka wabienia metodą naśladowania gryzoni jest znacznie łatwiejsza niż w przypadku kniazienia. Większość doświadczonych wabiarzy w ogó-le nie korzysta z wabików, lecz uży-wa do tego własnych warg lub dłoni

(to np. metoda Grzegorza Potasza). Jest to sposób bardzo skuteczny, lecz ze względu na mały zasięg rozchodzą-cych się dźwięków (do 200–300 m) możemy ją stosować tylko, kiedy dra-pieżnik jest niedaleko od nas. Moż-na również z niej korzystać, gdy po wabieniu metodą na kniazienie dra-pieżnik przychodzi na odległość nie-pozwalającą na oddanie strzału i chce-my go do nas bliżej „podciągnąć”. Nie jest prawdą, że to błąd, jak pi-sał kiedyś jeden z autorów książek o wabieniu. Wielokrotnie to prakty-kowałem i potwierdzam, że lisowi zwabionemu na kniazienie na odle-głość 200 m nie przeszkadza fakt, że za kilka minut użyję wabika na pisk myszy. Prawda jest taka, że jeże-li drapieżnikowi coś się nie spodoba, to żaden wabik nie przyciągnie go bliżej.

UWAGA! NIEPROSZENI GOŚCIENa kniazienie najlepiej reagują lisy i kuny. Pomijam oczywiście wszystkie latające drapieżniki będące pod ści-słą ochroną, ponieważ przeważnie to one są pierwsze po kniazieniu. Czę-sto może też pojawić się kot lub pies, a niewykluczone, że i… kłusownik. Jeśli natomiast chodzi o pisk myszy, to w zasadzie wszystkie drapieżni-ki reagują na ten rodzaj wabienia.

Page 133: Gazeta Łowiecka 1/2015

68

Najczęstszym błędem w wabieniu na kniazienie jest właśnie użycie wabika w momencie, gdy drapież-nik jest na środku łąki, a my stoimy w miejscu, w którym po pierwszym dźwięku jest nas w stanie zlokalizo-wać i „pokazać kitę”. Co do kwestii dobierania miejsc, nie chcę się za dużo rozwodzić, ponieważ zostawiam to do przemyśleń każdemu wabiarzowi.

NAŚLADUJĄC GRYZONIEPora na drugą metodę, czyli wabie-nie poprzez naśladowanie gryzoni, stanowiących pokarm drapieżników. Różne gatunki mysz, nornic i innych małych gryzoni wydają oczywiście różne rodzaje odgłosów. Jedne bar-dziej przypominają cmokanie, dru-gie mają wysoko brzmiące piskliwe tony, czasem słabo słyszalne dla ucha ludzkiego. Również gama wabików naśladujących te odgłosy jest bogata. Ich budowa jest bardziej zróżnico-wana niż w przypadku wabików na kniazienie. Jedne są z metalu, dru-gie z kości, trzecie z części poroża a jeszcze inne z plastiku. Sama sztu-ka wabienia metodą naśladowania gryzoni jest znacznie łatwiejsza niż w przypadku kniazienia. Większość doświadczonych wabiarzy w ogó-le nie korzysta z wabików, lecz uży-wa do tego własnych warg lub dłoni

(to np. metoda Grzegorza Potasza). Jest to sposób bardzo skuteczny, lecz ze względu na mały zasięg rozchodzą-cych się dźwięków (do 200–300 m) możemy ją stosować tylko, kiedy dra-pieżnik jest niedaleko od nas. Moż-na również z niej korzystać, gdy po wabieniu metodą na kniazienie dra-pieżnik przychodzi na odległość nie-pozwalającą na oddanie strzału i chce-my go do nas bliżej „podciągnąć”. Nie jest prawdą, że to błąd, jak pi-sał kiedyś jeden z autorów książek o wabieniu. Wielokrotnie to prakty-kowałem i potwierdzam, że lisowi zwabionemu na kniazienie na odle-głość 200 m nie przeszkadza fakt, że za kilka minut użyję wabika na pisk myszy. Prawda jest taka, że jeże-li drapieżnikowi coś się nie spodoba, to żaden wabik nie przyciągnie go bliżej.

UWAGA! NIEPROSZENI GOŚCIENa kniazienie najlepiej reagują lisy i kuny. Pomijam oczywiście wszystkie latające drapieżniki będące pod ści-słą ochroną, ponieważ przeważnie to one są pierwsze po kniazieniu. Czę-sto może też pojawić się kot lub pies, a niewykluczone, że i… kłusownik. Jeśli natomiast chodzi o pisk myszy, to w zasadzie wszystkie drapieżni-ki reagują na ten rodzaj wabienia.

Page 134: Gazeta Łowiecka 1/2015

Trzeba uważać w nocy, jeśli się wabi z ambony, bo często na pisk przy-latuje sowa. Może nas doprowa-dzić do zawału, jeśli bezszelestnie wyląduje na okienku ambony albo na kapeluszu myśliwego siedzącego na zwyżce. Na pisk myszy, zwłaszcza w ciche jesienne noce, od czasu do czasu może przyjść dzik, więc pro-szę się nie zdziwić, jeśli taka sytuacja się komuś przydarzy. Ponieważ me-toda na kniazienie jest dość głośna, nie proponuję wabienia zbyt blisko zabudowań mieszkalnych, zwłaszcza w nocy, by nie drażnić mieszkańców. Ponadto, jeśli wabimy blisko wsi, szybko mamy wokół siebie pełno psów i kotów, co oczywiście odstra-sza wabionego drapieżnika. Nawią-zując do przypadkowego zwabiania myszołowów, kruków, wron czy só-

jek, możemy to również wykorzy-stać w wabieniu. Mianowicie wabiąc na kniazienie, po kilku minutach możemy udawać myszołowa bądź sójkę, która przyleciała i widzi inne-go drapieżnika duszącego zająca. In-stynkt np. lisa podpowiada mu wtedy, że drapieżniki latające coś zauważy-ły, więc trzeba się pośpieszyć, bo za chwilę nie będzie już czego konsu-mować. Bardzo często przynosi to oczekiwany efekt. Za oknami w końcu mamy ja-kieś „objawy” zimy, więc zapra-szam do wypróbowania w prak-tyce opisanych przeze mnie metod. Zapraszam do lektury artykułu o sposobach wabienia lisów w czasie cieczki, który ukaże się już w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Darz Bór!

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny.Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber.

