przedwiosnie

13
Przedwiośnie streszczenie szczegółowe Rodowód Przedwiośnie rozpoczyna się słowami: Nie chodzi tutaj – u kaduka! – o herb ani o szeregi przodków podgolonych, z sarmackimi wąsami i przy karabelach – ani wydekoltowane prababki w fiokach. Ojciec i matka – otóż i cały rodowód, jak to jest u nas, w dziejach nowoczesnych ludzi bez wczoraj. Z konieczności wzmianka o jednym dziadku, z musu notka o jednym jedynym pradziadku. Chcemy uszanować nasyconą do pełna duchem i upodobaniem semickim awersję ludzi nowoczesnych do obciążania sobie pamięci wiadomościami, w którym kościele czy na jakim cmentarzu dany dziadek spoczywa. Głównym bohaterem powieści jest Cezary Baryka, syn Seweryna Baryki i Jadwigi Dąbrowskiej , „rodem z Siedlec”. Pani Barykowa, chociaż od wielu lat podróżowała z mężem i synem po całej Rosji, nie nauczyła się dobrze mówić po rosyjsku, czym czasem przysparzała mu kłopotów. Gdziekolwiek by się nie znajdowała, myślami zawsze była w Siedlcach. Istotne było dla niej tylko to, co wiązało się z ukochanym miastem oraz najbliższymi – mężem i synem. Seweryn Baryka nie posiadał specjalistycznego wykształcenia, parał się różnymi zajęciami. Robił wszystko, co przynosiło odpowiedni dochód, a nie wymagało łamania zasad przyzwoitości. W ten sposób pan Seweryn, pnąc się po szczeblach kariery osiągnął niezłą pozycję. Nie roztrwaniał jednak pieniędzy, ale inwestował w kosztowności: dywany, meble, książki, które nie zawsze służyły do czytania. Spośród tych ostatnich wyróżniała się jedna – pamiętnik z wojny 1831 roku, w którym pojawiało się nazwisko jego pradziada – Kaliksta Grzegorza Baryki. Książka zawierała informację, że w wyniku powstania protoplasta rodziny Baryków stracił cały majątek: Tekst wiadomości o tym fakcie, podany sucho, bez tkliwości, lecz szczegółowo, był z obu stron kartki zakreślony przez syna owego dziada Kaliksta a ojca Seweryna. Dwaj ostatni z powołanej wyżej Sołowijówki z przyległościami posiadali już tylko wersję przytoczoną w broszurze oraz ustnie podawaną legendę. Sołowijówka stała się mitem rodzinnym, klechdą, podawaną w coraz to innej postaci, o czymś dalekim, sławnym, dostojnym, przeogromnym. Z czasem Baryka i jego rodzina przenieśli się do Baku. Żona tęskniła wciąż za krajem, chciała wracać. Mąż przychylał się do tego pomysłu, marząc o domu na Wisłą, ale wciąż nie umiał opuścić świetnie płatnej posady i kraju, w którym dobrobyt był w zasięgu ręki. Państwo Barykowie całą miłość i majątek inwestowali w jedynego syna – Czarusia. Mimo iż rodzice pielęgnowali w chłopcu polskość, to wpływ szkoły spowodował, że Czaruś o wiele lepiej mówił po rosyjsku niż po polsku. Część 1: Szklane domy

Upload: mike-sadinsky

Post on 29-Nov-2015

45 views

Category:

Documents


16 download

TRANSCRIPT

Przedwiośnie ­ streszczenie szczegółowe

Rodowód 

Przedwiośnie rozpoczyna się słowami:

Nie chodzi tutaj – u kaduka! – o herb ani o szeregi przodków podgolonych, z sarmackimiwąsami i przy karabelach – ani wydekoltowane prababki w fiokach. Ojciec i matka – otóż icały rodowód, jak to jest u nas, w dziejach nowoczesnych ludzi bez wczoraj. Zkonieczności wzmianka o jednym dziadku, z musu notka o jednym jedynym pradziadku.Chcemy uszanować nasyconą do pełna duchem i upodobaniem semickim awersję ludzinowoczesnych do obciążania sobie pamięci wiadomościami, w którym kościele czy najakim cmentarzu dany dziadek spoczywa.

Głównym bohaterem powieści jest Cezary Baryka, syn Seweryna Baryki i Jadwigi Dąbrowskiej,„rodem z Siedlec”. Pani Barykowa, chociaż od wielu lat podróżowała z mężem i synem po całej Rosji,nie nauczyła się dobrze mówić po rosyjsku, czym czasem przysparzała mu kłopotów. Gdziekolwiek bysię nie znajdowała, myślami zawsze była w Siedlcach. Istotne było dla niej tylko to, co wiązało się zukochanym miastem oraz najbliższymi – mężem i synem. Seweryn Baryka nie posiadałspecjalistycznego wykształcenia, parał się różnymi zajęciami. Robił wszystko, co przynosiłoodpowiedni dochód, a nie wymagało łamania zasad przyzwoitości. W ten sposób pan Seweryn, pnącsię po szczeblach kariery osiągnął niezłą pozycję. Nie roztrwaniał jednak pieniędzy, ale inwestował wkosztowności: dywany, meble, książki, które nie zawsze służyły do czytania. Spośród tych ostatnichwyróżniała się jedna – pamiętnik z wojny 1831 roku, w którym pojawiało się nazwisko jego pradziada– Kaliksta Grzegorza Baryki. Książka zawierała informację, że w wyniku powstania protoplastarodziny Baryków stracił cały majątek:

Tekst wiadomości o tym fakcie, podany sucho, bez tkliwości, lecz szczegółowo, był z obustron kartki zakreślony przez syna owego dziada Kaliksta a ojca Seweryna. Dwaj ostatni zpowołanej wyżej Sołowijówki z przyległościami posiadali już tylko wersję przytoczoną wbroszurze oraz ustnie podawaną legendę. Sołowijówka stała się mitem rodzinnym, klechdą,podawaną w coraz to innej postaci, o czymś dalekim, sławnym, dostojnym,przeogromnym.

