filozofia ewolucji (kwantów)

1537
Janusz Łozowski FILOZOFIA EWOLUCJI (KWANTÓW) copyright © 2012 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-932050-6-6 [email protected] 1

Upload: lozowski-janusz

Post on 09-Aug-2015

4.006 views

Category:

Science


0 download

TRANSCRIPT

  1. 1. Janusz ozowski FILOZOFIA EWOLUCJI (KWANTW) copyright 2012 by Janusz ozowski wszelkie prawa zastrzeone ISBN 978-83-932050-6-6 [email protected] 1
  2. 2. (...) wiat, jaki jest, kady widzi - pozostaje problem z nazwaniem widzianego. do najbardziej podstawowych poj, ktrymi opisuje si otaczajcy nas przestwr, naley ewolucja. ewoluuje atom, ziemia, wszechwiat - czowiek i rozum; kultura podlega w swych przemianach reguom ewolucji - tak samo jak cywilizacja, wielko nadrzdna do niej. na wyszym poziomie cywilizacja wpisuje si w proces zmian w kosmosie... itd. itp. powstaje naturalne pragnienie (i wniosek), eby zestawi ze sob te tak rne i pozornie odlege od siebie ewolucje, zobaczy, ktre ze zbadanych czci jednego procesu daj si przypasowa w nastpnym przypadku. zadanie jest "proste": zrozumie rzeczywisto zobaczy jak przebiega ewolucja Ewolucji. 2
  3. 3. kosmologia 1.1. 3
  4. 4. (fragmenty) - ukad okresowy - rozkad pierwiastkw - ile "ukadw"? wniosek jest taki, e - w ukadzie okresowym mam dwa ukady. jeden ukad dla "linii rozpadu", zmiana tworzca ten proces idzie "ku grze" (elementy zbioru ulegaj degradacji) - a drugi ukad, do niego przeciwny, to tor "schodzcy", to budowanie si struktur (tu atomw pierwiastkw), kierunek takich zjawisk oddaje "linia opadania". patrzc w poziomie ("na wprost"), o symetrii w tym podwojonym, dwuliniowym zdarzeniu przebiega midzy stronami ukadu i dzieli go na dwie czci. ale to nie jest zabieg mechaniczny, tak wprowadzony logiczny podzia biegnie znacznie gbiej, przez kady element. dowolny pierwiastek i dowolny fakt w takim procesie to zarazem rozpad i czenie, a postrzegany stan fizyczny jest wypadkow (sum) tych stronnych zjawisk. "atom" to nie jednostka, ale wielo postrzeganych (jako rejestrowanych) "nadprogowych" faktw plus zakres "podprogowy", konieczny i dopeniajcy (i nieoznaczony). - co z takiego ujcia wynika? sporo. po pierwsze to, e naley rozbi, podzieli w analizie obecny ukad okresowy na symetryczne do siebie "wiry" (linie) - na dwa dopeniajce si i wzajemnie warunkujce zjawiska energetyczne i ewolucyjne. ustalana w eksperymencie jako jedno struktura i zalenoci w postaci "ukadu okresowego" (chemiczne oraz fizyczne powizania elementw), to dwie ewolucje, ktre w "powierzchniowym" i "zgrubnym" ogldzie staj si jednoci. inaczej - poniewa wane. stan dzisiejszy iloci pierwiastkw i ich wasnoci, ktry obrazuje powszechnie znany schemat (tabelka z pionowo-poziomymi liniami) - to "zmieszanie", czne zobrazowanie dwu przebiegw. to fizycznie jeden i caociowo odbierany przeze mnie stan wydarze, jednak skadajcy si z dwu linii. jeden proces tworzy "linia rozpadu", drugi "linia czenia", czyli dwa najbardziej fundamentalne i wyrnialne w ewolucji energetycznej (w ramach rzeczywistoci) kierunki zjawisk. dla mnie to jedno, fizyczny proces w toku zachodzenia (ktrego jestem wytworem) - jednak logicznie s to dwa zdarzenia, przeciwnie do siebie skierowane i wzajemnie si dopeniajce. poznajc rzeczywisto, rejestrujc (porzdkujc oraz zestawiajc) elementy otoczenia, musz je wpisywa w cigi (linie, zbiory, cechy) czyli doznawany i zastany zbir poddaj klasyfikacji, ktra umoliwia definiowanie wydarze i ustalania wzajemnych relacji midzy nimi. ten etap jest konieczny, przecie musz "posortowa" ("poliniowa") otoczenie na wszelkie moliwe sposoby, eby fizyczny "chaos" unieruchomi i zrozumie - bez tego nie przejd do kolejnego (i nastpnych). czyli szukania "wewntrznych" i gbokich zalenoci. "ukad okresowy pierwiastkw", czy dowolnie inny fakt postrzegany w wiecie, to dla mnie "objaw" (skutek) ewolucji i abstrakcja zmiany, ale postrzegam z niego wycznie "powierzchni", ktra swoje "korzenie" posiada daleko-gboko - rejestruj i "obrabiam" wielowymiarowe zjawisko, a nie fakt jednostkowy czy punktowy. kiedy pomijam te zalenoci i nie dostrzegam, e przejcia zawsze s niejednoznaczne i "pynne", e koniec jednej ewolucji oznacza jednoczenie pocztek nastpnej, moje postrzeganie si rwie - i atwo o bd. atom pierwiastka jest procesem - pierwiastek (zbir atomw) jest procesem - ale zbir pierwiastkw (abstrakcja wywiedziona ze zmiennego wiata) rwnie jest procesem, z ktrego postrzegam jedynie fragment. - z otaczajcej mnie (wielowymiarowo) rzeczywistoci zawsze widz kawaek... 4
  5. 5. - nawi do tych nieszczsnych wiatw rwnolegych. - skd taki sceptycyzm? nie podoba ci si myl, e gdzie, kto... - niech ten "ktony" sobie bdzie, mnie mao do niego. zadaj tylko pytanie: po jakiego tak wiat komplikowa? jakie wielowymiarowe przenikania, kaczki rozedrgane i "wibrujce", w tym samym miejscu inne stworki, jakby tutejszych byo mao i wojenek brakowao. jeden ukad, jeden wszechwiat - i starczy. wciska na si jeszcze co, po co? - przyznasz, e nie wzio si to bez powodu. - mog przyzna, nie jestem od negacji wszystkiego. tylko warto poduma, co za tym stoi i dlaczego tak si stao oraz co mona o tym nowego powiedzie. - a mona? - owszem. bo to jest tak, kochany. wychodzi w obliczeniach, e energia wpada w dziur i znika, gdzie si podziewa. czek z ciebie dorosy, ycia nieco zwiedzie, wic ju wiesz, e w przyrodzie nic nie ginie. co najwyej zmienia waciciela. skoro tak, kto przywaszcza sobie zasoby? - no, kto? - my. - ? - ty, ja, wszyscy obecni. w dowolnej postaci obecni... energia "tuneluje", tu zgoda. jak mwiem, przemieszcza si midzy brzegami wszechwiata - i we wntrzu wszechwiata i tylko w nim. po przejciu osobliwoci (raz, wiele razy) powraca do budowania zdarze... zrozum, o co mi si rozchodzi. "tunel" energetyczny czy nie kolejne czy ssiednie wiaty - ale kolejne odcinki tego samego procesu. gdyby znalaz si w czarnej dziurze i przedosta na drugi brzeg (co tak pontnie opisuj rne fantastyczne publikacje), trafiby do tego samego wszechwiata tyle e starszego. co oczywiste i zrozumiae, fala energii, ktra wwczas "wypywa" "po drugiej stronie", tworzy - wchodzi w proces tworzenia nowych bytw. ale tutejszych bytw. to nie s inne wiaty czy procesy, to cigle i zawsze jest ten sam wszechwiat. energia nieboszczyka, z poprzedniego etapu zjawisk, zasila nowe ciaa - odnowiona, pozbawiona wszelkiej informacji o zdarzeniach wczeniejszych, swobodnie wprzga si w ciaa istniejce... w tym i tylko w tym sensie wniosek o wiatach rwnolegych jest poprawny. kada fala, kada kolejna generacja-pokolenie energetycznie buduje struktur realnoci. to faktycznie jest "przenikanie" si wiatw - ale przenikanie "wiatw czstkowych". ktre razem, usilnie to podkrelam, cznie ksztatuj i tworz to, co postrzegam oraz czym jestem. jak kolejny ks ciasta, ktry wanie zjadasz, zasila twoje ciao (zauwa, podprogowo), tak samo "poywk" dla materii wszechwiata s fale energii "wybijajce" w miejscach rde osobliwych. jak na ziemi woda kry i przechodzi kolejne cykle (w tym przez osobliwo biegunw), tak samo energia kry w skali wszechwiata. zapadnie si w osobliwo, wypynie i zbuduj si kolejne cielesne duszyczki znw si zapadnie... troch to trwa... wemy ten kawaek ciasta, dla ciebie to chwila teraniejsza. ale pomyl, dla komrek twojego ciaa jest to zdarzenie, ktre dojdzie na ten poziom dopiero za kilka, kilkanacie godzin. e nie wspomn o twoim kocu, gdzie budowanie trwa latami. twoja aktualno materialna osadzona jest na dalekiej i nawet dla ciebie samego "zamierzchej" przeszoci, ktrej nie pamitasz. e ju nie podnios zagadnienia informacji genetycznej, ktra aktualnie ci tworzy, a pochodzi z odlegych epok. twoje dzisiejsze dziaanie buduje twoja odlega przeszo a twoja przyszo jest zakotwiczona w twoim obecnie dziejcym si "teraz". acuch, cigo, uzupenianie si kolejnych zjawisk cao tak pojta skada si na to, czym jeste i za co si uwaasz. zauwa, jeeli cho jedno ogniwo w tym "acuchu" wypadnie skutkiem losowego zdarzenia to ciebie nie ma. 5
  6. 6. - cig pokole. - i to w duo wikszej skali, ni ci si wydaje. o tym, e jestemy w linii prostej potomkami dawno wymarych gwiazd, nie trzeba si rozwodzi, cho to emocjonalnie porusza. kiedy uwiadomisz sobie, e krew krca w ciele (oraz samo ciao) jest bezporednim nastpstwem tego, e byy wczeniej pokolenia gwiazd, ktre si zapaliy, a pniej zgasy i rozproszyy - i na lokalnej, peryferyjnej planetce tak si "skbiy" rnopierwiastkowo, i mog teraz do ciebie mwi, to robi wraenie, przyznasz. a teraz dodaj do tego kolejny poziom: krenie energii w skali wszechwiata. wszystko, co postrzegasz, co fizycznie rejestrujesz - w tutaj prezentowanym ujciu to przecie tylko i wycznie chwila. jedna z chwil, ktre tworz-ksztatuj wszechwiat. jeeli postpujesz inaczej, czynisz tak, jakby z caoci swojego ycia wybiera wanie si dziejcy moment (z jego wszelkimi fizycznymi przemianami, ktre rejestrujesz i parametrami, ktre ustalasz) i powiada: oto wszystko. nic wicej nie byo i nigdy nie bdzie. przyznaj, gono zaprotestujesz przeciwko takiemu ujciu. a w przypadku wszechwiata nie protestujesz. przecie chodzi o to samo, dokadnie o takie samo spojrzenie. obserwujemy wycznie "jeden dzie z ycia" wszechwiata i mwimy: to ju cao. a jego przeszo, a przyszo? - pogubiem si. - sorry. potraktuj to jako zajawk dalszej rozmowy. obecnie,eby przybliy i pokaza, o co mi chodzi, odwoam si do analogii. - zauwaam, e chtnie korzystasz z analogii. - to ma by zarzut? masz co przeciw? lubi odwoywa si do analogii oraz skojarze, ktre nieomal automatycznie narzucaj obraz procesw, ktrymi si zajmuj i, co wane, szalenie uatwiaj zrozumienie zalenoci pomidzy elementami wystpujcymi w analizowanym zjawisku. staram si rwnie, aby to byy odniesienia do najbliszego i dobrze rozpoznanego zakresu. dlaczego? bo atwiej wwczas takimi pojciami operowa. osobicie szczerze podziwiam, jak kto buduje abstrakcje, w ktrych wystpuj na przykad "czas urojony" lub "przestrze urojona". powtrz, po co nadmiernie komplikowa to, co ju samo z siebie jest skomplikowane. - s granice analogii. - jeeli jedna nie wystarczy, bdzie nastpna (i kolejne). przekonae si, mam nadziej, w trakcie naszej poprzedniej rozmowy, e osobliwo ma wiele, bardzo wiele wsplnego z nieboszczykiem. a pozornie to tak odlege procesy, przynajmniej dla tych, co odbieraj taki fakt "powierzchniowo". przy okazji do tematu jeszcze powrc, bo wany. - przyznaj, zapisywanie wzorw to nie moja dziaka, podsuwanie pomysw to rwnie moe by niezy kawaek chleba. przy tym jaki ciekawy. cho zgadzam si, e przyjta w tej rozmowie konwencja i uywanie sdw oraz stwierdze zdecydowanych, to mona poddawa krytyce. tylko e ja, zapewniam ci, rzeczywicie tak to widz, w moim pogbionym "ogldzie" ("oczami duszy") procesy ewolucyjne tak wanie si prezentuj. mam nadziej, i chciabym eby tak byo, e rozumiesz oraz akceptujesz styl tej rozmowy i zaproponowane podejcie (czyli prezentacji "obrazw-uj" dla ewolucji-Ewolucji). - zgoda, to jest moja i na dzi propozycja zobrazowania "tego wszystkiego", ale, przyznaj, pomimo obiekcji, nie daje si tak atwo i od razu odrzuci. jeeli potwierdzisz, na tym etapie to mi wystarczy. - chwytajmy byka za rogi, jaka to analogia? - cile biorc, to nie bdzie analogia. chc bowiem wykorzysta istniejce zobrazowanie zjawisk, ktre pozwol sobie okreli jako "szacowny staro". w niczym nie umniejszajc jego zasug. dlaczego tak, za chwil zrozumiesz. ukad okresowy pierwiastkw... - o, masz co przeciwko ukadowi? - przeciw? - nie. ale proponuj oraz postuluj wzbogacenie. nie tyle treci, tutaj kompetencji nie staje, co ksztatu i sposobu prezentacji. po prostu mona przeprowadzi "lifting" piknego acz ju nieco sfatygowanego wizerunku. 6
