relacje-interpretacje nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

44
n- ter- pre- ta- cje Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 4 (32) grudzień 2013 Sezony Roberta Talarczyka Kolekcjoner Leszek Macak Festiwal mistrzów obiektywu Odważny w kulturze: Bolesław Folek Dialog z tradycją na „Bielskiej Jesieni” Dom Tkacza Relacje ISSN 1895–8834

Upload: doankhanh

Post on 11-Jan-2017

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

n­ter­pre­ta­cjeKwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 4 (32) grudzień 2013

Sezony Roberta Talarczyka Kolekcjoner Leszek Macak Festiwal mistrzów obiektywu

Odważny w kulturze: Bolesław Folek Dialog z tradycją na „Bielskiej Jesieni” Dom Tkacza

RelacjeISSN 1895–8834

Page 2: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

Ewa Juszkiewicz: Bez tytułu / według Rogiera van der Weydena (olej na płótnie)

Ewa Skaper: Gloria

w Fabryce Misiów (tempera jajowa i olej na płótnie)

Na okładceBartosz Kokosiński:

Bez tytułu (farba ftalowa na płótnie)

Jacek Rojkowski

Marcin Zawicki: Bez tytułu

z serii The Fall (olej na płótnie)

Page 3: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

Rafał Wilk: Keep in Touch (olej, papier na płótnie)

Maja Wilchelm: Bez tytułu 4 (olej na płótnie)

41. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” 2013Galeria Bielska BWA

Page 4: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-BiałejRok VIII nr 4 (32) grudzień 2013

Adres redakcji ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony 33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) [email protected] www.rok.bielsko.pl

Redakcja Małgorzata Słonka redaktor naczelna

Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Wydawca Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej dyrektor Leszek Miłoszewski

Rada redakcyjnaEwa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz LegońLeszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska

Druk Augustana, Bielsko-Biała

Nakład 1000 egz. (dofinansowany przezUrząd Miejski w Bielsku-Białej)

Czasopismo bezpłatneISSN 1895–8834

n­ter­pre­ta­cjeRelacje

Galeria /Wkładka­Leszek Macak. Kolekcjoner

Stroje wilamowskie Alicja Migdał-Drost

Rzeźby Antoniego Barana i Jana Miki Aleksander Dyl

V Fo

to A

rt F

estiv

al: f

otog

rafia

Chr

istia

na T

aglia

vini

ego

(Szw

ajca

ria)

Okładka/wkładka

41. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień”Teatr1 Przestrzeń żywych impulsów

Magdalena Legendź

Skrzynka wywiadowcza Bochenka5 Kultura? Wymaga odwagi!

Z Bolesławem Folkiem  rozmawiał Mirosław Bochenek

Muzeum23 Dokument i dzieło

Barbara Rosiek

Bielsko-Biała. Ludzie i budowle28 Bialskie fabryki Hessów

Piotr Kenig

32 Rozmaitości36­ Rekomendacje

Galerie9 Dialog z tradycją

Paweł Jagiełło

14 Kolekcja bez granicMałgorzata Słonka

Felietony18 Mistrz i troglodyci

Juliusz Wątroba

26 Bojownicy i kombatanciMarcin Jacobson

Fotograf ia20 Subiektywny przegląd arcydzieł

Zdzisław Niemiec

Page 5: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

1R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Dla przykładu ubiegłoroczna Miłość w Königshütte według „Gazety Wyborczej” wywołała rezonans, jakiego nie miało żadne przedstawienie teatralne po 1989 roku. Podczas dyrektorskiej kadencji Roberta Talarczyka, czyli przez ostatnich osiem lat, odbyło się kilkadziesiąt pre-mier, w tym kilka prapremier. Ile tytułów przedstawień jesteśmy w stanie przywołać? Sześć? Dziesięć? Pomiń-my ostatni sezon, bo ten jest jeszcze w świeżej pamięci, i spróbujmy wymieniać, bez wartościowania, ot tak, jak przychodzą na myśl: Testosteron, Bóg mordu, Intercity, Konopielka, Testament Teodora Sixta, Żyd, Taka fajna

żywych impulsówPrzestrzeń

M a g d a l e n a L e g e n d ź

Sezony Roberta Talarczyka

Myśląc o minionych latach w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, bez proble-mu można przypomnieć sobie kilka dobrych przedstawień, kilka takich, któ-re wywołały społeczny oddźwięk, czy takich, które wprowadzały nową es-tetykę. Były też przedstawienia głośno komentowane. Niektóre uznano za artystyczną pomyłkę lub za prowokację.

dziewczyna jak ty, Królowa piękności z Leenane, Hotel Nowy Świat, Bitwa o Nangar Khel, Piaskownica, Mistrz & Małgorzata story, Zbrodnia... Hmm... nie było tak źle.

Jedna z lepszych dyrekcji, od dawna teatr nie miał tak dobrej pozycji w środowisku. Od czasów Józefa Pary (na przełomie lat 60. i 70. ub. wieku) nie było o bielskim teatrze tak głośno. Takie opinie można było usłyszeć, a  nawet przeczytać. Oceniający z  takim zachwytem czas dyrekcji Roberta Talarczyka patrzą na wszyst-kie jego sezony przez pryzmat sezonu jubileuszowego 2010/2011, w którym z okazji 120-lecia teatru porwano

Tomasz Wójcik

Magdalena Legendź – teatrolog, recenzentka i obserwatorka życia teatralnego Bielska-Białej. Właśnie przygotowywana jest książka z jej tekstami poświęconymi tej tematyce.

Page 6: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

2 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

się (w  większości udatnie) na kilka poważnych przed-sięwzięć. Niezwykle pozytywnie oceniła je na łamach „Teatru” Kalina Zalewska: Co zatem wynika z przeglą-du ostatniego sezonu w Bielsku-Białej? Repertuar Teatru Polskiego jest wybierany z rozmysłem, otwarty na proble-my współczesnego świata i rodzime uwikłania, kształcący widza w kierunku świadomego udziału w rzeczywistości. Premiery odbywają się tu co dwa miesiące, „Bóg mor-du” pojawia się w tym samym sezonie, co w stołecznym Ateneum, a problem Nangar Khel brany jest na warsz-tat zaraz po aresztowaniu bielskich żołnierzy, kiedy me-dia zrobiły z tego news z negatywnym przesłaniem. Teatr zamawia nowe teksty, kreuje wydarzenia – takim okazał się spektakl „Mistrz & Małgorzata story” – a większość nowości ostatniego sezonu to prapremiery. Nawet jeśli nie wszystko okazuje się pełnym sukcesem – prowadzo-ny przez Talarczyka zespół cały czas rozwija swoje moż-liwości i może już podjąć się bardzo wymagających zadań (Z czym do widza, „Teatr” nr 10/2011, s. 53).

Tymczasem na początku nie było tak różowo, dwa pierwsze sezony nie przyniosły specjalnych rewelacji. Nie oceniano początków kadencji Talarczyka tak entu-zjastycznie i nie patrzono optymistycznie w przyszłość. Sezon na stłuczki – Maria Trzeciak na łamach „Relacji –Interpretacji” nr 3/2006 (s. 5) tekstem pod takim wła-śnie tytułem podsumowała sezon 2005/2006, a rozmo-wę z  nowym dyrektorem zakończyła pytaniem: A  po wakacjach zaczynacie na poważnie? (To był trochę lekki sezon, „Relacje–Interpretacje” nr 3/2006, s. 7; następne trzy cytaty także z tego wywiadu).

Warto odnieść się do wypowiedzianych wówczas, u progu pracy w bielskim teatrze, przez samego Talar-czyka planów i propozycji. W cytowanej już rozmowie dyrektor nie formułował programu artystycznego, a ra-

czej menadżerski: Chciałem robić taki teatr, żeby ludzie przychodzili, zaznaczając, że Komercyjny powinien być efekt, a nie założenia. Czy można było go z tych wypo-wiedzi rozliczyć? Można – i bilans wypadł wcale pozy-tywnie, skoro dziennikarka, odwołując się do teatralnej statystyki, odnotowuje wzrost wpływów własnych teatru o 40% i wzrost liczby widzów o kilka tysięcy.

Mówiąc natomiast: Chcę promować bielski teatr jako szczególne miejsce w województwie, dyrektor nie wyja-śniał, o co właściwie mu chodzi. Najwyraźniej jednak miał jakiś rodzaj intuicji, pozwalającej dostrzec potencjał tego miejsca i przede wszystkim potencjał bielskich wi-dzów. Postawił zatem na nietradycyjne formy kontaktu z publicznością, wychowaną na nowych mediach i pra-gnącą aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach kultural-nych. Pojawiły się teatralne blogi i dostępne dla widzów forum internetowej wymiany myśli o teatrze. Organi-zowano kursy pisania scenariuszy – tak powstały pod-waliny tekstu do spektaklu Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami, dopieszczone potem literacko i sce-nicznie przez Artura Pałygę i Piotra Ratajczaka. Urzą-dzano konkursy, m.in. zaproszono utalentowanych ama-torów do turnieju na najlepszy występ stend-up. Przez pewien czas działał Teatr Tekstu, gdzie czytanie sztuk współczesnych i klasyki przez samych uczestników uzu-pełniały dyskusje. Okazało się, że teatr nie musi być konserwatywny, zamknięty, że otwiera się na inny prze-pływ energii, umożliwia bezpośrednie reagowanie, in-telektualne, ale też emocjonalne. Strzałem w dziesiątkę był Radykalny Przegląd Przedstawień Teatru Polskiego „Teatr działa!”. Kilkunastu własnym przedstawieniom (układającym się w ciąg zazębiających się nurtów: te-atr i historia, teatr i wojna, nasza przeszłość i narodowa tożsamość) towarzyszyły spotkania z autorami i twór-

Testament Teodora Sixta

Intercity

Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami

Tomasz Wójcik

Nowe Wyzwolenie Aleksandra Śnieżek

Page 7: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

3R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

cami spektakli oraz publiczna debata na temat miejsca, funkcji i  misji teatru oraz współczesnej dramaturgii.

Talarczyk przyszedł do Bielska-Białej po reżyser-skich sukcesach odniesionych w  repertuarze związa-nym ze śląskim i miejskim folklorem. Od początku za-powiadał, że chce poszerzyć spektrum tego teatru o swoją wrażliwość, co dla twórcy związanego z chorzowskim Teatrem Rozrywki oznaczało przede wszystkim wido-wiska muzyczne, za które bywał nagradzany. W pierw-szym sezonie były cztery, z Korowodem według Marka Grechuty na początek, w którym wystąpił niemal cały zespół aktorski. W  kolejnych sezonach oprócz sylwe-strowych gali były zwykle po dwa, trzy raczej kameral-ne recitale, z których część zaistniała dzięki tzw. scenie inicjatyw aktorskich. Do ciekawszych należały: Zła opi-nia (piosenki Brassensa), Ja w podróży (piosenki Osiec-kiej) i Do łez oraz ponownie pełnowymiarowy muzycz-ny spektakl z  ostatniego sezonu Walizki pełne wody. Co ciekawe, jeśli porównać Talarczyka z  poprzedni-kiem, Tomaszem Dutkiewiczem, dyrektorem w  la-tach 1999–2005, rzucają się w  oczy ciekawe po-dobieństwa. Obaj mieli muzyczne inklinacje, lecz Talarczyk rozwijał je konsekwentniej. Obaj też eks-plorowali dramaturgię współczesną, Dutkiewicz obcą (Prezydentki W. Schwaba), jego następca polską (Żyd A. Pałygi) – nie wahając się przy tym narazić na za-rzut łamania estetycznego czy obyczajowego tabu. Dla obu bardzo istotne stało się pytanie o przeszłość i lo-kalne korzenie. Dutkiewicz wyreżyserował w połowie lat 90. Nasze miasto T. Wildera, jego następca poszedł o krok dalej: ogłosił konkurs na sztukę o Bielsku-Białej. Gdy zostałem dyrektorem, zacząłem badać teren. Zro-zumiałem, że Bielsko i Biała były kiedyś niemiecko-ży-dowsko-polskimi miastami, ogromna część mieszkań-

ców zginęła albo wyjechała, a obecni są przede wszystkim ludnością napływową, która nie czuje własnej tożsamo-ści. Nikt nie słucha przeszłości, nie wie, jakie to bogactwo. Przychodząc ze Śląska, miałem tego świadomość– mówił w rozmowie z Kaliną Zalewską (Po co nam ten hanys?, „Teatr” 10/2011, s. 58). Konkurs wygrał Testament Teo-dora Sixta Artura Pałygi, wówczas bielskiego dziennika-rza, dziś wziętego dramatopisarza. Spektakl w reżyserii dyrektora, grającego w nim rolę reżysera wystawiające-go sztukę o mieście werbusów, okazał się przełomem, zainteresował publiczność przeszłością, własnym dzie-dzictwem, ale też pokazał, że teatr może nie tylko bawić, ale też coś ważnego powiedzieć ludziom o świecie i nich

Mistrz & Małgorzata story Tomasz Wójcik

Page 8: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

4 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

samych. Wydziedzicze-ni ze swoich małych oj-czyzn, zamieszkali tu, ale nie mieli korzeni. Mam nadzieję, że dzię-ki teatrowi mogą je zy-skać – oceniał dyrektor (Po co nam ten hanys?, „Teatr” 10/2011, s. 56).

Mniej więcej od tego momentu zaczęły pojawiać się na bielskiej scenie aktualne tematy społeczne, politycz-ne, istotne zarówno z lokalnego, jak i ogólnopolskiego punktu widzenia. To znaczy, pojawiały się już wcześniej, ale zrazu jako kameralne historie prywatne, egzysten-cjalne, nieuwikłane w politykę, jak Testosteron Andrze-ja Saramonowicza w  reżyserii Waldemara Patlewicza czy Piaskownica Michała Walczaka w  reżyserii Grze-gorza Chrapkiewicza. W tym nurcie znalazły się póź-niej bardzo dobre: Utarczki, Królowa piękności z Leena-ne czy Singielka.

Zwrot ku polityce był ogólnokrajową tendencją w te-atrze początków XXI wieku, a nad Białą dokonał się m.in. dzięki współpracy z autorami piszącymi specjalnie dla bielskiej sceny, jak Ingmar Villqist czy Artur Pałyga. Do dyskusji nad historią, świadomością i pamięcią prowo-kowały: Norymberga Wojciecha Tomczyka (reż. Doro-ta Ignatjew, 2010), Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami (reż. Piotr Ratajczak, 2009) oraz Bitwa o Nangar Khel (reż. Łukasz Witt-Michałowski, 2011) – oba autor-stwa Pałygi, a także Miłość w Königshütte Villqista w re-żyserii autora. Te współczesne teksty były zarazem inte-resującym przepracowaniem przeszłości. Przekonałem widzów do własnej linii repertuarowej, w której jednym

z  elementów jest szeroko rozumiana dyskusja na te-maty współczesne – mógł z całym spokojem pod ko-niec kadencji powiedzieć dyrektor.

Teatr Polski stał się nie tylko domem współcze-snych autorów i reżyserów młodszego pokolenia, ale również miejscem testo-wania nowej estetyki i spo-sobów wyrazu oraz intere-sujących debiutów, m.in. aktorskich: Jaśminy Polak

jako Córki w  Zbrodni Witolda Gombrowicza i  Mateusza Znaniec-kiego w  tytułowej roli spektaklu Amadeus.

Nie brakowało też przedstawień, które konfrontowały trady-cjonalistyczną widow-

nię z  innym modelem aktorstwa, w  ramach którego współpracują ze sobą zawodowcy i amatorzy – jak w Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami – czy z nową es-tetyką brutalizującą relacje międzyludzkie – jak w Na-pisie, Bogu mordu czy Popcornie, Królach dowcipu czy w kontrowersyjnej Mistrz & Małgorzata story (Bułha-kow/Talarczyk, reż. R. Talarczyk). Twórcy wymienionych spektakli czerpali z kultury popularnej, oswajając i prze-wartościowując jej znaczenia, zacierając granice między kulturą wysoką i niską, a także starając się odzwiercie-dlić inwazję elektronicznych mediów we wszystkich sfe-rach ludzkiego życia. Może się to podobać lub nie, ale uznanie popkultury za pełnoprawną część dziedzictwa teatru już nie tylko na Zachodzie, ale również na pol-skich scenach powoli staje się normą.

Otwieraniem przestrzeni dla innego rodzaju ekspre-sji była współpraca z najmłodszymi reżyserami. Debiut Eweliny Marciniak – zrealizowane na bielskiej scenie Nowe Wyzwolenie Witkacego (2010) nagrodzone zo-stało na festiwalu Koszalińskie Konfrontacje Młodych. Dwa lata później za wyreżyserowanie w Bielsku-Białej Zbrodni artystka otrzymała nagrodę na 18. Ogólnopol-skim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współ-czesnej oraz Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.

Oczywiście, były też komedie, niektóre niewybredne, były próby wystawiania klasyki, m.in. Szekspira, Gogo-la i Kafki. Można by było analizować, dlaczego niezbyt udane. Można by zastanawiać się, jakich reżyserów, sce-nografów i muzyków dyrektor zapraszał, jak układał ob-sady. Co ciągnęło go do inscenizowania powieści? Zmie-rzyć i zważyć proporcje. Aptekarska dokładność, może i przydatna dla historyków teatru, fałszowałaby przecież obraz. I bez tego widać, że bielski teatr był w ostatnich latach obszarem żywym i zróżnicowanym, oferującym wiele doświadczeń, spotkań i zaskoczeń, wysyłającym impulsy, by na nowo przemyśleć, czym jest przestrzeń społeczna, w której teatr działa.

