relacje-interpretacje nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

44
tepetcje Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 2 (10) czerwiec 2008 Ewa Janoszek szuka straconych opowieści 23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej Ks. Leszek Łysień o Homilii Zbigniewa Herberta Leszek Miłoszewski o Żydzie w Teatrze Polskim Relcje ISSN 1895–8834

Upload: phamliem

Post on 11-Jan-2017

215 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

n­ter­pr­eta­cjeKwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 2 (10) czerwiec 2008

Ewa Janoszek szuka straconych opowieści 23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej

Ks. Leszek Łysień o Homilii Zbigniewa Herberta Leszek Miłoszewski o Żydzie w Teatrze Polskim

Rela­cjeISSN 1895–8834

Page 2: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

Kazimierz Kopczyński Malarstwo

Page 3: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

Dworek gen. Józefa Hallera w Jurczycach, 1981, olej, płótno, 70x80 cm, własność prywatna

Dawnymi czasy nad Kamienicą, 1960, olej, płótno, 50x75 cm, własność prywatna

Dolina Chochołowska, 1975, olej, płótno, 80x100 cm, własność Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na okładce:Widok z ulicy Kołłątaja w Bielsku-Białej, 1979, olej, płótno, 80x100 cm, własność Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach

Jerzy Janota

Page 4: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

Rok Zbigniewa Herber ta15 Rok Zbigniewa Herberta

Marek Bernacki

16 O Homilii Zbigniewa HerbertaKs. Leszek Łysień

17 HomiliaZbigniew Herbert

Galerie19 Retrospektywa

Kazimierza KopczyńskiegoZ Heleną Dobranowicz rozmawiał Zdzisław Niemiec

22 Wobec sztuki i życiaAleksandra Giełdoń-Paszek

Folklor25 Mieszczański

strój żywieckiBarbara Rosiek

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-BiałejRok III nr 2 (10) czerwiec 2008

Adres redakcji ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony 033-822-05-93 (centrala) 033-822-16-96 (redakcja) [email protected] www.rok.bielsko.pl

Redaktor naczelna Małgorzata SłonkaRada redakcyjnaEwa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria SchejbalAgata SmalcerzMaria Trzeciak Urszula WitkowskaOpracowanie graficzne, DTP Mirosław BacaProjekt logo Agata Tomiczek-Wołonciej

Wydawca Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej dyrektor Leszek Miłoszewski

Nakład 1000 egz. (dofinansowany przezUrząd Miejski w Bielsku-Białej)

Druk Drukarnia Times, Bielsko-Biała Wapienica

Czasopismo bezpłatneISSN 1895–8834

Okła­dka­/Wkła­dka­

Kazimierz Kopczyński – MalarstwoŚlady1 W poszukiwaniu straconych opowieści

Ewa Janoszek

5 ...przypominam takie stare rzeczyZ Kurtem Rosenbergiem rozmawiała Magdalena Legendź

8 Biblioteka i archiwumJacek Proszyk

Teatr11 Dlaczego Rutka rzuciła kamieniem?

Leszek Miłoszewski

13 Żart DemiurgaJoanna Foryś

n­ter­pr­eta­cjeRela­cje

10. Bielska Zadymka Jazzowa: Molla Sylla Bogdan Chmura

GaleriaWkła­dka­

23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej

Teatr Lalek Banialuka: Przemiana Archiwum Banialuki

Zrealizowano w ramachProgramu Promocja Czytelnictwaogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jazz27 Zadymiło po raz dziesiąty!

Bogdan Chmura

Terapia sz tuką31 Szlachetne zdrowie

Renata Morawska

Horoskop33 Bliźnięta, Rak, Lew

Teresa Sztwiertnia

34 Rozmaitości36 Rekomendacje

Jacek Kubiena

Page 5: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

W tym widmowym obrazie wyobrażałam sobie cha-sydów, choć teraz wiem, iż nie mogli wracać z postępo-wej synagogi przy Kazimierza Wielkiego, której szczątki spoczywają zmiażdżone pod asfaltem ulicy Krakowskiej. Świat ortodoksów zaczynał się poniżej, tam gdzie rząd monotonnych jednopiętrowych domków, z żeliwnymi balkonami i żelazną zasadą symetrii tworzył kulisy ulicy 11 Listopada, tam gdzie Henryk Reich miał swoją paro-wą pralnię, którą nie wiedzieć czemu nazwał Pedanteria, i gdzie mieszkał mistyk, chasydzki rabin Aaron Halber-stamm, utrzymując swoją salę modlitw. Dom pod nume-rem 63. Szeroka brama przejazdowa zaprasza wręcz, by wejść do sieni i w podwórze, mieszczące nadal warsztaty pralni chemicznej, pośród których uchował się swoisty genius loci. [il. 1] W głębi czworobok placu zamyka pię-

Nigdy mi o nich nie opowiadano. O Żydach. Prawie nigdy, gdyż jedyna opowieść mojego dziadka, urodzonego niedaleko bial-skiej synagogi, mówiła o tym, jak Żydzi wracający w szabat z bóżnicy na Lipnickim Kopcu wypełniali całą szerokość ulicy Głów-nej, to był tłum, to była siła, przechodnie usuwali się, by przepuścić ten orszak. Tumult, gwar, podmuch rozwianych płaszczy – w dziecięcej wyobraźni widziałam ich pędzących w dół obok Köntzera i Grossa, by rozproszyć się w bramach i podwórzach niewysokich kamieniczek przy Hauptstrasse, Zipsergasse, Alznerstrasse. Tumult. I widma.

E w a J a n o s z e k

W

trowy podłużny budynek, który wydaje się posiadać zbyt wiele wejść, może dlatego początkowo umykają uwadze przerdzewiałe blaszane drzwi i dwa zakratowane okna. [il. 2] Dwa rygle, kłódka i kraty bronią dostępu do tego pomieszczenia, w którym już dawno ucichły ekstatyczne modlitwy i śpiewy. Zaryglowany świat zamilkł.

Na fotografii rabbi Aaron Halberstamm mija bramę swego domu, w czarnym, długim płaszczu, z patriar-chalną białą brodą, starzec, który w zgodzie ze swoim imieniem podzielił los biblijnego kapłana, nieszczęśli-wego ojca, który przeżył własne dzieci. Mendel, Chaim i Chawa umarli wobec Pana. Jak głosi Księga Kapłańska (10,3). Aaron zamilkł. [il. 3]

Arnold Gross, syn Jakuba, nigdy nie odwiedził domu modlitw Halberstamma. Odstręczały go wręcz odgłosy

opowieści

Dr Ewa Janoszek – historyk sztuki, badaczka zagadnień związanych z historią i architekturą Bielska i Białej, współautor-ka monografii cmentarza ewangelickiego w Białej.

poszukiwaniu straconych

Brama przejazdowa budynku przy ul. 11 Listopada 63 [il. 1]

Page 6: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

religijnej egzaltacji, dobijające się do okien jego kamie-nicy z ortodoksyjnej modlitewni naprzeciw. Stał chwilę na balkonie, pod figurami półnagich herm podtrzymu-jących gzyms, po czym z trzaskiem zatrzasnął kwate-rę drzwi. Sam uważał się raczej za religijnego. Odwie-dzał synagogę przy ulicy Głównej, jego fundacje dawały wsparcie ubogim, nawet chrześcijanom, lecz ortodoksja wywoływała w nim wewnętrzną niechęć. Oto wschodnie barbarzyństwo dobija się do bram zachodu – pomyślał, handełesy, chałaciarze, cała ta biedota mówiąca kośla-wą mieszaniną języków... i zaraz zawstydził się tej my-śli, niegodnej filantropa. Szczycił się, że jego fabryka spi-rytusu uważana jest za jeden z piękniejszych budynków w mieście, wyróżnia się z daleka swoim schodkowym szczytem, niosącym coś z ducha domów spedycyjnych, kupieckich, bogatych miast północy. Poczucie stylu, to cenił sobie nad wyraz, umiarkowaną klasyczność, taką jaka wyzierała z elewacji jego trzech kamienic, połączo-nych skrzydłem z fabryką. [il. 4] Ojciec zaczynał interes w kilku małych budynkach, teraz on swoje trunki wy-syła do Francji, Niderlandów i Włoch. Rodzinny hotel Pod Czarnym Orłem zbudował na nowo, włączywszy się w ten sposób w szczególną licytację, pomiędzy kup-cem Feinerem a młynarzem Neumannem, który z nich wystawi bardziej okazały budynek na dwóch przeciw-ległych rogach Franzensplatz. W rezultacie tego wyści-gu obaj wznieśli prawie to samo, stąd też oglądać moż-na było dialog dwóch kopuł, wieńczących oba gmachy, niczym dwie zwrócone w swym kierunku głowy.

Dziś najwyższym punktem pozbawionej kopuły ka-mienicy Dawida Feinera przy ulicy 11 Listopada 41 jest półokrągły przyczółek przerwany kartuszem z wężem Eskulapa, jako jedyny ślad po istniejącej tu od począt-ku aptece Pod Białym Orłem. [il. 5] Dawno już z na-rożnego wnętrza ulotniła się woń egzotycznego skła-du towarów kolonialnych, wraz z nim zwietrzał zapach licznych sklepików korzennych, cynamonowych, imbi-rowych, półek pełnych flaszeczek różanych i ziołowych rosolisów, karafek z nalewkami połyskujących za kon-tuarem, gdzie stożkowe głowy cukru rozbijano na drob-ne kawałki, by ulicznym dzieciakom dać okruszek słod-

kiego, złotawego nieba. Zapachy starych sklepów istnieją tylko w wyobraźni.

Tak jak zapachy słów. A słowo Żydzi kojarzyło mi się zawsze z zapachem wiekowego drewna, jak we wnętrzach starych wiejskich kościołów. Może w jednym z nich po-kazano mi jakąś rzeźbę brodatych mężów w długich sza-tach, mówiąc: Zobacz, to są Żydzi. Oni ukrzyżowali Je-zusa. A mały chłopiec podchodził do nich z koszem bochenków cudownie rozmnożonych na malowidle, które musiałam widzieć jako pierwszy w życiu obraz, zanim jeszcze potrafiłam go nazwać.

Nigdy też nie opowiadano mi o cmentarzu leżącym niedaleko domu, w którym urodził się mój ojciec. Prze-cież chłopcy z „cygielajki” biegali wszędzie, od stawów na cegielni Rosta po niewielki ryneczek przy ulicy Granicz-nej, po drugiej stronie żydowskiego cmentarza, a jednak nie ma go we wspomnieniach. Tylko 200 metrów dzie-liło go od ulicy Lermontowa, która wiodła w kierunku cegielni, stąd okupacyjna nazwa Ziegeleistrasse, prze-zwana potem swojsko „cygielajką”. Nie mówiono, bo nie mówi się zbytnio o codzienności, o tym, co widać za oknem. Albo też nie mówiono, bo nie pytałam, potem było za późno, kiedy wszyscy odeszli. Więc u wylotu tej ulicy zaczyna się zwykle moja „podróż sentymentalna”. Przechodząc obok bliźniaczych kamieniczek, których szereg od połowy lat 30. stoi po wschodniej stronie uli-cy, mimowolnie czuję stęchły zapach suteren, fajkowe-go tytoniu i gotowanego makaronu, niemal słyszę ury-wany zgrzyt maszyn z małej szlifierni kryształów pana Flocha. Tam, przy numerze 22, gdzie niegdyś był po-ziomkowy Vordergarten, ktoś teraz zrobił wjazd do ga-rażu... a 500 metrów dalej podobno było getto. I tego też mi nie opowiedziano.

Pan Mieczysław Peterek, który odszedł niedawno, pozostawił kiedyś w moich rękach zapiski, które jesz-cze raz przeczytałam w dniu jego śmierci. ...wylądowa-liśmy ostatecznie w malutkim mieszkanku na samym poddaszu w Białej (Bielitz-Ost) przy Ziegeleistrasse 31 – dziś Lermontowa. Wiem, to jest ostatni dom na tej ulicy, z wyrzeźbioną w tynku datą 1929 nad wejściem. Pewnego dnia dotarła do nas wieść, że Niemcy utworzyli

Dom modlitw Aarona Halberstamma przy ulicy

11 Listopada 63b [il. 2]

Kamienice rodziny Gross przy ulicy 11 Listopada

80-86 [il. 4]

Page 7: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

niedaleko nas żydowskie getto. Ulokowali je w dość spo-rym, dwubramnym i dwupiętrowym budynku, zwanym przez miejscowych „konfirunkiem”. Czytając to, dopiero się o tym dowiedziałam. Do dziś istnieje ten dom na uli-cy Towarowej, wówczas noszącej nazwę Lerchenfeldweg – droga na Skowronkowe Pole, która w tragiczny sposób zadawała kłam swej nazwie, kończąc się szynami kole-jowych torów. Starsze bezimienne małżeństwo z getta, do którego autor wspomnień przedarł się po kryjomu, sprzedało mu narty. Potem pewnego upalnego dnia wi-dział pochód ludzki pędzony pod karabinami w stronę bialskiego dworca, „konfirunek” wtedy opustoszał. Zna-lazłam niedawno listę. Spis Żydów deportowanych 29 czerwca 1942 roku z ulic Lerchenfeldweg, Alznerstras-se, Herman Goeringstrasse... z Towarowej, Wyzwole-nia, 11 Listopada. Wśród nich starsze małżeństwo, Izaak Israel Ebel i Freide Sara Ebel, adres Lerchenfeldweg 18, nie wiem, może to byli oni?

Pewnego wrześniowego wieczora zadzwonił do mnie J.: Wiesz – mówił z przejęciem – wyszły napisy hebraj-skie na Cechowej, spod skutego tynku, tam robią teraz remont. Na razie zostawili, ale trzeba to zabezpieczyć, zdjęcia porobić. Pojechałam. Resztki starego tynku led-wo trzymały się ściany, na nich malowane czarną farbą wyraźnie odznaczały się trzy hebrajskie litery i resztki wyrazu „...taurati...” – z niemieckiego „Restauration”.

Restauracja koszerna – powiedział J., który zdążył już odczytać hebrajski napis. [il. 6] Rewelacja! Sprawdzi-łam w spisie adresowym z 1935 roku, pod tym nume-rem Sali Lazar rzeczywiście prowadziła restaurację. To cały czas było tak blisko, przechodziło się koło tego set-ki razy, wystarczyło tylko zdjąć wierzchnią warstwę. Ile jeszcze kryje się takich niespodzianek pod nawarstwie-niami tynków, jak wiele utraconych opowieści można by odzyskać? Wystarczy trochę odskrobać, a cały ten zagi-niony świat wychynie na powierzchnię.

Tam, na dawnej Bahnstrasse i Tempelstrasse, któ-ra tylko w nazwie przechowała wspomnienie pierwszej bielskiej synagogi, wchodziłam w każdą otwartą bramę, w każde dostępne podwórze, między oficyny i pod pię-trowe nawisy galerii, przypatrywałam się elewacjom i de-talom w poszukiwaniu śladów widocznych w architek-turze. I nie znalazłam. To wszystko jest tak bezlitośnie klasycyzujące, neorenesansowe, wielkomiejskie, wiedeń-skie i europejskie. Może jedynie wielkie łuki kamienicy przy ulicy Barlickiego (Bahnstrasse) nr 19 tchną jakimś orientalizmem, wszak tu spotykali się syjoniści z Hasza-charu. Naprzeciw stare hotele pozbawione już szyldów, Imperial z koszerną restau-racją Sische Wachsmanna i dawny Nordbahn o mo-numentalnym wyrazie klasycznej elewacji z za-gadkowymi skrzynkami-latarniami nad gzymsem parteru. [il. 7] Pozostało-ści portierni za przeszklo-nymi drzwiami Grand Hotelu są jedynym świad-kiem jego przeszłości. Wy-tworny sklep Löwenberga na rogu 11 Listopada zaj-muje teraz restauracja Sfinks, która w niezamie-rzony i groteskowy spo-sób przypomina exodus z Egiptu.

Aaron Halberstamm (w środku) przed swoim domem przy ulicy 11 Listopada

Ze zbiorów Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej [il. 3]

Pozostałości napisu „Restauracja koszerna” na elewacji budynku przy ul. Cechowej 8 [il. 6]

Dawny hotel Nordbahn przy ulicy N. Barlickiego 22 [il. 7]

Page 8: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e�

Młody poeta Mendel Feinstadt przechodził właśnie obok domu towarowego Löwenberga, gdy uświadomił sobie, że może się nieco spóźnić. Do sali na Strzelnicy został jeszcze dobry kawałek, a wykład sławnego pisarza ma zacząć się o wpół do dziesiątej. Gdy tylko dowiedział się, że Bialik ma przyjechać do Bielska, postanowił, że musi tam pójść, musi zobaczyć człowieka, który otwo-rzył przed nim inny świat, inny od tego, który znał na co dzień, pracując w bialskiej tkalni Rabinowitza. W kie-szeni płaszcza ściskał tomik wierszy, ilustrowany na-strojową grafiką Josepha Budki, wydobywającą z czerni gwiaździste nieba, krzewy gorejące i zarysy starożytnych budowli. Urzeczony pięknem pradawnego języka sam próbował pisać. Kiedyś to wszystko opiszę, myślał, kiedyś, może już tam, w Erez Israel, w Palestynie. Gdy doszedł na miejsce, sala była szczelnie wypełniona, lecz jakimś cudem udało mu się jeszcze wcisnąć do środka. Gość już zaczął wykład, mówiąc: Bardzo żałuję, że nie mogę mó-wić do was po hebrajsku. To jest wasza wina, że zebrani tu nie rozumieją hebrajskiego... Mendel zawstydził się, on też kiedyś nie rozumiał, lecz teraz pilnie nadrabiał to zaniedbanie, musi przecież jakoś się tam porozumieć, kiedy już wreszcie wyjedzie... Był 24 października roku 1931. Trzy lata później ukończono dom.

Wdrap się na strychy. Przez dachy dziuraweujrzysz niemego firmamentu skrawek...Hebrajski poeta Chaim Nachmann Bialik nieświado-

mie napisał wersy epitafium dla domu nazwanego swo-im imieniem. Na fotografii z 1939 roku budynek, pozba-wiony już dachu zmiecionego wybuchem, prześwituje skrawkiem firmamentu w wybitych oknach. Obok jesz-cze stoi ruina bielskiej synagogi, czekając na ostatecz-ne rozwiązanie – die Endlösung – kwestii swojego prze-trwania. Zostanie już na zawsze tajemnicą, czy autor tych zdjęć chciał ocalić wizerunki niedopalonych budowli, czy też był to jego gest tryumfu, tren zwycięzcy na świe-żych gruzach, pierwszych ofiarach września? Zaledwie pięć lat wcześniej, w miejscu ogrodu pomiędzy secesyj-ną kamienicą przy ulicy 3 Maja 9A a budynkiem syna-gogi powstał Żydowski Dom Ludowy, któremu nadano imię zmarłego w tym samym roku poety Chaima N. Bia-lika, poety przesyconych światłem pejzaży i przejmują-cych wizji końca pewnego świata. [il. 8]

O którym nigdy mi nie opowiadano.

Bielska synagoga i dom im. Chaima N. Bialika na pocz-tówce z końca lat 30. XX w.

Ze zbiorów Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej [il. 8]

Kamienica Dawida Feinera przy ulicy 11 Listopada 41 [il. 5]

Ewa Janoszek

Page 9: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e �

Magdalena Legendź: Urodził się Pan w 1919 roku w Wa-dowicach, ale potem mieszkał w Bielsku-Białej.

Kurt Rosenberg: Moja rodzina pochodzi z Wadowic. Tam mieszkali Münzowie – dziadkowie ze strony mamy. Z ro-dziną mamy byłem związany, lubiłem tam jeździć. Ro-senbergowie też pochodzili z Galicji, z Białej. Mój ojciec, Herman Rosenberg, kapitan rezerwy Wojska Polskiego, zginął w Katyniu. Jego nazwisko widnieje na pamiątko-wej tablicy na żydowskim cmentarzu w Bielsku.Przeprowadziliśmy się, kiedy po pierwszej wojnie świa-towej ojciec zakończył służbę w wojsku. Miałem może trzy, cztery lata. W Bielsku-Białej mieliśmy kolejno trzy mieszkania, we wszystkich byliśmy lokatorami. Z Bli-chowej przeprowadziliśmy się na 3 Maja. Na ostatnim, czwartym piętrze w dużym domu niedaleko ul. Sixta było nasze mieszkanko – małe i drogie. Dlatego prze-nieśliśmy się do Białej, do domu koło ratusza, gdzie mieszkała siostra ojca, Fryda. Naturalnie płaciliśmy jej. Stamtąd przenieśliśmy się na Jagiellońską (obecnie 11 Li-stopada), gdzie na tyłach jednego domu, tuż za mostem – czyli w Bielsku – wzniesiono nowy budynek.

