stimulus nr 2

62

Upload: stimulus-uj

Post on 15-Mar-2016

236 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

czasopismo studentów psychologii UJ

TRANSCRIPT

Page 1: Stimulus nr 2
Page 2: Stimulus nr 2
Page 3: Stimulus nr 2

-------------------------1

Słowo wstępne

Kanibal grób złupi, przyrządzi stek trupi...

Kochałeś? Płać!

„Przyszedł szarlatan - szuja,opukał go, pobujał: Dementia praecox”

Newsy z życia Instytutu

Newsy z życia Koła

Felieton

Nocebo, śmierć i voodoo

Co nas kręci, co nas podnieca po śmierci

Dobry klient to martwy klient

Zgniąć przy tobie to taki niebiański sposób, żeby umrzeć

Nowości wydawnicze

Doniesienia z badań

Śmiertelne fakty i mity

Horoskop

3

4

11

16

23

24

26

28

32

38

43

50

52

54

56

Page 4: Stimulus nr 2

-------------------------2

Redaktor NaczelnaJoanna Kołak

Zespół RedakcyjnyPaweł Bakalarz

Kamil DadasiewiczJoanna Durlik

Katarzyna GabryszJustyna Janik

Krzysztof KasparekMarcin KoculakAgata Korczak

Kamila KowaleczkoWiktoria Kozioł

Joanna ŁuczyńskaMarek MuszyńskiPaweł Podolski

Aleksandra RatajDagna Skrzypińska

KorektaJoanna Kus

Projekt graficzny pisma i okładkiJoanna Łuczyńska

Opiekun naukowyDr Przemysław Bąbel

Wychodzimy z ukrycia - Redakcja Stimulusa (a raczej niestety tylko jej część) poczuła parcie na szkło, fot. Marcin Świdziński

Page 5: Stimulus nr 2

-------------------------3

Słowo wstępne

JaK żyJemy Ze ŚmIeRCIą

„Różnica pomiędzy seksem i śmiercią polega na tym, że kiedy będziesz umierał, nikt nie będzie się śmiać z ciebie, że robisz to sam.”

Podobnie jak Woody Allen, autor po-wyższych słów, zdecydowaliśmy się na zbudowanie pomostu między dwo-ma z pozoru odległymi (jak bardzo z pozoru? zobacz: s. 32) tematami. Od prezentowanego przez Zygmunta F. z różowymi uszami, „pikantnego i kontrowersyjnego”, numeru o seksie, przechodzimy gładko do równie bli-skiego życiu (chociaż może odrobinę mniej wakacyjnego i beztroskiego) numeru o mrocznym żniwiarzu (dla poprawnych politycznie: mrocznej żniwiarce).

Jeśli po tym numerze Stimulusa spo-dziewacie się skrupulatnego opisu poszczególnych stadiów żałoby wg Kübler-Ross lub dywagacji na temat psychologicznego wymiaru lęku przed śmiercią, oszczędźcie sobie poszuki-wań i przejdźcie od razu do

horoskopu. Myślę, że sprostaliśmy niełatwemu zadaniu, aby temat głów-ny tego wydania ukazać z różnych perspektyw, a treści dobrać tak, by uzupełniały sporą lukę w traktowaniu o śmierci i umieraniu z psychologicz-nego punktu widzenia. Nie zabraknie zatem historii zastosowań ludzkich zwłok, wzbudzającego żywe zdziwie-nie bogactwa usług pogrzebowych czy przerażającego opisu metod psychote-rapii o oczywistych w kontekście tego numeru skutkach. Wszystko to okra-szone bardziej przyziemnymi rubry-kami stałymi, ale też nowością – kry-tyczną kolumną o faktach i mitach.

Podawanie magicznego związku na-szego motywu przewodniego z trwa-jącą właśnie sesją czy też porażką polskiej reprezentacji w Euro 2012 pozostawiam redakcyjnym wróżbitom, a kończąc krótki wstęp, chcę już tylko w imieniu całej Redakcji życzyć Wam przyjemnej lektury, a nam wiary w bogate wydawnicze życie przed śmier-cią.

Joanna KołakRedaktor Naczelna

Page 6: Stimulus nr 2

-------------------------4

Nieboszczyk. Zwłoki. Trup. Te określe-nia nie brzmią dobrze. Nie chcemy ich słyszeć, a tym bardziej – wymawiać. Martwe ciało budzi mieszane uczucia - od wstrętu, przez ambiwalencję, do szacunku. Od początku istnienia ga-tunku ludzkiego funkcjonował zwyczaj grzebania zmarłych, z czym wiązały się wielorakie rytuały. Jednakże zda-rzały się, i wciąż zdarzają, wyjątki od takiego postępowania. W różnych czasach i kulturach trup stanowił na-der użyteczny surowiec. Przyjrzyjmy się przypadkom, w których śmierć stanowiła nie koniec funkcjonowania ludzkiego ciała, ale – okazję do jego wykorzystania. W jaki sposób?

Trup w medycynie

„Weź zwłoki rudego, około 24-letniego mężczyzny, zmarłego w wyniku prze-mocy, a nie choroby. Wystaw go na światło słoneczne przez dzień i blask księżyca przez noc. Potnij jego mięś-nie i posyp sproszkowaną mirrą, dodaj kilka kropel aloesu. Ostrożnie zmocz kawałki ciała, a następnie powieś je w suchym miejscu, dopóki nie wyschną. Wtedy zaczną przypominać przypie-czone mięso, bez śladu fetoru”[fragment XVII-wiecznego przepisu farmaceutycznego]

Kanibalizm medyczny to zjawisko znane już w starożytnej Mezopota-mii, Egipcie i Grecji. Galen opisywał terapię ludzkimi zanieczyszczeniami: krwią wojenną, menstruacyjną oraz szczątkami, które miały być sku-teczne przeciwko różnym chorobom i cierpieniom. Idee te przetrwały do czasów nowożytnych.

W XVI wieku popularnym i trudnym do zdobycia medykamentem były mumie. W 1586 roku przetransporto-wano nielegalnie do Wielkiej Brytanii ok. 600 funtów zabalsamowanych zwłok. Jako że popyt przekraczał po-daż, kupcy i aptekarze uciekali się do sprzedaży swoistych substytutów, na przykład ciał kryminalistów czy ofiar epidemii. Według angielskiego me-dyka, Edwarda Taylora (1658-1702), wypicie świeżej ludzkiej krwi przynosi-ło ulgę w ciężkich chorobach i epilep-sji. Składnikiem maści stosowanej na złamania były 3 uncje mumii. Oprócz wykorzystywania zwłok starożytnych Egipcjan, społeczeństwo czasów no-wożytnych wydawało się zafascynowa-ne antycznym obyczajem pochówku. Wśród XVII-wiecznej szlachty fran-cuskiej balsamowanie zwłok stało się swoistym trendem, dlatego często po-

KaNIbalgRóbZłuPI,PRZyRZąDZISteKtRuPI...

...krótka historia o drugim życiu zwłok

agata Korczak

Page 7: Stimulus nr 2

-------------------------5

przez testament zlecano taki rytuał. W dokumencie z 1652 roku można prze-czytać: „Chcę i rozkazuję, aby w 24 godziny po moim zgonie otwarto moje ciało, zabalsamowano je, włożono do ołowianej trumny, i (...) zaniesiono do klasztoru”.

Żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku lekarz niemiecki, Christoph Garmann, napisał traktat pod tytu-łem „Cuda zmarłych”. Wychodząc od koncepcji, w myśl której martwe cia-ło posiada siłę żywotną, opisuje wie-le praktycznych zastosowań zwłok. Trup stanowił całkiem niezłe źródło

farmaceutyków – pot zmarłego był lekarstwem na hemoroidy i narośla, wyschnięta czaszka przynosiła ulgę epileptykom, ze spalonych kości ko-chanków można było przyrządzić napój miłosny. Cząstki odzieży zmar-łych polecano na migrenę. Warto też było potrzeć zakażone miejsce ręką – najlepiej jeszcze ciepłego – nie-boszczyka; ozdrowienie zapewnione! Profilaktyczne działanie miały kości, które należało nosić zawieszone na szyi bądź wszyte w odzież. Liczne właściwości lecznicze posiadała nawet ziemia z grobów, zwłaszcza wisielców.

Najbardziej urodzajne były według niego grunty cmentarne, zaś zwłoki można było stosować jako nawóz.

Szokujące współcześnie praktyki, w nowożytnej medycynie stanowi-ły regułę. Król Anglii, Karol II Stuart (1630-1685), w czasie ostatniej cho-roby, związanej z ciężką niewydolnoś-cią nerek, pił wywar z ludzkiej czaszki. Garmann podawał nawet przepis na boską wodę, przygotowywaną z po-ciętych zwłok, mieszanych w aparacie destylacyjnym. Dodanie płynu do kilku kropli krwi ciężko chorego człowieka, umożliwiało ustalenie długości jego

życia. Niewiele au-torytetów medycznych w tamtych czasach sprze-ciwiało się podobnym praktykom.

Jednym z oponentów był prekursor nowoczesnej chirurgii, le-karz na dwo-rze francu-skich królów,

Ambroise Paré (1510-1590). Pisał, że lud jest zmuszany do wstrętnych praktyk pożerania ciał starożytnych Egipcjan. Używanie nieboszczyków jako lekarstw było dlań nieludzkim zwyrodnieniem. Sam przyznawał się do wielokrotnego stosowania trupich medykamentów – nigdy z sukcesem. Sprzeciw wobec kanibalizmu medycz-nego był także wodą na młyn prote-stantów, którzy przeciwstawiali się katolickiej koncepcji Eucharystii. Jak się przekonamy – nie tylko oni...

Kanibale z plemienia Tupinamba wg opisu Hansa Stadena, 1557

Page 8: Stimulus nr 2

-------------------------6

Ludzka kukurydza

Kanibalizm to obyczaj sięgający pra-dawnych dziejów ludzkości. Badania nad hominidami dostarczają dowo-dów, że przodkowie człowieka sprzed 3 milionów lat zjadali przedstawicieli własnego gatunku. Starożytni Grecy nadali obecnemu także w mitologii – tu warto wspomnieć choćby delek-tującego się swoimi dziećmi Kronosa – zjawisku nazwę antropofagia (od słów: antropos – człowiek i phagein – jeść). Rozróżnia się endokanibalizm, oznaczający zjadanie martwych ciał, w celu okazania im czci, oraz egzoka-nibalizm, w którym spożywa się pole-głych w bitwach wrogów bądź ofiary dla bóstw.

Jeden z najstarszych opisów kanibali-zmu wojennego pochodzi z roczników Tacyta, wedle którego celtyccy druidzi zjadali mózgi zabitych nieprzyjaciół, w nadziei, że dzięki temu przejmą ich mądrość. Z ludożerczych prak-tyk byli znani także Aztekowie, pod-bici w pierwszej połowie XVI wieku przez grupę hiszpańskich najeźdźców Hernando Corteza. Opisy jednego z uczestników wyprawy, Bernala Diaz del Castillo, dają obraz krwawych rytuałów ku boskiej czci, obejmują-cych wyrywanie serca ofiarom i zrzu-canie przez kapłana martwych ciał ze szczytu świątyni. Z okazji uroczystych świąt, aztecki władca spożywał danie o wdzięcznej nazwie „ludzka kukury-dza”, przygotowywane z mączki kuku-rydzianej i siekanego mięsa niebosz-czyków. Konkwistadorzy dowiedzieli się na przykład, że w 1486 roku w celach kultowych zabito i zjedzono 20 tysięcy jeńców. Aztekowie nie rozu-mieli oburzenia przybyszów, ponieważ akt spożycia ciała nieprzyjaciela uzna-wali za formę okazania czci bóstwom, sami zaś nie akceptowali europejskiej

liturgii Komunii Świętej jako barba-rzyńskiego aktu jedzenia samego Boga.

Ciekawą praktyką związaną z wy-korzystywaniem zwłok był obyczaj XVII-wiecznego ludu Aszanti, którego terytorium rozciągało się na terenach dzisiejszej Ghany. Szczątki ich królów składano w Sali Przodków, Bantamie. Każdego roku, na początku paździer-nika organizowano specjalną ceremo-nię, w której ówczesny władca upijał się wraz z dostojnikami, a następnie zarządzał schwytanie przypadkowych ofiar na ulicach miasta. Następnego dnia jeńcy byli przywożeni do Banta-my, gdzie czekały nań szkielety zmar-łych królów, przygotowane do udziału w uczcie. Przyozdobione biżuterią szczątki spoczywały na leżankach, obok stały stoły z żywnością i napoja-mi. Żyjący władca podchodził kolejno do swoich poprzedników, opisywał ich dokonania i prosił o ochronę. Do sali wprowadzano wybranego jeńca i przy dźwiękach bębnów obcinano mu gło-wę. Krwią zbieraną do naczynia po-lewano stół, jedzenie, a nawet kości wybranego króla, aby go symbolicznie nakarmić. Każdemu królowi składano jedną ofiarę; ceremonia trwała dopóki wszystkie trupy nie zostały odpowied-nio obsłużone.

Hannibal Lecter in memoriam

Częstowanie szkieletów krwią i ra-czenie się siekanym mięsem ludzkim wydaje się nienormalne? Zwyrodnia-łe? Takie rzeczy to tylko w horrorach? Niekoniecznie. Współczesna krymino-logia napotyka na liczne przypadki kanibalizmu w wydawałoby się cywi-lizowanym świecie Zachodu. Przyj-rzyjmy się sylwetkom wiernych na-śladowców starożytnych Azteków – zabijających nie po to, by okazać

Page 9: Stimulus nr 2

-------------------------7

szacunek bogom, ale zaspokoić włas-ne, chore fantazje – zasmakowania ludzkiego mięsa.

„Potem pokroiłem ją na małe kawałki, tak, żeby poręczniej mi było wnieść mięso do pensjonatu, w którym wy-najmowałem mieszkanie, gdzie pla-nowałem odpowiednio je przyrządzić. Och, jaka delikatna i mięciutka była po upieczeniu! Starczyła mi na dzie-więć dni.”

Albert Fish urodził się w 1870 roku w Waszyngtonie. Po śmierci ojca trafił do przytułku, gdzie nie stro-niono od kar c i e l e s ny c h . Po opuszcze-niu sierocińca, wątły i drobny młodz ien iec zaczął pracę, ożenił się i do-czekał sześ-ciorga dzie-ci. Wszystko układało się pomyślnie, dopóki nie po-padł w manię religijną i nie zaczął stoso-wać na sobie wymyślne tortury, włą-czając w to biczo-wanie czy podpalanie włożonych mię-dzy pośladki wacików, nasączonych spirytusem. Odkąd opuściła go żona, Fish coraz bardziej popadał w obłęd. Zarabiał na życie, imając się drob-nych prac – latem 1924 roku malował mieszkania w jednej z dzielnic Nowe-go Jorku. W tym czasie odnotowano zabójstwo małego Francisa McDonella, uprowadzonego z boiska baseballowe-

go. Policja odnalazła w lesie zmasa-krowane zwłoki chłopca, sprawca zaś rozpłynął się jak kamfora. Matka ofia-ry przypominała sobie jedynie postać niskiego, pomarszczonego mężczyzny w wymiętym meloniku, który w dniu zniknięcia jej syna, mamrocząc coś pod nosem, przyglądał się zabawie dziecka na werandzie.

Trzy lata później Fish popełnił kolej-ne morderstwo. 4-letni Billy Gaffney bawił się ze swoim rok młodszym przyjacielem. Chłopiec zniknął, zaś jego towarzysz potrafił powiedzieć

tylko, że kolegę porwał bogeyman – gnom. Mały, siwy mężczyzna. Zabrał ofiarę do opuszczonego domu, gdzie – po zbiciu dziecka do krwi – zabił je i poćwiartował. Opis zdarzenia, przed-stawiony wiele lat później przez jego sprawcę, mrozi krew w żyłach. Fish opowiada, jak zapakował części ciała chłopca do walizki, by przetransporto-wać je do własnego mieszkania. „Nos, uszy i pokrojone policzki udusiłem z

Zdjęcie z procesu Alberta Fisha, grudzień 1934 roku

Page 10: Stimulus nr 2

-------------------------8

cebulką, marchewką, selerem i odro-biną rzepy. Smakowało nieźle”. Dalej następuje opis degustacji potrawy, niepozbawiony zachwytów nad deli-katnością mięsa. Nie była to ostatnia zbrodnia niepozornego kanibala. Po kilku latach zamordował małą Gracie Budd, której ciało jadł przez 9 dni. Kiedy wreszcie Fish został aresztowa-ny, napisał list do matki dziewczyn-ki, zaczynający się słowami: „Droga Pani Budd! W niedzielę, 3 czerwca 1928 roku, złożyłem wizytę w Pań-stwa mieszkaniu przy 15th Street. Przyniosłem Pani garnuszek twarogu i truskawki. Zjedliśmy razem obiad. Gracie usiadła mi na kolanach i poca-łowała mnie w policzek. Postanowiłem ją zjeść”.

Fragment tego listu w pełni oddaje stan chorego umysłu Fisha. Sądowy psychiatra, Fredric Wertham, posta-wił diagnozę psychozy paranoidalnej. Morderca był skory do współpra-cy, chętnie opowiadał o szczegółach wszystkich zbrodni, ale zawsze mówił bez emocji, beznamiętnie. Twierdził też, że zawsze czuł potrzebę sprawia-nia cierpienia, zadawania bólu sobie i innym. Na pytanie, czy uważa siebie za psychicznie chorego, odparł spo-kojnie: „Niezupełnie. Po prostu nigdy siebie nie rozumiałem”. W opinii Wert-hama, Albert Fish cierpiał na sado-masochizm ukierunkowany na dzieci, zwłaszcza chłopców. Wertham dopa-trywał się też u niego symptomów regresji seksualnej. Ekspertyza psy-chiatryczna zakończyła się słowami: „Z racji nawiedzających Fisha urojeń,a zwłaszcza z przyczyny zupełnego pomieszania pojęć wiary, grzechu, po-kuty, potępienia i kary, jego zdolność rozróżniania dobra i zła jest niepełna, ograniczona i wynika z nienormal-nych – lub, jeśli kto woli, z obłędnych przesłanek”. 16 stycznia 1936 roku

współczesny kanibal zakończył życie. Po wysłuchaniu werdyktu sędziego, z zachwytem podziękował mu za wyrok: „Umrzeć na krześle elektrycznym – cóż to będzie za emocjonujące przeży-cie! Najwyższa rozkosz!”.

Historia Nicolasa Clauxa rozegrała się w latach 90. XX wieku w Paryżu. Jego rodzice często się przeprowa-dzali, dlatego jako chłopiec mieszkał w Kamerunie, Londynie, Lizbonie. W wieku 10 lat wdał się w kłótnię ze swoim dziadkiem, podczas której starszy człowiek umarł na zawał. To zdarzenie zapoczątkowało obsesyjną fascynację śmiercią – jako nastolatek, czytał wszystko o życiu pozagrobo-wym, pogrzebach, wampirach. Kiedy w wieku 18 lat, w 1990 roku powrócił do Paryża, zaczął dokładnie studiować topografię jego cmentarzy. Wtedy to po raz pierwszy włamał się do krypty i sprofanował znalezione tam zwłoki. Częste wizyty na cmentarzach w celu plądrowania grobowców z czasem przestały mu wystarczać. Zaczął za-bierać do swojego mieszkania szcze-gólne pamiątki z krypt: „Cały mój pokój był dosłownie usłany ludzkimi zębami i fragmentami kości, a z sufi-tu – jak groteskowe machiny latające – zwieszały się ludzkie kręgosłupy i piszczele”.

W 1993 roku Claux zaczął pracować w kostnicy szpitalnej, przy sekcji zwłok, by móc być bliżej trupów. Jego nową obsesją było wykradanie krwi po ope-racjach, a następnie mieszanie jej z ludzkimi prochami i wypijanie. Chętnie zjadał też skrawki mięśni niebosz-czyków, czasem zabierał je do domu i piekł. Jednak bardziej odpowiadały mu one na surowo: „Smakowało jak befsztyk albo carpaccio. Ludzkie mię-so smakuje zupełnie nieźle, zależy zresztą od tego, z jakiej części ciała

Page 11: Stimulus nr 2

-------------------------9

pochodzi. (...) Pytają mnie często, co przyszło mi na myśl, kiedy po raz pierwszy zrealizowałem swoje kani-balistyczne fantazje. No cóż, szczerze mówiąc, pomyślałem sobie: <Wow! Więc jestem ludożercą. Super!>”. Po-stać paryskiego kanibala można uznać za fenomen popkultury. Prowadził w Internecie specyficzne strony kulinar-ne, w których podawał szczegółowe przepisy na dania z ludzkiego mięsa. Fachowo demonstrował za pośred-nictwem rysunków, jak najlepiej po-ćwiartować i przyrządzić ciało.