Tel.: +48 693 712 734E-mail: [email protected]

BIURO POLOWAŃPawlikowski Hunting Travel

POLECA

Zima/Wiosna 2014/2015

Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi

już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro

Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral,

koziorożec syberyjski

Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi

już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedźwie-dzie w Rosji (reion Ochocki

oraz Magadan)

Oferty dla sympatyków łowiectwa Turnusy

na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach

w Górach Ałtaj - juz od 650 euro

Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi i Rosji

15.10-15.12.2015

Page 135: Gazeta Łowiecka 1/2015

Trzeba uważać w nocy, jeśli się wabi z ambony, bo często na pisk przy-latuje sowa. Może nas doprowa-dzić do zawału, jeśli bezszelestnie wyląduje na okienku ambony albo na kapeluszu myśliwego siedzącego na zwyżce. Na pisk myszy, zwłaszcza w ciche jesienne noce, od czasu do czasu może przyjść dzik, więc pro-szę się nie zdziwić, jeśli taka sytuacja się komuś przydarzy. Ponieważ me-toda na kniazienie jest dość głośna, nie proponuję wabienia zbyt blisko zabudowań mieszkalnych, zwłaszcza w nocy, by nie drażnić mieszkańców. Ponadto, jeśli wabimy blisko wsi, szybko mamy wokół siebie pełno psów i kotów, co oczywiście odstra-sza wabionego drapieżnika. Nawią-zując do przypadkowego zwabiania myszołowów, kruków, wron czy só-

jek, możemy to również wykorzy-stać w wabieniu. Mianowicie wabiąc na kniazienie, po kilku minutach możemy udawać myszołowa bądź sójkę, która przyleciała i widzi inne-go drapieżnika duszącego zająca. In-stynkt np. lisa podpowiada mu wtedy, że drapieżniki latające coś zauważy-ły, więc trzeba się pośpieszyć, bo za chwilę nie będzie już czego konsu-mować. Bardzo często przynosi to oczekiwany efekt. Za oknami w końcu mamy ja-kieś „objawy” zimy, więc zapra-szam do wypróbowania w prak-tyce opisanych przeze mnie metod. Zapraszam do lektury artykułu o sposobach wabienia lisów w czasie cieczki, który ukaże się już w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Darz Bór!

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny.Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber.

Tel.: +48 693 712 734E-mail: [email protected]

BIURO POLOWAŃPawlikowski Hunting Travel

POLECA

Zima/Wiosna 2014/2015

Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi

już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro

Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral,

koziorożec syberyjski

Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi

już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedźwie-dzie w Rosji (reion Ochocki

oraz Magadan)

Oferty dla sympatyków łowiectwa Turnusy

na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach

w Górach Ałtaj - juz od 650 euro

Polowania na łosie z naganką i psami (łajki) w Białorusi i Rosji

15.10-15.12.2015

Page 136: Gazeta Łowiecka 1/2015

Posokowiec hanowerski

W cyklu artykułów o psach myśliwskich nie sposób nie wspomnieć o posokowcach.

Najbardziej powszechnym i najczęściej spotykanym jest posokowiec bawarski, którego protoplastą jest o wiele rzadszy

w naszych łowiskach posokowiec hanowerski

TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA

Page 137: Gazeta Łowiecka 1/2015

Posokowiec hanowerski

W cyklu artykułów o psach myśliwskich nie sposób nie wspomnieć o posokowcach.

Najbardziej powszechnym i najczęściej spotykanym jest posokowiec bawarski, którego protoplastą jest o wiele rzadszy

w naszych łowiskach posokowiec hanowerski

TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA

Page 138: Gazeta Łowiecka 1/2015

71

Jak większość psów myśliwskich tak i posokowce w prostej linii

pochodzą od psów gończych. W po-łowie XVII wieku wyodrębniona została bowiem rasa ciężkiego po-wolnego psa wyspecjalizowanego w poszukiwaniu postrzałków zwie-rzyny grubej, głównie jeleni.W owych czasach w rękach myśli-wych znajdowała się najróżniejsza broń miotająca – od łuków począwszy, na raczkującej broni palnej skończyw-szy. Równie często występowała kusza ze względu na trudny dostęp do pro-chu i pocisków do broni palnej.Biorąc pod uwagę używaną broń oraz sposoby polowań, potrzebne były psy, które potrafiłyby skutecznie podążać za tropem postrzelonej zwierzyny. Psy wytrwałe, silne, bardzo spokoj-ne i opanowane, pozbawione agresji i przywiązane do przewodnika.

CO MÓWIĄ LEGENDYWiele legend krąży wokół powsta-nia tej rasy. Jedna z nich opisuje jak to na jednym z dworów w Hanowe-rze suka posokowca hanowerskiego urodziła 6 szczeniaków, które nieste-ty okazały się ślepe. Był to dla nich wyrok, lecz psiarczyk ulitował się nad nimi i w tajemnicy przed szlach-tą wychował niewidome psy. Oka-zały się najlepszymi jakie dotychczas

pracowały w psiarni. Brak zmy-słu wzroku tak wyostrzył ich węch, iż nie miały sobie równych w pracy na tropie. Przez swoją ułomność mu-siały pracować w towarzystwie ma-łych piesków, na ogół terierów, które ochraniały je przed atakiem rannego zwierza.Do dziś bardzo drogi i cenny po-sokowiec, idący po tropie na oto-ku, jest ubezpieczany przez biegają-cego luzem niedużego ruchliwego

i szczekliwego pieska, który przyjmuje na siebie atak postrzałka, dając czas myśliwemu na strzał łaski.Kolejna legenda opowiada o dra-końskiej selekcji, jaką przechodziły psy tej rasy. Eliminowane z hodow-li były wszystkie psy wykazujące ja-kiekolwiek przejawy agresji wobec ludzi czy innych psów. Geneza tego postępowania związana jest z wy-padkiem, jakiemu uległ syn jednego z książąt. Zainteresowany martwym jeleniem zbliżył się do niego i został zaatakowany przez posokowca bro-niącego swojej zdobyczy. Wielce roz-gniewany książę nakazał zabić psa

Dla mojego pierwszego posokowca hanowerskiego, z którym polowałem

12 lat, liczyło się tylko jedno – łowy na grubego zwierza

Page 139: Gazeta Łowiecka 1/2015

71

Jak większość psów myśliwskich tak i posokowce w prostej linii

pochodzą od psów gończych. W po-łowie XVII wieku wyodrębniona została bowiem rasa ciężkiego po-wolnego psa wyspecjalizowanego w poszukiwaniu postrzałków zwie-rzyny grubej, głównie jeleni.W owych czasach w rękach myśli-wych znajdowała się najróżniejsza broń miotająca – od łuków począwszy, na raczkującej broni palnej skończyw-szy. Równie często występowała kusza ze względu na trudny dostęp do pro-chu i pocisków do broni palnej.Biorąc pod uwagę używaną broń oraz sposoby polowań, potrzebne były psy, które potrafiłyby skutecznie podążać za tropem postrzelonej zwierzyny. Psy wytrwałe, silne, bardzo spokoj-ne i opanowane, pozbawione agresji i przywiązane do przewodnika.

