szewcy.rtf

Download Szewcy.rtf

If you can't read please download the document

Upload: marek-jankowski

Post on 30-Nov-2015

78 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Stanisaw Ignacy Witkiewicz

41

Stanisaw Ignacy Witkiewicz

Szewcy

OsobySAJETAN TEMPE - majster szewski; rzadka brdka "dzika" i wsy. Blondyn siwiejcy. Ubrany w normalny strj szewski z fartuchem. Okoo 60 lat.CZELADNICY: I (JZEK) I II (JDREK). Bardzo przystojne, morowe, mode szewskie chopy. Ubrane w normalne szewskie stroje z fartuchami. Lat okoo 20.KSINA IRINA WSIEWOODOWNA ZBERENICKA - PODBEREZKA - bardzo pikna szatynka, niezwykle mia i pontna. Lat 27-28.PROKURATOR ROBERT SCURVY - twarz szeroka, zrobiona jakby z czerwonego salcesonu, w ktrym tkwi inkrustowane, bkitne jak guziki od majtek oczy. Szczki szerokie - pogryzyby na proszek (zdawaoby si) kawaek granitu. Strj akietowy, melonik. Laska ze zot gak (tres dmod). Biay halsztuk zawinity i ogromna w nim pera.LOKAJ KSINEJ, FIERDUSIEKO - zrobiony troch na manekina. Strj czerwony, ze zotym szamerowaniem. Czerwona krciutka pelerynka. Kapelusz stosowany.HIPER - ROBOCIARZ - ubrany w bluz i kaszkiet. Ogolony, szerokie szczki. W rku kolosalny miedziany termos.DWCH DYGNITARZY - towarzysz Abramowski i towarzysz X. Wspaniale ubrani cywile, wysokiej inteligencji i w ogle pierwszej marki. X ogolony - Abramowski z brod i wsami.JZEF TEMPE - syn Sajetana, lat 20.CHOPI - stary chop, mody chop i dziwka. Stroje krakowskie.STRANICZKA - moda adna dziewczynka. Fartuszek na mundurku.CHOCHO - z "Wesela" Wyspiaskiego.STRANIK - normalny byczy chopak, mundur zielony.

AKT PIERWSZY

Scena przedstawia warsztat szewski (moe by dowolnie fantastycznie urzdzony) na niewielkiej przestrzeni pkolistej. Na lewo trjkt zapeniony kotar winiowego koloru. W rodku trjkt ciany szarej z okrgawym okienkiem. Na prawo pie wyschego pokrconego drzewa - midzy nim a cian trjkt nieba. Dalej na prawo daleki krajobraz z miasteczkami na paszczynie. Warsztat umieszczony jest wysoko ponad dolin w gbi, jakby na grach wysokich by postawiony. Sajetan w rodku, dwaj Czeladnicy po bokach, I na lewo, II na prawo, pracuj przy warsztacie. Z daleka dochodzi huk samochodw czy czort wie czego zreszt i ryki syren fabrycznych.

SAJETAN kujc motem jakie buty

Nie bdziemy gada niepotrzebnych rzeczy. Hej! Hej! Kuj podeszwy! Kuj podeszwy! Skrcaj tward skr, am sobie palce! A, do diaba - nie bdziemy gada niepotrzebnych rzeczy! Ksice buciki! Tylko ja, wieczny tuacz, tym si tuajcy, e do miejsca zawsze przykuty. Hej! Kuj podeszwy dla tych cierw! Nie bdziemy gada niepotrzebnych rzeczy - nie!

I CZELADNIK przerywa muCzy wy bycie mieli odwag zabi j?II Czeladnik przestaje ku podeszwy i pilnie nasuchuje.

SAJETANDawniej tak - teraz nie! Hej!Wywija motem.

II CZELADNIKNie mwcie tak cigle "hej", bo mnie to drani.

SAJETANMnie gorzej drani, e buty dla nich robi. Ja, ktry mgbym by prezydentem, krlem tumu - cho chwil, cho jedn ma chwilk. Lampiony, girlandy i sowa wok lampionw gw, a ja, ndzny, brudny wszarz ze socem w piersi, byszczcym jak tarcza zota Heliodora, jak sto Aldebaranw i Weg - ja nie umiaem mwi. Hej!Wywija miotem.

I CZELADNIKCzemu nie umiecie?

SAJETANNie dali. Hej! Bali si.

II CZELADNIKJeszcze raz powiecie "hej", a pjdem sobie od roboty precz. Nie macie pojcia, jak mnie to drani. A propos: a kto to Heliodor?

SAJETANJakasi fikcyjna bdzie posta - a moe mj wymys - ju nie wiem nic. I tak bez koca. Jedna chwila... Nie wierz ju w adn rewolucj. Samo sowo wstrtne jest jak karaluch abo i prusak czy wesz. Bo wszystko obraca si przeciw nam. Nawz jestemy, jako ci dawni krlowie i inteligencja w stosunku do totemowego klanu - nawz!

II CZELADNIKDobrze, ecie nie rzekli "hej" - a to ubibym was. Nawz bo nawz, ale oni dobrze yli. Ichnie dziwki nie mierdziay tak jak nasze, sturba ich suka malowana, dziamdzia ich sza zaprzaa! O Jezu!

SAJETANJu wszystko tak zbrzydo na tym wiecie, e wicej o niczym gada nie warto. Kona ona ludzko pod gniotem cielska gnijcego, zoliwego nowotwora kapitau, na ktrym, nikiej putryfakcyjne owe bble, faszystowskie rzdy powstaj i pkaj, puszczajc smrodliwe gazy zagniej w sobie, w sosie wasnym, bezosobowej ciby ludzkiej. Ju nic gada nie trzeba. Wszystko je wygadane do cna. Czeka trzeba, a si zrobi i robi, ile kto moe. Czy nie jestemy ludzie? Moe ludzie to tylko oni - a my tylko bydlce cierwa, z takimi wicie, Panie wity, epifenomenami, by si jeszcze gorzej mczy i na ich uciech skowyta. Hej! Hej! (wali motem w co popado) A oni myl tak na pewno, brzuchacze zacygarzone, ociekajce takim liskim koktejlem z ichniej rozkoszy i naszej smrodliwej, beznadziejnej w swej mce. Hej! Hej!

II CZELADNIKTakecie to mdrze rzekli, e nawet to wstrtne "hej" mnie nie razio. Przebaczyem wam. Ale wicej tego nie rbcie - niech was rka Boska broni.

SAJETAN nie zwracajc na to uwagiA to jest najgorsze, e praca nigdy nie ustanie, bo si nie cofnie ta, psiama, machina spoeczna. Ta bdzie tylko pociecha, e wszyscy, jako jeden wstrtny m, z zapamitaniem nieprzytomnym ora bd, e nie bdzie nawet takich prniakw...

I CZELADNIK domylnieTych na naczelnych stanowiskach kontrolnych?

SAJETANTo ty to sobie te myla, brachu? Hej! Ale jak tu porwna dwa mzgi? Nie porwna - cho i to trudno - ale zrwna. Ot pracowa bd tak samo - chodzi o t nieprzyjemno. Teraz jeszcze za duo frajdy maj te dranie, bo jest twrczo - hej! A i ja te mog nowy fason wymyli, chocia to ju nie to - nie. Nie to! nie to!Zanosi si paczem.

I CZELADNIKBidny majster! Chce mu si, aby robota bya rwnoczenie mechaniczna i eby duchem t mechanik wyosobliwia, jak te dawne muzykanty i malarze swoje wydzieliny, w unikaty osobowego przejawu. Czy ja mwi bez sensu?

II CZELADNIKNie - tylko obco. Ja to bardziej swojsko wypowiem. A moe nie warto? (pauza; nikt go nie zachca; mwi jednak) Przykra pauza. Nikt mnie nie zachca. Gada jednak bd, bo mi si tak chce, e wytrzyma nie zdolen jezdem, wicie. Przyjdzie dzi pewno tu ksina ze swoim prokuratorskim psem i gada bdzie te i wierci nama otworki w metafizycznych ppkach, jak to uni, ci pysni panowie nazywaj w sobie te cukierki, co u nas wrzodami swdzcymi s i zostan. To si wyraa w sprzecznociach, ktrych nijak osign nie mona - to s te rzeczy, ta sakra ich suka, lachcickie odpadki, co oni nazywaj swymi metafizycznymi przeyciami. echc sobie nimi spasione brzuchy, a kady taki echt nasyconego bydlaka to nasz bl w kiszkach. Chciaem mwi, wicie, i powiem: y i umrze, zacisn si w gwk od szpilki i rozprzestrzeni si na cay wiat; puszy si i tarza w prochu... (naga pustka we bie nie pozwala mu mwi dalej) Nic wicej nie powiem, bo mi si nagle pusto we bie zrobio, jak w stodole, jak w gumnie.