Z czasem Baryka i jego rodzina przenieśli się do Baku. Żona tęskniła wciąż za krajem, chciała wracać.Mąż przychylał się do tego pomysłu, marząc o domu na Wisłą, ale wciąż nie umiał opuścić świetniepłatnej posady i kraju, w którym dobrobyt był w zasięgu ręki. Państwo Barykowie całą miłość i majątekinwestowali w jedynego syna – Czarusia. Mimo iż rodzice pielęgnowali w chłopcu polskość, to wpływszkoły spowodował, że Czaruś o wiele lepiej mówił po rosyjsku niż po polsku.

Część 1: Szklane domy

Czaruś dostał był właśnie promocję z klasy czwartej do piątej i skończył czternasty rokżycia, gdy Seweryna Barykę jako oficera zapasowego powołano do wojska. – Wojnawybuchła. – Szybko, w ciągu paru dni, idylla rodzinna została zdruzgotana.

Cezarek wraz z matką odprowadził ojca na statek do Astrachania. Tylko przez chwilę poczuł jakiśprzejmujący smutek z powodu odjazdu pana Seweryna, przede wszystkim cieszyła go swoboda, jakiejteraz mógł zaznać. Całe wakacje włóczył się z kolegami po Baku i chuliganił. Po powrocie do szkoływciąż bojował z belframi, przeciwstawiał się uciskowi, wagarował. Matka drżała o syna, nie umiała nadnim zapanować, nie wiedziała, jak go zatrzymać w domu. Całe noce czuwała nad jego snem. W tebezsenne noce pani Jadwiga uciekała myślami do Siedlec i do Szymona Gajowca – swojego dawnegoukochanego. Ich miłość była równie pełna, wspaniała, jak niema. Nigdy nie usłyszała od Szymonawyznania, ale dobrze wiedziała o uczuciu, jakie do niej żywił. Ich związek był z góry skazany naprzegraną – Gajowiec był biednym kancelistą, a Jadwiga panną z bogatego domu. Gdy jako konkurentpojawił się Seweryn, wydano mu ją za mąż. Gajowiec wysłał do niej list, w którym błagał o rezygnacjęz małżeństwa. Pani Jadwiga podarła go wtedy, ale słowa Gajowca wciąż były dla niej jak wyrzutsumienia. 

Tymczasem pan Seweryn pisał z frontu dość często.

„Był na linii bojowej, gdzieś w Prusach Wschodnich, ponad Mazurskimi Jeziorami. Listyjego były jednostajne, niemal urzędowe, suche i zawierające zawsze te same zwroty.”

Żona ukrywała przed mężem złe zachowanie syna i chwaliła urwisa. Seweryn słał wtedy pochwały dlasyna, które powodowały w Czarku chwilową, ulotną skruchę. Raz tylko – śpiewając solo „starą,pospolitą pieśń” w kościele ­ Cezary poczuł szczerą tęsknotę za ojcem, którą jednak szybkozrównoważyła świadomość, że kiedy głowa rodziny powróci, skończy się słodka, chłopięca swoboda. 

Seweryn nie zostawił rodziny bez zabezpieczenia finansowego, część pieniędzy zakopał wraz zbiżuterią w piwnicy „na wszelki wypadek”, część ulokował na koncie bankowym. Cezary wiedziałdobrze, jak wykorzystać te pieniądze: spełniał każdą swoją zachciankę, bez problemu przekonującmatkę do swoich pomysłów. Właściwie to Cezary teraz rządził w domu. Jego beztroskę przerwałdopiero brak wieści z frontu. W pewnym momencie listy ojca stały się coraz rzadsze, aż w końcuzupełnie przestały przychodzić. Nikt nie wiedział, gdzie się znajduje major „Siewierian GriegoriewiczBaryka”. Rozpacz żony żołnierza była ogromna.

Rok 1917 przyniósł rewolucję – choć nikt jeszcze nie wiedział do końca co to znaczy. Największymrewolucjonistą czuł się Cezary, który wsławił się tym, że złoił szpicrutą po uszach dyrektora gimnazjum,za co otrzymał „wilczy bilet” do wszystkich szkół w państwie. Chłopak i tak nie chciał już chodzić dożadnej szkoły. Rewolucja rozgorzała na dobre, miasto zostało przejęte przez komisarza rewolucyjnego,brakowało żywności, banki przestały dokonywać wypłat, a Ormianie i Tatarzy – dwa odwieczniewojujące ze sobą ludy Baku – zaprzestali walki i korzystali z sytuacji. Cezary był coraz bardziejzafascynowany rozgrywającymi się na jego oczach przemianami ­ chodził na wiece i publiczneegzekucje, Potem dzielił się wrażeniami z matką, która starała się uzmysłowić synowi niegodziwośćrewolucji. Młodego zapaleńca napawało to gniewem. 

W niedługim czasie władze wydały dekret o konfiskacie ukrytych skarbów oraz mieszkań. Cezary „wimię idei” oddał skarb zakopany przez ojca w piwnicy, nie wiedział jednak, że przezorna matkawcześniej wykopała jego większą część i umieściła w nowej kryjówce. Kobieta co jakiś czas jeździła na

wieś i za bajońskie sumy kupowała trochę mąki, by upiec synowi chleb (na rynku dostępne były tylkoryby i kawior). Po tym jak obcy ludzie zamieszkali w domu Baryków, pozostawiając im tylkonajmniejszy pokój, Cezary powoli zaczął zmieniać myślenie. Dostrzegł w końcu poświęcenie iwyczerpanie matki, odkrył jej potajemne wyprawy na wieś. Postanowił poprawę, zaczął pomagaćmatce, mówiąc przy tym, że tak teraz trzeba, bo w nowych czasach wszyscy muszą pracować. Obojezbliżyli się wtedy do siebie, chodzili razem do portu szukać wśród podróżnych Seweryna. Cezary niewyjawił matce, że urzędnicy zawiadomili go o śmierci ojca. Na przekór temu wciąż miał nadzieję najego powrót. 