CO MÓWIĄ LEGENDYWiele legend krąży wokół powsta-nia tej rasy. Jedna z nich opisuje jak to na jednym z dworów w Hanowe-rze suka posokowca hanowerskiego urodziła 6 szczeniaków, które nieste-ty okazały się ślepe. Był to dla nich wyrok, lecz psiarczyk ulitował się nad nimi i w tajemnicy przed szlach-tą wychował niewidome psy. Oka-zały się najlepszymi jakie dotychczas

pracowały w psiarni. Brak zmy-słu wzroku tak wyostrzył ich węch, iż nie miały sobie równych w pracy na tropie. Przez swoją ułomność mu-siały pracować w towarzystwie ma-łych piesków, na ogół terierów, które ochraniały je przed atakiem rannego zwierza.Do dziś bardzo drogi i cenny po-sokowiec, idący po tropie na oto-ku, jest ubezpieczany przez biegają-cego luzem niedużego ruchliwego

i szczekliwego pieska, który przyjmuje na siebie atak postrzałka, dając czas myśliwemu na strzał łaski.Kolejna legenda opowiada o dra-końskiej selekcji, jaką przechodziły psy tej rasy. Eliminowane z hodow-li były wszystkie psy wykazujące ja-kiekolwiek przejawy agresji wobec ludzi czy innych psów. Geneza tego postępowania związana jest z wy-padkiem, jakiemu uległ syn jednego z książąt. Zainteresowany martwym jeleniem zbliżył się do niego i został zaatakowany przez posokowca bro-niącego swojej zdobyczy. Wielce roz-gniewany książę nakazał zabić psa

Dla mojego pierwszego posokowca hanowerskiego, z którym polowałem

12 lat, liczyło się tylko jedno – łowy na grubego zwierza

Page 140: Gazeta Łowiecka 1/2015

i od tego momentu selekcjonować młode szczeniaki pod względem bra-ku agresywnych zachowań. Wraz z rosnącą popularnością po-sokowców trafiały one do kolej-nych dworów i pałaców. Wkrótce stwierdzono, że jest to pies za ciężki do pracy w trudnych , górskich warun-kach i posokowiec hanowerski został skrzyżowany z lekkimi gończymi, jamnikami i innymi rasami używa-nymi do polowań w górach. Tak właśnie powstał posokowiec bawarski.

HANOWERSKI CZY BAWARSKI?Obecnie w Polsce jest niewiele po-sokowców hanowerskich, a jeszcze mniej posiada certyfikat użytkowo-ści. Rasa ta została zdetronizowa-na przez lżejszego i bardziej wszech-stronnego posokowca bawarskiego. Czy słusznie?Wszystko zależy od tego, czego tak naprawdę oczekuje myśliwy od psa tropiącego. Jeśli polujemy w terenie gdzie występuje dużo jelenia, gdzie las jest wysoki i pozbawiony podszy-tu, jeśli cenimy u psa spokój, opano-wanie, wręcz flegmatyczny charak-ter pracy, to ten pies będzie dla nas odpowiedni. Pamiętajmy, że również w obrębie tej rasy występuje wiele linii, które różnią się od siebie tak wyglą-

dem zewnętrznym, jak i potencjałem. Dlatego przed zakupem szczeniaka warto prześledzić rodowód jego ro-dziców, porozmawiać z właścicielem hodowli, aby zdobyć maksymalną liczbę informacji, które pomogą nam w podjęciu decyzji.

SZKOLENIE POSOKOWCANajwięcej rozczarowań związanych z tą rasą spotkało myśliwych wła-śnie z powodu szkolenia. Wielu my-ślało, że wystarczy kupić posokow-ca, zamknąć go w kojcu i po roku, jak już wydorośleje, zabrać na po-lowanie zbiorowe. Pobiega trochę w pędzeniach, poszarpie martwe-go dzika i już będzie ułożony. Nic bardziej mylnego.Edukacja posokowca zaczyna się od jego najmłodszych lat. Od właściwej socjal izacji i za-znajomienia ze środowiskiem, w którym będzie polował. Trwa bardzo długo, gdyż mówi się, że Hanower zaczyna tak napraw-dę polować w 3 i 4 roku życia. Jest to pies niezwykle wrażliwy, oddający się całkowicie swojemu przewodnikowi i gotowy zginąć w walce, aby go tylko obronić. Pies, który nigdy nie wszczyna bójek z innymi psami, unika rozwiązań siłowych i dominacji.

Page 141: Gazeta Łowiecka 1/2015

i od tego momentu selekcjonować młode szczeniaki pod względem bra-ku agresywnych zachowań. Wraz z rosnącą popularnością po-sokowców trafiały one do kolej-nych dworów i pałaców. Wkrótce stwierdzono, że jest to pies za ciężki do pracy w trudnych , górskich warun-kach i posokowiec hanowerski został skrzyżowany z lekkimi gończymi, jamnikami i innymi rasami używa-nymi do polowań w górach. Tak właśnie powstał posokowiec bawarski.

HANOWERSKI CZY BAWARSKI?Obecnie w Polsce jest niewiele po-sokowców hanowerskich, a jeszcze mniej posiada certyfikat użytkowo-ści. Rasa ta została zdetronizowa-na przez lżejszego i bardziej wszech-stronnego posokowca bawarskiego. Czy słusznie?Wszystko zależy od tego, czego tak naprawdę oczekuje myśliwy od psa tropiącego. Jeśli polujemy w terenie gdzie występuje dużo jelenia, gdzie las jest wysoki i pozbawiony podszy-tu, jeśli cenimy u psa spokój, opano-wanie, wręcz flegmatyczny charak-ter pracy, to ten pies będzie dla nas odpowiedni. Pamiętajmy, że również w obrębie tej rasy występuje wiele linii, które różnią się od siebie tak wyglą-

dem zewnętrznym, jak i potencjałem. Dlatego przed zakupem szczeniaka warto prześledzić rodowód jego ro-dziców, porozmawiać z właścicielem hodowli, aby zdobyć maksymalną liczbę informacji, które pomogą nam w podjęciu decyzji.

SZKOLENIE POSOKOWCANajwięcej rozczarowań związanych z tą rasą spotkało myśliwych wła-śnie z powodu szkolenia. Wielu my-ślało, że wystarczy kupić posokow-ca, zamknąć go w kojcu i po roku, jak już wydorośleje, zabrać na po-lowanie zbiorowe. Pobiega trochę w pędzeniach, poszarpie martwe-go dzika i już będzie ułożony. Nic bardziej mylnego.Edukacja posokowca zaczyna się od jego najmłodszych lat. Od właściwej socjal izacji i za-znajomienia ze środowiskiem, w którym będzie polował. Trwa bardzo długo, gdyż mówi się, że Hanower zaczyna tak napraw-dę polować w 3 i 4 roku życia. Jest to pies niezwykle wrażliwy, oddający się całkowicie swojemu przewodnikowi i gotowy zginąć w walce, aby go tylko obronić. Pies, który nigdy nie wszczyna bójek z innymi psami, unika rozwiązań siłowych i dominacji.