Fragmenty rozmów przeprowadzonych

z Kurtem Rosenbergiem w Bielsku-Białej

w 2004 roku

W Bielsku-Białej chodził Pan do szkoły.Do szkoły zacząłem chodzić, gdy miałem pięć lat, a już wcześniej mieszkaliśmy na Blichowej (obecnie Partyzan-tów). Zacząłem w powszechnej szkole żydowskiej, gdzie uczono tylko w języku niemieckim. W domu się mówi-ło po polsku, więc po niemiecku nie umiałem. To była szkoła koedukacyjna. Żeby się dostać do gimnazjum, trzeba było zdać egzamin. Z żydowskiej szkoły do pol-skiego gimnazjum w Bielsku poszło trzech chłopców, reszta wstąpiła do gimnazjum niemieckiego. Żydów do-jeżdżających z okolicy, z Dziedzic, Czechowic, umiesz-czono razem w oddziale B. Do matury przystąpiło nas, Żydów, trzynastu. A jedynym nauczycielem żydowskie-go pochodzenia był w polskim gimnazjum profesor Filip Türk, wychowawca mojej klasy, polonista, który wykła-dał też propedeutykę filozofii.

Jakich miał Pan kolegów? Czy możliwe były przyjaźnie Żydów z Polakami, a może jako dzieci nie zwracaliście na to uwagi?

Przyjaźniłem się z żydowskimi chłopcami z mojej klasy – Jankiem i Wolfem. Ale moim dobrym kolegą był też

M a g d a l e n a L e g e n d ź

...przypominam takie stare rzeczy

Bielsko, ul. Główna, później Jagiellońska i 11 Listopada, widok w stronę Białej z początku XX w. (1906, H. Seibt, Meissen)Tu mieściły się liczne eleganckie sklepy, cukiernie itp. Z prawej „Towary modne i manufakturowe” Ignacego Löwenberga. Pod koniec lat 30. XX w. przede wszystkim na tej ulicy rozegrały się antyżydowskie zamieszki.

Magdalena Legendź – teatrolog, zajmuje się krytyką teatralną, publi-cystyką, redagowaniem czasopism i książek.

Page 10: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

nie-Żyd, Zbyszek Czernelecki, katolik, odwiedzaliśmy się w domach. Co robiliśmy? Dużo się jeździło na rowerze, grało w szachy, więcej niż teraz się czytało, kopało piłkę.

Mówi się, że dawniej w szkole panowała duża dyscy-plina, czy to prawda?

Normalna. Student gimnazjum i liceum nie mógł nale-żeć do pozaszkolnych organizacji ani chodzić po mie-ście w cywilnym ubraniu, chyba że w wakacje. Nosiliśmy obowiązkowe mundurki, spodnie z kolorowym lampa-sem, kurtkę i płaszcz. I numerek gimnazjum: 861. To było przestrzegane. Na przykład jeden uczeń z poboż-nej żydowskiej rodziny, w której z powodów religijnych nie do pomyślenia było takie umundurowanie, przebie-rał się w cukierni naprzeciwko szkoły. Tam zawsze wi-siał jego szkolny płaszcz i w nim wchodził do gmachu gimnazjum, a po lekcjach znów się w cywilny płaszcz przebierał.

Ta szkoła nie bardzo szanowała przekonania religijne uczniów. A czy Żydzi mogli świętować w soboty?

Nauka odbywała się też w soboty, ale trwała krócej. Były lekcje, ale nie pisało się zadań klasowych. W każdą so-botę po południu uczniowie żydowscy musieli pójść do bóżnicy. Tam spotykał się z nami nauczyciel religii, a je-śli się nie przyszło, miało się nieusprawiedliwione go-dziny. To był wymóg państwowych przepisów, podob-nie uczniowie katolicy czy ewangelicy musieli chodzić w niedziele na szkolne nabożeństwa.

Jak wspomina Pan maturę?Na maturze ze względu na dobre wyniki byłem zwol-niony z matematyki i języka niemieckiego. Na egza-minie ustnym miałem tylko jeden przedmiot do zda-wania: język polski. Mieliśmy wspaniałego profesora, nazywał się Zygmunt Lubertowicz. Demokrata, pisał piękne wiersze i lubił góry. Na jednej z lekcji podszedł do mnie i pyta: „Słuchaj, co by cię interesowało, jaki te-mat maturalny?”. Odpowiedziałem, że czytałem dużo o Rzymie w literaturze polskiej i Wesele Wyspiańskie-go, które omawialiśmy w ósmej klasie. I takie pytania dostałem na maturze.

Jak wyglądało współżycie Żydów, Polaków i Niemców w czasach, gdy Pan mieszkał w Bielsku-Białej?

Współżycie, co to jest współżycie, co ty przez to rozu-miesz? To jest pytanie. Gdzie ono się kończy i gdzie za-czyna?

Skoro miał Pan kolegę katolika, to chyba znaczy, że współżycie było dobre?

Z nim – tak, ale z innymi nie. Katolicy też mogli do mnie odnosić się tak, a do innych Żydów inaczej.

Czy pamięta Pan antyżydowskie incydenty, które Pana osobiście dotyczyły?

Nie wiem już, w której klasie gimnazjalnej byłem wtedy, może w siódmej. Pamiętam, że szedłem ulicą do szkoły i po drodze mijałem antysemickie napisy naklejone na murach: „Jak lep na muchy, tak »Polska Karta« na Ży-dów” – to było takie pismo za kilka groszy. Albo „My mamy ulice, oni kamienice”. Hmm, przypominam takie stare rzeczy... Podszedłem do jednego i zerwałem. Wte-dy podszedł do mnie inny uczeń, syn pewnego adwo-kata, i uderzył mnie. To nie był koniec sprawy. Wycho-dziła w Bielsku żydowska gazeta „Jüdisches Volksblatt”, która później ukazywała się po polsku, jako „Tygodnik Żydowski”. W tym tygodniku opublikowano artykuł zatytułowany Gimnazjum uniwersytetem – bo na uni-wersytetach były w tym czasie antysemickie awantury. Zostałem wezwany do dyrektora. I ten dyrektor, admi-nistracyjny, pyta mnie: „Wyście zerwali?”. „Nie, ja ze-rwałem” – odpowiedziałem. Nie wiem, chyba dostałem za to „odpowiednie obyczaje” [obniżoną ocenę z zacho-wania – przyp. red.], a w każdym razie bardziej niż o sa-mo zerwanie napisu chodziło o ten artykuł. Uczniom nie wolno było pisywać do gazet, a ja często pisywałem, ale akurat nie to. Później okazało się, że autorem był dyrek-tor bielskiej poczty.

Ale ten, który Pana uderzył, nie został ukarany?Tego nie wiem. A może obu nam nic się nie stało?

Reprodukowane pocz-tówki pochodzą ze zbiorów

Marii i Wiesława Ćwikow-skich, opublikowanych

w albumie Moniki Brody i Wiesława Ćwikowskiego

Bielsko-Biała i okolice, historia pocztówką pisana (Bielsko-Biała 2002) oraz

z albumu przygotowywa-nego obecnie do druku

Jedna z pierwszych pocztówek, kamienice

z lat 1902–1903 (b.d., B. Loinger, Biala)W środkowym budynku,

należącym do Juliusza Korna (brata architekta Karola Korna),

mieścił się później na parterze dom towarowy Szymona

Rosenberga, dziadka Kurta Rosenberga. Budynek po lewej

to stary ratusz w Białej.

Page 11: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Jak to wyglądało w Pana klasie, czy koledzy zaczęli się gorzej do Pana odnosić?

Nie, tego nie było. Zadałaś mi wcześniej pytanie o współ-życie – teraz znalazłem przykład. Gdy byłem małym chłopcem, mieliśmy służącą Józię. Chodziła ze mną na spacery. I co ona robiła? Zabierała mnie do kościoła na nieszpory! Nasza rodzina nie była zbyt religijna, ma-musia zapalała świece w piątkowe wieczory i do tego ograniczało się żydowskie świętowanie. Nie znałem nie-których modlitw, a mój hebrajski był poniżej wszelkie-go poziomu. Wiem, że mamusi nie bardzo się podoba-ło to, co robiła Józia. Nie zabroniła jej, ale powiedziała: „Wiesz, jak chcesz iść do kościoła, to powiedz, wtedy ja pójdę z Kurtem na spacer”.Mieszkańcy Bielska żyli normalnie, tak jak ludzie żyją ze sobą w każdym innym mieście. Chodzili do tego, a nie innego sklepu, bo miał lepszy towar, bo sprzedawca był sympatyczny. Czy do lekarza, bo był dobry, jak żydow-ski lekarz Taub w Wadowicach, który biednych ludzi le-czył bezpłatnie. Nikt nikogo nie pytał, czy jest tej, czy innej religii.

Kiedy i jak to się zaczęło psuć? Gdy w Bielsku były zamieszki na tle narodowym, miał już Pan sporo lat, co Pan z tego czasu pamięta?

To było po śmierci Piłsudskiego, po 1935 roku. Jeden ko-lega wtedy powiedział: „No, umarł wasz wujek żydow-ski” – to mi się bardzo nie spodobało. Chodziło o sto-sunek do Żydów, że się może zmienić. Z pewnością do czasu, zanim w innych krajach europejskich doszedł do głosu hitleryzm, było i u nas dobrze. Potem, chyba w 1937 roku, w Bielsku doszło do rozbijania szyb, niszczenia ży-dowskich sklepów, także na Jagiellońskiej. Nam nic nie zniszczyli, bo mieszkaliśmy wtedy w oficynie. Zdaje się, że nie było nawet rannych, ale to i tak nie była żadna przyjemność. Wtedy zaczęły wychodzić antysemickie gazety. Zaczęło się pikietowanie żydowskich sklepów, pojawiło się hasło „nie kupuj u Żyda”. W Bielsku było tego jednak znacznie mniej niż w Kongresówce.

Co jeszcze wspomina Pan ze szkolnych czasów?Pamiętam, że nie umiałem śpiewać. Śpiew mieliśmy w pierwszej, drugiej i trzeciej gimnazjalnej. Nauczy-ciel śpiewu, kiedy zbliżało się święto narodowe, szedł od jednej klasy do drugiej i kazał wybranym chłopcom zaśpiewać „do-re-mi...”. Moje śpiewanie mu się spodo-bało: „Do chóru” – zakomenderował i musiałem cho-dzić na te lekcje po lekcjach. Pamiętam, co mieliśmy śpiewać [śpiewa]: Witaj, majowa jutrzenko, / Naszej polskiej świeć krainie, / Lalala... / Polska nigdy nie zagi-

Kurt Rosenberg – ur. w 1919 r. w Wadowicach, uczestnik bi-twy o Monte Cassino, działacz włoskiej Polonii, publicysta, współpracownik czasopism polonijnych i żydowskich. Autor wspomnień opublikowanych pod tytułem Żyć, a nie przeżyć (PSIK editore – Castel Madama, [Roma] 1993). Książka opo-wiada o przygodach podczas przekraczania pięciu kolejnych zielonych granic przez K. Rosenberga i jego dwóch przyja-ciół oraz opisuje szlak wojenny, który przeszli z II Korpusem gen. W. Andersa.

nie! Tak, wtedy lepiej znałem słowa, ale znacznie gorzej śpiewałem [śpiewa]: Witaj, Maj, Trzeci Maj, / dla Pola-ków błogi raj!

Mieszka Pan na stałe we Włoszech, ale ma Pan polski paszport. Czy teraz czuje się Pan obywatelem Polski, a może Europy?

Tak, mam polski paszport, włoskiego nie mam. Może ktoś odpowiedziałby: obywatelem Europy. Ja nie bar-dzo, bo nie miałem tak wiele okazji, żeby poznać Euro-pę, a podczas wojny, kiedy trochę ją „zwiedzałem”, nie było to takie wesołe. Oczywiście do niektórych państw mam więcej sympatii, do innych mniej. Do Polski mam coś więcej niż sympatię; mam sympatię do Bielska, do Wadowic. Do dziś mam klucze od mojego wadowickie-go mieszkania.

?Tekst nieautoryzowany

Państwowe Gimnazjum Polskie przy ul. Listopado-wej (obecnie LO im. M. Kopernika), widok głównej, północno- -zachodniej częściBudowa w Bielsku szkoły średniej z polskim językiem nauczania, konkurencyjnej w stosunku do szkolnictwa niemieckiego, była sprawą prestiżową i dlatego mocno wspieraną finansowo przez władze autonomicznego województwa śląskiego.

Page 12: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

J a c e k P r o s z y k

Biblioteka i archiwumŻydów często określa się jako „naród księgi”, bo z Torą – Pięcioksięgiem Mojżeszowym związana jest ich tożsamość narodowa i religijna. Wszędzie na świecie, gdzie się pojawiali, tworzyli biblioteki. Początkowo zawierają-ce biblijne księgi historyczne, prorockie, psalmy i liczne komentarze oraz traktaty talmudyczne. Także Gmina Żydowska w Bielsku od pierwszych lat swojego istnienia posiadała bibliotekę świętych i religijnych tekstów.

Z biegiem czasu nabywano publikacje popularne, na-ukowe, wydania klasyków literatury. Ogromny wpływ na rozwój żydowskiej biblioteki w Bielsku miał kupiec, naukowiec, a nade wszystko bibliofil Salomon Joachim Halberstamm. Gromadził w swoim mieszkaniu przy ul. Wzgórze 16 przez czterdzieści lat bibliotekę, na którą składały się głównie starodruki i manuskrypty. Sława Halberstamma i jego zbiorów była wielka, żeby to uzmy-słowić warto przytoczyć dwa fragmenty kazań pogrze-bowych wygłoszonych 26 marca 1900 roku nad jego gro-bem na cmentarzu żydowskim w Bielsku.

Rabin dr Marcus Steiner: Wystarczy jednak zapew-nić Was, iż żydowska literatura ostatniego półwiecza prawie nie wykazuje znaczniejszego dzieła, w którym nie znaleźlibyście, chwalebnie wymienionego, imienia Halberstamma. By wspomnieć tylko jedno, mianowi-cie jedno z największych. W monumentalnym dziele hi-storycznym, największego do naszych czasów historyka żydowskiego, w dwunastu znakomitych tomach historii żydowskiej Grätza, które lśnią niby dwanaście szlachet-nych kamieni dwunastu plemion Izraela na tarczy her-bowej żydowskiej nauki, we wszystkich znajdziecie wyry-te imię Halberstamma.

Rabin dr Natan Glaser: Jakże było interesujące prze-glądanie jego korespondencji, (...) były tam listy i karty o treści naukowej z Wrocławia, Berlina, Petersburga, Lon-dynu, Oxfordu itd., z wszystkich krain świata, także zza Oceanu. Zwracano się do niego ze wszystkich stron, przy-chodziły doń pytania, czerpano z niego, obfitego, niewy-czerpanego źródła wiedzy. (...) Albowiem był on chlubą społeczności żydowskiej, ozdobą tej Gminy, jej zaszczytem i dumą. Lecz zaszczyt przyniósł nie tylko Gminie, lecz tak-że i miastu, przez niego, przez jego światową sławę, mia-sto Bielsko stało się znane i sławne, ponieważ jak okiem sięgnąć, w krajowych i zagranicznych szkołach wyższych i uczelniach, w starym i nowym świecie znano Halber-stamma z Bielska. Był osobliwością tego miasta, i przy-bywano tutaj z daleka, by zobaczyć i poznać tego niezwy-kłego człowieka.

Po śmierci Salomona Joachima Halberstamma Gmi-na Żydowska w Bielsku powołała bibliotekę nazwa-ną jego imieniem. Księgozbiór powiększał się głównie przez darowizny Żydów bielskich. Niestety, wybuch dru-giej wojny światowej był katastrofą tak dla bielsko-bial-skich Żydów, jak i dla ich biblioteki. Zbiory zgromadzo-ne w budynku Żydowskiego Domu Kultury (Ludowego)

Jacek Proszyk – historyk, badacz zagadnień zwią-zanych z dziejami Żydów, współpracownik m.in. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, autor monografii Cmentarz Żydowski w Bielsku-Białej (2002).

Jehuda Lejb Wolf z Białej

Page 13: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

im. Chaima N. Bialika spłonęły razem z obiektem i po-bliską synagogą we wrześniu 1939 roku.

Od 1945 roku, kiedy Żydzi wrócili do Bielska i Bia-łej z tułaczki wojennej, przynosili do Komitetu Żydow-skiego, potem Kongregacji Wyznania Mojżeszowego i Gminy Wyznaniowej Żydowskiej oraz Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów, ocalałe przedwojenne modlitewniki oraz książki współczesne. Religijnie na-stawiona Kongregacja gromadziła głównie księgi o tym charakterze, a świeckie Towarzystwo książki popular-ne. Od piętnastu lat, od kiedy obydwie organizacje mają swoją siedzibę w tym samym obiekcie przy ulicy 3 Maja 7, utworzono jedną bibliotekę, a książki pieczętuje się tym samym wzorem stempla, którym posługiwała się przed-wojenna Gmina. Napis na pieczęci brzmi: Żyd.[owska] Gmina Wyzn.[aniowa] Bibljoteka im. S. Halberstamma w Bielsku n/Śl.[ąsku].

Dziś biblioteka liczy około 700 pozycji dotyczących wyłącznie tematyki żydowskiej, z czego około 200 po-zycji to księgi święte i religijne w języku hebrajskim i aramejskim. Z wypożyczalni mogą korzystać wyłącz-nie członkowie bielskiej Gminy Żydowskiej. Natomiast na miejscu, w czytelni zasoby biblioteczne i archiwalne udostępniane są studentom i osobom zainteresowanym w każdy piątek od godziny 9 do 13.

Oprócz publikacji religijnych i współczesnych ksią-żek o judaizmie czy historii Żydów oraz regionalnych wydawnictw krajowych dotyczących problematyki ży-dowskiej na uwagę zasługują druki i publikacje poświę-cone historii Żydów w Bielsku-Białej i okolicach wydawa-ne poza granicami Polski. Pełną listę książek dostępnych w bibliotece znaleźć można na stronie internetowej Gmi-ny. Spośród najciekawszych, a mało znanych wymień-my choćby kilka: Krystyna Winecka Od Stanisławowa do Australii, Gerda Weissman Klein All but my life oraz The Hours After. Letters of Love and Longing in War’s Aftermath, H. Rufaisen-Schupper Pożegnanie Miłej 18,

Kurt Rosenberg Żyć, a nie przeżyć, Pola Wawer Poza get-tem i obozem, Eliezer Urbach, Edith Weigand Wyrwany z piekieł. Niewiarygodna odyseja Eliezera Urbacha, Mi-chael Berkowicz Vätererbe und zukunftshoffen oraz Der Stophenbau in den Psalmen und seine äußeren Kennze-ichen, Leon Zimmermann Wiersze i pamiętniki, Richard Moschkowitz Ich nenn mich einen deutschen Dichter. Von Bielitz-Bielsko durch Sibirien nach Buchara. Verse und Zeichnungen, Halberstamm Rotenberg Menachem

Zwój Księgi Estery

Fragment czasopisma

Żydowski Dom Ludowy im. Chaima N. Bialika, za nim synagoga

Ze zbiorów Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej

Page 14: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�0 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Beniamin Bencjon MUCAL ME-ESZ – czyli, kilka frag-mentów z interpretacji i prawa, homilii i legend, wska-zówki na drogę chasydyzmu od naszego nauczyciela i rabi-na, wielkiego uczonego Aarona Halberstamma (...), Beno Richtmann Mój pamiętnik, Berta Lieberman Józefowicz Pamiętnik wojenny z 1939 roku. Cierpiałam, ale za co? Że byłam..., Kitty Hart-Moxon Return to Auschwitz, Mo-ritz Aronsohn Die israelitische Kultusgemeinde in Bielitz 1865–1905, a także książki Józefa Kornbluma.

Warto wspomnieć o zakupionych niedawno publika-cjach Kazimiery Alberti Serce zwierzęce oraz Ghetto po-tępione. Powieść o duszy żydowskiej. Na szczególną uwa-gę zasługuje jednak komplet czasopisma pt. „Jüdisches Volksblatt – Tygodnik Żydowski – Pismo Śląskie” wy-dawanego przez społeczność żydowską w Bielsku w la-tach 1925–1939.

Oprócz zbiorów bibliotecznych bielska Gmina Wy-znaniowa Żydowska – jako jedyna gmina w Polsce – po-siada skatalogowane i uporządkowane archiwum, które jest udostępniane historykom i studentom. Akta w więk-szości dotyczą Bielska i Białej, jednak znajdują się tu in-formacje o Żydach z innych miejscowości, takich jak: Cieszyn, Skoczów, Ustroń, Czechowice-Dziedzice, Wa-dowice, Kęty, Andrychów, Żywiec-Zabłocie, Milówka, Oświęcim, Drohobycz, Wschowa.