I CZELADNIKTak - nie bardzocie si wysilili na ten spicz przez s, p, i "cze". Ja, wicie, Jdrek, znam Kretschmera z wykadw tej tam intelektualnej lafiryndy Zahorskiej, w naszej Wolnej Wszechnicy Robotniczej. Oj, wolna ona, wolna - raczej rozwolniona jest ta nasza Wszechnica. Sami si czstuj tward wiedz, a na nas to t biegunk umysow puszczaj, aby nas jeszcze gorzej zatumani, ni to chciay wszelkie religianty na usugach feudaw i cikiego si przemysu wygupiajce. A wam mwi, Jdrek, e to schizoidalna psychologia. Nie wszyscy s tacy. To rasa ginca. Coraz wicej jest na tym wiecie pyknikw. Ma se radio, ma se stylo, ma se kino, ma se daktyle, ma se brzucho i niemierdzce, niecieknce ucho, ma se syko jak si patrzy - czego mu trza? A sam w sobie jest cierwo pode, guano pogodne, przebrzyde. To je pyknik, wi? A taki niezadowolony ze siebie to ino mt na wiecie czyni, eby siebie przy tym przed sob wywyszy i siebie sobie pokaza lepszym ni naprawd jest - nie by, ino pokaza, i nie lepszym, ino takim fajniejszym, wyhyrniejszym. Tak ci to wyhyrma przed sob. (po pauzie) A ja to sam nie wiem, jaki jestem: pyknik czy schizoid?

SAJETAN twardo; wali w kopyto, czy co takiegoHej! Hej! Gadacie, a ycie ucieka. Ja bym chcia ich dziwki deflorowa, dewergondowa, nimi si delektowa, jus primae noctis nad nimi sprawowa, w ich pierzynach spa, ichnie arcie re a do twardego rzygu, a potem ichnim duchem od zawiatw si zachysn - ale nie podrabia to, co oni, tylko lepsze stworzy: i nowe religie nawet - na pomiewisko ino, i nowe obrazy, i symfonie, i poematy, i maszyny, i now cakiem zaistn, liczn jak moja Hania... (przerywa) E - nie bd wymawia - witokradztwo w ichnim jzyku to si zwie. (gwatownie) A co ja mam? A co ja z tego mam??

II CZELADNIKCichojcie!...

SAJETANNie bd cicho - te, frajer! Hej! Hej! Hej! Hej! Hej! (wali miotem) Syn przysta do tych tak zwanych wstrtnie "Dziarskich Chopcw". Niby organizacja takich, co chcieliby wszystko od razu; oni chc zuy inteligencj, chc nikogo nie mordowa, chyba e ju nie mona inaczej. Hej!Z prawa wchodzi prokurator Scurvy. Cylinder. Parasol. Strj akietowy. W rkach, urkawicznionych na jasno, kwiaty te.

SCURVYJake bycie to chcieli: nie mordowa, "chyba e ju nie mona". Nigdy nie mona, zawsze trzeba - tak to jest. Hehe.

II CZELADNIKA ten "hehe" znowu. Jeden "hej", a drugi "hehe" - wytrzyma nie mona, (robi z wciekoci olbrzymi, nienaturalnie wielki but oficerski, ktry wycign z kta zarupiecionego na lewo. Po chwili - Scurvy patrzy na z wyczekujcym umieszkiem - krzyczy z rozpacz) Ja nie chc pracowa za tak flot! Ja nie bd? Pucie mnie!

SCURVY zimno; umiech znik jak zdmuchnityHehe. Droga wolna. Moecie i i zdechn sobie pod potem. Wyzwolenie jest tylko przez prac.

SAJETANAle ty pracujesz siedzc w fotelu, palc dobre "papirusy", naarty czym chcesz. "Pracownik umysowy". Kanalia! A i zmysowy te - hej!mieje si dziko.

SCURVYCzy mylicie, Sajetanie, e kiedy bdzie inaczej? Czy wy naprawd mylicie, e wszyscy bd mogli by zmechanizowani i ustandaryzowani w pracy rcznej? Nie - zawsze bd dyrektorzy i urzdnicy wysi, ktrzy bd musieli nawet co innego je ni majstrzy w fabrykach, bo praca umysowa wymaga innych skadnikw mzgu - mzgu i jedzenia.Czeladnik II pacze.

SAJETANHej - ale bd je odpowiednie preparaty bez smaku, a nie langusty i wparsje, jak ty, prokuratorze sdu najwyszego dla spoecznych nieporozumie kapitau z prac. Ty elityczny rzezacze! W naszych czasach, tych tam faszystowskich syndykalistw w rodzaju mego syna, ty moesz jeszcze y jak soliter w zepsutym badziochu rozkadajcej si socjety. Ale jak prawdziwi syndykalici zwal pastwo w ogle, takich jak ty nie bdzie trzeba. Bdzie towarzysz-dyrektor prawdziwy, okarmiony obrzydliwymi pigukami...Pacze.

SCURVYMacie po prostu kompleks langusty - wy i wam podobni. Nie, Sajetanie, tego nie bdzie nigdy. Nie moe si tak zdegenerowa nasz gatunek, eby narzdy trawienia skurczyy si i przystosoway do paru piguek. Wtedy proporcjonalnie zdegenerowaoby si wszystko tak, e w ogle adnych problemw by nie byo: byaby kupa dogasajcych pierwotniakw, a nie spoeczestwo, cierpice nieuleczalnie na zaleno swych czci jednych od drugich.

II CZELADNIKJa panu co powiem: dobra byaby kada prawda, byle nie ycie osobiste. Jak pan, panie prokuratorze, odwali swoj prac, to moe pan myle o abstrakcjach w uniezalenieniu od swego odka i innych jelitalii...

SCURVYNo - to jest przesada...

II CZELADNIKAle nie gruba, (z rozpacz) Mnie si chce adnych kobiet i duo piwa. A mog wypi tylko dwa due i cigle z t Kak, cigle z t Kak - a niech to cholera!...

SCURVY z niesmakiemDo...

I CZELADNIK podchodzc do niego z zacinitymi piciami, z ironiDo! Panu prokuratorowi najwyszego sdu kwano w nosie si robi na myl sam, e on, Jdrek, musi cigle z t jedn Kak. A sam to on je teozof. Bardzo pikn ma idejki. Ale dziwek ma, ile chce. Ale do tego chciaby tylko z jedn, a z t si nie da - hi, hi - wszdzie s te same problemy, w stosuneczkach rwnolegle przesunitych albo kolineacyjnie podobnych - hi, hi!

SCURVY zimnoMilcz, sfldrysynie, milcz, skurczyflaku.

I CZELADNIKCha, cha! Hej! Trafiem, jak mi Bg miy! Ona tu zaraz bdzie, ta sadystka z twarz anioka, ta moralna brewilierka - niby markiza de Brinvillires. Dla niej mki pana prokuratora, jak musi z innymi dziwkami mylc o jej "niedoszczygej" somie - tak, soma to nic zego - ot te mki s tym samym, co zagldanie do warsztatw, w ktrych pocimy si i zdychamy od pracowitej mierdziczki my, i wgldanie do wizie, gdzie gnij w pciowej, raczej zapciowej rozpaczy najtsze samce w rozpadzie duchowym i cielesnym...

SCURVYOn oszala, ale to jego szalestwo z niemonoci wytrzymania po prostu dziaa na mnie jak szalej. Ja wariuj! (pada na szewski zydel) Ja j tak dobrze rozumiem, nawet w jej najgorszych kobiecych wistewkach duchowych... i tak by byo dobrze... C, kiedy ona woli, aby nic - och, och! Moja mka nasyca j wicej, niby nasyci zdoa najszaleszy mj hipergwat jaki.

SAJETANO - widzicie - rozoy si na elementy proste - nawet nie mierdzi ju. Porb pan buty - to panu dobrze zrobi - lepiej ni widok skazacw o wicie.

SCURVY kajcI to wiecie nawet, Sajetanie?! Sajetanie! Jakie to straszne...Wchodzi Ksina, ubrana w szary kostium, ze wspaniaym tym bukietem. Daje z niego kwiaty wszystkim po kolei, nie wyczajc Scurvy'ego, ktry nie wstajc z zydla przyjmuje je z godnoci i tajon obraz (jak to uwidoczni na scenie? a?). Bukiet wsadza potem w ogromny, tczowy flakon, ktry niesie za ni wygalowany lokaj Fierdusieko. Fierdusieko rwnie trzyma na smyczy foksa, Terusia.

KSINADzie dobry, Sajetanie, dzie dobry. Jak si macie, jak si macie? Dzie dobry, panowie czeladnicy. Ho, ho - robota wre, jak widz, ochoczo, jak to dawniej pisali przodkowie duchowi naszych pisarzy z osiemnastego wieku. Ochoczo - liczne sowo. Czy pan by potrafi si ochoczo kocha, panie prokuratorze? (Teru wcha Scurvy'ego.) Teru, fuj!

SCURVY jczc na zydelkuJa chc zrobi par butw - cho jedn! Wtedy bd godnym pani, dopiero wtedy. Wtedy potrafi zrobi, co zechc, z kogo zechc. Nawet z pani, dobr, domow, kochajc kobiet - potworze najukochaszy, jedyna!...Zatyka go.

SAJETAN z zabobonnym podziwemCichojcie! Zatkao go do cna - hej!