Page 142: Gazeta Łowiecka 1/2015

73

ALI – PIES NA DZIKIDla mojego pierwszego posokowca hanowerskiego, z którym polowałem 12 lat, liczyło się tylko jedno – łowy na grubego zwierza. Był psem nie-dużym, harmonijnie zbudowanym, o bardzo mocnej, wydłużonej sylwet-ce, przy tym niezwykle sprawnym i odważnym. Nie ważył nigdy więcej niż 33 kg, miał piaskową maść i ciemną szeroką kufę. Trafił w moje ręce zupełnie przypadkowo, kiedy właścicielka, nie mogąc sobie z nim poradzić, chciała go oddać do schro-niska. Wiele razy cięty przez dzi-ki, kilkanaście razy szyty przez we-terynarzy i przeze mnie na gorąco w lesie, doskonały w gonie i oszcze-kujący zgasłego zwierza. Wiele razy atakował frontalnie szarżującego dzika, dając mi czas na zdjęcie z ple-ców sztucera i oddanie strzału. Nigdy się nie cofał i nie uciekał. Znienawi-dzony przez teriera, który wtedy pra-cował w pędzeniach na polowaniach zbiorowych był permanentnie przez niego zaczepiany i kąsany. Nigdy się nie dał sprowokować.

POSOKOWIEC VS JAGDTERIERAż pewnego razu puściłem Alego za postrzelonym przez mojego ojca war-chlakiem. Po kilku minutach usłysza-łem jak, Ali głosi martwego dzika kil-

kaset metrów opodal w drągowinie. Na nieszczęście dla niego usłyszał to także i ów terier. Ruszył od razu do posokowca. Zanim dobiegłem, usły-szałem wściekłe charczenie jagdterie-ra i skowyt Alego. Po czym wszystko ucichło.Kiedy dotarłem na miejsce, gdzie leżał warchlak, serce we mnie za-marło. Ali siedział w swojej charak-terystycznej pozie i oblizywał sobie ranną przednią łapę. Wyglądał jak

młody rekrut podczas reprymendy od kaprala, kiedy udając niewiniątko, szuka brudu za swoimi paznokciami.Obok dzika bez ruchu i ducha le-żał terier. Był to pies łowczego, co wprawiło mnie w jeszcze większe przerażenie. Ale cóż, nie było rady. Wziąłem małego jagdterierka na ręce i z Alim przy nodze zacząłem się przedzierać przez młodnik.Po kilkudziesięciu metrach ku swoje-mu osłupieniu dostrzegłem jak terie-rek otworzył jedno oko i westchnąw-szy ciężko łypnął na mnie, machając skopiowanym ogonkiem. Będzie be-stia żyła!!! – pomyślałem, od razu za-trzymując się przed rowem z wodą.

Posokowce hanowerskie na pewno warto ocalić od zapomnienia. One z pewnością nam się odwdzięczą!

Page 143: Gazeta Łowiecka 1/2015

73

ALI – PIES NA DZIKIDla mojego pierwszego posokowca hanowerskiego, z którym polowałem 12 lat, liczyło się tylko jedno – łowy na grubego zwierza. Był psem nie-dużym, harmonijnie zbudowanym, o bardzo mocnej, wydłużonej sylwet-ce, przy tym niezwykle sprawnym i odważnym. Nie ważył nigdy więcej niż 33 kg, miał piaskową maść i ciemną szeroką kufę. Trafił w moje ręce zupełnie przypadkowo, kiedy właścicielka, nie mogąc sobie z nim poradzić, chciała go oddać do schro-niska. Wiele razy cięty przez dzi-ki, kilkanaście razy szyty przez we-terynarzy i przeze mnie na gorąco w lesie, doskonały w gonie i oszcze-kujący zgasłego zwierza. Wiele razy atakował frontalnie szarżującego dzika, dając mi czas na zdjęcie z ple-ców sztucera i oddanie strzału. Nigdy się nie cofał i nie uciekał. Znienawi-dzony przez teriera, który wtedy pra-cował w pędzeniach na polowaniach zbiorowych był permanentnie przez niego zaczepiany i kąsany. Nigdy się nie dał sprowokować.

POSOKOWIEC VS JAGDTERIERAż pewnego razu puściłem Alego za postrzelonym przez mojego ojca war-chlakiem. Po kilku minutach usłysza-łem jak, Ali głosi martwego dzika kil-

kaset metrów opodal w drągowinie. Na nieszczęście dla niego usłyszał to także i ów terier. Ruszył od razu do posokowca. Zanim dobiegłem, usły-szałem wściekłe charczenie jagdterie-ra i skowyt Alego. Po czym wszystko ucichło.Kiedy dotarłem na miejsce, gdzie leżał warchlak, serce we mnie za-marło. Ali siedział w swojej charak-terystycznej pozie i oblizywał sobie ranną przednią łapę. Wyglądał jak

młody rekrut podczas reprymendy od kaprala, kiedy udając niewiniątko, szuka brudu za swoimi paznokciami.Obok dzika bez ruchu i ducha le-żał terier. Był to pies łowczego, co wprawiło mnie w jeszcze większe przerażenie. Ale cóż, nie było rady. Wziąłem małego jagdterierka na ręce i z Alim przy nodze zacząłem się przedzierać przez młodnik.Po kilkudziesięciu metrach ku swoje-mu osłupieniu dostrzegłem jak terie-rek otworzył jedno oko i westchnąw-szy ciężko łypnął na mnie, machając skopiowanym ogonkiem. Będzie be-stia żyła!!! – pomyślałem, od razu za-trzymując się przed rowem z wodą.

Posokowce hanowerskie na pewno warto ocalić od zapomnienia. One z pewnością nam się odwdzięczą!

Page 144: Gazeta Łowiecka 1/2015

Nabrałem wody na dłoń i polałem po kufie pieska. Powoli odzyskiwał siły. Stanął wkrótce na chwiejnych, jeszcze krótkich i koślawych łapkach, pokiwał się jak pijany, chłapnął wodę i pobiegł, kręcąc zabawnie kuprem. Alego od tej pory omijał szerokim łukiem.Co się wydarzyło wtedy przy dziku, wiedzą tylko one. Mogę się tylko do-myślać, że jagdterier zaatakował po-sokowca bez pardonu, a ten w samo-obronie schwycił go w pół i ścisnął.