Singielka

Zbrodnia

Tomasz Wójcik

Page 9: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

5R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Rozmowa z Bolesławem Folkiem

M i r o s ł a w B o c h e n e k

Kultura? Wymaga odwagi!

Mirosław Bochenek: Znamy się na tyle, że mogę ci słodzić: nie znam drugiego animatora kultury, który byłby zaangażowany w to, co robi, tak jak ty. Myślę, że gdy śpisz, to też kombinujesz, jak zorganizować to czy tamto... Skąd w tobie tyle entuzjazmu?

Bolesław Folek: Mój entuzjazm... Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, nie czułem tego tak. To chyba bierze się z  mojego dzieciństwa, mojej rodzinnej wsi: Zarzecza. Tam zawsze było coś do roboty i nic nie robiło się „na pół gwizdka”, zawsze „do porządku”, jak mówił mój dzia-dek. W mojej pracy w ciągu dnia nie czuje się zmęcze-nia. Szczególnie kiedy realizuje się kolejna impreza, ad-renalina nie pozwala nawet myśleć o zmęczeniu, ale po kilkunastu godzinach na wysokich obrotach zasypia się szybko. Dopiero rano uruchamia się automatyczny anali-zator i już wiadomo, co wypadło dobrze, a co trzeba jesz-cze poprawić, żeby lepsze efekty osiągnąć w przyszłości. Wspólnie z zespołem pracowników – w myśl przekona-nia, że nie ma lidera bez zespołu i odwrotnie – staramy się każdą imprezę dopracować w najdrobniejszych szcze-gółach. Często nawet niuans ma wpływ na odbiór cało-ści... Jak widać, bardzo praktyczny ten mój entuzjazm.

Wyszedłeś w świat z wiejskiej rodziny, tradycyjnej i prostej w obejściu. Twoja droga do „szerokich hory-zontów” nie mogła być łatwa i prosta.

Urodziłem się i  dorastałem w  cudownym miejscu. Z upływem lat, gdy sięgam do wspomnień, jestem prze-konany, że to był mój raj na ziemi. Drewniany domek pod groblą oddzielającą od tajemniczego lasu, za którym był „zalew”, czyli Jezioro Goczałkowickie. Z okna mogłem godzinami patrzeć na łąki i  pola zmieniające kolory

Page 10: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

6 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

według pór roku. Tylko brać płótno, pędzel i malować! Oczywiście, kiedy trochę podrosłem, pasałem krowy i pomagałem przy żniwach. Dziadek nauczył mnie wy-platać kosze z wikliny, a z rodzicami od najmłodszych lat chodziłem na grzyby. Las był dla mnie i rodzeństwa najciekawszym placem zabaw inspirującym najbardziej szalone pomysły. Potem, jako chłopak z porządnej ro-dziny, miałem się wyuczyć na murarza-tynkarza albo na elektryka. Tak chcieli rodzice. Niestety, pierwsza ścianka, którą wspólnie z kolegą postawiliśmy, nie wytrzymała testowania przez naszego majstra: rozleciała się jak do-mek z kart... Zmieniłem szkołę na elektryczną. W niej lepiej radziłem sobie jako teoretyk niż praktyk, więc do kontynuowania kariery raczej mnie nie zachęcano. Ale posiadłem tytuł technika elektroenergetyka i żarówkę umiem do dziś wymienić! (śmiech)

To nie był chyba szczyt twoich marzeń?Moim pierwszym wielkim wyzwaniem była matura. Zdałem ją w bielskim Technikum Energetycznym. Już wtedy jednak wiedziałem, co mnie tak naprawdę krę-ci. Z  marszu podszedłem do egzaminów na, cieszący się wówczas opinią elitarnego, Wydział Radia i  Tele-wizji UŚ w Katowicach. Oczywiście nie zmieściłem się

w grupce wybrańców, ale nie odpuściłem... poczułem taki doping, że w rok później odebrałem w dziekanacie indeks studenta kulturoznawstwa (specjalizacja filmo-znawstwo) Uniwersytetu Śląskiego. Na egzaminach naj-większe wrażenie zrobiłem znajomością tego, co dzia-ło się w  ówczesnym życiu teatralnym! Jak widać film i teatr miały ze sobą o wiele więcej wspólnego niż dzi-siaj. Byłem pierwszym studentem w rodzinie. Odbiera-no to z mieszanymi uczuciami. No bo co to właściwie jest to kulturoznawstwo? Czy z tego można wyżyć? Ale ja byłem szczęśliwy: wkroczyłem w wymarzony, lepszy świat kultury. I było rzeczywiście pięknie przez ponad dwa miesiące, do 13 grudnia pamiętnego 1981 roku. Po przymusowej przerwie w zajęciach, zaserwowanej nam przez Jaruzelskiego, też było pięknie, ale już inaczej. Spo-ra grupa wykładowców, towarzyszących nam w strajku NZS-u, zniknęła. Ubyło też studentów, pojawili się na-tomiast „nowi”.

Domów kultury w Polsce dostatek. Jednak MDK w Cze-chowicach-Dziedzicach ma wysokie aspiracje jak na takie małe miasto. Jak to robisz, że znakomitości sztuki, literatury, filmu, teatru i nauki, mimo napiętych termi-nów, korzystają z twojego zaproszenia do współpracy?

Zawsze irytowały mnie narzekania i beznadziejne dia-gnozy czy prognozy w stylu: w tym mieście nic się nie da zrobić, tu zawsze będzie sypialnia, pustynia kultu-ralna itp. Albo przekonanie, że w domu kultury na tzw. prowincji nie ma racji bytu oferta ambitna artystycznie i intelektualnie. Tak naprawdę wszystko zależy od ludzi, a nie od miejsca, w którym żyją. Przecież to ludzie decy-dują o tym, czy będzie ono piękne, tętniące życiem i czy można w nim spełniać się twórczo, realizować najśmiel-sze marzenia. Recepta jest więc prosta: żeby zaszczepić głód wiedzy i  pragnienie tworzenia rzeczy pięknych, trzeba zapraszać autentycznych mistrzów, imponują-cych nie tylko posiadaną wiedzą i umiejętnościami, ale nade wszystko potrafiących je przekazać i  zainspiro-wać do poszukiwania nowych ścieżek. Staram się dbać o to, aby tacy właśnie ludzie, tacy artyści, czy ich dzieła, trafiały do Czechowic-Dziedzic, do Miejskiego Domu Kultury. Wszyscy podlegamy takim samym prawom: pojawiamy się tu, by odczytać ślady i wskazówki pozo-stawione przez przodków, sami tworzymy swoje ślady i przekaz dla następnych pokoleń. To ma sens. Ktoś po-wiedział też: „Społeczność, która nie znajduje sił i środ-ków na wytworzenie elity intelektualnej i artystycznej, ulega stopniowej degradacji – chyli się ku upadkowi”.

Na stronie poprzedniej:Piotr Beczała, Adam

Myrczek, Bolesław Folek, Anna Szostak

Krzysztof Więcek

Czechowicki Teatr Muzyczny Movimento: Kiss me, Kate

Mariusz Połowczuk

Mirosław Bochenek – prawnik, poeta, felie-tonista, twórca tekstów

piosenek m.in. dla Ryszarda Riedla i zespołu Dżem.

Opublikował dotąd siedem książek poetyckich.

Page 11: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

7R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Takiego czarnego scenariusza dla mojego miasta i oko-lic nie przewiduję.

Nowy budynek MDK-u, który zastąpił socjalistyczne straszydło, jest nowoczesny i okazały, wygląda wspa-niale. Skąd wziął się pomysł przebudowy?

To fantastyczne marzenie nabrało realnych kształtów już w  latach 90. dzięki zaskakującym efektom (rów-nież finansowym!) prowadzenia kina Świt i całej nowej działalności MDK-u. Można było zacząć budować od-powiedni klimat do realizacji tego pomysłu, choć jako radny wiedziałem, że zawsze są sprawy ważniejsze od in-westycji w kulturę. Z pomocą przyszła... natura. Z roku na rok powiększały się pęknięcia na styku elewacji i da-chu, które mogły skończyć się katastrofą budowlaną. Za-padła właściwa decyzja i w 2008 roku rozpoczęto prze-budowę według projektu Stanisława Niemczyka. Już po roku mogliśmy się cieszyć z pracy w pięknym obiekcie. Zyskaliśmy nowe przestrzenie: Piwnicę Muz i Galerię, w której m.in. gościliśmy z wystawą obrazów mistrza Edwarda Dwurnika – podobało mu się u nas.

Dyskusyjny Klub Filmowy Puls w latach 80., a kino Świt w latach 90. ubiegłego wieku to były marki znane w ca-łej Polsce. Znakomity repertuar, spotkania z twórcami, dyskusje. Czy wierzysz w powrót legendy?

Legendy pojawiają się i znikają, niektóre powracają, ale tylko za sprawą ludzi, którzy o to zadbają. Był początek lat 90., gdy zostałem dyrektorem MDK-u. Kierownic-two kina Świt powierzyłem Józefowi Grabowskiemu, z którym przez prawie 10 lat, wspólnie z innymi pasjo-natami, tworzyliśmy legendę DKF-u Puls. Wspaniałą puentą tego romantycznego okresu było wyróżnienie

DKF-u prestiżową Nagrodą im. prof. A. Bohdziewicza w 1991 roku. To przełożyło się potem na sukcesy, które zadziwiały całą Polskę. Biliśmy zdumiewające rekordy frekwencyjne, które zaowocowały nagrodą Złoty Próg, przyznaną nam przez dystrybutorów filmowych dwu-krotnie (1995 i 1996). Jako drugie kino w kraju zainsta-lowaliśmy najnowocześniejszą wówczas aparaturę pro-jekcyjną! Pomysłów nie brakowało – tworzyliśmy kolejne przeglądy i festiwale kina polskiego i światowego, któ-re zawsze cieszyły się powodzeniem u widzów i istnie-ją do dziś. Publicyści „Gazety Wyborczej” czy miesięcz-nika „Film” pytali na łamach: skąd taki fenomen w tak małym mieście?! Ale jak tu się nie dziwić, skoro jako pierwsi w Europie (sic!) pokazaliśmy film Forest Gump,

Bolesław Folek (ur. 1959) – absolwent Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w War-szawie. Studiował również m.in. na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (kulturoznaw-stwo) oraz na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie (muzeologia). Współzałożyciel (1980) i prezes (1983–1993) DKF-u Puls w Czechowicach-Dziedzicach, uhonorowanego Nagrodą im. prof. Antoniego Bohdziewicza (1991). Od 1991 roku dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach. Laureat Nagrody Laterna Magica. Radny pierwszej i drugiej kadencji Rady Miejskiej w Czechowicach-Dziedzicach oraz pierwszej i drugiej kadencji Rady Powiatu Bielskiego.

Bolesław Folek z projektem i przebudowany Miejski Dom Kultury

Page 12: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

8 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

a  Za każdą cenę wyświetliliśmy zaraz po festiwalu w Cannes, miesiąc przed premierą w USA?! Pojawienie się kinopleksów obniżyło nasze wyniki frekwencyjne, jeśli chodzi o  bieżący repertuar, ale nie zaszkodziło po-wodzeniu imprez cyklicznych, takich jak Tydzień Filmu Polskiego czy Czechowickie Prezentacje Filmowe. Nasze przeglądy kina ambitnego kontynuują najlepsze trady-cje DKF-u Puls i kina Świt, czyli nadal robimy swoje...

Proponujecie mieszkańcom Czechowic-Dziedzic ofertę artystyczną na wysokim poziomie. Jakieś przykłady z ostatnich lat?

Wizytówką naszych aspiracji tworzenia najwartościow-szych zjawisk we współczesnej kulturze jest Jesienny Fe-stiwal Muzyczny „Alkagran”, upamiętniający postać wy-bitnego kompozytora i wirtuoza akordeonu Andrzeja Krzanowskiego. Dzięki kierownictwu artystycznemu Grażyny Krzanowskiej festiwal zaliczany jest do naj-bardziej ambitnych i oryginalnych przedsięwzięć w kra-ju. Natomiast odbywający się w  jego ramach konkurs akordeonowy należy do najtrudniejszych i najciekaw-szych rywalizacji muzyków w tej części Europy. A cze-chowickie maratony teatralne... Kończyły się nieraz po

trzeciej w nocy! Przy peł-nej widowni! Miło było pa-trzeć, jak w drzwiach wej-ściowych MDK-u  mijali się znakomici artyści: Zbi-gniew Zapasiewicz, An-drzej i Mikołaj Grabowscy, Jan Peszek czy Jan Frycz. Na naszej, skromnej prze-cież, scenie gościły: Teatr Powszechny, Teatr Naro-dowy, Teatr Polski z  Po-znania, Teatr Stu, Wiersza-lin z Supraśla... Ten ostatni tuż przed wyjazdem po nagrodę w  Edynburgu! W  MDK-u  znalazł miej-sce Krakowski Salon Po-ezji Anny Dymnej, w któ-rym o  oprawę muzyczną dbają m.in. Barbara Biela-czyc i  wybitnie utalento-wana młodzież czechowic-kiego teatru Movimento. Ma ona znakomite wzory

do naśladowania i to o czechowickim rodowodzie! To uznani, wspaniali artyści, choćby Anna Szostak – dyry-gentka Camerata Silesia, wybitny aktor Piotr Machali-ca... Wiem, że mogę liczyć na ich wsparcie i przychylność.Natomiast 5 października 2013 roku w MDK-u dokona-ła się rzecz niezwykła! Dzięki najnowocześniejszej tech-nologii, jaką posiadamy, przeprowadziliśmy bezpośred-nią transmisję opery Eugeniusz Oniegin z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, w której śpiewa dwóch Polaków, a jednym z nich jest Piotr Beczała z... Czechowic-Dzie-dzic, zaliczany do najznakomitszych tenorów na świecie. Technologia ta umożliwia transmisje wydarzeń kultural-nych z całego globu! I to ona pozwoliła nam awansować do elitarnego grona tych miejsc na ziemi, gdzie zniknęły bariery dostępu do kultury i sztuki najwyższych lotów. Jestem gotów przekraczać kolejne granice i pokonywać wszelkie bariery dostępu do kultury tych, którym jest ona naprawdę potrzebna.

To pewnie znów nas niedługo czymś oryginalnym zaskoczysz?

Trzeba stawiać na najmłodszych. Obok Teatru Muzycz-nego Movimento w MDK-u od kilku lat działa Koło Ba-daczy Kultury. Ambitna młodzież, pod okiem Agnieszki Przybyły-Dumin, penetruje zwyczaje, obrzędowość, tra-dycję miejsc, w których żyje. Badacze mają już pierwsze osiągnięcia: dwa tomy niezwykłego wydawnictwa Świat naszych przodków. Obecnie pracują nad trzecim. Powsta-je bezcenny dokument dla przyszłych pokoleń, zapis nie-materialnego dziedzictwa kulturowego małych ojczyzn.

A co ty masz z tego?Uczę się od nich! To najcenniejsze z tego, co oferuje nam ten świat...

Jadwiga Grygierczyk i Piotr Machalica są aktorami

najczęściej występującymi w czechowickich edycjach

Krakowskiego Salonu Poezji

Page 13: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

9R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Każdy podłączony do sieci obserwator świata arty-stycznego mógł zatem zrozumieć, jak niewdzięczne za-danie stało przed jury, zmuszonym wybrać te najlepsze spośród 3048 prac zgłoszonych przez 701 artystów. Po-dobnie jak we wcześniejszych edycjach obrazy poddano podwójnej selekcji – w pierwszej kolejności elektronicz-nej, na podstawie reprodukcji fotograficznych, by w ko-lejnym etapie, obcując już z oryginałami, wyłonić zwy-cięzców konkursu.

Biennale ukazało dużą różnorodność stylistyk, w ra-mach których poruszają się polscy artyści. Przewodni-czący jury stwierdzający po pierwszym „odsiewie” po-wrót abstrakcji, ostatecznie zwrócił uwagę na dominację (przynajmniej wśród prac zakwalifikowanych do wy-stawy) tendencji określonej roboczo mianem „surreali-stycznego baroku”, która miałaby obejmować przykłady malarstwa przedstawiającego, zanurzonego w mrocznej tematyce, choć jednocześnie niepozbawionego humoru.

Tegoroczne, 41. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” było poniekąd wyjątkowe w ponadpięćdziesię-cioletniej historii konkursu. Zadecydowały o tym dwie kwestie. Przede wszystkim „Bielska Jesień” po raz pierwszy została otwarta dla malarzy, którzy nie mają dyplomu uczelni artystycznej. Po drugie zaś wszystkie nadesłane na konkurs obrazy wreszcie można było obejrzeć w Internecie.

z tradycją

P a w e ł J a g i e ł ł o

Dialog

Od lewej: Ewa Juszkiewicz, Ewa Skaper, Bartosz Kokosiński, Marcin Zawicki, Remigiusz Suda, Karolina Komorowska, Konrad Maciejewicz

Krzysztof Morcinek

Page 14: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e10

Warto mieć jednak świadomość, że tego typu określe-nia są tylko umowną formą kategoryzacji nadesłanych prac i niekoniecznie muszą odzwierciedlać stan faktycz-ny współczesnego malarstwa. Cóż to bowiem za tenden-cja, której żywotności starcza na dwa lata (przypomnij-my, że w 2011 roku był to „nowy optymizm”).