W zbiorach archiwalnych znajdziemy m.in.: licz-ne przedwojenne papiery firmowe i druki, prywat-ne dokumenty i fotografie (w tym bogate archiwa ro-dzin Jakuba i Edith Feilów, Maxa Metzendorfa, Juliusza i Violetty Güchnerów, Maksa i Estery Borgerów); szcząt-kowe akta z okresu II wojny światowej (w tym dotyczą-ce wyburzenia synagogi); fragmentarycznie zachowa-ne księgi metrykalne dla gmin w Bielsku i Białej; spis osób ocalałych z wojny i zarejestrowanych w Komi-tecie Żydowskim w Bielsku pomiędzy 11 marca 1945 a 13 marca 1951 r.; korespondencję osób prywatnych z Komitetem Żydowskim w Bielsku w sprawie poszu-kiwań krewnych ocalałych z Holocaustu; imienną listę z kwietnia 1945 więźniów KL Auschwitz znajdujących się pod opieką Komitetu Żydowskiego w Bielsku (z nu-merami obozowymi); relacje dotyczące ratowania Ży-dów przez Polaków w czasie okupacji; materiały do-tyczące cmentarzy żydowskich w Bielsku i Białej; akta likwidacji cmentarza żydowskiego w Białej; informacje o chasydach w Białej; akta dotyczące rabinów z Bielska i Białej; dokumenty dotyczące udziału bielskiego prze-mysłowca Edwarda Berenbaua w zakupie domu dla In-stytutu Literackiego w Maisons-Laffitte prowadzonego

przez Jerzego Giedroycia; informację o kibucach w Bia-łej, Bystrej i Dziedzicach; akta stowarzyszeń i organi-zacji (m.in.: Izraelickich Gmin Wyznaniowych w Lip-niku-Białej, Bielsku, Żywcu; Bractw Pogrzebowych Chewra Kadisza w Lipniku-Białej i Bielsku; korporacji syjonistycznej Emunah; Stowarzyszenia Humanitarne-go B’nei Brith Austria–Ezra Bielsko; Towarzystw Aha-was Thora, Haszachar, Hanoar, Marbizi Thora, Talmud Tora, Izraelickiego Kobiecego Związku Dobroczynne-go Bielsko). Wymieniając organizacje, nie można pomi-nąć bogatego materiału dokumentującego działalność towarzystw sportowych: Żydowskich Klubów Sporto-wych Hakoah i Makkabi oraz historii schroniska na Hali Boraczej. W zasobie znajdują się także sprawozdania Dy-rekcji Gimnazjum Państwowego im. Króla Władysława Jagiełły w Drohobyczu za lata 1932–1939, w publikacjach występuje nazwisko Brunona Schulza – nauczyciela ry-sunku i zajęć praktycznych.

Warto dodać, że Gmina Wyznaniowa Żydowska w Bielsku-Białej organizuje różnorodne spotkania, od-czyty, koncerty – niektóre są zamknięte, adresowane do jej członków, ale sporo jest też spotkań otwartych, na które może przyjść każdy. Zainteresowanym pole-camy wspomnianą już wcześniej stronę internetową: www.gwz.republika.pl.

Stare modlitewniki w zbiorach Gminy

Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej

Pieczęć biblioteki używana również

współcześnie

Page 15: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Gdyby polegać na dotychczasowych recenzjach, to wszelkie wątpliwości są nie na miejscu. Żyd zbiera opi-nie pochlebne i bardzo pochlebne, z czego należałoby się bezwarunkowo cieszyć, gdyby nie jedno „ale”. Wszyscy piszą o niezwykle ważnym temacie sztuki, a nikt, albo prawie nikt, nie zastanawia się nad tym, jaki kształt ar-tystyczny otrzymał ten temat. A przecież mamy do czy-nienia ze spektaklem teatralnym, a nie z wiecem poli-tycznym albo sesją historyczną w tajnym archiwum.

Ano właśnie – jesteśmy w teatrze, tymczasem bywa, że aktorzy ni stąd, ni zowąd muszą potoczną polszczy-znę zastępować jakby cytatami z demaskatorskich ksią-żek Jana Tomasza Grossa. Bywa też tak, że sztuka nagle zamienia się w ostrą polityczną satyrę, jak to ma miej-sce w brawurowym monologu Polaka obskuranta i żydo-żercy, który „tylko” powtarza, co mówią inni. To dziw-ne przeskakiwanie z konwencji w konwencję, z jednego języka w drugi, także kompletnie zaskakujące przemia-ny w zachowaniu postaci biorą się – jak sądzę – z pró-by pogodzenia przez autora i realizatorów spektaklu publicystyki ze sztuką. Publicystyka to w przypadku Żyda szlachetna, ale jednoznaczna, a prawdziwa sztu-ka zarówno oczywistości, jak i kompromisów nie zno-si. Ale po kolei.

Zacznijmy od głównego tematu sztuki. To polski an-tysemityzm od lat przedwojennych po współczesność. Z tego tematu w sposób oczywisty wynika problem, sprowadzający się do pytań o przyczyny antysemity-zmu i sposoby zaradzenia temu zjawisku. Wielkie spra-wy, piekielnie trudne kwestie, a wszystko z woli autora

sztuki zamknięte w jakiejś przypadkowej szkolnej salce na polskiej prowincji, gdzie kilkoro zebranych w ocze-kiwaniu na ważnego gościa toczy związane z tą wizytą rozmowy. Ważnym gościem jest tytułowy Żyd, które-go na scenie w ogóle nie ma. Są natomiast owe oczeku-jące postacie. Wobec bylejakości miejsca i sytuacji, to

Dlaczego Rutka rzuciła kamieniem?

L e s z e k M i ł o s z e w s k iTo duże ułatwienie, kiedy autor pisze sztukę z my-ślą o konkretnym teatrze. Przede wszystkim od razu wiadomo, że nie trafi ona do szuflady, a przy tym jest szansa, że w czasie prób uda się poprawić to i owo. To duża zaleta, kiedy spektakl jest „gorą-cy”, kiedy dotyczy budzących powszechne emo-cje spraw z czołówek gazet. Ale równocześnie to, co jest zaletą i ułatwieniem, bywa, że obraca się przeciwko sztuce. Niejednokrotnie „gorący” temat skłania do doraźnej uproszczonej publicy-styki, a pisanie na zamówienie ogranicza inwencję i wrażliwość autora. Jak jest z Żydem, napisanym przez bielszczanina Artura Pałygę, a wystawio-nym przez Teatr Polski w Bielsku-Białej?

Leszek Miłoszewski – niegdyś dziennikarz, publicysta, recenzent, obecnie dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej.

Page 16: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

wyłącznie od nich, a zwłaszcza od tego, co i jak mówią, jak wyglądają i jak się zachowują, zależy zarówno roz-wój akcji, jak i wymowa sztuki.

Kim są te postacie? Dyrektor szkoły – niezbyt roz-garnięty karierowicz; stara nauczycielka – sfrustro-wana działaczka dawnej opozycji, ze stertą szkolnych wypracowań; wuefista – prostak nieprzebierający w sło-wach; młoda anglistka – elegancka amatorka fitnessu; wreszcie katecheta – swój chłop, specjalista od ogólni-ków i modnych gadżetów. To są postacie bardzo proste i jednoznaczne! Jeśli z ich rozmów i zachowań ma wyło-nić się obraz polskiego antysemityzmu, to musi być on tak samo płaski i trywialny jak owe postacie. To zestaw w sam raz do pysznej satyry na współczesnych Polaków albo dokładniej – jak oni sami siebie określają – na elitę kulturalno-umysłową kraju, której głównym zawodo-wym celem jest „poszukiwanie sponsorów”. W Żydzie Artur Pałyga jakby mimochodem przypomniał o tym, że zanim w bielskim teatrze wystawiona została jego pierwsza sztuka Testament Teodora Sixta, dał się poznać jako uważny obserwator otaczającej nas rzeczywistości, z furią tropiący zafałszowania i absurdy, szczególnie wy-czulony na osobliwości współczesnej polszczyzny. Re-portażysta i dramaturg – połączenie piękne, choć nie-bezpieczne, zwłaszcza na scenie, gdzie na ogół chodzi

o coś więcej aniżeli skrojenie rodzajowego obrazka czy satyryczną szarżę.

Żyd z założenia na pewno musiał być „czymś wię-cej”, choć na premierze w pierwszej części spektaklu po-dążał wyraźnie w kierunku ostrej satyry, wywołującej co chwila salwy śmiechu na widowni. W później oglą-danym spektaklu, po różnych korektach, już od począt-ku było poważniej, ale to i tak nie wystarczy, by w pełni uprawdopodobnić drugą część sztuki. W niej ci płascy i jednowymiarowi bohaterowie zaczynają zadawać mą-dre pytania, a ich losy układają się w ilustrowany przej-mującymi przykładami wykład na temat stosunków pol-sko-żydowskich. Niektórzy nawet przechodzą cudowną przemianę, a całość ma swą kulminację w zbiorowym rachunku sumienia, przebiegającym pod hasłem: „Musi być jasność i ciemność”.

Tak Żyd jest napisany, tak też wystawiony i zagra-ny. Zawieszony między światłem i mrokiem, śmiechem i płaczem, publicystyką i sztuką... Reżyser Robert Talar-czyk ogranicza swe ingerencje do minimum – stawia na aktorów i symboliczną grę świateł. Przy pomocy reflek-torów buduje klimat poszczególnych scen i pięknie puen-tuje całość, wydobywając z mroku tylko niektóre por-trety służące za scenografię. Samymi światłami nie jest jednak w stanie wzbogacić bohaterów i uwiarygodnić ich przeobrażeń. Nie są w stanie tego dokonać chyba również sami aktorzy, choć występują w doborowym składzie i każdy z nich tworzy zapadający w pamięć rodzajowy wizerunek swej postaci: Kazimierz Czapla – dobrodusz-nego dyrektora lawiranta, Jadwiga Grygierczyk – pokie-reszowanej przez życie nauczycielki, Katarzyna Skrzypek – atrakcyjnej egocentryczki wychowanej w III Rzeczy-pospolitej, Grzegorz Sikora – przysłowiowego wuefisty i Tomasz Lorek – katechety z ludzką twarzą.

Każdy z aktorów ma też w drugiej części swój mono-log, w którym ma szansę wyjść poza schemat właściwy dla obyczajowej satyry i choć trochę uczłowieczyć swą postać, ale przy opisanej konstrukcji sztuki to jak prze-skok z jednej skrajności w drugą, który w niczym nie tłumaczy gwałtownych przeobrażeń bohaterów i w naj-lepszym razie kończy się „wyskakującymi” z całości ak-torskimi etiudami. Tak jest ze wspomnianym na wstępie monologiem Polaka obskuranta, brawurowo zagranym przez Grzegorza Sikorę. To jeszcze jedno skierowanie sztuki w stronę ostrej satyry politycznej. Jakby dla od-miany w drugą stronę, ku wzbogaceniu swych postaci, ku problemom moralnym a nie politycznym – prowa-dzą monologi Katarzyny Skrzypek o tym, jak zachowu-

Na stronie poprzedniej:Katarzyna Skrzypek i Kazimierz Czapla

Poniżej:Tomasz Lorek

i Grzegorz Sikora

Tomasz Wójcik

Page 17: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

ją się zwiedzający obóz koncentracyjny, i Jadwigi Gry-gierczyk o żydowskiej dziewczynce Rutce, która rzuciła w Polaka kamieniem. Zdaje się, że w tych opowiada-niach o drobnych ludzkich sprawach jest więcej prawdy o Polakach i Żydach aniżeli w publicystyce przybierają-cej kształt politycznej czy obyczajowej satyry. Z pewno-ścią też naprawdę głębokiej i uniwersalnej odpowiedzi na pytania: „dlaczego tak się działo?” i „jak temu zapo-biec?” nie znajdziemy, przywołując wyłącznie polityków i historyków. Wszak sama chęć zdobycia kamienic, bo-gactwa, dobrych posad, a także co najmniej przyzwole-nie Kościoła na traktowanie Żydów jak gorszych obywa-teli nie tłumaczą polskich morderstw i podłości.

W Żydzie bohaterowie, odkrywając ponurą prawdę o przeszłości, pytają: „Co robić?”. Zaraz też – jak to w dy-daktycznej opowieści – pada jednoznaczna odpowiedź: „Mówić o tym!”. I tak się rzeczywiście dzieje: Jan Tomasz Gross, inni publicyści, Artur Pałyga, zespół Teatru Pol-skiego, dyskusje z wybitnymi osobami po spektaklach Żyda... Z pewnością chodzi nie tylko o odkrywanie bia-łych plam w naszej historii, ale też o zadośćuczynienie za wieloletnie kłamstwo. Z pewnością też w docieraniu do oczyszczającej prawdy nie wystarczą głosy publicystów i wypisy z Grossa. Mnie w teatrze – może nieco prze-kornie – bardziej od historycznych przypomnień inte-resuje na przykład, dlaczego mała Rutka rzuciła w ko-legę kamieniem?

J o a n n a F o r y ś

Żart DemiurgaCiemność, wisząca na drucie żarówka i krąg wątłego światła, do tego melodyjny ragtime i diaboliczny śmiech. Światło migocze, gaśnie, zapa-da mrok... łoskot... oczekiwanie w napięciu, co dalej... Wtedy pojawia się dziwaczny człowieczek, lampą „czołówką” podświetlający niewielką przestrzeń wokół siebie, i wygłasza monolog brzmiący jak pseudofilo-zoficzne wywody.

Teatr Polski w Bielsku-Białej: Żyd Artura Pałygi. Reżyseria Robert Talarczyk, scenografia Michał Urban. Aktorzy: Jadwiga Grygierczyk, Katarzyna Skrzypek, Kazimierz Czapla, Tomasz Lorek, Grzegorz Sikora. Premiera 16 lutego 2008.

Page 18: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Ów człowieczek to Homo Faber (postać wzięta przez twórcę spektaklu z Traktatu o manekinach Bru-nona Schulza), snujący rozważania na temat igraszek De-miurga ze stworzonym przez siebie światem i człowie-kiem. Pojawia się pytanie: jak daleko kreator może się posunąć w drwinie ze swojego dzieła? Ryszard Sypniew-ski jako Homo Faber sarkastycznym tonem wypowiedzi i przejaskrawioną egzaltacją przekonuje, że przerażają-co daleko... Dorzuca do tego swoje trzy grosze pseudo-kreatora, szydząc z ludzkiej natury uwielbiającej mate-rię. Choćby najbardziej tandetną, ale materię. Wszystkie elementy tego monologu znajdą w jakimś stopniu od-zwierciedlenie w fabule spektaklu. Takie wprowadze-nie do akcji wydaje się być istotne, ale jego sens można w pełni odczytać dopiero z perspektywy całego przed-stawienia.

Bohater Przemiany Franza Kafki to młody komi-wojażer – Gregor, niezadowolony ze swej nudnej egzy-stencji i pracy, która jest dla niego udręką. Choć marzy o wprowadzeniu zmian, trwa jednak przy swoim zaję-ciu ze względu na rodzinę, gdyż czuje się w obowiąz-ku zapewnić jej godny byt. Nieoczekiwanie przechodzi metamorfozę. Budząc się pewnego ranka, odkrywa, że jest robakiem. W spektaklu Aleksandra Maksymiaka przemianę Gregora sugeruje „wychodzenie”, a w zasa-dzie wyślizgiwanie się bohatera z ubrania i wczołganie pod łóżko, na którym zostaje już tylko usztywniona marynarka, jako metafora owego przeobrażenia. Kafka mocno akcentuje przemianę wewnętrzną bohatera, na-tomiast reżyser skupia się bardziej na zmianie otocze-nia w stosunku do odmieńca. A owo otoczenie, ta do-tąd kochająca Gregora rodzina jest przerażona. Gregor natomiast, pozostając w swoim pokoju, cierpi, nie może pojąć, co się z nim stało. To dla niego trudna do zaak-ceptowania sytuacja, przerasta go. Efektem jest izolacja, akcentowana przez padające pod drzwiami światło – je-den z niewielu elementów łączących bohatera ze świa-tem zewnętrznym.

W spektaklu oprócz owego światła funkcjonują inne jeszcze metafory, jak na przykład pojawiające się kolej-no trzy jabłka. Ten rekwizyt można odczytać na różne sposoby – jako symbol daru Gregora dla rodziny, któ-ra korzystała dotąd z owoców jego pracy; ale może też chodzić o symbol domowników, wśród których brak już miejsca dla przeobrażonego członka rodziny (stąd tylko trzy owoce). Ostatecznie bliscy mają już dość Gregora, co wyraźnie formułuje jego siostra, mówiąc: „powinien odejść”. I rzeczywiście on to rozumie, powoli wycofuje

się z życia i w końcu umiera, co symbolizuje rozwieszo-na jak na krzyżu marynarka.

W zrealizowanej przez Banialukę wersji Przemiany wydarzenia przenikają się w dwóch planach: bliskim – z pokojem Gregora, i dalszym – z pokojem rodziny. Przy czym ten drugi podzielony został dodatkowo – plan ak-torski jest zastępowany planem lalkowym. Takie rozwią-zanie pozwoliło na jednoczesne przedstawianie dwóch sytuacji, z perspektywy Gregora i z perspektywy rodzi-ny. To ciekawy, oryginalny zabieg, angażujący nieustan-nie uwagę widza, dynamizujący akcję.

Zastosowanie lalek wydaje się mieć inną jeszcze funkcję – pokazuje sztuczność zachowań ludzi, brak prawdziwych uczuć i nieumiejętność zrozumienia dru-giego, cierpiącego człowieka. W grze aktorów odtwarza-jących członków rodziny tę sztuczność podkreślają nie-naturalne gesty i zachowania. Taka kreacja jest mocno uzasadniona, pomaga oddać panujące w owym domu zasady, a szczególnie pozorowaną grzeczność. Najbar-dziej twórcza wydaje się natomiast rola Ryszarda Syp-niewskiego (Homo Faber, narrator), który zagrał nie-zwykle żywiołowo i sugestywnie. Już tembr jego głosu i sposób artykulacji podkreślały groteskowość lub dra-matyzm ludzkiego losu.

Przemiana to metaforyczny, wielowymiarowy spek-takl o samotności, izolacji jednostki w społeczeństwie, wyobcowaniu. To specyficzna, mroczna satyra na świat, w którym człowiek stanowi wartość dotąd, dopóki jest przydatny. To także refleksja na temat rodzinnych wię-zi, tak łatwo ulegających rozluźnieniu, a nawet rozpado-wi pod wpływem rozmaitych czynników. Można rów-nież odczytać Przemianę Aleksandra Maksymiaka na poziomie metafizycznym. I tu warto wrócić do począt-ku spektaklu. Jakże boleśnie Demiurg zadrwił z Grego-ra, jakże daleko posunął się w manipulowaniu jego lo-sem, bez logicznego uzasadnienia. Zmienił go w robaka, pozostawiając mu, o ironio!, ludzką świadomość... Jak to jest być w ciele poczwary, a mieć rozum i duszę czło-wieka? Oby to wiedział tylko Gregor...

Joanna Foryś – polonistka, pisze recenzje literackie, teatralne, pracuje z uzdolnioną literacko młodzieżą.

Teatr Lalek Banialuka: Przemiana Franza Kafki. W adapta-cji wykorzystano fragmenty Traktatu o manekinach Brunona Schulza. Adaptacja, reżyseria i scenografia Aleksander Maksy-miak, muzyka Zbigniew Karnecki. Aktorzy: Małgorzata Bul-ska, Lucyna Sypniewska, Włodzimierz Pohl, Ryszard Sypniew-ski, Piotr Tomaszewski. Premiera 4 kwietnia 2008.

Na stronie poprzedniej:Włodzimierz Pohl (Gregor) w Przemianie

Archiwum Banialuki

Page 19: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Gwiazda Herbert, niepowtarzalna i jedyna w kon-stelacji polskiej poezji, zgasła w 1998 roku. Dziesięć lat później Sejm RP ustanowił rok 2008 Rokiem Zbignie-wa Herberta, co zainspirowało Regionalny Ośrodek Do-skonalenia Nauczycieli WOM i Katedrę Polonistyki Aka-demii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej do zorganizowania spotkania dyskusyjnego poświęconego twórczości poety. Panel odbył się 26 lutego na Małej Sce-nie Teatru Polskiego. Ponadczterogodzinne „wywoływa-nie ducha poezji” Herberta miało na celu przypomnienie jego utworów, które zinterpretowali bielscy literaturo-znawcy, krytycy literaccy i poloniści. Każdy z zaproszo-nych gości miał za zadanie przygotować osobiste, nie-konwencjonalne odczytanie wybranego wiersza.