Mniejszy piesek stracił przytomność a posokowcowi to wystarczyło. Co by było, gdyby proporcje były odwrotne? Wie to każdy, kto widział jagdteriera w akcji. Nigdy nie odpuszcza, dopóki przeciwnik daje oznaki życia…

ZIDAN – SIŁA ŁAGODNOŚCI Ali i ów jagdterier od kilku lat po-lują w Krainie Wiecznych Łowów. Ja mam teraz kolejnego posokow-ca hanowerskiego. Tym razem bardzo dużego i ciężkiego, o ma-

ści pręgowanej, będącego spełnie-niem moich marzeń o psie Świętego Huberta. Zidan jest zupełnie inny niż Ali. Jest bardzo powolny, flegma-tyczny, łagodny i powiedziałbym że całkowicie pozbawiony agresji. Ali zawsze musiał pracować na otoku, z tym, że otok był zawsze napięty do granic możliwości. Zidan nie, pra-cuje luzem, ogląda się, czy idę za nim, czeka cierpliwie, kiedy się grzebię i nie umiem pokonać zwalonego drze-wa czy rowu. Ot, znak czasów. I ja nie

mam już 20 lat, więc zdecydowanie łatwiej mi się pracuje z takim psem. Poza tym jest bardziej bezpiecznie. Mój pokryty patyną czasu, nierdzew-ny Amadeo Rossi w kalibrze .44Mag nie musi wisieć na pasie przewieszo-ny przez plecy, abym miał wolne ręce, lecz jego wygodna szyjka na orzecho-wej kolbie wykonanej przez przyjacie-la spoczywa przez całe poszukiwanie w mojej dłoni. Jest gotowy do akcji w każdej sekundzie. I żona jest szczę-śliwa, bo jej wściekły jamnik szorst-

Page 145: Gazeta Łowiecka 1/2015

Nabrałem wody na dłoń i polałem po kufie pieska. Powoli odzyskiwał siły. Stanął wkrótce na chwiejnych, jeszcze krótkich i koślawych łapkach, pokiwał się jak pijany, chłapnął wodę i pobiegł, kręcąc zabawnie kuprem. Alego od tej pory omijał szerokim łukiem.Co się wydarzyło wtedy przy dziku, wiedzą tylko one. Mogę się tylko do-myślać, że jagdterier zaatakował po-sokowca bez pardonu, a ten w samo-obronie schwycił go w pół i ścisnął.

Mniejszy piesek stracił przytomność a posokowcowi to wystarczyło. Co by było, gdyby proporcje były odwrotne? Wie to każdy, kto widział jagdteriera w akcji. Nigdy nie odpuszcza, dopóki przeciwnik daje oznaki życia…

ZIDAN – SIŁA ŁAGODNOŚCI Ali i ów jagdterier od kilku lat po-lują w Krainie Wiecznych Łowów. Ja mam teraz kolejnego posokow-ca hanowerskiego. Tym razem bardzo dużego i ciężkiego, o ma-

ści pręgowanej, będącego spełnie-niem moich marzeń o psie Świętego Huberta. Zidan jest zupełnie inny niż Ali. Jest bardzo powolny, flegma-tyczny, łagodny i powiedziałbym że całkowicie pozbawiony agresji. Ali zawsze musiał pracować na otoku, z tym, że otok był zawsze napięty do granic możliwości. Zidan nie, pra-cuje luzem, ogląda się, czy idę za nim, czeka cierpliwie, kiedy się grzebię i nie umiem pokonać zwalonego drze-wa czy rowu. Ot, znak czasów. I ja nie

mam już 20 lat, więc zdecydowanie łatwiej mi się pracuje z takim psem. Poza tym jest bardziej bezpiecznie. Mój pokryty patyną czasu, nierdzew-ny Amadeo Rossi w kalibrze .44Mag nie musi wisieć na pasie przewieszo-ny przez plecy, abym miał wolne ręce, lecz jego wygodna szyjka na orzecho-wej kolbie wykonanej przez przyjacie-la spoczywa przez całe poszukiwanie w mojej dłoni. Jest gotowy do akcji w każdej sekundzie. I żona jest szczę-śliwa, bo jej wściekły jamnik szorst-

Page 146: Gazeta Łowiecka 1/2015

kowłosy w towarzystwie Zidana jest zupełnie bezpieczny. Nie raz i nie dwa przy misce z jedzeniem docho-dzi do różnicy zdań, ale szlachet-ny Zidan odwraca kształtną kufę od kłapiącego kłami kolegi. Nie chce mu robić krzywdy. A kiedy już bra-kuje cierpliwości, przyciska jamnika 45-kilogramowym cielskiem niczym zapaśnik sumo i wzrokiem wyjaśnia, że walka nie ma sensu. Bez agresji i nadmiernych emocji.

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIATakie to są posokowce hanowerskie z całym dobrodziejstwem inwenta-rza. Na pewno warto je ocalić od za-pomnienia, a one odwdzięczą nam się swoim mądrym i szlachetnym spojrzeniem, pracą, która zadziwi niejednego i oddaniem, na jakie stać tylko psa. Nie waham się użyć stwier-dzenia, że są kwintesencją kynologii łowieckiej. W starych niemieckich księgach napisano, iż praca na far-bie jest ostatnim z wtajemniczeń pra-dawnej sztuki łowieckiej. Człowiek i pies, rozmiłowani w łowach, połą-czeni skórzanym otokiem, stanowią jedność – pracują w idealnej sym-biozie. Do tego właśnie stworzono posokowce.

Page 147: Gazeta Łowiecka 1/2015

kowłosy w towarzystwie Zidana jest zupełnie bezpieczny. Nie raz i nie dwa przy misce z jedzeniem docho-dzi do różnicy zdań, ale szlachet-ny Zidan odwraca kształtną kufę od kłapiącego kłami kolegi. Nie chce mu robić krzywdy. A kiedy już bra-kuje cierpliwości, przyciska jamnika 45-kilogramowym cielskiem niczym zapaśnik sumo i wzrokiem wyjaśnia, że walka nie ma sensu. Bez agresji i nadmiernych emocji.

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIATakie to są posokowce hanowerskie z całym dobrodziejstwem inwenta-rza. Na pewno warto je ocalić od za-pomnienia, a one odwdzięczą nam się swoim mądrym i szlachetnym spojrzeniem, pracą, która zadziwi niejednego i oddaniem, na jakie stać tylko psa. Nie waham się użyć stwier-dzenia, że są kwintesencją kynologii łowieckiej. W starych niemieckich księgach napisano, iż praca na far-bie jest ostatnim z wtajemniczeń pra-dawnej sztuki łowieckiej. Człowiek i pies, rozmiłowani w łowach, połą-czeni skórzanym otokiem, stanowią jedność – pracują w idealnej sym-biozie. Do tego właśnie stworzono posokowce.

Page 148: Gazeta Łowiecka 1/2015

Łowca lisów Na wzniesieniu ponad bagnami okalającymi miasto Kalix znajduje się drewniana czatownia.

To dzieło 17-letniego Edvina Lidéna, który spędził tu na polowaniach wiele zimowych nocy. Efekt to 42 lisy strzelone w ciągu jednego roku

TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUNDTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 149: Gazeta Łowiecka 1/2015

Łowca lisów Na wzniesieniu ponad bagnami okalającymi miasto Kalix znajduje się drewniana czatownia.