  7. 7. - wybacz, nie widz powodu. obecny si sprawdza, jest funkcjonalny. i, tak po prostu, przyzwyczaiem si do niego. - chciabym zaznaczy, szanowny kolego, e od czasu sprokurowania konkretnej formy nieco lat mino. wiadomo ju, e oprcz dwu wymiarw jest jeszcze trzeci. nawet czwarty. a lokalnie ten i w o n-wymiarowaniu rzeczywistoci w bajaniach na dobranoc dla zdolnych dzieci rozpowiada... - znw kpisz. - nie tak bardzo. zapytam: dlaczego ujcie musi by paskie i jednowymiarowe jak kartka papieru? dlaczego dwa podstawowe, a nie trzy "codzienne" wymiary oddaj ukad i zalenoci pomidzy skadnikami materii? dlaczego nie doda czasu, czyli zmian zachodzcych w historii (w ewoluujcym zdarzeniu)? fakt, wczeniej byy trudnoci graficzne, techniczne ale aktualnie symulowanie wszelakich procesw bardzo si rozpanoszyo. czy stoi co na przeszkodzie, eby dla wygody, atrakcji, lepszego zrozumienia przeksztace w onych trzy plus jeden wymiarach tak wanie uczyni? moim skromnym zdaniem mona to i naley zrobi. - jak? - jak, jak, prosto. s pierwiastki z grupy gazowej - bd u gry. pniej idzie cay zbir atomw, ktre - tak to zatytuuj - "tworz litosfer". a najniej, w kolejnoci mas, te najcisze, metaliczne. wyobra sobie, e w tej chwili patrzysz nie na kartk papieru, ale na bry o pewnym ksztacie, ktr masz przed sob. widzisz jej stratyfikacj i kolejne warstwy materii. widzisz powoki i podpowoki. wszystko uoone w orientacji gra-d. - nawet zaczyna mi si to podoba. ale czy to by si przyjo?... - to nie koniec. dorzu ruch, dodaj czas. uwzgldnij dwa generalne kierunki, czenie i rozpad. dodaj lokalne - tutaj izotopw podleganie rozpadowi lub czeniu... co dostrzegasz? - chaos. - na pocztku zawsze jest chaos. a teraz kolejny kroczek. - jeszcze jeden? - bdzie ich wicej. ten w postaci sfery. zamknij, wyobra sobie teraz, e ca konstrukcj ukadu okresowego zamykasz w ksztat kuli. stykasz ze sob brzegi, ktre s tak odlege w paskim ujciu. okrelasz bieguny tworzysz "siatk kartograficzna". i? - niezbyt. - jakie masz skojarzenie? wyej uyem okrelenie, przecie celowo, e jest litosfera... - ziemia, glob ziemski. - planeta, to wystarczy. na ziemi nie warto si powoywa, wyjtek trudno odnosi do normy. ale skojarzenie trafne. kula-ukad okresowy pierwiastkw. czyli z jednej strony abstrakcyjne ustalenie zasad wspdziaania atomw z drugiej fizyczne, bardzo konkretne upostaciowanie. licz na twj gos za tak symulacj. - do referendum droga daleka. co zrobisz z "dodatkami"? - lantanowce itp.? kochany, cymes, co wspaniaego. dostrzegasz na takim w wyobrani (ale i w rzeczywistoci) krccym si abstrakcyjnym globie tward, gwnie krzemow warstw? a dostrzegasz pknicia w niej, taki "wulkanik" w jakim "zaktku", dostrzegasz lokalny wypyw "lawy"? dostrzegasz, wspaniale. lantanowce i ta cz zbioru, to efekt "niecigoci" w czasoprzestrzeni, po prostu banalny "wyciek" z gbi. i zapewniam, w proponowanym ujciu adnie si to zaprezentuje. - nie zapominaj, e w takim modelu wystpuje cigy ruch i wszystko pynie. e jest cinienie wewntrzne i zewntrzne, e cigle narasta temperatura (w zalenoci, ktry poziom analizujesz). cao tego wiata si "gotuje" i "bulgocze". dodaj jeszcze wzajemne wpywy magnetyczne, elektryczne, chemiczne, dodaj rotacj wzgldem wybranego punktu odniesienia i tak dalej. interesujce? - ba... 7
  8. 8. - zaniemwie? zupenie niepotrzebnie. dopiero teraz wypadnie zrobi krok najwaniejszy - i najefektowniejszy. - przerwae w takim momencie, e czekam z niecierpliwoci na cig dalszy. - ciesz si, e intryga "okresowo-ukadowa" ci wcigna. nastpna scena wedug scenariusz wyglda nastpujco. pustkowie. kamera ustawiona na daleki plan, obejmuje szeroki zakres zjawisk. obraz wolno przesuwa si na ekranie, ukazujc mao przyjazny teren. po horyzont niczego ciekawego ani nikogo nie wida. - zmiana ostroci i kadrowania. odlege elementy krajobrazu staj si wyraniejsze, pojawiaj si szczegy. z szarego ta wyania si wdrowiec. przecitnej postaci, nieokrelonego ubioru, bez przeszoci. sam na/w tle i sam wobec otaczajcego rodowiska. - nastpna scena: w kadrze pojawia si dom na pustkowiu. w zym stanie, zniszczony przez siy natury. z daleka pozna, e opuszczony. wdrowiec zblia si, rozglda i ostronie przekracza prg. kamera wdruje za jego wzrokiem. wszdzie pusto i typowe lady wiadczce, e dawno nikogo tu nie byo. puste, brudne pomieszczenia, adnych sprztw. panuje pmrok. - w jednym z przemierzanych pokoi wzrok czowieka wyuskuje z szaroci lece na pododze fotografie. zblienie. wszdzie wida lece w cakowitym bezadzie i czciowo wyblake zdjcia rnych osb. najpewniej mieszkacw. wdrowiec zmczony siada na pododze. leniwie siga po obrazki. pocztkowo znudzonym ruchem przerzuca elementy albumu, pniej z rosncym zaangaowaniem. w miar trwania (dugiej) sceny praca staje si intensywna i coraz bardziej zorganizowana - oraz przemylana. cicie. kolejny kadr "filmu" przedstawia to samo pomieszczenie i tego samego osobnika, ale w trakcie intensywnego krztania si. kamera pokazuje wntrze pomieszczenia. mona dostrzec uoone i uporzdkowane fotografie. wida w zblieniach szeregi jako podobnych sobie, mona zauway linie obrazkw, na ktrych znajduj si mczyni lub kobiety. w innym miejscu pojawia si cig rodzinny, ktry rozpoczyna "praszczur", a kolejne pokolenia to "wznosz" si ponad powierzchni ziemi w trakcie poszczeglnych "odson"-fotek, to znw po pewnym czasie wtapiaj si ponownie w grunt-to. wida rne zwizki midzy rodzinami i pokoleniami. wysiek porzdkowania nabiera sensu. - w trakcie usilnej pracy nad "albumem rodzinnym" "poprzednikw" zaczyna coraz mniejsz rol odgrywa to, "jak" (w co konkretnie) s ubrani poszczeglni osobnicy i jakie wykonuj gesty, kto z kim jest w bliskich stosunkach i zalenociach. zaczyna za to dominowa uoenie wedug pytania "dlaczego?" s tak "ubrani" i dlaczego s ze sob w "zwizkach". w caoci obrazu nabieraj znaczenia cechy gbokie wzajemnych relacji, czyli tworzy si "genetyka materialna"... - scena ostatnia przedstawia wdrowca przygldajcego si swojej pracy rozoonej na paszczynie podogi. - dobry zadatek na krymina. - bo to jest krymina. metody dedukcyjne, szukanie wszelkich ladw, nawet tak drobnych, jak pojedyncze czstki, praca koncepcyjna, agenturalna (lub w naszpikowanym przyrzdami laboratorium) to si skada na ten idcy przez wieki pocig. za kim? doceniam twoj inteligencj. na pewno dostrzege, e by to opis, lekko fabularyzowany, jak dokonywao si poznawanie-tworzenie ukadu okresowego. od pierwszego wraenia, spostrzeenia chaosu materii - do adu rubryk. stan aktualny wiedzy jest na poziomie "podogi", paszczyzny. zwizki ustalone. co pewien czas pojawia si nowa "fotografia" materialnego bytu. a raczej "strzp" takiej fotografii, pojedynczy atom inaczej przecie trudno okreli. wydaje si, e praca zostaa zakoczona... jak wspominaem, niekoniecznie. - planeta, sfera jako obraz? to ma by ten ostatni etap? - to zabieg wspomagajcy. chodzi o powaniejsze zagadnienie, czciowo je poruszylimy... pytanie: czy takie uoenie ukadu zamyka dalsz prac? i odpowied: nie. zauwa, e cho jest to "rodzina", cay cig spokrewnionych ze sob skadnikw - to jednak jest to "wycinek" wikszej caoci. - wycinek znacznie wikszej caoci. 8
  9. 9. - ...? - sam na to wpadniesz. popatrz na analogi ze zdjciami, przeanalizuj takie zdarzenie w ramach cywilizacji. kiedy si pojawiy? niedawno. wczeniej byy portrety, szkice, naskalne rysunki. a jeszcze wczeniej? przecie byy liczne pokolenia, ktrych ju nigdy nie poznamy, a ktre nale do naszej rodziny, i to na zasadzie koniecznej. - s jeszcze badania archeologiczne. - piknie. ale, zauwa, kolego, e to jest dziaalno "na szcztkach", ju w zakresie "rwanym" (rozpadajcym si) ewolucji (dowolnego ciaa, bytu). t analogi postaram si wykorzysta, o ile nie zapomn. ale idmy dalej. jest jeszcze okres - i to jest wane - ktrego w "fotografowaniu rodziny" adnymi metodami nie osigniesz. to czas "przed". przed pojawieniem si osobnikw. jednak nie zaprzeczysz, by i gboko wpywa na to, co si dziao dalej. - oczywicie nie jeste bezradny. jest chemia, fizyka, genetyka (i inne takie) ustalasz zalenoci na poziomie komrek, genw, skadnikw genw. czujesz si coraz pewniej. ale, zauwa to, dziaasz ju poza "albumem rodzinnym". i musisz mie tego wiadomo. mwic inaczej, dzisiejszy stan materii musi - musi by uznany za zbir "zdj" z albumu rodzinnego. ale tylko, podkrelam to, jednego "pokolenia". to jedna warstwa z caoci. - to czasoprzestrzennie powizana ze sob "grupa rodzinna". ale przed ni byy inne rodziny, po niej nadejd kolejne. - to mog przyj, cho z trudem. jak jednak owe "zakryte" pokolenia opisa? wydaje si, e to nazbyt odlega historia, eby j pozna, ju nawet nie to, jak wspomniae, rozpadajca si, ale nawet takich szcztkw nie ma w naszym otoczeniu. - a po drugie, czy my w dalszym cigu mwimy o jednym i tym samym "domu rodzinnym"? - genetyka. "genetyka materii". przyznaj, moe ponioso mnie, moe nazbyt literackie nazwanie, ale niewtpliwie wygodne. bo kieruje mylenie od razu w odpowiedni stron. czyli odpowiedzi na twj problem jest logika. dlaczego? poniewa, co oczywiste i naturalne, w tym przypadku wspomc moe badajcego otoczenie eksperymentatora wycznie konstrukcja logiczna. tutaj zaczyna si wielka rola Fizyki. na bazie fizyki. czyli na bazie dotychczas zgromadzonego materiau dowodowego (te wszelkie "szcztki-fotografie") trzeba zbudowa, a dokadniej wydedukowa "ukad okresowy pierwiastkw wszelakich". przeszych, aktualnych, nastpnych. stan dzisiejszy w tym ujciu to tylko cienki "pasek" caoci. wany, bo to punkt naszego startu do analizy i pojmowania wiata (i "opoka", na ktrej stoimy), ale to wycinek z caoci. ile moe taki "raport" liczy stron-elementw? to atwo ustali. ale nie jest to obecnie w temacie, wic pomimy. - mam wraenie, e w ten sposb sam obecnie wykraczasz poza dowiadczenie i e to nie jest konieczne. - jest! i nie dlatego tak to akcentuj, e co mi si zwidziao, albo e w analogiach posunem si zbyt daleko lub nadmiernie zaufaem powstajcym na ich gruncie skojarzeniom. - zastanw si, jak przeprowadzisz pene opisanie siebie bez twoich przodkw? moesz naturalnie tak postpi, zakazu nie ma. ale to bdzie "ujcie chwili", a nie pena wiedza o rzeczywistoci. nosisz w sobie "zapis" poprzednich (wszelkich) stanw, twj genowy garnitur szyty by pokoleniami, ale twj "materialny garnitur" take powstawa "pokoleniami". pokoleniami kolejnych ukadw okresowych materii. obecny jest elementem "z cigu", skadnikiem, "pierwiastkiem", kwantem ukadu nadrzdnego. jeden fakt czy element to dziw, niezwyko, co odbiegajcego od reguy, co domaga si cudownego uzasadnienia. natomiast zbir podobnych, cho rnicych si bytw (procesw) to norma i normalno. ty, jako struktura fizyczna, zajmujesz miejsce po swoich przodkach, a po tobie ten kawaek podogi na zasadzie, to tak nawiasem, "wiatw rwnolegych" - zagospodaruj twoi potomkowie. w kadym przypadku, zauwa, "obszar" zajtoci generalnie jest ten sam, ale jego zawarto ustawicznie si zmienia. - po jednej stronie "wyaniaj" si 9