Podczas wypraw do portu Czarek patrzył z politowaniem i pogardą na tych, którzy uciekali przedrewolucją. Pewnego razu Barykowa dostrzegła w tłumie uciekinierów pięć obdartych i wyniszczonychkobiet. Z wrodzonej litości podeszła do nich i zaczęła rozmowę. Okazało się, że były to księżna iksiężniczki Szczerbatow­Mamajew. Kobietom odebrano cały majątek i przez długi czas przetrzymywanoje w więzieniu. Pani Jadwiga zaprosiła emigrantki do swojego pokoju. Kiedy księżniczki już spały,księżna zwierzyła się Barykowej, że ma przy sobie ukryte wokół nóg cenne bransolety, którenieustannie ją ranią. Pani Jadwiga pomogła księżnej zdjąć biżuterię i ułożyła ją na piecu. Niestety wnocy wpadli z rewizją rewolucjoniści (emigrantki musiały być śledzone), zabrano skarby, kobietywysłano do więzienia, a panią Barykową skazano na ciężkie roboty, które ostatecznie doprowadziły dojej zgonu. Cezary próbował pomóc chorej matce, ale jedyne, co udało mu się wyjednać to krótki pobytw szpitalu oraz pochówek w pojedynczej mogile na katolickim cmentarzu. Było to i tak dużo, bo matkamiała zostać pochowana we wspólnym grobie dla kontrrewolucjonistów.

Po śmierci matki Cezary po raz pierwszy w życiu poczuł się samotny. W urzędzie dowiedział się, żeojciec dawno przeszedł na stronę wroga, wstępując do polskiego oddziału, a tam na pewno już dawnozaginął. Chłopakowi odebrano też ostatni pokój w starym mieszkaniu. Cezary tęsknił za matką, chodziłczęsto na cmentarz i tłumaczył umarłej z miłością i cierpliwością zawiłości rewolucyjnej ideologii. Niechciał być ciemiężycielem ludu, nie chciał pić wina, chodzić po luksusowych dywanach i nosić pięknejodzieży. Tymczasem w Baku nadchodziły kolejne zmiany.

Rewolucja upadła, za to rozpętała się wojna Ormian z Tatarami. Młody Baryka mieszkał teraz wpiwnicy swego starego domu wraz z kilkoma towarzyszami. Przymierał głodem, chodził prawie nagi iwciąż czekał, aż jakiś pocisk trafi właśnie w niego. Codziennie patrzył na śmierć – egzekucje, mordy inapaści. Śmierć stała mu się zupełnie obojętna, włóczył się po najniebezpieczniejszych zakątkachmiasta. Latem 1918 roku Cezary trafił do broniącej Baku armii ormiańskiej. Jesienią kazano mu jużwracać „do domu”, Tatarzy zwyciężali.

(...) nastało zaprawdę piekło na tym dymiącym padole. W ciągu czterech dni Tatarzy wzięliodwet mordując siedemdziesiąt kilka tysięcy Ormian, Rosjan i wszelkich innych, jacy sięna placu znaleźli, a byli podejrzani o sprzyjanie Ormianom.

Cezary ocalał cudem, dzięki polskiej legitymacji. Turcy zabrali go ze sobą i zatrudnili do pracy przyuprzątaniu trupów z pobojowiska. Po ormiańskiej rzezi miasto spływało krwią. Cezary przyzwyczaił siędo widoku trupów, ale pewnego dnia coś go poruszyło. Zobaczył ciało młodej, pięknej Ormianki iwtedy, w cichej rozmowie z umarłą, pojął w pełni okrucieństwo rewolucji i wojny. Baku było terazpełne żebraków i głodujących, którzy szukali jakiegokolwiek jedzenia w pobliżu obozowiskatureckiego. Wśród nich Cezary dostrzegł dziwnego brodatego i kudłatego chłopa. Nie wiedziałdlaczego właśnie na niego zwrócił uwagę. Łachmaniarz śpiewał dziwną piosenkę brzmiącą jakby:

„Czaruś, Czaruś...”. Cezary podszedł i rozpoznał w brodaczu ojca. Okazało się, że Seweryn Barykaprzybył odnaleźć rodzinę. Wcześniej walczył w legionach polskich, a teraz ukrywał się. Mężczyźniumówili się na nocną schadzkę i wyprawę na grób matki Cezarego.

Turcy na mocy postanowień traktatu wersalskiego zostali zmuszeni do opuszczenia Baku. Spokójjednak nie trwał długo, bo wkrótce w mieście pojawili się bolszewicy. Tymczasem syn i ojciec gotowalisię do wyjazdu. Zbierali pieniądze, ubrania. Seweryn marzył o walizce, słynnym pakunku wojennym(znajdowała się tam między innymi ukochana książka Baryki), który zostawił w Moskwie u przyjaciela.Ojciec Cezarego nie czuł się najlepiej, na ciele miał wiele blizn po odniesionych ranach. Najbardziejdoskwierała mu rana głowy. 

Wyruszyli w zimie na statku zdążającym do Carycyna jako dwaj robotnicy, którzypracowali w kopalniach nafty, a teraz wskutek przewrotów i zawieszenia robót wracają dosiebie, do Moskwy. Mieli fałszywe paszporty, wydane im przez pewne czynnikisprzyjające sprawie ich powrotu. Odziani w typową odzież robotniczą, mówiący pomiędzysobą doskonałą ruszczyzną, której arkana posiadali w stopniu niezrównanym, ostrzyżeni wsposób obrzędowy, byli doskonałymi „towarzyszami” nowego porządku rzeczy narozłogach sowieckich.

Gdy wysiedli ze statku, przez długi czas jechali pociągiem towarowym. Podróż była ciężka i długa,przerywana wieloma postojami. Młody Baryka wiedział, że jadą z ojcem po walizkę. Zastanawiał się,co zrobią potem. Okazało się, że celem podróży jest Polska. Seweryn opowiedział synowi o swoimkuzynie, lekarzu, który porzucił praktykę, by budować nad Bałtykiem nową cywilizację – cywilizację„szklanych domów”. Czystą, tanią, zelektryfikowaną, bez chorób i biedy. W Polsce nawet „burżuje”wolą mieszkać w szklanych robotniczych domach niż w swoich dawnych, pełnych przepychukamienicach czy willach. Cezary odnosił się do nowej cywilizacji z lekkim niedowierzaniem, zdaniemmłodego rewolucjonisty najpierw trzeba zniszczyć źródło zła (burżujstwo), a dopiero potem budowaćnowy, lepszy świat. 