Oto fragment z wpisu na stronie inter-netowej z grudnia 1998: „Inni kani-bale, ze wszystkich zakątków świata, rozwodzą się nad me-todami przyprawiania ludzkiego mięsa. Ja nie jestem aż tak wy-rafinowany i nie będę nikogo przekonywał, że najlepszym do nie-go dodatkiem jest fa-solka, a samo mięso należy doprawiać ja-kimś sosem. Uważam zresztą, że zbyt ostre sosy psują naturalny, słodki smak ludzkie-go mięsa i krwi. Mięso człowieka to dar boży i szkoda psuć jego roz-koszny smak.”

Claux trafił do więzienia po głośnym zabójstwie francuskiego restauratora i muzyka, Thierrego Bissoniera, z któ-rym umówił się pod pozorem randki. Ofiara została wybrana nieprzypadkowo, ponieważ w 1997 roku w Paryżu popełniono pod rząd kilka zbrodni na homoseksualistach, można było się spodziewać, że zabój-stwo zostanie przypisane seryjnemu mordercy. Jednakże Nicolas popełnił

błąd – próbował zapłacić czekiem Bis-soniera za odtwarzacz video. Popro-szony o dokument, zostawił w skle-pie prawo jazdy ofiary z wklejonym własnym zdjęciem. Przesłuchiwany przez śledczych, rychło przyznał się do zbrodni. By uchodzić za niepoczy-talnego, opowiadał o swojej fascynacji profanowaniem grobów i zjadaniem ludzkiego mięsa. Psychiatrzy doszli do wniosku, że sprawca jest psychopatą o skłonnościach do nekrofilii i sady-zmu. Przeprowadzono na nim Test Rorschacha (sic!), który wykazał ce-chy osobowości schizoidalnej. Proces Clauxa rozpoczął się w maju 1997. Oskarżony został uznany za winnego morderstwa z premedytacją i trafił do

więzienia na 12 lat. Podczas odsiadki za-częła się prawdziwa kariera współczesne-go ludożercy. Zaczął malować, uczyć się programowania, został redaktorem więzien-nej telewizji, nagry-wał koncerty i mecze piłkarskie. Po odbyciu kary 7 lat i 4 miesięcy, został przedterminowo zwolniony.

Dzisiaj Nico Claux ma status celebryty, wy-

stępuje w programach telewizyjnych i udziela wywiadów. Otworzył nawet internetową galerię, w której z powo-dzeniem sprzedaje swoje obrazy – są to w większości portrety seryjnych za-bójców i kanibali. Na blogach rozwo-dzi się nad sprawdzonymi metodami przyrządzania ludzkiego mięsa, za-mieszcza też rady dla adeptów sztuki profanowania grobów. Wykorzystując naturalny talent do autoreklamy, za-rabia na „wampirzym biznesie”, wy-głaszając na zlotach fanów odczyty

Obraz Clauxa zatytułowany „Guts” („Flaki”), 1998, Museum of Death

Page 12: Stimulus nr 2

-------------------------10

o swoich dawnych obyczajach. Jego profil można znaleźć na MySpace i Facebooku.

Krótka historia trupa w pigułce zosta-ła przedstawiona. Na pytanie, jakie znaczenie dzisiaj ma martwe ciało człowieka, nie ma jednej odpowiedzi. Chorym na padaczkę nie podajemy sproszkowanych czaszek. Nie piecze-my ciast z dodatkiem siekanego mię-sa człowieka, nieważne, jak smaczne jest w opinii autorytetów pokroju Clauxa. Z jednej strony, omijamy temat śmierci, zostawiając ją sferze całkowicie osobistej, wręcz intymnej. Z drugiej zaś, popkultura wydaje się zafascynowana trupem – masowo oglądamy horrory pełne ożywających zombie, i śledzimy historie współczes-nych kanibali, których lista nie kończy się bynajmniej na dwóch wymienio-nych postaciach. Na koniec spytam tylko – to co, zaprosisz Nicolasa Clau-xa do znajomych na Facebooku?

Bibliografia:

Aries, P. (1989). Człowiek i śmierć. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, tłum. E. Bąkowska.Diehl, D. i Donelly, M. P. (2008). Dzie je kanibalizmu. Warszawa: KDC, tłum. M. Urbański.Foltyn, J. L. (2008). The corpse in contemporary culture: Iden tifying, transacting, and reco ding the dead body in the twenty-first century. Mortality, 13, 99-104.Kelly, S. (2012). Dead Bodies that Matter: Toward a New Ecology of Human Death in American Culture. The Journal of Ameri can Culture, 35, 37-51.

Kerrigan, M. (2009). Historia śmierci. Zwyczaje i rytuały pogrzebowe od starożytności do czasów współ czesnych. Warszawa: Bel lona, tłum. S. Klimkiewicz.Morciniec, P. (2009). Ludzkie zwło ki jako obiekt badawczy: dowolność działań czy normo wanie? Diametros, 19, 78-92.Sugg, R. (2006). Good Physic but Bad Food: Early Modern Attitudes to Medicinal Cannibalism and its Suppliers. Social History of Medicine, 19, 225-240.

Strony internetowe:

http://www.hyaenagallery.com/nicoc laux.html (strona internetowa galerii, w której Claux sprzedaje swoje prace)

http://www.lesvampires.org/mirror sportal/nicoclaux.html (opis hi storii Nicolasa Clauxa)

http://www.trutv.com/library/crime/ serial_killers/notorious/fish/grac ie_1.html (opis zbrodni Alberta Fisha o skłonnościach do nekrofilii i sadyzmu)

Page 13: Stimulus nr 2

-------------------------11

Można pokusić się o eleganckie stwierdzenie, że autorka opubliko-wanej w 1963 roku książki pt. Ame-rican way of Heath, Jessica Mitford, nie mogła przypuszczać, że jej praca rozpęta prawdziwą burzę. Tyle, że prawdopodobnie wcale nie byłoby to bliskie prawdy. W swojej publikacji Mitford świadomie i bezkompromisowo opisuje realia anglo-amerykańskiego biznesu pogrzebowego pochłaniają-cego corocznie ogromne sumy pie-niędzy. Problemem, na który autorka przede wszystkim zwraca uwagę, jest rozdźwięk pomiędzy bezdusznymi prawami rynku a sytuacją osób, które - zmuszone okolicznościami - dobro-wolnie godzą się na udział w grote-skowym spektaklu. Mitford opisuje podstawową strategię, jaką kierują się firmy oferujące klientom pełen zestaw usług: przekonanie klienta, że wyso-kość kosztów uroczystości pogrzebo-wych w pełni oddaje uczucia, jakimi darzona była zmarła osoba, lub też – stanowi rekompensatę wyrządzonych jej niegdyś krzywd. Godne upamięt-nienie bliskiej osoby wydaje się być dobrym sposobem na rozliczenie się z własnym sumieniem. Rozliczenie to trzeba jednak traktować bardzo do-

KOCHałeŚ?Płać!..

magdalena Król

słownie – odbywa się przecież według cennika usług wybranej firmy.

Śmiertelnie poważny biznes

Potęgę szeroko pojętego rynku usług pogrzebowych w Stanach Zjedno-czonych najlepiej obrazują liczby. Coroczne zyski ze sprzedaży usług związanych z rynkiem pogrzebowym, osiągane przez około 22 tysiące firm obecnych na rynku, wynoszą ponad 11 miliardów dolarów. Koszty pogrze-bu wahają się od 8,5 do 10 tysięcy dolarów. Machinę zysków napędzają przede wszystkim zmieniające się i - wciąż rosnące - wymagania klientów, i wciąż poszerzane oferty sprzedaży.

Historia rozbudowanej sieci firm po-grzebowych w Stanach Zjednoczonych sięga dziewiętnastego wieku. W wy-niku zachodzących wówczas zmian w strukturze społecznej, rozpoczął się proces lokalizowania głównych cere-monii i obrzędów związanych z opieką nad zmarłym poza domem rodzinnym, a dokładnie w pierwszych w historii domach pogrzebowych (funeral ho-mes). Następnym krokiem było doko-nanie odpowiednich regulacji, które pozwoliłyby na wyodrębnienie nowego zawodu – przedsiębiorcy pogrzebowe-go. Powstała branża, która wzięła na siebie kontakt ze śmiercią. Machina ruszyła, a wraz z nią – potrzeba stwo-rzenia systemu chroniącego nie tylko usługodawców, ale także – klientów. Swobodne funkcjonowanie rozwija-jącego się rynku pogrzebowego w Stanach Zjednoczonych, niemal od początku dwudziestego wieku wywoły-wało skrajne emocje i rozmaite reak-cje w różnych środowiskach.

Odpowiedzią na nadużycia finansowe popełniane przez właścicieli domów pogrzebowych oraz coraz częstsze

Page 14: Stimulus nr 2

-------------------------12

przypadki sprowadzania uroczystości pogrzebowych do rangi ostentacyj-nego przedstawienia, była inicjatywa grup religijnych, funkcjonująca pod nazwą Memorial societes. Od lat pięć-dziesiątych i sześćdziesiątych krytyka jednego z najbogatszych sektorów rynku znalazła wyraz w dwóch kluczo-wych artykułach Davidsona i Tunleya.

Ten ostatni wywołał reakcję ponad sześciu tysięcy Amerykanów, którzy na łamach Sa-turday Eve-ning Post opi-sywali swoje gorzkie do-świadczenia związane z k o r z y s t a -niem z usług „ d r a p i e ż -nych” firm. Wspomnia-na już książ-ka American way of De-ath, w któ-rej Jessica Mitford bez s k r u p u ł ó w odwoływała się do licz-nych przypadków łamania praw etyki wśród sprzedawców usług pogrzebo-wych i popularyzowania przekonania, iż standard umierania musi przewyż-szać – lub przynajmniej odpowiadać – standardowi życia, do dziś pozosta-je najbardziej wyrazistym głosem w globalnej dyskusji.

Klient w stanie zagrożenia

Dlaczego klienci sektora usług po-grzebowych są szczególnie narażeni na szkody i nadużycia ze strony swo-ich usługodawców? Odpowiedź na to

pytanie wymaga prześledzenia proce-su decyzyjnego osób pogrążonych w żałobie oraz strategii radzenia sobie z trudnymi wymaganiami stresujących okoliczności. Potencjalne sytuacje, w których klienci dokonują zakupu usług pogrzebowych, to planowanie szeregu czynności związanych z pogrzebem – własnym lub członka rodziny - oraz okoliczność śmierci bliskiej osoby. Okazuje się, że preferowanym stylem radzenia sobie z tym trudnym zada-

niem jest podej-mowanie wszel-kich potrzebnych działań w nagłych wypadkach, a więc dopiero w chwili, gdy rzeczywiście zachodzi taka po-trzeba. Mimo iż 72 proc. responden-tów w USA odnio-sło się pozytywnie do idei wcześniej-szego planowania pogrzebu, jedynie nieco ponad 30 proc. rzeczywiście podejmowało tego typu działania, mimo że zwykle

sprowadzają się one jedynie do rodzinnej dyskusji lub pozostawienia rodzinie instrukcji i na-jistotniejszych wskazówek. Z nielicz-nych badań wynika, że jest to efekt oporu przed myśleniem o śmierci – zarówno w kontekście własnym, jak i osób bliskich - oraz niechęci wobec samego rozważania konieczności sko-rzystania z usług pogrzebowych. Brak wcześniejszego przygotowania i planu ma rzecz jasna swoje konsekwencje w późniejszym zachowaniu konsumen-ckim.

Rys. Katarzyna Gabrysz, http:// bzdurynn.blogspot.com

Page 15: Stimulus nr 2

-------------------------13

W przypadku osób, które dokonują zakupów związanych z okolicznościami pogrzebowymi, na pierwszy plan wy-suwa się proces podejmowania decyzji w warunkach dużego stresu. Presja czasu, emocjonalne wyczerpanie oraz przymus spełnienia oczekiwań rodziny i pozostałych osób, które będą uczest-niczyć w uroczystości, znacząco wpły-wają na czujność klientów i ocenę sy-tuacji. Dodatkowym utrudnieniem jest niechęć osób pogrążonych w żałobie do dzielenia się problemami związany-mi z organizacją uroczystości i podejmowaniem prób poszukiwania konkurencyjnych ofert. Negatywne emocje wpływają na procesy podej-mowania decyzji. W sytuacji dużego napięcia emocjonalnego klienci podej-mują mniejszy wysiłek umożliwiający efektywne przetwarzanie informacji. Ponieważ uwaga klientów zostaje zwrócona przede wszystkim na prze-żywane emocje, wysokość cen usług i konkurencyjność firm przestają mieć dla nich znaczenie. Tym samym, wy-bór usługodawcy staje się ograniczony - zwykle odbywa się zgodnie z oceną poprzednich doświadczeń z firmą po-grzebową, lokalizacją domu pogrzebo-wego oraz znajomością przedsiębior-cy. Na nieuwadze klientów dotyczącej cen usług, korzystają sprzedawcy.

Bo najważniejszy jest klient

Okoliczności pogrzebu skłaniają do podejmowania rozmaitych decyzji. Przygotowywanie uroczystości pogrze-bowej można opisać w kategoriach dokonywania standardowej rynkowej transakcji związanej z planowaniem zakupów, przeglądaniem ofert i wyborem firmy. Klienci coraz częściej odchodzą od tradycyjnych form or-ganizacji uroczystości pogrzebowych. Choć wciąż poszukują usług najlepiej dostosowanych do indywidualnych

potrzeb i preferencji, coraz chętniej korzystają także z dodatkowych ofert proponowanych przez domy pogrze-bowe. Tym sposobem, specjaliści za-pewniają nie tylko profesjonalną ob-sługę uroczystości, ale także – dbają o komfort i dobre samopoczucie klienta po zakończeniu ceremonii. W prakty-ce oznacza to otoczenie opieką osobę cierpiącą po stracie, i zapewnienie jej udziału w grupach wsparcia - a nawet dostęp do odpowiedniej literatury i materiałów edukacyjnych.

Większość zachowań warunkują kultu-rowe normy i zwyczaje. W przypadku kremacji, do najbliższych osób należy decyzja o podziale prochów zmarłe-go między członków rodziny, pozo-stawieniu ich w domu, rozrzuceniu w wyjątkowym miejscu lub skorzystaniu z możliwości pozostawionych przez administratorów cmentarzy. Obok przygotowania tradycyjnego pogrze-bu, pojawiają się nowe możliwości, których wybór staje się coraz bardziej popularny. Oferty firm świadczących kompleksowe usługi pogrzebowe i alternatywne sposoby upamiętnienia osoby zmarłego, zaskakują wachla-rzem możliwości. Portale internetowe i serwisy konsumenckie, takie jak The Good Funeral Guide czy TheLate.com, zapewniają pełen zakres pomo-cy w dokonaniu najlepszego wyboru. Odpowiedzi na aktualne trendy jest oczywiście wiele. Wystarczy wymienić choćby specjalnie przygotowywaną, unikatową prezentację o zmarłym, czyli multimedialne wspomnienia, katalog mów żałobnych, księgi gości, redakcję kronik rodzinnych oraz ser-wis życzeń last-minute, czyli elektro-niczną wersję księgi pamiątkowej, w której o każdej porze można złożyć wyrazy współczucia pogrążonym w żałobie członkom rodziny. Proponowa-ne są również praktyczne rozwiązania

Page 16: Stimulus nr 2

-------------------------14

spełniające ekologiczne i estetyczne standardy klientów. W Australii i Japonii coraz większym zainteresowaniem cieszą się trumny zbudowane z proekologicznego two-rzywa użyźniającego glebę, możliwe jest także złożenie zamówienia na projekt uwzględniający preferencje klienta co do kształtu i koloru kon-strukcji. Nie należy do rzad-kości poddawanie zmarłego liftingo-wi i masażom. W Wielkiej Brytanii swoich nabywców ma również usługa przetwarzania prochów zmarłego w kilkaset ołówków lub diamentową bi-żuterię, a - za nieco ponad 12 tysięcy dolarów - wspomnienie o ukochanej osobie może znaleźć się na księżycu. Gra świateł i akompaniament muzyki granej na żywo to też jedynie kwestia pieniędzy.

Zainteresowanie ofertami równie wyszukanych usług znajduje swoje uzasadnienie przede wszystkim w mo-tywacji i postawach osób dbających o ceremonię i związane z nią przy-gotowania. Mimo że to intensywnie przeżywane emocje w znacznym stop-niu wpływają na ich decyzje, nie bez znaczenia pozostaje również poczucie obowiązku i przekonanie o koniecz-ności przygotowania wzbudzającej podziw uroczystości. Można przypusz-czać, że motywacja osób, które - nie zważając na wysokie koszty - sięgają po wspomniane wyżej „atrakcje” ofe-rowane przez firmy pogrzebowe, jest związana z kilkoma czynnikami. Bar-dzo często towarzyszy im przekona-nie, że wysokie koszty uroczystości i bogata oprawa pogrzebu będą najlep-szym dowodem uczuć, jakimi darzona była osoba zmarła. W rzeczywistości może to być rodzaj rekompensaty i publicznego zadośćuczynienia. Równie motywujące jest pragnienie impono-wania otoczeniu luksusem i fantazją.

Choć trudno aprobować podobną mo-tywację, właśnie o takim sposobie po-zyskiwania satysfakcji z podejmowa-nych decyzji mówi się coraz częściej. Zgromadzeni na uroczystości goście z pewnością pozostaną przecież pod dużym wrażeniem przepychu i troski organizatorów o najdrobniejsze szcze-góły ceremonii. O najwyższy poziom przygotowania tego wyjątkowego obrzędu zadbają natomiast prawdziwi profesjonaliści.

Gdy zbliża się koniec

Wydaje się, że branża pogrzebo-wa rozwija się w naturalnymi rytmie zgodnym z potrzebami klientów. Każ-dy świadomy przedsiębiorca zdaje sobie sprawę ze zmieniających się trendów i wymagań, a jednocześnie bierze pod uwagę tradycję i kulturowe przyzwyczajenia. Przykład Czechów, którzy coraz częściej oczekują od firmy jedynie powiadomienia o miej-scu pochówku osoby zmarłej, stanowi wyraźną przeciwwagę dla Polaków, którzy chętnie powielają amerykań-skie wzorce, zamawiając oprawę pogrzebu w różnych stylizacjach, z obrotową sceną z trumną w tle. Ofer-ta usług prawdopodobnie będzie się powiększać, aby móc sprostać oczeki-waniom wszystkich zainteresowanych. Niezmiennym elementem rynkowego zamętu pozostaje klient.

Bibliografia

Canning, L., Szmigin (2010). Death and disposal: The universal, environmental dilemma. The Journal of Marketing Manage- ment, 26, 1129-1142.

Page 17: Stimulus nr 2

-------------------------15

Kemp, E. (2010). Have you made plans for that big day? Predicting intentionsn to engage in funeral planning. Journal of Marketing Theory & Practise, 18, 81-90.

Kemp, E., Kopp, S.W. (2007). The de ath care industry: A review of regulatory and consumer issues. The journal of consumer affairs, 41, 150-173.

Saunders, K.C. (1991). Service wit hout smile. The changing struc ture if the death industry. The Service Industries Journal, 11, 202-219.

Page 18: Stimulus nr 2

-------------------------16

Newmaker, Killpack, Ciambrone, Pol-reis i wiele innych nazwisk. Studenci psychologii mogli słyszeć o tym pierw-szym, reszta z nich jest znana raczej w praktyce sądowej. Łączy je wszyst-kie młody wiek, trafienie do rodziny adopcyjnej, często pochodzenie z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, i nieszczęście nadania diagnozy re-aktywnych zaburzeń przywiązania (reactive attachment disorder) w wersji rozszerzonej i wybitnie nieade-kwatnej. Jeśli porównać medycynę

i psychoterapię do teatru, w którym zarówno pacjenci jak i lekarze odgry-wają pewne role społeczne, dzieci te z pewnością wygrałyby1 casting do sztuki o najbardziej dramatycznych konsekwencjach, jakie można sobie wyobrazić. Uduszenie (Newmaker), zmuszenie czteroletniej dziewczynki do wypicia na raz 2,5 litra wody, a w rezultacie śmierć (Killpack) - śmierć poprzez uraz głowy, a wcześniej gło-dzenie, bicie i zmuszanie do spania w łazience pozbawionej światła, ręczni-ków, mydła czy papieru toaletowego (Ciambrone); czy zbicie (ze skutkiem śmiertelnym) drewnianą łyżką dwulet-niego chłopca (Polreis). Wszystkie te dzieci są ofiarami terapii reaktywnych zaburzeń przywiązania.