KSINABezsilno pana, doktorze Scurvy, podnieca mnie do zupenego wariactwa. Chciaabym, aby pan patrzy na to, kiedy ja - wie pan? - ten tego - tylko nie powiem z kim - jest taki cudny porucznik bkitnych huzarw ycia, w dodatku kto z mojej klasy czy sfery, jest te pewien artysta... Niepewno paska jest dla mnie rezerwuarem najwyuzdaszej, pciowej, samiczkowatej, bebechowato-owadziej rozkoszy - chciaabym jak samice modliszki, ktre ku kocowi zjadaj od gowy swoich partnerw, ktrzy mimo to nie przestaj tego - wie pan, hehe!

II CZELADNIK wymawia okropnie sowa francuskie, jak pani Msiorkowa; trzyma olbrzymi but oficerski Kel ekspresj grotesk!Czu podniecenie niesamowite u szewcw.

SAJETANDaj mu ten oficjerski, kirasjerski, psia jego fldra, but. Niech go skoczy za ciebie. Jemu takie buty s potrzebne - jemu i tym panom, dla ktrych on wsadza bohaterw przyszej ludzkoci do paacw swoich, paacw jego ducha. Hoot trzyma za mord - oto ich najszczytniejsze haso. Hej! Hej! Hej!

I CZELADNIKA on, wicie, jeszcze jedno, wicie, ma cierpienie, towarzyszu mistrzu: on si kocha w naszym tym perwersyjnym anioku tylko temu, co ona jest ksin, a on jest zwyky buruj z trzeciego stanu, a nie hrabia. Takich to hrabiowie bezkarnie po pyskach prali jeszcze dwiecie lat wstecz. To on cierpi i sam si pawi w swoim cierpieniu jeszcze bardziej - bez tego to go, kociego syna, nie cieszy, jak pisa sam Boy.

SCURVY zrywajc si; jednoczenie II Czeladnik wciska mu w objcia olbrzymi but oficerski; Scurvy przyciska go do piersi i ryczy z emfaz.To jedno nie - tego jednego mi nie zabierajcie: jestem prawdziwym, liberalnym - w ekonomicznym znaczeniu - demokrat.

SAJETANTrafie go. Tak - on auje, e nie lizn tego najparszywszego istnienia, jakie by moe, istnienia w zudzie fikcyjnej wartoci hrabskiego bytu w ostatniej poowie dwudziestego wieku. On by nie wiem co da, aby mc by cierpicym hrabi i ubrda si na to cae nasze istnienie tak, wicie, subtelnoci wyszoci, co to, psia jego suka - a nie wiem ju co. Jemu nie wystarcza, e on bdzie but robi jako doktor praw i prokurator najwyszy nieomale sdu ostatecznego - a oto (wskazuje Ksin) ten anioek zatrbi mu na swych wewntrznych organkach.

KSINA do foksa, ktrego uspokajaFierdusieko Teru, fuj! I wy "fuj", Sajetanie! Ta to tak nie mona - nie "Iza", jak mwili sowianofilscy dowcipnisie sw nijakich. To niesmaczne i koniec. Zawsze mielicie tyle taktu, a dzi?...

SAJETANBd niesmaczny - bd! Do smaku. Wywtrobi wszystko na smrd i brud ostateczny. Niech mierdzi wszystko, niech si na mier ten wiat zamierdzi i niech si het do cna wymierdzi, to moe potem zapachnie wreszcie; bo w nim takim, jakim jest, wytrzyma wprost nie mona. Nie czuj, biedni ludziska, e demokratyczne kamstwo mierdzi, a smrd klozetu to czuj, psie pary, hej! Ot to je prawda: on by da wszystko, aby cho jeden moment hrabi prawdziwym by. Ale nie moe, biedota nieszczsna, hej.

SCURVYLitoci! Przyznaj si. Dzi rano wieszali przy mnie przeze mnie skazanego hrabiego Kokosiskiego - Janusza, nie Edwarda, morderc ulicznicy Ryfki Szczygiees, defraudanta pastwowego w Pe-Zet-Pe, biuro numer 18. Przyznaj si: ja zazdrociem tego, e go wieszaj, jego, prawdziwego arystokrat! Oczywicie, gdyby przyszo co do czego, powiesi bym si za dziewi paek nie da - ale wtedy: zazdrociem! On mwi, ten hrabia, a rzyga rwnoczenie ze strachu jak mops glistowaty: "Patrzcie, jak ostatni raz degobijuje prawdziwy hrabia." Och - tak mc powiedzie raz i umrze.

KSINA do foksaTeru, fuj! Ja si rozpywam wprost z nieludzkiej rozkoszy! (piewa - pierwsza piewka)Ja jestem z domu "von und zu".A to tak imponuje mu,Pdz jak antylopa gnu,Jestem to tam, to tam - to tu!To moja pierwsza piewka dzisiaj rano. Tornado Bajbel-Burg jest moje panieskie nazwisko, panie Robercie. Nie ma pan pojcia, co to za rozkosz jest tak si nazywa.

SCURVY mdlejcAch - ona bya kiedy pann! Nigdy mi to na myl nie przyszo. Ona bya malutk dziewczyneczk - creczk - bidulk! Ta niesmaczna w wysokim stopniu piosenka jej rozczulia mnie do ez. Na mnie wicej dziaaj takie oto rzeczy ni rzeczywiste cierpienie. Maa czyja gafka wstydliwa rozczula mnie do obdu, a na kiszki na wierzchu mog patrze bez drgnienia. Zotko moje jedyne! Jake bezmiernie ci kocham. Straszne jest, jak demoniczne podanie zejdzie si w jednym punkcie z najwiksz tkliwoci. Wtedy samiec jest gotw - gotiu. Wywala si z zydelka z butem w objciach. Szewcy go podtrzymuj, nie wypuszczajc z rk tych bukietw, ktre dostali od Ksinej. ypi na siebie oczami orozumiewawczo, chonc kubami wprost niezdrow rzeczywisto.

II CZELADNIK wchajc bukiet; Scurvy'ego zoyli na zydlu w bardzo niewygodnej dla pozie - gow na dCierpitnik! Chon rzeczywisto brudnym kubem od pomyj. Niezdrowa bo jest jak Campagna Romana. Pomyje mroone pij przez rurk jak mazagran. Potworne cierpienie! Flaki mam takie odparzone, jakby mi kto lewatyw ze stonego kwasu solnego da.

KSINA retorycznieTo przesada.

II CZELADNIK z uporemNie. Pomylcie tylko: czemu jestem tym, a nie innym? To nieprawda, e ja nie mogem o innym stworzeniu powiedzie: "ja". Mogem by chociaby tym padem (wskazuje na Scurvy'go), a jestem jakim lodowatym nadwszarzem czy czym podobnym - mwi w przyblieniu tylko - na przeczy najdzikszego z nonsensw: pomieszania osobowoci z ciaami - ja sam nie wiem, wicie...Milknie zawstydzony.

SAJETANNie wstydaj si tak, Jdrek! Nieprawda: materializm biologiczny autora tej sztuki mwi inaczej: jest to synteza poprawionego psychologizmu Corneliusa i poprawionej monadologii Leibniza. Przez miliardy lat czyy si i rniczkoway komrki, aby takie ohydne cierwo, jak ja, mogo o sobie powiedzie wanie: "ja"! Ta metafizyczna ksica prostytuta - po co zdrabnia? - psiakrew, psia j ma, t suk umitrzon...

KSINA z wymwkSajetanie...

SAJETAN gorczkowoIrina Wsiewoodowna - wam Chwistek zabroni by w polskiej literaturze. I dlatego musi si pani bka po sztukach bez sensu, stojcych poza literatur, sztukach, ktrych nikt gra nie bdzie. On nie znosi rosyjskich ksinych, nie cierpi, biedaczek. On chciaby tylko szwaczki, mundantki - czy ja wiem? Dla mnie to ju za wiele! Dla mnie, dla nas s mierdzce dziwki i jeszcze bardziej mierdzce rynsztokowe, podwrzowe matrony: nasze babki, ciotki, wujenki... hej!

II CZELADNIKMistrzu, to ju jest samobiczowanie si klasy. Dobrze, ecie matek tu nie wymienili, a tobym wam da w pysk.

SCURVY z dzikim, obkaczym umiechemKlasy klas! Cha, cha! Logistyka w walce klas. Walka klasy klas samej ze sob. Sam pogardzam sob za ten ndzny "witz", a na lepszy mnie nie sta.

KSINA zimnoTo po co w ogle robi "witze"?

SCURVYZy przykad naszych dowcipnisiw w literaturze: dowcip im dawno zjecza, a "witze" robi, kanalie, wci. Ha - dosy: kim trzeba by w tej matni: trzeba stan albo tu, albo tam. Ze strachu przed odpowiedzialnoci - mego strachu - gotw mi si wymkn najprzedniejszy ksek przeznaczonego mi ycia. Jako hrabia mgbym by obserwatorem tylko.

KSINATo tylko w Polsce jest tak ostro postawiony problem hrabiego jako taki. Od tej chwili nie wolno o tym gada - szlus, chopaki cudne moje!Cauje si z Czeladnikami.SCURVYJak mona tak mwi: "chopaki cudne" - brrr... (otrzsa si ze wstrtu i martwieje) Ta to, panie, szczyt niesmacznoci i moweanru! Otrzsam si ze wstrtu i martwiej.Wykonywa to.