Wspólnego mianownika dla przynajmniej części wyróżnionych w konkursie prac można by szukać ra-czej w warstwie myślowej niż w sferze formalnej. Przy bliższej analizie zgromadzonych dzieł okazuje się, że kwestią ważną dla wielu artystów jest problem trady-cyjnych konwencji przedstawiania. Motorem napędza-jącym znaczną grupę tych, w większości młodych, twór-ców jest dialog z historycznymi formułami dotyczącymi konstrukcji obrazu, procesu jego powstawania lub zasa-dami reprezentacji wizualnej. Na te zagadnienia powo-łują się nawet ci artyści, w pracach których trudno do-szukać się podobnej refleksji.

Odwołania do sztuki dawnej na pierwszy rzut oka widoczne są w twórczości laureatki tegorocznego Grand Prix (Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodo-wego) – Ewy Juszkiewicz, absolwentki Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Prace artystki już przy okazji po-przedniej edycji Biennale zwróciły uwagę krytyków, co zaowocowało wówczas wyróżnieniem ich przez redak-cję „Art & Business”. W swoich obrazach Ewa Juszkie-wicz skupia się na przedstawieniach kobiecych posta-ci w  malarstwie różnych epok i  reinterpretuje je pod względem estetycznym. Wybierając znane, nie tyle iko-niczne, co po prostu obecne w kulturze wizualnej por-trety mieszczek i wprowadzając w miejsce ich fizjono-

mii zupełnie nieprzystające elementy – fragmenty flory lub świata nieożywionego – poddaje analizie tradycyj-ne normy obrazowania kobiet. Nie inaczej jest w zwy-cięskich obrazach. Bez tytułu / według Rogiera van der Weydena bazuje na obrazie niderlandzkiego mistrza, w którym czepiec z welonem – atrybut kobiety zamęż-nej – został przez artystkę potraktowany ze szczególną atencją, dodatkowo skomplikowany i  rozszerzony na twarz portretowanej, jakby sugerując, że w tym przed-stawieniu stan cywilny modelki zastępuje jej tożsamość. Z kolei Girl in Blue to zabawna i nieco niepokojąca tra-westacja Dziewczynki w niebieskiej sukni holenderskie-go malarza Johannesa Cornelisza Versproncka, polega-jąca na zastąpieniu głowy postaci (głowy nie byle jakiej, bo zdobiącej swego czasu banknot o nominale 25 gulde-nów) pospolitą hubą leśną. Jury ujęła wysoka sprawność warsztatowa artystki oraz zdolność poruszania aktual-nych tematów (obraz kobiety, kody wizualne) przy jed-noczesnym wykorzystaniu odwołań do malarstwa daw-nego. Ewa Juszkiewicz otrzymała również wyróżnienie redakcji wrocławskiego pisma artystycznego „Format”.

II Nagrodę – Marszałka Województwa Śląskiego – otrzymała Ewa Skaper za zestaw prac Gloria w Fabry-ce Misiów i Gloria nie boi się krwi. Wspomniany duch surrealizmu jest w tych obrazach szczególnie wyraźny. Właściwie przypominają one surrealistyczne kolaże po-przez nienaturalne wyizolowanie postaci i poszczegól-nych obiektów z  tła. Skojarzenia z  kolażami wynika-ją być może również z tego, że artystka przenosi z dużą wiernością na grunt malarski przedmioty, które kolek-cjonuje. A warto wiedzieć, że są to przedmioty z histo-

Piotr Korol: Obraz grawitacyjny XXXVII

Jacek Rojkowski

Paweł Jagiełło – historyk i krytyk sztuki,

mieszka i pracuje w Łodzi.

Page 15: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 11

rią; stare druki, celuloidowe lalki, figurki. Każdy element wygląda raczej jak wklejony niż namalowany, każdy – choć bierze udział w przedstawionym zdarzeniu – wyda-je się żyć własnym życiem. Całość spowija niesamowita, oniryczna atmosfera, bardzo sugestywna, udzielająca się odbiorcy, mającemu wrażenie uczestnictwa w nieprzy-jemnym śnie, którego akcja toczy się na starej, ale pod-kolorowanej i zmanipulowanej fotografii. Nierealna jest w tych pracach perspektywa, puste i zimne są spojrzenia przedstawionych osób, które niewiele różnią się od funk-cjonujących między nimi, obdarzonych życiem zabawek.

Po malarstwie przywodzącym na myśl kolaż przy-chodzą kolaże imitujące malarstwo, jak mówi sam ich autor, Konrad Maciejewicz, laureat III Nagrody – Prezy-denta Miasta Bielska-Białej. W jego przypadku agresja, z jaką traktuje materiał wyjściowy (wycina nożyczkami zdjęcia ze starych kobiecych czasopism, często o kiep-skiej poligrafii), przekłada się na agresję przedstawie-nia. Rozczłonkowane ciała kobiet-lalek, barokowy prze-pych trzewiowych elementów konstytuują makabryczny charakter twórczości Maciejewicza. Z jakiegoś powodu

prace te przywołują na myśl scenę otwierającą Pachni-dło Patricka Süskinda, w której bohater powieści rodzi się pod blatem straganu na targu rybnym. Celność opi-su niemal powoduje, że czujemy wszędobylski smród. Patrząc na prace Maciejewicza, również możemy mieć skojarzenia węchowe. Mnogość skrawków papieru imi-tujących wewnętrzne organy skutecznie oddziałuje na wyobraźnię widza.

Równie niepokojące, choć znacznie mniej dosłowne są prace Moniki Chlebek, zagłębiające się w problema-tykę podświadomości, inspirowane kinem Davida Lyn-cha oraz – jak sama pisze w notce do katalogu wystawy – twórczością Louise Bourgeois. Przedstawione przez ar-tystkę postaci, jakby ustawione do fotografii, umyślnie źle skadrowane, sprawiają wrażenie skrywających jakąś przykrą tajemnicę, skutecznie ewokują nastrój paranoi.

Jeszcze tylko malarstwo Marcina Zawickiego daje się wpisać w umowną tendencję „barokowego surreali-zmu”. Rzeczywiście aspektów kojarzących się z  baro-kiem jest tu pod dostatkiem. Pełne szczegółów, wręcz tłoczne kompozycje przedstawiają skąpane w  sztucznym

Karolina Komorowska: Talerz I

Małgorzata Żurada: Diabeł/Dorsz

Igor Przybylski: Baureihe 103

Jacek Rojkowski

Obrazki z wernisażu Krzysztof Morcinek

Page 16: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e12

świetle martwe natury. Co więcej, nie tylko światło jest tu sztuczne. Wszystkie przedmioty odwzorowane na płótnie to przykłady fabrycznej tandety, kupione bądź znalezione. Klocki, figurki jeleni i dinozaurów, umiesz-czone w  syntetycznych stroikach, połyskują, próbując na nowo przykuć uwagę widza. Surrealistyczna jest zaś nieprzystawalność zgromadzonych rzeczy do kontek-stu martwej natury, ich nachalna współczesność przy jednoczesnym umieszczeniu w tradycyjnej kompozycji.

Tymczasem wyrazisty dialog z tradycją artystyczną prowadzi Bartosz Kokosiński, którego dwie prace uho-norowane zostały wyróżnieniem regulaminowym Ga-lerii Bielskiej BWA oraz wyróżnieniami redakcji „Ar-tluka”, „Exitu” i  „Obiegu”. Obraz pożerający motyw religijny należy do znanego już dość dobrze cyklu, obej-mującego prace z silnie zagiętymi blejtramami, spomię-dzy których wystają rzeczywiste, trójwymiarowe przed-mioty, pochłaniane przez „żarłoczne” płótna. Jest w tej idei twórczej miejsce na przewrotną i do pewnego stop-nia humorystyczną grę ze sztuką dawną i klasycznymi tematami malarskimi (martwa natura, pejzaż czy ma-larstwo religijne), ale też namysł nad ontologią obra-zu. Wypukłość dzieła oraz użycie rekwizytów rzeko-mo przez nie pożeranych prowokują pytania o granice realistycznych konwencji obrazowania oraz o stosunek przedstawienia do rzeczywistości. Również w kręgu py-tań o status malarstwa w ogóle pozostaje praca bez ty-tułu, należąca do cyklu Skóry, przedstawiająca rozcią-gnięte, pomarszczone i wychodzące z elipsoidalnej ramy płótno. Jego naruszona struktura budzi refleksję nad ma-terialnością obrazu, aspektem czysto fizycznym i para-

doksalnie dzięki kształtującej je deformacji przypomi-na o rudymentarnych kwestiach związanych z definicją obrazu jako przedmiotu – płótna z nałożoną nań farbą.

Zagadnienia związane z  aspektem procesualnym twórczości malarskiej porusza w swoich Obrazach gra-witacyjnych Piotr Korol, którego prace za najciekawsze uznali internauci. Powstanie swoich dzieł artysta uzależ-nia od powolnego działania sił natury, przede wszystkim zaś grawitacji. Pracując nad każdym obrazem-obiektem nawet przez kilka miesięcy, tworząc zastygające zacie-ki, jednocześnie celebruje powtarzalność kolejnych faz produkcyjnych – swoisty rytuał, będący formą ducho-wego doskonalenia się.

Również na przeciwnym biegunie myślowym wobec tendencji surrealizującej znajduje się twórczość Rafała Borcza, wyróżnionego przez redakcje „Artinfo.pl” i ka-towickiej „Gazety Wyborczej”. Choć także mamy tu do czynienia z eksploracją świata wewnętrznego człowie-ka, to odbywa się ona nie poprzez penetrację mrocznych zakamarków psychiki, lecz przez reakcję na dzikie pięk-no natury. Obrazy z cyklu Czas olch to tradycyjne pej-zaże, wykonane precyzyjnie, z dużą dbałością o walory kompozycyjne. Są spokojne, oszczędne, wręcz chłodne w swym minimalizmie, wypełnione rozproszonym świa-tłem, wciągają widza w rozległą przestrzeń, którą artysta bezbłędnie buduje. To już podejście zupełnie odmienne od prezentowanych niegdyś, silnie ekspresjonistycznych obrazów z wilkami. Artysta przegląda się w przyrodzie, dokonuje projekcji swojego życia wewnętrznego na kon-kretne miejsce – jezioro, las. Wielokrotnie powtarza, jak ważne jest dla niego, żeby chłonąć tę atmosferę na żywo – stąd wyrazistość przedstawionych lokacji.

Na dowód szczególnego zainteresowania teorią ob-razowania i  konwencji malarskich, które dało się za-obserwować wśród tegorocznych uczestników, warto jeszcze napomknąć o  pracach Małgorzaty Szyman-kiewicz uhonorowanych wyróżnieniem redakcji „No-tesu na 6 Tygodni”. Jak podkreśla artystka, interesuje ją obraz „sam w sobie”, czyli twór całkowicie autono-miczny, niezaangażowany w  kwestie pozaartystycz-ne, zamiast tego poruszający zagadnienia związa-ne z  procesami tworzenia sztuki. Za punkt wyjścia obiera więc Szymankiewicz de finicję obrazu sformu-łowaną w  1890 r. przez Maurice’a  Denisa, rozwinię-tą następnie przez Clementa Greenberga, wedle któ-rej obraz jest przede wszystkim płaską powierzchnią pokrytą farbami w  określonym porządku. Jej prace Bez tytułu 202 i 203, z podtytułem (nigdy się nie rozpa-

Rafał Borcz: Dwie olchy Jacek Rojkowski

Page 17: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

13R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

da, bo nigdy nie tworzy całości), na swój sposób testu-ją tektonikę płaszczyzny malarskiej, ukazując jedno-cześnie relatywizm pojęcia spójności kompozycyjnej.

Choć do wystawy zakwalifikowano aż 78 prac 42 ar-tystów, jury zwracało uwagę na wysoki poziom warsz-tatowy i kulturę malarską większości uczestników kon-kursu. Podczas panelu dyskusyjnego, który odbył się następnego dnia po wernisażu, pojawiły się jednak gło-sy rozczarowania wynikające z faktu, że mimo szum-nie ogłoszonej demokratyzacji Biennale i  otwarcia go na twórców niemających tytułu magistra sztuki nikt z biorących udział amatorów (18% uczestników) nie za-kwalifikował się do wystawy pokonkursowej. Szef jury, Paweł Jarodzki, bronił jednak podjętych decyzji, pod-nosząc, iż kierowano się wyłącznie wartościami arty-stycznymi, zaś brak artystów bez dyplomu na tegorocz-nej wystawie tak naprawdę nie upoważnia do żadnych konkluzji. Biennale potwierdziło po raz kolejny dużą ży-wotność malarstwa jako medium bardzo pojemnego, po-zwalającego na różnorodność wypowiedzi, a także od-działującego bardzo silnie na rzesze odbiorców, o czym świadczy ogromne zainteresowanie nie tylko artystów i krytyków, ale też mediów i publiczności niezwiązanej bezpośrednio ze światem sztuki.

Agata Leszczyńska: Nocne harce

Jacek Rojkowski

Krzysztof Morcinek

Galeria Bielska BWA w  Bielsku-Białej: 41. Biennale Malar-stwa „Bielska Jesień” 2013, wystawa pokonkursowa, 8 listo-pada – 29 grudnia

Page 18: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e14

Leszek Macak zbiera dzieła stworzone wyobraźnią i ręką twórców, których talent nie był kształtowany na artystycznych uczelniach ani w pracowniach mistrzów. Określani są mianem: ludowy, samorodny, naiwny, przedstawiciel art brut czy outsider art... Przede wszyst-kim prace pochodzą z okresu powojennego, są też rzeź-by i obrazy, które powstały w międzywojniu, a niekiedy znacznie, znacznie dawniej. Z Polski, ale również ze świa-ta, np. z Tajlandii czy Maroka. Przeważają dzieła o tre-ści religijnej, bo taka jest prawidłowość tej twórczości.

Niezwykłe są te prace. Toporne kawałki drewna, z których poprzez dodanie kolorów – np. bieli z czerwie-nią albo zieleni – Heródek stworzył dzieła sztuki. Albo nie do końca wyciosana przez Romana Śledzia z kawał-ka drewna scena podniesienia Jezusa na krzyżu. Czy też maleńka i delikatna, pastelowa scena zwiastowania wyrzeźbiona przez Władysława Potońca. Ileż mądro-ści, piękna i serca zamknęli w nich twórcy. Dzięki pasji Leszka Macaka mamy możliwość je poznać i zachwycić się nimi. Kiedy ogląda się je pojedynczo, budzą zacieka-wienie, podziw, ale kiedy widzi się je w takim nagroma-dzeniu, jak w krakowskim domu kolekcjonera, przypra-wiają o estetyczny zawrót głowy.

Na krakowskim Kazimierzu, na ulicy Józefa, Leszek Macak prowadzi Galerie d’Art Naif, gdzie można rów-nież kupić prace niektórych artystów. I tych już uzna-nych, i tych zdobywających sobie dopiero miejsce w gale-ryjnych przestrzeniach. Sprzedawał je na całym świecie, prywatnym kolekcjonerom i muzeom (również darował, nie tylko polskim, ale też np. Collection de l’Art Brut w Lozannie – obrazy Marii Wnęk; czy American Folk Art Museum w Nowym Jorku – rzeźby Antoniego Ma-zura). Wszystkich nie jest bowiem w stanie zachować, choćby z prozaicznego powodu – braku miejsca. A zresz-tą, czyż można takie bogactwo zatrzymywać tylko dla siebie. Chce spopularyzować tę twórczość, docenianą bardziej w świecie niż w Polsce. Jest być może najwięk-szym, a na pewno jednym z największych kolekcjonerów prywatnych w Polsce. Jest też – jak napisał prof. Alek-sander Jackowski – obecnie jedynym wybitnym mece-nasem sztuki nieprofesjonalnej, naiwnej*. Funkcjonują-cej poza oficjalnymi kierunkami czy stylami, niezależnej i niezwykle subiektywnej, splecionej w jedno z życiem swoich twórców, ludzi wielokrotnie odrzucanych przez własne środowisko, rodziny, niekiedy ciężko chorych. Pytany, czy trudno jest dotrzeć do nich, opowiada, że

M a ł g o r z a t a S ł o n k a

Krążymy za gospodarzem po całym domu. Wybiera-my anioły na wystawę w Bielsku-Białej. Od piwnic po strych pomieszczenia wypełnione są rzeźbami, obraza-mi na płótnie i szkle. Starannie poukładanymi na półkach, schodach, podłogach, komodach, wiszącymi na ścianach, drzwiach szafy i za szafą, pod sufitem... To efekt trwającej już czterdzieści lat kolekcjonerskiej pasji Leszka Macaka.

?* Wyrazem uznania i doce-nienia tej działalności jest nadanie Leszkowi Macako-wi przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2012).

Leszek Macak na wernisażu w Bielsku-Białej

Aleksander Dyl

Page 19: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

15R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

często trzeba tych ludzi, zamkniętych w  swoim świe-cie, otworzyć. Otworzyć ich serce. Na szczęście ma ła-twość nawiązywania kontaktów, więc się udaje. Trwa to oczywiście raz dłużej, raz krócej (nawet całymi latami!), a barwnych anegdot o zabiegach związanych ze zdoby-waniem prac starczyłoby na obszerną książkę, może na-wet nie jedną.