To dzieło 17-letniego Edvina Lidéna, który spędził tu na polowaniach wiele zimowych nocy. Efekt to 42 lisy strzelone w ciągu jednego roku

TEKST I ZDJĘCIA: JOAKIM NORDLUNDTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

Page 150: Gazeta Łowiecka 1/2015

Wokół niewielkiej czatowni stoi kilka sporych plastikowych

pojemników. Wydzielają one pa-skudny odór, chociaż ich zawartość na szczęście teraz zamarzła. Łatwo można sobie wyobrazić ich zapach po kilku dniach cieplejszej pogody. O, nie, fiołkami to tu nie pachnie. I tak właśnie powinno być.– To prawda, lisy lubią ten smród – potwierdza Edvin Lidén, zagląda-jąc do jednego z pojemników. Edvin jest jednym z tych młodych myśliwych, których bardzo intere-sują drapieżniki. Tam, gdzie są lisy, jest i on. Na ścianie czatowni już wisi

3 dorodnych przedstawicieli tego ga-tunku, choć dopiero połowa grud-nia. Sezon rozpoczął się dobrze. A będzie jeszcze lepiej. Rankiem poprzedniego dnia, podczas prze-szukiwania okolicy, Lidén zauważył na nęcisku ślady myszkowania. To wystarczyło, by spakował plecak i wybrał się na jeszcze jedną nocną zasiadkę we własnoręcznie posta-wionym schronieniu.

PASJA I DOŚWIADCZENIEPrzez ostatnie lata chłopak wykształ-cił w sobie intuicję, która podpo-wiada mu, kiedy opłaca się zasiadać

na lisa, a kiedy nie. Mimo młodego wieku Edvin jest już doświadczo-nym myśliwym. Rok temu pozyskał 42 lisy. Ponad połowę z nich (25) złapał w sidła [w przeciwieństwie do prawa polskiego w Skandynawii dopuszczalne jest polowanie na lisy przy użyciu sideł – przyp. red.], któ-re rozstawia co zimę, a 12 strzelił po długiej zasiadce. – Potem zanęciłem jeszcze 5 osob-ników. Zasiadka bywa napraw-dę trudna. Przez moje pierwsze 60 godzin nie widziałem ani jednego lisa, ale trzeba być wytrwałym i się nie poddawać.

Tej grudniowej nocy też przyda się trochę cierpliwości. O 21.20 Edvin dostrzega niewyraźny cień na obrze-żach bagna, który po spojrzeniu przez lornetkę okazuje się przemykającym pomiędzy drzewami lisem. Zaled-wie kilka dni wcześniej chłopak za-montował zawias w oknie czatowni, aby można je było odchylić jedynie do góry, jak również wytłumił pian-ką ramę, aby zminimalizować ryzyko wywołania hałasu. Nawet najmniej-szy dźwięk może zrujnować całonoc-ną zasiadkę. Niestety, cień zniknął wśród drzew, zanim Edvin zdążył otworzyć okno.

Page 151: Gazeta Łowiecka 1/2015

Wokół niewielkiej czatowni stoi kilka sporych plastikowych

pojemników. Wydzielają one pa-skudny odór, chociaż ich zawartość na szczęście teraz zamarzła. Łatwo można sobie wyobrazić ich zapach po kilku dniach cieplejszej pogody. O, nie, fiołkami to tu nie pachnie. I tak właśnie powinno być.– To prawda, lisy lubią ten smród – potwierdza Edvin Lidén, zagląda-jąc do jednego z pojemników. Edvin jest jednym z tych młodych myśliwych, których bardzo intere-sują drapieżniki. Tam, gdzie są lisy, jest i on. Na ścianie czatowni już wisi

3 dorodnych przedstawicieli tego ga-tunku, choć dopiero połowa grud-nia. Sezon rozpoczął się dobrze. A będzie jeszcze lepiej. Rankiem poprzedniego dnia, podczas prze-szukiwania okolicy, Lidén zauważył na nęcisku ślady myszkowania. To wystarczyło, by spakował plecak i wybrał się na jeszcze jedną nocną zasiadkę we własnoręcznie posta-wionym schronieniu.

PASJA I DOŚWIADCZENIEPrzez ostatnie lata chłopak wykształ-cił w sobie intuicję, która podpo-wiada mu, kiedy opłaca się zasiadać

na lisa, a kiedy nie. Mimo młodego wieku Edvin jest już doświadczo-nym myśliwym. Rok temu pozyskał 42 lisy. Ponad połowę z nich (25) złapał w sidła [w przeciwieństwie do prawa polskiego w Skandynawii dopuszczalne jest polowanie na lisy przy użyciu sideł – przyp. red.], któ-re rozstawia co zimę, a 12 strzelił po długiej zasiadce. – Potem zanęciłem jeszcze 5 osob-ników. Zasiadka bywa napraw-dę trudna. Przez moje pierwsze 60 godzin nie widziałem ani jednego lisa, ale trzeba być wytrwałym i się nie poddawać.

Tej grudniowej nocy też przyda się trochę cierpliwości. O 21.20 Edvin dostrzega niewyraźny cień na obrze-żach bagna, który po spojrzeniu przez lornetkę okazuje się przemykającym pomiędzy drzewami lisem. Zaled-wie kilka dni wcześniej chłopak za-montował zawias w oknie czatowni, aby można je było odchylić jedynie do góry, jak również wytłumił pian-ką ramę, aby zminimalizować ryzyko wywołania hałasu. Nawet najmniej-szy dźwięk może zrujnować całonoc-ną zasiadkę. Niestety, cień zniknął wśród drzew, zanim Edvin zdążył otworzyć okno.

Page 152: Gazeta Łowiecka 1/2015

78

Żeby zabić czas, Edvin surfuje tro-chę w internecie, trzymając telefon cały czas pod stołem, by uniknąć niepotrzebnego hałasu. Potem, z Ra-diem Rix w słuchawkach [popularne w Szwecji radio z muzyką pop – przyp. tłum.], zatapia się w tym bliskim medytacji stanie, w który ła-two zapaść, gdy się jest sam na sam z przyrodą. Wieczór przechodzi w noc. Czatownia została przygo-towana tak, żeby na podłodze było wystarczająco miejsca na posłanie. Około północy Edvin decyduje się z tego skorzystać. – Czasem, jak jestem naprawdę zmę-czony, pozwalam sobie na drzemkę. Zwykle szybko się budzę, ale nawet 20 minut snu wiele daje. Dzię-ki temu mogę siedzieć całą noc – mówi chłopak.