Prof. ATH Anna Węgrzyniak, polonistka i literaturo-znawca, zaczęła od przypomnienia symbolicznego zna-czenia wizerunku św. Jerzego, by później przeprowadzić błyskotliwą interpretację jednego z kanonicznych wier-szy Herberta Potwór Pana Cogito. Ks. dr Leszek Łysień (Homilia) w wystąpieniu, będącym popisem homiletycz-no-filozoficznej retoryki, skoncentrował się na kryty-ce takiego aspektu polskiego katolicyzmu, który znie-chęca ludzi poszukujących, wątpiących, niepokornych. Krzysztof Płatek (Rovigo) w porywającej gawędzie lite-rackiej podzielił się wrażeniami z pobytu we włoskim miasteczku Rovigo, które kilka lat temu odwiedził tyl-ko po to, by skonfrontować rzeczywistość z poetyckim wizerunkiem nakreślonym w wierszu Herberta. Także pozostałe wypowiedzi – metodyczna „lekcja” poświę-cona wierszowi Pan Cogito o cnocie, z wykorzystaniem techniki multimedialnej, poprowadzona przez mgr Ewę Szymanek-Płaską, oraz erudycyjne studium dra Miro-sława Dzienia analizującego Herbertowski Kamyk w ka-

tegoriach ontologicznych – zyskały uznanie publiczno-ści, która tłumnie wypełniała widownię.

W części drugiej panelu Kamila Dzika, absolwentka polonistycznych studiów licencjackich ATH, dała eru-dycyjny popis semiotyczno-fenomenologicznej interpre-tacji mniej znanego tekstu poetyckiego Zbigniewa Her-berta Kropka, natomiast dr Michał Kopczyk w sposób przypominający momentami sokratejską metodę ma-jeutyczną wszedł w dialog z jednym z najważniejszych tekstów późnego Herberta pt. Do Ryszarda Krynickiego – list. Prof. ATH Stanisław Gębala, jak zwykle sarka-stycznie, w zaskakujących nieco skojarzeniach mówił o wierszu U wrót doliny, a dr Janusz Rodak przedsta-wił referat na temat Powrotu prokonsula, który wzbu-dził żywą reakcję widowni. Kolejna absolwentka biel-skiej polonistyki ATH, Ewelina Wierzbicka, zmierzyła się z ostatnim wierszem ostatniego tomu Herberta za-tytułowanym Tkanina.

Trwałym efektem panelu będzie przygotowywana do druku publikacja pt. „We mnie jest płomień który myśli” – glosy do Herberta, obejmująca zarówno artykuły na-ukowe, jak i scenariusze lekcji polonistycznych poświę-cone poezji Zbigniewa Herberta.

W jednym z pierwszych wierszy, opubli-kowanych w połowie lat 50. XX wieku, Zbigniew Herbert pisał:

we mnie jest płomień który myślii wiatr na pożar i na żagle

(Napis, z tomu Struna światła)

Dr Marek Bernacki – pracownik naukowy Katedry Polonistyki ATH; zorganizował i poprowadził spotkanie poświęcone Zbigniewowi Herbertowi; jest także redaktorem przygotowywanej do druku publikacji z panelowymi wystąpieniami.

Rok

Zbigniewa Herberta

M a r e k B e r n a c k i

Kuba Abrahamowicz czyta wiersze Zbigniewa Herberta

Barbara Adamek

Page 20: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Pierwszym jest tekst Henryka Elzenberga, zresztą du-chowego mistrza i intelektualnego przewodnika poety, który w Kłopocie z istnieniem pisał: Chrystianizm, ten zorganizowany, masowy, ten, który był i jest siłą społecz-ną, to po prostu organizacja Wielkiego Odczepnego dla Absolutu. Mija się ze swym powołaniem religia, która aż tak zasadniczo uświęca ziemskość, która pozwala, na woj-nie, zanosić modły o zwycięstwo jednej ze stron walczą-cych jednakowo obojętnych na słuszność. (...) Może jed-nak jestem niesprawiedliwy. Bo czy to nie każda religia, gdy wejdzie w swoje stadium zorganizowania, jest taka? I czy, biorąc „religie” w tym sensie i przeciwstawiając je mistycyzmom, nie należy powiedzieć ogólnie: „religie to organizacje odczepnego dla Absolutu?”.

Tekst drugi jest autorstwa Leszka Kołakowskiego: Są racje, dla których potrzebujemy chrześcijaństwa, ale nie byle jakiego. Nie potrzebujemy chrześcijaństwa, które robi polityczne rewolucje, współpracuje z tzw. wyzwole-niem seksualnym, uświęca nasze wszystkie pożądliwości i wychwala przemoc. Dosyć jest sił na świecie, które tym wszystkim się zajmują bez pomocy chrześcijaństwa. Lu-dzie potrzebują chrześcijaństwa, które pomoże im wyjść poza bezpośrednie naciski życia, które ukaże im nieunik-nione granice losu ludzkiego i uzdolni do zgody na nie; chrześcijaństwa, które uczy ich tej oto prostej prawdy, że jest nie tylko jutro, ale także pojutrze i że różnica między sukcesem a porażką rzadko jest wyraźna. Potrzebujemy chrześcijaństwa, które nie jest ani złote, ani purpurowe, ani czerwone, ale szare.

K s . L e s z e k Ł y s i e ń

O HomiliiZbigniewa Herberta

Dwa teksty przychodzą mi na myśl, kiedy zagłę-biam się w kolejne warstwy semantyczne wiersza Zbigniewa Herberta zatytułowanego Homilia.

Homilia Herbertowska wyrasta z jakiegoś szczegól-nego doświadczenia poety. Nazwijmy to doświadcze-nie rozczarowaniem. Swojska, bliska przestrzeń, która inspirowała, otwierała nowe perspektywy, nagle stała się obca. Mówimy o przestrzeni Kościoła katolickiego. Herbert znalazł się w przestrzeni sklerykalizowanej, przestrzeni Kościoła uproszczonego, masowego, me-chanicznie rytualnego, upolitycznionego. Herbert pi-sał o zapaści semantycznej postkomunistycznego spo-łeczeństwa polskiego: Ze społeczeństwem, które znajduje się w stanie ciężkiej zapaści semantycznej, można zrobić wszystko. Nagle okazuje się, że zapaść semantyczna ob-jęła również ten obszar ładu i sensu, jakim był Kościół. Stąd pełna ironii konstatacja: jakiż dziwny ma ten ka-płan głosu organ / ani męski ani żeński ni anielski. Na-wet tam uprawia się zwyczajne wodolejstwo, spoza słów wyziera pustka, słowa tracą swoją nośność, a przecież „Na początku było słowo”, „Słowo stało się ciałem”. Mo-dli się Herbert: Od słowa ciemnego chroń nas. Pisze: Sło-wo jednak musi powrócić do macierzystego portu – do znaczenia. (...) Nazywanie rzeczy i spraw ludzkich pro-wadzi do ich zrozumienia i osądu. Zwłaszcza po chaosie pojęć – poezja musi podjąć po ostatniej wojnie, po po-topie kłamstw, trud odbudowy moralnej świata, przez odbudowę wartości słowa. Musimy na nowo oddzielić zło od dobra, światło od ciemności. Poeta przypomi-na tutaj „tłustemu pasterzowi” o wadze słowa, o tym, że nie wolno słowa topić w bełkocie teologiczno-po-litycznym. Słowo winno uderzać, inspirować, prowa-dzić człowieka ku wielkości jemu właściwej, wreszcie otwierać na Boga.

Sklerykalizowany, instytucjonalny Kościół staje się nieprzezroczysty na Boga, uwikłany w ziemskie stra-tegie przetrwania, troszczy się już tylko o siebie (swój

Ks. dr Leszek Łysień – kapłan diecezji

bielsko-żywieckiej, teolog i filozof, wykładowca

metafizyki i filozofii Boga w Instytucie Teologicznym

w Bielsku-Białej. Autor artykułów w czasopismach

(m.in. „Bielsko-Żywieckie Studia Teologiczne”)

oraz książek (m.in. Bóg, rozum, wiara, Wędrówki

po metafizyce).

Page 21: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Z b i g n i e w H e r b e r t

HomiliaNa ambonie mówi tłusty pasterz i cień pada na kościelny mur a lud boży zasłuchany zapłakany płoną świece – blaski ikon – milczy chór płyną słowa nad głowami się unoszą jaki dziwny ma ten kapłan głosu organ ani żeński ani męski ni anielski także woda z ust płynąca to nie Jordan bo dla księdza – proszę księdza – to jest wszystko takie proste Pan Bóg stworzył muchę żeby ptaszek miał co jeść Pan Bóg daje dzieci i na dzieci i na kościół prosta ręka – prosta ryba – prosta sieć może tak należy mówić ludziom cichym ufającym obiecywać – deszcze łaski – światło – cud lecz są także tacy którzy wątpią niepokorni bądźmy szczerzy – to jest także boży lud proszę księdza – ja naprawdę Go szukałem i błądziłem w noc burzliwą pośród skał piłem piasek jadłem kamień i samotność tylko Krzyż płonący w górze trwał i czytałem Ojców Wschodu i Zachodu opis raju przesłodzony – zapis trwogi – i sądziłem że z kart książek Znak powstanie ale milczał – niepojęty Logos pewnie ksiądz mnie nie pochowa w świętej ziemi – ziemia jest szeroka zasnę sam i odejdę w dal – z Żydami odmieńcami bezszelestnie zwinę życia cały kram na ambonie mówi w kółko pasterz mówi do mnie – bracie mówi do mnie – ty ale ja naprawdę chcę się tylko zastrzec że go nie znam i że smutno mi

stan posiadania), o swoje przywileje, wpływy, posługu-jąc się stosowną do osiągnięcia tych celów retoryką (reto-ryką władzy, posiadania ostatecznej racji, swoistą ślepo-tą i próżnością besserwiseryzmu). Lansuje uproszczoną wizję człowieka, konstruując tanie teodycee (czy eklezjo-dycee), uzasadniające niezbywalność swoich własnych ziemsko-niebiańskich usług. Protestuje zatem Herbert przeciwko religii mechanicznego, bezmyślnego rytuału, religii instytucjonalnej ludzkiej, za bardzo ludzkiej, pew-nej, zbyt pewnej, religii łatwego, taniego pocieszania, zbyt łatwych usprawiedliwień i rozgrzeszeń, patrzącej przez palce na marną jakość moralną swoich przywódców, uwikłanych w przeróżne mezalianse z mrocznymi si-łami tego świata.

Kościół, jaki wyłania się z Homilii, jest ksenofobicz-ny, lękający się wszystkiego (co inne – ciągła obawa przed Żydami), co nie jest biernym potakiwaniem jego własnym ustaleniom, odrzuca od siebie poszukujących, niepokornych, myślących, stawiających niewygodne py-tania. Katolicyzm taką religią się staje, gdy nie potrafi towarzyszyć człowiekowi wątpiącemu, gdy kapłan od-grywa już tylko rolę funkcjonariusza kultu. Gdzie mają się w takim Kościele podziać niepokorni, ale i niespo-kojni, targani pytaniami palącymi, rozdzierani wątpie-niami, z bólem przedzierający się ku Transcendencji. Nie zaspokoją ich banały wychłodzonego i odchudzonego chrześcijaństwa, trywialnego, zaspokajającego masowe zapotrzebowanie na rytuał, odartego z wszelkiej drama-tyczności, niezwykłości, porywu, stosującego faryzej-ską frazeologię, kręcącego się wokół własnych interesów z „Ewangelią w tle”, chrześcijaństwa nadętych ceremo-nii relacjonowanych przez środki masowego przekazu, olbrzymich tonących w luksusie świątyń. Źle się czuje Herbert, nie u siebie, w przestrzeni takiego Kościoła. Z tomu Rovigo, 1992

Page 22: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Wyłania się z tego utworu szczególna wrażliwość teologiczna Herberta. Dla poety Bóg to nie ozdobnik retoryczny, którego klerykalni kaznodzieje używają z bezgranicznym upodobaniem, aby podeprzeć tym słowem-wytrychem chybotliwe swoje konstrukty my-ślowe. Relacjonuje Herbert: Zapytano mnie kiedyś w Pol-sce na wieczorze autorskim: „A kim jest dla mnie Pan Bóg?”. Odpowiedziałem: „Niepojęty”. To jest jedyna od-powiedź, która mi przyszła na myśl spontanicznie, jak wyznanie wiary. Bo jeżeli mogę sobie Boga wyobrazić, to oczywiście go uczłowieczam. Bóg to Inny, Inny absolut-nie. Nieustannie istnieje niebezpieczeństwo, raz po raz dające o sobie znać, posługiwania się Bogiem w realizacji przeróżnych zamysłów politycznych, społecznych. Boga kreuje się wówczas na bóstwo narodowe, bóstwo strzegą-ce Kościoła – zamkniętej twierdzy (bezwzględna retory-ka Radia Maryja). Bóg jest dla Herberta niepojęty, „nie-pochwytny”, nie można nim dowolnie dysponować (ale milczał – niepojęty Logos). Bliskie jest to doświadczenie poety temu, które było udziałem Mistrza Eckharta, mi-styka niemieckiego. Pisał on: A kiedy Bóg przychodzi do człowieka, mówi mu tylko dwa słowa: do widzenia. Her-bert zna doświadczenie uchylającej się obecności Boga, zdaje sobie sprawę, jak uczniowie zmierzający do Emaus, że w momencie, w którym zdaje się nam, że Go rozpo-znajemy, On znika nam z oczu.

Jest to Bóg trudny. Dochodzi się do niego poprzez ból, noce czuwania i Ogrójce. Sam poeta pisał: A może dojdę

Ciebie szeptem / bolesnym ruchem małych warg / może wypiję Ciebie z ciszą / nocnych Ogrójców i czuwania.

Jest to wreszcie Bóg niepokornych, wątpiących, pyta-jących. Jest to z kolei doświadczenie bliskie innemu po-ecie, Stanisławowi Wyspiańskiemu, który w jednym ze swoich utworów pisał: Bo nie jest on Bogiem robactwa tego, co pełza. / On lubi huczny lot olbrzymich ptaków / i koni rozhukanych On nie kiełza.

Jednak Ów „Niepojęty” jest jednocześnie Bogiem bliskim, jest, by użyć terminu Rudolfa Otto, misterium fascinosum, tajemnicą, która przyciąga, wabi, uwodzi człowieka, Bogiem konkretnym, wcielonym. Renacie Gorczyńskiej Herbert wyzna: Jestem raczej za wciele-niem, ukonkretnieniem. Moje pojęcie Boga jest niejasne, natomiast pojęcie Chrystusa i Pasji – to wszystko są dla mnie rzeczy konkretne, wzruszające, bulwersujące, bu-dzące gniew i miłość. Pomieszane są te uczucia, ambiwa-lentne. Gniew, bo czy trzeba było tak wielkiej ofiary za tę straszliwą ludzkość? Gdyby w religii chrześcijańskiej nie było świadectwa, gdyby nie było Ewangelii, to bym praw-dopodobnie nie mógł poruszać się w tym świecie.

Myślę, że warto sięgać po Homilię, ale również inne utwory autora Pana Cogito. Mogą nas unieść siłą intu-icji poetyckiej w takie miejsca, z których roztacza się wi-dok dający do myślenia, nade wszystko o sprawach klu-czowych dla ludzkiej egzystencji. Budzą pytania, które znikają w konsumpcyjno-pragmatycznym świecie.

Agata Tomiczek-Wołonciej

Page 23: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Zdzisław Niemiec: Ta wystawa, wypełniona górskimi, wiejskimi i miejskimi pejzażami – tematem dość teraz niemodnym – a także scenkami rodzajowymi i portre-tami może być sporym zaskoczeniem dla bywalców Ga-lerii Bielskiej BWA. Placówka ta specjalizuje się bowiem w prezentowaniu najnowszych tendencji w polskiej plastyce. Natomiast retrospektywa Kazimierza Kop-czyńskiego – malarza dobrze znanego z wielu wystaw organizowanych za jego życia – to wielki ukłon w stronę dziewiętnastowiecznej jeszcze tradycji...

Helena Dobranowicz: Wybór Galerii Bielskiej BWA na prezentację wydaje się oczywisty, gdyż miejsce to zawsze służyło bielskim artystom. Promowanie najwybitniej-szych postaci tego środowiska to nasza powinność, a zna-jomość twórczości Kazimierza Kopczyńskiego wcale nie jest taka oczywista. Podjęłam się przygotowania wystawy i albumu, bo lubię trudne wyzwania. Szukam tematów, które pobudzają twórczą inwencję i wymagają dociekań. Obiegowe sądy o Kopczyńskim, że był malarskim piew-cą Beskidów, to tylko część prawdy o tym wyjątkowym człowieku. Setna rocznica jego urodzin stała się okazją, by całą twórczość gruntownie przejrzeć i dokonać wy-boru prac, które najlepiej świadczą o jego talencie. Sam Kopczyński chętnie wystawiał indywidualnie lub z ko-legami z Grupy Beskid. Jednak tym razem skwapliwie wyręczyłam Pana Kazimierza i wzięłam odpowiedzial-ność za jego wizerunek, jako malarza i człowieka.

RetrospektywaKazimierza Kopczyńskiego

Wielka retrospektywna wystawa w Galerii Bielskiej BWA i wydany przy tej okazji okazały album--katalog przypomniały pochodzącego z Nowego Sącza, a po wojnie osiadłego w Bielsku-Białej Kazimierza Kopczyńskiego (1908–1992) – z zawodu nauczyciela, a z zamiłowania malarza pejzaży-stę. Oba przedsięwzięcia, wystawa i album, to efekt wielomiesięcznej pracy historyka sztuki Heleny Dobranowicz.

Z d z i s ł a w N i e m i e c

Artysta w Zawadzie, sierpień 1979

Zdzisław Niemiec – dziennikarz od wielu lat związany z „Kroniką Beskidzką”. Zajmuje się m.in. publicystyką kulturalną.

Page 24: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�0 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

I jaki był efekt? Ukazało się Pani nieznane oblicze znanego malarza?

Sądzę, że tak. Udało mi się odnaleźć i zestawić obrazy, które dzieliło dwadzieścia czy trzydzieści lat, a które sta-nowią dowód mozolnej pracy twórczej, kontynuacji te-matów, zmagań z formą czy dociekań kolorystycznych. Odnalazłam też prace tak odmienne w stylu czy spo-sobie kładzenia farby, że gdyby nie sygnatura, nie zga-dłabym, że wyszły spod pędzla Kopczyńskiego. Zade-cydowałam o wyeliminowaniu z prezentacji portretów, martwej natury i kwiatów. Skoncentrowałam się na ma-larstwie pejzażowym, bo w tej dziedzinie według mnie okazał się prawdziwym mistrzem.Na wystawie pomieściliśmy ponad 80 obrazów olejnych i jeszcze raz tyle akwarel, spośród 300 prac, które obej-rzałam, natomiast w albumie jest reprodukowanych 107 dzieł. Wystawa i wydawnictwo to dwie niezależne od-słony plastyczne, które powstały we współpracy z mo-imi przyjaciółmi, Aleksandrem Andrzejem Łabińcem – scenografem i reżyserem oraz Piotrem Wisłą, grafikiem. Powstała kreatywna, artystyczna wizja malarstwa Kazi-mierza Kopczyńskiego. W albumie obrazy prezentowane tematycznie uzupełniają się pod względem barwy i kli-matu, na ekspozycji natomiast królowała wizja skrajnych kontrastów, zaskakiwania widza zmianą nastroju i nie-konwencjonalnym sposobem eksponowania obrazów.

Czy łatwo było do tych wszystkich obrazów dotrzeć? Przecież tylko mała ich część znajduje się w muzeach.

To prawda. W Muzeum w Bielsku-Białej znajduje się sześć obrazów, jeden szkic i jedna akwarela, nato-

miast w Muzeum Okrę-gowym w Nowym Sączu dwanaście obrazów. Bo-gata spuścizna Kopczyń-skiego pozostaje w rękach rodziny. Część tej spuści-zny wymagała skatalogo-wania i oczyszczenia. Do-piero te zabiegi pozwoliły odkryć kolor, który prze-cież artysta wnikliwie dobierał. Duża część ob-razów znajduje się w rę-kach prywatnych, w Pol-sce i na świecie, i nie jest zinwentaryzowana.Pamiętam obrazy Kop-czyńskiego, które wisiały

w biurach Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódz-kiego w Bielsku-Białej. Ówczesna dyrektor Małgorzata Korzonkiewicz kupowała je systematycznie. Dzisiaj na-leżą do Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, a moim zda-niem potrzebne są nam na miejscu, w zbiorach Galerii Bielskiej BWA.