Najbardziej znanym z przypadków jest ten dotyczący Candance Newmaker. Dziesięcioletnia adoptowana dziew-czynka miała problemy z zachowa-niem, dostała diagnozę reaktywnych zaburzeń przywiązania, i trafiła do terapeutek – Connel Watkins i Ju-lie Ponder. Stosowały one w swoich praktykach tzw. rebirthing. Jaka idea stoi za rebirthingiem, czyli symulacją porodu? Celem była regresja Candan-ce (nieprzywiązanej do swojej nowej matki) do etapu narodzin, wywołując wszystkie fizyczne nieprzyjemności związane z porodem. Doświadczenie tego “porodu” miało wyzwolić ukryte wspomnienia związane z traumą naro-dzin – skurcze, duszenie się w kanale porodowym oraz wysiłek własnych narodzin. Dziecko, które przeżyje swe powtórne narodziny, ma zaakcepto-wać swą bezbronność i fakt, że jest tak naprawdę nikim bez swojej mat-ki. Wychodząc ze sztucznego łona, ma być w końcu skłonne do miłości, zaufania i podporządkowania auto- 1 Konstanty Ildefons Gałczyński, Śmierć poety, za: http://galczynski.kulturalna.com/a-6604.html.

„PRZySZeDł SZaRlataN - SZuJa, OPuKał gO, PObuJał: - DemeNtIa PRaeCOx” 1

Czyli o śmierci i cierpieniu wynikających z pseudonaukowej psy-choterapii.

Karolina Świst

Page 19: Stimulus nr 2

-------------------------17

rytetom. Między matką i córką miało narodzić się prawdziwe przywiązanie. Historia zakończyła się w sposób dia-metralnie różny – Candance zawinię-to w “łono” stworzone z flanelowych prześcieradeł i poduszek, a następnie cztery dorosłe osoby o łącznej wadze około 300 kilogramów, przycisnęły 35-kilogramową dziewczynkę. Matka dziewczynki (pielęgniarka) była cały czas obecna. Terapeutki uniemożli-wiały dziewczynce wydostanie się z “łona”, ignorowały jej prośby o pomoc, wymioty i oddawanie moczu, co za-kończyło się jej śmiercią.

Przypadek Candance nie jest jednak odosobniony. Podobny los, rażące zaniedbanie, a także śmierć w wyniku nieumiejętnych działań psychologów i psychoterapeutów, spotyka wiele dzie-ci. Stawianie dzieciom diagnozy reak-tywnych zaburzeń przywiązania (rea-ctive attachment disorder - RAD), jak i mylne rozumienie tego zaburzenia, wydają się grać tutaj znaczącą rolę.

Co o reaktywnych zaburzeniach przy-wiązania mówią systemy diagnostycz-ne chorób psychicznych – DSM-IV i ICD-10? RAD jest jednym z najmniej zbadanych i najsłabiej rozumianych zaburzeń. Brakuje także narzędzi do poprawnej diagnozy oraz badań epi-demiologicznych. Dzieci z reaktyw-nym zaburzeniem przywiązania mogą przejawiać dwa style radzenia sobie w sytuacjach społecznych. Albo w spo-sób nadmierny i przypadkowy pró-bują uzyskać uczucia od wszystkich możliwych dostępnych dorosłych, albo wykazują ekstremalny opór przed za-inicjowaniem bądź przyjęciem uczuć, nawet od najbliższych im dorosłych, nawet - jeśli odczuwają dyskomfort psychiczny. DSM-IV i ICD-10 wska-zują jeszcze na kryteria związane z początkiem choroby (przed piątym

rokiem życia), brakiem autorytetu, z którym dziecko mogłoby się zidentyfi-kować, oraz historią znacznego zanie-dbania - fizycznego i psychicznego.

Tyle mówi nauka o reaktywnym za-burzeniu przywiązania. Natomiast wśród terapeutów przywiązania (at-tachment therapists), takich jak Con-nel Watkings i Julie Ponder, diagnoza RAD zmieniła się w AD (attachment disorders) – zaburzenia przywiąza-nia. Zaburzenia przywiązania stały się workiem, do którego wrzucano obja-wy, takie jak między innymi (cytując za ośrodkiem Evergreen – jednym z najsławniejszych miejsc, w których prowadzi się terapię takich dzieci): wybuchy gniewu, destrukcja włas-ności, fascynacja ogniem, krwią lub złem, okrucieństwo wobec zwierząt, zachowania opozycyjne, znęcanie się nad innymi, manipulacja, lgnięcie do innych, kłamanie, problemy ze snem, moczenie nocne oraz zanieczyszczanie się kałem, zadawanie nonsensownych pytań i niepotrzebne gadulstwo, brak myślenia przyczynowo-skutkowego, brak skruchy i wyrzutów sumienia, postrzeganie siebie jako ofiary, po-czucie własnej wyższości, depresja i smutek, brak ufności w stosunku do innych, brak kontaktu wzrokowego, nadmierne okazywanie uczuć ob-cym, bycie ofiarą przemocy czy nawet skłonność do ulegania wypadkom. Terapeuci przywiązania określają to wszystko mianem reaktywnych zabu-rzeń przywiązania, choć można za-uważyć, jak niewiele w tym oryginal-nej diagnozy RAD.

W wersji jeszcze bardziej ekstremal-nej zakłada się, że RAD (a raczej jego rozszerzona wersja, czyli AD) może być chorobą przyszłych psychopatów. Próbowano diagnozować RAD w wersji rozszerzonej u Hitlera (który miał się

Page 20: Stimulus nr 2

-------------------------18

zwierzyć swej sekretarce, że - gdy bił go ojciec – on powstrzymywał płacz, nie czuł już nic i był nawet w stanie liczyć wymierzane mu razy), Stalina, Teda Bundy’ego, Jeffreya Dahmera i…Edgara Allana Poe, na podstawie na-stępującego argumentu. Przez zaprze-czenie bólu, poczucia bezbronności i rozpaczy, czyli poprzez zaprzeczenie pogardy – Hitler i inni wyżej wymie-nieni (to nic, że Edgar Allan Poe ani troszeczkę nie pasuje do tej teorii) mieli zmienić się w mistrzów pogardy i przemocy, napędzanych ukrytymi uczuciami nienawiści i zemsty. Teorią próbuje się wytłumaczyć nawet przy-zwolenie Niemców na nazizm – sko-ro wszyscy byli wychowywani w ten sposób, to nie byli w stanie zauwa-żyć jawnych wypaczeń systemu. W wersji jeszcze bardziej ekstremalnej i absurdalnej – RAD próbowano diag-nozować u Helen Keller. Dziewczynka miała utracić przywiązanie do rodzi-ców, wskutek choroby, która odebrała jej słuch i wzrok. Anne Sullivan udało się nawiązać kontakt z pacjentką, a także przyczynić się do tego, że He-len Keller - jako pierwsza niewidoma i niesłysząca - uzyskała tytuł naukowy, stała się aktywistką społeczną i osobą pomagającą innym niepełnospraw-nym. Stawia się ją za przykład tego, że skuteczna terapia RAD może zdzia-łać cuda.

Sytuacja wszystkich dzieci z objawami potencjalnego reaktywnego zaburze-nia przywiązania, staje się groźna i wykraczająca poza zdrowy rozsądek. Dzieciom, które przeszły w swym życiu wiele, zetknęły się z systemem opieki adopcyjnej (quasi-eksperymen-talne badania w ośrodkach rosyjskich i rumuńskich pokazują, że słabą jakość opieki adopcyjnej można powiązać z symptomami prawdziwego RAD), pochodzą z mniejszości kulturowych

i mogą wykazywać różnorodne prob-lemy z zachowaniem, przypisuje się hurtowo bardzo rzadką diagnozę, któ-ra może doprowadzić do szeregu nad-użyć. W ten sposób można usprawied-liwić przemoc domową (Foster Cline, jeden z czołowych specjalistów w terapii przywiązania, bywa powoływa-ny w obronie rodziców, którzy skrzyw-dzili adoptowane dziecko) lub szkod-liwe praktyki terapeutyczne. Faktem jest, że nie w każdym przypadku to terapeuta zabił dane dziecko (jak w przypadku Candance Newmaker), jed-nak przypisanie błędnej, krzywdzącej diagnozy, jak i stosowanie niespraw-dzonych technik terapeutycznych, nie są zachowaniami, których oczekuje się od eksperta w danej dziedzinie.

Jedną z technik stosowanych przez terapeutów przywiązania jest holding. Polega na przytrzymywaniu dziecka w ramionach przez jednego lub więcej terapeutów. Jego celem jest wytwo-rzenie przywiązania poprzez zaofero-wanie dziecku kontaktu wzrokowego i fizycznego oraz poznawczej restruk-turyzacji, która ma na celu zmniej-szenie agresji. Gdy dziecko podczas takich sesji popada w złość, rodzic albo terapeuta ma za zadanie nadal je przytrzymywać, by poradziło sobie z regulacją własnych emocji. Nancy Thomas (jedna ze zwolenniczek te-orii przywiązania) nakłania rodziców bądź terapeutyczne rodziny zastępcze (Professional Therapeutic Foster Pa-rens) do przyjęcia specyficznych me-tod postępowania. Jedną z nich jest power sitting – zmuszanie dziecka do siadania po turecku, twarzą do ściany, i tkwienia w bezruchu w celu nauki samokontroli. Inną metodą jest odma-wianie dziecku pożywienia, jeśli skry-tykuje je w jakiś sposób lub zacznie grymasić (proponowane jest nawet nakarmienie psa pożywieniem dzie-

Page 21: Stimulus nr 2

-------------------------19

cka ze słowami „on z przyjemnością zje twój posiłek”). Według Thomas, dzieci z RAD mają przerwy w dosta-wie tlenu do mózgu, co przejawia się odpowiedziami typu „nie wiem” bądź pytaniami typu „co?” czy „dlaczego?”. W takim wypadku dzieci mają wyko-nywać szereg pompek bądź pajacy-ków, z uwagi na to, że „potrzebują” ćwiczeń, a „kochający rodzic” ma im je z czułością zapewnić. Zadawanie pytań typu „dlaczego” ma być ko-lejnym objawem braku szacunku ze strony dzieci. Pytanie “dlaczego niebo jest niebieskie”, w rzeczywistości ma być pytaniem skierowanym do rodzi-ca, które oznacza „dlaczego myślisz, że masz autorytet, by mówić mi co mam robić”. W takim wypadku rodzic ma polecić dziecku przygotowanie wypracowania na temat pytania, które wcześniej zadało. Częstym sposobem nauki samokontroli miałoby być rów-nież zmuszanie dzieci do trzymania rąk na ustach, gdy ich „szczęka staje się na tyle słaba, że nie są w stanie utrzymywać swych ust zamkniętych”. Kiedy można zastosować ten sposób? Na przykład, gdy dziecko przeszkadza rodzicom podczas jazdy samocho-dem czy - gdy wtrąca się w rozmowę starszych. Jednocześnie rodzice mają zapewniać wszystko, co jest związane z wykształceniem się przywiązania: kontakt wzrokowy, dotyk, kołysanie, uśmiechanie się, laktozę (dostarczanie mleka i cukrów) oraz wokalizację. Wy-szczególniona jest dzienna konkretna liczba uścisków dla dzieci i nastolat-ków, zarówno w celach terapeutycz-nych, jak i ogólnie niezbędnych do funkcjonowania (niezależnie od tego, czy dzieci mają ochotę na te uściski, czy też nie).

Terapeuci przywiązania utrzymują, że ich terapie są skuteczne. Jean Mercer (jedna z przeciwniczek terapii przy-

wiązania) wyszczególnia badania, któ-re miałyby dowodzić ich skuteczności. Badania Myeroff, Mertlicha i Grossa miałyby dowieść, że holding jest sku-teczny i powoduje istotne statystycz-nie obniżenie wyników na skali agresji i popełniania wykroczeń mierzonych na skali The Child Behavior Checklist. Niepublikowany artykuł Becker-Weid-mana także dowodził poprawy w za-chowaniu dzieci, a czynnik sprawczy przypisywał leczeniu. Dostępne na stronach internetowych, badanie Levy i Orlans także miało dowieść skutecz-ności holdingu. W obu z nich można jednak znaleźć poważne braki me-todologiczne. Tylko badanie Myeroff, Mertlicha i Grossa posiadało w swym planie grupę kontrolną (czyli taką, w której nie zastosowano terapii; a następnie porównano uzyskane wyniki z grupą, która tej terapii została pod-dana. Procedura ta pozwala w sposób adekwatny ocenić wielkość efektu związanego z zastosowaniem terapii). W relacji Levy i Orlans, dostępnej w Internecie, przedstawiono tylko roz-kłady procentowe na temat charak-terystyk próby, i zaprezentowano, że terapia przynosi istotne statystycz-nie różnice we wszystkich aspektach funkcjonowania dzieci z RAD (zacho-wanie, emocje, postrzeganie, związki, aspekt fizyczny i duchowy), oraz fakt, że różnice utrzymywały się w cza-sie. Nie ma podstaw, by twierdzić, że w badaniu tym wprowadzono grupę kontrolną, nie ma przedstawionego sposobu analizy, nie ma informacji o wielkości efektów ani na temat tego, jak długo miałyby się utrzymywać te efekty. W badaniu Becker-Weidmana także nie zastosowano grupy kontrol-nej, czyli nie można było oszacować w sposób adekwatny wpływu samej terapii – wyniki mogły zostać zaburzo-ne przez przypadkowe czynniki. Poza tym, wszystkie z tych badań nie kon-

Page 22: Stimulus nr 2

-------------------------20

trolują zmiennych - które także mogły wpłynąć na wyniki pomiaru - takich jak dojrzewanie dzieci i dostosowanie się w większym stopniu do wymogów społecznych.

W opisywanych badaniach do diag-nozy dzieci używano między innymi skali Randolph Attachment Disorder Questionnaire (RADQ), która przez zwolenników terapii przywiązania jest przedstawiana jako trafna i rzetelna. Jednak kwestionariusz Randolph za-wiera sformułowania opisujące dzie-cko w sposób wyłącznie negatywny. Udzielane odpowiedzi mogą być w dużym stopniu zniekształcone przez tendencję badanych do zgadzania się z pytaniami. Dodatkowo, w kwestio-nariuszu zawarte są pytania zarówno o przyczyny (czy dziecko było w prze-szłości zaniedbywane), jak i pytania o objawy (czyli na przykład nadmiar ufności w stosunku do obcych). Można więc stwierdzić, że kwestionariusz ten nie mierzy jednego aspektu funkcjo-nowania dziecka, lecz kilka. Objawy pasują w zdecydowanie większym stopniu do definicji zaburzeń przywią-zania według terapeutów z Evergreen, niż według kryteriów z DSM-IV i ICD-10.

Jak zostało już wcześniej pokazane, techniki terapeutyczne w nurcie terapii przywiązania są oparte na nieweryfi-kowalnych założeniach. Ich skutecz-ność ocenia się w sposób metodo-logicznie błędny, a samo narzędzie używane do diagnozy jest skonstru-owane w sposób podatny na znie-kształcenia wyników. Pseudonaukowe dowody na skuteczność terapii mogą jednak trafić do opinii publicznej, ze względu na autorytet, jakim może się cieszyć psycholog.

Samo zjawisko można także rozumieć w kategoriach oddziaływania władzy pomiędzy psychologiem jako eks-pertem a rodzicem. Terapeuta może przedstawić rodzicowi jakąkolwiek propozycję – autorytet bez problemu legitymizuje jego decyzje. Problem tkwi w tym, czy psychologowie i psy-choterapeuci powinni rościć sobie pra-wa do posiadania kwalifikacji, wiedzy eksperckiej i skuteczności w stosunku do swych działań. Jedyną metodą, by dowieść prawa do skuteczności swych działań, jest ewaluacja sku-teczności technik terapeutycznych. Robienie czegoś, co ma być trafne i pomocne, bez jakichkolwiek nauko-wych dowodów na to, że działanie to faktycznie posiada wymienione wyżej cechy, może skończyć się podobnie jak w wypadku terapii przywiązania. Przeprowadzona w sposób naukowy ewaluacja pozwoli też uchronić przed głoszeniem ekstremalnych sądów ze stuprocentową pewnością.

Należy jednak pamiętać, że nawet jeśli jesteśmy przekonani co do praw-dziwości jakiejś psychologicznej zasa-dy, działa ona na zasadach prawdopo-dobieństwa a nie pewności. Badacze nauk społecznych wierzą w wartość p = 0,05 – granicę, na podstawie której stwierdzamy, że jakieś zjawisko nie zachodzi przypadkowo. Jednak ta gra-nica oznacza mimo wszystko bardzo duży zakres przypadkowości. Rzetel-ność w wypadku psychologii wyraża tylko tyle, iż mamy pewne prawdopo-dobieństwo, że - gdyby przeprowadzić podobny eksperyment w podobnym kontekście - trend zawarty w wyni-kach powtórzyłby się.

Pewną próbą zachowania metodo-logicznej poprawności, i upewnienia się, że tak naprawdę nie szkodzimy pacjentom, jest zaczerpnięte z me-

Page 23: Stimulus nr 2

-------------------------21

dycyny pojęcie psychoterapii opartej na dowodach. Chambless, jako jedna z pierwszych, podejmuje ten temat i przedstawia następujące kryteria ewa-luacji terapii:

1. Dobry plan eksperymentalny prze-prowadzający porównania pomiędzy przynajmniej dwiema grupami, i de-monstrujący skuteczność danej terapii w przynajmniej jednym z dwóch spo-sobów: a) stwierdzenie istotnych statystycz-nie różnic w stosunku do placebo lub innego typu terapii, b) ekwiwalentność w stosunku do już istniejących terapii w eksperymentach z odpowiednią wielkością próby lub 2. Duża seria (n>9) pojedynczych eksperymentów demonstrujących sku-teczność. Eksperymenty muszą: a) posiadać dobry plan eksperymen-talny, b) porównywać daną terapię do in-nego typu terapii (jak w punkcie 1A). Dodatkowe kryteria są następujące: 3. Eksperymenty muszą być przepro-wadzane przy użyciu podręczników do danych terapii,4. Wielkość i charakterystyka próby muszą być dokładnie zdefiniowane, 5. Efekty psychoterapii muszą być zademonstrowane przez przynajmniej dwóch różnych badaczy lub zespoły badawcze. Nie da się ukryć, że przedstawiony powyżej plan może nie być adekwat-ny do tego, co dzieje się na co dzień w praktyce psychoterapeutycznej. Psychoterapeuta musi zmagać się z problemami, na które brak skutecz-nego leczenia (np. antyspołeczne zaburzenie osobowości); pacjentami cierpiącymi na więcej niż jedno za-burzenie, kwestiami kulturowymi w leczeniu zaburzeń. Badaniom nad sku-tecznością psychoterapii należy po-

święcić spory metodologiczny wysiłek, ponadto można się zastanawiać, czy może sprowadzić brak cierpienia do statystycznej wielkości efektu? Jednak alternatywa w postaci pseudonauko-wych terapii wydaje się być jeszcze bardziej przerażająca…

Bibliografia

Advocates for Children in Therapy. Źródło z: http://www.childre nintherapy.org/index.html

Association for Treatment and Trai ning. Źródło z: http://www.at tach.org/ (data aktualizacji: 9 marca 2012)

Becker-Weidman, A. Dyadic De- velopmental Psychothera py, anattachment-based thera- py: An effective treatment for children with trauma -attachment disorders. Center for Family Development. Źródło z: http:// www.center4family develop.com/news.htm. (data dostępu: 13.05.2012)

Chaffin, M., Hanson, R., Saunders,B. E., Nichols, T., Barnett, D., Ze anah, C. Berliner, L., Egeland, B., Newman, E., Lyon, T., Letourneau, E., Miller-Perrin, C. (2006). Report of the APSA task force on attachment therapy, Reactive Attachment Disorder, and attachment probl ems. Child Maltreatment, 11, 76-89. Chambless, D. L., & Hollon, S. D. (1998). Defining empirically su- pported therapies. Journal of Consulting and Clinical Psychology, 66, 7-18.

Page 24: Stimulus nr 2

-------------------------22

Dawes, R. M. (1994) House of cards: Psychology and psychothera- py built upon myth. New York: Free Press.

Fisher, J.E., O’Donohue, W. T. (Eds.) (2002). Practitioner’s Guide to Evidence-Based Psychotherapy. New York: Springer

Levy, T., Orlans, M. Clinical research shows Corrective Attachment Therapy works. Association for Treatment and Training in the Attachment of Children (ATTACh). Źródło z: http:// www.attach.org/levyorlans.htm. (data dostępu: 13.05.2012)

Miller, A. Adolf Hitler: How Could a Monster Succeed in Blinding a Nation? Źródło z: The Natural Child Project.http://www.natu ralchild.org/alice_miller/ adolf_hitler.html. (data dostępu: 13.05.2012)

Mercer, J. (2002). Attachment Theory. A Treatment without Empirical Support. The Scientific Review of Mental Health Practice, 1. Źródło z: http://www.srmhp. org/about.html. (data dostępu: 12.05.2012)

Mercer, J. Is There an Evidence Basis for Attachment Therapy... As Its Proponents Claim? Źródło z: http://www.childrenintherapy. org/essays/evidence.html (data dostępu: 12.05.2012)

Myeroff, R.L., Mertlich G. i Gross J. (1999). Comparative effective ness of holding therapy with aggressive children. Child

Psychiatry and Human Deve- lopment, 29, 303-331.