W Moskwie panowie przeobrazili się w „prawdziwych ludzi”. Walizka zawierająca bieliznę, leki,mydło i pamiątkę po dziadku Kalikście okazała bezcennym skarbem. Z Moskwy syn i ojciec wyruszylipociągiem do Charkowa. Ten odcinek sprawiał wrażenie jeszcze trudniejszego niż poprzedni. Pociągwyładowany był Polakami udającymi się do ojczyzny z różnych zakątków Rosji. Większość miała zesobą cały swój dobytek. Maszynista co jakiś czas zatrzymywał pociąg na mały [i]remontik[/i](remoncik), który trwał tak długo, dopóki maszynista nie otrzymał odpowiedniej zapłaty. Ostatni postójwypadł „dziesięć wiorst przed Charkowem”, wtedy duża część pasażerów (również Barykowie)postanowiła dotrzeć do miasta na piechotę.

W Charkowie nie dość, że musieli długo czekać na pociąg do Polski, to jeszcze ukradziono im walizkęz cennym dobytkiem. Obaj znowu imali się najróżniejszych prac, żeby nie umrzeć z głodu. W końcu,po kilku tygodniach oczekiwania, rozeszła się wiadomość o przybyciu pociągu jadącego do Polski.Okazało się jednak, że pociąg jest już przeładowany i nikogo z Charkowa nie zabierze. Barykowie sięnie poddawali, wyczekiwali na stacji dzień i noc, dopóki nie udało im się wsiąść do pociągu. Dostali siędo wagonu tylko dzięki pomocy nieznajomego, który ulitował się nad nimi. Ukrywali się podkożuchami. Niestety z ojcem było coraz gorzej, był bardzo chory i wyczerpany. Tuż przed śmierciąnakazał synowi, by nie oglądał się na niego i podążał konsekwentnie do Polski, a tam odnalazł

Szymona Gajowca, dawnego przyjaciela matki, który z pewnością mu pomoże. 

Ojca wyniesiono podczas jednego z kolejnych [i]remontików[/i] z wagonu i pochowano pod kościołemw niedalekim miasteczku. Okazało się, że ubrany na czarno nieznajomy to ksiądz. 

Dalsza droga naznaczona była ciągłymi rewizjami i okrucieństwem żołnierzy, Baryka nie mógłzrozumieć, dlaczego przedstawiciele rewolucji tak dręczą biednych ludzi – przecież to żadni burżuje,żadna arystokracja, ale zwykli robotnicy. W końcu ukazała się granica, wypuszczono podróżnych zwagonów. Pierwsze, co ujrzał młody Baryka po przekroczeniu granicy, to zrujnowane, brudnemiasteczko. Zaczynało się przedwiośnie i wszędzie było pełno grząskiego błota. Czarek był bardzozawiedziony takim widokiem Polski, która miała być przecież, zgodnie z tym, co mówił ojciec, krajemdobrobytu.

„Gdzież są twoje szklane domy? – rozmyślał brnąc dalej. – Gdzież są twoje szklanedomy?...”

Część 2: Nawłoć

Dotarłszy do najrdzenniejszej Polski, bo do stolicy – Warszawy – ani po drodze, ani w tymmieście Cezary Baryka nie znalazł szklanych domów. Nie śmiał o nie nawet nikogozapytać. Zrozumiał, że zmarły ojciec boleśnie zeń przede śmiercią zażartował sobie. Jednak– być może pod wpływem tej tak naiwnej legendy, a być może pod wpływem głównegojej bohatera, „kuzyna Baryki”, Cezary postanowił wstąpić na medycynę w Warszawie. Niemiał swych bakińskich papierów, lecz po egzaminie dość pobieżnym został przyjęty ipoczął chodzić na wykłady. Z zapałem krajał truposze, uczył się osteologii, chemii,botaniki itp. Zawarł nowe znajomości z „Polakami” i dość sobie w tych nowych ludziachpodobał, choć go nieraz swą „nieszczerością” ranili.

W Warszawie Cezary przebywał pod opieką Gajowca, który był teraz ważnym urzędnikiem wformującym się Ministerstwie Skarbu. Mężczyzna znalazł dla Baryki odpowiednią posadę, poza tymobdarzył go przyjaźnią. Przyznał się młodzieńcowi, że niegdyś kochał jego matkę i chętnie słuchałopowieści o nieboszczce. Niestety, niebawem wybuchła wojna polsko­bolszewicka i Baryka podobniejak inni jego koledzy poszedł walczyć, choć nie do końca pragnął bić się z Sowietami. Do wstąpieniado wojska zachęcił go powszechny entuzjazm Polaków, którzy z wielkim zapałem i poświęceniem szlibić się z najeźdźcą. Cezary okazał się świetnym żołnierzem, szybko zyskał szacunek kolegów. 

W kompanii zaprzyjaźnił się specjalnie z pewnym młodzieńcem, również studentemWarszawskiego Uniwersytetu a obecnie tęgim żołnierzem, imieniem Hipolit, nazwiskiemWielosławski. W pewnej przygodzie w okolicach Łysowa pod Łosicami Cezarywyratował tego Wielosławskiego z opresji. W potyczce Wielosławski wpadł międzybolszewików, został poźgany bagnetami, potłuczony kolbami i porzucony w lesie zwanymRogacz. Cezary, nie znalazłszy go w kompanii, wrócił się co tchu do lasu, wyszukał

kolegę, wziął go na ramię i odniósł między swoich.

Hipolit nie zapomniał przysługi przyjaciela. Kiedy w niedługim czasie wojna się skończyła i obaj zostalizwolnieni ze służby, zaprosił go do swojego rodzinnego domu, który znajdował się w Nawłociniedaleko Częstochowy. 

Cezary i Hipolit jechali do posiadłości najpierw pociągiem, potem bryczką brawurowo powożoną przezmłodego panicza. Szalona jazda została przerwana wywrotką, na szczęście nikomu nic się nie stało.Obu panów z radością powitało liczne nawłockie towarzystwo:

Hipolit przedstawił Barykę zebranym na ganku. Ten kłaniał się wielekroć, całował rękędamy starszej, jak się okazało, matki Hipolita, podawał rękę do uścisku młodemu księdzu,jak się okazało, przyrodniemu bratu Hipolita, młodej pannie, Karolinie Szarłatowiczównie,jego siostrze ciotecznej, oraz starszemu panu, wujowi Skalnickiemu. Wszyscy bardzoprzychylnie witali „tego” Barykę, przypatrywali mu się z ciekawością, jak na „wyższe”towarzystwo dość prowincjonalną, a nawet zaściankową. Cezary robił swobodnego iświatowca, choć wspomnienie o powalanych ineksprymablach i zrujnowanym kołnierzustawało mu na przeszkodzie w zadawaniu szyku.