II CZELADNIK obcierajc siTo ja za te buciki ksinej pani nie chc ju floty, tylko takich causw dziesi ognistych, jak tego Csikosa i pani de Korponay z tej powieci Jokaja, co to czytaem w dziecistwie.

KSINA kierujc ku niemu may srebrny browningWiem: "Biaa dama" - dostaniesz dziesi kul, jak ten Csikos.

I CZELADNIK zdumiony w najwyszym stopniuTo jako te pisz nieuwiadomione literatniki - te rozbabrywacze pojciowego porzdku, te nieczyste monisty, sakra ich pluga: "ycie sztuk, a sztuka yciem"! To to mamy to, wicie, tu na naszej maej szewskiej scence - to syko, co te baaganiaste by si wymdrzaj!

SCURVY nagle opanowany, podnosi siH,h!

SAJETANPatrzcie: znowu se hehe-huje. Wynalaz pewnikiem co nowego, czym si znowu nad nami wywyszy. To hutawka, a nie czowiek. On te nie jest taki bardzo syty - mwi wam: mczy si on wprost piekielnie, biedaczek, jako mwi - niedawno na Wawelu, a nie na Skace, jako chcieli inni, pochowany - Karol Szymanowski. Skaka je dla lokalnych saw, a nie dla prawdziwych geniuszy.

SCURVY zbami, na zimno, rwc kwiatyJa chc i bd. Ja stan na ich czele i wam poka zamek mojej duszy, najwikszego czowieka mojej sfery, biednej, demokratycznej, niedojechanej do koca buruazji. Ja musz! Ja pokonam problem odkowy i postawi wasze zagadnienie na wyszej platformie ducha. Bdziecie mnie jeszcze po rkach caowa, wy moi bracia w ndzy duchowej.

SAJETANNikt ci nie prosi, ty Robercie Fraternit jeden! My ju nie potrzebujemy inteligentw - min wasz czas. Z wibrionw powstalimy - w wibriony si obrcimy. Kocham zwierzta. Czuj si naprawd kuzynem jurajskich gadw i trylobitw sylurskich, a take wi i lemurw - czuj zwizek z wszechstworzeniem - rzadko to bywa, ale jest prawd! Hej, hej!Wpada w ekstaz.

KSINA z zachwytemOch, jake kocham was za to, Sajetanie! Takim was kocham, mierdzcego wszarza, ze socem wszechmioci gadziej w sercu starego szewca naszej planety. Ja chyba bd wasz kiedy - dla samej formy, dla fasonu, dla szyku - eby tylko byo to raz.

SAJETAN piewa na nut mazurkaRnorodno przey nigdy nie zaszkodzi,Jeli czek si przy tym nie bardzo zasmrodzi,A gdy i to nawet, i tak nic nie szkodzi,Bo waciwie mwic, kogo to obchodzi! Hej!

KSINA sypic na niego kwiatyMnie obchodzi - mnie! Ale nie deklamujcie ju wicej, bocie tacy wtedy niesmaczni, e a strach. Musz si was wstydzi. Ja to co inszego - mog sobie na to pozwoli, bom, wicie, popularnie mwic, ksina - to trudno, (krzyczy) Hej! Hej! Witaj, pospolitoci! Odpoczn w tobie za wszystkie mki moje: moje i moich przodkw i ich zadkw. Nawet ten biedny Scurvy nie wydaje mi si dzi tak maym.

II CZELADNIKW tej kwestii przodkw co jest! Rodzice s czym te - to nie inkubator - a wic i przodkowie dalsi s czym te, u diaba! Tylko nie trzeba doprowadza tego do absurdu, jako te arystokraty i te demi-arystony. Tu jest istota rzeczy: w tej jednej rzeczy zalecam umiarkowanie. Bo najgorsza rzecz na wiecie to polski arystokrata - gorszy chyba od niego jest tylko polski parystokrata, co si z niczego ju wypusza. Geny, wicie. Ale znowu przecie dobermany i airedale-terriery...

I CZELADNIK przerywa muSprbuj tu, bracie, czego w tym yciu do absurdu nie doprowadzi, jako e to cae istnienie, wite i niepojte, to jeden wielki absurd - walka potworw i tyle...

KSINA z arliwociDlatego e w Boga uwierzy arliwie nie... (Sajetan wali j w pysk, tak e caa krwi si zalewa < balonik z fuksyn >. Ona pada na kolana.) Zby mi wybi - moje zby jak pereki! To prawdziwy...Sajetan wali j drugi raz, wtedy ona milknie, tylko klczy sobie, popakujc.

SCURVYIrenko! Irenko! Teraz ju nigdy nie wybrn z krgu twej ksiycowej duszy, (deklamuje)W srebrzyste pola chciabym z tob iI marzy cicho o nieznanym bycie,W ktrym by bya moj samotnoci,I w noc t przeni cae moje ycie.

I CZELADNIKA nad ranem patrze, jak ze strachu wymiotuj skazane przez ciebie na mier ywe trupy. Tym si karmisz, kanalio; ty ich jeszcze przed mierci wampiryzujesz! You vampyrise them. You rascal! Ja byem w Ohio.

SCURVYJu nie rani mnie te powiedzenia. To, co wy chcecie zrobi na ohydnie, na mierdzce, na parszywie, ja dokonam w przepiknym nie o sobie samym i o was - w cudownych barwach, ubrany we frak od Skwary i uperfumowany Californian Poppy jak ostatni dandys, zbawi ten wiat jednym tajemniczym sowem, ale nie w waszym znaczeniu: rwna si - cofnicie kultury. Jeszcze nie wygasa magiczna warto sw, w ktre wierzyli dawniej nasi wieszczowie, a dzi wierz logistycy i husserlici. Ja o tym mwiem ju - patrzcie: moje broszurki - ktrych notabene nikt nie czyta - jeszcze przed kryzysem.

KSINA klczcBoe, jak on gldzi!

SCURVYArystokracja si przeya: to nie ludzie - to widma! Za dugo nosia na sobie ludzko te widmowe wszy. Kapitalizm to zoliwy nowotwr, ktry zacz gni, zjada i gangrenowa organizm, ktry go wyda - oto dzisiejsza spoeczna struktura. Trzeba zreformowa kapitalizm, nie niszczy inicjatywy prywatnej.

SAJETANBanialuki!

SCURVY gorczkowoAlbo caa ziemia przetworzy si dobrowolnie w jedn samorzdzc si elitycznie mas, co jest prawie nieprawdopodobne bez katastrofy ostatecznej - a tej unika naley za wszelk cen - albo kultur trzeba cofn. Mam chaos we bie wprost nieprawdopodobny! Stworzenie obiektywnego aparatu w postaci elity caej ludzkoci jest niemoliwe, poniewa przyrost intelektu odbiera odwag czynu: najwikszy mdrzec nie domyli myli swych do koca ze strachu choby przed samym sob i obdem, a i tak bdzie to za sabe wobec rzeczywistoci. Strach przed sob to nie legenda, to fakt - ludzko te boi si samej siebie - ludzko wariuje jako zbiorowo - jednostki wiedz to, ale s bezsilne - otchanne wprost myli... Gdybym mg spuci z liberalnego tonu i chwilowo poczy si z nimi, aby potem ich rozoy i zresorbowa!Zamyla si z palcem w gbie.

KSINA wstaje, ociera chusteczk skrwawione usta i mwiNudno, panie Robercie. To, co pan mwi, to s frazesy spoecznego impotenta bez istotnych przekona.

SCURVY zimnoTak? To do widzenia.Wychodzi nie ogldajc si.

II CZELADNIKGenialne poczucie formy ma jednak ten prokurator mops: wyszed w sam por. A Jednak on jest za inteligentny, aby by czym dzisiaj: eby dzi czego dokona, trzeba by troch durniem jednak.

KSINAWic my teraz zajmiemy si naszymi zwykymi zajciami codziennymi. Pracujcie dalej - jeszcze nie czas. Ja zmieni si kiedy w wampirzyc, ktra wypuci z klatek wszystkie monstra wiata. Ale on, aby wykona swj program zbolszewizowanego inteligenta, musi wpierw zabi wszelki ywioowy ruch spoeczny. On wsadzi wszystko do szufladek, ale przy tym wsadzeniu poowie z was poukrca by dla miary waciwej. On jeden ma wpyw na komendanta "Dziarskich Chopcw", Gnbona Puczymord, ale nie chcia go nigdy uy w imi absolutnego leseferyzmu, lesealizmu i lesjebizmu spoecznego, (siada na zydlu i rozpoczyna wykad) A wic, kochani szewcy moi: bliscy mi duchem jestecie bardziej nawet od fabrycznych, zmechanizowanych dziki Taylorowi robotnikw; bo w was, przedstawicielach rcznego rzemiosa, utaia si jeszcze osobowa tsknota pierwotnego, lenego i wodnego bydlcia, ktr my, arystokracja, zatracilimy wraz z intelektem i najprostszym nawet, chopskim po prostu rozumem zupenie. Jako dzi nie idzie mi, ale moe to przejdzie.Chrzka dugo i bardzo znaczco.