Randolph, E.M. (2000). Manual for the Randolph Attachment Di sorder Questionnaire, Ever green, CO: The Attachment Center Press, 3rd ed. Źródło z: http://www.freewebs. com/ksattach/Intake/RADQ.pdf. (data dostępu: 13.05.2002)

Saus, A. Reactive Attachment Disor der. Living and Learning with the Hurt Child. Źródło z: http:// surge.ods.org/newness/radkid_ primer.htm.

Symptom Checklist for Child At tachment Disorder. Źródło z: http://www.attachment therapy.com/childsymptom.htm (dostęp: 12.05.2012)

Thomas, N.L. (2000). Parenting Chil- dren with Attachment Disor- ders. W: T. Levy (red.) Hand- book of Attachment Interven tions. San Diego: Acade mic Press.

Zeanah, C.H, Smyke, A.T. (2008). Attachment Disorders in Family. Infant Mental Health Journal, 29, 219–233.

Page 25: Stimulus nr 2

-------------------------23

Jak Państwo wiedzą, Rada Instytutu dokonała wyboru: prof. Władysława Łosiaka na stanowisko dyrektora In-stytutu; dr. Dorotę Czyżowską na stanowisko Zastępcy Dyrektora ds. Dydaktycznych, oraz moją skromną oso-bę na stanowisko zastępcy ds. ogólnych.Wybierając nowe władze Rada Instytutu musiała uwzględnić fakt, że dotychczasowa dyrektor – prof. Mał-gorzata Kossowska, nie mogła dłużej pełnić urzędu, a dotychczasowa Zastępca ds. Dydaktycznych – dr. Marta Białecka-Pikul, zrezygnowała z dalszego pełnienia urzę-du. Wybór nowych władz wydaje się być kompromisem między postawieniem na doświadczenie oraz zacho-waniem pewnej ciągłości. Doświadczenie reprezentuje prof. Łosiak, jako były dyrektor pełniący urząd przez doświadczenie. Ciągłość jest zapewniona dzięki mojej osobie. Jesteśmy też pewni, że dr Dorota Czyżowska będzie sprawnie pełnić swoje niełatwe obowiązki zwią-zane z obsługą procesu dydaktycznego.

Co do propozycji projektu prof. Nęcki dotyczącego za-sad publikowania z podawaniem afiliacji Instytutu – jest to w rzeczy samej tylko propozycja, która na razie nie była dyskutowana na Radzie Instytutu, ponieważ zabra-kło na to czasu w obliczu innych pilniejszych spraw. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie było i nie jest niczyją intencją zabranianie samodzielnego publikowa-nia. Instytut nie ma takiej władzy, by taki zakaz wpro-wadzać, i nigdy nie miał takiego zamiaru. Studenci i doktoranci są ludźmi wolnymi i mogą pisać i publikować co chcą i gdzie chcą. Projekt dotyczy tego, na jakich zasadach mogą to czynić korzystając z „logo” Instytu-tu. Pośród wielu znakomitych publikacji doktorantów i studentów trafiają się czasami teksty na nieco niższym poziomie, i powstają wątpliwości, czy powinny one mieć afiliację Instytutu. Projekt dotyczy uregulowania tych delikatnych kwestii, ale w tej chwili jeszcze daleko do sformułowania jego ostatecznej wersji. Z pewnością, w ukształtowaniu takiej wersji uczestniczyć będą studenci i doktoranci, zapewne poprzez swoich przedstawicieli w Radzie Instytutu.

Dr hab. Romuald Polczyk udzielił nam krótkiego komentarza na temat wyborów Dyrekcji Instytutu oraz projektu prof. Nęcki, dotyczącego zasad publikowania z podawaniem afiliacji Instytutu

Z życia Instytutu

Page 26: Stimulus nr 2

-------------------------24

Sekcja Psychologii Klinicznej (KlIPS) realizowa-ła następujące przedsięwzięcia:

W marcu odbyły się cztery spotkania-Klinikoteki – projektu w którym pro-jekcje filmów dotykających problema-tyki zaburzeń psychicznych połączone są z prelekcjami ekspertów. Tym ra-zem obejrzeć można było filmy takie jak „Elling”, „Helen”, „Jak w zwierciad-le” oraz „Trzy oblicza Ewy”, uzupeł-nione o prelekcje kolejno dra Huberta Kaszyńskiego, Magdaleny Kłeczek, dr hab. Małgorzaty Opoczyńskiej-Mora-siewicz oraz dr Katarzyny Prochwicz.

Konferencja „Seksualność człowieka - wokół przemian”, która odbyła się 23 marca, cieszyła się bardzo dużą popu-larnością – miejsca rozeszły się już w pierwszych dniach I tury rejestracji. Odbyły się cztery sesje referatowe, 19 posterów i 10 warsztatów. Można było wysłuchać wykładów dr n.med. Andrzeja Depko („Psychospołeczne i kulturowe aspekty seksualności”), dr hab. Zbigniewa Izdebskiego, prof. UZ („Sto lat badań nad seksualnością”) i prof. Dr hab. Marii Beisert („Sto lat terapii problemów seksualnych”).

Z kolei z inicjatywy projektu Klinicz-nie praktycznie dotychczas odbyło się 7 spotkań z praktykami psychologii klinicznej. Dotyczyły one Gestal-tu, CBT i RTZ, osób chorujących na schizofrenię, osób zespołem Downa, procesów psychotycznych w procesie psychoterapii, muzykoterapii i specy-

fiki pracy psychoterapeuty.

W II semestrze kontynuowany był również cykl spotkań „Porozmawiajmy o chorobie psychicznej”, organizowa-ny przez Sekcję Kliniczną KNSP przy współudziale Stowarzyszenia „Schizo-frenia-Otwórzcie Drzwi” oraz Instytutu Socjologii UJ. Odbyły się trzy spot-kania. Na pierwszych dwóch gośćmi były osoby ze Stowarzyszenia, które dzieliły się z uczestnikami swoimi przeżyciami związanymi z kryzysem psychicznym. Marcowe poświęcone było zagadnieniu psychiatrii środowi-skowej, a na kwietniowym poruszono temat „Psycholog w psychiatrii”. Pod-czas ostatniego spotkania, moderowa-nego przez dr Huberta Kaszyńskiego (IS UJ), Pani Magdalena Kłeczek opo-wiadała o doświadczeniu depresji.

W trakcie całego semestru odbywa-ły się spotkania w ramach projektu Odczarowana Kozetka – inicjatywy krakowskiej fundacji UBIK, która ma na celu obalanie mitów i udzielanie wyczerpujących odpowiedzi na pytania dotyczące psychoterapii. W ramach ośmiu spotkań eksperci opowiadali o takich tematach jak: uzależnienie od

zrelacjonowała dla Was

Katarzyna gabrysz

dr hab. Zbigniew Izdebski, prof. UZ fot. Łukasz Linkiewicz

Newsy z życia Koła

http://www.knspuj.edu.pl

Page 27: Stimulus nr 2

-------------------------25

internetu, pomoc psychologiczna on--line, depresja, toksyczność związków, trans hipnotyczny, stres oraz uzależ-nienie od... rodziców. Więcej o projek-cie przeczytać można na stronie inter-netowej www.odczarowanakozetka.pl.

Sekcja eksperymentalna przygotowała war-sztaty z przygoto-w y w a n i a w y n i k ó w badań eks-perymen-t a l n y c h do analiz. Spotkanie pop rowa-dził Krzysz-tof Cipora. Planowane są kolejne warsztaty z meto-do l og i i , statystyki, projektowania badań i ana-lizowania wyników – osoby zaintereso-wane mogą zdobyć więcej informacji pisząc na adres mailowy [email protected].

Sekcja trenerska przeprowadziłatrzy spotkania z cyklu „Trenerstwo i Coaching pod Lupą”, podczas któ-rych wypowiadali się eksperci z firm szkoleniowych i consultingowych. Na przełomie maja i czerwca odbyło się również dziesięć warsztatów w ramach inicjatywy „Student w środowisku pracy”. Uczestnicy mieli okazję dowie-dzieć się, jak zarządzać czasem, zapa-nować nad swoją prokrastynacją czy być twórczym w codziennym życiu.

Sekcja Psychologii Duchowości we współ-pracy z Sekcją Krytyczną przeprowadziła dwa cykle spotkań – konwersatoria dotyczące „Wykładów tavistockich” C.G.Junga, oraz grupowe spotkania mające na celu podzielenie się swoi-mi snami, a także ich omawianie – z przymrużeniem oka. W drugim seme-strze rozpoczęła się akcja pod ha-słem „StjudentPotenszalMuwment”, w ramach którego można wziąć udział w sesjach jogi i warsztatach technik relaksacyjnych.

Sekcja Krytyczna – w ramach projek-tu ‘Terpsychora” w maju odbyły się dwudniowe warsztaty choreoterapeu-tyczne, prowadzone przez mgr Mirę Marcinów, w którym uczestniczyli członkowie KNSP i inni zainteresowani ta metoda terapią studenci z naszego Instytutu. Wiosną wystartował także cykl spotkań „Terpsychora dzieciom”, w którym uczestnicy projektu prowa-

dzą zajęcia taneczno--ruchowe dla dzieci z do-mów dziecka. W kwietniu z kolei odbyło się pierwsze spotkanie do-tyczące „Gra-nic Psycho-terapii”. Pod tym właśnie tytułem od-bywać się ma cykl spotkań z

psychoterapeu-tami różnych nurtów terapeutycznych, wraz z którymi podejmiemy próbę namysłu nad dylematami etycznymi pojawiającymi się w czasie procesu psychoterapii.Pierwszym gościem był Andrzej Wroński a dyskusja dotyczyła możliwości i kontrowersji związanych z kontaktem fizycznym między klien-tem a terapeutą.

Uczestnicy Odczarowanej Kozetki, fot. Joanna Łuczyńska

Page 28: Stimulus nr 2

-------------------------26

Gdy zostałam poproszona o felieton do tego numeru Stimulusa, postano-wiłam zgrabnie pozostać w konwencji i napisać coś o śmierci i umieraniu. Niezbyt przyjemny temat na majowe popołudnia i czerwcowe wieczory, ale skoro redakcja chce nam przypominać o nieuniknionym tuż przed wakacjami – niech im będzie. Może perspektywa zbliżających się zaliczeń i sesji tak ich natchnęła? Wracając do felietonu - po dwóch tygodniach przemyśleń stwier-dziłam ze zdziwieniem, że nie mam pojęcia o czym pisać. Raczej jestem osobą, która zawsze i na każdy te-mat ma coś do powiedzenia (czasem nawet aż za dużo) - a tu nic. Pustka. Zero. Null. Bliska rezygnacji, posta-nowiłam zadać sobie jedno ważne i tak znajome psychologom pytanie: DLACZEGO? Dlaczego tak trudno na-pisać coś o śmierci? Czemu nie mam na to żadnego pomysłu? Przecież tak naprawdę jedyne, czego w życiu możemy być pewni to to, że kiedyś umrzemy. Śmierć jest clue progra-mu naszego życia. Dlaczego więc tak trudno o niej pisać? Tak trudno o niej mówić?

Z początku, jak to mam w zwycza-ju, postanowiłam o wszystko obwi-nić religię. A raczej jej panoszący się brak. Wraz z pustoszeniem kościołów, śmierć zostaje pozbawiona swojej pozytywnej strony. Coraz mniej ludzi wierzy, że po śmierci czeka nas coś dobrego. Coraz mniej z nas wierzy, że w ogóle cokolwiek nas czeka. Perspek-tywa wiecznej pustki i rozkładającego się ciała, bez miłej przykrywki religij-nych przekonań, przestała być nadzie-ją na lepsze życie w Krainie Wiecznych Łowów. Średniowieczne memento mori zostało zepchnięte do lamusa, a idea śmierci zaczęła być odstręcza-jącym koszmarem, który próbujemy zmieść z powierzchni naszych myśli.

Co więcej, wydawać by się mogło, że dynamicznie rozwijająca się zachod-nia cywilizacja podchwyciła ten trend w myśleniu o ludzkiej śmiertelności. Większość, o ile nie wszystkie osiąg-nięcia nowoczesnej cywilizacji, służą temu, ażeby oddalić od nas perspek-tywę śmierci. Dysponujemy różnymi metodami odgradzania się od upły-wu czasu i od tego, co nieuniknio-ne. Kobiety, a coraz częściej również mężczyźni, mają do dyspozycji całe spectrum kosmetyków i zabiegów odmładzających. W naszych czasach można kupić krem na zmarszczki na niemal każdą część ciała, na której takowe mogły by się pojawić. Kremy przeciw starzeniu produkuje się już dla dziewczyn w wieku 25 lat! Ledwo kończymy używać kosmetyków anty-trądzikowych, a już musimy nakładać na siebie koenzym Q10, byle tylko żadna oznaka upływu czasu nie poja-wiła się na naszych pięknych i wiecz-nie młodych twarzach.

tRZy ćwIeRCI DO ŚmIeCI czyli powstałe w bólach metarefleksje o ludzkim umieraniu

janadalniewiem

Felieton

Page 29: Stimulus nr 2

-------------------------27

Proces oddalania nas od śmierci nie leży jednie w rękach specjalistów od kosmetycznego marketingu. Śmierć opuściła naszą codzienność. Ludzie coraz rzadziej umierają w domach. Umierający ostatnie swoje chwile spędzają w szpitalach lub hospicjach, odizolowani od świata zewnętrznego.

Nie spotykamy się ze śmiercią podczas na-szego nowoczesnego i pełnego pośpiechu ży-cia. Zastanawiam się, ile z nas widziało kiedy-kolwiek na własne oczy martwego człowieka? Skupiamy się na świe-cie żywych, omijając szerokim łukiem osoby, które ze śmiercią mogą mieć cokolwiek wspól-nego. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego tak ciężko jest zadzwonić z kondolencjami do przyjaciółki, której umarła matka? Skąd bierze się nasza bezradność w momencie spotkania niedawno owdo-wiałego kuzyna? Dlaczego tak ciężko spojrzeć w oczy matce naszego zmar-łego przyjaciela?

Może po prostu nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią? Być może oddalenie od śmierci spowodowało, że wobec niej czujemy się bezradni, skrępowani, za-wstydzeni? Pomyślmy o ludziach klika pokoleń wstecz – jeszcze przecież sto lat temu śmierć zdarzała się na po-rządku dziennym. Umierali ludzie w różnym wieku, bardzo często umierały też dzieci. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy znalazłam w szufladzie mojej prababci czarnobiałe zdjęcie, na którym widniała para – kobieta i mężczyzna, ubrani na czarno. Siedzie-li przy kołysce, w której leżało nie-mowlę. Z tyłu zdjęcia widniał podpis:

Pogrzeb Emilki, 1932. Rodzice zrobili sobie zdjęcie ze swoją zmarłą córecz-ką. Sam fakt wydawał mi się niezwy-kle dziwny, wręcz nieodpowiedni. Tym, co zwróciło moją uwagę po chwili przyglądania się zdjęciu, był spokój na twarzach rodziców. Ogromny smutek i spokój. Całkowite pogodzenie się ze śmiercią tak małej istoty. Zastana-

wiam się, kto dziś robi sobie zdjęcia ze zmar-łymi? Kto potrafi zacho-wać spokój, gdy umiera dziecko? Przez te sto lat cywilizacja ruszyła nie-zwykle do przodu, ale sposoby godzenia się ze śmiercią zostały gdzieś w tyle. Nowoczesne wynalazki i odkrycia naukowe nie podpowia-dają nam, w jaki sposób zaakceptować to, co nieuniknione. Podpowia

dają, jak można odsunąć perspekty-wę końca życia w czasie, ale gdy już nie da się go odsunąć bardziej, nawet najlepsze doniesienia amerykańskich naukowców milczą.

Śmierć nie jest wygodnym tematem do rozmów, gdyż myślenie o niej w pewien sposób wymaga od nas zmie-rzenia się z własną śmiertelnością. To przychodzi nam niezwykle ciężko, gdy jesteśmy otoczeniu kulturą, która ponad wszystko celebruje młodość i witalność. Wolimy zapomnieć o tym, że każdy, kto obecnie jest piękny i młody, za kilkadziesiąt lat będzie stary i umrze. Każdy. Nawet jeśli od 25. roku życia smaruje sobie twarz koen-zymami Q10.

Page 30: Stimulus nr 2

-------------------------28

Jeżeli zdarzy Ci się kiedyś zjeść za dużo świętych gruszek lub nara-zisz się lokalnemu czarnoksiężnikowi, a w życiu zawsze bardziej pociągało cię „czucie i wiara” niż „szkiełko i oko”, masz szacunkowo 24-48 go-dzin, żeby załatwić najważniejsze sprawy i skupić się na umieraniu. Zazwyczaj. Nieraz proces konania jest nieco mniej spektakularny i trwa na-wet kilka tygodni. Przyspieszony puls, zawroty głowy i mdłości to tylko niektóre z objawów, które sprawią, że ostatnie godziny twojego życia nie będą nudne.

Antropolodzy - być może nieco znu-dzeni badaniami prowadzonymi na zgliszczach nadwiślańskiej kultury plecionkarskiej - mają swojego asa w rękawie, ostatecznyi niepodważalny dowód na to, że ich praca może być równie ekscytująca, co najeżona niebezpieczeństwami. Śmierć voodoo, bo o niej mowa, mimo egzotycznego pochodzenia i nazwy, która mimowolnie przywołuje na myśl włóczkowe lalki bez głowy, jest zjawi-skiem jak najbardziej poważnym i od swojego debiutu w świecie nauki do-czekała się kilku solidnych prac empi-rycznych.

Opowieści o śmierci wywołanej przez klątwę rzuconą przez drażliwego są-siada parającego się czarną magią, krążyły w mądrości ludu od wieków, ale dopiero amerykański lekarz, Wal-ter Cannon, jako pierwszy w fizjo-logiczny sposób starał się wyjaśnić na-turę zjawiska. Był rok 1942, w Europie szalała wojenna zawierucha, Cannon tymczasem skrzętnie opisywał przypa-dek kobiety, która zmarła wskutek... łakomstwa. W jej zgonie nie byłoby może nic szczególnego, gdyby nie fakt, że ofiara była martwa kilka go-dzin po tym jak przez przypadek zjad-ła jabłko pochodzące z zakazanego sadu. Czyn nie umknął oku troskliwej rodziny, która szybko uświadomiła damie ogrom jej występku i rozwiała wszelkie wątpliwości, co do szansy uniknięcia rychłego zgonu. Skutecz-nie.W artykule „Śmierć Voodoo” Cannon przedstawił swoje hipotezy odnoś-nie przyczyn i natury niecodziennego zjawiska. Powoływał się na brak ja-kichkolwiek widocznych zranień czy trucizn, na których działanie mogłaby zostać wystawiona kobieta. Według niego kluczem do zagadki śmierci był strach sam w sobie, zabójczym wr-

NOCebO,ŚmIeRćI vOODOO

Katarzyna Kwiecień

Page 31: Stimulus nr 2

-------------------------29

giem – układ sympatyczny. Skurcz naczyń krwionośnych, rozszerzenie oskrzelików płucnych, wyrzut adrena-liny i zwiększone wydzielanie glukozy przez wątrobę - wszystkie te mechani-zmy leżące u podstawy reakcji „walcz lub uciekaj”, w sytuacji ekstremalnego stresu okazały się być dla organizmu zabójcze. Perspektywa śmierci zadzia-łała niczym groteskowa forma samo-spełniającej się przepowiedni.

Istnieje jednak grono badaczy, którzy mimo teorii znanego lekarza i fizjolo-ga, oraz barwnej tradycji ustnej po-pulacji południowej Florydy, pozostają wobec zjawiska nieufni.

„Czy to może być prawda, że zdro-wi ludzie umierają w ciągu dnia lub trzech tylko dlatego, że są przekonani o byciu ofiarą ciemnych mocy? Czy ktoś to widział na własne oczy? Nie ma innego wyjaśnienia, niż czarno-księżnicy?” - Zastanawia się Lewis w

swoje krytycznej pracy na temat stra-chu przed czarami. I ma nieco racji. Większość przypadków opisanych przez Cannona to anegdoty, których wiarygodność trudno poddać weryfi-kacji. Pozostaje również pytanie, na ile opisywane ofiary nie miały wcześ-niejszych predyspozycji, które czyniły je podatnymi na śmierć voodoo?

Być może problem tkwi w nazew-nictwie. Jeżeli w naszym notatniku zastąpimy słowo „voodoo” terminem „psychogeniczny”, a „działanie klątwy” zamienimy na „efekt nocebo”, grunt przestaje się usuwać psychologowi spod nóg i można już z czystym su-mieniem powrócić do analizy zjawiska.