  10. 10. z niebytu kolejne wrzeszczce berbecie, ktre rosn i rozpychaj si coraz bardziej "w twoim" do tego momentu wiecie. w rodku owego "domu" znajduj si rodzice i trzymaj to w ryzach. a na drugim brzegu "wtapiaj" si w to pokolenia dziadkw. - wszechwiat wypenia gwnie materia "aktualna". jest w nim te troch przeszej, a lokalnie pojawia si ju przysza (czyli ta, ktra "za chwil" zdominuje okolic). t "nadchodzc" ju wida w trakcie wykonywania dokadnych "fotografii"-dowiadcze... na tym jednak nie koniec. musi by dodany zakres zjawisk lecych poza tym ujciem. wczeniejsze warunkuje istnienie nastpnego, a zarazem determinuje. tu nie ma chaotycznego cigu, jest nastpowanie "krok po kroku" i zawsze zgodnie z przynalenym "numerem". genetyka tworzy si w trakcie istnienia nosiciela. a skoro tak, i to jest mocno fundamentalny wniosek zauwa, moesz na bazie obecnego rozpoznania zasady powstawania i cech materii zrobi to, co nigdy w taki sposb nie zaistnieje i nie bdzie realnie postrzegane. chodzi o stany materii, kiedy obserwatora nie byo lub kiedy nie bdzie. ale musisz to zrobi. owe "inne albumy" skadaj si na ca bibliotek "albumw narodu", na "wsplny dom"... - ale to abstrakcja. - masz racj, to abstrakcja. to abstrakcyjny ukad okresowy pierwiastkw. z jednym elementem realnym (i namacalnym) - naszym dzi. materia abstrakcyjna wchodzi na salony i domaga si zauwaenia. fizyk nie ma tu nic do roboty. to zajcie dla "fizyki filozoficznej". - miao by take o archeologii. - dobrze, e o tym przypominasz... sam przyznasz, e fizyk bywa rwnie (a w gbokim rozumieniu procesw energetycznych zawsze) archeologiem. i nie mam w tej chwili na myli badania odlegego kraca wszechwiata, skd blask gwiazd wdruje latami. badajc skadniki materii natyka si na lady rozpadajcych si pierwiastkw, ktre tylko w specjalnych warunkach mona poznawa. sowem jest archeologiem, bo babrze si w szcztkach, ktre kiedy byy normalnym, penoprawnym w wiecie osobnikiem. albo, z drugiej strony, nim bdzie. - sugerujesz? ... - sugeruj, postuluj inne, nowe spojrzenie na "materi". nie, e kiedy tam powstaa - i tak ju zostao. a lokalnie co si tam z ni dzieje, kiedy na wyodrbnion z otoczenia "grudk" dziaaj jakie siy. "atom" to nie element stay i "zatrzanity" w ramach swojej zmiany, ale e nastpuje, jak to w normalnym i porzdnym ukadzie by powinno, pozyskiwanie i tracenie, wzrost i zanik - cige przeksztacanie. "atom", to, co za atom si pojmuje, to w czasie i przestrzeni realizujca si dynamiczna zmiana ale, wane, trwajca skoczony oraz policzalny przedzia czasoprzestrzeni fizycznie rejestrowana "konstrukcja" energetyczna. brzmi nieco zawile, ale przecie kiedy zabraknie pokarmu - ciao ginie, kiedy atom spadnie poniej zasobnoci umoliwiajcej istnienie, rwnie ulegnie rozproszeniu. adna forma (cielesna) nie jest i z samej zasady zmiany (ewolucji) nie moe by dana na zawsze, odmienia si. i dotyczy to kadego poziomu rzeczywistoci, ktry jeste zdolny wyrni. - owszem, zgoda co do jednego: idea atomu powstaa dawno temu. rozumiesz? idea czowieka powstaa w przeszoci, wyoni si nad poziomy. ale kadorazowe wcielenie te si wyania i zanika. zbir powsta kiedy, ale elementy zbioru powstaj i zanikaj wewntrz zbioru cigle. pki zbir istnieje. "moliwo" atomu powstaa dawno, ale konkretna, ju fizyczna realizacja ulega cigej, "przewidywalnej" przemianie. wicej, to ta "stabilna zmiana" jest tym, co w otoczeniu uznaj za "atom" (czy inny dowolny stan chwilowego "skupienia"). zbir stabilizowany jest zmian, tworzeniem si nowych i zanikaniem starych skadnikw. generalnie, w pewnym uproszczeniu, zbir wykazuje w obserwacji zewntrznej cechy stabilizacji, ale do czasu. natomiast skadniki zbioru (jednostki-obywatele) tak dugo nie istniej, obumieraj wedug kolejnoci pojawiania si (kolejno "do piachu" jest zawsze oraz wszdzie zachowana). fizyk w swojej doskonaej materialnej mieszaninie poznaje-rejestruje kady 10
  11. 11. fakt, wszystkich "obywateli". nalecych do aktualnej elity, wic najbardziej wanych i zasobnych, ale i pariasw z marginesu. bada take to, co zostao w postaci jedynie szcztkowej. kady element ukadanki jest wany, konstytuuje cao. na jednym brzegu fizyk jest grabarzem i archeologiem - na drugim akuszerem. po jednej stronie ostatni gasi wieczk, po drugiej obwieszcza wiatu nowin. e nadchodzi nowe. i czas si na aweczce posun. ciemna materia i energia... tak-tak, pamitam, spieszysz si. sprbuj krtko wypunktowa. widoczne i jako zrozumiae elementy rzeczywistoci to kilka procent koniecznej caoci, taki stan rzeczywicie moe zakca spokojny sen "obmacujcego" otoczenie na wszelkie dostpne sposoby "fizyka". ale czy powinien? rozejrzyj si. przykad z brzegu: gra lodowa. pynie sobie po/w oceanie atomw i wystaje nad powierzchni. w jakiej proporcji do otoczenia? par procent podlega nadprogowo obserwacji. przypadek? a wzajemne relacje pomidzy "warstwami" materii? stosunek fotonw i elektronw. - albo zajrzyj wyej-gbiej: elektronw wobec atomw, atomw oraz komrek biologicznych biologicznej podbudowy do komrek neuronalnych. jest podobnie? kolejny fakt i zakres: ycie. ycie w jego pionowej stratyfikacji. przypomnij sobie, jak si czue na lekcjach biologii, kiedy bya mowa o piramidzie zalenoci i wzajemnego zjadania si. jak w tym przypadku ksztatuj si proporcje "bazy" i "nadbudowy"? a relacje pomidzy ciaem-nosicielem i umysem? ... wanie, wiadomo. znasz te bzdurne bo bzdurne, ale wynikajce z jaki obserwacji ustalenia, e mzg pracuje na niewielkim zakresie, a caa reszta to ugr i nadmiarowo. zbieg okolicznoci? mam nadziej, e dostrzegasz powizania pomidzy tymi zdarzeniami i wewntrzne proporcje. - oczywicie nie chodzi o szczegy czy identyczno liczbow, ale o zasad. zakres widoczny, dostpny nadprogowo do obserwacji jest wielkoci zmienn, zaley od umiejscowienia obserwatora i technologii spogldania. lecz zasada wydaje si jednoznaczna: kolejne "pitro", poziom-warstwa ewolucji zawiera si, tworzy - wyania w obrbie podpoziomu. podpoziom "ywi", "unosi", "wypycha" "w gr" struktury materialne poziomu... sprawa druga: o wyszoci logiki nad fizyk. lub odwrotnie. - czyli gdzie jest "rodek"? konsekwencj przyjcia obrazu zdarze, w ktrym wielkociami brzegowymi s maksymalny rozpad oraz maksymalne poczenie, jest pytanie o punkt rodkowy. jeeli rozejrze si, sprawa punktu wyrnionego i jakiego rodka nie wystpuje. wywaszczanie z kolejnych miejsc wybranych w historii przebiegao sprawnie i skutecznie. ale logika si upiera: rodek musi by. bd? ot nie. logiczna interpretacja i fizyczne obserwacje speniaj wymg poprawnoci. rodek jest, i jest jednoznacznie wyznaczalny. i si znajduje - wszdzie. dokadnie tak. wystarczy spojrze w niebo (lub siebie), eby si przekona, e tak skrajnie odlege w logicznym modelu brzegi procesu dziej si, fizycznie znajduj obok siebie. maksymalny rozpad "otacza", po prostu bezporednio "styka" si z maksymaln zapaci (poczeniem w jedno). a materia, materia we wszelakich postaciach, z/w ktrej jestem (jestemy) - to nic innego, jak "sprawa uboczna" owego stykania. zobacz, w logicznym ujciu, czyli rozcignitym, gdzie zdarzenia "nanizane" s na prost i uszeregowane, proces biegnie od jednej strony do drugiej w sposb cigy, i biegnie dugo. w efekcie po drodze, skutkiem zawirowa ewolucji i jako konieczno, tworz si lokalnie materialne "zgstki". natomiast kiedy fizycznie, dowiadczalnie ustalam przechodzenie stron w siebie bezporednio, to tym samym ca tak w procesie zaobserwowan "zawarto", stadia porednie musz zdefiniowa oraz opisa jako realizujce si "w bok". logicznie wyznaczone stopnie-warstwy dokonuj si w realnoci "ubocznie"... kiedy w ujciu graficznym przepyw energii pomidzy punktami brzegowymi bdzie oznaczony jako linia prosta, to materi na takim rysunku bdzie symbolizowa prosta prostopada do niej. w takim obrazie "materia" jest faktem logicznie absolutnie koniecznym acz fizycznie ubocznym... jeeli w kolejnym dowiadczeniu stwierdzam fakt, e - skutkiem rozpraszania - materia zajmuje cay poznawany ukad, tym samym mog 11
  12. 12. powiedzie, e rodek procesu jest w kadym punkcie. a skoro rodek - to i brzeg. fizycznie rodek i brzeg s wszdzie. jednak, co podkrelam, logicznie przynale do cile i jednoznacznie wyznaczonego miejsca... trzy. czasoprzestrze. nie zaprzeczysz, pojcie zwizane z materi. i mona z niego "wycisn" co ponad dzi stosowane. dowd?, prosz. odwoam si kolejny raz do analogii z yciem osobniczym, obecnie jako odniesienie do dowolnego ju procesu, co chyba oczywiste. - w jaki sposb mona opisa ycie czowieka? poprzez chwil lub histori. poprzez integraln (w twojej obserwacji) cao wyrnionego stanu chwilowego - albo zbir faktw, ktre znajduj si w pamici (lub bibliotece). mona taki opis nazywa "punktochwil" i "kontinuum", ale rekomenduj ci termin-pojcie "czasoprzestrze chwilowa" oraz "czasoprzestrze abstrakcyjna". e chodzi o czasoprzestrze, to zrozumiae. e chwilowa, take oczywiste. ale czy abstrakcyjna? - wyodrbnion jednostk z wydarzenia, czyli jaki konkret, np. sekund procesw fizycznych twego ciaa, okrelisz z ca pewnoci jako zdarzenie realizujce si w czterech wymiarach. a dzie, rok, dekada z ycia, cae ycie - czy to rwnie bdzie czasoprzestrze? e proces dokonuje si w ramach czasoprzestrzeni, to nie podlega dyskusji. e jednostki skadowe s zoone z punktw-i-chwil, to jasne. ale pojawia si pytanie, czy istnienie zawarte pomidzy ewolucyjnymi brzegami rwnie mona skalowa przy pomocy czasoprzestrzennych formu? czy mona takie "istnienie" wyodrbnia z otoczenia, i to pomimo faktu, e w tak zdefiniowanej cznej postaci przecie nigdy nie wystpuje? - czy, inaczej to ujmujc, ycie to tylko "chwila", czy take zbir chwil - "konkret" czy "gatunek"? przekonany jestem - i ciebie chciabym do tego przekona - e wnioski, ktre pyn z odpowiedzi na to pytanie, s wakie. co bowiem uzyskam, kiedy jedno wydarzenia, ktrym dla obserwatora zewntrznego jest cae ycie osobnicze, wyskaluj i opisz wzorem? to bdzie oznaczao, e byt abstrakcyjny, obecny jedynie w szarych zasobach umysu, byt-fakt nigdy nie istniejcy fizycznie w cznej postaci, poddaj analizie tak, jakby istnia. rozumiesz? z chwil, z punktochwil buduj w umyle obraz czego, co nigdy tak nie zaistnieje. ani teraz, ani nigdy. dziki takiemu dziaaniu mog, na bazie zdarze przeszych, ustali rytm zmian ksztatujcych zjawisko. i w konsekwencji stworzy