SAJETAN programowo, nieszczerzeHej! Hej! Ino tym chrzkaniem dugim a znaczcym nie nadrabiajcie, pani, bo to nic nie pomoe! Hej!

CZELADNICYCha, cha! Hm, hm. Ino tak dalej! Dobrze bdzie! Hu, hu!

KSINA dalej tonem wykaduTe kwiaty, ktre tu dzi wam przyniosam, to s onkile. Widzicie - o! - maj supki i prciki i w ten sposb si zapadniaj, e owad, gdy wchodzi...

I CZELADNIKTa ja si tego, Panie wity jeszcze w normalnej szkce uczy! Ale takie mnie cigotki bior, gdy ksina pani...

SAJETANHej! Hej! Hej!

II CZELADNIKOderwa si od tego nie mog. Taka pciowa ponura nuda i pciowa beznadziejno wprost straszna, jak w doywotnim wizieniu. Gdybym teraz czego, uchowaj Boe, dozna, to byoby chyba tak dobrze, ebym do koca ycia z alu za tym skowyta.

I CZELADNIKJak to ksina pani umie te najokropniejsze fibry wyrafinowanej pciowoci nawet w prostym czowieku poruszy i rozbabra... A! Mnie to a mgli do takiej przyjemnej ohydnej mki... Okruciestwo jest istot...

SAJETANHej! Cichajcie! Niech idzie dziwna chwila zamierdziaego ywota, niech si wici i mija, niech mordercz, tragiczn chuci nas, wszarzy biednych, zabija. Chciabym y krtko jak efemeryda, ale tgo, a tu wlecze si ta gwniarska kiebasa bez koca, a za szary, nudny, jaowcowo-niemiertelnikowy horyzont beznadziejnego jaowego dnia, gdzie czeka wszawa zatcha mier. Wcirnoci do mogilnego kuba - czy jak tam - wszystko jedno.

KSINA zakrywa oczy w zachwycieSpenia si sen! Znalazam media dla mego drugiego wcielenia na tej ziemi, (do szewcw) Chciaabym uwznioli wasz nienawi, zamieni zawi, zazdro, wcieko i nienasycenie yciem na dzik twrcz energi dla hiperkonstrukcji - tak si to nazywa - nowego ycia spoecznego, ktrego zarodki tkwi na pewno w waszych duszach, nie majcych na pewno rwnie nic wsplnego z waszymi spoconymi, zamierdziaymi, spracowanymi ciaami. Chciaabym mk waszej pracy pi przez rurk, jak komar krew hipopotama - o ile to moliwe w ogle - i przemienia na moje idejki, takie pikne, takie motylki, ktre kiedy woami si stan. Nie instytucje tworz czowieka, ale czowiek instytucje.

I CZELADNIKTylko bez blagi, jasna pani. Instytucje som wyrazem najwyszych de, z nich si wykonstruowujom - a jak tej funkcji nie speniajom, to wont z nimi - rozumiesz, jasna landrygo?

II CZELADNIKCichoj - niech si cakiem wygada.

KSINATak - pozwlcie mi raz otworzy na ocie czy na cieaj nawet moj zatch, umczon dusz! Wic na czym to stanlimy? Aha - eby wasz nienawi i zo zamieni na twrczy wybuch. Hm, jak to robi, sama nie wiem, ale to podyktuje mi moja intuicja - ta kobieca, ktra - pynie z wntrznoci...

SAJETAN z mkOoooch!... I nawet z pewnych zewntrznoci... ooch!

KSINAAle jak uagodzi wasz zo? Przecie wiadomo, e ludzie czasem gadz jeden drugiego, aby doprowadzi go - tego drugiego - do jeszcze wikszej pasji. Jestecie teraz wciekli na mnie, Sajetanie, a jednoczenie musicie mnie podziwia jako co bezwzgldnie wyszego od was. ja wiem: to mka! Gdybym was teraz pogadzia po rku - o tak - (gadzi go) tobycie si jeszcze bardziej wciekli - wylelibycie wprost ze skry...

SAJETAN usuwa, wyrywa raczej, rk jak oparzonyO, cierwa!!! (do Czeladnikw) Widzielicie ta? To ci klasa wiadomej perwersji! Chciabym klasowo by tak uwiadomionym, jak ta cholera, perwersyjnie, po kobiecemu, sakra jej suka, jest!

KSINA miejc siLubi w was t wysz wiadomo waszej ndzy i tego askotliwego blu, ktry was rozlizuje na wszaw miazg. Pomylcie: gdyby tak Scurvy'ego, ktry mnie poda do szalestwa i ju jest tak przepeniona szklanka, ktr lada potrcenie rozbi moe, pomylcie, Sajetanie, jak by on si wciek i oszala, gdybym go tak pieszczotliwie, z litoci pogadzia i gdyby on mg by jednoczenie wami trzema. Grony ruch trzech szewcw ku niej.

SAJETAN gronieWara od niej, chopcy!!

I CZELADNIKSam se, majster, waruj!

II CZELADNIKRaz, a dobrze!

KSINAA potem pitnacie latek wizieka! Scurvy by was nie oszczdzi. Nie - a kysz! Teru, fuj!!! Niech Fierdusieko da mi sole angielskie natychmiast. (Fierdusieko podaje sole w zielonym flakoniku. Ona wcha i daje do wchania szewcom, ktrzy uspokajaj si niestety na krtko.) Ot widzicie: agitacja wasza wykorzystuje tylko to, e tamci pogodzi si nie mog. Jeli Scurvy, najwyszy dostojnik sprawiedliwoci, ktra ma niezdrow mani niezalenoci, zdoa si dostatecznie podliza organizacji "Dziarskich Chopcw"...

SAJETAN z niedocignionym wprost dla nikogo blemI to mj syn tam je - za t parszyw flot - mj, mj wasny u tych "Dziarskich Chopcw", ktrych dziarsko oby skisa w zawadiackim junactwie choby! O - ebym raz ju pk z tego blu - ju mi bebechw wprost nie starczy. Chdroaje przepuklinowe - ju nie wiem nawet, jako kl - nawet to mi dzi nie idzie dobrze.

I CZELADNIKCichojcie - niech ta cierwa, guano jej ciotka, wypowie si raz do koca.

II CZELADNIKDo koca, do koca! Szarpie si dziko.

KSINA jakby nigdy nicOt chodzi tylko o to, e wy si nie umiecie zorganizowa przez obaw wytworzenia organizacyjnej arystokracji i hierarchii, cho jestecie jedyni dzi w tym smrodowisku ycia - cha, cha!

I CZELADNIKTo ci sturba, psia j cholera w susz by j wlan!

SAJETANJu ci si te jzyk w tych wyklinaniach skiebasi - daj lepiej pokj. Ja chc, eby kto ten proceder raz detalicznie wywietli, a ten klnie ju bez adnego dowcipu i bez adnej francuskiej lekkoci. Poczytaby lepiej "Swka" Boya, aby cho troch kultury narodowej nabra, ty wandrygo, ty chaapudro, ty skierdaszony wdroaju, ty chliporzygu odwantroniony, ty wszawy bum...

KSINA zimno; uraonaSuchacie czy nie? Jeli bdziecie si wyklina midzy sob, to id w tej chwili na five o'clock, starodawnym obyczajem arystokracji. Tylko wasze przeklestwa skierowane do mnie bawi mnie, wy chlipacy, wy purwykocie, wy kurdypieki zafdziane...

SAJETAN ponuroSuchamy! Ni pary z pyska.

KSINAOt oni "naprzeciw" wam - tak to popularnie mwi, abycie pojli nareszcie, "w czym dzieo" - oni s rnorodni - to jest najistotniejsze. My, to jest arystokracja, to motyle rnobarwne nad ekskrementaliami wiata tego - widzielicie, jak czasem motyl na gwienku se siada? Dawniej to bylimy jak robaki elazne w trzewiach samej nieskoczonoci bytu, w transcendentnych prawach czy jak tam: ja tam nieuczona prosta hrabianka i tyla, i tyle tylko co - ale mniejsza z tym; ot rnorodno ta nas gubi, bo dla nas, pour les aristos, "Dziarscy Chopcy" zanadto demokratycznie dziarscy wanie i nigdy nie wiadomo, w co si przetworzy mog, a Scurvy ju si z pastwowym socjalizmem dawnej daty wcha, a dla Jego Dziarskoci Naczelnej, Gnbona Puczymordy, sam jest zbyt do was zbliony - ach, ta wzgldno spoecznych perspektyw! Widzicie, jak ta drabina wzgldnoci si przeplata i co jednemu mierdzi, to drugiemu pachnie i na odwrt. Ja dramatu takiego ideowego nie cierpi, co to, wicie: burmistrz, kowal, dwunastu radnych, kobieta przez wielkie K, jako symbol prachuci, On - niby ten najwaniejszy - nikt imienia nie zna, robotnicy, robotnice i kto nieznany, a w obokach Chrystus z Karolem Marxem - nie Szymanowskim - pod rk; nie mnie na takie bzdury bra; mnie trzeba wbi na pal, a potem w gb pra. Ja lubi rzeczywisto, a nie zagwazdrane symbolizmy w czstochowskich wierszydach epigonw Wyspiaskiego, oparte o gazetkow ekonomi polityczn bez adnych studiw.