Efekt placebo, czyli twardy, mierzalny fizjologicznie dowód na to, jak siła su-gestii może przyczynić się do poprawy zdrowia, ma swojego złego bliźniaka. Efekt nocebo jest oczywiście mniej poznany – bo i nie jest łatwo dostać

Rys. Katarzyna Kwiecień

Page 32: Stimulus nr 2

-------------------------30

pozwolenie na przeprowadzenie ba-dań, które z założenia mają sprawić, że badani opuszczą laboratorium w stanie gorszym, niż do niego weszli. Faktem jest natomiast, że można go zaobserwować w naturalnych warun-kach praktyki medycznej. Szacuje się, że około 60% osób przechodzących chemioterapię czuje się niedobrze przed rozpoczęciem terapii. Czasa-mi nawet słyszany przez telefon głos lekarza wystarczy, by pacjent poczuł mdłości. Dzieje się tak w wyniku reak-cji organizmu na subiektywne postrze-ganie leczenia kształtowanego przez całość doświadczenia chorobowego. Na postawę człowieka wobec swojej dolegliwości wpływają takie czynniki, jak wcześniejsze kontakty ze służbą zdrowia czy zasłyszane informacje odnośnie przebiegu choroby. Pacjenci czuli mdłości, ponieważ kontekst sy-tuacji, w której się znajdowali, suge-rował właśnie takie objawy. „Śmierć voodoo, jeśli istnieje – twierdzi an-tropolog Robert Hahn z Centrum Kontroli i Prewencji Chorób w Atlancie – może być przejawem ekstremalnej formy efektu nocebo”.

Co na to neurobiologia? Obrazowanie przeprowadzone za pomocą pozyto-nowej emisyjnej tomografii kompu-terowej (PET) pozwala uchylić rąb-ka mózgowej tajemnicy i sprawdzić funkcjonowanie neuroprzekaźników u osób poddanych eksperymentowi. W procedurze stworzonej przez zespół Scotta i współpracowników, grupa badanych przeszła przez 20-minuto-we zadanie zawierające ekspozycję na kontrolowane bodźce bólowe, którym towarzyszyło (bądź nie) placebo w postaci zapowiedzianego środka prze-ciwbólowego. Reakcja placebo cha-rakteryzowała się wzmożoną aktyw-nością dopaminy i opioidów, reakcja nocebo - spadkiem aktywności tych substancji, co zdaje się tłumaczyć,

w jaki sposób nocebo wywołuje ból. Ponadto, w takich warunkach pobu-dzone zostają receptory cholecysto-kininy. Wystarczy podać pacjentowi dożylnie małą dawkę proglumidu, a ból znika. Tak przynajmniej utrzymu-je Fabrizzio Benedetti z Uniwersytetu w Turynie.

Antropolodzy nie oddają zwycięstwa bez walki i proponują spojrzeć na fenomen śmierci voodoo z szerszej, międzykulturowej perspektywy. Zgon w wyniku klątwy czy pogwałcenia obyczajów stanowi naturalne potwier-dzenia zastanego porządku społecz-nego - namacalny dowód na to, że dobro wspólnoty jest ważniejsze niż losy jednostki. Naiwny jest ten, kto uważa, że zagadkę śmierci voodoo można rozwikłać pod mikroskopem w laboratorium. Bezcenne są natomiast obserwacje w terenie.

Ciekawe, że wśród ludów Polinezji, gdzie wiara w śmierć voodoo jest wy-jątkowo rozpowszechniona, dominują-cym zwiastunem rychłego zgonu jest nie paraliżujący strach, ale uczucie wstydu i upokorzenia. Ofiara izoluje się od rodziny, wycofuje z wszelkich kontaktów, a niedługo potem kończy żywot.

Śmierć voodoo to bynajmniej nie tylko egzotyczne archipelagi. Wprawdzie rodowici mieszkańcy Wysp Brytyjskich są mało skłonni do tego, by dawać wiarę opowieściom o mocach nieczy-stych, za to przekonania niektórych przedstawicieli mniejszości etnicznych stanowią inspirację do zbadania z in-nej strony, syndromu nagłej śmierci.

Letarg, spadek motywacji, brak ape-tytu i wycofanie – Simon Dein, an-gielski badacz uwypukla te symptomy fenomenu, które czynią go podobnym do depresji. Praca z klientami w miej-

Page 33: Stimulus nr 2

-------------------------31

skiej dżungli udowadnia, że nie trzeba zapuszczać się w niedostępne rejony Karaibów czy Afryki, żeby doświadczyć na własne oczy efektów siły sugestii. Jeden z jego pacjentów, Saleh – mło-dy muzułmanin studiujący w Londynie kierunek techniczny, trafił do szpitala niedługo po tym, jak obraził swojego kuzyna – przypuszczalnie parającego się czarną magią - a następnie zo-stał przez niego przeklęty. Psychia-tra stwierdził urojenia i ostrą formę depresji, nie był jednak w stanie nic zaradzić na symptomy dręczące męż-czyznę. Na ratunek choremu przybyli rodzice, zatrudniając człowieka zaj-mującego się zdejmowaniem uroków. Po jego interwencji, Saleh – szczęśli-wy i głodny – opuścił szpital w ciągu dwóch dni, twierdząc, iż choroba ustą-piła spontanicznie.

Na ile mechanizmy śmierci voodoo są podobne do depresji i o czym to świadczy? Czy umieranie to zjawisko społeczne, czy raczej fenomen za-wężony do doświadczenia jednostki? Istnieją teorie, że jedynie kultura i ciało wystarczą do zaistnienia strachu na tyle silnego, by zabić. Saleh złamał zalecenie islamskiego nauczana, obra-ził członka rodziny – jego organizm dobrze wiedział, jak zareagować. Dla innych, kluczowa jest z kolei lokalna koncepcja „ja”, która stanowi medium pomiędzy zewnętrznym stresem a re-akcją emocjonalną.

Bez względu na osobiste sympatie, należy być czujnym. Nocebo nie śpi. Warto o tym pamiętać, kiedy następ-nym razem zaczniemy pluć na widok czarnego kota, lub zachce nam się skakać na lewej nodze w towarzystwie zakonnicy...

Bibliografia:

Cannon, W. B. (1942). ‘Voodoo’ de ath. American Anthropologist, 44, 169–181.

Dein, S. (2003). Psychogenic death: individual effects of sorcery and taboo violation. Mental Health, Religion & Culture, 6, 195-202.

Lewis, G. (1977). Fear of sorcery and the problem of death by sugge stion. W: J. Blacking (red.), Anthropology of the Body.ASA Monograph 15 (ss. 111–143). London: Academic Press.

Lex, B.W. (1974). Voodoo death: new thoughts on an old expla nation. W: D. Landy (red.), Culture, Disease and Healing: Studies in Medical Anthropology (ss. 818–823). New York: Mac millan.

Meador, C.K. (1992). Hex death: voodoo magic or persuasion? So uthern Medical Journal, 85, 244–247.

Page 34: Stimulus nr 2

-------------------------32

„w przeciwieństwie do innych popędów określenie bodźca seksualnego nie jest łatwe. Nigdy nie wiadomo z całą pewnością, co wyzwoli maksymalnie popęd seksualny i co go ewentualnie zahamuje.”

antoni Kępiński

Jest wiele zaburzeń tak dziwnych i od-rzucających, że opinia publiczna wo-lałaby o nich nie słyszeć. Jedne mniej, innej bardziej ciekawe z perspektywy psychologicznej. Jedno z nich zdaje się być szczególnie często pomijane w podręcznikach dla przyszłych psy-chologów.

Nekrofilia, bo o niej mowa, to zabu-rzenie o stosunkowo dużej szkodliwo-ści społecznej. Śmiało mogę jednak powiedzieć, że nikt z czytelników nie powinien czuć w związku z tym zanie-pokojenia. Objawia się ono bowiem w dość niecodziennych zaburzeniach preferencji seksualnych. Główną ideę zdradza etymologia samej nazwy: wywodzące się z greki zestawienie słów nekrós – „martwy” i filía – „mi-łość”. Już podobno starożytni Egipcja-nie mieli w zwyczaju opóźniać o kilka dni balsamowanie zwłok pięknych kobiet, by zniechęcać potencjalnych adoratorów wśród balsamistów. W dawnej peruwiańskiej kulturze Mochi-ca wierzono, że ten szczególny sposób obcowania ze zmarłym pozwala na-wiązać kontakt z jego duszą. Również w czasach, gdy zwłoki ofiar wojen transportowane były drogą morską w celu godnego pochówku - ze względu na długą samotną podróż - o nekro-filię oskarżano często żeglarzy. Pada pytanie, co może skłaniać ludzi do takich zachowań…

Bo ważne, że nie mówi „nie”

W roku 2003 Kees Moeliker z Holandii został uhonorowany IgNoblem, czyli humorystycznym odpowiednikiem Na-grody Nobla za prace naukowe, które najpierw śmieszą, a potem skłaniają do myślenia - za opisanie przypadku homoseksualnej nekrofilii u kaczki krzyżówki. Swoją pionierską obserwa-cję badacz ten podsumował słowami: „Gdy jeden samiec leżał martwy, a drugi podszedł do niego i nie dostał żadnej informacji zwrotnej – cóż, po prostu nie dostał żadnej informacji zwrotnej.”

Ten przykład nawiązuje do swego ro-dzaju nastawienia pojawiającego się nie tylko wśród niektórych ptaków,

CO NaSKRęCI,CO NaSPODNIeCaPOŚmIeRCI

Sara Jazgar

Page 35: Stimulus nr 2

-------------------------33

ale również wśród niektórych ludzi. Dwóch badaczy – Jonathan Rosman i Philip Resnick (1989) – przeanalizo-wało 122 przypadki zawierające akty nekrofilii lub fantazji z nią związanych. Wyniki analiz pokazały, iż najczęst-szym powodem tego typu zachowań jest prozaiczny fakt, że martwy nigdy nie odmawia. Wśród 34 przypadków dostępnych do dalszych badań (wśród nich każdy z badanych dopuścił się aktu nekrofilii), 68% z nich motywo-wane było chęcią posiadania partnera, który nie stawia oporu i nie odrzuca. Inne często podawane powody, to pragnienie zjednoczenia ze zmarłym partnerem (21%), odczuwanie sil-nego pociągu płciowego do zmarłych (15%), chęć wygody lub przezwycię-żenia poczucia izolacji (15%), jak też pragnienie władzy (12%). Należy też wspomnieć, że w większości przypad-ków nekrofilii dopuszczali się męż-czyźni (95%) o średniej wieku 34 lata, z których ponad połowa była samotna (60%). Zaburzenia osobowości zdiag-nozowano u 56% badanych, a spośród 64 przypadków wziętych pod uwagę w kolejnych analizach, 17% z nich zo-stało uznanych za psychotycznych.

Gdzie czai się zło

Dla wielu nie okaże się zaskakujące, że nekrofilię najczęściej stwierdza się u przedstawicieli takich profe-sji jak grabarz, pracownik kostnicy, balsamista zwłok czy opiekun domu pogrzebowego (a może takie osoby są najczęściej nakrywane?). Za przy-czyny takiego stanu rzeczy podaje się m.in. to, że zawody te wiążą się w dużej mierze z pracą w samotności oraz, co tu ukrywać, dużą dostępnoś-cią zwłok. Istnieje także możliwość, że ludzie wybierają tego rodzaju zawód, ponieważ są nekrofilami. Analizy przy-padków pokazują, że poszukiwanie

takich zajęć jak praca przy zmarłych, jest u osób o skłonnościach nekrofil-skich dość popularne. Dzieje się tak, właśnie ze względu na wolny i nie-ograniczony dostęp do martwych ciał. Jednak również ludzie, których los zmusza do przebywania długo w to-warzystwie zmarłych, mogą zdecydo-wać się na podjęcie tego typu kroków. Badacze Rosman i Resnick nie wyklu-czają hipotezy, że na początek fantazji nekrofilskich może też wpływać sama ekspozycja ciała zmarłego.

Klasyfikacja – problemy i próby

Pożądanie to jeden z bardziej ogni-stych popędów. To, czy towarzyszy mu wręczanie bukietów kwiatów, czułe słówka czy wystawne kolacje, zależy już tylko od samych zaintere-sowanych. Taka różnorodność stra-tegii widoczna jest również w nekro-filii. W tym przypadku „pieszczotom” może towarzyszyć (w zależności od preferencji) sączenie krwi partnera (wampiryzm), stymulacja kawałkiem jego ciała, czy nawet jego powolna konsumpcja (nekrofagia). Osobnikom mniej zaburzonym pozostaje np. wy-obrażać sobie, że sami należą już do świata zmarłych bądź osiągać pod-niecenie seksualne po prostu udając zwłoki. Taką wariację na temat okre-śla się autonekrofilią. Ewentualnie, na wzór Teda Bundy’ego, zawsze można grzecznie poprosić partnera, by to on udawał martwego.

Jako że praktyki nekrofilskie cechują się wyjątkową różnorodnością, poczy-nając od pozornie niewinnych fantazji o zmarłych dzieciach, a kończąc na siedzeniu w wannie na golasa, owinię-tym ludzkim jelitem cienkim - przy-sparzało to badaczom pewną trudność w ich ścisłym pogrupowaniu. Widać

Page 36: Stimulus nr 2

-------------------------34

to między innymi w DSM-IV-TR i ICD-10. Te ogólne systemy klasyfikacji zaburzeń, mające umożliwić diagnozę z wręcz matematyczną dokładnoś-cią, nie przypisują nekrofilii żadnego unikalnego kodu (nie mówiąc już o podklasach). W DSM-IV-TR zaburzenie to kryje się pod kodem 302.9 (inne zaburzenia preferencji seksualnych) wraz z kilkoma innymi rzadkimi przy-padkami parafilii. W ICD-10 ma ono kod F65.8, czyli należy do grupy „in-nych zaburzeń preferencji seksualnej” (co stawia nekrofilię np. obok frotery-zmu).

Wśród bada-czy pragną-cych wnikli-wiej zgłębić p r z y p a d k i n ek r o f i l i i , o g r o m n a wielość eks-presji tych potrzeb (i bezdysku-syjna w tym pomy-słowość sa-mych zainte-resowanych) s p r a w i ł a , że większość trudnych do określenia przypadków wrzuca się do ogólniejszej kategorii – tzw. pseudonekrofilii. Skut-kiem tego jest fakt, że większość osób rozumie tę kategorię trochę inaczej.

Jednym z wielu niezadowolonych tą nieścisłością w klasyfikacji nekrofilii był profesor medycyny sądowej Anil Aggrawal. W 2008 roku przedstawił swoją propozycję podziału nekrofilów zgodnie z nasileniem objawów - na 10 głównych typów, starając się stwo-rzyć kategorie możliwie szerokie, ale i wykluczające się. Warto wspomnieć,

że istniały już wcześniej inne systemy klasyfikacji, m.in. klasyfikacja Ros-mana i Resnicka dzieląca przypadki nekrofilii na trzy grupy z pseudone-krofilią jako grupą dodatkową, jednak zdaniem Aggrawala podział ten był niewystarczająco dokładny.

Typ I – tzw. „role players” - to ludzie wykazujący zachowania umiarkowa-nie patologiczne, których podnieca udział w pewnego rodzaju grze fabu-larnej. Nie miewają oni stosunków ze zmarłymi, jednak bardzo intensywnie pobudza ich, gdy partner lub oni sami

- udają martwego. Badacz służy informacją, że zaspoko-jenie takiej potrzeby oferują np. niektóre pa-ryskie domy publiczne, gdzie bla-da kobieta, ubrana w całun kła-dzie się w trumnie. Zjawisko to

w literaturze określa się mianem „cas-ket sex”. Zanotowano również przypa-dek kobiety odczuwającej wyjątkowe podniecenie, kiedy - na jej życzenie - mąż wyobrażał sobie podczas stosun-ku, że ona leży przed nim martwa, a sztywność jej ciała jest skutkiem rigor mortis.

Typ II to nekrofil-romantyk („roman-tic necrophiles”). Ludzie z tej grupy wykazują bardzo łagodne nekrofilskie skłonności, najczęściej są to osoby, które czują się “osierocone” przez bliskich i nie mogą pogodzić się z ich

Rys. Katarzyna Gabrysz, http:// bzdurynn.blogspot.com

Page 37: Stimulus nr 2

-------------------------35

śmiercią. Ciało zmarłego jest balsa-mowane i pielęgnowane. Osoby te nadal traktują swoich bliskich równie czule jak przed ich śmiercią, co może czasem prowadzić nawet do piesz-czot.. Zaburzenie to jest jednak chwi-lowe - z czasem, gdy sentyment mija, wracają do normalności.

Typ III reprezentują osoby lubiące snuć fantazje o tematyce nekrofilskiej („necrophilic fantasizers”). Ci fascyna-ci śmierci nie pragną fizycznego kon-taktu ze zwłokami, tym samym pozor-nie nie wykazują większych anomalii w swoim zachowaniu. Typ ten może jedynie wzbudzać oburzenie i niesmak otoczenia, gdy przyłapie się go np. na masturbacji podczas kazania pogrze-bowego czy przyczajonego w kostnicy. Ewentualnie przedstawiciele tej grupy potrafią nacieszyć się długimi space-rami po cmentarzach lub odbywaniem stosunków gdzieś w ich pobliżu. Typy I – III najczęściej jednak nie wiążą się ściśle z inicjacją stosunku ze zmar-łymi. Zdaniem autora są one więc czymś w rodzaju „nekrofilii platonicz-nej”.

Nieco inaczej sprawa się ma wśród przedstawicieli typu IV, którzy dla osiągnięcia satysfakcji seksualnej po-trzebują fizycznie poczuć ludzkie zwło-ki. Dla odczucia wzmocnionej satys-fakcji seksualnej muszą oni dotknąć, a nawet pieścić ciało zmarłego. Autor nie wyklucza, że tacy ludzie mogą szczególnie preferować pracę przy oporządzaniu zwłok.

Typ V to nietypowy fetyszysta. Cieszy go jedynie jakiś „kawałek” martwego człowieka, który udało mu się przy sposobnej okazji odciąć lub pozyskać w inny sposób. Może to być np. kępka włosów, pierś lub też palec, ewentu-alnie podkradziona zwłokom bielizna.

Przedmioty te służą następnie za obiekty fetyszu („necrofetisism”) lub traktowane są jako rodzaj amuletu. Znany był przypadek kobiety, która po śmierci męża potajemnie pozbawiła go członka po to, by zatrzymać go na lata.

Typ VI to odmiana sadystycznej ne-krofilii („necromutilomaniacs”) – przyjemności erotycznej dostarcza tu okaleczanie ciała zmarłego, czę-sto brutalne, z towarzyszącą temu masturbacją. W celu zarysowania preferencji tej grupy nekrofili moż-na przywołać przypadek 40-letniego samotnego mężczyzny, który niedługo po śmierci kobiety począł pozbawiać ją narządów wewnętrznych i oddawać się przy tym rozkoszy, taplając się w jeszcze ciepłej krwi (!).

Typ VII („opportunistic necrophiles”) to osoby ogólnie zadowolone z pożycia z żywymi ludźmi, jednak - w pewnych szczególnych przypadkach - decydują-ce się na odbycie stosunku również ze zmarłym (impulsem do tego jest naj-częściej dostępność zwłok, np. nagły zgonu kogoś w otoczeniu osoby).

Typ VIII to już klasyczny przypa-dek regularnego nekrofila („regular necrophiles”), który potrafi osiągnąć prawdziwą satysfakcję seksualną tylko i wyłącznie podczas stosunku z mar-twym partnerem.

Typ IX („homicidal necrophiles”) jest najbardziej niebezpieczny dla oto-czenia. W tym przypadku popędy są tak silne, że w celu ich zaspokojenia często dochodzi do uśmiercania ofiar. Odnośnie takich praktyk, w literaturze spotkać się można również z określe-niem „warm necrophilia”.

Page 38: Stimulus nr 2

-------------------------36

Na sam koniec dochodzimy do typu X, przewrotnie nazwanego „exclusive necrophiles”. Takie osoby to samot-nicy, najlepiej czujący się w towarzy-stwie zmarłych, całkowicie niezdolni do kontaktów płciowych z żyjącymi. Jest to najrzadszy z typów – na 122 przeanalizowanych przez Rosmana i Resnicka przypadków, tylko 6 z nich dało się przyporządkować do tej klasy nekrofilii.

Zgodnie z zamysłem twórcy, każdy kolejny typ przedstawia głębszą pa-tologię, budząc tym samym coraz większy niesmak. Dokładniejsze opi-sy zachowań nekrofilnych z trzech ostatnich grup stanowczo przekra-czają charakter tego czasopisma. Dla tych czytelników, którzy mimo wszystko czują niedosyt wrażeń (a i tacy pewnie się znajdą), zaleca się dokładniejsze zapoznanie z całością pracy Aggrawala z 2009 roku, jak też ze szczegółowymi opisami poszcze-gólnych studiów przypadków (Bauer, Tatschner, Patzelt, 2007; Boureghda, Retz, Philipp-Wiegmann, Rösler, 2011; Ehrlich, Rothschild, Pluisch, Schneider, 2000).