model zdarze przyszych. nie horoskop, nie wrb tylko model... powiesz, e to nic wartociowego, e budowanie modeli zawsze byo gwnym zajciem umysu. ale jeeli spojrzysz na rzeczywisto (np. aktualn cao wszechwiata) jako chwil, jeeli "cao" obserwowanego procesu potraktujesz za "czasoprzestrze chwilow" - to skonstruowanie, stworzenie abstrakcji nadrzdnej banaem ju nie bdzie. dlaczego? bo zasadniczo zmienia si punkt obserwacji. - wyra to inaczej, zupenie otwartym tekstem: w opisie otaczajcego wiata naley zrobi to samo, co fizycy tak skutecznie przeprowadzili w gb, dla maych i bardzo maych struktur (cho sami zdumieni, e to si tak sprawdza). obecnie podobny opis trzeba wyznaczy w gr i w dal. czyli synne powoki, podpowoki, liczby kwantowe, i tym podobne, trzeba ustali dla struktur duych i bardzo duych. oczywicie nie mechanicznie, ale chodzi o to samo. jeszcze raz spytam, czy dostrzegasz konsekwencje wprowadzenia do analizy i pojmowania rzeczywistoci pojcia "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej"? przecie nie rozchodzi si o to, eby wyznacza kolejne fazy z ywota, wszak podzia na okresy (i odmiany charakterologiczne) ju dawno zosta przeprowadzony. ale mona takie modele abstrakcyjne budowa dla dowolnego zjawiska. pogoda czy trzsienia "opoki" pod nogami, czy wszechwiat - nie ma ogranicze. adnych. rzeczywisto obserwowana zawsze jest tylko chwil. i jakby twoje moliwoci obserwacyjne nie byy rozbudowane, w obrbie chwili pozostaniesz. - natomiast gwnym, fundamentalnym zadaniem umysu poznajcego wiat jest "dobudowanie" do murw pojedynczej celi obrazu caego wizienia. i jest to zadanie wykonalne. bo chwila warunkowana jest przeszoci, a zarazem warunkuje przyszo. za cao zawsze, zawsze jest tylko abstrakcj. 12
  13. 13. - ukad okresowy pierwiastkw - ewolucja w toku zachodzenia pomysy odczytania w tym momencie, poniewa mam wiadomo gbokiego zakotwiczenia w postrzeganiu i analizowaniu wiata tradycyjnie pojmowanego zbir elementw, ktry uzyska historycznie nazw "ukadu okresowego pierwiastkw", musi pa stwierdzenie, e jest to konstrukcja chwilowa, oddajca stan wiedzy "na teraz". dlatego te wymaga w dalszym dziaaniu poznawczym "przemodelowania", nowego podejcia i zobrazowania. a poniewa jestem o tym gboko przekonany, poniej, na kliku kolejnych kartkach, przedstawiam niepeny, si rzeczy, zbir pomysw, jak mona odczytywa i modyfikowa ukad okresowy. wszystko w oparciu o uoenie dzisiejsze. - a jako dodatek (uzupenienie) do tych stron musz pojawi si wszystkie nastpne, ktre, mam tak nadziej, wespr wyraone tu zdanie. - 1. pierwszym ze sposobw, ktry si narzuca (kiedy przeglda form i aktualny ksztat graficzny ukadu), wywodzi si z liczb kwantowych. chodzi gwnie o narastajce pionowo (7 pozycji) i poziomo (7 + 1) rzdy (grupy), ktre swoim zapenieniem oddaj, s podporzdkowane liczbom kwantowym. zasadniczo idzie o rytm 2-8-18-32-50-72-9 (ilo elementw na poziomach). - wczeniej pado, e schemat zosta skomplikowany (i skompilowany), e zosta zbudowany w formule przebiegu dla "izotopw" (rytm 4-16-32...), ale posiada ksztat, jakby by w ukadzie pierwiastkw gwnych. efekt? skutkuje to tym, e na kolejnych, ju dalszych pozycjach, brakuje dodatkowego wymiaru (czyli nastpnych wielkoci kwantowych, 2-6-10-14-18-22- ). owszem, owe dodatkowe stany pojawiaj si jako uzupenienie i dodatek, co ratuje geometri ukadu (jego symetryczny ksztat), ale burzy logik zapisu. w tej sytuacji moe sprawia trudno oddzielenie pierwiastkw powstaych "pobocznie", jako nastpne ju rzuty fali zdarze (co powoduje, e niektre pierwiastki znajduj si w innym miejscu). wszystko z grubsza zgadza si na pierwszym i drugim poziomie, tu wielkoci s zgodne z liczbami. moe to wynika z faktu, e ewolucja w tym przedziale dopiero si zaczyna i wystpuje maa rnorodno elementw. natomiast dalej pojawiaj si odchyki, i to narastajce. to efekt tego, e zwyczajnie i po prostu potrzeba czasu na realizacj niektrych struktur (atomowych). a po drugie, co posiada zasadnicze znaczenie dla obrazowania (i rozumienia) procesu, niektre "atomy" ju nigdy nie powstan. powd? poniewa brakuje na ich realizacj energii w tutejszej "czaso"-"przestrzeni". 2. ciekawym podejciem do problemu (tu odczytu), jest uwzgldnienie w analizie rozkadu poziomego pierwiastkw i ich waciwoci. to znaczy, uszeregowanie i opisanie od maksymalnie aktywnych (chemicznie i fizycznie) - a po "pasywne", "szlachetne" helowce. takie ujcie to jednoczenie obrazowanie caego cigu zmian ewolucji: od jednej strony (jednej pkuli) do drugiej, z kocem na/w drugim biegunie ale take uoenie elementw ukadu w powizaniu z innymi. przecie nie ma wyizolowanych, na zawsze osobnych od otoczenia atomw-faktw (i zbiorw atomw, pierwiastkw), to stan na dzi, zmiana ujta w konkretn posta. poniewa wszelkie procesy ewolucyjne uzyskuj maksymalnie posta sfery, to uoenie tak nakrelonych linii prowadzcych do zaistnienia konkretnych elementw bdzie przypomina inne rozpisanie skadnikw wiata, a mianowicie "siatk kartograficzn" na globusie. i co tu wane, z wszelkimi konsekwencjami tego obrazowania (atwo wyobraalnymi). punkty przeci siatki to bd miejsca wyrnione i wzowe (to analogia do wzw na/w fali), a zaistnienie dokadnie "w punkcie" wzowym to byby taki "szlachetnie" nieaktywny atom. uwaam, jestem przekonany, e zobrazowanie ukadu pierwiastkw jako "globu" (czyli planety, i to w cigej rotacji), ma sens. naniesiona na kul siatka, "podziaka" w postaci pionowo-poziomych linii (zalenoci), znaczco wspomoe zrozumienie wzajemnych relacji, a przede wszystkim uplastyczni tak analizowany proces. oraz nada mu charakter czaso-przestrzennego, czyli przebiegu, ktry jest obserwowany (i odczuwany) na co dzie i wszdzie. 13
  14. 14. - 3. kolejna propozycja dotyczy zdarze "wyaniajcych", "wciskajcych" si na/w postrzegany poziom ewolucji (tu atomowy), wchodzcych pomidzy ju istniejce elementy jaki "nowinek", ktre rejestruje dowiadczenie. mona spojrze na to pod ktem zmiany w toku (energetycznie rozcignitej na etapowy ewolucji, ktr postrzegam "po kawaku"). proponuj, wydaje si to moliwe, eby takie stany potraktowa jako porednie, ktre tworz si w czasie przechodzenie od jednego elementu do drugiego (od jednej "chwilowo dopenionej" ju formy do nastpnej - jednak zawsze jako efekt wzajemnego wynikania i wspdziaania ze sob procesw, jako efekt "nastpowania" zjawiska w linii, po sobie i jako przynalece do jednej "rodziny"). - w trakcie takiego przechodzenia midzy ju istniejcymi ksztatami (wyrnionymi z ta "punktami-atomami") powstaj lokalne "zawirowania" i nowe elementy, czyli np. "izotopy". albo krtkotrwae fakty w postaci laboratoryjnego pierwiastka. krtki czas ich przeywalnoci w tym wiecie to najlepszy dowd ich przejciowego stanu. mwic inaczej, s to uchwycone "na gorco" (w przejciu) "zgstki" energii midzy kolejnymi wanymi kwantowo punktami ewolucji (szczeglnymi miejscami na fali). jednak ktre, co warto podkreli, z chwil przesunicia si caociowego rodka ewolucji i na nowo uoenia granic wiata (np. inna temperatura), uzyskuj szans (i tylko szans) "ustabilizowania" si w tych chwilowych stanach (np. jako "izotopy" dla mnie) - i mog trwa przez pewien okres. co byo tylko chwilowym faktem i pojawio si, eby znikn, stopniowo, przy sprzyjajcych warunkach, staje si coraz bardziej stabilnym (i twardym) ciaem. w takim modelu izotopy, a szerzej wszelkie pierwiastki szybko si rozpadajce (a ju zupenie szeroko wszelkie byty, ktre wyrniam w otoczeniu), to formy przejciowe, chwilowe stany energii w trakcie przemiany. zaistniay nadprogowo i cielenie (fizycznie), wynurzyy si na moment z kwantowego oceanu, i zaraz ponownie wtopi si w to. to "namacalne" (podlege obserwacji i mierzeniu) efekty przejcia midzy jednym a drugim etapem ewolucji. im duej toczy si zmiana, tym wicej elementw i wicej cielesnych bytw. ale tym rwnie, co istotne, bliej koca... 4. wystpuje w ukadzie podzia na grupy gwne oraz poboczne, do pierwszych zalicza si te oznaczone pionowymi rzdami pod liter "a", a do pobocznych s wliczane grupy i rzdy pionowe oznaczone liter "b". z tym, e zostay one, skutkiem nastpowania po sobie zarejestrowanych wielkoci mas atomowych (i w takim dziaaniu porzdkujcym byo to nieuchronne), wpisane w rzdy poziome. a to wprowadza zamieszanie. po pierwsze, nastpio, wedug mojego przekonania, przemieszczenie grupy "b" z drugiego poziomu do trzeciego. dlatego, e ju na drugim poziomie powinno by 16 pierwiastkw. (a dokadniej mwic, grup przesunito nie z drugiego do trzeciego, ale z trzeciego do czwartego, w trzecim jest po prostu za mao pierwiastkw.) - powstaje wic pytanie: jak naleaoby rozmieci te poboczne pierwiastki? czy w rytmie 2-6, to znaczy wpisa w rytm 2-6-10, jak domaga si tego kwantowanie i umieci je z boku? a moe, co take nie byoby bez sensu, umieci je pod pionowymi rzdami grupy "a"? czyli jako pierwsza przychodzi grupa "a", a niej "b" - jako proces, ktry powsta ju "pobocznie". i jeeli teraz zobrazowa to jako sferyczn zmian w trakcie (dziejc si), to grupa "b" byaby po jednej stronie, "a" po drugiej stronie rwnika takiej kuli. w tym ujciu cz "a" byaby tworzc ("wyaniajc") si stron procesu, a strona "b" zstpujc (zanikajc) do stanu "martwoty", w zakres podprogowy. co istotne i ciekawe, w takim zobrazowaniu pierwiastki poboczne byyby trwaymi i najbardziej twardymi, sztywnymi. co zreszt wystpuje, przecie to one, w obecnej chwili wiata, zawieraj w swoim zakresie najbardziej stabilne stany pierwiastkowe (elazo i inne metale). a izotopy kolejnych pierwiastkw to, co okrela si jako "izotopy", prezentuj si w tym obrazie jako ewolucyjne fakty, ktre si jeszcze nie "usamodzielniy" albo ich czas ju przemin (i dlatego widz ndzne "resztki"). 14