Zaczęło się banalnie. Do wybudowanego w Bukowi-nie Tatrzańskiej drewnianego domu zaprzyjaźnieni miej-scowi artyści zaproponowali pasujący wystrój – a więc listwę z ludowymi świętymi obrazami. Potem potoczyło się szybko. Kolekcja szklanych obrazów rosła, pojawiły się prace ceramiczne, skrzynie i sprzęty, a wreszcie rzeź-by. Ewelina Pęksowa, Zdzisław Walczak, twórcy z Pa-szyna (choćby Wojciech Oleksy czy Stanisław Mika)... Jędrzej Wowro, Józef Piłat, Adam Zegadło, Władysław Chajec... Teofil Ociepka, Ernest Sówka, Ludwik Wię-cek, Jan Nowak, Julian Stręk... Maria Wnęk, Marianna Wiśnios, Edmund Monsiel, Adam Dębiński... itd., itd. Wymieniać można bardzo długo. Kierunki zaintereso-wań i zasięg kolekcji powiększały się z latami, poja wiali się wciąż nowi twórcy, wciąż nowe obszary. Z czasem sztuka ludowa ustąpiła pierwszeństwa tej spod znaku

art brut, tworzonej przez ludzi chorych psychicznie czy prymitywistów. Spotykał się z podopiecznymi szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie, m.in. z Marią Wnęk, utalentowaną malarką obecną dziś na światowych ryn-kach sztuki. Jednak Nie mogę powiedzieć, że moja dro-ga od sztuki ludowej do art brut na art brut się kończy i tu zostanę – pisał w 2009 roku w „Etnografii Nowej”.

Teraz zebrane przez dziesięciolecia ludowe czy naiw-ne dzieła wędrują po całym globie. Wypożyczają je mu-zea i galerie w Polsce i na świecie, np. American Visionary Art Museum w Baltimore. Kiedy rozmawiamy, w paź-dzierniku 2013 roku, niektóre są jeszcze w krakowskim Pałacu Sztuki, gdzie odbyła się wystawa Portret/Auto-portret. Identyfikacja i tożsamość. Twórcy z kręgu sztu-ki art brut. Inne podróżują po Finlandii. Tam właśnie trwa (od czerwca 2013 do września 2014) cykl ekspozy-cji zatytułowany Owoce rajskiego drzewa, prezentują-cy historię i współczesność polskiej plastyki nieprofe-sjonalnej. Pokazywany jest w kilku miejscach (Keravan taidemuseo, Saarijärven museo, Kajaanin taidemuseo, Etelä-Karjalan taidemuseo), a pod koniec 2014 roku ma być pokazany w Muzeum Śląskim w Katowicach. Od lu-tego do maja 2013 współtworzyły także wystawę zaty-

Kolekcja bez granic

Małgorzata Słonka – specjalistka ds. wydawni-czych ROK w Bielsku-Białej, redaktor naczelna RI.

Rzeźby:Stanisława Miki, Romana Śledzia, Antoniego Mazura

Page 20: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e16

tułowaną Hostia we flaszce/Art brut z Polski w Brukseli w Art et Marges Musée (przygotowa-nej przez poznańskie kuratorki, we współpracy z Galerią Tak).

I  wśród takich miejsc jest też Bielsko-Biała, gdzie kolek-cja Leszka Macaka gości często. Z Galerią Sztuki Regionalnego Ośrodka Kultury czuje się blisko związany. Organizowane tu wy-stawy są realizacją wspólnych

zamysłów jego i kierującego galerią Zbigniewa Micher-dzińskiego. Pokazują to, co obaj uważają za szczególnie interesujące i cenne. Ważne jest również, że towarzyszą prezentacjom katalogi wprowadzające w temat i doku-mentujące. W ROK-u po raz pierwszy oglądaliśmy ze-brane przez kolekcjonera dzieła na wystawie pt. Antoni Mazur – beskidzki świątkarz, na którą złożyły się prace 89-letniego wówczas artysty z Zawoi (1999). Wzruszają-ce prostotą i urokliwe postacie Matki Boskiej, Chrystu-sa, ołtarzyki i kapliczki, scenki rodzajowe, drewniane żyrandole z aniołkami wzbudziły niezwykłe zaintere-sowanie zwiedzających. Odkrywaliśmy nieznanego, fa-scynującego beskidzkiego twórcę, który nigdy nie brał udziału w konkursach, nie uczestniczył w kiermaszach, nie prezentował swojej twórczości szerokiemu kręgowi odbiorców, a zaczął rzeźbić, mając ponad 70 lat. Rzeźb Antoniego Mazura w zbiorach Leszka Macaka jest mnó-stwo. Nie tylko rozsianych po różnych zakątkach kolek-cjonerskiego domu – mają także osobne pomieszczenie, gdzie zebrane w ogromnej liczbie nieodparcie poruszają.

Potem wypożyczył prace na ROK-owskie wystawy Życie Chrystusa w sztuce ludowej (2000) i Od Świętego Mikołaja do Trzech Króli (2007/2008). 2008 rok przy-

niósł dużą wystawę Sztuka bez granic. Od sztuki ludowej do art brut. Z kolekcji Leszka Macaka, możliwą dzięki grantowi Ministerstwa Kultury i  Dziedzictwa Naro-dowego. Towarzyszył jej album noszący ten sam tytuł. Dzięki temu udało się pokazać zwiedzającym twórczość ponad pięćdziesięciu wybitnych artystów samorodnych – aktualnie tworzących, już nieżyjących, a także anoni-mowych. Były to m.in. rzeźby Stanisława Hołdy, Leona Kudły, Józefa Luberdy, Stanisława Miki, Edwarda Suto-ra, Karola Wójciaka Heródka, Stanisława Zagajewskiego i obrazy Nikifora, Teofila Ociepki, Ernesta Sówki, Kata-rzyny Gawłowej. A jednocześnie była to dość reprezen-tatywna prezentacja samej kolekcji.

Galeria Sztuki ROK-u: Męka i zmartwychwstanie

Jezusa Chrystusa w sztuce ludowej

Aleksander Dyl

Obrazy:Marii Wnęk,

Ludwika Więcka, Katarzyny Gawłowej

Page 21: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

17R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Ostatniej z przywołanych wyżej postaci – Katarzynie Gawłowej – poświęcona była kolejna bielska ekspozycja (2009). Pokazywała niezwykły świat artystki o wielkim, samorodnym talencie, odkrytej w latach 70. XX wieku. Otrzymała wtedy – nic to, że tak późno (żyła w latach 1896–1982) – szansę ujawnienia pełni swoich twórczych możliwości. Wcześniej malowała jedynie ściany domu – małego, nieogrzewanego pokoiku z klepiskiem. Tematy czerpała z otaczającego świata, ze snów i z kart Ewange-lii. Jej malarstwo to świat niezwykłej urody, pełen radości i wiary. Postacie i scenki dopełniała ptakami i kwiatami, często również opisami, przyśpiew kami i własnymi wier-szykami – pisała Monika Teśluk w katalogu.

Cenna była wystawa Twórcy znani, ale zapomniani (2010), poświęcona ważnym, nieżyjącym już beskidzkim artystom ludowym i naiwnym, a Leszek Macak wsparł ją rzeźbami lub obrazami Jana Ficonia, Michała Bocz-ka i Doroty Lampart. Spojrzenie ludowych artystów na mękę i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa zaprezento-wano wiosną 2011 roku. Zaś na przełomie 2012/2013 nie-mal 70 prac ilustrowało temat Triumf Maryi – na wysta-wie poświęconej przedstawieniom Matki Bożej. Barbara Golda-Golden w katalogowym tekście pisała o kolekcjo-nerskiej pasji Leszka Macaka jako nieustannej fascyna-cji pięknem niety powym, czasem wręcz kontrowersyjnym, które zawłaszczyło wszystkie zakątki jego krakow skiego domu, a  teraz dzięki talentom spotkanych przez niego twórców przywołuje i opowiada w kameralnych salach Galerii Sztuki Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku--Białej, u progu świąt Bożego Narodzenia, historię Ma-ryi, jeszcze beztrosko radosnej narzeczonej cieśli Józefa, na którą za chwilę spadnie niewyobrażalnie ciężkie wy-zwanie. Zostanie matką Boga. I matką wszystkich ludzi.

I oto po raz kolejny mamy okazję sięgnąć do bogac-twa tej niezwykłej kolekcji. Galerię Sztuki ROK-u za-

pełnią tym razem niebiescy mieszkańcy – aniołowie, w przeróżnych postaciach. Anioł (z grec. angelos) oznacza posłańca, zwiastuna. Tacyż wysłannicy, zatrzymani w locie ręką artystów Jana Malika i Adama Zegadły, zastygli pod sklepie-niem galerii Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej, wiodąc za sobą cały anielski zastęp z krakowskiego domu Lesz-ka Macaka, przytulającego w swoich ścianach dziesiątki nad-przyrodzonych istnień (Barbara Golda-Golden).

Galeria Sztuki Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Bia-łej: Strażnicy nieba i ziemi. Anioły z kolekcji Leszka Macaka, 16 grudnia 2013 – 17 stycznia 2014.

Galeria Sztuki ROK-u: Sztuka bez granic. Od sztuki ludowej do art brut

Page 22: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

18 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Fałsz tak się w nas wtopił i  zrósł z nami w  jakiejś dziwnej symbiozie, że aż trudno sobie wyobrazić bliź-nich i siebie jako istoty szczere, bezpośrednie, taktowne tym prawdziwym taktem, który jest zawsze – niezależ-nie od okoliczności nawet najbardziej sprzyjających, by o nim zapomnieć i wskrzesić w sobie jaskiniowca z ma-czugą likwidującego przeciwników skutecznie, krwawo lub bezkrwawo, acz definitywnie.

Opowiadał mi kiedyś wybitny intelektualista z War-szawy, internowany w stanie wojennym, jak wyglądało jego pierwsze zetknięcie z aresztem. Kilkunastu zatrzy-manych zaprowadzono do wieloosobowej celi. I wtedy skazani rzucili się jak głodne lwy na pierwszych chrze-ścijan, by dorwać się do... jak najlepszych prycz: a  to przy oknie, by było jasno; a to na dole, nie na piętrze, by było wygodniej. „Pomyślałem sobie wtedy – wspomina mój rozmówca – że tak samo jak o te prycze będą się bić o  stanowiska w  nowej Polsce”. Prorok czy jasnowidz?

Co skłoniło mnie do takich kategorycznych stwier-dzeń? Wiele sytuacji, w których uczestniczyłem; bądź jako postronny obserwator, bądź aktywny winowajca. I to w każdej dziedzinie życia, bez wyjątku. Nawet w ko-lejce do skarbca na Jasnej Górze, tuż pod czujnym spoj-rzeniem Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie wierni tak się przepychali – by jak najprędzej wejść do środ-

ka – i takich używali słów, że to nie do wiary, choć byli wiernymi. Nawet w  kościele, gdzie przeciwnicy poli-tyczni wierzący w tego samego Boga na Jego oczach do-słownie by się pozarzynali (bo im to z pełnych niena-wiści oczu patrzy), gdyby nie wiara, że jednak przejmą władzę i dokopią poprzednikom! By jednak nie poruszać się na grząskim terenie polityki, która jest najwdzięcz-niejszym obiektem felietonistów, będę się poruszał po, bliskim mi, poletku kulturalnym.

W one dni zostałem zaproszony do odległej metro-polii, wraz z precyzyjnie wybranymi i starannie wyse-lekcjonowanymi przez zaradną rodzinę osobnikami, na jubileusz 90-lecia urodzin Wybitnego Artysty. Artysta był zaiste wyjątkowy. Tak w swoich oryginalnych dzie-łach (choć tak niewielu z obecnych wiedziało, o co tak naprawdę w nich chodzi, ale za to krytycy wiedzieli), jak i w wyglądzie – nosił zawsze kaszkiet pochylony na jed-ną stronę i pełną fantazji siwą brodę. Co jeszcze odróż-niało go od innych artystów, to optymistyczny fakt, że był zawsze pogodny, uśmiechnięty, pogodzony ze sobą i ze światem. I jeżeli się mówi o złotej jesieni życia (co najczęściej jest wierutnym nadużyciem i kłamstwem), to nasz Wybitny Artysta był żywym przykładem, że tak w istocie może być.

J u l i u s z W ą t r o b a

Kultury i taktu nie da się nauczyć w żadnej szkole i na żadnym uniwersyte-cie. Można się co najwyżej nauczyć, jak maskować swoje wrodzone i na-byte naganne ciągoty. Bo też chamem może być i prostaczek, i profesor, i sprzątaczka, i minister. Dobre wychowanie jest jedynie kamuflażem pier-wotnych instynktów i nic się na to nie poradzi.

Mistrzi troglodyci

Juliusz Wątroba – z zawodu inżynier włókiennik, z powołania poeta i satyryk, autor już ponad trzydziestu tomików wierszy, fraszek, prozy, felietonów.

Page 23: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 19I n t e r p r e t a c j e

Wróćmy jednak do naszego spotkania. Kogoż tam nie było?! Wszyscy ważni, z tytułami, i funkcjami, a że pojemność mieszkania Mistrza była ograniczona, stąd też na to wyjątkowe święto zaproszeni zostali rzeczywi-ście tylko ci najważniejsi. A moja tam obecność, można rzec, była przypadkowa, choć też niezbędna, bo córka Mistrza wymyśliła (i słusznie!), że imprezę może ubar-wić nieco wiersz i obecność lichego poety, który prze-czyta i uroczyście wręczy jubilatowi specjalnie na tę wy-jątkową okazję napisany utwór.

Wszystko odbyło się z  precyzyjnie zaplanowanym scenariuszem: przemówienia, wzruszenia, wspomnie-nia, prezentacja dorobku, popis wokalny diwy operowej, wierszyk, życzenia, kwiaty, odznaczenie, toast, sto lat...

A później sam leciwy i dobrotliwy Mistrz czerstwym i  rześkim głosem, głaszcząc siwą brodę, opowiadał z wielkim przejęciem o swoim długim niełatwym życiu i pracy twórczej. Po zaprezentowaniu obrazów na par-terze, zaprowadził nas na strych, gdzie miał pracownię i  dalszą ekspozycję imponującego dorobku. Opowia-dał zajmująco o powstawaniu kolejnych dzieł, o miłości do Sztuki, o swoich przygodach z pędzlem i bez pędzla. Wybrani, na najwyższym poziomie, goście (dzisiaj by się powiedziało, że towarzystwo z górnej półki) słuchali zauroczeni formą fizyczną i psychiczną Artysty, pamię-cią krótkotrwałą i wsteczną, swadą, z jaką rześki staru-szek, gestykulując żywo jak staroświecki aktor, opowia-dał. Właśnie wspominał pożar pracowni, gdy spłonęło kilkadziesiąt jego obrazów. Aż się popłakał, gdy mówił:

– To była kara boska za to, że przed tym nieszczę-ściem sprzedałem święty obraz do kościoła, zamiast go podarować w prezencie – tu otarł białą chusteczką łzy skruchy za popełniony grzech, czy też może żalu za utra-conymi ostatecznie dziełami. – Od tamtej pory wszyst-ko, co maluję do kościoła, to na chwałę bożą i nieod-płatnie, za darmo...

I oto nagle, a niespodziewanie, z dołu rozległo się wołanie:

– Wjechała świnka! Zapraszamy!Na te słowa zebrane towarzystwo rzuciło się tak na-

gle do schodów, jakby wybuchł kolejny pożar, by tylko być pierwszym i zająć jak najlepsze miejsce w kolejce po świeżą wieprzowinkę. Docent wyprzedził profesora, wi-ceprezydent staranował prezydenta, pan przy tuszy ode-pchnął brutalnie filigranową śpiewaczkę, która przy-kleiła się do jeszcze niewyschniętego płótna... Słowem Sodoma i Gomora. Wtedy to okazało się, że pieczone niemowlęce zwłoki prosiaczka, z wetkniętym jabłkiem

Wolno stojący domek na przedmieściu tonął w zie-leni i w kwiatach oraz w błękicie nieba, na którym wła-śnie malowniczo zachodziło słońce. Na progu witał nas sam bohater spotkania z otwartymi rękami i sercem... Zaś mieszkanie tonęło w obrazach Artysty, które znaj-dowały się dosłownie wszędzie: obraz przy obrazie na ścianach, szafach, sufitach – słowem każdy centymetr kwadratowy powierzchni zajmowały obrazy, za wyjąt-kiem podłóg. Tu przypomniało mi się mieszkanie znane-go stołecznego literata, które było podobne, lecz w miej-scu wiszących obrazów stały książki – łącznie z kuchnią, przedpokojem i łazienką, gdzie prócz książek były też... akty jego kolejnej żony.

Agata Tomiczek-Wołonciej

Page 24: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

20 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Subiektywny przegląd arcydzieł

Inez i Andrzej Baturowie. Małżeństwo wizjonerów, wręcz szalonych, ale cierpliwych i konsekwentnych w działaniu. Wymarzyli sobie Foto Art Festi-val, czyli wielki przegląd arcydzieł światowej fotografii. Co dwa lata w Biel-sku-Białej, bo to ich miasto. I przeprowadzili już pięć edycji tej gigantycz-nej imprezy. A jeszcze na dwa tygodnie przed rozpoczęciem tegorocznej nie wiedzieli, czy znajdą pieniądze na sprowadzenie cennych eksponatów do Polski...