Skąd taka różnorodność obrazów? Czy to efekt wpływu krakowskiego pejzażysty Henryka Polichta, do które-go pracowni uczęszczał Kopczyński podczas studiów pedagogicznych, czy może Maksymiliana Feuerringa, z którym przez trzy lata przebywał w obozie jenieckim w Murnau?

Kopczyński przez całe życie utrzymywał własny styl, ale ciągle poszukiwał. Powracał, nawet po wielu latach, do tych samych tematów, by jeszcze raz się z nimi zmierzyć. Wpływ Polichta, jak i oglądanych w Krakowie obrazów ulubionych malarzy – Władysława Podkowińskiego, Jó-zefa Pankiewicza, a zwłaszcza Leona Wyczółkowskiego – jest niewątpliwy. W dziełach tych artystów dostrzegł charakterystyczne cechy polskiego pejzażu i tradycji narodowych, które później pojawiały się w jego obra-zach, utrzymanych w konwencjach sztuki dziewiętna-stowiecznej. U Polichta dostrzegł charakterystyczny sposób uwiecznienia górskiej panoramy i już do końca pozostał wierny malowaniu szerokich planów, widzia-nych z góry, jakby okiem kamery.Po kampanii wrześniowej 1939 roku Kopczyński trafił do obozu. W 1942 roku osadzony w trzecim z kolei oflagu, w Murnau u podnóża Alp Bawarskich, rozpoczął prak-tykę malarską u Maksymiliana Feuerringa. Ta obozo-wa jedność otworzyła mu oczy na nowoczesne kierunki w sztuce europejskiej. Feuerring mieszkał przed wojną w Paryżu i był zafascynowany początkowo ekspresjo-niznem, a następnie koloryzmem. W kącie obozowego baraku urządzili wspólną pracownię i w tych skrajnych warunkach oddawali się tej samej muzie. Tak w praktyce wyglądały malarskie studia Kopczyńskiego pod okiem współwięźnia-artysty, który po wojnie wybrał wolność i osiadł na uniwersytecie w Sydney.

Wiedza uzyskana od Feuerringa okazała się chyba bezcenna w powojennej rzeczywistości państwa za żelazną kurtyną?

Rzeczywiście, Feuerring przekazał Kopczyńskiemu doświadczenia sztuki europejskiej. Widać to wyraźnie w niektórych obrazach, choćby poprzez nawiązywanie do Cezanne’a. Także podążanie drogą koloryzmu praw-dopodobnie zawdzięczał Feuerringowi. Na pewno ina-czej potoczyłaby się kariera artystyczna Kopczyńskiego,

Zdjęcie ślubne Kazimierza Kopczyńskiego

i Zofii Młyńcówny, 1935

Archiwum rodzinne

Kazimierz Kopczyński z drugą żoną,

Jadwigą Kwiecińską, 1991

Page 25: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

gdyby miał możliwość wyjazdów na Zachód i zmierzenia się z poglądami tamtejszych artystów. Tymczasem mu-siał przystosować się do życia w warunkach ograniczo-nej wolności i izolacji od europejskich ośrodków.

Może więc intensywny udział w plenerach malarskich i niemal całkowite ukierunkowanie na tworzenie pejzaży było ucieczką przed politycznymi realiami ówczesnej Polski?

Sądzę, że było to raczej szczęśliwe odnalezienie się w nie-chcianej rzeczywistości, egzystencja w miarę nieskrę-powana, zgodna z własnymi ideałami. Ważne, że Kop-czyński, w przeciwieństwie do wielu nawet wybitnych malarzy, nigdy nie popadł w socrealizm. Natomiast wę-drować po prostu lubił. A że malarzem był pracowitym, efektem tych górskich plenerów jest wielka liczba ob-razów. Miał zresztą na malowanie sporo czasu, prze-szedł na emeryturę stosunkowo wcześnie, a dożył 84 lat. Utrzymywał stałe kontakty z rodzinnym Nowym Sączem, a jednocześnie należał – obok Ignacego Bień-ka, Jana Grabowskiego, Michała Kwaśnego, Jana Zippe-ra i Zenobiusza Zwolskiego – do Grupy Beskid. Był tu i tam uczestnikiem wielu plenerów, które zaowocowały także licznymi wystawami. Chodził w góry z plecakiem i szkicownikiem. Już w późnym wieku odkrył również uroki mazowieckiej równiny. Fascynował go kolor, ale szkice z natury wspomagał ołówkiem. Był tak dokład-ny, że zapisywał nazwy farb, aby później bezbłędnie od-dać niepowtarzalny urok przyrody.

Są poniekąd dokumentem, przypominają, jak wyglą-dały drewniane chaty i kościółki, dworki czy budowle miejskie.

Najcenniejsze pod względem kulturowym wydają się ob-razy dworów. Kopczyński podróżował po kraju, wyszu-kując najcenniejsze perełki, począwszy od dworku Fry-deryka Chopina w Żelazowej Woli. Udało się zdobyć na wystawę obrazy dworków Józefa Wybickiego w Będomi-nie i gen. Józefa Hallera w Jurczycach. Te ziemiańskie sie-dziby w Europie nie występują nigdzie poza Polską. Zain-teresowanie nimi zdradza przywiązanie Kopczyńskiego do przeszłości. Były przecież skarbnicą polskiej kultury, strażnicą tradycji i patriotyzmu. Stąd wyruszali uczest-nicy powstań narodowych. Po wojnie, pozbawione pra-wowitych właścicieli, zniknęły z naszego pejzażu wsku-tek dewastacji. A mimo to Kopczyński potrafił wydobyć z tych zrujnowanych obiektów nieodparty urok i piękno architektury zharmonizowanej z krajobrazem. To rzadka umiejętność – pokazać coś tak drastycznego bez oskarży-cielskiego sarkazmu. Artysta upominał się o to narodo-

we dziedzictwo poprzez utrwalanie na płótnie zarówno architektury, jak i swoistego genius loci – szczególne-go klimatu tych miejsc. To przejaw wyjątkowej posta-wy tego człowieka, który pozytywnie patrzył na życie. Nigdy zresztą nie epatował smutkiem czy gwałtowny-mi emocjami. Całe jego malarstwo pejzażowe – w prze-ciwieństwie do obecnej sztuki – daje radość, spokój, sprzyja emocjonalnej równowadze i generuje pozytyw-ne emocje. Do tych obrazów warto wracać, kontemplując w spokoju piękno natury i cechy polskiego krajobrazu.

Jak te piękne ojczyste pejzaże odbierała młodzież szkol-na oprowadzana przez Panią po wystawie?

To dla mnie sprawa bardzo bolesna. Przecież twórczość Kopczyńskiego to skarbnica tematów związanych ze sztuką, ale także patriotyzmem, historią Polski i naszej małej ojczyzny. Ale młodzież, którą nauczyciele przy-prowadzili do Galerii Bielskiej BWA, nie była tym za-interesowana. W ich spojrzeniach widziałam najczęściej obojętność, pustkę, a nawet wrogość. I ogromną niewie-dzę. Gdy pytałam gimnazjalistów, kiedy była II wojna światowa, odpowiadali, że tego jeszcze nie przerabiali. Gdy pytałam, gdzie biją źródła naszej rzeki Białej, mó-wili, że w Tatrach... Pytali najczęściej tylko o jedno: ile takie obrazy kosztują. Gdy, blefując, odpowiadałam, że jeden kosztuje siedemdziesiąt tysięcy, robiło się cicho.Ale spotkałam również wspaniałą mło-dzież, która garnie się do wiedzy i potrafi tak pięknie przeżywać sztukę, że aż pod-rywa człowieka do działania. I chyba trze-ba pogodzić się z tym, że sztuka zawsze była i jest elitarna.

Na pierwszym planie Helena Dobranowicz, kuratorka retrospektywy Kazimierza Kopczyńskiego, podczas wernisażu

Archiwum Galerii Bielskiej BWA

Galeria Bielska BWA: Kazimierz Kopczyń-ski – Malarstwo, retrospektywna wystawa w 100-lecie urodzin artysty, pod patronatem Prezydenta Miasta Bielska-Białej Jacka Kry-wulta, 4 marca – 13 kwietnia 2008, kurator Helena Dobranowicz, aranżacja Alexander A. Łabiniec

Kazimierz Kopczyński, Malarstwo (album z reprodukcjami prac oraz zdjęciami archiwal-nymi ze zbiorów rodziny i przyjaciół), redakcja Helena Dobranowicz, opracowanie graficzne Piotr Wisła, Galeria Bielska BWA, Bielsko-Bia-ła 2008, seria „Biblioteka Bielska-Białej” poz. 22 (współfinansowanie Urząd Miejski w Biel-sku-Białej)

Page 26: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Brzozowscy. Intymny teatr absurduOna – znana ilustratorka prasowa („Tygodnik Po-

wszechny”, „Przekrój”, „Życie Literackie”) i książko-wa, mająca w artystycznym dorobku również realizacje malarstwa ściennego, projekty z zakresu sztuki użytko-wej. On – klasyk polskiego malarstwa awangardowego, związany z teatrem Kantora, członek-założyciel II Grupy Krakowskiej, ceniony pedagog (krakowska ASP, PWSSP w Poznaniu), zaliczany do czołówki malarskiej awangar-dy. I choć od śmierci artysty minęło już 21 lat, jego surre-alizująco-ekspresyjna abstrakcja wciąż intryguje i skła-nia do szukania nowych kontekstów interpretacyjnych.

Spotkali się na krakowskiej uczelni, gdzie w różnych latach oboje studiowali: Barbara u Konrada Srzednic-kiego, Tadeusz u klasyków młodopolskiej sztuki (Jaroc-kiego, Mehoffera, Sichulskiego, Dunikowskiego, Pień-kowskiego, Frycza i Pautscha). Potem razem wyjechali do Zakopanego, gdzie Barbara Gawdzik-Brzozowska mieszka do dziś.

Tadeusz Brzozowski był rasowym malarzem, ale na równi z malarstwem cenił sobie właśnie rysunek. Widać jednak, jak wypracowane w malarstwie poetyka i środ-ki wyrazu przenikają do prac rysunkowych. Jego żona

poświęciła się przede wszystkim rysunkowi. Pracowali i żyli razem, a jednak każde z nich tworzyło inaczej. Jest jednak płaszczyzna wspólna, łączące te dwa artystycz-ne byty. Oglądając wystawę małżeństwa Brzozowskich, odnosiło się wrażenie, że oboje tworząc, nieźle się ba-wili. Stworzyli coś na kształt intymnego teatru absur-du, w którym pojawiały się wykreowane postaci, żyjące własnym życiem. U Tadeusza twory te są momentami przerażające. Zrodzone z wyobraźni, zdają się wymykać spod kontroli autora i rozpoczynają swój makabryczny żywot. U Barbary po kobiecemu – damy o napuszonych imionach, jak hiszpańskie infantki, hieratyczne, frontal-ne i zastygłe, już na zawsze będą trwać, ze swą wykre-owaną osobowością. Nie przerażają, fascynują raczej jak cyrkowe cuda. Patrząc na nie, nieodparcie mamy ochotę konfabulować na temat ich osobowości, domniemywać o losach i dziejach życia. Dajemy się wciągnąć w niemal podprogowo sugerowaną narrację.

Od strony formalnej rysunki Brzozowskiej różnią się od kreacji męża. Są z założenia statyczne. Kobiety i zwierzęta, które także rysuje artystka, ukazane bywa-ją najczęściej frontalnie, zatrzymane w ruchu. Widzimy narysowaną niemal z anatomiczną precyzją wyimagi-

Wobec sztukii życia

A l e k s a n d r a G i e ł d o ń - P a s z e k

Od 6 marca do 7 kwietnia w bielskiej Galerii Środowisk Twórczych mogliśmy oglądać rysunki Barbary Gawdzik-Brzozowskiej i Tadeusza Brzozowskiego. Wystawa była ciekawa, zabawna i sprawiająca niezwykłą, niewymuszoną radość oglądania. Mia-ła także ogromny walor edukacyjny – obcowaliśmy z bądź co bądź klasyką polskiej sztuki. To dobry przyczynek do bliższe-go przyjrzenia się Galerii działającej przy Bielskim Centrum Kultury. Ekspozycja rysunków Brzozowskich wpisuje się bowiem w realizowany konsekwentnie program wystawienniczy.

Dr Aleksandra Giełdoń--Paszek – historyk sztuki,

adiunkt w cieszyńskim Instytucie Sztuki Uniwer-sytetu Śląskiego. Autorka

tekstów i artykułów o sztuce. Zajmuje się także

krytyką sztuki.

Marek Chlanda: Kwadrat, węgiel, ołówek na papierze, drewno, 150x200 cm, 2000

Page 27: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

nowaną strukturę wewnętrzną tychże zwierzo-tworów, która tak naprawdę nie ma nic wspólnego z rzeczywistą anatomią. Podobnie kobiety – ukazane są w skompliko-wanych strojach, wtłoczone w kokony fiszbin i stelaży na spódnice, obwieszone misternie stworzoną biżuterią, wyfiokowane, z natapirowanymi fryzurami – w gruncie rzeczy brzydkie, lecz intrygujące. Sztuczne. Prace Tade-usza i Barbary dopełniają się jednak na swój sposób.

Najczęstszym kontekstem, w którym umieszcza się sztukę Brzozowskiego, jest surrealizm. Wynika to z kilku powodów. Surrealizm, przepuszczony przez oso-bliwy polski i krakowski filtr, był niezwykle popular-ną tendencją w latach powojennych i postalinowskich w sztuce polskiej, wtedy gdy kształtowało się malarstwo Tadeusza Brzozowskiego, gdy nabrało ono swoistego, niepowtarzalnego smaku. Surrealizm, a właściwie ma-larstwo metaforyczne, bo tak ten nurt bywał określa-ny, pozwalało zdystansować się od rzeczywistości, opo-wiadać o niej z pewnym groteskowym zabarwieniem. Wyraźnie widać to w tych realizacjach Brzozowskiego, gdzie występują aluzje figuratywne, a w rysunkach, nie-mal wszystkich, takie się pojawiają. Niepoślednią rolę odgrywa zawsze w pracach Brzozowskiego tytuł. Często bywa komentarzem, dopełnieniem treści pracy, a wła-ściwie sam w sobie jest przekazem treściowym, bo z bie-giem czasu w malarstwie coraz bardziej prymat brała materia nad przedmiotową formą. Ekwiwalentem ma-larskich zabaw z materią i badań jej możliwości jest zde-rzenie wielości efektów, jakie mogą dać zwykłe piórko i tusz. Od plamy, przecierki, kleksów, obwiedzionych misterną koronką kreski, szrafunków, sugestii trójwy-miarowości, po klasyczny, misterny rysunek – niemal akademicki. Dziwne twory z rysunków Brzozowskiego poddawane są istnym torturom. Ich struktura, przypo-minająca pozszywane fragmenty korpusów, umieszczo-nych w jakichś gigantycznych stelażach, wydaje się być stworzona przez artystę przypadkiem – ot, rozlała się plama atramentu, z którą rozpoczyna graficzną zaba-wę. Tytuły, jak na surrealne przystało, są tej zabawy do-skonałym dopełnieniem – Piszczka dech, Ekwipaż chy-żo pomyka, Trop w trop...

GŚT. Autorski pomysł na prezentację sztukiInicjatorem i jednoosobowym organizatorem GŚT,

od powstania w roku 1995, jest Piotr Czadankiewicz. Program wystawienniczy jest jego autorskim pomy-słem na prezentację sztuki i animowanie zjawisk ar-tystycznych. Na przestrzeni minionych lat, już trzyna-

stu, na podstawie wielu wydarzeń artystycznych, które miały miejsce w Galerii, można ów program podzielić na trzy kierunki.

Pierwszy skoncentrowany jest na edukacji. Są to wy-stawy prezentujące twórcze dokonania wybitnych arty-stów. Były więc wystawy grafik Pabla Picassa, Salvadora Dalego, Rembrandta, Stanisława Ignacego Witkiewicza czy twórczości Jacka Malczewskiego. Zazwyczaj część z prezentowanych prac to oryginały, a jako dopełnienie prezentowane są również reprodukcje najważniejszych dzieł danego artysty. Ponieważ tego typu wystawy peł-nią przede wszystkim rolę upowszechniającą i adreso-wane są głównie do ludzi młodych, towarzyszy im naj-częściej drukowany komentarz, a przy odwiedzinach grupowych można skorzystać z fachowego komenta-rza kuratora.

Drugi nurt działalności Galerii koncentruje się na prezentacji twórczości wybitnych artystów polskich i środowiska artystycznego Podbeskidzia. Nie jest to jednak banalna prezentacja według klucza pokolenio-wego czy dyscyplin twórczych. Dokonuje się to głów-nie poprzez wystawy osnute wokół jednego wątku tema-tycznego, dotyczącego istotnych spraw egzystencjalnych bądź samego języka sztuki. Galeria ani nie promuje na-zwisk, ani nie prowadzi czegoś, co w żargonie artystycz-nym określane jest mianem „stajni artystów” – czyli nie skupia twórców o określonej orientacji. Programowo nie lansuje też sztuki młodych, choć parę lat temu zorganizo-wała pokaz młodych twórców Podbeskidzia pod tytułem Po-za. Kryterium doboru artystów jest przede wszyst-kim ich postawa wobec sztuki i życia, a także poziom ar-tystyczny ich dokonań. Zatem taka prezentacja ma pro-wadzić nie tylko do identyfikacji tego czy innego twórcy przez odbiorcę, ale także ma być budowaniem poprzez sztukę re-fleksji o świecie.

Galeria stara się wychodzić także na zewnątrz, poza wąski krąg regionalnych odbiorców. Taki cel miał pokaz dokonań środowiska bielskiego w Domu Artysty Plastyka w Warszawie. Była też reakcja zwrotna – ar-tyści warszawscy wystawia-li swe prace w Bielsku-Białej. GŚT często bowiem prezentu-je wartościowe projekty z ze-wnątrz. Można wymienić ich

Barbara Gawdzik-Brzozowska:Pelagia, piórko, tusz, 65x45 cm, 1992

Tadeusz Brzozowski: Ekwipaż chyżo pomyka, piórko, tusz, 51x73 cm, 1981–82

Page 28: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

wiele, choćby ubiegłoroczną wystawę Forma jest pustką. Pustka jest formą. Na przestrzeni minionych lat w wystawach zbiorowych i in-dywidualnych w Galerii prezentowała prace czołówka artystów polskich: Mirosław Bałka, Tomasz Ciecierski, Marek Chlanda, Stanisław Dróżdż, Stefan Gierowski, Izabella Gustow-ska, Koji Kamoji, Natalia LL, Jerzy Nowo-sielski, Ryszard Otręba, Józef Robakowski, Zbigniew Warpechowski, Jadwiga Sawicka, Mikołaj Smoczyński, Grzegorz Sztwiertnia, Dominik Lejman i wielu innych twórców, często zróżnicowanych pokoleniowo.

Najbardziej znaczącą inicjatywą pozawystawienni-czą Galerii Środowisk Twórczych są Ogólnopolskie Spo-tkania w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ich początkiem były tradycyjne plenery malarskie, które z czasem przero-dziły się w wielkie forum twórczo-dyskusyjne. Na spo-tkaniach zaczęli pojawiać się bardzo różnorodni twór-cy, a panele dyskusyjne i prezentowana twórczość, przez swą często skrajnie odmienną orientację, pobudzały do refleksji. Jednocześnie spotkali się: Grzegorz Bednarski, Maciej Bieniasz, Jerzy Fober, Aldona Mickiewicz i rów-nocześnie Natalia LL, Józef Robakowski, Elżbieta Jabłoń-ska, Jerzy Truszkowski. – W Kalwarii powstała „strefa” współistnienia zróżnicowanych, aż po przeciwstawne, spojrzeń na sztukę. To miejsce spotkań i kontaktów po-nad podziałami. Tak zróżnicowane postawy rodzą cie-kawe sytuacje i rozmowy, znika wiele uprzedzeń i mi-tów – mówi Piotr Czadankiewicz.

Nadrzędnym, nie do końca zwerbalizowanym, ale wyczuwalnym celem spotkań kalwaryjskich było wyciszenie, zatrzy-manie się na sprawach naj-ważniejszych, które coraz częściej umykają w bie-żącym nurcie życia. Wpi-suje się to w pojawiające się co jakiś czas w Galerii prezentacje sztuki podej-mującej trudny temat du-chowości i wiary. To trud-ne wyzwanie, bo łatwo tu o banał, jaki często towa-rzyszy sztuce tego rodza-ju, czy wręcz artystyczne

hochsztaplerstwo. Ale te najważniejsze, egzystencjalne pytania wydają się być bardzo spójne z nurtem ideowym, który wytycza GŚT. W czasach rankingu nazwisk, róż-norakich mód artystycznych i prowokacji zachowu-je ona uważną rezerwę wobec tych zjawisk i realizuje swój ambitny program. Najlepiej chyba scharakteryzo-wać go mogą słowa twórcy i animatora Galerii Środo-wisk Twórczych Piotra Czadankiewicza, będące nie tyl-ko swoistym mottem poczynań GŚT, ale i przesłaniem wartym zastanowienia.