Zapanował gwar, przedrzeźniano się, żartowano wesoło, wypytywano o wszystko przybyłychżołnierzy. Następnie stary służący Maciejunio podawał do stołu, a towarzystwo wciąż rozmawiało.Baryka wypytywany o różne szczegóły, opowiadał o śmierci rodziców. Czaruś został bardzo ciepłoprzyjęty przez Wielosławskich:

Jeszcze obiad do swej połowy nie dobiegł, a już Cezary – „Czaruś” – pił bruderszaft naśmierć i życie z księdzem Nastkiem, z wujciem Michasiem, a nawet trącał się kieliszkiem zobydwiema podstarzałymi ciotkami i młodocianą panną Karusią. Gorszyło to cokolwiekstarszą panią, matkę rodu, ale tego wieczora wszelki porządek z zawias się wyrwał iwszelka dystynkcja została zniweczona.

Odurzeni alkoholem goście wyszli przed ganek, gdzie służba witała ukochanego Hipolita. Gdywieczorna zabawa już się zakończyła, Cezary został odprowadzony do „Arianki” przez pannę Karolinę.Młodzieniec czarował piękną, ale nieugiętą dziewczynę. Następnego ranka, wychodząc na dziedziniec,ujrzał inną pannę, uciekającą przed rozwścieczoną perliczką. Rozbawiony Czaruś poszedł do dworu,licząc na spotkanie z Karoliną. Spotkała go miła przygoda – ujrzał pannę w negliżu, pląsającą przykominku. Jak Mickiewiczowska Zosia, tak panna Karolina czmychnęła wystraszona przezzachwyconego obserwatora. Potem do obiadu chorowała. 

Tymczasem Czaruś i Hipolit wybrali się na poranną przejażdżkę, podczas której spotkali wdowę LauręKościeniecką z narzeczonym. Sąsiadka zaprosiła młodzieńców na śniadanie. Niezwykłej urody kobietazrobiła na Baryce ogromne wrażenie. Po powrocie do Nawłoci panowie usłyszeli muzykę – to pannaWanda Okszyńska grała na fortepianie. Ofiara perliczki została wysłana na wieś przez matkę, po tym

jak nie zdała do szóstej klasy, narażając się tym bardzo ojcu. Wanda mieszkała teraz u ciotki, którapracowała u Wieloslawskich. Jedyną rzeczą, do której miała prawdziwy talent, była właśnie gra nafortepianie, dlatego państwo Wielosławscy pozwalali jej korzystać z nawłockiego instrumentu.Młodzieńcy, gdy tylko usłyszeli jej grę, postanowili poznać młodą wirtuozkę. Speszona, przestała grać,ale zachęcona przez Cezarego, który zaproponował grę na cztery ręce, ośmieliła się zupełnie. Poskończeniu utworu uciekła.

Tymczasem zasiadano do obiadu. Podawała panna Karolina. Cezary dostrzegł oschłość, z jaką się doniego odnosiła. Potem zorganizowano przejażdżkę, w której wzięli udział Czarek, Karolina, ksiądzAtanazy i Hipolit. Cezary myślał o Żydzie i chłopach, których mijali po drodze. Kiedy towarzystwodojechało do dworku w Chłodku, Cezary i Karolina poszli razem nad staw. Tam Karolina opowiedziałanowemu przyjacielowi o losie swych rodziców, którzy zginęli „od bolszewików”:

Matka umarła w Warszawie z wyczerpania sił, w ciężkiej biedzie. Ojciec szczęśliwszy, bozaraz po wyjściu z więzienia w Kijowie.

Baryka wyznał Karolinie, że chciałby zostać młynarczykiem lub pisarczykiem w Chłodku, na co onaodpowiedziała drwiną i zdziwieniem.

Ludzi bym tu chciał poznać. Własnymi oczyma zobaczyć wszystko. Tych prostych.Chłopów, Żydów, robotników, rzemieślników, rybaków, pracowitych i urwipołciów,dobrych i złych, mądrych i głuptasów. Chciałoby mi się gadań o ich życiu. Nażyć się znimi!

Z planu zostania pisarczykiem nic jednak nie wyszło. Hipolit wytłumaczył bowiem przyjacielowi, żeośmieszyłby siebie i jego, przyjmując taką posadę. Mimo to Baryka w chwilach wolnych od śniadań,obiadów i kolacji chodził do stodół i poznawał chłopskie życie. W tym czasie ulubioną rozrywkądomowników stało się zbieranie i segregowanie jabłek. Zajęcie to było bardziej zabawą niż pracą:

W tych to zabawach strychowych, gonitwach i skokach poprzez pełne sąsieki i góry jabłekzdarzało się Cezaremu dopadać panny Karoliny, chwytać ją i trzymać w objęciach. Raznawet zdarzyło mu się trzymać ją znacznie dłużej, niż nakazywały okoliczności i prawozwycięstwa – tudzież zdarzyło mu się dotknąć w przelocie ustami jej policzka, różowego iświeżego jak jabłko najkraśniejsze i najwonniejsze. Po tym ostatnim wypadku nastałykwasy, dąsy, parogodzinne: „stanowczo nie rozmawiam z panem” – lecz nadeszło równieżi ułaskawienie z zastrzeżeniem najmocniejszego usiłowania poprawy.

Tymczasem pani Laura, by zebrać pieniądze na protezy dla ofiar wojny, urządzała wielki piknikcharytatywny. Oczywiście do pomocy w pracach organizacyjnych zatrudniła również młodego Barykę,który, w związku ze zbliżającym się balem, miał jeden podstawowy problem – nie posiadałniezbędnego na taką okazję fraka. Wiedział o tym wspaniałomyślny Hipolit, który potajemnie

zafundował przyjacielowi strój, zamawiając go u częstochowskiego „mistrza Poola”. Kiedy Cezary,odkrywszy podarek, przymierzył frak i z upodobaniem przeglądał się w lustrze, dostrzegł pannęKarolinę. Uchylił drzwi i zwabił ją do swego pokoju, gdzie obdarował ją namiętnymi pocałunkami.Dziewczyna początkowo opierała się, ale potem uległa. Całą scenę oglądała z ukrycia panna Wanda,która od czasu wspólnej gry na fortepianie potajemnie kochała się w Czarku. To była istna choroba,która z jednej strony odbierała jej zdolność rozumnego myślenia:

Ten widok cisnął w nią jakby oszczepem diabła i utkwił w piersiach jak grot o trzechwęgłach, którego już z piersi nic wydrzeć nie zdoła. Zaciskała oczy, zamierała, konała odtego widoku. Pakowała sobie całą chustkę w usta, żeby nie skomleć i nie szczekać, gdy sięto widowisko wciąż i wciąż przed jej oczyma roztwierało.