Z d z i s ł a w N i e m i e c

Oboje fotografują, i to z wielkimi sukcesami. Popu-laryzują sztukę fotografii, głównie młode polskie talen-ty, prowadząc Galerię B&B. I korciło ich, by pokazać też dorobek zagranicznych mistrzów obiektywu. By ama-torzy fotografowania, których w dobie cyfrówek jest co-raz więcej, mogli zobaczyć, jak wieloma drogami kroczą wielcy z tej dziedziny sztuki w różnych częściach świa-ta. Bo fotografia jest sztuką, w co nie wszyscy w Polsce jeszcze wierzą. A iście pionierski – niespotykany w świe-cie – pomysł był taki, aby widzowie mieli możliwość nie tylko obejrzenia zdjęć, ale też spotkania się z autorami prezentowanych na licznych wystawach fotogramów, by dowiedzieć się jak, a przede wszystkim dlaczego foto-grafują. Foto Art Festival nie jest bowiem giełdą sprzę-tu i technicznych nowinek. Tu mówi się o tym, jak moż-na za pomocą obiektywu opowiadać o świecie. I o sobie.

Dlaczego ulokowali tę imprezę w  Bielsku-Białej? – Z wygodnictwa – odpowiadają z uśmiechem. – Bo tu mieszkamy, tu prowadzimy galerię. W tym mieście fe-stiwal jest widoczny na każdym kroku, Bielsko nim żyje.

Ale gdy imprezę przygotowują, nie zawsze jest im do śmiechu. W mniejszym ośrodku, nieco poza kultu-ralnymi centrami kraju, trudniej pozyskać sponsorów. Pomagają władze miasta i blisko setka wolontariuszy, ale i tak finanse to pięta achillesowa. Sprowadzenie fo-tografii mistrzów – szczególnie z Zachodu – kosztuje

w niewinny martwy ryjek, są po stokroć ważniejsze niż sam Mistrz, jego dostojny wiek i wyjątkowe dzieła, bo wszyscy jak jeden mąż (i  jedna żona) wi dzieli już tyl-ko jedno: smaczne zwłoki nieszczęsnej, zamordowanej u progu życia świnki...

Leciwy Mistrz, z rozdziawioną ze zdumienia buzią, z przerwaną w najtragiczniejszym miejscu wyjątkową, barwną opowieścią zdębiał, albo zbaraniał, bo nie wie-dział, co się stało. Czy podłożyli bombę? Czy obwieścili kolejny koniec świata? Wtedy zrobiło mi się naprawdę bardzo smutno, bo Wielka Sztuka przegrała z maleń-ką świnką. Bo wysoka kultura musiała ulec najniższym instynktom najwyżej postawionych osób. A  osłupiały Mistrz został na „placu boju” w swoim królestwie, z któ-rym chciał się podzielić z okazji 90. urodzin, zupełnie sam, jak palec, jak pędzel malujący na płótnie, jak zu-żyta tubka farby wyrzucona w kąt, jak pęknięta, niepo-trzebna już paleta łkająca wielobarwnymi łzami. Nie li-cząc mojej niepozornej obecności.

Próbowałem pocieszać malarza, jak umiałem najle-piej. Czułem się zawstydzony i  zażenowany zachowa-niem (typowym?) ludzi wysokiej kultury, którzy się tu zjawili, by złożyć hołd wielkiemu człowiekowi, zacne-mu obywatelowi i  dumie tego miasta. A  tu złoty cie-lec, a właściwie świnka przypieczona na złoto, jeszcze raz zatriumfował. Mistrzowi opadły skrzydła i sztucz-na szczęka, mnie ręce i ochota na spotkania z oficjelami, dla których świnia – tak im podrzucona – sprawiła, że po świńsku się zachowali. Pan Tadeusz, bo tak miał na imię ten zacny człowiek, pokazał mi rzeźbę Chrystusa, którą wyrzeźbił dla siebie, by ją po jego śmierci rodzi-na postawiła na grobie. Wtedy też pierwszy i ostatni raz porozmawiałem z Mistrzem... I nie była to wesoła roz-mowa, gdy schodziliśmy ze strychu do pomieszczeń na parterze, skąd dochodził gwar i mlaskania, a po świn-ce został jeszcze dymiący szkielecik, zaś po spotkaniu z tak niezwykłą postacią tylko niesmak, mimo smako-witego (jak przypuszczam) poczęstunku.

Zaś artysta zmarł wkrótce po tak hucznie obcho-dzonym jubileuszu. Było to kilkadziesiąt lat temu, lecz do dzisiaj męczy mnie dręczące pytanie: jaki wpływ na stan jego zdrowia miała tamta impreza? Czy żył-by dłużej, gdyby nie tamto niekulturalne, nietaktow-ne, bezczelne i chamskie zachowanie ludzi ze świeczni-ka, na którym świeczki musiał zapalać chyba tylko sam diabeł...

Zdzisław Niemiec – dziennikarz od wielu

lat związany z „Kroniką Beskidzką”. Zajmuje się m.in.

publicystyką kulturalną.

Page 25: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 21I n t e r p r e t a c j e

nie mniej niż dobrego malarstwa. To artyści utrzymu-jący się z fotografowania, wystaw, prowadzenia warsz-tatów. I dziwią się, gdy słyszą propozycje, by pokazali swój dorobek gratis. Chcą bardzo wysokich honorariów, więc pierwszy kontakt jest zawsze trudny, ale miesią-ce żmudnych negocjacji, tłumaczenia polskiej specyfi-ki (u nas artystom nie płaci się za udostępnienie dzieł na wystawę) dają pozytywne efekty. W tym roku Batu-rowie walczyli o dofinansowanie niemal do ostatnich dni przed festiwalem. Uzgodnili stawki za 16 wystaw i  przyjazd większości autorów, a  brakowało na opła-cenie lotniczego transportu fotogramów. Na szczęście z odsieczą przyszła podbeskidzka posłanka Mirosława Nykiel i wystarała się o pieniądze z Narodowego Cen-trum Kultury.

Parę lat temu był nawet moment, gdy Baturowie my-śleli, czy nie przenieść festiwalu do Warszawy, która ku-siła dotacjami. Ale nie chcieli być kroplą w morzu im-prez. Uznali, że Bielsko-Biała ma atut, którego nie mają większe ośrodki: stwarza tej imprezie klimat kameral-ności. – Nie chodzi nam o wielką ilość wystaw i zdjęć, ale o prezentację starannie wyselekcjonowanego zesta-wu kilkunastu, najwyżej dwudziestu autorów – mówią Baturowie. – To ma być zestaw strawny do wnikliwe-go obejrzenia w ciągu nie więcej niż dwóch dni (jeden to za mało). Chcemy, by widz miał czas zatrzymać się

przy każdej fotografii, przeżyć ją, smakować, przeana-lizować i zapamiętać.

A fotograficy i widzowie, przybywający licznie z róż-nych stron Polski oraz innych krajów, zachowują we wdzięcznej pamięci i  przyjazną atmosferę festiwalu, i urokliwe miasto. – Większość zaproszonych fotogra-fików nigdy wcześniej nie była w Polsce. Mają blade po-jęcie o naszym kraju. Są pełni obaw, bo mają ze świata różne doświadczenia, nie zawsze dobre. Boją się, że tra-fią na nieodpowiednie warunki, choćby złe oświetlenie

Andreas Bitesnich (Austria)Tomasz Tomaszewski (Polska)Ragnar Axelsson (Islandia)

Ewa Kozak

Spotkanie z Williamem Roppem (Francja)

Zdzisław Niemiec

Page 26: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

22 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

sali czy nieodpowiednią wilgotność pomieszczeń. Kon-taktują się z tymi, którzy już w Bielsku-Białej byli. To ich uspokaja, choć widzimy, że niepokój całkiem nie znika. Ale jak już przyjadą, są zachwyceni.

Organizatorzy dbają o  odpowiedni dobór sal eks-pozycyjnych. Spotkania autorskie – tym razem w ho-telu Qubus – symultanicznie tłumaczone, publiczność ma do dyspozycji słuchawki. Sprzęt audiowizualny na światowym poziomie. Inauguracja festiwalu (z bankie-tem) w stylowym wnętrzu Teatru Polskiego. Mnóstwo publiczności, głównie młodych ludzi ze szkół fotogra-fii, nie tylko z Polski. Do tego urok bielskiej starówki. To robi wrażenie nawet na światowcach. – Wyjeżdżają za-chwyceni, zaprzyjaźnieni, uskrzydleni. Mówią, że by wali na wielu imprezach w świecie, ale po raz pierwszy zo-stali tak ciepło potraktowani – cieszą się organizatorzy.

Ten festiwal nie ma wiodącego tematu, co niektórzy w Polsce krytykowali, bo u nas festiwale są często tema-tyczne. Ale twórcy bielskiej imprezy uznali, że narzuca-nie jednego tematu – typu pejzaż, architektura czy nawet akt – mogłoby przy dużej dawce zdjęć wywołać u oglą-dających wrażenie monotonii. Ciekawsza jest różnorod-ność. – Chcemy pokazywać jak wiele jest dróg, którymi podążają artyści – tłumaczą – jak różna może być ich wrażliwość, jak wiele może być sposobów pokazywania rzeczywistości oraz swoich wizji. Festiwal udowadnia, że w sztuce – także w fotografii – nie ma jednej jedy-nie słusznej drogi. Uczymy więc przy okazji tolerancji.

– Wybór autorów to dzieło Inki – podkreśla Andrzej Baturo. A Inez tłumaczy swoje wybory: – Mnie nie inte-resuje samo wielkie nazwisko. Ktoś może być uznany za najwybitniejszego na świecie, ale jeśli do mnie jego zdję-cia nie przemawiają, to – choćbym dysponowała odpo-wiednimi funduszami – nie zaproszę go. Mój wybór jest subiektywny. Zdjęcia muszą mnie poruszyć, zachwycić.

Fundacja Centrum Fotografii, Bielsko-Biała: V Foto Art Festival, 11–27 października 2013

Wyszukuję autorów pod tym kątem, także tych niezna-nych w Polsce. Nasze wystawy to zazwyczaj polskie pre-miery. Podczas pięciu festiwali zaprezentowaliśmy blisko stu artystów. Niektórzy odkryci przez nas pojawiają się jako objawienie w innych polskich miastach.

Inez i Andrzej mają dobrą rękę do fotografii. Wiele nazwisk udało się im w Polsce wypromować. A ich fe-stiwal świetnie promuje Bielsko-Białą.

Daria Endresen (Norwegia)

Joyce Tenneson (USA)

Ragnar Axelsson (Islandia)

Page 27: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 23I n t e r p r e t a c j e

Wystawa strojów ludowych zatytułowana Od sukna po jedwab – stroje ludowe ze zbiorów Muzeum w Bielsku--Białej prezentowana jest od maja 2013 roku w Domu Tkacza, oddziale Muzeum w  Bielsku-Białej. Jej kura-torem jest Elżbieta Teresa Filip, etnograf z wieloletnim stażem, z pasją zajmująca się tymi zagadnieniami*. Wy-stawa pokazuje przykłady wszystkich rodzajów ubiorów ludowych noszonych w okresie międzywojennym w dal-szych i bliższych okolicach Bielska i Białej, zgromadzo-nych w  zbiorach etnograficznych bielsko-bialskiej in-stytucji od połowy lat 50. XX wieku. Umiejscowiona na poddaszu Domu Tkacza stanowi dopełnienie ekspozy-cji znajdującej się na parterze budynku, a mianowicie zrekonstruowanego wnętrza domu sukiennika (sieni, warsztatu, kuchni i sypialni).

Kiedy wspinamy się na poddasze drewnianymi scho-dami, wzrok przyciąga znajdujący się na wprost wejścia strój mieszczki żywieckiej. Tradycyjne ubiory świątecz-ne zawsze miały typową dla siebie formę, charaktery-styczne tkaniny oraz zdobnictwo. Strój żywieckiej mę-żatki wyróżnia kopiatość kształtu, czepiec zwany złotą copką (zdobiony złotym haftem, bajorkiem, cekinami, kolorowymi kamieniami, koronką i wstążką), a także elementy uszyte z ręcznie haftowanego tiulu. Te ostat-nie to kreza ułożona w odpowiednie kontrafałdy wokół szyi, narzucona na ramiona chusta oraz fartuch nakry-wający suto marszczoną czerwoną spódnicę, tworzą-cą kontrastowe tło dla misternie haftowanych wzorów. Bogactwo i  piękno tiulowych haftów ukazuje ekspo-nowana dodatkowo w  komodzie chusta naramienna.

Strój ludowy to symbol. Znak niosący wiele różnorodnych treści. Współ-cześnie przede wszystkim jest symbolem tożsamości, określającym pocho-dzenie, identyfikację z rodzimą kulturą. W przeszłości, jako świąteczna for-ma ubioru, informował o przynależności do grupy kulturowej (etnicznej, regionalnej), a tym samym o miejscu zamieszkania, stanie cywilnym noszą-cej go osoby, zamożności, statusie społecznym i upodobaniach estetycz-nych. Rozwijał się powoli, dostosowując do gustów i potrzeb użytkowników.

B a r b a r a R o s i e k

Dokument

i dzieło

Barbara Rosiek – etnograf, kierowniczka

Działu Etnografii MuzeumMiejskiego w Żywcu, jurorka, autorka książek i artykułów.

Page 28: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

24 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Tiulowe motywy widzimy także na obrazach o tema-tyce sakralnej.

Przestrzeń ekspozycyjną po prawej stronie schodów zajmują stroje noszone na Śląsku Cieszyńskim. W re-jonie górskim są to ubiory Górali śląskich, wykonane głównie z tkanin samodziałowych. Białe spodnie oraz brązowa gunia uszyte są z ręcznie tkanych i folowanych sukien, natomiast z sukna fabrycznej produkcji – czer-wone i czarne kamizelki. Zarówno koszule męskie, jak i bluzki kobiece, kabotki, zdobione są haftem krzyżyko-

wym. Charakterystyczną ce-chą stroju Góralek śląskich jest brak spódnicy, zamiast której używano dwóch zapa-sek. Tylną stanowił płócien-ny gęsto marszczony fortuch. Przednia, zwana fortuszkiem, początkowo była szyta z płót-na drukowanego ręcznie techniką batikową (tzw. mo-drzyńca), później z  jedwab-nego adamaszku. Prezenta-cję strojów uzupełniają różne jego elementy eksponowane w skrzyniach czy na drążku, a także narzędzia i sprzęty do obróbki lnu i wełny.

Drugim rodzajem ubio-rów noszonych na Śląsku Cieszyńskim są stroje cie-szyńskie, w  okolicach Biel-

ska nazywane śląskimi. Wyróżnia je bogactwo zdob-nictwa widoczne przede wszystkim na żywotkach, czyli aksamitnych gorsetach, zszywanych z  ciemnymi weł-nianymi spódnicami. Żywotki początkowo haftowano nićmi metalowymi złotymi lub srebrnymi, później je-dwabnymi w różnych kolorach. Ozdobą stroju zamoż-niejszych kobiet była misternie wykonana srebrna bi-żuteria – bardzo paradny pas, napierśnik (naszyjnik) zawieszany pomiędzy ramiączkami żywotka oraz przy-szywane do jego brzegów hoczki (zapinki). W latach 30. XX wieku używano także imitacji tej biżuterii, np. pa-sów z kolorowych koralików i cekinów. Różnorodność misternie wykonanej srebrnej biżuterii można obejrzeć dodatkowo w specjalnych, wysuwanych gablotach. Trzy komplety – jeden z Jaworza, dwa z terenu powiatu cie-szyńskiego – świetnie ilustrują zmiany, jakie zachodziły w stroju cieszyńskim w okresie międzywojennym. Po-szczególne elementy ubiorów kobiecych, w tym noszo-nej niegdyś bielizny, wyeksponowano na rozwieszonych sznurach oraz w skrzyni i szafie.

W przeciwległej części dominują ubiory wilamow-skie. Wilamowianie, przekonani o swoim flamandzkim lub anglosaskim pochodzeniu, jeszcze w  połowie XX wieku podkreślali własną odrębność kulturową właśnie strojem. Jego różnorodność i barwność ukazują stroje kobiece. Najładniejszym ubiorem panieńskim była pa-siasta wełniana spódnica z dominującym czerwonym ko-

Mieszczka żywiecka, stroje laskie (z prawej

panna młoda z Kóz) oraz dawna bielizna

Alicja Migdał-Drost

Page 29: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

25R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

lorem, doszyta do kwiecistego oplecka (stanika), nakry-ta białym drukowanym w kwiatowe wzory fartuchem. Ozdobą mężatek było misternie upięte nakrycie głowy – kilka kretonowych czepców, haftowana związka oraz nakrywająca całość płócienna chustka w kwiatowe wzo-ry. Ubiorem zimowym był aksamitny kaftan nazywany jupką, wyróżniający się bogactwem zdobienia. W odróż-nieniu od niego ubiory noszone w Adwencie i Wielkim Poście były nieco skromniejsze. W najpiękniejszy spo-śród prezentowanych strojów ubrana jest matka chrzest-na. Czerwoną sukienną spódnicę zszytą z brokatowym opleckiem nakrywa zielony jedwabny fartuch, zaś głowę – oprócz czepców i związki – biały muślinowy welon. Oj-ciec chrzestny ma na sobie płaszcz z aksamitnym koł-nierzem, tzw. ibercijer, jedyny element stroju obrzędo-wego używany w okresie międzywojennym. Tradycyjny ubiór męski zanikł bowiem w Wilamowicach na przeło-mie XIX i XX wieku. Muzeum w Bielsku-Białej szczyci się najbogatszą i najbardziej różnorodną kolekcją stro-jów wilamowskich w Polsce. Zostały one najliczniej za-prezentowane na wystawie, włącznie z ubiorem codzien-nym, w ciekawy sposób wyeksponowanym w scenerii targowego straganu.