  15. 15. - 5. "trzecia linia" w procesie? - czy rejestruj cao? w czym rzecz? chodzi o to, e widoczne w dzisiejszym ukadzie okresowym dwie linie zmiany to nie musi by wszystko. - owszem, podziau generalnego, e s dwa kierunki zjawisk (rozpad oraz czenie), tego zbioru o aden fakt ju nie powiksz, ale to przecie nie oznacza, e w ukadzie nie moe zawiera si wicej linii wydarze. jak, na jakiej zasadzie? jeeli rodek rzeczywistoci, stan aktualny wiata uzyska w procesie ewolucyjnym now jako (przemieci si w nowy stan energetyczny), to przecie musi, po prostu musi to odzwierciedli si w "ksztatce" (strukturze) elementw ukadu pierwiastkw (zaistnieje co w procesie nowego, a co starego wypadnie z gry). zmiana konfiguracji, zmiana rozmieszczenia elementw musi przeoy si, z jednej strony, na stan caoci i funkcjonowanie zbioru (inaczej bd ze sob reagowa skadniki, zwikszy si lub zmniejszy zbir moliwoci wymiany energii midzy nimi) ale z drugiej musi to przeoy si, co zrozumiae, na graficzne zobrazowanie materii, czyli w tym przypadku "sztywny" ukad okresowy pierwiastkw. std wniosek, ktry zosta zasygnalizowany na wstpie, e moe si w takiej zmianie pojawi "trzecia linia", jest zasadny. tyle e, i to jest tu warunkiem zasadniczym w takim przypadku jedna z ju istniejcych (dzi) linii zniknie po prostu "zajdzie za horyzont" (zdarze). co innego bdzie wwczas stanem maksymalnym i aktualnie rodkowym. a fakty, wszelkie byty dawniej dominujce, bd si "pta" lokalnie i po ktach, i w postaci, tak to trzeba okreli, "ndznych resztek" (czyli izotopw). - albo, to dopenienie tego obrazu, bd na tak wyrnion w analizie chwil (w ramach zawsze "do przodu" generalnie przebiegajcego procesu) tylko dobrze zapowiadajcymi si zdarzeniami, ktre dopiero "za moment" zdominuj ten lokalny wiat (i okolice). moe wic by tak (i to chyba nie jest ze tumaczenie i podejcie do odczytu ukadu), e "trzecia strona" pojawi si, kiedy rodek ewolucji przesunie si na now pozycj i utworzy si inny ksztat-stan-chwila wszechwiata. przecie to, co uwaam dzi za "wszechwiat" (podajc za obrazami podsyanymi przez astronomi czy fizyk), to konstrukcja dynamiczna, ktra miaa pocztek, ma stan obecny (umiarkowanie stabilny) i "za moment" dziejowy si skoczy. na tym bazujc mam prawo twierdzi, e to, co jako obserwuj, to stan wybrany z caoci, e to "kadr z filmu". i e, w ramach kadego "kadru", co innego jest stanem przewodnim (rodkowym). - mwic inaczej, w tym ujciu zasada byaby syta i realno zachowana. aktualnie, na dzi, obserwuj tak sytuacj, e dwa pierwiastki "prezentuj" si jako bieguny "globu", s do siebie na skrajnych pozycjach - ale przecie w ewolucji wszystko pynie i si zmienia, w naturze nie ma zastoju. dlatego "po jakim czasie" jeden z tych biegunw "zniknie" i na jego miejsce wejdzie nastpny pierwiastek - "ten trzeci". a w kolejnych "krokach" (kwantowych) i ten moe przesun si "na rwnik" i zdominuje sytuacj (bdzie najliczniej reprezentowany, bo "rwnikowo"). a na opuszczone w taki sposb miejsce wejdzie jeszcze nastpny, i te jako "trzeci". - dla obserwujcego proces ewolucyjny zawsze (i wycznie) "wida" dwa bieguny sfery, ale kadorazowo s to inne, "odnowione" ju bieguny zjawiska. sfera ewolucji "przekrcia si". - zmiana energetyczna w taki sposb opisywana to byoby co takiego, e z jednej strony nastpuje "zachodzenie" za horyzont (lini graniczn) zdarze nalecych do jednej czci ukadu (np. linii wodoru), ale jednoczenie, co tu istotne, po drugiej wyania si "zza horyzontu" w trzeci pierwiastek. i wwczas to, co obecnie jest na brzegu, czyli linia helowa, w trakcie swojego przemieszczania si w czaso-przestrzeni, staje si lini rodkow i dominujc. a po drugiej stronie, przeciwnej, na miejsce helu, pojawiby si nastpny trzeci, jeszcze dzi nie istniejcy element. i to on bdzie w takich okolicznociach brzegiem. itd. jak wida, koncepcja przesuwania si zdarze i elementw poza horyzont ma w sobie co pocigajcego, co, z czym umys moe si oswoi. taki opis zjawisk jest zbieny do wszelkich postrzeganych procesw. 15
  16. 16. - 6. dwukierunkowo i naprzemienno uoenia w ewolucji kierunkw wprowadza jeszcze inny ciekawy temat do analizy, ktry warto przeledzi. skoro po jednej stronie kuli znajduje si "gniazdo" i "biegun" pierwiastkw "aktywnych", a po drugiej prawie zupenie "biernych", to stany porednie uo si dalej w taki sposb, e linie czce bieguny utworz cig zjawisk, ktre dzi s reprezentowane w ukadzie jako linie poziome. czyli energia budujca struktur, przemieszczajc si pomidzy "biegunami", rozpoczyna swj szlak od pierwiastka aktywnego, eby po przejciu caej linii znale si na dole, w strefie mao aktywnych. w tym ujciu kula ewolucji byaby "jednotorow": z gry na d. to znaczy, zawsze liczyoby si od wierzchoka "aktywnego", a koczyo na dolnym, "biernym" biegunie. ewolucja w takim obrazie to sfera, ktra zapenia si "liniami" i "bruzduje" - "zamarza" w trakcie zmian, ksztatuje si w stabilny i twardy "grunt" pod nogami. dla mnie "wieczny", w ujciu logicznym zawsze tylko "na chwil". doprecyzowanie: zaprezentowany model opiera si na przechodzeniu zmiany, tu w formule "atomw" (i zbiorw atomowych, pierwiastkw) od bardzo aktywnego stanu na stron drug, na drugi biegun (mao aktywny). przy czym, co posiada tutaj znaczenie, rwnie i ten "bierny" chwilowo biegun, kiedy ewolucja przemieci si dalej, staje si biegunem aktywnym, a idce od niego linie, teraz ju ku nastpnemu brzegowi (ku grze), wytwarzaj pierwiastki coraz mniej aktywne, "zamierajce". jedna ewolucja, jedna sfera ewolucji przechodzi w nastpn, a ta nastpna znw w kolejn. "zagicie" (zawinicie, zakrzywienie) si procesu w nowym wymiarze (powyej lub poniej wyrnionego) powoduje, e caa zmiana przechodzi na nastpny poziom. ale, co niezwykle wane, dopiero razem, cznie oraz caociowo tak wyrnione poziomy tworz postrzegany fakt tu w formule "ukad okresowy pierwiastkw". proces energetyczny biegnie wielowymiarowo (i wielopoziomowo), ale w odbiorze, w mojej rejestracji jest to jedno. tworzy si wic "przekadaniec" poziomw zdarze, "cebula" zdarze wielowarstwowa, wielowymiarowa rzeczywisto (fizyka). w kolejnych "zakrzywieniach" procesu ksztatujce si pierwiastki, coraz twardsze i stabilniejsze, buduj si, tak to mona opisywa i postrzega, niejako "pod" tymi aktywnymi i mikkimi ("w gbinie" i pod "cinieniem"). efekt takiego zoenia procesw? buduje si coraz niszy poziom rzeczywistoci o coraz liczniejszej reprezentacji twardych i trwaych ukadw (analogia - to uwarstwienie planety), a do "stabilnego" i gboko lecego metalicznego jdra. inaczej mwic, proces w miar przebiegu stygnie, gstnieje i robi si coraz bardziej podobny do "ciaa osobliwego" - i zamiera. sfera ewolucji wypenia si, twardnieje oraz stabilizuje (dochodzi do zapenienia wszelkich moliwych stanw ukadu). jeeli obrazowa rzeczywisto jako struktur wielopoziomow - to na kadym z poziomw powstaj coraz twardsze ukady, coraz zimniejsze (w opisie "do dou", przy odwrotnym kierunku bd tworzyy si struktury, to zrozumiae, coraz luniejsze). po dotarciu wyrnionego procesu do koca (i wyczerpaniu wszelkich moliwoci), przechodzi on na/w niszy poziom kiedy ewolucja jednego poziomu si dopeni, nastpuje jej biegunowe "zakrzywienie" w nastpny. i buduje si nowy cig zdarze, ju na tym niszym. po przejciu "linii bruzdowania" z jednej strony ewolucji na jej drugi punkt biegunowy (bruzdowanie to analogia do ksztatowania si komrek w trakcie podziaw), nastpuje nie zakoczenie procesu, lecz trwa on dalej. ewolucja "w poziomie", "w paszczynie" si wyczerpaa, ale to przecie nie oznacza, e wyczerpay si moliwoci. proces "schodzi do podziemi" i biegnie rwnie swobodnie poniej wczeniej wyrnionej powierzchni, ju nie w tej samej, co poprzednio paszczynie, lecz "niej" (lub wyej). tutaj ponownie, jak byo to na wyszym poziomie, linia biegnie do drugiej strony i przechodzi przez wszelkie stany porednie - a cao koczy si dopiero po zrealizowaniu, po wyczerpaniu wszelkich moliwych poziomw. i koczy si cakowitym bezruchem (lub cakowitym chaosem w drugim przypadku). 16
  17. 17. - 7. ciekawym zagadnieniem jest istnienie nuklidw u ukadzie okresowym. tzn. takich stanw-elementw, ktre nie posiadaj izotopw czyli, inaczej mwic, nie s otoczone "atomow rodzin". - podkrelam, zastosowana tu terminologia, "nuklid", nawizuje do takich "konstrukcji" w chemii czy fizyce, ale odnosi si jedynie do szczeglnego rodzaju atomw wyrnionych w ukadzie. mianowicie tym wyrnionych, e nie posiadaj form "pobocznych", to znaczy "izotopw". a wic jako podobnych i zarejestrowanych "odmian" tego samego pierwiastka. poniewa uyta nazwa moe wprowadza zamieszanie, dlatego to wyjanienie jest konieczne. nuklid w ukadzie to "atomowy samotnik". po skrupulatnym przejrzeniu zbioru takich "indywidualistw", mona si ich w tabelkach doliczy 21 sztuk. jednak, jak wynika z oblicze kwantowych, zbir takich elementw jest wikszy i wynosi 27. zamierzam wrci w tej chwili do tego zagadnienia, poniewa z wstpnej analizy wynika, e ewolucja, formowanie si struktury pierwiastkw jeszcze si nie zakoczyo, e nawet daleko do tego momentu (co i tak byo oczywiste z powodw innych). pytanie zasadnicze w tym momencie brzmi: dlaczego "nuklidy" s i dlaczego s takie? a po drugie, czy nuklidw rzeczywicie jest 27 sztuk, to rwnie wymaga wyjanienia. pytania o natur nuklidw, czyli jednostek w ramach ukady, s wane z tego powodu, e przecie kada ewolucja to zarazem rozpad i czenie - i nic z tego fundamentalnego schematu zjawisk si nie wyamuje. czy wic nie dotyczy to nuklidw, czy w swojej ewolucji nie przechodz takiego procesu? to byoby nieporozumieniem, logiczn gbok sprzecznoci. wszystko, kada w otoczeniu postrzegana zmiana (ewolucja) jest, i to jednoczenie, rozpadem i czeniem. dlatego pytanie, skd w ukadzie (a najpewniej rwnie w kadej ewolucji), takie pojedyncze oraz nie obarczone "rodzin" twory, jest wane, a odpowiedzi, ktre musz zosta zweryfikowane, s nastpujce: po pierwsze (co jest wielce prawdopodobne), ich drogi ewolucyjne, ich stany energetyczne nale jednoczenie do obu linii. - to znaczy, e cho s w obu kierunkach reprezentowane na rwnej zasadzie (ale nierwnomiernie ilociowo), to wystpuj w obu torach te same, nie rnice si midzy sob fakty (czyli koniec i pocztek jest taki/ten sam). i mimo e generalnie podlegaj czeniu i rozpadowi, nie mona ich rozrni w tym procesie, poniewa maj takie same wielkoci liczbowe (i fizyczn posta). kiedy zobrazowa to falowo, mog to by wane punkty przejcia fali przez o symetrii, a nuklidy byyby wcielonym (obleczonym) w materi stanem fali w tym miejscu. po drugie, co pojawio si w innym liczeniu i obrazowaniu ukadu okresowego, nuklidy wystpuj jako "jedynki" po kadej ze stron ewolucji i nie maj obok siebie niczego wicej (tacy "samotnicy"; - albo, inne obrazowanie, "komrki macierzyste"). wydaje si, e moe by i tak, e nuklidy, czy to rozpadajc si, czy czc, nie uzyskuj szansy na zbudowanie wok siebie w przestrzeni innych, porednich stanw. by moe gra tu rol powstajcy w ewolucji "cisk", kiedy zmiana dociera do brzegu. czyli kiedy, na skutek geometrii, pojawia si, zaczyna istnie i dominowa stan graniczny ("ciana", paszczyzna koca). gdy ewolucja dochodzi "do wierzchoka", "do brzegu" kuli, wwczas nie na miejsca na nic wicej, po prostu zakres swobody si wyczerpa na/w brzegu jest tylko jeden kwant (jedna warstwa), jest tu miejsce wycznie na jednostk (biegun jest punktem). przy/na granicy wiata pozostaje ju tylko jeden fakt (kwant), on koczy (lub zaczyna) piramid ewolucji, jest niczym "punkt wzowy". ciekawe w tym ujciu stanu granicznego jest to, e nuklidy rozpadayby si i czyy niejako "same w siebie" (czy "przez siebie"). interesujce jest to w takim obrazie, e nie jest to niemoliwe. rozpad oraz czenie musz by, ale powstajcy nowy element jest zarazem "doskona" symetri wobec tego, co byo wczeniej, jest powieleniem poprzedniego tworu. to tak, jakby przeksztaci jeden stan na/w drugi bez znieksztacenia. bez zmian, ktre powstaj w kadym innym przeksztaceniu. w takim przypadku o symetrii wypadaaby dokadnie w poowie tego stanu (nuklidu). i byaby doskona (mniej-wicej) osi symetrii. 17