Któregoś razu Cezary znalazł się sam na sam z Laurą w Odolanach. Młodzieniec nie miał jak wrócić doNawłoci, więc pani Laura zaproponowała mu, ze go podwiezie. Zanim wsiedli do bryczki, Czarekzapewnił swoją wybawicielkę, że z nią będzie najwięcej tańczył w czasie balu, nie bacząc na zazdrośćjej narzeczonego. W bryczce niewinny flirt przerodził się w płomienny romans:

Konie gnały szeroką, piaszczystą drogą alei. Światła latarni rzucały nagłe strzały popłochumiędzy wielkie pnie lip i topoli. Kareta na wybojach kołysała się to tam, to sam, jakłagodna kolebka. Czarne jej pudło i lustrzane okna, zasłonięte firankami, rzucałytajemnicze lśnienia i przecinały noc jesienną, która szybko zeszła na mokre łąki i zwiędłepola. W tej dzikiej niespodziance rozkoszy, w niebezpieczeństwie, w locie pośród pól, wkołysaniu i drżeniu byłaotchłań radości obojga przygodnych kochanków. Oszaleli do cna od nagłej pasji, marzyli orozkoszy swej, doświadczając jej w pełni. Pocałunki ich i pieszczoty były bezdenne jak tanoc, pełne potęgi niewyczerpanej jak fuga koni niosących się w przestrzeń.

Cezary nie mógł zrozumieć, czemu Laura wychodzi za człowieka, którego nie kocha. Kochankaobiecała mu to później wyjaśnić. Rozstali się. Ale w kilka dni później Cezary odwiedził Laurę w jejdomu, kiedy akurat był tam również Barwicki. Zuchwały kochanek przeczekał jego wizytę i spędziłnoc z Laurą.

Tymczasem przygotowania do balu dobiegły końca i nadszedł czas wspanialej zabawy. Baryka był tegodnia wyraźnie zadowolony ze swego wyglądu, patrząc w lustro stwierdził, że wygląda „cwanie”. Takwystrojony udał się na fetę, podczas której nie spuszczał z oczu Laury. Pani Kościeniecka wyglądałatego dnia jeszcze bardziej olśniewająco niż zwykle. Niestety, towarzyszył jej Barwicki. Kiedy zjawiłysię panny z Nawłoci, Cezary poprosił pannę Karolinę do [i]shimmy[/i]. Karolinie serce mocniej zabiło,ale Baryka myślał tylko o Laurze.

Podczas zabawy pito toasty, tańczono i prowadzono liczne konwersacje. Wspaniałym urozmaiceniemokazał się występ Wandy, która popisowo zagrała na fortepianie. Kiedy była pensjonarka rozpoczęła„jedną z ostatnich sonat Beethovena”, Laura potajemnie skinęła na Cezarego i kochankowie wykradlisię do ogrodu. Dostrzegła to Karolina, od jakiegoś czasu bacznie obserwująca niepokojącezainteresowanie ukochanego inną. Teraz, kiedy odkryła ich tajemnice, była zdruzgotana i zraniona.

Najgorsze, że kiedy weszła z powrotem do sali balowej, wywołano ją, by zatańczyła kozaka.Prowokacyjnie poprosiła do tańca Barykę. Wyglądali razem imponująco, co zauważyła chora zzazdrości Wanda:

Przymrużone jej oczy mierzyły każdy skok Cezarego i Karoliny i liczyły każdy uśmiechobojga.

Nad ranem wszyscy powrócili do Nawłocia. Po pikniku nastały dni nudne. Baryka wciąż szukałpretekstu, by odwiedzić Laurę, by wymknąć się do niej choć na chwilę. Nudę i zniecierpliwienie zabijałmiędzy innymi grą na cztery ręce z Wandą, która podczas jednego z ich wspólnych koncertów wyznałamu miłość, jednak została odrzucona. To zdarzenie jeszcze podsyciło szaleńczą zazdrość o Karolinę.

Pewnego dnia, gdy Cezary wrócił do domu Hipolita z wyprawy, zastał wiadomość, że jest wzywany doKaroliny. Przybiegł ksiądz, powiadamiając go, że panienka umiera i chce się przed śmiercią widziećwłaśnie z Baryką. Ksiądz Anatazy dodał, że wie o jego „grzechach”. Cezary wpadł do pokoju Karoli,która leżała na łóżku, wijąc się bólu. 

W pokoju nie było nikogo. Z nagła wszedł ksiądz Anastazy. Szlochając, gestem nieznoszącym przeczenia wsunął prawą rękę Cezarego w zimną, drgającą dłoń Karoliny,okręcił obiedwie ręce stułą i począł szepcąc łacińską modlitwę kreślić znaki krzyża nadtymi rękami związanymi.

Twarz Karoliny złagodniała. Światło białe przez nią przeleciało. Wśród nadludzkich,widać, boleści przebił się uśmiech. Gościł przez chwilę na wargach czarnych jakby zżelaza. Cezary nachylił się i złożył pocałunek na wargach, których pierwszy dotknął ustami– i ostatni. Odskoczył, bo usta te bezwładnie się rozchyliły i, wśród jęku potwornego, całyjęzyk spomiędzy nich się na zewnątrz wywalił. Jeszcze raz, drugi, jęk się powtórzył – iwszystko ustało dziwnie raptownie. Lekarz przyłożył ucho do piersi Karoliny. Długosłuchał. Strzepnął palcami, podniósł się i począł sprzątać swe statki, szukać porzuconegopaltota i kapelusza. Karolina umarła.