W  odróżnieniu od dotychczas przedstawionych barwnych strojów ludowych ubiory laskie noszone w okolicy Białej wydają się skromne i proste. Wykona-ne są jednak z tkanin wysokiej jakości (wełnianych, je-dwabnych), głównie ciemnych i  jednobarwnych, oraz

zdobione naszywanymi na jakle (kaftany) pasmante-ryjnymi ozdobami. Uroku dodaje im specyficzny krój jakli, dopasowanej w  ra-mionach i rozkloszowanej w partii bioder, kształtują-cy specyficzną formę syl-wetki. Komplety pokaza-ne na wystawie pochodzą z  Pisarzowic oraz z  oko-lic Bestwiny. Na uwagę za-sługuje strój panny młodej z  Kóz, złożony z  czarnej jakli, białego fartucha i białej, szerokiej wstążki zwisa-jącej od wianka na głowie, sięgającej do dolnej krawę-dzi fartucha.

Jeszcze inaczej wyglądają ubiory z południowej czę-ści ziemi pszczyńskiej. Strój mężatki z Łąki, mimo nieco odmiennego kroju i zdobienia jakli oraz nakrycia głowy, przypomina wspomniany wyżej laski. Zupełnie inaczej wygląda natomiast strój pochodzący z Piasku, złożony z białej bawełnianej bluzki, ciemnej sukni i pasiastego, ręcznie haftowanego fartucha. I  tutaj pojedyncze ele-menty pokazano z  wykorzystaniem sprzętów i  mebli.

Ekspozycja uzupeł-niona została fotogra-fiami dokumentują-cymi ubiory noszone w okolicy Bielska i Bia-łej, a  także fragmenta-mi filmów oświatowych o  stroju pszczyńskim, cieszyńskim, Góra-li śląskich oraz wyro-bie koniakowskich ko-ronek.

Realizacja tego typu wystawy to długotrwa-ła, żmudna praca me-rytoryczna wymagająca od autora szczegóło-wych studiów i ogrom-nej wiedzy przedmio-towej. To pomysł, myśl

Stroje wilamowskie, Górali śląskich i chrzestnych z Wilamowic

Page 30: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

26 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

przewodnia, cele, którym ma służyć. To przede wszyst-kim wybór eksponatów, materiałów o charakterze uzu-pełniającym itp. To aranżacja zgodna z celami scenariu-sza, oprawa plastyczna realizowana w najdrobniejszych detalach. To opisy, podpisy, strona informacyjna. To kon-serwacja, renowacja, cerowanie, pranie, krochmalenie, prasowanie etc. Wykonuje ją wiele osób. Efektem koń-cowym jest obraz – prezentacja, której przesłanie odbie-ramy indywidualnie. Tak też jest w przypadku wystawy Od sukna po jedwab, która niesie w sobie wielopoziomo-wy przekaz. Profesjonalnie zrealizowana, jest dokumen-tem historycznym – wyważonym w zakresie treści źró-dłem wiedzy; a ukazując piękno dawnych ubiorów, sama w sobie jest dziełem artystycznym dostarczającym wra-żeń estetycznych.

Zrzeszeni w nim kombatanci cieszyli się przychylno-ścią władz, a co za tym idzie, otrzymywali od niej liczne przywileje, w tym materialne. Efekt tego był taki, że pod koniec istnienia organizacji, ku kpiącej radości współo-bywateli, sporą część jej stanu osobowego stanowili lu-dzie urodzeni już po II wojnie światowej, a więc w cza-sach, gdy wolność i demokracja teoretycznie były naszym dniem powszednim.

Dzisiaj, prawie ćwierć wieku po przełomie, historia zdaje się zataczać koło, a nieustraszeni bojownicy o wol-ność i demokrację mnożą się nam jak urzędy. Pomińmy kliniczne przypadki, gdy jednemu z polityków o zdecy-dowanie dobrym samopoczuciu wręczono legitymację żołnierza Armii Krajowej, choć ten urodził się w czte-ry lata po jej ostatecznym rozwiązaniu. Rzućmy też za-słonę milczenia na pewną autorkę z białym pieskiem, która twierdzi, że fraza oddaję Ci serce, oddaję Ci ciało, Ty czekasz i mówisz, to mało, to mało jest otuloną w po-ezję krytyką totalitaryzmu. Inna rzecz, że w tym kon-tekście wiele innych odautorskich interpretacji, i to nie tylko piosenek, budzi zdziwienie, by nie rzec: zażenowa-nie. Najbardziej śmieszy mnie jednak, gdy słyszę, jak to znani artyści cierpieli za komuny, podczas gdy – poza niewielką grupą wyjątków i w tę, i w tamtą stronę – do-

M a r c i n J a c o b s o n

Bojownicyi kombatanci

Marcin Jacobson – animator kultury,

menedżer (Dżem, Krzak, Akurat, Martyna Jakubowicz

i in.), publicysta muzyczny. Współorganizator m.in.

festiwali w Jarocinie.

?* Elżbieta Teresa Filip jest autorką tekstu do książki Strój wi-lamowski (2009), współautorką albumu Strój Górali żywiec-kich (2009) i folderu Nie szata zdobi człowieka?, towarzyszą-cego wystawie (Muzeum w  Bielsku-Białej, 1994; Muzeum Historii Przemysłu w  Opatówku, 1995). Opracowała także stałą ekspozycję na parterze Domu Tkacza i wystawę etno-graficzną w zamku Sułkowskich, na której prezentowane są m.in. stroje ludowe.

Dom Tkacza, ul. Jana III Sobieskiego 51 w Bielsku-Białej Alicja Migdał-Drost W czasach, gdy słusznie miniona epoka błyszczała pełnym blaskiem,

a o naszym kraju mówiło się jako o krainie lipy kwitnącej, istniała or-ganizacja o nazwie ZBoWiD – Związek Bojowników o Wolność i De-mokrację.

Page 31: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 27I n t e r p r e t a c j e

tykały ich takie same niedogodności, jak te, które były codziennym udziałem całego społeczeństwa. Faktem jest, że gdy analizujemy je w kontekście jednostki, to wy-glądają one przerażająco, gdy jednak uświadomimy so-bie, że dotyczyły 30 milionów obywateli, taka martyro-logia zdecydowanie traci wyrazistość. Nie zamierzam też dyskredytować dokonań bohaterów, którzy rozrzucanie ulotek podnoszą do poziomu czynu wręcz heroicznego, choć pamiętam, że dla ówczesnych nastolatków były to akcje porównywalne do dzisiejszego malowania graffi-ti w miejscach niedozwolonych. I tam, i tu można było dostać pałą i trafić nawet na dołek, przy czym wtedy ów akt oceniany był w kategoriach politycznych, a dzisiaj są to banalne, chuligańskie wybryki.

Obserwując tę hucpę, jaką uprawia coraz liczniej-sza rzesza osób publicznych, odkryłem genialną w swej prostocie manipulację. Polega ona na zastąpieniu słowa podziemie terminem underground. Na pozór wszystko się zgadza, ale... W Polsce termin podziemie w natural-ny sposób kojarzy się z ruchem oporu wobec najeźdź-cy, komunistycznej władzy itp., natomiast underground jest dla nas synonimem twórczości niezależnej, poszu-kującej. W pierwszym przypadku mamy na myśli: kon-spirację, politykę, walkę z wrogiem; w drugim: sprzeciw wobec obowiązujących kanonów w sztuce i obyczajowo-ści. Artyści awangardowi, twórcy wyprzedzający swój czas, zawsze byli undergroundem, choć z rzadka prze-lewali krew za przysłowiową wolność i  demokrację. Zwróćmy uwagę, co się dzieje, gdy zamiast rzeczonego undergroun du wstawimy termin podziemie. W pierw-szej chwili zamiana jest w zasadzie niezauważalna – ot, pochwały godne wyrugowanie angielskiego makaroni-zmu przez jego polski odpowiednik. Z czasem jednak ta niewinna zamiana miejsc zaczyna rzutować na cały kontekst i  postrzeganie rzeczywistości, zwłaszcza gdy umiejętnie podlejemy ją kilkoma ogólnikami. Manipu-lacja polega na tym, że nasza świadomość odnotowuje fakt, iż ów ktoś był w podziemiu. W efekcie nie zastana-wiamy się czy eks-punkowiec, a obecnie ulubieniec ko-mercyjnych mediów, był jedynie nastoletnim buntow-nikiem, czy też ma wszelkie papiery ku temu, by wstąpić do ZBoWiD-u czy innej nie mniej dętej, za to cieszącej się względami obecnej władzy, organizacji.

Aga

ta T

omic

zek-

Woł

onci

ej

Page 32: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

28 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Część I

Hessowie (Heßowie) byli starą ewangelicką rodziną od dawna zasiedziałą na terenie obecnego Bielska-Białej. Dziadek Karla, Georg Hess (ok. 1747–po 1790), był po-strzygaczem sukna i właścicielem domu Biała 202 (póź-niej 211) przy ulicy Sukienniczej (obecnie ul. Szkolna 8). Poprzez ożenek (1772) z Marianną, córką Christiana Fri-scha, bogatego mistrza sukienniczego, kupca i rajcy miej-skiego, wszedł do jednej z najbogatszych miejscowych rodzin. Po śmierci drugiej żony, Heleny Procner, opuścił miasto, być może przenosząc się do Bielska. Jedynym sy-nem Georga był Johann David Hess (1780–1865). Odda-ny na naukę zawodu do wuja, Johanna Frischa, w 1799 r. został mistrzem cechu sukienników w Białej. Był dwu-

krotnie żonaty: najpierw z bielszczanką Heleną Stein-bach, córką sukiennika, a później (1814) z bialanką Su-sanną Willmann (1786–1845), katoliczką, córką szewca, wdową po sukienniku Janie Męcnarowskim. Nie doro-bił się znaczniejszego majątku, a częste zmiany adresu każą przypuszczać, że należał do licznej grupy konser-watywnych mistrzów, z  trudem odnajdujących swoje miejsce w świecie, w którym tradycyjne rękodzieło mu-siało ustępować pola zmechanizowanej produkcji coraz liczniejszych fabryk.

Johann David był ojcem licznego potomstwa, jednak wieku dorosłego dożyła tylko trójka dzieci. Syn z pierw-szego małżeństwa, Johann David (1802–po 1820), prze-

Bialskie fabryki P i o t r K e n i g

Na przełomie XIX i XX wieku do najważniej-szych zakładów włókienniczych monarchii naddu-najskiej należały bialskie fabryki sukna Karla Hessa. Ich właściciel, self made man w pełnym tego sło-wa znaczeniu, który w 1849 roku rozpoczął sa-modzielną działalność od dwóch krosien tkackich, w cztery dekady później zatrudniał setki robot-ników, a wyroby jego firmy poszukiwane były na rynkach całej Europy.

Dawna fabryka Karla Hessa przy

ul. Komorowickiej 36-38 Piotr Kenig

Piotr Kenig – bielszczanin, historyk, zainteresowany

szczególnie dziejami Bielska-Białej w XVIII-XIX

wieku. Kustosz i kierownik Starej Fabryki, oddziału Muzeum Historycznego

w Bielsku-Białej.

Hessów

Page 33: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 29I n t e r p r e t a c j e

padł bez wieści podczas wędrówki czeladniczej. Z dru-giego małżeństwa pozostała Eleonora (1820–1907), żona bialskiego katolika, szewca Piotra Jędryszka, oraz jej młodszy brat Karl, główny bohater niniejszej opowieści.

Karl Friedrich Hess urodził się 10 czerwca 1823 r. w Białej w domu nr 352. Lokalizacja tego nowo wysta-wionego podówczas budynku pozostaje nieznana, zresz-tą rodzice wkrótce przeprowadzili się. Około 1835 r. pod-jął naukę w zawodzie sukiennika u bliżej nieznanego mistrza Sigla, a kilka lat później odbył tradycyjną, wy-maganą przepisami dwuletnią wędrówkę czeladniczą po ośrodkach włókienniczych środkowej Europy. Po powro-cie do Białej podjął zapewne pracę w jednym z warszta-tów sukienniczych, a być może w którejś z pierwszych fabryk sukna. Wkrótce zdał egzamin mistrzowski i przy-jęty został do cechu bialskich sukienników.

Przemysł włókienniczy Bielska-Białej był już w peł-nym rozkwicie, gdy w wyniku rewolucyjnych wydarzeń Wiosny Ludów (1848) monarchia Habsburgów przeszła z feudalizmu w okres rozwiniętego kapitalizmu. Aparat państwowy dostosowano do nowego ustroju społeczne-go, w którym coraz większą rolę odgrywała burżuazja: zamożne mieszczaństwo, przedsiębiorcy i  finansiści, słowem ci, których podatki w głównym stopniu zasila-ły budżet państwa, umożliwiając sprawne funkcjonowa-nie jego struktur. Zrealizowane zostało postulowane od lat hasło „wolnej drogi dla człowieka przedsiębiorczego” (Freie Bahn dem Tüchtigen).

Jednym z  owych „przedsiębiorczych” był 26-letni mistrz sukienniczy Karl Friedrich Hess, który 8 sierp-nia 1849 r. uruchomił w Białej w wynajmowanym po-mieszczeniu tkalnię z dwoma krosnami, na których za-czął pracować wraz z ojcem. Według kroniki rodzinnej decyzję o usamodzielnieniu się podjął, gdy zebrał pie-niądze wystarczające na zakup worka wełny niezbędnej do rozpoczęcia produkcji.

W niespełna rok później (maj 1850) poślubił w bial-skim kościele Opatrzności Bożej Marię Johannę (1830–1913), katoliczkę, córkę sukiennika Antoniego Bu-kowskiego, która obdarzyła go licznym potomstwem. Początkowo mieszkali w budynku nr 314 przy ul. św. Jana (obecnie S. Sempołowskiej 16), a w 1858 r. przenieśli się do nieistniejącego już domu nr 237 przy obecnej ul. Le-gionów 26 (BEFA). Wreszcie około 1864 r. Hess nabył na własność obszerny piętrowy budynek Biała 215 przy Ku-dlagasse (ul. I. Paderewskiego 7). Tutaj w 1865 r. zmarł jego ojciec, Johann David.

Karl Friedrich, doskonały fachowiec, był człowie-kiem z  natury ostrożnym, przedsiębiorstwo rozbudo-wywał stopniowo, nie wdając się w ryzykowne przedsię-wzięcia. Inwestował wyłącznie wtedy, kiedy dysponował gotówką po okresie zwiększonego popytu. Stopniowo powiększał liczbę zatrudnionego personelu. W 1859 r. uruchomił własną przędzalnię zgrzebną, a w 1867 jako jeden z  pierwszych przedsiębiorców ośrodka bielsko--bialskiego zastosował krosna mechaniczne. W 1873 r. powiększył zakład o oddział wykończalni. Renoma fir-my umacniała się, a jej wyroby znajdowały coraz wię-cej odbiorców. Podczas gdy wielu wytwórców gładkich tkanin zgrzebnych zwiększało ilość różnego rodzaju do-mieszek do przędzy, on pozostawał wierny tradycji i na-dal używał do produkcji wyłącznie czystej wełny owczej, uzyskując wyroby o niespotykanej delikatności.

Sprzeczne informacje źródłowe nie pozwalają jed-noznacznie określić, gdzie prowadzona była działalność w  pierwszym ćwierćwieczu istnienia firmy. Zapewne korzystano zarówno z pomieszczeń we wspomnianych domach mieszkalnych oraz ich oficynach, jak i wynaj-mowanych. W szczególności możliwe wydają się jakieś inwestycje budowlane (niewielka tkalnia?), poczynione przez Hessa na posesji nr 215.

Brak odpowiadających potrzebom pomieszczeń hamował rozwój przedsiębiorstwa. Już w  1872 r. Karl Friedrich zamierzał wystawić obszerny, trzypiętrowy budynek fabryczny z  poddaszem użytkowym na po-bliskiej parceli Biała 220, na rogu Lenkergasse (Legio-nów) i Kreuzgasse (J. Piłsudskiego). Odpowiednie plany

Niezrealizowany projekt fabryki sukna Karla Hessa przy Kreuzgasse, 1872

Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Bielsku-Białej

Budynek fabryki Hessa przy ul. J. Piłsudskiego 27, na pierwszym planie fabryka Sennewaldtów, 1905

Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Bielsku-Białej

Page 34: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

30 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

opracował architekt i  mistrz budowlany Emanuel Rost, do ich realizacji jednak nie do-szło (ostatecznie w  la-tach 90. XIX w. stanę-ła tu kamienica lekarza miejsk iego Macieja Kwiecińskiego, obecnie ul. Legionów 13). Świa-towy kryzys gospodar-czy rozpoczęty w 1873 r. spowodował, że zamysł posiadania własnej fa-bryki zrealizowany zo-

stał w inny sposób. Wielu miejscowych przedsiębiorców w okresie niebywałej prosperity zbyt odważnie angażują-cych swoje kapitały w nowe inwestycje popadło w kłopo-ty finansowe, w wyniku czego ich fabryki zostały wysta-wione na licytację i sprzedane. Między innymi w 1875 r. taki los stał się udziałem zakładu apretury Karla Ge-yera w  Białej 169 (róg obecnych ulic Komorowickiej i J. Piłsudskiego). Na zakup tego właśnie przedsiębior-stwa zdecydował się Hess, jednocześnie sprzedając swoją posesję nr 215 braciom Albertowi i Erichowi Sennewald-tom, którzy wkrótce uruchomili tam „pierwszą austriac-ką fabrykę szczotek i pędzli”.