UCZTA-PUŁAPKARozłożona na bagnach przynęta ma wiele składników. Parę tygodni wcze-śniej Edvin i jego ojciec, Mats, znaleźli w lesie martwego łosia. Oprócz tego 2 z plastikowych kontenerów stoją-cych przed czatownią są wypełnione mieszanką ryb i ich wnętrznościami, a na głównym nęcisku rozłożone jest mięso reniferów zabitych w wypad-kach drogowych. Nie brzmi kuszą-co, ale dla lisa to doprawdy królew-

Page 153: Gazeta Łowiecka 1/2015

78

Żeby zabić czas, Edvin surfuje tro-chę w internecie, trzymając telefon cały czas pod stołem, by uniknąć niepotrzebnego hałasu. Potem, z Ra-diem Rix w słuchawkach [popularne w Szwecji radio z muzyką pop – przyp. tłum.], zatapia się w tym bliskim medytacji stanie, w który ła-two zapaść, gdy się jest sam na sam z przyrodą. Wieczór przechodzi w noc. Czatownia została przygo-towana tak, żeby na podłodze było wystarczająco miejsca na posłanie. Około północy Edvin decyduje się z tego skorzystać. – Czasem, jak jestem naprawdę zmę-czony, pozwalam sobie na drzemkę. Zwykle szybko się budzę, ale nawet 20 minut snu wiele daje. Dzię-ki temu mogę siedzieć całą noc – mówi chłopak.

UCZTA-PUŁAPKARozłożona na bagnach przynęta ma wiele składników. Parę tygodni wcze-śniej Edvin i jego ojciec, Mats, znaleźli w lesie martwego łosia. Oprócz tego 2 z plastikowych kontenerów stoją-cych przed czatownią są wypełnione mieszanką ryb i ich wnętrznościami, a na głównym nęcisku rozłożone jest mięso reniferów zabitych w wypad-kach drogowych. Nie brzmi kuszą-co, ale dla lisa to doprawdy królew-

Page 154: Gazeta Łowiecka 1/2015

ska uczta. Najwyraźniej jej zapach przekonał małego rudzielca, bo o 1:55, w najciemniejszą noc, wra-ca na nęcisko. Dokładnie tak jak poprzednio, jest bardzo ostrożny. Na skraju mokradła przystaje, aby upewnić się, że przed nim nie czai się żadne niebezpieczeństwo. Kilka kroków później ciszę przecina strzał. Edvin sprząta ze stołu łuskę. Widząc, że trafiony lis jeszcze się rusza, decy-duje się na kolejny strzał, by oszczę-dzić mu niepotrzebnego cierpienia. Gdy nad bagnem znów zapada ci-sza, chłopak zdaje sobie sprawę, że to jego 6. lis w tym sezonie. W zeszłym tygodniu położył 2 w ciągu jednej nocy – dlatego nigdy

nie wychodzi po zdobycz przed koń-cem polowania. – Jeśli tam teraz pójdę, to żaden inny lis już się tam nie zbliży, to jasne. No, chyba że jakiś samobójca. Ale lisy mają ostre zmysły i potrafią przewi-dzieć niebezpieczeństwo, dlatego też zrobią wszystko, żeby go uniknąć. Są bystre – dlatego polowanie na nie jest takie ciekawe – wyjaśnia chłopak. Rankiem Edvin zakłada narty i zjeż-dża w dół bagna do miejsca zestrza-łu. Robi niespiesznie kilka zdjęć, po czym przekręca tuszę, aby zobaczyć, gdzie dokładnie weszła kula. – Kurczę, wystarczyłby jeden strzał. Ale chciałem mieć pewność. Spójrz, to samiec. Piękny okaz.

Zanim wyruszymy do domu, lis zaj-muje miejsce na ścianie obok innych zdobyczy.

W MYŚLIWSKIEJ RODZINIEW domu Lidénów w Stråkanäs wita-ją nas 3 setery angielskie i należący do chłopaka szpic nordycki. Edvin wychował się w otoczeniu przyrody, a jego rodzice to zaprawieni myśli-wi. Nie ma wątpliwości, w którym momencie narodziła się jego łowiec-ka pasja. Jego matka, Helena Lidén, opowiada nam o pierwszym polo-waniu syna, w którym uczestniczył, mając 2,5 roku. – Już wtedy miał ogromną cierpli-wość. Siedział bez ruchu i przyglądał

się wszystkiemu w napięciu – opo-wiada Helena. Te przeżycia młody Lidén zabrał ze sobą do przedszkola. Nie minęło wiele czasu, jak dzieci zaczęły bawić się w polowanie na pardwy. – W domu „polowali” na zające. Jeden był zającem, a drugi wyżłem. Potem się zmieniali.Na jego rysunkach zawsze były sceny polowań. – Jedna z pań w przedszkolu, we-getarianka, powiedziała mi kiedyś, że to okropne – mama Edvina uśmie-cha się. Oglądamy zdjęcia z czasów, kiedy Edvin był ledwie wyrostkiem. Na jednym z nich trzyma w rękach lisa, który jest prawie tak wielki,

Page 155: Gazeta Łowiecka 1/2015

ska uczta. Najwyraźniej jej zapach przekonał małego rudzielca, bo o 1:55, w najciemniejszą noc, wra-ca na nęcisko. Dokładnie tak jak poprzednio, jest bardzo ostrożny. Na skraju mokradła przystaje, aby upewnić się, że przed nim nie czai się żadne niebezpieczeństwo. Kilka kroków później ciszę przecina strzał. Edvin sprząta ze stołu łuskę. Widząc, że trafiony lis jeszcze się rusza, decy-duje się na kolejny strzał, by oszczę-dzić mu niepotrzebnego cierpienia. Gdy nad bagnem znów zapada ci-sza, chłopak zdaje sobie sprawę, że to jego 6. lis w tym sezonie. W zeszłym tygodniu położył 2 w ciągu jednej nocy – dlatego nigdy

nie wychodzi po zdobycz przed koń-cem polowania. – Jeśli tam teraz pójdę, to żaden inny lis już się tam nie zbliży, to jasne. No, chyba że jakiś samobójca. Ale lisy mają ostre zmysły i potrafią przewi-dzieć niebezpieczeństwo, dlatego też zrobią wszystko, żeby go uniknąć. Są bystre – dlatego polowanie na nie jest takie ciekawe – wyjaśnia chłopak. Rankiem Edvin zakłada narty i zjeż-dża w dół bagna do miejsca zestrza-łu. Robi niespiesznie kilka zdjęć, po czym przekręca tuszę, aby zobaczyć, gdzie dokładnie weszła kula. – Kurczę, wystarczyłby jeden strzał. Ale chciałem mieć pewność. Spójrz, to samiec. Piękny okaz.

Zanim wyruszymy do domu, lis zaj-muje miejsce na ścianie obok innych zdobyczy.