Niniejsza propozycja klasyfikacji ne-krofilii jest niewątpliwie bogata i znacznie przybliża istotę tego zabu-rzenia. Jak podkreśla sam autor, nadal jednak jest to jedynie próba głębszej eksploracji tego rzadkiego zjawiska. Niewiele jeszcze wiadomo na temat dokładnej genezy nekrofilii jak rów-nież istnienia czynników mogących wpływać na nią hamująco bądź nasila-jąco. Nie wiadomo też do końca, jakie koszty może ponosić psychika cierpią-cej na nekrofilię osoby, ze względu na jej nieustanną, silną potrzebę kontak-tów seksualnych ze zmarłymi ludźmi, co w wielu kulturach uznaje się za dalekie od normalności. Te i wiele in-

nych zagadnień wymaga prowadzenia dalszych analiz.

Nekrofilię bada się jednak trudno. Cierpiący na nią ludzie najczęściej nie chcą pomocy specjalistów, a szansa ich zbadania pojawia się najczęściej dopiero wtedy, gdy zostaną przypad-kiem nakryci lub w chwili, gdy przez swoje popędy wpędzą się w konflikt z prawem. Pytanie, czy nekrofilię można leczyć? Zapewne można, podobnie jak pozostałe parafilie. W tym celu stosuje się m.in. terapię poznawczą lub medy-kamenty obniżające popęd seksualny przy jednoczesnych próbach poprawy kontaktów społecznych i seksualnych. Jednak wspólną cechą wszystkich parafilii jest fakt, że często motywacja do zmian wśród osób nimi dotkniętych jest po prostu niewielka, a bez tego o skuteczne leczenie trudno.

Bibliografia:

Aggrawal, A. (2009). A new classifca- tion of necrophilia. Journal of Forensic and Legal Medicine, 16, 316–320.

Bauer, M., Tatschner, T., Patzelt, D. (2007). Digital imaging of the dissection and sexual abuse of a corpse – An exceptional case of necrophilia. Legal Medicine, 9, 143–146.

Boureghda, S.S.T., Retz, W., Philipp -Wiegmann, F., Rösler, M. (2011). A case report of necrop hilia - A psychopathological view. Journal of Forensic and Legal Medicine, 18, 280-284.

Page 39: Stimulus nr 2

-------------------------37

Ehrlich, E., Rothschild, M.A., Pluisch, F., Schneider, V. (2000). An ex treme case of necrophilia. Legal Medicine, 2, 224-6.

Rosman, J.P., Resnick, P.J. (1989). Sexual Attraction to Corpses: A Psychiatric Review of Necrophilia. Bulletin of the American Academy of Psychiatry and the Law, 17, 153–163.

http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/57905,obledna-fascynacja--smiercia,id,t.html?cookie=1

Page 40: Stimulus nr 2

-------------------------38

Nagrobek już od złotówki dziennie

„Brakuje mi mamy. Ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Nie ukrywam, że wykupione przez nią ubezpiecze-nie pomogło mi uporać się z kosztami związanymi z pogrzebem”.

Nie jest to, jak można by pomyśleć, rozmowa dwóch bliskich osób, lecz fragment reklamy polisy ubezpiecze-niowej, przeznaczonej na koszty zwią-zane z pogrzebem.

Można by powiedzieć: nic nowego. Kupowanie sobie pomników na cmen-tarzu przez starsze osoby to proceder szeroko znany. Twierdzą one, że w ten sposób chcą odciążyć swoich bliskich od problemów i zadbać o wszystko póki jeszcze mają siłę.

Przezorność starszych ludzi postano-wili wykorzystać twórcy polisy „Moi bliscy” firmy 4Life Direct. Pojawiła się ona na rynku głównie dlatego, że spadła wypłacana po śmierci kwota na koszty związane z pogrzebem. Polisa „Moi bliscy” jest skierowana do osób od 40 do 85 lat, bez względu na stan zdrowia. W reklamach tego towarzy-stwa ubezpieczeniowego możemy zobaczyć starszych ludzi, którzy prze-konują siebie nawzajem, że warto od-ciążyć swoich bliskich od problemów związanych z organizacją pogrzebu i stypy. Reklamodawcy namawiają starszych ludzi, aby wykupili ubezpie-czenie, które umożliwi ich rodzinom pokrycie tych wszystkich kosztów. Czy faktycznie złotówka dziennie wystar-czy? I przede wszystkim, dlaczego starsi ludzie chcą kupić taką polisę?

Przede wszystkim, starsi ludzie często czują się osamotnieni, towarzyszy im lęk oraz niskie poczucie jakości życia,

DObRyKlIeNttOmaRtwyKlIeNt

agata głouszek

Z prochu powstałeś i w proch się ob-rócisz. Dla firm związanych z branżą funeralną fakt, że wszyscy umrzemy, jest gwarancją pewnego zarobku, nie-zależnego od kryzysu. w jaki sposób można jeszcze zwiększyć popyt na takie usługi, i z jakich mechanizmów psychologicznych korzystają osoby od-powiedzialne za promocję tych firm? Czy zawsze korzystają z dobrych spo-sobów promocji swoich usług? a może niektóre tematy to ciągle tabu i nie wszystkie sposoby promocji da się wy-korzystać do tego dość kontrowersyj-nego produktu? Czy zawsze jest to etyczne?

Page 41: Stimulus nr 2

-------------------------39

zwłaszcza wtedy, gdy są w złej sytu-acji ekonomicznej. Wykupienie takiej polisy może być dla nich sposobem na podniesienie własnej samooceny - po-kazaniem, że nie są jeszcze do końca zdani na bliskich i są w stanie sami zadbać o własną przyszłość (także tę wieczną). Poprzez zapewnienie środ-ków na swój pochówek, mogą także chcieć udowodnić sobie, że pomimo zaawansowanego wieku są w pewnym stopniu niezależni od bliskich. Takie działania mogą pozytywnie wpłynąć na własną samoocenę.

Reklama także bardzo silnie akcentu-je fakt przynależności do danej grupy społecznej. Bazując na społecznym dowodzie słuszności, w reklamie po-kazane są osoby, które już wykupiły takie ubezpieczenie. Są to ludzie bar-dzo podobni do tych, do których skie-rowany jest komunikat - starsi i nieza-możni, z podobnymi problemami. Jak

dowiódł Festinger, znacznie zwiększa to siłę przekazu reklamy.

Warto także zwrócić uwagę, w jaki sposób budowany jest przekaz. „Już od złotówki dziennie” to typowy chwyt marketingowy, który ma stworzyć wrażenie, że wykupienie polisy nie kosztuje prawie nic. Wspominanie, że to mniej niż codziennie wydaje się na gazetę, jest tworzeniem korzystnego układu odniesienia.

Jednak okazuje się, że to tylko pozory. Jak obliczył Maciej Samcik, dzienni-karz Gazety Wyborczej, polisa opła-ca się jedynie wtedy, gdy umrzemy dość szybko od momentu w którym zaczniemy płacić składki. Jeśli jednak przeżyjemy 20 lat lub więcej, to polisa ta staje się zdecydowanie mało lukra-tywna. Brzmi to dość drastycznie, ale opłaca się umrzeć szybko.

Reklama ta trafia jednak do starszych ludzi, także dzięki temu, że jest skon-struowana w szczególny sposób. W spotach występują głównie starsze osoby, które mówią powoli, kilkakrot-nie powtarzają istotne informacje, a całości towarzyszy spokojna muzyka. Reklama jest też dłuższa niż prze-ciętny spot. Można więc wnioskować, że będzie dobrze zapamiętana przez starsze osoby, także te, które mogą mieć problemy ze słuchem czy zapa-miętywaniem informacji.

Trumny i sarkofagi - lubię to?

„Nowe trumny z drzewa sosnowego! Tylko 2999!”, atrakcyjne zdjęcia na-grobków, relacja z ceremonii pogrze-bowej… Czy takie właśnie informacje chce otrzymywać rzesza ludzi, spraw-dzając przy śniadaniu swój profil na portalu Facebook, zaraz obok zdję-cia koleżanki z wakacji, i informacji

Rys. Katarzyna Gabrysz, http:// bzdurynn.blogspot.com

Page 42: Stimulus nr 2

-------------------------40

o tym, że kolega zjadł na śniadanie jajecznicę?

W tym momencie należałoby zasta-nowić się, dlaczego właściwie firmy zakładają fanpage na Facebook i dla-czego użytkownicy klikają „lubię to!”? Polubienie jakiejś strony ma pozwo-lić użytkownikom identyfikować się z wartościami i osobowością danej marki, a także dać im poczucie przy-należności do pewnej grupy społecz-nej. Czasem klikamy ‘lubię to’ również po to, aby otrzymywać informacje o danej marce czy najnowszych promo-cjach.

Można raczej sądzić, że to firmy po-grzebowe popełniają błąd sądząc, że skoro coś daje profity jednej branży, to będzie to działało dla wszystkich. W związku z tym wszyscy chcą być na Facebooku, sądząc, że to najlepsza forma reklamy i recepta na niepowo-dzenia firmy.

Natalia Hatalska, popularna blogerka i pracowniczka agencji reklamowej, na swojej stronie hatalska.com napisała o tym, w jakim celu ludzie użytkują Facebook. Prezentując dane z raportu Wave5 przeprowadzonego przez firmę Universal McCann, wska-zuje, że najczęstszymi powodami użytkowania tego portalu są potrzeby: pozostawania w kontakcie, autopro-mocji, wyrażenia siebie oraz rozrywki. Internauci ‘lubiąc’ jakąś stronę mają wobec niej różne oczekiwania - cza-sem jest to poszukiwanie informacji o produkcie i promocjach, niekiedy chęć wzięcia udziału w konkursie, a często także forma wyrażania siebie, i poka-zanie innym, jakie są nasze zaintere-sowania. Według Treadaway i Smith, korporacje tworzą fanpage na Facebo-ok także po to, aby umożliwić dialog z klientami, wysłuchiwać ich opinii

i ulepszać produkt. Pozwala to firmom zyskać bardziej ludzką twarz i budo-wać skuteczną komunikację. Według Cony, zostanie fanem danej strony to także wyraz lojalności i zaufania do danej marki.

W tym miejscu warto by zastanowić się nad tym, po co więc użytkownicy mieliby polubić profile zakładów po-grzebowych. Przeglądając profil pew-nej firmy z Wrocławia, można znaleźć komentarze typu „Nie jest to ciekawe miejsce, ale polecam, profesjonalna firma” czy „Świetnie profesjonalny profil”. Można więc zrozumieć, że ktoś przegląda taką stronę, by przekonać się, czy firma jest profesjonalna, cięż-ko jednak pojąć fakt, że taką stronę lubi ponad setka osób… Jest to zatem działanie marketingowe dla przecięt-nego odbiorcy zupełnie niezrozumiałe. Musi jednak przynosić efekty, skoro na Facebooku pojawiają się kolejne profi-le takich firm.

Seksi trumny

Skoro producent opon Pirelli może do swoich kalendarzy zatrudniać świato-wej sławy modelki, czemu więc Linder - firma produkująca trumny, nie mia-łaby mieć własnego? Zbigniew Linder, właściciel firmy, postanowił wyłamać się z obowiązujących standardów i stworzył kalendarz, na którym swoje wdzięki na tle trumien prezentują ską-po ubrane dziewczyny. Sam właściciel twierdzi, że pomysł zaczerpnął od włoskiej firmy pogrzebowej, również produkującej kalendarze w podobnej stylistyce. O sprawie zrobiło się głośno w mediach, a internauci zostawiali różne komentarze - od przychylnych do wręcz wrogich. Niektórzy twierdzą, że obraża to ich uczucia i jest w bar-dzo złym guście, inni uważają jednak, że sam kalendarz jest piękny, a temat

Page 43: Stimulus nr 2

-------------------------41

śmierci tak trudny, że warto potrakto-wać go z przymrużeniem oka.

Skąd wziął się pomysł na takie rekla-mowanie swoich usług? Aby znaleźć odpowiedź, wystarczy się rozejrzeć. Współczesne reklamy bardzo często przesycone są erotyką. Jednak zwykle elementy związane z seksem pojawia-ją się w kontekście produktów, takich jak czekoladki, biżuteria czy perfumy. Są to więc reklamy odbierane w spo-sób emocjonalny, konsument przed zakupem produktu nie dokonuje ana-liz jego wad i zalet, lecz zwykle kieru-je się tym, czy on mu się podoba. Natomiast Dariusz Doliński pisze, że wykazano, iż im poważniejszy jest określony produkt, tym aparycja oso-by reklamującej go może zdecydowa-nie bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Dzieje się tak między innymi dlatego, że osoby niezwykle atrakcyjnie fi-zyczne ściągają naszą uwagę w takim stopniu, że analizowanie zalet i wad danego produktu często schodzi na dalszy plan. Można więc wywniosko-wać, że nagie modelki stojące przy trumnach mogą sprawić, iż trumny nie będą przez odbiorcę zauważane.Jednak w wywiadach udzielanych w mediach, właściciel firmy chwali się, że sprzedaż jego produktów w ostat-nim czasie znacznie wzrosła. W związ-ku z tym, nie można stwierdzić, że ta forma promocji dla takich wyrobów jest nieskuteczna. Można jednak zastanowić się, czy jest odpowiednia i, czy sprzedaż nie została zwiększona nie ze względu na to, że forma pro-mocji jest właściwa, lecz ze względu na szum medialny wokół mocno kon-trowersyjnego kalendarza.

Warto rozważyć kwestię etyczności ta-kiego postępowania. Czy w sytuacji, w której ktoś jest w żałobie i chce zna-leźć trumnę dla bliskiej osoby, moral-

nie odpowiednim jest pokazywanie mu zdjęć sarkofagów przy których pozują nagie modelki?

Jak pokazują powyższe przypadki, kwestie związane ze śmiercią mogą być wykorzystywane w reklamie w zależności od potrzeb. W inny sposób przekaz kierowany jest do starszych ludzi, potencjalnych klientów polis ubezpieczeniowych - wtedy tematy-ka staje się bardzo poważna, rekla-modawcy starają się odwołać do ich poczucia odpowiedzialności, troski o rodzinę czy o własną przyszłość.

Inaczej wygląda przekaz skierowany do odbiorców nowych mediów. Korzy-stanie z Facebook czy łączenie wątków erotycznych ze śmiercią przestaje dzi-wić. Pytanie brzmi - jaki będzie kolej-ny krok? Czy jest granica?

Bibliografia:

Cialdini, R. (1994). Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i prakty ka. Gdańsk, GWP.

Cone Inc. ( 2010). 2010 Cone Consu mer New Media Study conduc ted by ORC. Boston, MA: Cone Inc.

Doliński, D. (2003). Psychologiczne mechanizmy reklamy. Gdańsk, GWP.

Falkowski A., Tyszka T.(2006). Psy- chologia zachowań konsumen ckich. Gdańsk, GWP.

Natalia Hatalska http://hatalska. com/2011/08/22/co-robia-wed liny-na-facebooku/#more-7206

Page 44: Stimulus nr 2

-------------------------42

Maciej Samcik http://wyborcza.biz/fi nanse/1,106386,8733448,Prze swietlamy_reklamy__polisa_ Moi_Bliscy_gorsza_od.html

Rembowski, J. (1984). Psychologiczne problemy starzenia się człowie ka. Warszawa-Poznań, PWN.

Treadaway, C., & Smith, M. ( 2009). Facebook marketing: An hour a day. Indianapolis, IN: Wiley Publications.

Page 45: Stimulus nr 2

-------------------------43

Tragedia w Tokio: 54 uczennice stoją na stacji metra trzymając się za ręce, gdy zbliża się pociąg, mówią „raz, dwa, trzy” i skaczą pod rozpędzony pojazd. Wszystkie giną na miejscu. Wstrząsająca informacja obiega cały kraj. Dwa dni później, podczas lun-chu na dachu budynku szkoły kilku licealistów rozmawia na temat czę-stych wśród nastolatków, grupowych samobójstw, których fala przetoczyła się ostatnio przez Japonię. W pewnym momencie, tak dla żartu, wspólnie stają na krawędzi dachu, naśladując

uczennice, które popełniły samobój-stwo w metrze. Tak jak wtedy, ich dło-nie są złączone, kiedy mówią razem „raz, dwa, trzy”. Ale po tych słowach, kilkoro z nich rzeczywiście skacze z dachu. Pozostałe osoby, stojące na-dal na krawędzi budynku, są w szoku. Jednak – ku przerażeniu grupy in-nych uczniów stojących w pobliżu - po chwili też popełniają samobójstwo, skacząc z wysokości.

Na szczęście, opisane wydarzenia nie miały tak naprawdę miejsca. To sceny z filmu „Suicide Club”, wyreżyserowa-nego w 2002 roku przez Sono Sion, które jednak idealnie oddają problem dotykający współcześnie mieszkań-ców Kraju Kwitnącej Wiśni. Aby go naświetlić, na początek warto przyto-czyć kilka statystyk. W latach 90-tych w Japonii nastąpił gwałtowny wzrost liczby samobójstw – od 18-19 osób na 100 tys. mieszkańców przed rokiem 1998, do 26 na 100 tys. osób w tymże roku i 24,2 w 2005. Wtedy też zaczęto mówić o samobójstwach jako o prob-lemie cywilizacyjnym Japonii. Od 2001 roku samobójstwo jest pierwszą przy-czyną zgonów wśród osób poniżej 30 roku życia. Natomiast w 2003, liczba samobójstw osiągnęła swój rekordo-wy poziom w historii, wynosząc ponad 34 tysiące. Samobójców jest aż trzy razy więcej niż ofiar wypadków ko-munikacyjnych. Japonia ma dziesiąty najwyższy wynik na świecie, który oznacza ponad 100 udanych aktów samobójczych dziennie. Te liczby jeszcze bardziej przemawiają do wy-obraźni, gdy uświadomimy sobie, że w wielu przypadkach sprawcy są bardzo młodzi, np. w 2003 roku aż 613 ofiar miało mniej niż 20 lat.

Równie szokujący jest wzrost liczby aktów samobójczych właśnie wśród najmłodszych – w 1998 wskaźnik dla

ZgNIąćPRZytObIetO taKINIebIańSKISPOSób,żebyumRZeć

monika Słodka

Page 46: Stimulus nr 2

-------------------------44

kobiet poniżej 19 roku życia wzrósł prawie o 70% w ciągu roku, a dla mężczyzn poniżej 19 lat o 50%. Jakby tego było mało, na początku nowego tysiąclecia głośno stało się o nowym typie zamachów, nazywanych grupo-wymi samobójstwami organizowany-mi przez Internet (shuudan-jisatsu). Począwszy od 2003 roku ginie w nich około 60 osób rocznie, a w latach 2002-2005 zanotowano „zaledwie” 69 przypadków zrealizowanych „pak-tów samobójczych”, w których straciły życie 204 osoby. Zjawisko dotyczy właśnie młodych ludzi – zdecydowa-na większość spośród tych ofiar miała dwadzieścia (52,6%) lub trzydzieści kilka (22,1%) lat.

Czym charakteryzują się grupowe akty samobójcze organizowane przez Internet? I dlaczego jest to zjawisko tak istotne, mimo że liczba śmierci spowodowanych w ten sposób stanowi zaledwie nikły procent wszystkich sa-mobójczych śmierci w Japonii? Prze-bieg zdarzenia jest zwykle podobny do pierwszego incydentu, który został za-notowany przez policję 11 lutego 2003 roku. Wtedy to 26-letni mężczyzna i dwie kobiety (obie 24-letnie) zostali znalezieni martwi w pustym mieszka-niu. Osoby leżały blisko siebie, a obok nich stało kilka piecyków węglowych. Wszystkie okna zostały wcześniej szczelnie zaklejone taśmą izolacyjną. Ofiary ewidentnie zatruły się tlenkiem węgla. Wśród internautów planujących samobójstwo panuje bowiem przeko-nanie, że śmierć spowodowana tlen-kiem węgla jest bezbolesna. Od tego czasu w mediach pojawiają się kolejne informacje o nowych przypadkach, co samo w sobie może powodować reak-cję łańcuchową, i podsuwać przyszłym sprawcom pomysł na rozwiązanie swoich problemów. Obserwuje się cią-gły wzrost liczby ofiar w jednym gru-

powym akcie np. w 2006 roku razem zginęło aż dziewięć osób. Po jakimś czasie, popularny stał się nowy model – uczestnicy aktu najpierw kontaktują się za pomocą forów dyskusyjnych lub czatów, które licznie pojawiają się w sieci. Zawierają tam tak zwany „pakt samobójczy” (shinjyu), czyli umo-wę dotyczącą szczegółowych ustaleń co do przebiegu samobójstwa – po-trzebnych środków, czasu i miejsca. Następnie realizują plan – zwykle w jakimś opuszczonym miejscu, naj-częściej w lesie, zamykają się w au-cie, wcześniej zaklejają okna taśmą izolacyjną, w końcu zażywają tabletki nasenne dla dodania sobie odwagi (na wszelki wypadek, gdyby jednak bolało) i trują się tlenkiem węgla pochodzącym z piecyków węglowych umieszczonych w pojeździe. Od 2008 roku, preferowana jest nowa metoda – siarkowodór, a przepisy dotyczące przyrządzania tej trucizny zaczęły krą-żyć w Internecie w olbrzymich iloś-ciach. Tylko w 2008 roku, 1056 osób popełniło samobójstwo posługując się właśnie tą substancją. I tak, między styczniem 2004 roku a majem 2010, hasłami, które wiążą się z samobój-stwem - i były najczęściej wpisywane do popularnej wyszukiwarki interne-towej Google - okazały się „strony o samobójstwie”, „metody popełnienia samobójstwa” i „siarkowodór”. Co ciekawe, częstość wpisywania haseł „siarkowodór” i „samobójstwo z uży-ciem siarkowodoru” jest związana z liczbą samobójstw wśród osób między 20 a 30 rokiem życia.