Ksiądz Anastazy, który spowiadał Karolinę przed śmiercią, oświadczył, że to nie było samobójstwo.Truciznę podała Wanda, ale nie było na to dowodów. Cezary mógł właściwie ujawnić motyw, którypogrążyłby morderczynię, ale był zbyt zajęty romansem z Laurą. Poza tym nie chciał ujawniać swoichzalotów do Karoliny. Baryka zachowywał się, jakby zupełnie nie był poruszony śmiercią Karusi.

Pewnej nocy, tuż przed Bożym Narodzeniem, młody amant jak zwykle biegł przez pola do domu swejkochanki, tym razem jednak czekał tam na niego wściekły narzeczony – Barwicki. Doszło do awantury,Cezary zranił Barwickiego, za co kochanka wyrzuciła zdezorientowanego młokosa z domu. 

– Wyjdźże pan stąd! Wyjdź stąd! Wyjdź stąd!– Dobrze. Pójdę. Zaraz pójdę. Chciałem tylko...Nie wiedząc, co już gada, dorzucił:

– Chciałem wam, mili, poprawni narzeczeni, dać moje błogosławieństwo na nowe,zyskowne gospodarstwo.To mówiąc smagnął Laurę szpicrutą poprzez twarz i rozstawione ręce. Po czym zeszpicrutą w ręce wyszedł.

Po tym wszystkim zrozpaczony i oszołomiony Baryka włóczył się po polach, rozmyślając chaotycznieo ostatnich wypadkach. Nieświadomie dotarł na grób Karoliny, gdzie spotkał księdza Anatazego.Mężczyźni starli się. Ksiądz zrzucił na Cezarego winę za śmierć panny Szarłatowiczówny. Cezary niepozwolił mu rozporządzać swoim sumieniem. Udał się do swego pokoju w domu Wieloslawskich. Tamnaszedł go Hipolit, chcący pomóc przyjacielowi. Ten jednak nie chciał zdradzić, co się z nim dzieje.Hipolit pozwala mu wyjechać na jakiś czas do Chłodka, dodając jednak:

Ech, ty głupcze! Ty dardanelski ośle! Zmarnowałeś Karusię! Uradziliśmy byli tutaj wrodzinie, żeby Karusię jakoś wyposażyć. Postanowiliśmy dać jej ten Chłodek w posagu.Zdawało się, że ty ją lubisz. Marzyłem: pobiorą się, osiądą na tym Chłodku. Myślałem, żebędziemy przez życie nasze sąsiadami. Ech, ty głupcze!...

Następnego dnia Cezary wyjechał do Chłodka, odprowadzany tylko przez Hipolita, bo resztadomowników od czasu śmierci Karusi nie była mu zbyt przychylna. We wsi zamieszkał u ekonomaGruboszewskiego, zapoznawał się tam z pracą i życiem chłopów. Najbardziej zadziwiało go to, żemimo swej sytuacji chłopi nigdy się nie buntują. Któregoś dnia przybył Hipolit z wiadomością o ślubieLaury. Zaraz po tym Cezary postanowił powrócić do Warszawy.

Część 3: Wiatr od wschodu

Po powrocie do Warszawy Cezary na nowo rozpoczął studia medyczne. Zamieszkał razem z kolegąBuławnikiem w nędznym pokoju przy ulicy Miłej. 

Pokój mu się jednak nie podobał. Był mały – na jakie dziesięć lat przed wojną europejskąpomalowany na kolor zupy pomidorowej – jakiś nieporęczny a nadto przewiewny. Niewiało jednak z okna i ze drzwi czyste powietrze, lecz zapach pewnych niezbędnychubikacji, które mieściły się na dole wprawdzie, lecz właśnie pod oknem tego pokoju. Nadtostał tuż za murem blaszany komin piekarni, który, jak zawzięty diabeł, walił wciąż w oknostudenckie kłębami burego dymu. W nocy słychać było nieustający hurgot wózków zpieczywem, pędzonych ręcznie z pieca chlebowego, od czego cienkie, choć tak stare murydrżały jak w febrze. Nie był to, słowem, pokój przyjemny. I Buławnik nie był przyjemnymtowarzyszem: egoista i skąpiec za dnia, prześmiewca i ordynus wieczorem, w nocy chrapałza dziesięciu. Lecz Baryka nie miał wyboru. Musiał korzystać z układu z tym kolegą, gdyżpustki miał w kieszeni.

Przez jakiś czas utrzymywał się z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży fraka. Potem, gdy nastąpiłfinansowy kryzys, postanowił odnowić znajomość z Gajowcem. W pokoju, w którym został przyjęty

przez starego przyjaciela, dostrzegł trzy portrety wielkich „warszawiaków”: Mariana Bohusza,Stanisława Krzemińskiego oraz Edwarda Abramowskiego. Ponieważ młodzik nie miał pojęcia, kim onisą, Gajowiec rozpoczął opowieść o bohaterach. Każdy z nich oddał życie w imię krzewienia takichideałów, jak patriotyzm czy rozwój oświaty. Gajowiec chciał, aby teraz Polska rozwijała się zgodnie ztymi ideałami:

Żeby to nas zostawiono w spokoju na parę lat! Żeby się to nami przestali zajmowaćrozmaici zewnętrzni dobrodzieje! Tamci ludzie, których widzisz na tych podobiznach, żylipodczas najsroższej zimy. Patrzyli na życie dalekie poprzez obmarznięte kraty. Jakże mielidać nam prawdziwą wiadomość o życiu ludzi spracowanych w warsztatach i po norach? Imy sami jeszcze nie wiemy, co i jak, gdyż dopiero pierwszy wiosenny wiatr powiał wnasze twarze. To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role ioglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do własnego pługa, do radła i motyki, pewnie żenieumiejętnymi rękami. Trzeba mieć do czynienia z cuchnącym nawozem, pokonywaćtwardą, przerośniętą caliznę.

Jednak dla Baryki te zmiany zachodziły zbyt wolno, czego nie omieszkał powiedzieć Gajowcowi.Uwaga młodzieńca poza nauką na uniwersytecie skupiała się teraz na biedocie warszawskiej.Codziennie przechodził przez najnędzniejsza dzielnicę żydowską, obserwował uważnie życie tejspołeczności i czuł coraz większy sprzeciw wobec niesprawiedliwości, której doświadczają.Tymczasem Gajowiec poza pracą urzędował, pisał książkę o Polsce nowożytnej, w której rysowałprojekt wszechstronnego rozwoju kraju: społecznych, ekonomicznych i politycznych reform. Ponieważgromadził ogromne ilości materiałów niezbędnych do swego dzieła, zatrudnił Cezarego doporządkowania papierów. Młodzieniec cieszył się z pracy, która zapewniała mu utrzymanie wWarszawie, ale coraz bardziej ciążyło mu towarzystwo Gajowca, bo ten, jak każdy starzec, lubił wracaćdo przeszłości, co niezmiernie drażniło Barykę.