W MYŚLIWSKIEJ RODZINIEW domu Lidénów w Stråkanäs wita-ją nas 3 setery angielskie i należący do chłopaka szpic nordycki. Edvin wychował się w otoczeniu przyrody, a jego rodzice to zaprawieni myśli-wi. Nie ma wątpliwości, w którym momencie narodziła się jego łowiec-ka pasja. Jego matka, Helena Lidén, opowiada nam o pierwszym polo-waniu syna, w którym uczestniczył, mając 2,5 roku. – Już wtedy miał ogromną cierpli-wość. Siedział bez ruchu i przyglądał

się wszystkiemu w napięciu – opo-wiada Helena. Te przeżycia młody Lidén zabrał ze sobą do przedszkola. Nie minęło wiele czasu, jak dzieci zaczęły bawić się w polowanie na pardwy. – W domu „polowali” na zające. Jeden był zającem, a drugi wyżłem. Potem się zmieniali.Na jego rysunkach zawsze były sceny polowań. – Jedna z pań w przedszkolu, we-getarianka, powiedziała mi kiedyś, że to okropne – mama Edvina uśmie-cha się. Oglądamy zdjęcia z czasów, kiedy Edvin był ledwie wyrostkiem. Na jednym z nich trzyma w rękach lisa, który jest prawie tak wielki,

Page 156: Gazeta Łowiecka 1/2015

3 LATA – 103 LISYTuż przed 17. urodzinami Edvin Lidén otrzymał pozwolenie na 1 sztukę my-śliwskiej broni kulowej oraz 1 sztukę broni śrutowej. W Szwecji możliwe jest otrzymanie takiego pozwolenia po odpowiednim zmotywowaniu prośby. U Edvina jednym z ważnych czynników było to, że uczy się w liceum o pro-filu przyrodniczym. Łowieckie osiągnięcia Edvina w 2013 roku: 42 lisy, 4 borsuki, 3 kuny i 1 norka. 2012: 33 lisy, 6 borsuków, 2011: 28 lisów, 16 borsuków, 3 kuny i 7 norek.

80

jak on sam. Jego ojciec, Mats, wyja-śnia, że to pierwszy złowiony w sidła lis Edvina. Miał wtedy zaledwie 10 lat. – Poszliśmy założyć sidła, Edvin strasznie chciał spróbować – opo-wiada Mats. – Ćwiczył już wcześniej w domu na tropach psów, ale wtedy to było na serio. Strasznie się upie-rał, że nie chce pomocy. W końcu się poddałem, pomyślałem sobie: dobra, niech już to zrobi po swojemu.Gdy wrócili tam następnego dnia, jedynie w pułapce Edvina był lis, a w sidłach ojca nic. – O rety, jaki był szczęśliwy! Spójrz tylko na to zdjęcie – mówi Mats.– Tak, pamiętam. To było coś – po-twierdza syn.Rozmowa schodzi na broń i wyposa-żenie. Młody myśliwy zwraca uwagę, jak ważny jest światłoczuły celownik. Sam używa lunety Kahles Helia 3–12 x 56. Jego zdaniem przy zasiadce na lisy ten model dobrze się sprawdza. Nie może tego samego powiedzieć

o lufie kalibru 308, którą zamonto-wał na swojego Sauera 202. Wystar-cza, ale nie jest optymalna. – Czasami niemal rozrywa lisa na pół – wyjaśnia chłopak. – Zwykle tak nie jest, ale mimo to w przyszłości chciałbym mieć więcej sztuk broni o drobnym kalibrze do tego typu po-lowań. Na razie, jako niepełnoletni, mogę mieć tylko dwie. To jednak nie koniec planów Edvina w zakresie łowieckiego asortymentu. Marzy mu się więcej psów, szczegól-nie terier, łajka wschodniosyberyjska i jakiś pies gończy. – Gończy z drygiem do drapieżni-ków. To byłoby coś – na twarzy Edvi-na pojawia się rozmarzony uśmiech. Krótko mówiąc, pasja, która naro-dziła się w 2,5-letnim chłopcu, wciąż jest żywa. – Spędzam w lesie prawie każdy dzień roku – jak nie na polowaniu, to zakładając pułapki, sidła lub łowiąc ryby. Nigdy mi się to nie znudzi!

Page 157: Gazeta Łowiecka 1/2015

3 LATA – 103 LISYTuż przed 17. urodzinami Edvin Lidén otrzymał pozwolenie na 1 sztukę my-śliwskiej broni kulowej oraz 1 sztukę broni śrutowej. W Szwecji możliwe jest otrzymanie takiego pozwolenia po odpowiednim zmotywowaniu prośby. U Edvina jednym z ważnych czynników było to, że uczy się w liceum o pro-filu przyrodniczym. Łowieckie osiągnięcia Edvina w 2013 roku: 42 lisy, 4 borsuki, 3 kuny i 1 norka. 2012: 33 lisy, 6 borsuków, 2011: 28 lisów, 16 borsuków, 3 kuny i 7 norek.

80

jak on sam. Jego ojciec, Mats, wyja-śnia, że to pierwszy złowiony w sidła lis Edvina. Miał wtedy zaledwie 10 lat. – Poszliśmy założyć sidła, Edvin strasznie chciał spróbować – opo-wiada Mats. – Ćwiczył już wcześniej w domu na tropach psów, ale wtedy to było na serio. Strasznie się upie-rał, że nie chce pomocy. W końcu się poddałem, pomyślałem sobie: dobra, niech już to zrobi po swojemu.Gdy wrócili tam następnego dnia, jedynie w pułapce Edvina był lis, a w sidłach ojca nic. – O rety, jaki był szczęśliwy! Spójrz tylko na to zdjęcie – mówi Mats.– Tak, pamiętam. To było coś – po-twierdza syn.Rozmowa schodzi na broń i wyposa-żenie. Młody myśliwy zwraca uwagę, jak ważny jest światłoczuły celownik. Sam używa lunety Kahles Helia 3–12 x 56. Jego zdaniem przy zasiadce na lisy ten model dobrze się sprawdza. Nie może tego samego powiedzieć

o lufie kalibru 308, którą zamonto-wał na swojego Sauera 202. Wystar-cza, ale nie jest optymalna. – Czasami niemal rozrywa lisa na pół – wyjaśnia chłopak. – Zwykle tak nie jest, ale mimo to w przyszłości chciałbym mieć więcej sztuk broni o drobnym kalibrze do tego typu po-lowań. Na razie, jako niepełnoletni, mogę mieć tylko dwie. To jednak nie koniec planów Edvina w zakresie łowieckiego asortymentu. Marzy mu się więcej psów, szczegól-nie terier, łajka wschodniosyberyjska i jakiś pies gończy. – Gończy z drygiem do drapieżni-ków. To byłoby coś – na twarzy Edvi-na pojawia się rozmarzony uśmiech. Krótko mówiąc, pasja, która naro-dziła się w 2,5-letnim chłopcu, wciąż jest żywa. – Spędzam w lesie prawie każdy dzień roku – jak nie na polowaniu, to zakładając pułapki, sidła lub łowiąc ryby. Nigdy mi się to nie znudzi!

Page 158: Gazeta Łowiecka 1/2015

Już wkrótce kolejne wydanie

Gazety Łowieckiej.Zapraszamy!

Page 159: Gazeta Łowiecka 1/2015

Już wkrótce kolejne wydanie

Gazety Łowieckiej.Zapraszamy!

Page 160: Gazeta Łowiecka 1/2015
Page 161: Gazeta Łowiecka 1/2015
Page 162: Gazeta Łowiecka 1/2015