  18. 18. - nuklidy - punkty graniczne istotne w wyej zaprezentowanym ujciu (i rozumieniu roli i stanu nuklidw) jest to, e taki rozpad-czenie rzeczywicie jest wany, a nawet logicznie ciekawy. zmiana, a jednak nic si nie zmienia, przeksztacenie "bezstratne" samo na/w siebie. ewolucyjnie, przecie w toczcej si zmianie, ktra jest regularna z zasady (ewolucja to nie chaos), taki "samotny punkt" procesu musi posiada znaczenie, wyrnia go sama przemiana, wic jest stanem zasadniczym. jeeli tak jest, a wszystko za tym przemawia, to wynika to z braku miejsca ("przestrzeni yciowej") do przebiegania ewolucji, nie widz innego sensownego i odnoszcego si do zasad zmiany wytumaczenia. brzeg, osignicie punktu brzegowego procesu, istnienie na/w skrajnym zakresie wycznie w taki sposb mona wyjani fakt istnienia w rozbudowanym zbiorze (w ktrym jest mnogo stanw porednich i chwilowych), e jest stan "jednostkowy", taki "samotnik atomowy", jak to nazwaem. nie moe ewolucja si rozprzestrzeni, poniewa osigna granic, i wystpuje brak moliwoci ruchu, wic zmienia si na stan uprzedni. kiedy proces dociera do kresu, kiedy pozostaje wykona ju tylko ostatni krok (czy odda ostatnie tchnienie), to jest to ju jednostka kwant zmiany. to koniec pewnego etapu, ktry nie ma szans dalej si toczy. i najpewniej nuklidy, to, co postrzegam jako pierwiastek bez izotopw oraz jako fakty ewolucyjne, s dokadnie w takim pooeniu a ich umiejscowienie w ukadzie posiada znaczenie. czyli oznacza, oddaje cechy procesu i go "znakuje". bd wic nuklidy w takim ujciu rozpoczyna ewolucj, bd u jej pocztku, a ich istnienie bdzie jednoczenie wyznaczao granice, bdzie oznak, e w/na tym odcinku zmiana si skoczya - e tu osiga swj kres. zmiana ewolucyjna konkretnej w ukadzie linii lub caego ukadu, to do ustalenia. dlatego mona nuklidy potraktowa jako "znaki drogowe" w tym procesie, punkty orientacyjne i "milowe", ktre wyznaczaj szeroko i zajto przestrzeni przez proces. i z tego powodu s wane. potraktowanie nuklidw jako "drogowskazw" oraz jako wskanikw wytyczajcych linie (zaczynajcych lub koczcych) - to ciekawe i obrazowe opisanie zjawisk, rzuca si na/w umys. i uwaam, e prawdziwe. nuklidy niewtpliwie peni w ewolucji rol punktw wyrnionych, wzowych, jednak czy bd ukadami (elementami) wytyczajcymi szlak danej ewolucji, czy te bd tylko dostarcza energii (przez rozpad swojej struktury na mniejsze elementy) to pytanie istotne. e nuklidy, co wynika z przelicze kwantowych, zaczynaj kady poziom procesu swoim istnieniem, wic stoj na pocztku tego poziomu, to zapewne posiada analogiczne znaczenie, jak umieszczony przy drodze (a tu w ramach drogi) drogowskaz, czyli wymusza-nakazuje sposb postpowania, jest stanem, ktry determinuje nastpne. jest efektem, kocem zdarze, ktre toczyy si "do" tego momentu (i miejsca) - ale determinuje, wyznacza swoim istnieniem to, co moe zdarzy si "dalej". jego posta (cechy i parametry), pooenie i ukierunkowanie w przestrzeni, to decyduje o dalszej zmianie. - w tym ujciu owe "punkty wzowe" decyduj o ksztacie ewolucji, s graniczn stref - a waciwie, to chyba bardziej przystajce okrelenie do tej roli, s "supami" granicznymi: dalej nie ma ju ewolucji. dalej jest "nic(o)" (rodowisko). nuklidy, to wniosek z takiego podejcia, s wane w procesie. czuj jednak, e zbyt wsko i nie w peni potraktowaem zagadnienie, e nie wszystko jeszcze zostao powiedziane, dlatego trzeba bdzie do sprawy wrci. pado wczeniej, e nuklidw moe by 27. poprawka 28. "rozpisanie" procesu ewolucji wedug szecianu uzyskuje 14 punktw wzowych. a poniewa sfera w czasoprzestrzeni jest rozwiniciem szecianu - poniewa kada ewolucja to zdarzenie kuliste w maksymalnym ujciu, dlatego ilo nuklidw musi spenia warunek posiadania wspomnianej wielkoci. dlatego w ukadzie znajduje si 28 nuklidw (to s dwie linie po 14 elementw). tyle ich bdzie, tyle moe by. 18
  19. 19. - atom - wizualizacja "atomu" (model wspomagajcy) pobocznie, przy okazji analizy ukadu okresowego, warto zastanowi si, jak mona wyobrazi sobie dziaanie atomu. to nic, e s ju techniczne metody, ktre pozwalaj na podgld intymnego wiata atomowego, a nawet majstrowanie w mim zamierzam pokaza, e adnej rozbudowanej aparatury tu nie potrzeba, e "atom" widzi kady i zawsze (o ile tylko chce). i o ile zagoni do wytonej pracy swoje atomowe "szare komrki". co jest najlepszym modelem "atomu"? - tum. dowolne zbiegowisko, grupa ludzi lub adekwatny, podobny ukad ewolucyjny, ktry mona detalicznie obserwowa w przemianach. istotne w tym modelu jest to, e w "ulicznym atomie" wszystko wida w szczegach i kadego dnia. a co wicej, co rwnie wane, "atom-tum" mam na wycignicie rki, natomiast prawdziwego osobicie nigdy nie zobacz, poniewa skala nie ta. kade zachowanie w strukturach atomowych rejestruj tu w formie i postaci mi dostpnej a co najwaniejsze, w trakcie przemian. to nie jest energetyczny "punkt", czy inna "kropka kwantowa", ale konstrukcja w chwili jej powstawania momentu w dziejach, kiedy zajmuje maksymalny obszar w rodowisku oraz koczenia si. widz pocztek, rodek i koniec ewolucji, ktrej na poziomie atomowym nigdy nie zarejestruj (osobicie). atom skada si z elementw i tum skada si z elementw, nie ma znaczenia, co to za elementy. w obu przypadkach "mechanika elementw" procesu jest ta sama - i gboko analogiczna, a bezporednia "naoczno" takiego "ulicznego atomu" jest wartoci, ktra skutkuje zrozumieniem takiego "wydarzenia". - w tym konkretnym przypadku (poznawanie "atomu") mj eksperyment badawczy polega na tym, e umieszczam si gdzie wysoko, najlepiej w proporcji (tego nie musz zapewne podkrela) do uczestniczcych w badaniu ukadw. czyli jest z jednej strony "eksperymentator", obserwator, ja a po drugiej "atom"-zbir, ktry zaistnia, zgromadzi si swoimi "osobnikami" na ulicy. technicznie to moe by na przykad wysokociowiec oraz dziesite pitro, z ktrego spogldam na tworzce si na ulicy zbiegowisko. moje zadanie w tym eksperymencie jest banalnie proste: obserwuj "atom-tum" i robi zdjcia. oczywicie ponownie w proporcji do tempa procesw, ktre mnie charakteryzuj i przemiany atomowe. dlatego s to dziaania w duym odstpie czasu. obserwacja samej ewolucji zgrupowania (cisk, rotacja wok centrum, swobodne elektrony, falowania-drgawki, doskakiwanie oraz pozyskiwanie nowych elementw lub tracenie ich na rzecz otoczenia /wic przeskoki po orbitach/, kordon policji /warunki rodowiskowe/, ktry ogranicza nadmierny rozrost, czy strumie energii przez ten kordon si wydobywajcy /w jakim kierunku, ktry w "ogrodzeniu" jest najsabszy/ itd. itp.) - to wszystko jest bardzo ciekawe i oczywicie rzuca si na oczy obserwatora (i pozwala zrozumie atom). ale ja nie z tych, co chc jedynie popatrzy, wyznaczam sobie zadanie ambitniejsze: zamierzam przewidzie, co si zdarzy w zjawisku, jakie zajd w nim zmiany i w ktrym kierunku. czyli robi zdjcia i prbuj, staram si na ich podstawie przewidzie, co wystpi "za moment" w zbiegowisku - lub jak bdzie zachowywa si pojedynczy, wyrniony element ("elektron"). moje zadanie jest pozornie banalne. ot, widz na fotografii osobnika, ktrego zachowanie mnie zaciekawio. przemieszcza si w tumie, przepycha do centrum (co go w t stron wyranie "popycha", czy "przyciga") dlatego staram si przewidzie, gdzie znajdzie si na kolejnym zdjciu, ktre bd robi dopiero za kilka minut. - c, zadanie wydawaoby si banalne i proste, jednak jego praktyczna realizacja bardzo ograniczona. konia z rzdem temu, kto skutecznie i z detalami wytypuje pooenie "elektronu-osobnika" w kolejnym "rozdaniu", taki szczciarz moe miao zacz uprawia zawodowo hazard. przeprowadzajc w tak nakrelonej skali swj eksperyment, z zachowaniem koniecznych proporcji, szybko przekonuj si, e jest to fizycznie i realnie zadanie ponad moje siy, nie do wykonania. 19
  20. 20. - dlaczego niewykonalne? poniewa nawet dysponujc oprzyrzdowaniem w postaci "mechaniki elementw" czy inn super technologi, nie mog tego zrobi. kade moje ustalenie obarczone jest wpisan na zawsze w "eksperyment" zasadnicz niepewnoci, pozwala przewidywa pooenie lub stan obiektu z przyblieniem i w granicach, zawsze jako zakres potencjalny. nie ma znaczenia mj wysiek i zastosowana metoda badawcza obserwowanego obiektu, ktry tam, "na dole", si przemieszcza, nie mog zarejestrowa w przemianach (krokach po ulicy). z powodu? poniewa rnica przynalenych dla mnie i dla atomu poziomw istnienia (oraz wynikajca z tego szybko reakcji) wyklucza tak obserwacj. i jest to trudno fundamentalna, zwizana z samym dziaaniem: rozdziela obserwatora i obserwowany fakt mnogo procesw i poziomw. rozdziela-oddziela na zawsze, nigdy tej granicy (osobicie) nie przekrocz. tylko e - na co warto zwrci uwag w sposb szczeglny - w proponowanym tu modelu procesu (podejciu do tematu obserwacji "atomu") elementami uytymi do eksperymentu s obiekty sobie podobne, przynalece do tego samego poziomu. a jednak, przy uwzgldnieniu uwarunkowa dotyczcych obserwacji, pojawia si identyczny i zasadniczy, ten sam problem (dylemat) poznawczy: nie mog dojrze w obu przypadkach i zdefiniowa parametrw obiektu. przy czym, taka drobna a istotna sprawa: w moim eksperymencie, przecie to wiem, "obiekt" badany ani na mgnienie nie znikn z istnienia, nie zapad si w zakres nieoznaczony czy inaczej definiowany, y peni swojego "elektronowego" ycia wic nic nie wiedzia, e dla mnie przesta bytowa pord fizycznych faktw i rozpad si na chmur prawdopodobiestwa. dlatego pojawia si pytanie: jak to jest z t obserwacj "elektron"-osobnik istnia-istnieje, czy nie? w czym, gdzie tkwi ograniczenie obserwacji w wiecie, czy we mnie? czy mona wyprowadzi z przeprowadzanego tu eksperymentu wniosek, e zakres dla mnie nieoznaczony (nieoznaczono wiata) jest powizany nie tyle z tym "na dole" wirujcym bytem atomowym (i innym "drobiazgiem" subatomowym), ale z moliwociami obserwatora? owszem, bariera fizyczna i sprztowa skutecznie wyklucza poznanie tego zakresu (za wolno si poruszam w stosunku do atomu), ale przecie tak sam trudno bdzie rejestrowa hipotetyczny obserwator, ktry sprbuje zdefiniowa moje pooenie, a bdzie podglda mnie w rotacji np. z ssiedniej galaktyki (a jego reakcje bd w analogicznych proporcjach jak moje do atomu). dla niego, jak dla mnie procesy atomowe, moje istnienie (dla mnie cige i stabilne), bdzie rwane oraz nieokrelone w stanach. dla niego, jak dla mnie pooenie elektronu w atomie, kada obserwacja bdzie i zgrubna, i obarczona bdem (rozmyta na fali) i nigdy inaczej. znw rnica poziomw i szybkoci reakcji wykluczy dokadno. to pooenie-umiejscowienie w wiecie obserwatora wzgldem obserwowanego obiektu determinuje wynik, ktry mona uzyska, nie technologia czy stan zmysw. fakt - nie mog w peni zdefiniowa pooenia wybranego przeze mnie elektronu w tumie-atomie, ale to przecie nie oznacza, e "swobodny elektron-osobnik" w okresie poza moj obserwacj znik z istnienia (i przebywa w niebycie czy realizowa si jako fakt wirtualny). e by w zakresie "nieoznaczonym" tu zgoda. ale tylko dla mnie, dla obserwatora "wysokiego" (czyli obserwujcego z wysoka). powtarzam, w "osobnik" o swoim "niebycie" nic nie wie, istnieje i przemieszcza si w "tumie" swobodnie (na ile pozwalaj okolicznoci). dla niego wiat ani na moment nie sta si "ciemny" czy niecigy i nie znik z jego (w/na poziomie prowadzonej) obserwacji. - to moja, obserwatora-badacza, przypado decyduje o takim postrzeganiu wiata, e co z niego i "gdzie" "wypada" - a nie e wiat jest "nieostry", "poklatkowany", "rozmyty". trudno w moim operowaniu elementami otoczenia, jak wida, jest zasadniczej natury (wynika z samej istoty tej natury i mojego w niej ulokowania). - ale nie rezygnuj. robi zdjcia dalej poniewa chc wiedzie - poniewa (by moe) bdzie od tego zaleao moje by albo nie by. chc wiedzie, co i jak si "na dole" kotuje i dlaczego wanie tak. 20