Nabyty zakład powstał po 1843 r. Jego założycielem był bialski postrzygacz sukna Simon Duczek (Dyczek, Dudzik). Gdy w 1869 r. sprzedawał go Geyerowi, wartość nieruchomości znacznie wzrosła, co wskazuje na istnie-nie w tym miejscu dość znaczącej fabryki. Geyer dodat-kowo ją rozbudował. Formalne przejęcie posesji nastąpi-ło w 1876 r., równocześnie Hess zakupił od Franciszka Raczyńskiego rozległy ogród z niewielkim domem mieszkal-nym nr 168, sąsiadujący od północy.

Zakup własnej fabryki umożliwił poważne zwiększenie produkcji. Ma-szyny i urządzenia przeniesiono do no-wych pomieszczeń, jednocześnie ich liczba znacznie wzrosła, a starsze typy częściowo zastąpiono nowocześniej-szymi. Wprowadzono instalację zasila-jącą zakład w energię, zwiększono licz-bę zatrudnionych robotników.

Wkrótce i  te pomieszczenia prze-stały wystarczać. Zbyt wzrósł do tego

stopnia, że Karl Friedrich nie mógł już sprostać zamó-wieniom i w 1877 r. zdecydował się nabyć kolejne obiek-ty przemysłowe. Wiosną kupił na licytacji dawną fabry-kę spółki Schulz & Zipser na Przedmieściu Biała nr 14 (ul. Komorowicka 53), a jesienią położony w jej pobliżu folusz cechowy bialskich sukienników na Przedmieściu Biała nr 12 (ul. Komorowicka 47). Wreszcie w sierpniu 1881 r. dokupił od rodziny Schulzów posesję z budyn-kami gospodarczymi i kilkoma parcelami gruntowymi na Przedmieściu Biała nr 15, sąsiadującą ze wspomnia-ną fabryką od północy*.

W  1880 r., idąc za modą i  odpowiadając na coraz większy popyt, podjęto produkcję gładkich tkanin cze-sankowych. Przy tej sposobności w obu zakładach wzro-sła liczba nowych budynków, a park maszynowy wzboga-cony został o nowe typy urządzeń. W tym czasie w firmie pracowali już synowie założyciela: Karl Wilhelm (1853–1937), wspólnik ojca już w latach 70. (odszedł z przed-siębiorstwa z niewiadomych przyczyn w 1890 r.), oraz Gustav Robert (1859–1916), który przystąpił do spół-ki w 1883 r.

W 1887 r. miała miejsce kolejna inwestycja, tym ra-zem o charakterze prestiżowym: obok głównej fabryki stanął okazały piętrowy dom mieszkalny. Plany budyn-ku Biała 168 (ul. Komorowicka 38) opracował zięć Hes-sa, budowniczy Gustav Bleichert.

Karl Friedrich Hess zmarł w Białej 2 czerwca 1891 r. W ciągu ponad czterdziestu lat udało mu się umieścić swoją firmę wśród najważniejszych w monarchii nad-dunajskiej. Cieszył się pełnym zaufaniem i poważaniem współobywateli, był długoletnim członkiem rady miej-skiej, zasiadał w radzie parafii ewangelickiej, gdzie do dzisiaj oglądać można jego portret. Zasłużonego prze-

Pieczątka firmowa na dokumencie, 1892

Ze zbiorów Archiwum Państwowego

w Bielsku-Białej

Dom Karla Hessa przy ul. I. Paderewskiego 7

(elewacja przebudowana pod koniec XIX w.)

Piotr Kenig

Fabryka sukna przy ul. Komorowickiej 53.

Litografia Carla Bollmanna, ok. 1870

Ze zbiorów Muzeum Historycznego

w Bielsku-Białej

Page 35: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 31I n t e r p r e t a c j e

mysłowca pochowano na bialskim cmentarzu ewange-lickim, w kwaterze przy murze północnym (grób nr 30).

Pod kierownictwem nowego szefa, Gustava Hessa, na wysoki poziom podniesiony został wyrób gładkich tka-nin czesankowych. Męskie materiały ubraniowe, będące specjalnością firmy, a także pozostałe wyroby sprzeda-wano w dużych ilościach poza granicami Austro-Wę-gier, zwłaszcza w Londynie, Huddersfield, Paryżu, El-beuf, Brukseli, Warszawie, Moskwie i Petersburgu.

Kontynuowano inwestycje budowlane: m.in. w 1892 r. według planów Emanuela Rosta jednopiętrowy budynek fabryczny przy ul. Komorowickiej 36 podwyż-szono o kolejne piętro, od strony dziedzińca dostawiono nową klatkę schodową, a w zakładzie przy ul. Komoro-wickiej 53 uruchomiono nową maszynownię. W tym-że roku za zgodą namiestnictwa we Lwowie firmie Carl Hess, c.k. Uprzywilejowane Fabryki Towarów Wełnia-nych w Białej (Carl Hess, k.k. privilegierte Schafwoll-warenfabriken in Biala) udzielono zaszczytnego pra-wa „używania cesarskiego orła na szyldzie i pieczęci”.

W 1898 r. do spółki przystąpił jako wspólnik naj-młodszy z synów Karla Friedricha, Rudolf Moritz (1874–1924). W tym samym roku artykuł poświęcony firmie opublikowano w  monumentalnym dziele Grossindu-strie Österreichs (Wielki przemysł Austrii), wydanym z  okazji jubileuszu 50-lecia rządów cesarza Francisz-ka Józefa I. Pisano m.in.: Obecnie fabryki zatrudniają ponad 450 robotników. Pracuje w nich 150 mechanicz-

nych krosien tkackich najnowocześniejszy konstrukcji. Energii potrzebnej do napędu dostarczają 3 wielkie ma-szyny parowe. W 2 potężnych kotłach wytwarzana jest niezbędna para; prócz tego w rezerwie stoją jeszcze 2 ko-tły dodatkowe. We wszystkich pomieszczeniach fabrycz-nych powszechnie wprowadzone jest ogrzewanie paro-we, są one rzęsiście oświetlone po części elektrycznością, a po części gazem. W wysokich, jasnych i przestronnych przestrzeniach zakładów zainstalowane są w jak najlep-szy sposób aparaty do wentylacji, zostały też w ogólności jak najszerzej uwzględnione wszelkie zasady racjonal-nej higieny fabrycznej. Oprócz zapewnionej przez pań-stwo opieki w kwestii ubezpieczeń od wypadków i cho-rób, dążeniem tak założyciela, jak i obecnego szefa było, aby robotników zabezpieczyć przeciwko zmiennym przy-padkom wieku podeszłego etc. poprzez szczodre fundacje. Dla dalej mieszkających robotników urządzone są specjal-ne miejsca do spania, które od-powiadają wszelkim wymogom zdrowotnym. Stosunki pomiędzy robotnikami i pracodawcą są po-kojowe i aż do teraz nie zosta-ły zakłócone. Znaczna jest licz-ba robotników, którzy od wielu już lat zatrudnieni są w tym za-kładzie.

?* Warto wspomnieć, że opisa-ne budowle należały do naj-starszych obiektów przemy-słowych Białej: folusz nr 12 powstał w 1798 r. w wyniku przebudowy młyna zbożowe-go Jerzego Mortka, fabryka nr 14 była do 1834 r. młynem zbożowym Jana Łukowicza, a budynek nr 15, wzniesiony po 1820 r. na miejscu obiektu z XVII w., do 1845 r. był ko-lejnym foluszem cechu su-kienników.

Karl Friedrich Hess Ze zbiorów Parafii

Ewangelicko-Augsburskiej w Białej

Z lewej nagrobek Johanna Davida Hessa (zwraca uwagę błędna data urodzenia); poniżej grobowiec rodziny Hessów na cmentarzu ewangelickim w Białej

Piotr Kenig

Page 36: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e32

ROZMAITOŚCI

Od nowego sezonu dyrektorem Teatru Polskiego w Bielsku-Białej jest Witold Mazurkiewicz.

W konkursie na to stanowisko startowało 31 kan-dydatów. Nowy dyrektor pochodzi z Bielska-Białej (rocznik 1960). Jest absolwentem białostockiego wydziału aktorskiego warszawskiej PWST oraz re-żyserii teatru lalek w praskiej DAMU. Był adeptem w Banialuce (1978–1979), potem m.in. aktorem Teatru im. H.Ch. Andersena w Lublinie, od 2011 roku kierownikiem artystycznym w teatrze Rampa w Warszawie. Reżyserował w Banialuce (m.in. Cali-neczkę, ten spektakl otrzymał Złotą Maskę w 2012 roku). W Teatrze Polskim wyreżyserował Pocztówki z Europy i zagrał w Amadeusie. Wielokrotnie nagra-dzany jako aktor i reżyser, m.in. za spektakle Fer-dydurke i Do piachu (Provisorium/Kompania Teatr).

Małgorzata Rozenau, rocznik 1971, bielszczan-ka, malarka i projektantka, pokazała swoją

twórczość na indywidualnej wystawie malarstwa pt. Wystawa zbiorowa w Galerii Bielskiej BWA (7.09–6.10). Złożyły się na nią obrazy o różnej te-matyce i różnym charakterze, wykonane w ostatnim czasie. Małgorzata Rozenau jest absolwentką Aka-demii Sztuk Pięknych w Katowicach (dyplom 1996, z grafiki warsztatowej w pracowni prof. Stanisława Kluski oraz z malarstwa pod kierunkiem prof. Jacka Rykały). Pracuje w Katedrze Malarstwa na macie-rzystej uczelni. Swoje prace prezentowała już na kilku wystawach indywidualnych (m.in. The end is a new beginning w Taller Experimental de Gráfica w Hawanie na Kubie, 2012), uczestniczyła w wielu wystawach i projektach zbiorowych, współtworzyła grupy artystyczne.

Jakub Ciężki, laureat Grand Prix 40. „Bielskiej Jesieni” (2011), pokazał swoje malarstwo na wy-

stawie blackout w Galerii Bielskiej BWA (7.09–6.10). Była to tradycyjna wystawa indywidualna, do której organizator biennale zaprasza zwycięzcę konkur-su. Pokazane prace artysta zrealizował w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Naro-dowego „Młoda Polska” (2013). – Sztuka Jakuba Ciężkiego jest niezwykle powściągliwa, poddana rygorowi konstrukcji i kompozycji, a równocze-śnie bardzo atrakcyjna wizualnie. Budzą podziw konsekwentne operowanie formą geometryczną i jednocześnie wielkie możliwości mimetyczne –

podkreśla Agata Smalcerz, dyrektor Galerii Bielskiej BWA. Jakub Ciężki, rocznik 1979, jest absolwentem Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie (2003). Pracuje na macierzystej uczelni.

Na kolejną odsłonę Festiwalu Literatury Słowac-kiej zaprosiła Książnica Beskidzka (24–25.09).

Złożyły się na nią: koncert muzyki słowackiej Ada-ma Stráňavskiego, wykład Jána Kudlički, spotkanie autorskie z poetami Jurajem Kuniakiem i Rudolfem Jurolkiem. W programie znalazł się też finisaż wystawy Partytury pejzażu. Piety Jána Kudlički, malarza, grafika i pedagoga. Festiwal organizowany był w ramach programu „Literackie pogranicze” dofinansowanego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Od 10 do 13 października trwał 9. Międzyna-rodowy Festiwal Chórów „Gaude Cantem”

(organizator: Polski Związek Chórów i Orkiestr Oddział w Bielsku-Białej, wspomagany przez bielski Regionalny Ośrodek Kultury). Pierwsze dwa dni poświęcono na warsztaty, w których uczestni-czyły cztery chóry (z Katowic, Trzebini, Szczecina, Mazańcowic) oraz słuchacze Podyplomowych

Studiów Chórmistrzowskich w Akademii Muzycz-nej w Bydgoszczy. Zajęcia prowadzili prof. Elżbieta Wtorkowska z bydgoskiej AM i prof. Benedykt Błoński z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Uczestnicy wystąpili podczas koncer-tu inaugurującego festiwal w kościele pw. Jezusa Chrystusa Odkupiciela Człowieka w Bielsku-Białej. W konkursie (12.10) wzięło udział czternaście chórów, w tym dwa zagraniczne (estoński i cze-ski). Oceniało je jury pod kierunkiem prof. Józefa Świdra. Grand Prix zdobył Zespół Wokalny Rondo z Wrocławia (dyr. Małgorzata Podzielny), a Złote Dyplomy: Bielski Chór Kameralny (dyr. Beata Borow-ska), Chór Żeński Schola Cantorum Bialostociensis (dyr. Anna Olszewska), estoński Segakoor Noorus (dyr. Maarji Holstein) i Chór Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach (dyr. Alek-sandra Paszek-Trefon). Ostatni wieczór wypełniły niekonkursowe koncerty w Bielsku-Białej, Bystrej Krakowskiej, Jaworzu, Godziszce, Kozach i Jasienicy, w których dodatkowo wystąpiło osiem zespołów z województw śląskiego i małopolskiego oraz sło-wacki chór Tristianus z Trsteny.

Z wystawy malarstwa Jakuba Ciężkiego w Galerii Bielskiej BWA Krzysztof Morcinek

Page 37: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 33I n t e r p r e t a c j e

ROZMAITOŚCI

Wśród imprez, które zaproponował bielszcza-nom Klub Inteligencji Katolickiej w ramach

29. Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej (13–19.10), znalazły się liczne koncerty, wystawy, spektakle, spotkania... M.in. na małej scenie Teatru Polskiego wystąpiła Grupa Teatralna Memento z parafii św. Jana Chrzciciela w Komorowicach ze spektaklem wg tekstu Karola Wojtyły Przed sklepem jubilera. W Książnicy Beskidzkiej ks. dr Marek Studenski prowadził rozważania na kanwie encykliki Lumen Fidei papieża Franciszka, a w Akademii Techniczno--Humanistycznej prof. Anna Węgrzyniak mówiła o Milczeniu Anny Kamieńskiej. Ośrodek Wydawni-czy Augustana był miejscem wieczoru autorskiego Lidii Czyż, autorki książki Mocniejsza niż śmierć. Marta Gzowska-Sawicka i Rafał Sawicki (aktorzy) oraz Zbigniew Wałach, Wojciech Golec i Marcin Żupański (muzycy) zaprezentowali program Święta miłości kochanej ojczyzny – święci bohaterowie Powstania Styczniowego (kościół Trójcy Przenaj-świętszej). W Miejskim Domu Kultury Włókniarzy odbył się koncert laureatów konkursu recytator-skiego „Chrześcijańskie korzenie literatury polskiej”. A w kościele Opatrzności Bożej koncertował zespół Dzień Dobry. Imprezy TKCh odbywały się też w Ko-zach i Czechowicach-Dziedzicach.

Muzeum w Bielsku-Białej w swoich galeriach – im. Księcia A.J. Sułkowskiego i Strzelnica –

przygotowało pierwszą retrospektywną wystawę malarstwa oraz projektów kostiumów scenicznych Romy Ligockiej (25.10–31.12). Na ekspozycję Roma Ligocka – malarstwo złożyło się 76 prac malarskich artystki, począwszy od czasów studenckich w kra-kowskiej Akademii Sztuk Pięknych, aż po współcze-sność. Jako aneks potraktowano prezentację do-robku kostiumologicznego malarki (31 prac), m.in. do filmu Sławomira Mrożka Powrót, sztuki Petera Turriniego Zero, zero, dramatu Maksyma Gorkiego Na dnie oraz opery Dymitra Szostakowicza Kata-rzyna Izmajłowa. Muzeum wydało także pierwszy w karierze artystki album jej malarstwa, w którym zamieszczono reprodukcje 63 dzieł, podzielone na prace wczesne, sceny z życia, kobiety i anioły oraz świadectwa. W formie aneksu dołączono 28 projektów kostiumów.

W Bielsku-Białej uroczyście obchodzono 80. urodziny Stanisława Janickiego, legendar-

nego autora telewizyjnego cyklu „W starym kinie” (najdłużej nadawany program filmowy w historii polskiej telewizji, od 1967 do 1999 roku). Ten znany i bardzo lubiany historyk filmu, krytyk, dziennikarz, pisarz i scenarzysta urodził się 11 listopada 1933 roku w Czechowicach-Dziedzicach. I tak, 23.10 w auli I LO im. M. Kopernika odbył się jego wykład dla słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku ATH pt. Moje filmy o naszym mieście – Bielsko-Biała, dwa miasta w jednym. Z kolei 25.10 w Bielskim Centrum Kultury Balet Dworski Cracovia Danza wykonał spektakl taneczno-muzyczny W starym kinie dedy-kowany jubilatowi. Odbyło się również spotkanie na zamku Sułkowskich, gdzie prowadzi cykl „Stare kino w starym zamku”. Urodziny Stanisława Janickiego, mieszkającego od lat w Bielsku-Białej, świętowano też w Katowicach.