I CZELADNIKRoztrajkotaa si, psia j jucha mierzi, jak ostatnia bamflondryga. W mord j, w t anielsk kuf raz by zajecha, a potem niech si dzieje to, co chce.

II CZELADNIKJa si boj, e jak raz dam, to bdzie potem lustmord - nie wytrzymam. O - majstrowi te niedobrze z oczu patrzy, bo j ju raz zepra. Rozerwiemy j, chopcy, w kaway, t duchow, kaczanowat drag... Smakuje w powietrzu rkami i wargami mlaska.Sajetan, przysuwajc si gronie chrzka; foksterier rzuca si ku nim: Hmr, hmr, hmr...

KSINATeru! Fuj!Zawala si ciana z okienkiem; wywala si zgniy pie; nagle ciemnienie widoku w gbi, tylko dalekie byskaj wiateka i sabo rozbyska lampa u sufitu. Spod zasony wychodzi Scurvy w czerwonym huzarskim uniformie la Lassalle. Za nim wpadaj w czerwonych trykotach, zoto szamerowanych, "Dziarscy Chopcy" z synem Sajetana, Jziem, na czele.

SCURVYOto "Dziarscy Chopcy" - oto Jzek Tempe, syn obecnego tu Sajetana. Teraz nastpi tak zwana "skrcona scenka reprezentacyjna" - my nie mamy czasu na dugie procesy, e tak powiem, naturalne. Bra ich wszystkich, co do jednego! Tu jest gniazdo najohydniejszej, przeciwelitycznej rewolucji wiata, chccej sparaliowa wszelkie poczynania od gry - tu rodzi si ona z pomoc perwersji nienasyconej samicy, renegatki jej wasnej klasy, a ostatecznym celem jej - babomatriarchat ku pohabieniu mskiej, jdrnej siy - spoeczestwo jest kobiet - musi mie samca, ktry je gwaci - otchanne myli - nieprawda?

SAJETANWstyd si pan - to potworna bzdura.

SCURVY.Milcze, Sajetanie, milcze, na Boga! Jestecie prezesem tajnego zwizku cofaczy kultury; my to zrobimy nie tracc wysokoci; tu twj syn ma gos, stary gupcze po prostu - nie bd kl. Zostaem przez telefon ministrem sprawiedliwoci i wieloci rzeczywistoci, tej Chwistkowej. Wszystkich do wizienia za zgod moj, w imi obrony elity umysw najtszych!

SAJETAN z rozpaczRaczej kilku brzuchw co rozrosejszych i maniakw - niewolnikw wadzy pienidza jako takiego - als solches - psiama.

SCURVYMilcz, na rany Chrystusa...

KSINAPan nie ma prawa...Zatamszaj j, ale potem puszczaj.

SCURVY koczy...stary idioto, i nie mw banaw, bo nie rcz dzi za siebie, a nie chc rozpoczyna nowego ycia, jako pierwszy prokurator pastwa, od mordu w afekcie, jakkolwiek ostatecznie mgbym sobie na to pozwoli. Jutro podpisz wszystko w gabinecie - nie mam jeszcze piecztki.

SAJETANCo za gupio-drobno-maostkowo w takiej chwili!!

SCURVY do Ksinej, ktra spokojnie wcha kwiatWidzi pani: oto jest opanowanie bestialskich wprost poda: nic dla siebie; wszystko oddaj spoeczestwu.

KSINACzy i to?Zamierza si szpicrut, ktr poda jej usuny Fierdusieko, w nisz cz brzucha Scurvy'ego.

SCURVY odtrcajc szpicrut, krzyczy w dzikim szaleBra, bra ich wszystkich czworo! Moe si to wyda nad wyraz miesznym, ale nikt nie wie, e tu tkwi perwersyjny wze si mogcych rozsadzi ca nasz przyszo i pogry wiat w anarchii. Rachunek z pani odkadam na pniej - teraz nareszcie mamy czasu do syta.

SAJETAN daje rce pod kajdankiNo - Jziek, prdzej! Nie wiedziaem, kogo moje ono...

JZEK TEMPE bardzo po aktorskuNo, no, ociec - bez frazesw. Tu adnych nie ma on, tylko s fakta, i to spoeczne, a nie nasze osobiste parszywostki: ostatni raz pry si indywiduum przeciw wszawoci przyszych dni.

SAJETANNiestety nie bdziemy mwi niepotrzebnych rzeczy - hej!!!"Dziarscy Chopcy" zabieraj si powoli do obecnych. Milczenie. Nuda.Powoli zapada kurtyna, podnosi si i znowu spada. Nuda coraz gorsza.

AKT DRUGI

Wizienie. Sala przymusowej bezrobotnoci, przedzielona tzw. "balaskami" na dwie czci: na lewo nie ma nic, na prawo - wspaniale urzdzony warsztat szewski. W rodku na podwyszeniu, odgrodzona ozdobnymi kratami od reszty sali, katedra dla prokuratora, za ni drzwi, a nad ni witra, przedstawiajcy "bogosawiestwo pracy zarobkowej" - moe by zupenie niezrozumiaa kubistyczna bzdura - wyjania j widzom powysza nazwa, wypisana ogromnymi literami. W lewej czci sali bdz szewcy z I aktu jak godne hieny. Czasem kad si lub siadaj na ziemi - w ruchach ich wida pierwotne umczenie nud i brakiem pracy. Czsto drapi si i drapi jedni drugich w plecy. Na lewo stoi u drzwi Stranik, zupenie normalny, mody, byczy chop w zielonym mundurze. Co chwila rzuca si na ktrego z szewcw i mimo oporu wywleka go przeze drzwi, po czym zaraz prawie wadowuje go na powrt.

STRANIK wskazujc w gb sceny rkJest to sala programowego bezrobocia w celu udrczenia osobnikw dnych pracy. Witra ten (wskazuje w gb) przedstawia wanie na zo bogosawiestwo pracy zarobkowej. Wicej nic do powiedzenia nie mam i do mwienia nikt mnie zmusi nie zdoa. Prostytutki miosierdzia zostay u nas surowo zakazane. Ludzko si rozwydrzya - jeli tak nie damy rady, wrcimy oficjalnie do tortur.

SAJETAN apie si za gowPraca, praca, praca! - Byle jaka niech se bdzie, ale niech bdzie. O Boe! To jest - ach, ju nic nie wiem. Boli mnie tak na wtpiach od tego przymusowego lenistwa, jakbym ogniem dzy pracy cay by wypeniony. Moe ja le to powiedziaem? Ale co robi? Co robi?

I CZELADNIKNajpikniejszej dziwki mi si tak nie chciao jako teraz tych zydlw i narzdzi. Ja si chyba wciekn! To jest banalne, psiajucha. Co to wizieniem mona z czeka zrobi. Nikiej Wajld albo Werlen si przemieniem i to bez nijakiego nawrcenia - och, och!

II CZELADNIKTeraz ja: pracy dajcie, bo zwariuj i co bdzie wtedy? Co bd: pantofle dla lalek, kopyta dla sztucznych zwierzt, urojone sandaki dla nigdy niebyych Kopciuszkw! Och - robi - co to byo za szczcie! A nie docenialimy go, gdy byo go po pas i w brd. O - na ten tryjont Boy - za wiele mki na nas, ktrzymy i przedtem niewiele mieli. Kaka, gdziee ty? I nigdy ju!

SAJETANCichojcie, chopcy. Mwi mi sama najwiksza intuicja, e moe by niedugie ichnie panowanie: co sta si musi, a kiedy... (Na Czeladnika I rzuca si Stranik i wywleka go na lewo mimo krzykw i protestw; Sajetan koczy jak gdyby nigdy nic) Nie mog uwierzy, eby tak straszna sia, jak nasza, zgnia bezwadnie.

II CZELADNIKA ilu tak wierzyo i zgnio. ycie jest straszne.

SAJETANMwisz banay, kochanie.

II CZELADNIKBanay i banay. Prawdy najwiksze s te banalne. Ju nic na pokaz dla samych siebie z wtpiw naszych nie wydostaniemy. Zanudzi si w nierbstwie programowym na mier, bdc odywianym na si czterdziestu bykw. To ohydne! Wycie starzy, ale mnie si wy chce i przyjdzie czas, e si na mier zawyj. A ycie mogoby by takie pikn, takie stranie fajne: z Kak po caym dniu nieludzkiej pracy wyrnlibymy sobie po duym piwie!Wchodzi na katedr Scurvy - drzwiami grnymi na lewo.

SCURVY ubrany w czerwon tog i taki biret, piewaMahatma wyrn mae piwkoI dobrze si zrobio mu.I bdzie odtd mu ju dobrze,Jeli nie "tam", to moe "tu"!Wskazuje palcem na ziemi. Stranik wrzuca I Czeladnika.Scurvy'emu przynosi niadanie na katedr bardzo moda, adna Straniczka w fartuszku na mundurku. Scurvy pije piwo z duego kufla.