Ostatni czas, końca i początku wieku, przynosi kształ-towanie się nowych paradygmatów kultury. (...) Kultura – wciągnięta w mechanizmy komercji i konsumpcji, ma-sowe tendencje, próbująca godzić wykluczające się praw-dy i idee – nie potrafi porozumieć się co do podstawowych wartości. (...) Przeplatają się – zabawa i pesymizm, ma-giczność i ironia. Stale obecne są jednak również poszuki-wania odpowiedzi na „palącą potrzebę sensu”. Jak głębo-ko i jakich obszarów sięgną te zmiany? Nie jesteśmy chyba w stanie realnie określić, jaki będzie „nowy ląd” kultury, w którego wyłanianiu się uczestniczymy.

Przypatrzmy się sztuce. Czy można mówić o jej zagu-bieniu, kryzysie, czy też źródłem towarzyszących jej kon-trowersji są niezrozumienie, obawy przed zmianami? Czy – uznawana dotąd za obszar „uczłowieczania” człowieka, choć wielorako definiowana – potrafi odnajdywać swo-ją obecną tożsamość? (...) Kim jest dzisiaj artysta i jak określa istotę swoich działań (czemu służą)? Jak radzi sobie z fundamentalnymi sprzecznościami w odczytywa-niu świata? Czy trwa przy osobiście ważnych problemach egzystencjalnych, czy koncentruje się na masowych i śro-dowiskowych oczekiwaniach (również w formie buntu)? (...) Trudno też znaleźć jednoznaczną odpowiedź na py-tanie: czy czas aktualny przynosi poszerzenie wrażliwo-ści, unaocznienie tego, co ważne, czy częściej ideologicz-ne i marketingowe strategie lub też zamieszanie „wieży Babel”? Czy jednak równie istotne – jak te odnoszące się do sztuki, jej mechanizmów – nie wydają się pytania do-tyczące samego człowieka, twórcy i odbiorcy?

Pablo Picasso: akwaforta z teki Suite Vollard, 1937

Galeria Środowisk Twórczych, Bielsko-Biała: Rysunki Barba-ry Gawdzik-Brzozowskiej i Tadeusza Brzozowskiego, 6 marca – 7 kwietnia 2008 (Bielskie Centrum Kultury)

Koji Kamoji: Wiatr – Rzeka – Flet, instalacja, 1997

Archiwum Galerii Środowisk Twórczych

Page 29: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Książka Mieszczański strój żywiecki doskonale pro-muje całą serię. Profesjonalne opracowanie zagwaranto-wało wysoki poziom wydawnictwa. Autorem tekstu jest Krystyna Kolstrung-Grajny, historyk, muzealnik, absol-wentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, była kustosz muzeum w Żywcu. Przez 25 lat pracy w tej insty-tucji zajmowała się historią i kulturą regionu. Szczegól-nym zainteresowaniem darzyła specyfikę kultury miesz-czan żywieckich, przejawiającą się zwłaszcza w stroju. Obok dokumentacyjnych prac muzealnych prowadziła prace badawcze dotyczące tego tematu. Jest jedną z nie-wielu osób znających dogłębnie to zagadnienie, a być może jedyną o tak szerokim historycznym spojrzeniu.

Autorem zdjęć jest krakowski fotograf Jacek Ku-biena, od ponad 30 lat związany zawodowo z Muzeum Etnograficznym im. Seweryna Udzieli w Krakowie. Swo-

je fascynacje sztuką ludową odzwierciedlił w wielu al-bumach o tematyce etnograficznej, jak choćby w wyda-nych przez Muzeum Etnograficzne Strojach krakowskich (2004) czy monografii Czar zabawek krakowskich (2007). Jacek Kubiena potrafi doskonale łączyć fotografię arty-styczną z wymaganiami dokumentalnymi. Profesjonal-nie prezentuje na zdjęciach nieraz trudne do pokazania obiekty muzealne, eksponując równocześnie ich walo-ry artystyczne.

W opracowaniu wykorzystane zostały wszelkie moż-liwe źródła informacji. Różne zapiski w materiałach pu-blikowanych, monograficzne opracowanie Stanisławy Matuszkówny Zdobnictwo kobiecego stroju żywieckiego (Kraków 1931), materiały archiwalne, źródła ikonogra-ficzne (jak obrazy, rysunki, pocztówki, fotografie), zbio-ry muzealne, głównie stroje, ale także inne związane z tą tematyką, jak np. zabytki cechowe, a także różnorod-ne zbiory prywatne mieszczan żywieckich i pamiątki rodzinne. Zdecydowana większość materiałów źródło-wych prezentowanych na ilustracjach pochodzi ze zbio-rów Muzeum Miejskiego w Żywcu, o czym wielokrot-nie wspomina autorka w tekście i co zostało zaznaczone w podziękowaniach na ostatniej stronie książki. Szkoda jednak, że fakt ten nie został odnotowany w podpisach zdjęć, podobnie jak przy niektórych prywatnych foto-grafiach czy pocztówkach.

Mieszczański strój żywiecki

B a r b a r a R o s i e k

Album zatytułowany Mieszczański strój żywiecki, który ukazał się w grudniu ubiegłego roku, otwo-rzył zaplanowaną na dziewięć tomów serię „Stro-je ludowe w Karpatach polskich”, wydawaną przez Fundację Braci Golec.

Barbara Rosiek – etnograf Muzeum Miejskiego w Żywcu. Znawczyni zagadnień kultury i sztuki ludowej Beskidów, autorka tekstów z tej dziedziny, kuratorka wystaw, jurorka konkursów i festiwali folklorystycznych.

Page 30: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

osób i rodów żywieckich kultywujących tradycję i gwa-rantujących pokoleniowy przekaz lokalnej kultury.

Album należy uważać za popularnonaukową mo-nografię mieszczańskiego stroju żywieckiego, o bogatej szacie graficznej, z wyczerpującą temat dokumentacją fotograficzną. Sposób narracji oddaje niepowtarzalny klimat środowiska mieszczan żywieckich, a lekkość stylu sprawia, że mimo dużej ilości informacji książ-kę czyta się z przyjemnością.

Zgodnie z założeniami pomysłodawców album spełnia więc wiele funkcji. Dla żywczan może być mię-dzy innymi rodzajem wzornika i poradnika. Zawiera także słowniczek ważniejszych terminów. Dla kultury regionu jest wspaniałą dokumentacją i promocją. Wy-dany w dwujęzycznej wersji, polsko-angielskiej, popu-laryzuje piękno polskiej kultury w najszerszym kręgu odbiorców. Gwarancją tego jest także wydawca, Fun-dacja Braci Golec. Zaplanowana przez nią 9-tomowa seria „Stroje ludowe w Karpatach polskich” (pod pa-tronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowe-go) powstaje we współpracy z etnografami, specjali-stami z poszczególnych regionów. Redaktorem serii jest Małgorzata Kiereś, znana i ceniona etnograf, kie-rownik Muzeum Beskidzkiego w Wiśle. Dochód ze sprzedaży albumów przeznaczony jest na działalność fundacji, która od 2003 roku współfinansuje Ognisko Twórczości Artystycznej w Milówce, gdzie w ramach zajęć dzieci z Milówki i okolic uczą się grać na różnych instrumentach, w tym także na ludowych. Informacje o działalności fundacji zawiera ostatni z rozdziałów omawianej książki.

Warto zwrócić uwagę na układ te-matyczny książki. Wychodząc od źródeł historycznych, autorka omawia kolejno różne wersje stroju żywieckiego, nie ogra-niczając się tylko do opisu. Dokonuje ana-lizy historycznej i porównawczej, przed-stawiając tym samym genezę oraz jego rozwój. Czyni to w sposób ciekawy i ła-twy do przyjęcia, unikając niekoniecznej w tym przypadku naukowej formy. Sporo miejsca poświęca haftom na tiulu. Tiulowe elementy uczyniły strój mieszczan żywiec-kich jednym z najpiękniejszych pośród polskich strojów regionalnych i stanowią o jego odmienności i niepowtarzalności. Wiele cennych wskazówek dla wszystkich zainteresowanych, a zwłaszcza dla młod-szych pokoleń, zawartych zostało w roz-dziale Jak godnie nosić strój żywiecki. Po-nieważ wciąż noszony jest przez mieszczan z wielkim pietyzmem, opracowanie koń-czy rozdział poświęcony czasom współcze-snym, w którym autorka wspomina wiele

Krystyna Kolstrung-Grajny, Mieszczański strój żywiecki, re-dakcja Maciej Pawłowski, zdjęcia Jacek Kubiena, opracowa-nie graficzne Kuba Sowiński, Wojciech Kubiena, Fundacja Braci Golec, Milówka 2007, seria „Stroje ludowe w Karpa-tach polskich”, t. I

Jacek Kubiena

Page 31: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Jak to się robi w Bielsku-BiałejSkromna początkowo impreza w ciągu dekady osią-

gnęła poziom jednego z najbardziej prestiżowych festi-wali jazzowych w Polsce, zaś Bielsko-Biała zyskało mia-no prawdziwego „city of jazz” lub, jak kto woli, „zagłębia jazzu”. Swą wyjątkowość i pozycję Zadymka zawdzięcza przede wszystkim niestrudzonej pracy, inwencji i deter-minacji organizatorów, wśród których przeważają ludzie zawodowo związani ze sztuką: aktorzy (np. dyrektor fe-stiwalu Jerzy Batycki), plastycy, fotograficy, dziennikarze.

Ważną cechą Zadymki jest różnorodność stylistycz-na i repertuarowa. We „wczesnym stadium” grało się tu głównie jazz środka. Z czasem pojawiły się bardziej współczesne trendy, zaś od kilku lat furorę robią koncer-ty pod hasłem „okolice jazzu”, podczas których wyko-nuje się fuzję jazzu i najnowszych trendów (m.in. tech-no, dance, hip-hop, house, trance).

Inną charakterystyczną cechą festiwalu jest przypi-sanie muzyki do konkretnych miejsc. Piwnica Zamko-wa, jeden z najbardziej kultowych punktów Bielska-Bia-

łej (i jedyna piwnica, do której wchodzi się pod górę), jest dobrze znana fanom; to tutaj narodziła się idea Zadymki. Ciasnota, tłok przy barze i niebywały stopień nasycenia powietrza papierosowym dymem nie odstraszają miło-śników dobrej muzyki; takiej atmosfery, entuzjazmu słu-chaczy i poziomu gry wykonawców próżno szukać w in-nych klubach jazzowych. Piwnicy nie omijają gwiazdy światowego jazzu goszczące na Zadymce. W przeszło-ści pojawili się tu: David Murray, Roy Hargrove, Terence Blanchard i wielu innych. Tegoroczne potyczki w Zamko-wej przejdą do historii festiwalu, w Piwnicy zagościli: Joe Lovano, Eric Harland i Kevin Eubanks. Polską stronę re-prezentowali m.in. świetny tenorzysta Marcin Żupański i pianista Nikola Kołodziejczyk; drugiego dnia z Ame-rykanami zagrał saksofonista z Rosji Aleksiej Krugłow.

Kolejnym ważnym miejscem jest Teatr Polski. To tu-taj odbywają się otwarcia festiwalu i koncerty galowe. W tym roku, z powodu remontu Polskiego, zadymkowe życie koncentrowało się wokół klubu Klimat. Miejscem szczególnym jest schronisko na Szyndzielni, gdzie gra

Tak, tak, drodzy fani, to już dziesięć lat – w tym roku Bielskiej Zadymce Jazzowej stuknął okrągły ju-bileusz. Nic więc dziwnego, że tegoroczna edycja imprezy musiała mieć charakter szczególny; pod-czas dziesięciu dni na siedemnastu koncertach wystąpiła setka artystów, co noc trwały mordercze jam sessions, odbył się konkurs dla młodych muzyków i wernisaż fotografii, pokazano jazzowe filmy. Do Bielska-Białej ściągnęły największe gwiazdy światowego jazzu, m.in. Wayne Shorter, który przy-był ze Stanów na jeden, jedyny koncert.

B o g d a n C h m u r a

Zadymiłopo raz dziesiąty!

Bogdan Chmura – muzykolog, dziennikarz, krytyk jazzowy. Od lat związany z Polskim Wydawnictwem Muzycz-nym w Krakowie (obecnie redaktor naukowy działu „Jazz” Encyklopedii Muzycznej PWM). Publikuje m.in. w „Jazz Forum” i „Tygodniku Powszechnym”.

Wayne Shorter

Page 32: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

się muzykę z pogranicza jazzu i folku. Stałym elemen-tem Zadymki jest konkurs, w którym biorą udział młode zespoły jazzowe; wielu jego laureatów świetnie sobie ra-dzi na polskiej scenie, by wymienić choćby pianistę Paw-ła Kaczmarczyka, wibrafonistę Dominika Bukowskiego czy wreszcie alcistę Maćka Obarę, którego niedawno za-prosił do współpracy Tomasz Stańko. W tym roku pod-czas wspólnego koncertu wystąpili laureaci poprzednich konkursów: Przemysław Raminiak, Maciej Garbowski, Krzysztof Gradziuk, Jacek Namysłowski, Paweł Toma-szewski oraz wspomniani Bukowski i Obara.

Przez 10 lat historii Zadymka nie zanotowała żadnej wpadki, a jeśli nawet coś nie wypaliło z tzw. przyczyn obiektywnych (kiedyś, z powodu choroby, nie dojechał Johnny Griffin, innym razem Joe Lovano), organizatorzy błyskawicznie znajdowali godne zastępstwo; nawet awa-ria kolejki na Szyndzielnię nie była w stanie zepsuć dobrej zabawy (fanów dowieziono na koncert do... remizy stra-żackiej). Pewnych korekt wymaga chyba konkurs (jego

zasady, przebieg, kryteria oceny). Wydaje się, iż nale-żałoby dopuszczać do nie-go także muzyków grają-cych bardziej nowocześnie, mających do przekazania coś więcej niż szkolną po-prawność. Może warto by wprowadzić dodatkowe nagrody (np. dziennika-rzy, publiczności)?

Tradycją Zadymki sta-ło się nagradzanie wybit-nych artystów jazzu statu-etkami Anioła Jazzowego autorstwa bielskiej rzeź-biarki Lidii Sztwiertni. Wystarczy rzut oka na listę laureatów, by przekonać się, jak ewoluował festi-wal. Pierwszym uhono-rowanym (1999) był prof. Andrzej Zubek z Akade-mii Muzycznej w Katowi-cach, kolejnymi laureatami zostali: Kazimierz Jonkisz, Urszula Dudziak, Jan Pta-szyn Wróblewski, Johnny Griffin, Adam Pierończyk,

Simple Acoustic Trio, Roy Hargrove, zespół Yellowjac-kets, Hank Jones, Joe Lovano, Charlie Haden; w tym roku Anioła otrzymał Wayne Shorter.

Marcin Wasilewski TrioJednym z ważniejszych koncertów tegorocznej Za-

dymki był występ Tria Marcina Wasilewskiego (do nie-dawna Simple Acoustic Trio). Zespół wykonał utwory z nagranego w tym roku dla ECM albumu January. Przez wiele lat Simple Acoustic działał jako autonomiczne trio i grupa Tomasza Stańki; to właśnie z tymi muzykami nasz trębacz nagrał serię płyt dla wytwórni Manfreda Eichera. Po sukcesie January Eicher uznał Wasilewskie-go za jednego z najlepszych pianistów jazzowych w Euro-pie. Choć koncert w Bielsku-Białej był reklamowany jako premiera, to przecież zawartość krążka była dobrze zna-na wielu fanom; wersja live okazała się niejako rozwinię-ciem pomysłów utrwalonych na płycie. Muzycy, czując dobre energie z widowni, bez trudu mogli skoncentro-wać się tak na detalach interpretacyjnych (artykulacja, dynamika, kolorystyka), jak i na budowaniu dramatur-gii, która, podobnie jak na płycie, osiągnęła poziom ide-ału. Nie bez znaczenia było tu ogromne doświadczenie muzyków, którzy grając ze sobą nieprzerwanie od kil-kunastu lat, porozumiewali się na „wyższym” poziomie; wystarczył jeden dźwięk, akord, spojrzenie, by muzy-ka podążała dokładnie tam, gdzie zaplanowali. Wśród utworów najbardziej podobała mi się Balladyna Stań-ki; historia zatoczyła koło – w zamierzchłych latach 70. Stańko nagrał ten utwór właśnie dla ECM.

Wayne Shorter QuartetNajwiększym wydarzeniem całego festiwalu był nie-

wątpliwie koncert Wayne’a Shortera. Występ poprzedziła uroczystość wręczenia mu statuetki Anioła Jazzowego. „Polska to kraj z sercem” – powiedział wzruszony lau-reat. Obecność gwiazdy tego formatu wymagała szcze-gólnych warunków. W Klimacie zamknięto wszystkie bary, wyłączono klimatyzację, poproszono o ciszę na widowni, zaś fotograficy mogli robić zdjęcia tylko przez pierwszych 10 minut. Publiczność przejęła się tymi ob-ostrzeniami, do wyrażenia spontanicznych reakcji doj-rzewała niemal godzinę.

Występ kwartetu Shortera stanowił całość złożoną z mniej lub bardziej zamkniętych fragmentów. Przypo-minało to obszerną suitę, której kolejne części łączył po-dobny charakter muzyki, ekspresji, sposób gry zespołu i nieco abstrakcyjny sposób narracji. Muzyka nie była

Kevin Eubanks

SF JAZZ Collective

Page 33: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

podawana słuchaczowi w formie skończonego produk-tu, mieliśmy raczej do czynienia z żywym, kształtowa-nym intuicyjnie procesem; forma rodziła się z drobnych motywów, odcinków, powstających w wyniku szybkiej wymiany myśli między członkami kwartetu. Muzycz-ne zdarzenia przebiegały szybko, intensywnie i na wielu poziomach jednocześnie; można było odnieść wrażenie, że wykonawcy prowadzą między sobą jakiś zakodowa-ny dialog, wznosząc się ponad klasyczne zasady kształ-towania formy i nawyki słuchaczy; percepcja tej muzyki przez pryzmat typowo jazzowych kategorii (temat, wy-wiedziona z niego improwizacja, harmonia, puls ryt-miczny) zupełnie się nie sprawdzała. Brak stałych ele-mentów, które ułatwiałyby śledzenie akcji, mógł być dla niektórych fanów źródłem dyskomfortu (mam na myśli zwłaszcza tych, którzy nie znali ostatnich nagrań Shor-tera). Artysta poruszał się z jednej strony w tradycji jaz-zu akustycznego, z drugiej, świadomie rozbijał uświę-cone reguły, zwłaszcza te związane z formą, jej linearną budową i zamkniętą całością.

Shorter grał (na tenorze i sopranie) pięknym, lekko matowym dźwiękiem, snując długie skomplikowane li-nie, kontrastujące szybkimi biegnikami. W jego muzyce było sporo pauz, podczas których wydawał się poszuki-wać samej istoty przekazu. Ważną osobą w zespole był pianista Danilo Perez. Świetnie wypadł John Patitucci, muzyk myślący jednocześnie rytmem, brzmieniem i ko-lorystyką. Podobnie Brian Blade, perkusista śmiało wy-chodzący poza rolę członka sekcji rytmicznej. Kulmina-cją koncertu był Joy Ryder (z albumu Beyond the Sound Barrier); w końcowej partii utworu Shorter grał w stanie niezwykłego uniesienia, a ostatnie minuty utworu wpro-wadziły słuchaczy w prawdziwy trans. Po występie wśród fanów toczyły się dyskusje, czy muzyka Shortera nie była zbyt hermetyczna. Kluczem do jej rozszyfrowania mo-gła być aktualna filozofia lidera: „Doszedłem do punk-tu, gdy mogę powiedzieć: do diabła z zasadami. Mam 75 lat i nic do stracenia. Sięgam ku niewiadomej”.