Japonia jest nazywana „krajem samo-bójczym” już od lat 50. XX wieku, ale w odróżnieniu od znanego z trady-cji japońskiej, honorowego seppuku, które poprzedzała zwykle indywidu-alna decyzja, lub zbiorowych czy ma-sowych aktów samobójczych popeł-

Page 47: Stimulus nr 2

-------------------------45

nianych z powodów religijnych przez członków stowarzyszeń i sekt ideolo-gicznych lub militarnych, w grupowe samobójstwa przez Internet zaan-gażowane są najczęściej praktycznie obce sobie osoby. Jak uważa profesor Ozawa-de Silva, badacz zjawiska, rozwiązanie to nie jest przypadkowe. Przeanalizował on blisko 40 japońskich stron internetowych poświęconych grupowym samobójstwom, aby le-piej zrozumieć najczęściej poruszane problemy i rolę, jaką odgrywa tutaj Internet. Zwykle w sieci jest bowiem tak, że osoby cierpiące na zaburzenia natury psychicznej najczęściej szukają tam wsparcia i zrozumienia dla swoich trudnych przeżyć. Mimo że większość takich stron poświęconych samobój-stwom rzeczywiście służy celom pre-wencyjnym, gdzie użytkownicy mogą podzielić się swoimi problemami i poszukać dobrych rozwiązań, to nie-które ewidentnie przyczyniają się do nasilenia zjawiska (podobnie jak w przypadku anoreksji i ruchu Pro-ana w Internecie), stając się areną dla za-chęt i snucia planów samobójczych.

Jedne z cieszących się największą po-pularnością witryn to Ghetto (www.co-todama.org) oraz Jisatsu Saito Jisatsu Shigansha no Ikoi no ba, co oznacza mniej więcej tyle, co: „Strona o sa-mobójstwach: Relaksujące miejsce dla osób o skłonnościach samobójczych”. Jakie treści pojawiają się na tych stro-nach tak chętnie odwiedzanych przez nastolatków i młode dorosłe osoby?

Wpisy nastolatków często mówią o znęcaniu się nad nimi w szkole, wa-garowaniu, a dorosłych – o utracie pracy, małżonka lub zdiagnozowaniu poważnej choroby. Inni twierdzą, że w ich życiu nie dzieje się nic nad-zwyczajnie złego, ale mimo to ciągle towarzyszy im uczucie pustki. Da się

wskazać jeszcze kilka typowych tema-tów, wokół których toczą się dyskusje na japońskich forach dla osób o skłon-nościach samobójczych. Okazuje się, że bardzo wiele spośród postów do-tyczy braku lub poczucia utraty sen-su świata i życia. Piszący nie wiedzą, co generalnie powinni robić w życiu, czym się zająć (na przykład wpis: „Dlaczego się urodziłem? Dlaczego żyję… Ledwo mogę spać, nienawidzę wszystkiego”, forum Jisatsusha no Sõgen, wpis z 22 grudnia 2006). Rów-nie często pojawiają się informacje o dojmującym poczuciu samotności (jak: „Boję się, że nie jestem nikomu potrzebny. Wystarczyłoby, żeby ktoś mi powiedział, że mnie potrzebuje – to by mnie uspokoiło”, forum Nageki Keijiban, 12 października 2006). Opi-sywana przez internautów samotność zwykle łączy się z brakiem zaufania i umiejętności niezbędnych do nawią-zywania satysfakcjonujących relacji społecznych (wpisy typu: „Nie mogę znieść samotności! Ale nie potrafię też zaufać ludziom”, forum Nageki Keijiban, 13 października 2006). Sa-motność jest przez nich odczuwana również mimo fizycznej obecności innych osób, jak w poście ucznia, który napisał: „Jestem taki samotny! Nawet w szkole, jestem taki samotny i chcę umrzeć” (forum Ikizurasa kei no fõramu, 13 grudnia 2006). Zaskakują-ce jest to, jak wiele z tych wiadomości nie pokazuje wyraźnie przyczyny tego poczucia samotności. Forumowicze często sami nie wiedzą, czym jest spowodowane („Z jakiegoś powo-du, jestem samotny… Żałuję, że się urodziłem…”, forum Ikizurasa kei no fõramu, 1 listopada 2006). Niektóre posty jednak wprost zawierają apel o zmianę, która złagodziłaby tę ogrom-ną samotność („Chcę być samotny, ale żałuję, że nie ma kogoś, kto był-by tutaj ze mną”, forum Ikizurasa kei

Page 48: Stimulus nr 2

-------------------------46

no fõramu, 28 października 2006 ). Nierzadko pojawia się również motyw fałszywych relacji społecznych, który towarzyszy wspomnianemu już brako-wi zaufania.

W treści komenta-rzy na tych s t r o na ch interneto-wych, sa-motność i p o c z u c i e braku sen-su w życiu są zwykle ze sobą związane. T y p o w e jest wystę-p o w a n i e swoistego kon f l i k tu wewnętrz-nego użyt-kowników witryn. Z j e d n e j s t r o n y , cierpią z p o w o d u samotno-ści, a z drugiej – nie są w stanie nikomu zaufać. Czasami nawet deklarują, że wcale nie chcą otrzymy-wać wsparcia ze strony innych, i wolą być samotni.

Zjawiska te zwykle skutkują pragnie-niem podzielenia z kimś doświadcze-nia śmierci – innymi słowy, chęcią jednoczesnej ucieczki od samotności i poczucia braku sensu życia, najlepiej w towarzystwie innych, ponieważ samotna śmierć mogłaby być zbyt

trudna. W związku z tym, na różnych stronach na porządku dziennym są takie ogłoszenia jak: „Czy masz za-miary samobójcze i chciałbyś umrzeć ze mną? Nie chcę umrzeć sama. Szu-

kam osób, które chciałyby umrzeć ze mną” (forum Omae ha mou shindeiru, 24 grudnia 2005), „Czy jest tu ktoś, kto chciałby umrzeć, ale nie chce umrzeć sam? Proszę, umrzyjmy razem” (forum Ikizurasa kei no fõramu, 7 listo-pada 2006). Ton tych wypo-wiedzi jest zazwyczaj szokująco spo-kojny i pragma-tyczny, przykła-dowo jeden użytkownik pisze: „Środki nasenne cię nie zabiją! Czy jest ktoś, kto chciałby użyć

innej metody?” (forum Ikizurasa kei no fõramu, 6 listopada 2006), a inny: „Nie chcę dłużej cierpieć. Ale za bar-dzo boję się, żeby umrzeć samemu. Czy jest ktoś, kto chciałby umrzeć ze mną?” (forum Ikizurasa kei no fõramu, 14 września 2006). Wiele osób nie wyraża jednak jednoznacznie pragnienia samobójstwa, tak jakby fakt, czy żyją lub umrą, niektórym nie robił większej różnicy. Internauci szukają bezbolesnej i szybkiej śmierci,

Kadr z filmu Double Suicide, reż. Masahiro Shinoda (1969)

Page 49: Stimulus nr 2

-------------------------47

pauzy w życiu, a dzielenie samobój-stwa z innymi wydaje się być jedną z metod jej oswajania (np. wpis: „Jestem taki zmęczony. Jaki jest cel dalszego życia? Ale nie chcę umrzeć w bólu. Chciałbym zniknąć w sekun-dzie”, forum Ikizurasa kei no fõramu, 15 października 2006).

Nawet ta pobieżna analiza treści ja-pońskich forów internetowych dla samobójców, daje pewien obraz uwa-runkowań samobójstw organizowa-nych przez Internet. Jak stwierdza Ozawa-de Silva na podstawie swoich badań, kluczowe są trzy aspekty – sa-mobójstwa takie popełniane są gene-ralnie przez zwykłych ludzi, a nie tych cierpiących na depresję czy psychozę, żyjących w niehumanitarnych warun-kach lub uprawiających wyjątkowo stresujące zawody; inną cechą cha-rakterystyczną jest konieczność obec-ności innych, aby umrzeć; typowe jest także pragnienie, aby była to śmierć komfortowa, bezbolesna i szybka.

Jak natomiast można wytłumaczyć powstanie tego zjawiska? Geert Hof-stede, socjolog kultury, już w latach sześćdziesiątych scharakteryzował różne kraje za pomocą kilku wymia-rów. Dla zrozumienia zjawiska grupo-wych samobójstw w Japonii, znaczące wydają się szczególnie dwa. Pierwszy to kontinuum indywidualizm-kolek-tywizm, czyli koncentracja w danym państwie na jednostce lub grupie. Ja-ponia, podobnie jak większość regio-nów azjatyckich, jest krajem kolekty-wistycznym. Oznacza to, że pozycja i tożsamość człowieka wyznaczana jest przez przynależność do społeczności i budowana na podstawie tego, jak widzą go inni. Wysoce cenioną war-tością jest lojalność wobec członków grupy. Tożsamość społeczna jest waż-na, bo na jej podstawie tworzona jest

ta indywidualna. Wymiar ten pozwala zrozumieć, dlaczego dla Japończyków tak istotne są relacje społeczne, a ich ograniczenie lub niesatysfakcjo-nujący poziom powoduje cierpienie i zagubienie – kim jestem i jak mam żyć. Możliwe, że samotność, na którą uskarżają się twórcy paktów samobój-czych, wynika z wyjątkowo silnej u Ja-pończyków, niezaspokojonej potrzeby afiliacyjnej, czyli pragnienia bliskości, miłości i akceptacji, chęci bycia zna-czącym, komuś potrzebnym, zauwa-żonym, zaistnienia dla kogoś. Forum internetowe pomaga zaspokoić tę potrzebę i zbudować iluzję bezpiecz-nej relacji – począwszy od zaintereso-wania problemami, poprzez tworzenie paktu samobójczego, który jest formą dzielenia doświadczenia, do samego aktu samobójstwa. Z decyzji grupowej nie można się wycofać, ponieważ - jak mówi japońska norma - zabronio-ne jest nienadążanie za grupą, bycie ciężarem, słabym ogniwem, przyczy-nianie się do niepowodzenia przedsię-wzięcia. Ludzie obawiają się odstąpić od zobowiązania, bo wtedy zostaną samotni. Pakt samobójczy zapewnia satysfakcję i komfort – nareszcie mam dla czego żyć – oraz radość z powodu podążania za innymi. Jednocześnie Japończycy za bardzo boją się umrzeć samotnie, ponieważ wszelkie działanie ma sens, gdy jest dzielone z innymi.

W Japonii, gdzie dokonuje się selekcji dzieci już przy zapisach do przedszko-li, ponieważ ukończenie odpowiedniej placówki nieraz decyduje o przyjęciu na uniwersytet i przebiegu kariery w dorosłym życiu, a śmierć z przepra-cowania (karõshi) nie jest rzadkością, młodzi ludzie nie mają czasu na na-ukę i rozwój kompetencji społecznych. Kontaktowanie się przez Internet nie wymaga tak wysokiego ich poziomu jak realne życie i łączy się z mniej-

Page 50: Stimulus nr 2

-------------------------48

szym strachem przed odsłonięciem się przed innymi. Pierwsze kontinuum łączy się z drugim istotnym w tym kontekście wymiarem, a mianowicie męskością-kobiecością, czyli koncen-tracją na typowych celach męskich: finansach, karierze zawodowej, osiąg-nięciach i asertywności, lub kobiecych: trosce o innych, współpracy i bliskości. Japonia znajduje się bliżej męskiego krańca wymiaru, co tłumaczy znacze-nie przykładane do pracy.

Młodzi ludzie odczuwają ogromną presję – której często nie wytrzymu-ją - związaną z wymogiem spełnienia oczekiwań pokładanych w nich przez rodzinę. Samobójstwo paradoksalnie pomaga poczuć wolność od presji spo-łeczeństwa, od oczekiwań, ciągłego oceniania i obowiązku wypełniania ról, odczuć niezależność oraz przynależ-ność do jakiejś grupy o podzielanym celu.

Także inne czynniki kulturowe mogą być pomocne w wyjaśnieniu grupo-wych samobójstw przez Internet, jak choćby przyzwolenie na samobójstwo w tradycji japońskiej (wspomniane już seppuku), za które odpowiedzialność spada na aktualne problemy społecz-ne. Aby podkreślić ten fakt, samobój-cy są w Japonii nazywani „ofiarami samobójstwa”. Też koncepcja dobrej śmierci, polegająca na odejściu z po-godną twarzą w otoczeniu bliskich, w przeciwieństwie do samotnej śmier-ci (kodoku na shi), która także w wypadku samobójstwa jest niegod-na, zgadza się z trzema kluczowymi aspektami wymienionymi przez Oza-wę-de Silvę.

W końcu, ważne dla nasilania się zja-wiska mogą być aktualne problemy społeczne. Mówi się nawet, że patolo-gia jednostki wyrasta z patologii spo-

łeczeństwa japońskiego. Przechodzi ono obecnie poważne zmiany – zmaga się z brakiem miejsc pracy, dryfuje kulturowo w stronę Zachodu i, co za tym idzie, skręca w stronę indywidu-alizmu, za co młodzi płacą izolacją, problemem z pomieszaniem ról, roz-padem tradycyjnych wzorców spo-łecznych, sieci wsparcia i rodzin. Dla Japończyków wykluczenie z grupy jest spełnieniem kulturowego koszmaru.

Wreszcie, w samą sytuację tworze-nia i realizacji planu samobójczego w rzeczywistości, uwikłane są pewne mechanizmy psychologiczne. Anoni-mowość, zapewniona dzięki ukrywaniu się za pseudonimem, ułatwia mówie-nie o swoich problemach, a Internet zmniejsza strach przed bliskością, której tak bardzo pragną Japończy-cy. Tworzy się norma grupowa, która zobowiązuje członków paktu do jego przestrzegania. Ponadto, dochodzi do rozproszenia odpowiedzialności – nikt nie czuje się winny za zło i nie reaguje, za to przerzuca winę na in-nych. Także sama relacja, jaką mają uczestnicy zdarzenia, nie zapobiega, a sprzyja samobójstwu. Nie są oni ani przyjaciółmi ani wrogami, lecz obcymi – wygodnie jest umrzeć z kimś, gdy nie mamy do niego bliskiego stosun-ku emocjonalnego, nie zależy nam na jego życiu, nie czujemy do nie-go też żadnych silnych negatywnych emocji. Obcy nie sprawia problemu, jest neutralny, ale jednocześnie może być pomocny. Wszystko, co pociąga za sobą kolektywistyczne myślenie, bezpieczeństwo quasi-społeczności o określonych normach oraz komfort psychiczny z powodu dzielenia do-świadczenia, które mogłoby być prze-cież indywidualne - przyczynia się do tego, że zamiast samotnej, wybiera się śmierć w kilka osób.

Page 51: Stimulus nr 2

-------------------------49

Żyjemy w czasach, gdy Internet jest częścią życia coraz większej liczby ludzi. Dlaczego samobójstwo miało-by być z niego wyłączone? Możliwość pokonania barier geograficznych, patologia jednostki i społeczeństwa, nuda czy moda – nie ma jednoznacz-nej odpowiedzi, skąd biorą się grupo-we samobójstwa organizowane przez Internet. Jedno jest pewne – przed japońskim społeczeństwem sporo do naprawienia.

*Tytuł pochodzi z piosenki zespołu The Smiths „There Is A Light That Never Goes Out”

Bibliografia

Hagihara, A., Miyazaki, S. i Abe, T. (2012). Internet suicide sear ches and the incidence of suicide in young people in Japan. European Archives of Psychiatry and Clinical Neuro science, 262, 39–46.

Hofstede, G. (2000). Kultury i organi- zacje: Zaprogramowanie umysłu. Warszawa: PWE.

Naito, A. (2007). Internet Suicide in Japan: Implications for Child and Adolescent Mental Health. Clinical Child Psychology and Psychiatry, 12, 583-598.

Ozawa-de Silva, Ch. (2008). Too Lo - nely to Die Alone: Inter net Suicide Pacts and Existential Suffering in Japan. Culture, Me- dicine and Psychiatry, 32, 516– 551.

Ozawa-de Silva, Ch. (2010). Shared Death: Self, Sociality and Inter-

net Group Suicide in Japan. Forthcoming in Transcultu ral Psychiatry, 47, 1-48.Samuels, D. (2007). Let’s die to gether. The Atlantic, 5, 92-98.

Page 52: Stimulus nr 2

-------------------------50

„lISta ObeCNOŚCI. ROZmOwy Z OJCamI OSób Z ZeSPOłem DOwNa”, wyD. baRDZIeJ

KOCHaNI, waRSZawa, 2012

„Jest nasza. Nie widzimy w niej Downa. Widzimy ją taką, jaka jest, pod maską. Jaka chciałaby być”. O tym, co 10 lat temu literacko ujęła Dorota Terakowska w „Poczwarce”, dziś możemy przeczytać w wywiadach z ojcami dzieci z zespo-łem Downa. Już nie fikcja literacka, ale szczere historie przedstawiają problem z męskiej perspektywy. Problem? Czy może dar? Trisomia chromosomu 21. jest nadal społecznym tabu. Down w rodzi-nie to przekleństwo, gorzki obowiązek na całe życie. Lektura kilkunastu rozmów z ojcami świadczy o czymś zupełnie prze-ciwnym – że takie rodzicielstwo może być pełne dumy, szczęśliwe, jednym słowem – zwyczajne. Ciekawe pytania, zadawane przez socjolożkę i filozofa, oraz przemy-ślane, ale konkretne, wolne od sentymen-talizmu i frazesów odpowiedzi sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Po tej lekturze z pewnością zostanie w Czytel-niku coś więcej, niż tylko mgliste wspo-mnienie okładki. „Elżbieta Zakrzewska--Manterys: Mężczyźni rzadko zabierają głos na temat problematyki zespołu Dow-na. Tadeusz Sobolewski: Bo nikt nas nie pyta”. Zapytali. Zobaczcie, jakie padły odpowiedzi.

„INStytuCJe tOtalNe: O PaCJeNtaCH SZPI-talI PSyCHIatRyCZNyCH I mIeSZKańCaCH INStytuCJI tOtalNyCH”, eRvINg gOFFmaN,

gwP, SOPOt, 2011

Oglądaliście „Lot nad kukułczym gniaz-dem”? Pamiętacie, jak Jack Nicholson usiłuje przekonać pielęgniarkę do włącze-nia transmisji meczu, usilnie poszukując wśród kolegów – pacjentów kliniki psy-chiatrycznej – jednego głosu za? Scena dobrze oddaje pojęcie instytucja totalna, wprowadzone przez Ervinga Goffmana. Socjolog ten w połowie lat 50. XX wieku wcielił się w rolę członka personelu Szpi-tala Świętej Elżbiety w Waszyngtonie. Jako jeden z pierwszych badaczy postulo-wał, że to nie choroba psychiczna kształ-tuje zachowania człowieka, ale raczej otoczenie zewnętrznie wymusza odgry-wanie stereotypowej roli osoby nienor-

CZytamy PO

gODZINaCHksięgarniane półki przejrzała dla was

agata Korczak

Nowości wydawnicze

Page 53: Stimulus nr 2

-------------------------51

malnej. Jego klasyczna książka ukazała się właśnie w polskim tłumaczeniu. Życie mieszkańców instytucji totalnej “toczy się w jednym i tym samym miejscu i pod-lega tej samej, jedynej władzy (…) we wszystkich fazach codziennej działalności ich członkowie pozostają w bezpośrednim towarzystwie dużej liczby innych człon-ków. Wszyscy oni traktowani są jednako-wo, muszą pracować razem i wykonywać te same czynności (…) cały ich dzień jest ściśle zaplanowany, tak że jedna czyn-ność w wyraźnie przewidzianym czasie przechodzi w drugą”. Książka napisana jest przystępnym, wolnym od naukowego żargonu językiem. Autor odnosi się do wiedzy dotyczącej szeroko rozumianego obszaru poznania społecznego, porusza problemy wchodzenia w rolę, dehuma-nizacji i tożsamości jednostki w sytuacji ograniczenia jej wolności. Pozycja dla każdego, kto – wg prof. Burszty z war-szawskiej SWPS – jest „ciekaw świata”.