  21. 21. - eby jednak wszystko w moim eksperymencie byo maksymalnie podobne do wiata atomw oraz jego badania, przechodz od biernego rejestrowania zaistniaych faktw do dziaania aktywnego. dlatego zamierzam wysya "porcj" energii w kierunku jednostki-elektronu, ktra pomoe mi w ustaleniach. kiedy analizuj atom, najlepiej wysa wizk fotonw - w tym eksperymencie adekwatna bdzie grudka materii. czyli rzucam kamie. i tak celuj, eby "mj" wyrniony w zbiorze elektron-czowiek zosta uderzony. to oczywicie wywoa reakcj. w zalenoci od stanu tumu (rodzaju rodowiska, jego zagszczenia, rozoenia, ukierunkowania rotacji), nastpi reakcja, ktra jako si "zobrazuje". rozkad moliwych zdarze moe by szeroki, od cakowitego zignorowania mojego czynu, a po oderwanie si elektronu od atomu i przejcie na inn orbit. wszystko analogicznie (identyczne) do zachowania si prawdziwego elektronu. jednak dla mnie, "widza" obserwujcego elektron-czowieka, jego przemieszczenie si na kolejne poziomy energetyczne (przeskoki) s nie do rejestracji, poniewa s dla mnie skryte, dziej si "podprogowo". wiem, e si dziej, e "elektron" w "atomie" przechodzi z orbity na orbit, przecie widz-rejestruj ten fakt na kolejnych zdjciach w eksperymencie i ustalam kadorazowo inne pooenie "obiektu badawczego" w trakcie mojego "podgldnicia" zawartoci "pudeka", ale wszelkie ruchy i przejcia midzy "orbitami" s dla mnie zawsze w zakresie "poza" rejestracj. w kadym nastpnym ujciu obserwuj elektron-osobnika w innym pooeniu i w innym stanie energetycznym (jego "emocjach") - ale nigdy to nie jest stan pewny. wane i zasadnicze w tym modelu jest to, e ten sam eksperyment rejestrowany (i odczuwany) z poziomu elektronu-czowieka przedstawia si gboko odmiennie. dla niego zdarzenia zawsze maj charakter cigy i nie wystpuj w nich adne przerwy czy przeskoki. w zakresie jemu dostpnym wszystko wie si ze sob, kolejne stawiane kroki s dla niego nie tylko moliwe do obserwacji, ale s przede wszystkim przewidywalne, wynikaj z stanu otoczenia i jego, elektronu, moliwoci (si, szeroko pojtej zasobnoci energetycznej). dla mnie proces wydaje si (i jest) niecigy, skokowy, wrcz chaotyczny elektron nic o tym nie wie. ja widz "elektron" raz blisko centrum, to za chwil "wyania" si gdzie na obrzeach, a przecie to tylko reakcja na mj strza kamieniem. std mam ju tylko krok do "wyprodukowania" teorii: zjawiska na/w poziomie tumu-atomu s "nieoznaczone". albo wyznacz dokadnie przestrze, w ktrej elektron-czowiek si "pojawia", albo oblicz prdko z jak si zobrazuje w bliej nieokrelonym miejscu (znajc si przyoon i wyliczajc efekt). zawsze bd zgadywa, nie mam pewnoci wyniku. - dla mnie "obiekt" znika z obserwacji, i to dosownie. nie mog go ledzi, poniewa nie dysponuj metod "sfotografowania" jego pooenia "pomidzy" kolejnymi obserwacjami, rnica w rytmie przemian to wyklucza. - kiedy siedz na tym swoim "wysokim" pitrze obserwacyjnym, na poziomie "atomowym" dziej si przerne zjawiska. s dla mnie dalekie, gbokie - i skryte. nie zarejestruj ich adnym, ale to adnym przyrzdem badawczym, bo kady zastosowany przeze mnie przyrzd znajduje si "powyej" poziomu obserwowanego. "tum" na ulicy odmienia si (krokami swoich elementw, "porcjami" energii), ale ja tego nie rejestruj, poniewa jestem "daleki" od tego zakresu. mog domniemywa, a nawet wiem, e kiedy ja tutaj, "u siebie", szykuj aparat do kolejnego "zdjcia" (rzeczywistoci), to "tam", "na dole", w "tumie-atomowym" (i niej), co drga, faluje, zmienia pooenie i przechodzi kolejne poziomy energii. ale dla mnie jest to "zakres ciemny" i skryty, nie do rejestracji. - owszem, mog prbowa coraz bardziej "drobi" pomiary, robi "zdjcia" w maksymalnie dla mnie szybkim tempie, jednak efekt tego bdzie "zgrubny", nie mog z zasady pozna fizycznie mniej (oraz sign niej), jak mj najszybszy "ruch"-element (dziaanie i "przyrzd", za pomoc ktrego dziaam). tylko e "tam", w "atomie", reakcje s jeszcze szybsze. ja wykonam jeden ruch (obrt), a "atom" "okrci" si wielokrotnie. krci si - wiem o tym - ale poza moim obserwowaniem. 21
  22. 22. - na tym oczywicie nie koniec paradoksw tego przykadu, eksperyment polegajcy na obserwacji "niskich" (dla mnie odmiennych) stanw rzeczywistoci, moe, w pewnych okolicznociach, okaza si do przeprowadzajcego badanie wyranie, a nawet bardzo gboko zaskakujcy. poznawanie otoczenia, zasiadanie w ciepym i wysoko pooonym punkcie obserwacyjnym (przez to spokojnym), to nie zawsze jest dziaanie bezproblemowe, s rozliczne skutki. kiedy aktywnie "maca" si wystajce ponad powierzchni fakty, a zwaszcza, kiedy czyni si to operujc mao adekwatnymi do wiata abstrakcjami (wic bezrefleksyjnie), jako reakcja przeciwnie ukierunkowana, moe w stron "fizycznego aktywisty" przyj sygna zwrotny, ktry nie tylko pokae prawdziwy rozkad elementw w rodowisku, ale rwnie jego miejsce a to nie zawsze musi by przyjemne. dlaczego? poniewa oto moe si okaza co zupenie dla mnie "cudownego", co dalece wykroczy poza wczeniej zaplanowany eksperyment: nagle do drzwi moich do mojego "punktu obserwacyjnego" zastuka "elektron-czowiek". zaobserwowa moj dziaalno i przyszed puci pod moim adresem (jako zwrotn energi) wizk sw o silnym zabarwieniu emocjonalnym. c, nie mona mu si dziwi, przecie guz na gowie to przypado bolesna. ale to tylko jedna z potencjalnych reakcji "atomowych", ich zbir jest, trzeba obiektywnie to przyzna, zdecydowanie bardziej rozbudowany. bo moe by gorzej. jeeli uderzenie (moje zadziaanie) byo silne i mocno wybio z orbity (i ze stanu uprzedniej rwnowagi) w elektron, moe na mojej twarzyczce, skutkiem istnienia zjawiska tarcia, mocno zabole sia zginania i rozprania mini tego osobnika. mwic inaczej, dostan w mord. zrozumiae, i to nie wymaga podkrelania, zdarzenie tego rodzaju jest uwarunkowane stanem rodowiska oraz moim na elektron-obiekt oddziaaniem. czyli, im wiksza przyoona sia, tym (kontr)reakcja odpowiednia (skoro tak wyskalowaem swj eksperyment, to mam adekwatnego do tego efekty wiadomo, "rozbicie" atomu skutkuje objawiajcymi si daleko i gono reakcjami acuchowymi). moe by tak, e "elektron" nawet nie przeskoczy na inn orbit i nie pokona tumu, uderzenie byo zbyt mae i bahe wic zrezygnuje. ale moe by i tak, e podbudowany energi rzutu i swoj zoci, idzie pod mj dom. widzi okno i punkt, z ktrego zosta rzucony kamie i zamierza si tam dosta. ale znw rezygnuje w obliczu koniecznoci wdrapania si na dziesite pitro, bo wind kto "przypadkiem" zdemolowa wczeniej (tak si to losowo w wiecie uoyo, e midzypoziomowy kana-winda nie funkcjonuje). w tym przypadku niewtpliwa "atrakcja" spotkania si oko w oko z obiektem badawczym skutecznie mnie omija. na szczcie. moje szczcie. jednak, ech, moe zaistnie i taka okoliczno, e zadziaaem "centralnie" i skutecznie (kamie by duy, rzut celny) a efekt w postaci "guza" obfity (i objawia si w rodowisku, przypomina "grzyb"). mwic inaczej, obiekt jest zdeterminowany. - wdrapuje si wic na to moje dziesite pitrzysko (pomimo niedziaajcej windy i oporu rodowiska) i staje u bram moich. wwczas mog by pewnym, e sia jego skumulowanej (kiedy-tam treningami) energii mnie nie ominie, e zacznie rozprzestrzenia si w sposb niekontrolowany. - no, chyba e uda si mi przedstawi rwn mu si. na przykad oddali go lub ukry si za "warstw ochronn" drzwi domostwa. tyle e, to oczywiste i nieuchronne, w takim przypadku wybuchajca swobodnie energia wyaduje si pobocznie, wic wanie na drzwiach. ze skutkami dla nich opakanymi. jest jeszcze jedna (teoretyczna i w naturze nie polecana) moliwo, ktra prowadzi do zaagodzenia caej nieprzyjemnej sytuacji - czyli ugoszczenie i udobruchanie wybuchowego jegomocia mocnym trunkiem dla dorosych. tylko e, trzeba mie tego pen wiadomo, to zawsze ryzyko. e bdzie nowy wybuch. jako e obiekt badawczy ("atom") pozyska now porcj zasobnej w procenty oraz skwantowanej energii... - c, zabawa w eksperymentatora ma swoje koszta. 22
  23. 23. - ukad okresowy pierwiastkw - jak go widzie i odczytywa - podsumowanie na tym etapie po pierwsze, w dzisiejszym postrzeganiu ukadu okresowego trzeba podkreli fakt, e jest stanem "zastygym" w okrelonej formie i e nie wida adnych prb jego modyfikacji. oczywicie nie chodzi w tym przypadku o dodawanie do istniejcego zbioru kolejnych elementw (niekiedy z wielkim nakadem dziaa technicznych), ale zmian prezentacji. paska formua postrzegania otoczenia (rzeczywistoci), a z tym obecnie mam do czynienia, to nie tylko przeytek w dobie posugiwania si wielowymiarowoci i wizualizacj procesw, ale przede wszystkim "spaszczenie" spojrzenia na otoczenie. - a to, nie waham si tego tak okreli, zasadnicza przeszkoda w zrozumieniu gbokich powiza midzy elementami wiata (tu w postaci atomw). i dlatego warto, dlatego naley to zmieni. w pierwszej kolejnoci i gwnie sprawa odnosi si do czaso-przestrzennego charakteru ukadu pierwiastkw - czyli rozmieszczenie jego elementw w czasie i przestrzeni. i w dynamicznej, rnorodnie powizanej ze sob zmianie. powd? przecie rzeczywisto to przemieszcza si, tu wszystko pynie, jest w ruchu i zalenoci a takiego ujcia daremnie szuka w obecnym schemacie. e ono wystpuje w gowie ogldajcego i analizujcego zjawiska, zgoda, abstrakcja w obserwatorze nabiera cech ewolucji w toku, tylko, pytanie, dlaczego nie moe to by widoczne od razu i na pierwszy rzut oka? uwaam, e powinno. - jeeli postrzegam i analizuj zwizki midzy elementami wiata poprzez wykrelone na paskiej kartce linie, to w efekcie nie tylko obserwuj "zdeformowany wiat", ale przede wszystkim "zamyka" si on dla mnie na/w "paszczynie". a przecie widoki "paszczaka" s zdecydowanie ubosze od bytujcego w wielu wymiarach. dlatego naley ukad okresowy pierwiastkw zmodelowa, opisywa i postrzega jako sferyczn ewolucj, z wszelkimi tego konsekwencjami (dla zrozumienia i dla praktycznego wykorzystania). ukad jest abstrakcj oddajc wystpujce obecnie we wszechwiecie zwizki midzy elementami materii, ale jest rwnie abstrakcj zawierajc w sobie, jako fakt integralny i fundamentalny (acz nie zawsze uwiadamiany) - przestrzenno i czasowo tych zalenoci. i jako taki take musi by prezentowany w formule procesu, jako struktura w trakcie zmiany. - w ewolucji, rwnie w abstrakcji opisujcej ewolucj (tu materii), nie ma adnych elementw, ktre mona by okrela jako niezmienne, wieczne. ju samo pojcie, kiedy je zestawi z kosmiczn nieskoczonoci, budzi co najmniej umiech. "materia" to stan chwilowy, zmienny i, przede wszystkim, w trakcie rozprzestrzeniania si. to tylko dla mnie, "mgnieniowego istnienia", byty, ktre trwaj miliony lat we wzgldnej rwnowadze, staj si synonimem dugowiecznoci. ale to, co widz (rejestruj) w postaci "ukadu okresowego pierwiastkw", to "wycinek", cz caoci, ktrej fizycznie nigdy nie poznam, jednak poniewa w "wycinek" jest w cigej zmianie, musi to uwzgldnia i model, ktrym si posuguj, i moje rozumienie procesw. paszczyzna kartki jest tylko etapem w zrozumieniu wiata najwyszy czas wznie si wyej. konwenans, wypracowane kiedy zobrazowanie ukadu okresowego sprawia (sam to odczuem), e wiadomo przestrzennego i zmiennego charakteru materii staje si jakby uboczna i nie wymusza automatycznie odmiany widzenia kiedy tam z otoczenia pozyskanego uoenia, nie wpywa na sposb traktowania materii w zwizkach i wzajemnej zalenoci elementw. ta wiedza gdzie tam naturalnie koacze, jednak znika z codziennej analizy. "widzenie paskie", tak obecne w psychice, wic naturalne i stosowane "od zawsze" (od najwczeniejszych etapw rozwoju osobniczego czy zbiorowego), staj si dzi przeszkod. i to dosownie przeszkod, fizyczn wrcz, ktra utrudnia zrozumienie ukadu. i rzeczywistoci szerzej, to trudno, ktra musi by pokonana. majc pen wiadomo relacji midzy elementami, czyli przestrzennego charakteru ukadu, dalej operowaem jego pask formu - taka jest sia przyzwyczajenia i utartych pogldw. 23