Chris Potter’s UndergroundWartym odnotowania wydarzeniem był koncert

Chrisa Pottera, muzyka należącego do czołówki ame-rykańskich saksofonistów młodego pokolenia. Potter (rocznik 1971) ma na koncie współpracę z wieloma zna-mienitymi muzykami, m.in. z Rodem Rodneyem (nie-gdyś muzycznym partnerem Charliego Parkera), Rayem Brownem, Marian McParland, Davem Hollandem. W Bielsku-Białej wystąpił ze swą formacją Undergro-

und. Czterej Amerykanie zagrali muzykę ży-wiołową, a jednocześnie finezyjną i precyzyjnie zorganizowaną. Imponowała ogromna dawka ekspresji i dynamiczny styl lidera; moc, z ja-ką wydobywał dźwięki z saksofonu, dosłownie wbijała w fotel. W swej grze zawarł to, co sta-nowi o jego oryginalności, a więc otwartość na różne style jazzu (tradycja, blues, fusion, free), bogaty katalog środków muzycznych, olśniewa-jącą technikę, wyobraźnię dźwiękową. Wspa-niałe uzupełnienie dla gry Pottera stworzył gitarzysta Adam Rogers, który w wejściach so-lowych „zatracał się” w rozbudowanych, osza-łamiających technicznie solówkach. Bardzo po-dobała mi się gra sekcji, zwłaszcza perkusista Nate Smith. Na bis grupa wykonała kompozycję Togo ze swej ostatniej płyty Follow The Red Line.

Przed koncertem Pottera wystąpił laureat tegorocz-nego konkursu. Nagroda Aniołka Jazzowego 2008 przy-padła zespołowi Michał Wierba Quintet (lider, Klaudiusz Kłosek, Marcin Kaletka, Andrzej Święs, Sebastian Kuch-czyński). Młoda formacja wykonała repertuar złożony ze standardów. Należy mieć nadzieję, że niebawem ze-spół będzie w stanie zaproponować coś bardziej orygi-nalnego, że szybko porzuci wyuczone schematy.

SF JAZZ Collective22 lutego odbyły się dwa koncerty. Najpierw posłu-

chaliśmy reaktywowanego Polish Jazz Quartetu z Janem Ptaszynem Wróblewskim, Wojciechem Karolakiem, An-drzejem Dąbrowskim i Romanem Dylągiem. Ten ucho-dzący dziś za legendę zespół zadebiutował w 1963, w rok później nagrał płytę, która wciąż jest uznawana za je-den z najważniejszych krążków w historii polskiego jaz-zu. Muzyka Quartetu zabrzmiała lekko i stylowo; oka-zało się, że muzycy, mimo upływu czasu, nie stracili nic ze swej energii i uroku osobistego.

Drugą część wieczoru wypełnił koncert SF JAZZ Collective, zespołu, w którym zaroiło się od gwiazd – trębacz Dave Douglas, saksofonista Joe Lovano, perku-sista Eric Harland i puzonista Kevin Eubanks to prze-cież najwyższa półka. Także pozostali członkowie grupy – wibrafonista Stefon Harris, alcista Miguel Zenón oraz pianistka Renee Rosnes są znanymi i cenionymi artysta-mi. SF JAZZ Collective zyskał w świecie rozgłos m.in. także z powodu misji, jaką realizuje od kilku lat – raz w roku grupa przygotowuje program poświęcony dzie-dzictwu jednej wybitnej postaci jazzu nowoczesnego;

Stowarzyszenie Sztuka Teatr: 10. Lotos Jazz Festival – Biel-ska Zadymka Jazzowa, Biel-sko-Biała, 15–24 lutego 2008

Aleksiej Krugłow

Bogdan Chmura

Page 34: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�0 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

w minionych latach były to utwory Colemana, Coltra-ne’a, Hancocka, Monka, a w tym roku wybór padł na... Wayne’a Shortera. Czterej frontmeni, grający na instru-mentach dętych, nadali zespołowi siłę big-bandu, zaś fortepian i wibrafon wzbogaciły brzmienie subtelnym kolorytem. Utwory miały dość tradycyjną budowę, co dawało dużą swobodę solistom. Chyba największe wra-żenie robiły wejścia Lovana i Douglasa, grających z nie-zwykłą dynamiką i ekspresją. Douglas, przez cały wy-stęp bardzo aktywny, najlepiej wypadł w opracowanym przez siebie Secrets of the Code. Świetnie spisywał się także Miguel Zenón (zaaranżował utwór Armageddon) oraz Stefon Harris. Obok koncertu Shortera był to chy-ba najważniejszy występ całej Zadymki.

Rosyjska ekspresja i kubański luzSobotni wieczór w Klimacie rozpoczął koncert kwar-

tetu rosyjskiego saksofonisty Aleksieja Krugłowa. Kie-dy tylko pojawił się na scenie, narzucił sobie taki pułap ekspresji, iż wydawało się, że nie zdoła utrzymać go do końca. A jednak udało mu się, a występem udowodnił, że jest artystą dojrzałym, posiada indywidualny sound i wirtuozowską technikę (grał na saksofonie, klarnecie basowym, flecie prostym). W jego grze pojawiały się echa Coltrane’a, Colemana, Rolanda Kirka i Erica Dolphy’ego, którego Out to Lunch zabrzmiał naprawdę intrygująco.

Ostatnim galowym koncertem był występ zespołu kubańskiego pianisty Omara Sosy. W jego formacji zna-leźli się muzycy z różnych zakątków świata: Childo To-mas z Mozambiku, Molla Sylla z Senegalu, Julio Barre-to z Kuby (Sosa mieszka obecnie w Hiszpanii, nagrywa kolejne albumy, był trzykrotnie nominowany do Gram-my). Artyści wykonali repertuar ze swej najnowszej płyty Afreecanos. Była to muzyka łącząca afrykańskie korze-nie jazzu, kubański folklor i subtelnie dawkowaną elek-tronikę. Cała ta fuzja zaskoczyła wyrafinowaniem, po-mysłowością i humorem. Niestandardowe podejście do muzyki, łączenie odległych elementów bardzo przypadło do gustu publiczności. Sam Sosa okazał się nie tylko wy-bornym pianistą, ale też osobą pełną spokoju i ciepła, co potwierdziło się podczas podpisywania autografów.

10. Zadymka nie zawiodła oczekiwań fanów. Orga-nizatorzy zadbali, by impreza miała prawdziwie jubile-uszowy rozmach, by ilość przechodziła w jakość. Wspa-niałe koncerty i jam sessions z udziałem największych gwiazd na długo pozostaną w pamięci. Gratulując do-tychczasowych osiągnięć, trzymamy kciuki za kolejne edycje tej znakomitej imprezy.

Zdrowie i sztukaCzłowiek jest psychofizyczną całością – ból zęba nie

wyklucza możliwości estetycznych doznań, dobra ko-media może się okazać lekarstwem na grypę, a ekspresji artystycznej towarzyszy ekscytacja odczuwana w mięś-niach, żywszym biciu serca czy rumieńcach ogrzewają-cych policzki. Te same rozgrzane policzki w innych sy-tuacjach będą świadczyć a to o gorączce, a to o gniewie czy zawstydzeniu. Różnorakie stany fizyczne i emocjo-nalne przekładają się na nasz wygląd i mniej lub bar-dziej wyraźne symptomy – zależnie od indywidualnej wrażliwości.

„W zdrowym ciele zdrowy duch” – łatwo powiedzieć. Zbyt łatwo, zbyt jednoznacznie. Spotykam czasem ludzi o zdrowym duchu uwięzionym w niepełnosprawnym ciele. Spotykam ich i nabieram pokory, bardziej doce-niam dany mi przez los dar poruszania się o własnych

Problematyka związana z optymalnym funkcjonowaniem ludzkiego ciała i ducha od zarania dziejów interesuje ludzkość nie tylko w kontekście prze-myślanej profilaktyki czy skutecznych remediów na wszelkie bolączki, ale również w perspektywie artystycznych form wyrażania refleksji, obaw, na-dziei czy śmiechu przez łzy w sytuacjach, gdy trudno o spontaniczną, wy-nikającą z dobrego samopoczucia radość.

Rafał Sawicki w trakcie zajęć z młodzieżą

Krzysztof Tusiewicz

Page 35: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

R e n a t a M o r a w s k a

siłach. Spotykam i czasem chciałabym ich umówić na spotkanie z – na pozór zdrowymi, w pełni sprawnymi – malkontentami, dla których szklanka zawsze do po-łowy jest pusta...

Wychodzący od ponadczasowej myśli z fraszki Jana Kochanowskiego artystyczno-edukacyjny projekt „Szla-chetne zdrowie”, realizowany przez BSA Teatr Grodz-ki, rozwija ideę mistrza z Czarnolasu w odniesieniu do różnych kontekstów tak uniwersalnych, jak i współcze-snych. Spotkanie dwóch dziedzin – szeroko rozumianej perspektywy zdrowia i wartkiego nurtu sztuki społecz-nie zaangażowanej – pozwala promować postawy aktyw-ne, prozdrowotne i twórcze. Skłania też do głębokiego zastanowienia nad kondycją współczesnego człowieka w zakresie troski o zdrowie własne i innych oraz umie-jętności artystycznej transformacji trudnych i ważkich wątków będących chlebem powszednim osób zagrożo-nych wykluczeniem społecznym.

Jeden temat, siedem grupW warsztatach twórczych uruchomionych w ramach

projektu bierze udział siedem grup (młodzież i osoby nie-pełnosprawne). Ponieważ zwieńczeniem kilkumiesięcz-nej pracy instruktorów i uczestników będą prezentacje teatralne podczas 23. Międzynarodowego Festiwalu Sztu-

Szlachetne zdrowie,Nikt się nie dowie,Jako smakujesz,Aż się zepsujesz...

Jan Kochanowski

ki Lalkarskiej (zespoły wystąpią na bielskiej starówce 26 maja od godziny 14.00), twórcze poszukiwania w grupach koncentrują się nie tylko na realizacji konkretnego wąt-ku czy tematu związanego z ideą projektu, ale i na znale-zieniu atrakcyjnej wizualnej formy scenicznej, ciekawej i przyjaznej dla odbiorców.

Co ciekawe, aż cztery grupy podjęły wątek uzależ-nień. Uczestnicy warsztatów pod okiem instruktorów pracują nad widowiskami, które w wymowny, happe-ningowy sposób obnażają szkodliwość nałogów wszel-kiej maści (uzależnienie od używek, telewizora, kompu-tera, leków, słodyczy itp.). Wybrali choroby i dysfunkcje, żeby pokazać wartość zdrowia. Problemów nie trzeba było daleko szukać. Wiele z nich dotyczy bezpośrednio pracującej nad spektaklem grupy (dla niektórych było to na pozór niewinne zajadanie się słodkościami, dla innych głębokie, poddane regularnej terapii uzależnie-nie od narkotyków). To nie nowość – choroba, skaza czy zbłądzenie staje się źródłem inspiracji twórczej i moż-liwości przemiany.

Dwie grupy wybrały wątki inspirowane tematyką ekologiczną – jedna skupiła się na problemie zanieczysz-czenia wód, druga przygotowuje teatralną interpretację opowieści Shela Silversteina Drzewo, które umiało da-wać. Alegoryczne ujęcie tematu pozwala widzieć w opo-wiadaniu nie tylko perspektywę relacji człowiek–natu-ra, ale i głęboką refleksję o ludzkiej potrzebie dawania i doznawania miłości. To bodaj najważniejszy temat we wszystkich kulturach (z popkulturą włącznie). U jego podstaw leży umiejętność nawiązywania i pielęgnowa-nia relacji z drugim człowiekiem. Ostatnia z grup zaję-ła się właśnie tą podstawą. Zatrzymajmy się przy niej na dłużej. W końcu jakość kontaktów społecznych warun-kuje i zdrowie, i miłość, i zwykłą codzienną harmonię wewnętrzną – w domu, w pracy, w szkole, podczas za-kupów czy w przepełnionym autobusie...

Szlachetne i zdrowe relacjeGimnazjaliści ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wy-

chowawczego nr 2 przy ul. Filarowej w Bielsku-Białej pracują pod kierunkiem Rafała Sawickiego. Aktor od sześciu lat prowadzi zajęcia z młodzieżą dotkniętą pro-blemami społecznymi i/lub niepełnosprawnością o róż-nym nasileniu. Podczas zajęć wspomagają go wychowaw-cy uczestników warsztatów, zwłaszcza Joanna Noszka, która od 28 lat pracuje z dziećmi i młodzieżą w ośrod-ku. Wychowawczyni podkreśla wartość zajęć prowadzo-nych przez aktora. Jego autorytet, zachowanie, odważne

Szlachetnezdrowie

Renata Morawska – teatrolog, instruktorka teatralna, redaktorka, koordynatorka projektów edukacyjno-artystycznych. Z Teatrem Grodzkim współpracuje od 2003 roku. Od stycznia 2008 koordynuje projekt „Szlachetne zdrowie”.

Page 36: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

i jednoznaczne podkreślanie takich wartości, jak miłość, wrażliwość, szacunek dla drugiego człowieka nierzadko otwierają przed uczestnikami zajęć nowe światy. Więk-szość z nich wywodzi się z patologicznych środowisk, nie mają fundamentów, wzorców. Do tego dochodzą ba-riery fizyczne i psychiczne – problemy z wymową, kon-centracją uwagi, traumą wyniesioną z rodzinnego domu bądź trudne do okiełznania stany wynikające z koniecz-ności farmakoterapii.

Prowadzący proponuje ciekawe działania, potrafi rozładować trudne sytuacje, w sposób naturalny mobi-lizuje grupę do zmierzenia się z własnymi ułomnościami, niechęcią, uporem. Zablokowane dzieci w pewnym mo-mencie nie tylko zaczynają się wypowiadać, ale i wyrażać w twórczych działaniach wymagających szczególnego skupienia i odwagi. Dzięki warsztatom rośnie w wycho-wankach odpowiedzialność, obowiązkowość, umiejęt-ność współpracy w zespole (próby i przygotowania do spektaklu wymagają zaangażowania wszystkich uczest-ników – w miarę zbliżania się terminu występu rośnie ich świadomość konieczności współdziałania, opanowa-nia roli, regularnego uczestnictwa w zajęciach).

Pytam prowadzącego, dlaczego w ramach projektu wybrał temat relacji międzyludzkich.

– Zawsze w spektaklach i w pracy nad nimi staram się dotykać tematów, które przełożą się na wyraz arty-styczny, formalny, ale również, czy może właśnie przede wszystkim, dotkną sfer życia młodzieży, z którą pracu-jemy. Zawsze dążę do tego, żeby to, co robimy w ramach zajęć teatralnych, miało związek z pozytywnym kształ-towaniem postaw uczestników każdego projektu, każde-go spektaklu. Dlaczego zdecydowałem się podjąć temat „szlachetnego zdrowia” w kontekście relacji międzyludz-

kich? Ponieważ znam to środowisko już od sześciu lat i wiem dobrze, że ich relacje nie są takie, jakie powin-ny być, na pewno mogą być lepsze. Chodzi o szacunek do siebie, pew-ne obycie, normy zachowania. Spra-wy na pozór oczywiste są dla nich często bardzo trudne, ponieważ nie mają punktu odniesienia, byli, i czę-sto niestety nadal są, źle traktowani w swoich rodzinach. Trudno w ogó-le mówić o jakichś wzorcach, do któ-rych mogliby się odwołać w swoich kontaktach, relacjach. To dla mnie był główny cel, żeby przy okazji ta-

kiej pracy mogli zobaczyć, uświadomić sobie, jakie są ich relacje i pomyśleć, co mogłoby się zmienić, do cze-go mogliby dążyć, wkraczając już za moment w dorosłe życie – mówi Rafał Sawicki.

Sfera, w której porusza się instruktor, rozciąga się gdzieś na pograniczu teatru i terapii, jest bliska ryzyka, że dotknie się czegoś za bardzo, za mocno, bez przygo-towania i bez narzędzi terapeutycznych, które umożliwią głębokie, konstruktywne i twórcze przepracowanie wła-snej traumy. Obserwując grupę podczas zajęć, czułam spokój. W proces terapeutyczny instruktor nie wcho-dzi, zatrzymuje się raczej na poziomie pewnych środ-ków i działań, dzięki którym terapia odbywa się w spo-sób mimowolny i w pełni bezpieczny. Jego podopieczni nie opowiadają o swoich trudnych przeżyciach, nato-miast w etiudach – czy to indywidualnych, czy zbioro-wych – widać wyraźne przeniesienia z ich osobistych doświadczeń. Rafał Sawicki sam podkreśla: – Zawsze staram się zachować czujność, zatrzymać takie działa-nia, które mogłyby pójść w niebezpiecznym kierunku. Zdarzyło się, że pewnego tematu nie kontynuowałem, bo widziałem po reakcji danej osoby, że trzeba się za-trzymać, bo dotykamy sfery zbyt czułej i ta osoba nie chce dalej tego robić.

Z drugiej strony zwraca uwagę: – Nie ma wyraźnych elementów terapeutycznych w strukturze zajęć, po czym się okazuje, że sam kontakt ze sztuką, z sytuacjami sce-nicznymi, które dają im możliwość wyrażania się, do-tykają ich wrażliwości, ich sfery ducha, serca, już samo to często powoduje autoterapię.

Grupa pracuje od lutego. Pedagogiczno-artystyczny proces trwa. Jego zwieńczeniem ma być około 15-mi-nutowy spektakl pokazujący obraz relacji – zdrowych i zaburzonych. Melpomena z Asklepiosem podają sobie ręce. Nie bez przyczyny – jasny duch Apollina patronu-je projektowi „Szlachetne zdrowie” w sposób szczegól-ny, wszak gospodarz Parnasu nie tylko przewodził mu-zom. Był też ojcem opiekuna sztuki lekarskiej.

Prace gimnazjalistów z warsztatów prowadzo-

nych przy ul. Filarowej

Bielskie Stowarzyszenie Artystyczne Teatr Grodzki: Projekt „Szlachetne zdrowie” realizowany dzięki dotacji Unii Euro-pejskiej („Podnoszenie świadomości społecznej i wzmocnienie rzecznictwa oraz działań monitorujących organizacji pozarzą-dowych”), a także środkom Ministerstwa Kultury i Dziedzic-twa Narodowego, Samorządu Województwa Śląskiego i Gmi-ny Bielsko-Biała

Page 37: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

HOROSKOP

Rozgrzany piach, pomarańczowe słońce. Drobne żyjątka poszukują wody, grzebią pod kaktusami, zdobywając soki. Papuga rozłupuje kokos. Wąż zaznacza slalom. Na widowni Lew mruży powiekę, obgryza pazur. Ziewa.Po południu Lwica podaje stek z zebry.[Ona] Tenisistka z Ćwierciakiewiczową w głowie. Dumna przy herbacie i paluszkach, skromna nad pot-au-feu. Potrzebującemu założy dreny, sączki, poprawi kroplówkę; beznadziejnie rannego gołę-bia skróci o głowę, przyrządzi rosół, nakarmi są-siada. Jeśli wyhoduje czerwoną kapustę, a widzisz błękitną – zjedz, obliż się, pochwal.[On] Z wysokości feruje wyroki; przy dobrym dniu może przyćmić Wikipedię. Wymianę uszczelki swobodnie łączy z transcendencją, hodowlę po-midorów z profetyzmem. Lepiej go nie oglądać w kuchni (konflikt z jajecznicą), pralni (kolor z białym, wełna i wiskoza), sklepie obuwniczym (zapomniał rozmiaru).[Zalety] Niewyczerpany zbiornik ciepła dla przy-jaciół, wrogów, obojętnych. Bywa za przyłbicą, gdy nieco lękowy. Czasem warto się zmęczyć jego poradnictwem – pomiędzy słowami odnajdziesz szmaragdy, rubiny. Zdarza mu się do sprzedanej lampy dołączyć wróżbę, co rozjaśni twe noce; na podarowanym bilecie zapisze ci totka.[Wady] Rozdrażniony zniszczy rower, poszatkuje spodnie, spruje swetry. Metodycznie poobcina nogi zabytkowej sofy, nie osiągając satysfakcji, wypruje sprężyny, a resztki pokrycia przeznaczy na ścierki. Szukając ratunku, możesz go zamknąć w bardzo ciemnym pokoju, z pająkiem lub jasz-czurką. Aby oszczędzić ulubione przedmioty, skurcz się, dreptaj żałośnie, pokwikuj. Obejmie, pogłaszcze, kupi loda.

Zefirek uśmiechu owiewa usta, czy celują sztyleta-mi, czy płyną miodem. Oko tele- i mikroskopowe, jak każe potrzeba. Kasa fiskalna sprzężona z wróż-ki różdżką.We wtorek do kolacji poda karczochy i srebra, w środę rano nie zaszczyci nawet czubkiem buta.[Ona] Nie zaskoczysz jej kapeluszem ani ciastem; przyozdobi jedno drugim, wykreuje modę. Na-wet jeśli dodasz do koktajlu atrament (zacierając z boku nieudolne dłonie) – wypije, a blask błękitu doda jej urody. Dopuścisz ją do kuchni – prze-glądnie lodówkę, do zwierzeń – wchłonie każde słowo, kapnie łezką, poznasz z mężem – tylnymi wyprowadzi drzwiami.[On] Przebiegle snując gawędę: Przyrodnia Sio-stra Mojej Babci Ta Pamiętasz Podawała Nam Napar Z Imbiru – jednocześnie czesze oka macką najdrobniejszą szczelinę twoich wątpliwości, two-rzy tomograficzny przekrój relacji.[Zalety] Przygarnie zbłąkanego wampira, w stacji krwiodawstwa pomoże ukraść fiolkę. Nazajutrz wypuści wegana. Kaszlnij, a nim wykonasz ruch ręką, plecy twe opancerzy gorczyczne mazidło; do rana ściągnie poparzoną skórę.[Wady] Gościa zapowiedzianego przywita pitbul-lem, kominiarzowi odgrzeje pełny obiad, doda ti-ramisu, uściśnie. Pojutrze odwrotnie. Jego intencje – zajączki słoneczne pomiędzy falami – dla niego samego.