II CZELADNIKJu jest nasza jedyna pociecha, nasz drczyciel, nasz dobrozoczyca. eby nie to, to naprawd wciec by si mona. Czy rozumiesz, ludzkoci, ten niesamowity upadek najlepszych synw twych, e patrzenie na kata staje si jedyn kulturaln rozrywk, i to z tych szlachetnych, bo prcz tego to chyba my dwaj - bo majster nie - hi, hi - jak si brzydz miechem moim, co brzmi jak pacz bezsilnego ciamkacza nad mietnikiem penym ogryzkw, niedopakw, wyczeskw, skrek i blaszanych puszek - adny komplet.

SAJETANCichoj - nie obnaaj twych wstrtnych ran przed naszym torturmistrzem - on tym puchnie i tyje duchowo w sobie.Stranik patrzy na zegarek - rzuca si na II Czeladnika i wywleka go za drzwi mimo jkw i oporu.

II CZELADNIK w chwili maej pauzy w wywlekaniuO mko, mko! - nie mc nawet chwilki jednej robi, czego si chce! Czyme wobec tego jest przymus pracy...Exit. SCURVY do rymu, do "chce"H, h. Ja wicej cierpi, bo nie wiem zupenie, kim jestem, od czasu jak mam wadz polityczn. Sprawiedliwo tylko w najbardziej mdych, demokratycznych, drobnomieszczaskich republikach bya naprawd niezalena, kiedy si nic spoecznie wanego nie dziao, kiedy nie byo adnych aktualnych przemian, kiedy (z rozpacz w gosie) po prostu byo stojce, cuchnce bagno! O - gdyby mona urzdzi otwart polityczn czerezwyczajk, nie majc nic wsplnego z sdami!

SAJETANTylko wielkie spoeczne idee usprawiedliwiaj takie instytucje i dualizm sprawiedliwoci. W imi spasionych czy zepsutych odkw paru maniakw koncentracji kapitau bdzie to wprost wistwem.

SCURVY zamylonyNie wiem, czy jestem typem tchrza wytworzonym przez dyktatur, czy prawdziwym wyznawc faszyzmu w wydaniu "Dziarskich Chopcw"? Tyzna sama w sobie! Kim jestem? Boe! Com ja z siebie uczyni! Liberalizm to guano - to najgorsze z kamstw. Boe, Boe! - jestem cay z gumy, ktr na co niewiadomego nacigaj. Kiedy pkn wreszcie? Tak y nie mona, nie wolno, a yje si jednak - to straszne.

SAJETANOn nam tu umylnie demonstruje swoj mk, aby pokaza nam, jak to si mona adnie mczy istotnymi tak zwanymi problemami tam, na wolnoci, gdzie pracy w brd, gdzie dziwki s i soce. Hej, hej! prokuratorze, zdaje mi si, e tw gow niedugo kto poorze. Moe to bd ja - cha,cha!

SCURVYDo mi z tymi - czy tych po prostu wierszyde z powyspiaskich gmachw ndznych jego epigonw. Rasa wieszczw wymara i wy jej nie wskrzesicie i nie spodzicie jej na nowo, chobycie si z t synn "dziwk bos" Wyspiaskiego - mwi to w cudzysowie - oenili...

I CZELADNIK przerywa muNie mw o bosych dziwkach, na litosierdzie Boe, bo na sam myl o tym zatyka mnie w tym wizieniu!

SCURVY koczc dobrotliwie i spokojnie...i na doywocie sobie tu osiedli, co wcale przy dzisiejszej procedurze niemoliwe nie jest. A wasza rewolucja moe nadej akurat tak na dob, dajmy na to, po waszym sowicie zasuonym zgonie od zgnicia na wilgotnej somie: "sur la paille humide", jak mwi Francuzi - (nuci) o Francuzi, czy bez ceny sw francuskich naszych blask?... (tamci bledn najwyraniej i rozdziawiaj gby, i padaj na kolana) Ha - blednieci wyranie, kotki me, i gby si wam tak miesznie jako rozdziawiaj, i czuj bl i rozkosz - ten dla pewnych typw najwspanialszy koktejl uczu, w ktrym beznadziejno istnienia, razem z jego najgbsz niepowrotn cudownoci, najgbiej si przeywa. (Wpada wepchnity przez Stranika II Czeladnik i te pada na kolana.) Rewolucje si nie spiesz - one maj czas, te bezosobowe bestie...

SAJETAN na kolanachEe - takie gadania pgbokie: sam nie wie, co plecie, a inni myl, e to wanie najmdrsze.

I CZELADNIK zbielaymi wargamiMnie wargi bielej ze strachu podego. Do-y-wo-cie!Pierwsze sylaby wymawia oddzielnie - na ostatniej pieje dziko.

SAJETAN opanowujc si nadludzkim wysikiem i wstajc z kolanA ja si nadludzkim zaiste wysikiem opanowuj. A ja wiem, e doyj. ja mam w sobie intuicj i tempo: tempo di pempo, jak kto mwi, dziamdzia jego zafatrany glamzdo. Ja wiem, jako czas idzie, i wiem to, e o ile dawniej nacjonalizm by czym faktycznie witym, i to specjalnie u narodw ucinionych i tych, co przegrywali, to dzi jest klsk i bd to gada, chobycie mi tu doywocie w dwjnasb przeduyli i ozdobili codziennym mordobiciem w godzin wypowiedzenia tych sw.

SCURVY Jak to?

SAJETANOn si pyta jeszcze, chudoppek nieszczsny: to jest ju pseudoidejka, jako rodek dla koncentracji midzynarodowego wistwa kapitau zuyta.

SCURVYDo tych przeklestw nudnych, a nade wszystko tej banalnej ideologii, bo ka pra.

II CZELADNIK do SajetanaCichajcie - wycie starzy: wy sobie moecie na wszystko pozwoli, nawet na odwag bez granic. Ale jam - tak, jam - mody - tak, tak: dy jezdem i kwita. Mnie si dziwek chce, wciornaci, jak diasi!Wyje gucho.

SCURVY oficjalnieJeszcze raz kto dziwk wspomni, a do ciemnicy pjdzie, jak mi Bg miy. Wizienie wite jest, jako miejsce kary prawomocnej, i kala go brzydkim sowem nie lza, panowie skazacy!

SAJETANOt wracam do poprzedniego: nacjonalizm nie wyda ju nowej kultury, bo si wyprztyka. I zdrad stanu mimo to jest w kadym kraju antynacjonalizm specyficzny produkowa - wanie mimo e on to jest przyczyn wojen, midzynarodowych koncernw zbrojeniowych, barier celnych, ndzy, bezrobocia i kryzysu. I trwa ta mara na hab ludzkoci i t ndzn, niegodn siebie, na gupio samobjcz ludzko, powiadam: pokryje!

SCURVYJa, wicie, kiedy sam...

SAJETAN z ironiKiedy! Wycie wszyscy kiedy - chodzi o to, co teraz: eby si zebraa nie liga dla zaatwiania formalnych spraw onych nacjonalistycznych pastw, co z samego zaoenia przy kapitalistycznym, za przeproszeniem, przepytujem, ustroju niemoliwym jest, tylko liga walki z nacjonalistycznym egoizmem, i to walki od gry, wanie od tych elitycznych wiatych bw zaczynajc. Ale jedno prawda jest: e kto co ma, to si tego nie wyrzeknie - trzeba mu to z misem razem, z flakami wyrwa. Jednostki dobrowolne rzadkie s jak rad, a c mwi o grupie - a jeszcze by ta - o klasie. Klasa klas jest i do zniszczenia jej ostatniej pluskwy bdzie - ha!

SCURVY z blem okropnym wprostSajetanie, Sajetanie!

SAJETANPrzecie jzyka nikt nikomu z gby wyrwa nie chce - rozregionalizowane w naturalny sposb narody sztuczne moe wydusz jeszcze co ta ze siebie, czego jako takie nie wydadz, bo zgnij, hej! Od gry! - Rozumi pan, panie Scurvy: to nie byaby adna zdrada stanu wtedy - to byaby pikn, humanitarna ideja jak si patrzy - komu, gdzie i co, pytam - czy nie?

SCURVYWy, Sajetanie, gow na karku macie - tego wam nie neguj. Jedna by bya wtedy pod jedn wadz organizacja wiata i dobrobyt by si oglny sam przez si przez opanowan sztuk rozdziau dbr ustanowi i o wojnach mowy by nawet by nie mogo...

SAJETAN wycigajc do niego rce - pierwszy raz si do niego zwraca - dotd mwi twarz ku publiczce onej sobaczejWic czemu pan tego sam nie zacznie? Czy wy mylicie, e my musimy robi rewolucj od dou, nawet wtedy, gdy ona od gry bez kompromisw zrobiona by moga? Kady zostaje na swoim miejscu. Kto nie chce pracowa w nowym ustroju - kula w eb, a opornym wytrca si od razu bro z rki, pozbawiajc ich podwadnych im ludzi. Czyme jest dowdca batalionu bez batalionu - kuk w mundurze.

SCURVY zakopotanyHm, hm...