  24. 24. - nastpna kwestia, ktra wie si z postrzeganiem i pojmowaniem zbioru atomw: ulotno, dosowna chwilowo takiej konstrukcji (i kadej ewolucji). fakt, e ukad okresowy jest zbiorem stanw chwilowych oraz e jest rwnie stanem chwilowym w ewolucji wszechwiata ("utwardzonym" przez obserwacj i kolejne badania)), e przypomina tworzcy si ("zamarzajcy") patek niegu takie ustalenia i fakty skadaj si, musz skada si na jego odbir. a jednak w analizach wiadomo tego stanu umyka, pozyskana wiedza, e wiat si zmienia, to nie przekada si na zmienno ukadu abstrakcja przesania proces i sama "twardnieje" (chciaoby si powiedzie, e w dogmat). jednak skoro zmienia si otoczenie, rwnie musi zmienia si (ewoluowa) abstrakcja oddajca zmian skoro nie ma staych faktw, rwnie nie moe by staych abstrakcji. dlatego te nie ma i nigdy nie bdzie dokadnie takiego samego tworu w ramach nieskoczonoci-wiecznoci Kosmosu, ksztat i skadniki, cho zawsze podlege jednemu, generalnemu prawu ewolucji, s nie do powtrzenia w historii. zawsze s takie same - ale nigdy te same. nieskoczono gwarantuje zbudowanie si identycznego ukadu, ale nie tego samego, to punkt na/w prostej, zdarzenie w tej postaci jedyne. bo cho prosta biegnie z nieskoczonoci w nieskoczono, to kady jej element (byt) jest jeden jedyny, niepowtarzalny to wydarzenie jednostkowe w wiecznoci. mwic inaczej, obecna forma ukadu atomowego, to zrealizowana, to tu i teraz zmaterializowana (adekwatne w tym przypadku okrelenie) wolno w przyrodzie - to "zdeterminowany przypadek". ten konkretny ukad to zapis ewolucji, tej jedynej w takiej posta, to indywidualna "historia choroby". ale, co musi tu pa, pewnej i koniecznej. takie uoenie kwantw wedug jednolitej reguy musiao si zdarzy (powtrzy) - ale tylko ten jeden raz (przecie w kocu kada powtrka i tak jest pierwszym razem). niezwykle wanym elementem postrzegania i pojmowania ukadu jest fakt, e to zbir nie tylko "atomw" (tego, co mam za atom), ale rwnie zjawisk, ktre ju zaszy, s jako obecne w rodowisku oraz tych, ktre dopiero bd w wiecie obecne. - mwic inaczej, ukad okresowy pierwiastkw, to, co uznaj za ukad, to zapis zdarze aktualno-historycznych, w ktrym wystpuj elementy obecne (te najbardziej liczne energetycznie i rozbudowane), ale rwnie s tu elementy, ktre swoj przeszo (w znaczeniu: wietno) miay ju pewien czas temu. a dzi s ju tylko wspomnieniem. - zarazem, obok nich, take dla caoci obrazu istotne, s skadniki, ktre stanowi ju "zadatek" na dobr przyszo, pojawiy si poktnie, ale ich czas jeszcze nie nasta. a nawet nie jest pewne, czy owe dobrze "zapowiadajce" si elementy dojd do poziomu wietnoci. rzeczywisto to, co mam za rzeczywisto, to zoenie faktw, wszelkich w mojej obserwacji ustalanych "zgszcze" energetycznych, np. w postaci atomu. jednak musz mie wiadomo (i wykorzystywa t wiedz), e to nie s dane z natury (czy przez inne-co) niezmienne byty ale e s to postrzegane na/w zakresie nadprogowym chwilowe stany skupienia. zaistniay, zmieniaj si i "za moment" si skocz. - a co wicej, kady rejestrowany element to zoenie czaso-przestrzenne, wic powstajce lokalnie. i dlatego nigdy nie jest pewne, e zgromadzi dostateczn ilo energii (kwantw), eby si wydoby w przedzia powyej progu. jeeli zaistnia, to znaczy, e okolicznoci temu sprzyjay, ale niewtpliwie warto doceni ten rzadki w ewolucji przypadek. bo nigdy nie jest pewne, czy "kiekujcy" z "kwantowego podglebia" "atom" zdoa zgromadzi zasoby i pojawi si na widoku (i salonach), czyli zaistnie jako penoprawny i samodzielny, mocno osadzony w fizycznoci obywatel ukadu. o tym zawsze i ostatecznie decyduje rodowisko, jego zasobno. a umiejtno do "wzbijania" si "w gr", czyli sprawno w gromadzeniu kwantw, na pewno w tym pomaga, ale tylko pomaga. przecie, kiedy nie ma w okolicy "czego", na czym mona si oprze, to nie ma szans na dugie istnienie-i-obserwowanie. nigdy i nigdzie. czy byt zasuy na "nazwisko"? - oto jest pytanie. 24
  25. 25. - kwant - pojcie kwantu - kwant a filozofia w fizyce pojcie kwantu jest pojciem oglnym, bardzo opisowym, nie ma jego definicji fizycznej - i oczywicie by nie moe. nie chodzi o wzory i mechanik takich elementw, ale o "fakt" kwantowy. wedug definicji sownikowej, kwant to: "/quantum = ile/ fiz. najmniejsza porcja, o jak moe zmieni si dana wielko fizyczna (np. energia, pd) okrelonego ukadu; teoria kwantw teoria fizyczna opisujca procesy, w ktrych bior udzia mikroczsteczki, uwzgldniajca niecigo (skokowo zachodzcych zmian) wielkoci fizycznych charakteryzujcych stany mikroczsteczek." w takim rozumieniu kwant to najmniejsza wielko i nie jest zdefiniowane, czy dotyczy to "porcji" energii, czy rnicy pomidzy porcjami. nie jest jasne, czy "kwant" opisuje (definiuje) "ilo" energii, najmniejszy w naturze stan, czy tylko rnic pomidzy ilociami najmniejszymi. sowo "porcja" rozumie mona dwoicie, jako minimalna ilo, wielko czego - oraz jako minimalna rnica midzy czym a czym. jednak, co zrozumiae, niekoniecznie ustalana rnica musi by zarazem rwna najmniejszej porcji (czego). w ukadzie, ktry zbudowany jest z kwantw (porcji), rnice midzy "porcjami" zachodzenie rnic bdzie mogo realizowa si o kwanty, tyle e ju inne, oznaczajce odrbny fakt i z innego zakresu. ale, co wane, cho to bdzie ju inny kwant, to jednak zawsze jest to kwant. "porcja" to ilo, jak i zdarzenie ("co" i relacje midzy "kropkami co") - dlatego "kwant", chwilowo bez gbszego definiowania, jawi si jako pojcie ze swojej natury dwoiste: opisujce sta wielko i zwizki midzy ustalanymi wielkociami. - czyli opisuje "cegiek" natury (jak by tej cegieki na ten moment nie postrzega), jak i mona go (w logice) stosowa z powodzeniem do opisu zachodzcych zmian midzy tymi cegiekami. chyba nie ulega wtpliwoci, e rwnie oddziaywania midzy elementami dadz si uj w najmniejsze (acz niekoniecznie mierzalne) "porcje" energii, wic bd podlega skwantowaniu. to samo pojcie stosuje si, moe by z powodzeniem zastosowane do opisywania skadnika ewolucji, jak rwnie do zjawisk zachodzcych w ramach ewolucji. - czyli jest "kwant" pojciem opisujcym "przestrze" (rozumian jak odlego midzy elementami) - jak i "czas", relacje. pytanie: czy ten dwoisty charakter jest uzasadniony? czy mona opisywa tym samym "elementem" ("parametrem", "faktem kwantowym") zmian kiedy do opisu tej zmiany uywam elementu, ktry jest w tym ujciu "bytem" skoczonym? nie ma przecie znaczenia, e "kwant" to "porcja", e to niekoniecznie, a pewnie i rzadko, moe by jednostka ("jedynka") w analizie tak prowadzonej, nawet liczny zbir elementw jest kwantem. czy zmiana, wic rnica midzy stanami - jest tak sam wielkoci (tym samym), co element tej zmiany? inaczej: czy najmniejsza rnica midzy zdarzeniami, jest tym samym (tak sam wielkoci), jak najmniejszy element tej zmiany? - czy kwant zmiany (co) jest tosamy z kwantem iloci, czy to ten sam "fakt" (co)? pojcie kwantu zawiera w sobie, jak wida, zarazem pojcie jakoci, jak i iloci, jako i ilo zbiegaj si w jedno. ciekawe. - do tej pory traktowaem "kwant" jako najmniejsz moliw do pomylenia ilo "czego" i na tej podstawie opisywaem ewolucj. i nie zastanawiaem si nad dylematem logicznym, co ilo, co jako, utosamiaem ilo i jako, przyjmujc, e to "ilo". ale przecie tak nie musi by. nie jest powiedziane, e stan "a" i "b", e rnica midzy tymi stanami, bdzie rna (inna od) "a" lub "b". - wicej, jeeli a = 1 i b = 1, to rnica midzy nimi take moe wynosi 1. sowem, rnica midzy kwantem a kwantem miaaby take wielko kwantu. tylko czego? jak wymierzy, jak nazwa to "co"? czy to energia, sia, czy co? przecie minimalna rnica midzy dwoma kwantami a dwoma moe wynosi tylko jeden kwant, najmniejszy "skok" energetyczny czy wic ten kwant bdzie "powk" tych dwu kwantw? 25
  26. 26. - pytanie: jak wyliczy, e "przestrze", wielko, "porcja" zdarze pomidzy dwoma najmniejszymi zdarzeniami wynosi rwnie najmniejsz porcj, wielko, ilo? i wicej: czy te wielkoci mona przyrwna lub zrwna ze sob? czy najmniejsze z najmniejszych jest zawsze najmniejszym? podkrelam, to nie s s zabawy jzykowe, ale pytania fundamentalne. pytania, ktre podsuwa, jako konieczne, analiza pojcia "kwant". jedna "wielko" opisuje element, skadnik procesu, a druga relacje midzy elementami i w kadym przypadku wprowadzam (musz wprowadzi do opisu) stan "kwantowy", "kwant". nie ma znaczenia, czy mam na myli "jednostk" czego, czy tylko "skok" w procesie to zawsze dla mnie (w mojej analizie) jest "kwant", logicznie to jednostka. fizycznie nie wiem, co to jest, ale w logicznym opisie fizycznej zmiany kwant si sprawdza. ale czy te wielkoci s ze sob skorelowane, czy s jednakowe? analogiczne? czy s tym samym? czy kwant iloci jest rwnie kwantem jakoci? jeeli dwoisto oraz wynikajce z tego paradoksy (tylekro tu omawiane, jak np. cigo-niecigo zjawisk w ramach wiata) potraktowa jako zasad, to okazuje si, e ilo moe by w tym przypadku (kwantw i relacji midzy nimi) utosamiana z jakoci, e obie wielkoci, oczywicie logicznie powizane ze sob, s pochodn tego samego: kwantu. jednostki energii, na dowolnym poziomie ewolucji. i - jak wedug powiedzenia, e ilo przechodzi w jako - na tej samej zasadzie mona dopatrywa si analogii midzy tymi pojciami. "kwant" od "kwantu" si nie rni - nie moe si niczym rni, to oczywiste (chyba). przecie nie powiem, e midzy stanem "a" i "b" (o ile s to kwanty analizowanego "zdarzenia", "elementy jednostkowe") zachodzi rnica. moe, i to jest zrozumiae, wystpi rnica w ich pooeniu (wobec siebie lub innego, kolejnego kwantu), lecz nie w "jakoci". rnica w jakoci zajdzie wwczas, kiedy midzy dwoma stanami, "a" i b", bdzie take rnica w iloci (w jednam punkcie b