18 Festiwal Kompozytorów Polskich w Bielsku--Białej (18–20.10) stał się okazją do święto-

wania jubileuszy urodzin: 100. Witolda Lutosław-skiego, 80. Henryka Mikołaja Góreckiego (patrona festiwalu) i również 80. Krzysztofa Pendereckiego. W koncercie na finał festiwalu Krzysztof Penderecki dyrygował Narodową Orkiestrą Symfoniczną Pol-skiego Radia w Katowicach, która wraz z Chórem

Filharmonii Krakowskiej i solistami: Iwoną Hossą, Agnieszką Rehlis, Rafałem Bartmińskim i Thomasem Bauerem wykonała jego Missa Brevis, Agnus Dei na smyczki, Chaconne in memoria Jan Paweł II (frag-ment Polskiego Requiem Te Deum). W koncertach poświęconych pamięci dwóch pozostałych kom-pozytorów, nieżyjących już, zabrzmiały ich utwory wykonane przez Orkiestrę Filharmonii Śląskiej pod dyrekcją Mirosława Jacka Błaszczyka i Śląską Młodzieżową Orkiestrę Symfoniczną pod dyrekcją Wojciecha Michniewskiego oraz solistów.

22 października w Bibliotece Śląskiej wręczone zostały Nagrody im. Karola Miarki. Przyzna-

wane są od trzydziestu lat „za wybitny dorobek, wzbogacający wartości kultury regionu i kraju”, obecnie przez gremia dwóch województw: śląskie-go i opolskiego. Wśród tegorocznych laureatów znalazł się prof. Andrzej Linert, literaturoznawca, bibliotekoznawca, historyk teatru. Z urodzenia bielszczanin, ukończył LO im. A. Asnyka w Bielsku--Białej, potem polonistykę w Wyższej Szkole Peda-gogicznej w Katowicach. W latach 1974–1981 był kierownikiem literackim Banialuki, później teatrów katowickich. Obecnie jest kierownikiem Zakładu Książki i Jej Funkcji w Komunikowaniu Społecznym

Andrzej Linert Grzegorz Bury

Okładka albumu (oprac. graf. Alicja Migdał-Drost)

malarstwo

Roma Ligocka

Page 38: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

34 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

ROZMAITOŚCI

w Instytucie Informacji Naukowej i Bibliotekoznaw-stwa UJ. Bada dzieje książki i życia teatralnego Gór-nego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Jest autorem dziewięciu książek. Spośród nich Teatr i politykę (wyd. 1987) wyróżniono nagrodą miesięcznika „Scena”, a Teatr Polski w Bielsku-Białej 1945–2000 w 2002 roku nagrodą indywidualną Ministra Edu-kacji Narodowej i Sportu. Poza wspomnianą mono-grafią, bielsko-bialskiej tematyki teatralnej dotyczą także publikacje: Rudof Luszczak 1902–1992 oraz Teatr w kręgu „Ha-Szacharu”. Z kroniki żydowskich występów teatralnych w Bielsku i Białej w latach międzywojennych. W laudacji Leszek Miłoszewski powiedział m.in.: (...) teatr spełnia nie tylko ważną funkcję estetyczną. Jest często niezastąpionym narzędziem edukacji, uczestniczy w ważnych wyda-rzeniach społecznych, obyczajowych, politycznych. Ma tylko jedną niesłychanie piękną, ale trudną ce-chę: jest sztuką ulotną (...). Śląskie i bielskie teatry

mają na szczęście profesora Andrzeja Linerta, który ich działalność dokumentuje, opisuje, analizuje, przenosi do historii, chroniąc w ten sposób przed zapomnieniem.

Na styku realności i symulacji – to tytuł wysta-wy grafiki Jarosława Skutnika, związanego

z Instytutem Sztuki na cieszyńskim Wydziale Arty-stycznym Uniwersytetu Śląskiego. Wystawa odbyła się w Zamku Cieszyn (23.10–4.11). Artysta pokazał wybór prac z cyklu klony. Matrycą ich są naturalne rośliny – sfotografowane i powielane tworzą barw-ne kompozycje, pejzaże. Jarosław Skutnik (rocznik 1963) jest absolwentem cieszyńskiej uczelni (gdzie od 1994 roku prowadzi pracownię grafiki) oraz Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Był stypendystą Ministra Kultury i Sztuki. W swojej twórczości wykorzystuje grafikę warsztatową, grafikę komputerową, rysunek i instalację. Autor wystaw indywidualnych oraz uczestnik zbiorowych, m.in. w Poznaniu, Warszawie, Katowicach, Słubi-cach, Bielsku-Białej, Orońsku, Cieszynie, Londynie, Ostrawie, Žamberku, Oldenburgu, Wiedniu.

Riccardo Veno, włoski multiinstrumentalista, kompozytor, tancerz, reżyser, wystąpił w biel-

skim klubie Klimat 28 października. Jego koncert nosił tytuł Il silenzio di Orfeo (Cisza Orfeusza). To również tytuł albumu, którego ścieżka dźwiękowa wykorzystywana była w filmach czy przedstawie-niach tanecznych. Riccardo Veno połączył w nim tradycję z nowoczesnością, muzykę minimalistycz-ną, elektroniczną i etniczną. Gra na wielu instru-mentach, m.in. saksofonie, flecie, flecie etnicznym, perkusji, szałamai, drumli. Wykorzystuje również własny głos. Jego koncerty to spektakle multiin-strumentalne, w których sam tworzy niewidzialną orkiestrę dźwięków, splatając różne gatunki muzyki. Pochodzi z Neapolu, tam zdobył wykształcenie mu-zyczne. Na scenie występuje od ponad dwudziestu lat jako solista, w duecie, tercecie, kwartecie. Wiele koncertuje, uczestniczy w przeglądach i festiwalach muzycznych we Włoszech i za granicą. Występował także jako aktor. Na koncert włoskiego artysty za-prosiło bielszczan Centro Italiano di Cultura.

W Towarzystwie Miłośników Ziemi Żywieckiej odbyła się druga odsłona cyklu „Kontynuacje”

(29.10–15.11). Swoją twórczość zaprezentowali członkowie artystycznej rodziny Mrowców. Stani-sława Kowalska-Mrowiec (rocznik 1931) ukończyła ASP w Krakowie. Pracowała jako nauczycielka w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Biel-sku-Białej, była też instruktorką plastyki w żywiec-kich placówkach kulturalnych. Uprawia głównie malarstwo pejzażowe, rysuje. Stanisław Mrowiec (rocznik 1936) ukończył ASP w Krakowie. Przez wiele lat, podobnie jak żona, pracował w bielskim PLSP. Do lat 70. ub. stulecia uprawiał abstrakcję, potem zaczęło dominować malarstwo realistyczne, a jednym z jego ulubionych tematów jest kobiece ciało. Brał udział w wystawach środowiskowych, okręgowych, ogólnopolskich. Uczestniczył w ko-lejnych edycjach „Bielskiej Jesieni”, zdobywając medale i wyróżnienia (m.in. Brązowy Medal w 1977 roku). Wystawiał także w Belgii i Słowenii. Ich córka,

Riccardo Veno w bielskim Klimacie Archiwum CIdC Stanisław Mrowiec Aleksander Dyl

Page 39: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

R e l a c j e 35I n t e r p r e t a c j e

ROZMAITOŚCI

Katarzyna, jest absolwentką konserwacji sztuki na UMK w Toruniu. Pracuje w Polsce i w Niemczech, konserwuje rzeźby, polichromie, sgraffita, wystrój ruchomy kościołów, pałaców, ratuszów (m.in. w Kłodzku, Otmuchowie, Będzinie, Cieszynie i Żywcu).

Od 7 do 9 listopada w Bielsku-Białej hucznie świę towano 50. urodziny... Bolka i Lolka.

Jesienią 1963 roku zrealizowano pierwszy odcinek najsłynniejszej polskiej kreskówki o przygodach Bolka i Lolka. Mali bohaterowie podbili serca milio-nów Polaków, filmy pokazywane były w 80 krajach na całym świecie! Szacuje się, że przygody Bolka i Lolka obejrzało blisko miliard ludzi! – czytamy na stronie Studia Filmów Rysunkowych. Najpierw uli-cami miasta przeszedł barwny korowód mniejszych i większych miłośników serialowych bohaterów, a pod ich pomnikiem przy Sferze uroczyście otwarto jubileuszowe obchody. Były liczne projekcje filmów, warsztaty animacji, widowisko muzyczne, a także koncert symfoniczny z najpopularniejszymi piosen-kami i melodiami z wybranych odcinków serialu. I wiele innych jeszcze wydarzeń. Aż łza się w oku kręciła... Jedno jest pewne: tak samo jak kiedyś i dziś bielskie urwisy podbijają serca dzieciaków (i nie tylko).

(oprac. ms)Franciszek Dzida na planie filmu Wędrowiec

Grzegorz Kuboszek

Franciszek Dzida (1946–2013). Legenda ama-torskiego ruchu filmowego. Cóż jeszcze można

o nim napisać, kiedy już wszystko zostało tyle razy powiedziane. Przypominać jak zaczynał? Że filmy, nagrody, że AKF Klaps, Kieślowski i jego Amator, że festiwal „Fabuła”, że fotografia i próby malarskie... Może zatem napiszę o czymś innym. O tym, że był człowiekiem ciepłym, przychylnym i życzliwym ludziom. Lubił i umiał, a przede wszystkim chciał okazywać sympatię innym, wspierać ich w podej-mowaniu nowych wyzwań, w poszukiwaniu wła-ściwej drogi, w uwierzeniu w siebie oraz w prawo do własnych wizji, pragnień i ich realizacji, a nawet pomyłek. Że chciał przed wszystkimi otwierać świat, całym życiem mówił, że trzeba sięgać po swoje marzenia. Odszedł od nas 10 października. Po ciężkiej chorobie, którą podarował mu los za-miast wymarzonych, twórczych lat na emeryturze, lat dalszego podążania za marzeniami. Może teraz ma taki plan, jakiego zawsze pragnął, takich akto-rów, jakich sobie wyśnił, operatorów i wszelkich specjalistów z najwyższej półki, najhojniejszych sponsorów – i kręci kolejny film? Zaś kinowa sala czeka już przygotowana na przyjęcie widzów...A zatem, do zobaczenia na kolejnej premierze, Franku! M.S.

29 maja zmarł Józef Świerk (1935–2013), artysta plastyk. Uprawiał głównie malar-

stwo sztalugowe i grafikę wydawniczą. Urodził się i mieszkał w Bielsku-Białej. Ukończył LO im. M. Kopernika, a także Pań stwowe Ognisko Kul-tury Plastycznej. Pracował w różnych zawodach, uzupełniając swoje artystyczne wykształcenie (w 1984 roku otrzymał uprawnienia MKiS jako malarz, w 1985 jako grafik), doskonaląc warsztat i poszukując wciąż nowych form wyrazu. W 1968 roku zakładał grupę plastyków nieprofesjonalnych Ondraszek, był jej pierwszym prezesem. Ceniony w środowisku, uczestniczył w licznych konkursach, gdzie go wielokrotnie nagradzano i wyróżniano, oraz w wystawach (ostatnia duża prezentacja miała miejsce w bielskim BWA w 1985 roku). Był związany ze Sztuką Polską oraz grupą literacką Nadskawie w Wadowicach. Publikował swoje grafiki w licznych czasopismach, m.in. „Podbeskidziu” i „Przekroju”, ilustrował też tomiki podbeskidzkich poetów. Jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych m.in. w Bielsku-Białej i Żywcu.

W korowodzie miłośników Bolka i Lolka Archiwum Studia Filmów Rysunkowych

Page 40: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

36 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

REKOMENDACJE

Więcej informacji o imprezach w województwie śląskim na stronie: silesiakultura.pl

B I E L S K O - B I A Ł A„4” – wystawa ceramiki artystycznej: Moniki Dąbrowskiej-Picewicz, Jolanty Hermy-Pasińskiej, Remigiusza Gryta, Adama Soboty14 listopada – 31 grudnia, Stara FabrykaInformacje: Stara Fabryka, oddział Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, pl. Żwirki i Wigury 8, tel. 33-812-23-67, www.muzeum.bielsko.pl, [email protected]

Koncert jubileuszowy Chóru Akademii Technicz-no-Humanistycznej13 grudnia, sala koncertowa ATHInformacje: Akademia Techniczno-Humanistycz-na, ul. Willowa 2, www.chor.ath.bielsko.pl

Mistrzowie warsztatu. Polski rysunek współczesny 8 stycznia – 2 lutego, Galeria Bielska BWATamara Berdowska – Malarstwo i obiekty6 lutego – 2 marca, Galeria Bielska BWAFotografia dzikiej przyrody 2013/ Wildlife Photographer of the Year 2013 6 lutego – 2 marca, Galeria Bielska BWAInformacje: Galeria Bielska BWA, ul. 3 Maja 11, tel. 33-812-58-61, [email protected], www.galeriabielska.pl

Koncert galowy wręczenia Ikarów – Nagród Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki11 stycznia, Dom MuzykiInformacje: Bielskie Centrum Kultury, ul. J. Słowackiego 27, tel. 33-828-16-40,www.bck.bielsko.pl, [email protected]

15. Międzynarodowy Konkurs na Napisanie Książki z cyklu „Tworzymy własne wydawnictwo” pn. Kto może, niech pomoże. Przyjaciół poznaje się w biedziestyczeń–maj, Książnica BeskidzkaInformacje: Książnica Beskidzka, ul. J. Słowackiego 17a, tel. 33-822-82-22, www.ksiaznica.bielsko.pl, [email protected]

Lotos Jazz Festival – 16. Bielska Zadymka Jazzowa18–23 lutegoInformacje: Stowarzyszenie Sztuka Teatr, ul. Mostowa 5/316, tel. 604-323-159, www.zadymka.pl, [email protected]

B R Z U Ś N I KGminny i Międzyszkolny Przegląd Kolęd i Pastorałek oraz Małych Form Kolędniczych „Gwiazda Betlejemska”16 stycznia, budynek kulturalno-oświatowyInformacje: Gminne Centrum Kultury, Promocji, Turystyki Radziechowy-Wieprz, tel. 33-867-41-27, [email protected]

C I E S Z Y NHoczki, żywotki, kabotki… i inne wątki strojem pisane – wystawa20 września – 8 grudnia, Oranżeria Zamku CieszynInformacje: Zamek Cieszyn, ul. Zamkowa 3, tel. 33-851-08-21, www.zamekcieszyn.pl, [email protected]

C Z E C H O W I C E - D Z I E D Z I C E12. Festiwal Dobrych Filmówstyczeń, Miejski Dom KulturyKarnawałowy Ogródek Teatralnyluty, Miejski Dom KulturyInformacje: Miejski Dom Kultury, ul. Niepodległości 42, tel. 32-215-31-59, www.mdk.czechowice-dziedzice.pl, [email protected]

M A Z A Ń C O W I C E4. Diecezjalny Przegląd Chórów, Scholi i Zespołów „Pójdźmy wszyscy do stajenki” 5 stycznia, kościół pw. św. Marii MagdalenyInformacje: Gminny Ośrodek Kultury w Jasienicy Filia w Mazańcowicach, tel. 33-817-13-62, www.gok.mazancowice.net, [email protected]

P S Z C Z Y N A4. Pszczyńskie Spotkania Chóralnestyczeń, Pszczyńskie Centrum KulturyInformacje: Pszczyńskie Centrum Kultury, ul. Piastowska 1, tel. 32-210-45-51, www.pckul.pl, [email protected]

S O P O T N I A M A Ł AKolędowanie w Sopotni Małej11 stycznia, plener oraz Dom StrażakaInformacje: Gminny Ośrodek Kultury w Jeleśni, ul. Plebańska 1, tel. 33-863-66-68, www.jelesnia.pl, [email protected]

Ż Y W I E C , M I L Ó W K A45. Przegląd Zespołów Kolędniczych i Obrzędowych „Żywieckie Gody”25 stycznia – 2 lutego, Milówka, ŻywiecInformacje: Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-69-08, www.rok.bielsko.pl, [email protected]

Ż Y W I E CMiędzynarodowy Przegląd Kolęd i Pastorałek „Pastorałka Żywiecka” w ramach Wyszehradzkiego Karnawału Zimowego 201410–12 stycznia, Miejskie Centrum KulturyInformacje: Miejskie Centrum Kultury, al. Wolności 4, www.mck.zywiec.pl, [email protected]

Aga

ta T

omic

zek-

Woł

onci

ej

Page 41: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

GALERIA

Leszek Macak

Kolekcjoner

Aleksander Dyl

Page 42: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

Stanisław Mika

Józef Piłat

Krzysztof Grodzicki

HeródekAdam ZegadłoWacław Suska

Z wystawy Strażnicy nieba i ziemi

Page 43: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf

Antoni Mazur

Władysław Potoniec

Józef Luberda

Dionizy Purta

Page 44: Relacje-Interpretacje Nr 4 (32) czerwiec 2013.pdf