„mOJa węDRówKa: ReFleKSJe StuDeNtów I wyKłaDOwCów uJ

O CHORObIe PSyCHICZNeJ I StuDIOwaNIu”wyD. bIuRO DS. OSób NIePełNOSPRawNyCH

uJ, KRaKów, 2010.

Granatowa broszura z prostym rysun-kiem na okładce wpadła mi w ręce jakiś czas temu. Rozdawana za darmo w Au-ditorium Maximum. Zupełnie niepozorna. A zawartość? Dla studentów psychologii – obowiązkowa! To nie jest kolejna nud-na lektura z wypunktowanym zestawem symptomów prosto z DSM-IV. To zbiór historii studentów na temat ich własnych zmagań z chorobą. Szczere, zaskakująco

intymne opowieści o tym, jak jedzenie staje się pułapką dla ambitnej dziewczy-ny, jak małomiasteczkowa mentalność utrudnia walkę ze schizofrenią, jak cho-roba psychiczna staje się bolesną częś-cią tożsamości... Eseje czyta się jednym tchem, ale z pewnym trudem – trudem pojmowania, co naprawdę kryje się pod pustym z pozoru hasłem zaburzenie. Człowiek – to banalna odpowiedź. Stu-dent, córka, syn, pracownik, kolega, sąsiad... Nie anonim, tylko ktoś realnie doświadczający cierpienia, codziennie zmuszony do walki z samym sobą, po-dejmujący heroiczne próby, by uciec ze swojego schronienia i normalnie funkcjo-nować. Refleksje studentów poprzedzają cztery rozdziały, zatytułowane „Szlakiem wykładowcy”. Cytując autora jednego z nich, dra Huberta Kaszyńskiego: „Pra-ce autorów – w znakomitej większości studentów UJ – zasługują na uznanie, bowiem są one świadectwem znosze-nia społecznego piętna towarzyszącego osobom podatnym na zranienie. Chodzi tutaj o uznanie i szacunek dla wiedzy i rozumienia, które pochodzą z osobistego doświadczenia, co umożliwia postrzeganie ludzi jako posiadających własne poglądy i własny głos, a nie tylko jako przedmiot wiedzy innych”. Publikacja dostępna onli-ne na stronie: www.bon.uj.edu.pl. Warto kliknąć i przeczytać!

Page 54: Stimulus nr 2

-------------------------52

Przyjrzyjmy się dokładniej badaniom dotyczącym liczby samobójstw w UE w ostatnich latach.Zdecydowanie najwyższy odsetek sa-mobójstw odnotowano na Litwie(31,5 na 100 000 mieszkańców). Wysokie wyniki w tym smutnym rankingu uzy-skały również Węgry i Łotwa (wskaź-nik wynosi tam kolejno: 21,8 i 20,7) a także Słowenia (18,7) oraz Estonia (18,3).Trochę optymizmu natomiast wnosi fakt, iż w większości krajów liczba samobójstw na przestrzeni ostatnich lat systematycznie maleje. Przykładowo, w 1999 roku na Litwie wskaźnik był równy aż 42,1, nato-miast na Węgrzech wynosił on 30,6.Najniższą liczbą samobójstw mogą pochwalić się głównie państwa zgro-madzone wokół basenu Morza Śród-ziemnego. Jedynie trzech na 100 000 mieszkańców Grecji decyduje się na ten krok. Badania wykazują, że od 1999 do 2009 roku wskaźnik ten utrzymywał się na podobnym pozio-mie. Podobnie niskie wyniki uzyskały Cypr (3,6) i Włochy (5,4), przy czym na Cyprze liczba samobójstw w ostat-nich latach niepokojąco wzrosła (w porównaniu do wskaźnika z 2004 roku, który wynosił jedynie 0,7 ) W Polsce wskaźnik ten jest równy 15,4, przewyższa więc średnią dla UE, która wynosi 10,3 na 100 000 miesz-kańców.Ogółem, w roku 2011 w naszym kraju dokonano 5124 prób samobójczych, w tym3839 udanych.

Jak podają polskie statystyki policyjne z 2011 roku, zdecydowanie najczęst-szym sposobem dokonania samobój-stwa jest powieszenie (3706 przypad-ków, w tym 3288 mężczyzn). Mniej popularna jest śmierć przez utopienie się – w ostatnim roku odnotowano 1000 tego rodzaju samobójstw i – co ciekawe – znaczną większość (949

osób) stanowiły w tym przypadku kobiety. Inne wybierane w naszym kraju sposoby popełnienia samobój-stwa to: rzucenie się z wysokości (325 osób, w tym 218 mężczyzn), zażycie środków nasennych (192 osoby, w tym 80 mężczyzn) oraz uszkodzenie układu krwionośnego (155 osób/119 mężczyzn). Najrzadziej wybierany sposób to zażycie trucizny (20 osób, w tym 19 mężczyzn). Jedyną meto-dąwybieraną wyłącznie przez mężczy-znbyło zastrzelenie się (32 przypadki).Wśród najczęstszych przyczyn sa-mobójstw znajdują się choroba psy-chiczna (699osób, w tym 468 męż-czyzn) oraz nieporozumienia rodzinne (679/555mężczyzn). Inne popularne przyczyny to zawód miłosny (346/268 mężczyzn) i trudne warunki ekono-miczne (349/291 mężczyzn).

Ze statystyk KGP wynika, że w ubie-głym roku ponad 270 Polaków do-konało próby samobójczej z powodu

SamObóJStwaI eutaNaZJa

zebrała i opracowałaKamila Kowaleczko

Doniesienia z badań

Page 55: Stimulus nr 2

-------------------------53

przewlekłej choroby lub trwałego ka-lectwa. Zwraca to uwagę na kwestię legalizacji eutanazji w naszym kraju.

Eutanazję możemy podzielić na czyn-ną („zabójstwo z litości”), oraz bierną ortoanazję (zaprzestanie sztuczne-go podtrzymywania życia). Została ona zalegalizowana jedynie w czte-rech państwach europejskich: Holan-dii, Belgii, Luksemburgu i Albanii. W Szwajcarii natomiast dozwolone jest przepisanie przez lekarza śmiertelnej dawki środka nasennego, z zastrze-żeniem, że chory musi go przyjąć samodzielnie. W Polsce eutanazja jest niedozwolona i podlega karze do 5 lat pozbawienia wolności. Badania opinii publicznej dostarczone przez CBOS wskazują jednak, że aż 48% Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, iż „leka-rze powinni spełniać wolę cierpiących, nieuleczalnie chorych, którzy domaga-ją się podania im środków powodują-cych śmierć”. 39% badanych wyraziło zdecydowany sprzeciw, natomiast 13% nie ma sprecyzowanego zdania w tej kwestii.

Popularnym ostatnio zagadnieniem eutanazji zainteresowali się również-

białostoccy badacze.Przeanalizowali opinie 300 osób, za-równo ze środowisk medycznych (lekarzy, pielęgniarek zatrudnionych przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstokuoraz studentów drugie-go roku Wydziału Pielęgniarstwa), jak i samych pacjentów. Badania prze-prowadzono z użyciem kwestionariu-sza, w którym uczestnicy mieli wyrazić swoją opinię na temat projektu legali-zacji eutanazji w naszym kraju.Wyniki wskazują, że największe poparcie dla eutanazji zadeklarowali studenci: aż 22% z nich opowiadało się za wprowadzeniem ustawy lega-lizującej eutanazję w Polsce. Co cie-kawe, w grupie lekarzy i pielęgniarek wskaźnik ten wyniósł jedynie 4%. Z kolei wśród pacjentówprojekt legali-zacji eutanazji zdobył 13-procentowe poparcie.

Największą grupą opowiadającą się zdecydowanie przeciwko eutanazji byli pracownicy medyczni (41%). Wśród studentów zdecydowany sprzeciw zadeklarowało 31% osób, natomiast w grupie pacjentów – 21%.

699 679

250

346 349

99 82 24 23 1 550

100

200

300

400

500

600

700

800

Ustalone przyczyny samobójstw (Polska, 2011)

Źródło: KGP

Page 56: Stimulus nr 2

-------------------------54

w nowej rubryce Fakty i mity próbujemy obalać, potwierdzać albo przynajmniej komentować popularne przekonania ro-dzaju: „z mojego doświadczenia wynika, że...”, „mam znajomego, który...”, „oni wszyscy są po prostu tacy...”. tematyka mitów będzie odpowiadać tematyce numeru. tym razem jest śmiertelnie. tanatopsychologia nie jest najbardziej popularną dziedziną, dlatego niełatwo znaleźć odpowiednie zagad-nienia, ale mam nadzieję, że nie będzie śmiertelnie nudno.

mit 1: ludzie narcystyczni boją się śmierci bardziej niż inni

Narcyz w kulturze uosabiany jest przez Doriana Graya, Salvadora Dali, w lżejszej wersji przez Johnny’ego Bravo. Napotykając przeszkody, rea-guje złością i upokorzeniem. W powszechnym mniemaniu boi się śmierci, która może ograniczyć jego wyimaginowaną omnipotencję. Jak pisze pewna psychoterapeutka na swojej stronie internetowej: „[Narcyz ] czasem popełnia samobójstwo lub

prowokuje nagłą śmierć, by bezradnie nie czekać na starość, ból, choroby i ostateczny koniec. Bo narcyz to ktoś, kto nie może znieść, że coś nie jest na jego warunkach, nawet śmierć.” To chyba nie takie proste. Wyniki badań sugerują, że może być raczej...od-wrotnie. W przypadku starszych doro-słych w wieku 60-79 lat, wraz z naturalnym spadkiem skłonności narcystycznych rośnie ryzyko samo-bójstwa. W Polskich badaniach porów-nywano postawę względem śmierci z poziomem narcyzmu. Jeden z czynników narcyzmu, Samowystar-czalność, koreluje z traktowaniem śmierci w sposób mniej destrukcyjny

ŚmIeRtelNe FaKty I mIty

zweryfikowaławiktoria Kozioł

Fakty i mity

Page 57: Stimulus nr 2

-------------------------55

i tragiczny, z deklarowanym mniej-szym lękiem przed śmiercią oraz za-interesowaniem problematyką śmierci. Pytanie, czy osoby narcystyczne sta-rają się po prostu dobrze wypaść lub szczególnie aktywnie wypierają infor-macje dotyczące śmierci, pozostaje otwarte.

mit 2: ludzie w okresie starszej dorosłości bardziej boją się śmierci, niż młodsi

W polskich badaniach Makselona, przeprowadzonych już ponad 35. lat temu, osoby po sześćdziesiątym roku życia paradoksalnie odczuwały najniż-szy lęk przed śmiercią ze wszystkich grup wiekowych. Późniejsze wyniki są mniej jednoznaczne, ale wydaje się, że osoby po 60. roku życia odczuwają mniejszy lęk przed śmiercią, niż ludzie w średnim wieku. Stereotypowo: Leo-pold Tyrmand pod czterdziestkę i z 25 lat młodszą kochanką pisał, że szuka ucieczki przed starością. Część bada-czy uważa, że konfrontacja ze śmier-cią jest głównym problemem kryzysu wieku średniego. Ciekawe, że w wieku starszym nie wzrasta lęk przed śmier-cią, a raczej przed problemami sta-rzenia, takimi jak choroby, ból, pogor-szenie funkcjonowania i zniszczenie ciała po śmierci (kremacja, rozkład, oddanie organów), co związane jest ze zwiększeniem poczucia integralno-ści cielesnej.

mit 3: małe dzieci nie odczuwają żalu po stracie bliskiej osoby

Dzieci w wieku do 3-5 roku życia trak-tują śmierć jako rozstanie, są prze-konane, że zmarły przebywa w innym miejscu i żyje gdzieś indziej, np. do-słownie w niebie, na cmentarzu,

w sąsiednim mieście. Nie rozumieją krańcowego i nieodwracalnego cha-rakteru śmierci. Może im się wydawać, że kres życia czeka tylko niektóre oso-by, ale nie własną rodzinę, lub że za pomocą magicznych praktyk człowiek uchroni się od umierania. Dopiero ok. 7. roku życia są świadome nieuchron-ności śmierci, choć ta perspektywa wydaje im się niezwykle odległa. Problem w tym, że mniejsze dzieci mogą interpretować śmierć najbliż-szych jako dobrowolne odejście. Z braku zrozumienia koniecz-ności śmierci mogą obwiniać zmarłego o to, że umarł, a złość i urazę zacho-wać także w późniejszych etapach życiowych.

Bibliografia:

American Psychiatric Association (1994). Diagnostic and Statisti- cal Manual for Mental Disorders (DSM-IV)(wyd. 4). Washington, DC: APA. Battegay R., Müllejans R. (1992). Decreased narcissism in the aged and in suicide. Schwei- zer Archiv Für Neurologie Und Psychiatrie, 143, 293-306.

Mesjasz, J. (2010) Lęk przed śmiercią a rozwój człowieka. W: Klątwa czy dar przemijania? Studium z tanatopsychologii (ss. 109-124). Warszawa: Difin. Oleś, P. K. (2000). Psychologia przeło- mu połowy życia. Lublin: Towa rzystwo Naukowe KUL.

Szymołon, J. (2005). Narcyzm a po- stawa wobec śmierci. W: J. Makselon (red.). Człowiek wo - bec śmierci (ss.307-316). Kra ków: WN PAT.

Page 58: Stimulus nr 2

-------------------------56

baran (21.03 – 19.04)Zawsze dostrzegaj pozytywne strony zaistniałych sytuacji: czujesz, że giniesz w labiryncie życia? Przynajmniej urośnie Ci hipokamp. Brak Ci pomy-słów na najbliższe 3 miesiące? Udaj się do sędziów kompe-tentnych. Jeżeli to nie pomoże, spróbuj konfrontacji z cieniem, a nuż się uda i rozwiniesz się jak sam Maslow. W razie po-rażki, zawsze możesz zrobić jak Gauguin, by po wakacjach wrócić pewny siebie jak pierw-si Behawioryści.

byk (20.04 – 22.05)Nie załamuj się! Każda se-sja kiedyś się kończy. Kursy z kanonu też. Poziom p który nie chce spaść poniżej uprag-nionego 0,05, wcale nie musi oznaczać porażki. Wybacz pro-motorowi, który nie odpisuje - przecież mamy Euro. Pamiętaj, że obrony wrześniowe świę-tuje się z taką samą radością, jak czerwcowe i październiko-we. Tymczasem: racjonalizuj, sublimuj, projektuj i wypieraj! Długopis trzymany w zębach pomoże śmiać się nawet w najgorsze dni.

bliźnięta (23.05 – 21.06) Przedłużająca się dystymia po niezdanej rozwojówce? Rozej-rzyj się dookoła i przekonaj, że nie jesteś sam, a bezcen-nej wiedzy o stadiach rozwoju chwytu nikt Ci nie odbierze! Zadbaj lepiej o swoją świa-domość (czymkolwiek by nie była). Czerwiec to także dobry czas, by awansować na kolejny stopień Kolberga, lub przynaj-mniej wyzwolić się z okowów sprawiedliwości immanentnej. Gdy przyjdzie kryzys, przypo-mnij sobie o archetypie matki.

Rak (22.06 – 22.07)

Jeżeli już musisz wykręcać się ze wspólnych wyjść, postaraj się o lepsze wymówki niż Etyka i Pomoc psychologiczna. Dyso-nans wśród słuchaczy będzie mniejszy, a Twoje ja odzwier-ciedlone ucierpi nieznacznie. Zadbaj o swoje projekty osobi-ste. Objawami anankastyczny-mi się nie przejmuj - w czasie egzaminów sprzątają prawie wszyscy. Na psychopatów, którzy odmawiają dzielenia się pytaniami i notatkami, wyłóż bias.

lew (23.07 – 23.08)

Najlepsi przyjaciele zapomnieli o Tobie niczym pacjent H.M.? To czas, by odświeżyć znajo-mość z poszukiwaczami do-znań, z którymi tak dobrze szalało Ci się jeszcze kilka lat temu. Pilnuj terminów prac zaliczeniowych i pamiętaj, że nawet najmniejsza dystrakcja może osłabić kontrolę poznaw-czą. Brakiem funduszy się nie przejmuj - Twój ponadprze-ciętny czynnik g sprawi, że w wakacje odkujesz się z nawiąz-ką.

Panna (24-08 – 22.09)

Lanie wody to nie będzie dobry sposób na zdanie, ale siadaj obok melancholijnego Barana, a może Ci się uda. W sierpniu Merkury podpowiada wyjazd nad morze. Rybka lubi pływać, ale chodź w kapoku, zwłaszcza, jeśli polewać będzie sangwi-niczny Lew. Końcówka czerw-ca: Księżyc w nowiu to dobra pora na pisanie magisterki!

Horoskop

Page 59: Stimulus nr 2

-------------------------57

waga (23.09 – 23.10)

Gdy na egzaminach będziesz kłaść swój los na szali, pa-miętaj, że dobre odpowiedzi kryją się często pod literą „A”. Gwiazdy dają szansę na waka-cyjną miłość w drugiej połowie lipca, ale tylko w miastach na literę „O”. Choleryczny Strzelec może być dobrym kompanem, tylko nie zaczepiajcie miejsco-wych. Kibicuj rozważnie na Euro, podobno sok z brzozy jest dobry na kaca.

Skorpion (24.10 – 22.11)

Na egzaminach nie siadaj obok neurotycznego Byka, bo to przeszkadza w strzelaniu. Słońce zmniejszy Twój psy-chotyzm, ale dopiero w lipcu; wcześniej nie ma po co iść na disco. Jeśli w nieparzysty wto-rek będziesz miał ochotę na lotka – idź za tym głosem, nie graj jednak w parzyste środy – to strata pieniędzy.

Strzelec (23.11 – 21.12)

Zgodnie z powołaniem Twoje-go znaku, ustrzelisz wszystko w pierwszym terminie i obej-dzie się bez kampanii wrześ-niowej. To dobrze, bo właśnie we wrześniu Wenus szykuje Ci niespodziankę, więc oglądaj się wokół siebie, gdy będziesz pod AGH. Uważaj! Wyjazd waka-cyjny do egzotycznych miejsc może się skończyć gorrrąco!

Koziorożec (22.12 – 19.01)

Egzaminacyjna współpraca z ekstrawertywnym Baranem może prowadzić tylko do za-brania kartki, zwróć się raczej ku sumiennej Wadze. W po-łowie lipca przypływ gotówki, spożytkuj go na wyjazd gdzieś daleko. We wrześniu Twoja neurotyczność spadnie, więc będzie to dobry czas na małe miłostki.

wodnik (20.01 – 18.02)

Tylko ugodowy Lew może sprawić, że zdasz wszystko w pierwszym terminie; jednak we wrześniu wpływy astralne będą dużo bardziej korzystne. Na wycieczkę spakuj mapę, a nie książki, a jakiś pociągają-cy Rak może spytać Cię o dro-gę. Nie umawiaj się na mecze z rozhamowanymi Bliźniętami, możesz potem nie trafić do domu.

Ryby (19.02 – 20.03)

Badani umawiają się i póź-niej nie przychodzą? Prezen-tacja na seminarium okazała się klapą? Nie przejmuj się! To po prostu pierścienie Saturna nadmiernie pompują Twój neu-rotyzm. Wykorzystaj to, że ko-reluje to liniowo ze wzrostem sumienności i psychotyzmu. Rozejrzyj się wokoło siebie: pobudź jądro półleżące z eks-trawertykiem, przytul neuroty-ka, pamiętaj, że stara miłość nie rdzewieje, a magisterka nie napisze się sama!

Page 60: Stimulus nr 2

-------------------------58

PRZeCZytałeŚ/-aŚ I maSZ Dla NaS

ŚmIeRtelNIe ważNe uwagI? Stimulus czeka na wzmocnienia, dlatego pisz do nas śmiało i dziel się swoimi opi-niami, zarówno tymi pozytywnymi jak i negatywnymi. Z ciekawością przeczytamy, co Ci się podobało, a co byś zmienił/-a w naszym wciąż rozwijającym się piśmie. Ze względu na nieuniknioną emeryturę niektórych członków Redakcji (trzymamy kciuki, żeby w październiku mieli już przed nazwiskiem dumne trzy litery!), ciało redakcyjne zostanie nieco uszczuplone. Jeśli sądzisz, że możesz być cennym nabytkiem w naszej Redakcji, zapraszamy Cię do nas od przyszłego roku akade-

mickiego.

w powyższych (i wszystkich innych) sprawach pisz na:

[email protected]

w wakacyjnym szaleństwie nie zapominaj też o naszym fanpage’u:

http://facebook.com/stimulusuJ

wracamy już jesienią!

Page 61: Stimulus nr 2
Page 62: Stimulus nr 2