Lubisz zabawę w chowanego? Zatem otwórz drzwi Rakowi; wprowadzi dni polowań z nagon-ką, pikniki, zaminuje trawnik, przy okazji rozśmie-szając teściów, ufryzuje rzeżuchę. Nadejdą dni ciszy nieposzukiwanej, huraganów kuchennych, uśmiechów z konwaliami na śniadanie, pizzy do-smaczonej pajęczyną wieczorem. Materialność kamieniołomu płynnie przechodząca w gwiezdny pył. By przetrwać – możesz być tylko meteorolo-giem przy mapie pogody.[Ona] Kręcąc piruety, strzałę zachęty wysyłając zza weneckiej maski, jednocześnie wskaże twoje nowe zmarszczki, brudny kołnierzyk, już niemod-ne buty. Zdarza się jej też zamienić ciekawość w przesłuchanie. Dzieci za sobą prowadzi jak kaczka, to taplając w kałuży, to zrywając do lotu – podśpiewuje, pozdrawia słońce, głaszcze bazie.[On] Odwrotność Bazyliszka; nie znajdując ofiary do oczarowania, sam siebie odurzy za pomocą lustra; bywa, że w tym zachwyceniu trwa tydzień bez chleba. To Walet karciany z dwóch złączony torsów; dziś masz ascetę, pojutrze ladaco. Trzymaj w talii na spodzie – gdy niedotleniony, moc traci pomału.[Zalety] Wodzirej, mim, maestro, złota rączka. Zdobywca, odkrywca. Także w ciepłym kątku z drżącą rzęsą. Odgrzana zupa, bamboszki w dło-ni, wilgotne współczucie.[Wady] Napisze ci sonet, a w piwnicy zastawi kłusownicze paści. Pragnie dzisiaj, jutro pominie spojrzeniem. Bądź Pawłową, Vermeerem, Wri-ghtem, pisz jak Roth. Lewituj, medytuj, odganiaj – przycupnie u stóp.

BL

NI

ĘT

A

Te

resa

Sz

twie

rtn

ia

R A K

Teresa Sztwiertnia – maluje, pisze – uzupełniając plamę słowem. Lubi koty i czekoladę. Kiedyś mężczyzn.

L E W

Page 38: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

ROZMAITOŚCI

Starymi uliczkami – Żywiec na starej fotografii – wystawę pod takim tytułem przygotowało

Muzeum Miejskie w Żywcu (od 26 stycznia do 11 maja 2008). Na kilkuset zdjęciach można było obejrzeć poszczególne dzielnice oraz ulice Żywca, m.in. Jagiellońską, H. Sienkiewicza, A. Komoniec-kiego, Wyszomieście (obecna ul. Komorowskich), T. Kościuszki, najstarszą dzielnicę – Rudzę, Stary Żywiec, a także zabytki i ważne wydarzenia (jak np. wizyta królowej Hiszpanii Marii Krystyny Habsburg w 1907 czy generała Józefa Hallera w 1932 roku). Fotografie pochodzą ze zbiorów: arcyksiężnej Marii Krystyny Habsburg, Jana Pudy, Jadwigi Kłos z domu Wrężlewicz, Adama Rachwalskiego oraz Muzeum Miejskiego w Żywcu. Zaaranżowane zostało także atelier fotograficzne z okresu międzywojennego, znalazły się w nim aparaty, powiększalnik, pudełka z artykułów fotograficznych, klisze cynkowe, szkla-ne. Eksponaty te zostały wypożyczone ze zbiorów Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie. Ponadto kolekcję kart pocztowych z okresu międzywojen-nego zaprezentował Jan Puda.

Po raz 40. wręczono nagrody Marszałka Wo-jewództwa Śląskiego w dziedzinie teatru.

Uroczystość odbyła się 31 marca w Teatrze Mu-zycznym w Gliwicach. W kategorii aktorów teatrów lalkowych Złotą Maskę otrzymał Konrad Ignatowski z Teatru Lalek Banialuka za rolę Syna/Psa w spekta-klu W beczce chowany Roberta Jarosza w reżyserii Bogusława Kierca. Sam zaś spektakl otrzymał Złotą Maskę jako najlepsze przedstawienie dla młodego widza.Do nagród kandydowały spektakle premierowe z 20 teatrów województwa śląskiego powstałe pomię-dzy 1 stycznia a 31 grudnia 2007 roku. Oceniano 69 spektakli przygotowanych przez 68 reżyserów i 71 scenografów oraz 612 ról aktorskich. Wyłoniono trzech nominowanych z każdej kategorii regulami-nowej, a następnie laureatów Nagród Artystycznych Złota Maska za rok 2007.

3 kwietnia obchodami Międzynarodowego Dnia Teatru zainaugurowano działalność odremon-

towanego budynku Teatru Polskiego. Remont objął elewację (przywrócono jej piaskową kolorystykę sprzed stu lat, odrestaurowano rzeźby), dach,

okna i drzwi. Nocą bryła teatru i detale są pięknie podświetlone. Ale to, co widzimy na zewnątrz, to tylko część efektów remontu. Bielski teatr ma bowiem teraz scenę obrotową, zapadnię, nowo-czesne urządzenia nagłaśniające i sprzęt oświetle-niowy najwyższej klasy, nowe kurtyny, garderoby, a także klimatyzację. Odnowione zostały również stylowe piwnice, gdzie planowane jest uruchomie-nie kawiarni. Remont kosztował ok. 9 mln złotych, większość z tych środków to dotacja unijna, którą można było jednak zdobyć dzięki zaangażowaniu środków miejskich.Jeden z piękniejszych teatralnych budynków w Polsce, razem z wyremontowaną wcześniej Małą Sceną, uporządkowanym otoczeniem i stylową fon-tanną, jest wizytówką Bielska-Białej.

11 kwietnia odbyły się po raz osiemnasty Bielskie Spotkania Teatralne, organizowane przez

Dom Kultury w Bielsku-Białej Kamienicy. W konkur-sie zaprezentowano 16 spektakli. Nagrodę Główną zdobył Teatr S z Centrum Wychowania Estetycznego za spektakl Ilustrowane żywoty świętych osiedlo-wych. Kolejne nagrody przypadły w udziale: Te-atrowi Aga 2 z Ogniska Pracy Pozaszkolnej za Króla Mięsopusta (Złota Kurtyna), Teatrowi S z Centrum Wychowania Estetycznego za spektakl Jurek Lans i życie (Srebrna Kurtyna), Teatrowi Pasja z Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. Armii Krajowej za przedstawienie Po drugiej stronie lustra (Brązowa Kurtyna), Teatrowi Paradoks z Domu Kultury w Ka-mienicy za spektakl Jak jest (wyróżnienie).

Książnica Beskidzka została laureatem I miejsca w konkursie na najaktywniejszą bibliotekę

w Polsce, otrzymała tytuł Mistrza Promocji Czyta-nia. Konkurs ogłosiła Polska Izba Książki. Wręczenie nagród odbyło się 23 kwietnia podczas uroczystej gali z okazji Międzynarodowego Dnia Książki i Praw Autorskich w Warszawie w Filharmonii Narodowej.

Odnowiony budynek Teatru Polskiego (widziany z okien naszej redakcji) Mirosław Baca

Page 39: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

ROZMAITOŚCI

��R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Galeria Fraktal działa w CH Sfera. Możemy tu obejrzeć stałą ekspozycję malarstwa, grafiki,

fotografii, rzeźby i sztuki użytkowej. I oczywiście coś ładnego kupić. Organizowane są również wystawy czasowe. 25 kwietnia Fraktal świętował 5-lecie istnienia. Z tej okazji przygotowano wystawę wybranych plakatów do galeryjnych ekspozycji oraz wystawę prac kilkorga spośród zaprzyjaźnionych artystów, m.in. Ewy Bergel, Rafała Bojdysa, Leszka Buzderewicza, Zbigniewa Burego, Artura Gburka, Piotra Kutryby, Agaty Tomiczek-Wołonciej, Lidii Sztwiertni. Po wernisażu odbył się koncert stan-dardów jazzowych w wykonaniu Beaty Przybytek (vocal) i Doroty Zaziąbło (piano). Jubileuszowego wieczoru nie zabrakło ani podsumowania minio-nych lat, ani planów na przyszłość, ani dobrej zabawy w gronie przyjaciół galerii.

17 marca zmarł Mieczysław Peterek, znany fo-tograf. Urodził się w 1925 r. w Bielsku-Bia-

łej. Tu ukończył szkołę podstawową i gimnazjum, a później – już pracując – średnią szkołę administra-cyjno-handlową. W czasie wojny, po śmierci ojca w obozie w Gusen, musiał jako 15-latek zacząć pracować. Po wojnie m.in. przez 36 lat pracował w Zakładach Energetycznych. Już po przejściu na emeryturę, przez 18 lat był archiwistą obiektów zabytkowych w bielskim oddziale Państwowej Służby Ochrony Zabytków.Jedną z jego pasji była turystyka, działał w PTTK, był przewodnikiem, organizatorem rajdów. Należał również do Towarzystwa Miłośników Ziemi Biel-sko-Bialskiej, Macierzy Ziemi Cieszyńskiej, Polskiego Towarzystwa Filatelistycznego. Pisał artykuły doty-czące historii, tradycji, kultury regionu.Wiele zdjęć ze swoich nieprzebranych zbiorów pu-blikował na łamach czasopism (m.in. „Beskidzkiego Informatora Kulturalnego” i „Relacji–Interpretacji”), w książkach i albumach o Bielsku-Białej lub regio-nie. Wystawiał swoje fotografie na kilkudziesięciu wystawach indywidualnych i zbiorowych, głównie w Bielsku-Białej, na Podbeskidziu i na Śląsku, a tak-że na ekspozycjach zbiorowych za granicą (m.in. w Austrii, Anglii, Szwecji, Niemczech).

(oprac. ms)

Dyrektor Książnicy Beskidzkiej Bogdan Kocurek odbiera nagrodę z rąk prezesa Polskiej Izby Książki Piotra Marciszuka Archiwum

Wspominać Go będziemy nie tylko jako miłośnika i dokumentalistę piękna architektury miejskiej i wiej-skiej, sztuki, krajobrazu, ale też jako niezwykłego człowieka, zawsze pełnego pogody ducha, ciepła i życzliwości.

W chłodną sobotę 19 kwietnia 2008 roku w ro-dzinnym grobowcu na miejskim cmentarzu

w Jaworznie złożono urnę z prochami Andrzeja Uramowicza (zm. 15 kwietnia) i jego żony Anieli (zm. 17 kwietnia).Andrzej Franciszek Uramowicz urodził się w roku 1914. Był reżyserem i długoletnim dyrektorem te-atrów. Po wojennym epizodzie w teatrze lwowskim (debiutował jako aktor na deskach Teatru Drama-tycznego w Zagładzie eskadry u boku Aleksandra Bardiniego, Erwina Axera i Józefa Wyszomirskie-go), w roku 1950 – z dyplomem u Leona Schillera – ukończył studia na wydziale reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Łodzi i Warszawie. W latach 1953–1963 był dyrektorem naczelnym i artystycznym, a także reżyserem w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej i Cieszynie (do 1960), a równocze-śnie dyrektorem Banialuki (1960–1963). Wystawił na bielskiej scenie m.in. Wesele, Mazepę, Balladynę, Krakowiaków i Górali, Makbeta. Wprowadził do re-pertuaru autorów współczesnych, jak Bułhakow czy Brecht. Istotnym wątkiem bielskiej dyrekcji Uramo-wicza była obecność czeskich i słowackich autorów w repertuarze bielskiej sceny. Ponadto pracował w teatrach m.in. w Szczecinie, Lublinie, Gdyni, Czę-stochowie, Sosnowcu. Po przejściu na emeryturę zamieszkał na stałe w Bielsku-Białej. (jr)

Mieczysław Peterek Katarzyna Kucybała

Page 40: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

REKOMENDACJE

�� R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

B I E L S K O - B I A Ł A

Nestorzy beskidzkiej sztuki ludowej – wystawa twórczości najstarszych i najciekawszych

ludowych artystów, w tej edycji bibułkarek i zabawkarzy23 czerwca – 31 sierpnia, Galeria Sztuki Regional-nego Ośrodka KulturyInformacje: Regionalny Ośrodek Kultury, ul. 1 Maja 8, Bielsko-Biała, tel. 033-822-05-93, www.rok.bielsko.pl, [email protected]

B Y T O M

15 Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej

– spektakle z udziałem światowych gwiazd tańca, warsztaty (technik tanecznych, pisania o tańcu, fotografii tańca), międzynarodowe sympozjum historyków i krytyków tańca, programy społeczne29 czerwca – 13 lipca, Śląski Teatr TańcaInformacje: Śląski Teatr Tańca, Bytom, ul. S. Żeromskiego 27, tel. 032-281-82-53, www.stt.art.pl, [email protected]

C I E S Z Y N

Festiwal Muzyki Wokalnej Viva il canto – wielkie dzieła oratoryjno-symfoniczne, spektakle

operowe i operetkowe, recitale wokalne, koncerty galowe z orkiestrą i koncerty kameralne22–30 sierpnia, CieszynInformacje: Stowarzyszenie Via Musica, ul. Polna 3/5, Cieszyn, tel. 033-851-05-51, www.vivailcanto.pl, [email protected]

C Z Ę S T O C H O W A

Festiwal Sztuki Kulinarnej Aleja Dobrego Smaku – kiermasz kuchni regionalnej i żywności

wytwarzanej metodami tradycyjnymi, konkursy kulinarne, występy kabaretowe, koncertyczerwiec, al. Najświętszej Maryi Panny, pl. dra W. BiegańskiegoInformacje: Częstochowska Organizacja Turystyczna, al. Najświętszej Maryi Panny 65, Częstochowa, tel. 034-368-22-60, www.czesto-chowa.pl, [email protected]

Więcej informacji o imprezachw województwie śląskim na stronie:www.silesiakultura.pl

G O L E S Z Ó W

15 Gminny Przegląd Twórczości – prezentacja twórczości w dziedzinach: plastyka, litera-

tura, rzeźba, modelarstwo, rękodzieło ludowe20 czerwca, Gminny Ośrodek KulturyInformacje: Gminny Ośrodek Kultury, ul. Cieszyń-ska 25, Goleszów, tel. 033-479-05-21, www.go-leszow.pl, [email protected]

K A T O W I C E

Letni Ogród Teatralny – miejski festiwal teatral-ny, spektakle dla dzieci i dorosłych, koncerty,

warsztatylipiec–sierpień, Górnośląskie Centrum Kultury Informacje: Teatr Korez, pl. Sejmu Śląskiego 2, Katowice, tel. 032-209-00-88, www.korez.art.pl

P S Z C Z Y N A

Spotkania pod Brzymem – coroczne spotka-nie z kulturą ludową, prezentacja zespołów

folklorystycznychczerwiec, RynekInformacje: Towarzystwo Miłośników Ziemi Pszczyńskiej, ul. Piastowska 26, Pszczyna, tel. 032-210-16-27

S Z C Z Y R K

9 Dni Powiatu Bielskiego – prezentacja oferty kulturalnej powiatu bielskiego

28–29 czerwca, SzczyrkInformacje: Starostwo Powiatowe, ul. Piastowska 40, Bielsko-Biała, 033-813-67-83, www.po-wiat.bielsko.pl, [email protected]

W I S Ł A

Teatralne Dni Wisły Teatr na Wysokościach – spotkania z teatrem ulicznym

19 lipca, pl. B. Hoffa oraz amfiteatr Informacje: Wiślańskie Centrum Kultury, pl. B. Hoffa 3, Wisła, tel. 033-855-29-67, www.wisla.pl, [email protected]

Ż Y W I E C

10 Powiatowy Przegląd Orkiestr Dętychczerwiec, Rynek

Informacje: Starostwo Powiatowe w Żywcu, Wydział Turystyki, Kultury, Sportu i Promocji Powiatu, ul. Z. Krasińskiego 13, tel. 033-860-22-44, www.starostwo.zywiec.pl, [email protected]

4 5 . T Y D Z I E Ń K U L T U R Y B E S K I D Z K I E J2–10 sierpnia, Wisła, Szczyrk, Żywiec, Maków Podhalański, OświęcimW ramach 45. Tygodnia Kultury Beskidzkiej organizowane są: 39. Festiwal Folkloru Górali Polskich w Żywcu, 19. Międzynarodowe Spotka-nia Folklorystyczne w Żywcu, 61. Gorolski Święto w Jabłonkowie (Republika Czeska), 14. Festyn Istebniański w Istebnej, 30. Wawrzyńcowe Hudy w UjsołachInformacje: Regionalny Ośrodek Kultury, ul. 1 Maja 8, Bielsko-Biała, tel. 033-822-05-93, [email protected], www.tkb.art.pl, www.etnofoto.net/tkb

Page 41: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

GALERIA

23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki LalkarskiejBielsko-Biała

24–28 maja 2008

Komponując program tegorocznego festiwalu, postawiliśmy lalkę w centrum.

Wybraliśmy te przedstawienia, w których jest ona podmiotem a nie przedmiotem scenicznych wydarzeń.

Pokazujemy lalkę w repertuarze dziecięcym, ale też w konfrontacji z tekstami Becketta, Borgesa, Baudelaire’a,

Kafki i Dumasa.

Prezentujemy prawdziwych mistrzów lalkarskiej sztuki, wirtuozów animacji lalek.

Przerzucamy pomost między tradycją a nowoczesnością.

Zapraszamy w magiczną podróż, pełną emocji i wzruszeń.

Lucyna Kozień

Dyrektor Festiwalu

Salto.lamento czyli nocna strona rzeczyFiguren Theater Tübingen

Page 42: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

Teatry uczestniczące w 23. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Lalkarskiej:

Teatr Lalka – WarszawaTeatr Animacji – PoznańKompania Doomsday – BiałystokWalny–Teatr – RygliceTeatr Biuro Podróży – PoznańTeatr Lalek Banialuka – Bielsko-BiałaBiałostocki Teatr Lalek & Duda Paiva Puppetry and Dance – Polska i HolandiaFiguren Theater Tübingen – NiemcyKomedianci (Orchestr Péro za kloboukem, A Conjurer’s Theatre from Doudleby)

– CzechyTradičné bábkové divadlo Anton Anderle – SłowacjaTeatro Gioco Vita – WłochyClastic Théâtre – FrancjaTeatro de Marionetas do Porto – PortugaliaState Puppet Theatre Stara Zagora – BułgariaCompagnie Les Ateliers du Spectacle – FrancjaDivadlo Alfa – CzechyTitiriteros de Binéfar – Hiszpania2ky – RosjaChildren’s Theatre of Subotica – SerbiaFigurentheater Wilde & Vogel – NiemcyTeatro Del Carretto – WłochyMobiles Theater für Kinder MOKI – AustriaNozad – Iran

Wśród imprez towarzyszących m.in.:

Małe Formy Teatralne – występy studentów Wydziału Sztuki Lalkarskiej AT w Białymstoku oraz Wydziału Lalkarskiego PWST we Wrocławiu

Teatr Zaangażowany Społecznie – prezentacje Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego Teatr Grodzki

Bestiarium Wilkonia – wystawa prac Józefa Wilkonia

W świecie lalek – wystawa marionetek z kolekcji Antona Anderlego

My i świat – otwarty panel dyskusyjny POLUNIMA

Patronat

Minister Kultury i Dziedzictwa NarodowegoBogdan Zdrojewski

Prezydent Miasta Bielska-BiałejJacek Krywult

Organizator: Teatr Lalek Banialuka im. Jerzego Zitzmana

Page 43: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

Trzej muszkieterowie – Divadlo Alfa, Drewniany koń – Nozad

Człowiek bocian – Titiriteros de Binéfar

Pépé i Gwiazda – Teatro Gioco Vita

Archiwum MFSL

Baldanders – Kompania Doomsday

Page 44: Relacje-Interpretacje Nr 2 (10) czerwiec 2008.pdf

Patr

onat

med

ialn

y

proj

. pla

katu

Józe

f Wilk