W tych czasach mieszkanie Baryki i Buławnika zaczął odwiedzać Antoni Lulek – student prawa,osobnik niezwykle chorowity i anemiczny, ale obdarzony nieprzeciętną umysłowością. Lulek nie lubiłrozmawiać z Buławnikiem, bo jego zbyt prosty, racjonalny umysł był mu zbyt odległy, za to dobrzedogadywał się Baryką podatnym na mgliste, komunistyczne idee. Ufny Cezary zwierzył się owemukoledze ze swych niedawnych przejść z Nawłocia i Leńca, Lulek wykorzystał te informacje, bywzbudzić i pogłębić w młodym zapaleńcu nienawiść wobec „klasy uprzywilejowanej” i państwapolskiego.

Rzeczywiście jednak ten chorowity człowiek psuł sobie zdrowie żywiąc zupełną jużwrogość i nosząc w sercu zemstę względem nowopowstałej Rzeczypospolitej Polskiej.Każde niepowodzenie, pośliźnięcie, klęska czy żywiołowe nieszczęście państwa i rządupolskiego jako całości, jako jestestwa politycznego i społecznego, budziło w piersi Lulka,w jego sercu radosny śmiech. On szczerze i pilnie czyhał na śmierć tego tworu, który stalenazywał „najreakcyjniejszym skirem ludzkości”. To – o czym dowiadywał się od Baryki,na przykład o pracach Gajowca – nieciło w jego duszy zgryzotę śmiertelną, mękęserdeczną, astmę duchową, która podkopywała jego zdrowie fizyczne bardziej niż chorobasama. To mogło zaciemnić jego ideał, a w praktyce odwlec nieunikniony zgon Polski.

Lulek był komunistą, w czasach wojny 1920 roku opowiadał się po stronie bolszewików. To był punktrozbieżny między nim a Cezarym, który walczył w tej wojnie po stronie Polaków, a po swoichprzeróżnych przejściach, nie umiał opowiedzieć się za bolszewikami. Cezary spierał się więc zarówno zLulkiem, jak i z Gajowcem. 

Po pewnym czasie Lulek wpadł do mieszkania Cezarego i „dla jego dobra” zaprosił studenta nakonferencję „organizacyjno­informacyjną” komunistów. Nakazał przy tym całkowitą dyskrecję, anastępnego dnia przybył po Barykę dorożką (komunista został wyśmiany za burżuazyjny pojazd), byukryć się przed ewentualną demaskacją. Na miejscu Baryka został usadzony na krześle i czekał. Weszłosiedem ważnych osób i zebranie się rozpoczęło. Jego głównym celem był atak na polskie władze iburżuazję. Mówiono o przejęciu władzy, o wojnie polsko­bolszewickiej, w końcu o nędzy klasyrobotników, która miała pełnić rolę odrodzicielki społeczeństwa. Tu Cezary pozwolił sobie zgłosićwątpliwość:

Jeżeli tutejsza klasa robotnicza przeżarta jest nędzą i chorobami, jeśli ta klasa jest w staniezwyrodnienia czy na drodze do zwyrodnienia, jeżeli ta klasa jest pozbawiona kultury, tojakimże sposobem i prawem ta właśnie klasa może rwać się do roli odrodzicielki tutejszegospołeczeństwa? Takich argumentów nie należy używać. Należy raczej schować te fakty nadno, na sam spód dowodzeń, gdyż jest to właściwie argument przeciwko racjonalnościuroszczeń komunizmu. Klasa przeżarta nędzą i chorobami może być tylko obiektem czyjejśakcji odrodzeńczej, lecz w żadnym razie nie czynnikiem odradzającym. Chory dotkniętyklęską braku kultury nie może przecie ani sam siebie, ani nikogo innego skutecznie leczyć.Tego chorego musi leczyć ktoś świadomy – lekarz.

Argumenty studenta zostały odrzucone. Zaczęto na koniec mówić o torturach, jakie stosuje polskapolicja wobec klasy robotniczej. Zdenerwowany Baryka wyszedł. Chodził długo po ulicach Warszawyi rozmyślał o wydarzeniach, które chwilę wcześniej miały miejsce. W końcu doszedł do przekonania, żetrzeba się wsłuchać w siebie, w jakiś „wewnętrzny głos”. Musiał jeszcze iść do pracy, do Gajowca. Jużw wejściu zakomunikował, gdzie był, po czym przystąpił do ataku na idee urzędnika. Rozpętała sięostra dysputa światopoglądowa. Baryka krytykował program naprawczy Gajowca, ten zaś zacięciebronił potrzeby utrzymania granic Polski.

W marcu Cezary dostał list od Laury. Była kochanka chciała się z nim spotkać „w Ogrodzie Saskimobok fontanny o godzinie drugiej po południu”. Nastąpiły tłumaczenia i wyjaśnienia. Uczucia odżyły,kochankowie wyznawali sobie miłość, ale sprawa była już przegrana. Laura nie chciała kontynuowaćromansu, a wzburzony Baryka odszedł.

Nastał pierwszy dzień przedwiośnia.

Tego dnia właśnie od Nowego Światu, przez plac Trzech Krzyżów ciągnęła wielkamanifestacja robotnicza w stronę Belwederu. Bezrobotni wskutek fabrykanckiego lokautu,strajkujący wskutek drożyzny i niemożności wyżycia z płacy zarobkowej tak nędznej, jakabyła ich udziałem – i uświadomieni komuniści. Ci trzymali prym, młoda gwardia, a raczejawangarda Sowietów.

Na czele pochodu robotników szli między innymi Cezary i Lulek. Kiedy przed robotnikami ukazał siękordon policji, Cezary odłączył się od manifestacji. 

Baryka wyszedł z szeregów robotników i parł oddzielnie, wprost na ten szary murżołnierzy – a na czele zbiedzonego tłumu.

Wygenerowano przez KLP Printer © 2008­2010 teamon