SAJETANJeden dekret, drugi, trzeci i szlus. Wic czemu, powtarzam, pan tego sam nie zacznie, majc wadz, ktra ci na gwno w rkach gnije, skurwysynie, a mogaby kup piorunw twrczych by. Czemu, rozumiejc to, nie masz pan odwagi? al ci tego gupiego, spokojnego yka twego, ktre dowolnie niski stwr gdzie gboko ma? Czy to ze wzgldu na publiczk ona sobacz, dla popularnoci - czy co? O - gdyby byy wysze potgi, to modlibym si do nich o owiecenie tej hoch-explosiv bomby wadzy, aby wiadomie pka z wasnej woli. Czemu, jeli jest towarzystwo wiadomego macierzystwa, nie ma instytutu owiecajcego mw stanu co do istotnego znaczenia sowa "ludzko" i charakteru chwil dziejowych! Czemu s oni zawsze ciasnymi pionkami jakiej zaciankowej idejki czy intrygi, u rde czy raczej na dnie ktrej siedzi ohydny, bezpodny, bezpciowy ju polip midzynarodowej finansjery, koncernu czystej formy chamstwa albo drastwa i tak dalej, i dalej. Czemu pan tego nie zrobi majc wadz? Czemu?

SCURVYTo nie jest takie proste, mon cher Sayetang!

SAJETANBo pan t wadz od nich otrzyma i boi si pan jej zuy przeciw nim samym ze zbytku uczciwoci. Ta to, panie, byby makiawelizm wyszej sorty, i to w imi najwyszego ideau: caej ludzkoci. Czemu czeka pan jako ten gupi Alfons XIII drugi czy Ludwik w pradawny, a pana wykurz gwatem z tego paacu i tej katedry?

SCURVY smutnie, z ironiAby wam, Sajetanie, zostawi co do zrobienia. Gdybym ustpi dobrowolnie, stracilibycie wasze bohaterskie miejsce w historii wiata: bylibycie tak bezrobotni jak wieszczowie i mesjanici po tak zwanym oficjalnie nieomal prawie "wybuchniciu Polski". Ludzkoci nie ma - s tylko robaki w serze, ktry jest te kup robakw.

SAJETANGupie arty: niegodne lewego ppaznokcia palca prawej nogi Gnbona Puczymordy.

SCURVY spokojnieJako winia nieomal doywotniego nie mog ju was, Sajetanie, ukara dodatkowo. Przysuguje wam prawo bezkarnego obraania mnie, ale chamstwem istotnym, nie w znaczeniu arystokratycznym, jest korzystanie z tego prawa. Bi nie ka - ja tylko tak gadam dla postrachu - jestem humanitarny.

SAJETAN zawstydzonyDopraszam si aski, panie Scurvy! Ju nie bd nigdy.

SCURVYNiech ta, niech ta - mwcie se dalej. Mwi tak, abycie nie czuli dystansu.

SAJETANDo dzieci i ludzi prostych nigdy nie naley si, jak to mwi, znia. Oni si na tym od razu poznaj i to ich obraa tylko.

SCURVY z pewnym zniecierpliwieniem; patrzy przy tym na zegarekDobrze, dobrze - mwcie no.

SAJETANOt, panie Scurvy, ta chwila jest jedyna, jak to mwi sobie kochankowie w erotycznych powieciach - na szczcie wymaro ju to plemi. Nigdy jeszcze twarz w twarz nie mwili do siebie przedstawiciele dwch zasadniczych potg, reprezentujcych dwa nurtujce w kadym gatunku prdy: indywiduum i gatunku. To jest rzecz piekielnie zawikana: bo indywiduum musi wystpi za gatunek, a czasem za jego kawaek, kiedy czasy przyjd, e ten kawaek ma wanie misj reprezentowania caego gatunku, w imi ktrego musi by zrobiony umszturc - zrozumiano?

SCURVYCo za metafizyka historyczna! Ale, Sajetanie; t misj - jak powiadacie - bdzie mia ten "kawaek gatunku", jak si wyraacie - ktremu materialnie jest le. A wadza pochodzi od totemu - pamitajcie, e bez wadzy nie byoby ludzkoci w dzisiejszym znaczeniu, w ktrej wy bycie wasze wolnociowe szpryngle wyprawia (z szalonym naciskiem) i siebie najistotniej jako indywiduum - to mwi z najwikszym naciskiem - w nich przeywa mogli. Tu jest punkt istotny, tu hrabiowie maj troch racji, psia ich ma. Aby za dziaa, trzeba by troch gupim, takim ciasnym, wicie. Prawdziwie mdry facet dziaa nie bdzie: zapatrzy si we wasny ppek i tyla. I tego wama, tych waszych dbr duchowych, odbiera nie chc. Ja widz najtajniejsze podszewki ycia i ludzkich dusz.

SAJETANParszywe, prokuratorskie, w ujemnym znaczeniu mwi - nie ciskaj si pan tak zaraz jak ryba - [znawstwo] w ktrym znawca wszystkich, a pokd i siebie, za rnorodne tylko winie uwaa, nie jest znawstwem ycia istotnym. A zreszt moe jest w tym i racja, ale to jest [jak] z t pytk zasad, e nawet altruizm jest egoizmem - tu dotykamy rzeczy zasadniczych, e istnienie bez istnienia indywidualnego i wieloci ich jest nie-do-pomylenia. Ale wrmy do poprzedniego, mimo e dzisiejsza zidiociaa publika rzyga od troch przydugich i co mdrzejszych rozmwek. Ot niech pan naprawd dobrze pomyli: niech pan wyjdzie pierwszy przed front i zniesie wszelkie bariery narodw, a zapanuje zoty wiek ludzkoci: to jest bana; co miaa da kultura narodowa, to daa - po co mamy y przywaleni jej gnijcym cierwem? Po co pytam si? Przecie pan w przyszo ludzkoci, w tej formie wanie, nie wierzy?

SCURVYSajetanie, Sajetanie! Czy na to trzeba byo kory mzgowej u pewnych jaszczurw w jurze i triasie, aby stworzy co tak promiennego i ohydnego zarazem jak rodzaj ludzki?

SAJETANNie wymiguj si od odpowiedzi! Co ci wstrzymuje? Przecie jawnie kamiesz. Widz to czysto, powiadam, intuicyjnie: nie jeste ciasnym fanatykiem nacjonalizmu zaborczego. e tak powiem ju ultradelikatnie.

SCURVY wymijajco, ale wsiotaki z rozpacz, choleraNie macie pojcia, co za tragedia...

SAJETANOn mi tu bdzie swymi tragediataliami gow zawraca! Moja - to jest tragedia prawdziwa! Ja widz prawd ostateczn caej ludzkoci i przez to, e jom widzem wanie, moje osobiste ycie upywa jak najczarniejszy, kloaczny nieomal koszmarek, gdy wy pawicie si w dziwkach i majonezach.

OBAJ CZELADNICY ryczHaaaa! Haaaaaa!!

SCURVYDziwka w majonezie! Czego te taki biedak nie wymyli! Musz sprbowa!

SAJETANOdpowiadaj, sturba twoja suka, bo ci orodek sumienia sparaliuj fluidem skupionej we mnie woli milionw.

SCURVYNatchniony starzec - rzecz dzi niezmiernie rzadka.

SAJETANHej, hej, prokuratorze; co mi si widzi, e niezadugo poaujecie tych tanich swek!

SCURVY powanieje i miesza siSajetanie, czy nie widzicie, e maskuj przed wami potworn tragedi mego pooenia realnego i straszliw wprost pustk wewntrzn? Poza tak zwanym problemem Iriny Wsiewoodowny nie ma we mnie dosownie nic - wyjedzona skorupka od nigdy niebyego raka. Witkacy, ten zakopiaski zagwazdraniec, chcia mnie namwi na zajmowanie si filozofi - i tego nie mogem nawet zrobi. Jak ona przestanie si nade mn znca, po prostu przestan istnie, a y bd musia z przyzwyczajenia...

SAJETANI re te wparsje w sosach nieomal astralnych, gdy my tu apiemy sze wszy na minut, nie pimy wcale od cigego swdzenia, w zimie marzniemy, a w lecie dusimy si od upau w smrodzie nieomal transcendentalnym i staym wszechstronnym rozdranieniu wszystkich zmysw, dochodzcym do szau, w nienawici, zawici i zazdroci w potgach wprost niewyraalnych sowami, a tylko pchniciem...Robi gest.

SCURVYDosy o tym, bo ja si udusz w sobie jak moda kaczka - bo ja wiem, co mwi - jestem bout de mes forces vitales. Chcesz wiedzie, wole jeden, czemu nie mog ustpi? - Wanie dlatego, e musz je to, co musz i co mnie nauczono; e musz si porzdnie umy, zmanikiurowa, spa mikko i nie mierdzie jak wy; pj do teatru i mie dobr dziwk jako antydot przeciw tej perle wszystkich piekie wiata, tej... (wygraa obiema piciami na prawo, a potem na lewo) Nawet moja wadza i tortury zgnie jej nie mog, bo ona to lubi, to wanie lubi, cierwa jej sturbiasta wla, i ja, nie doznajc niczego sam - bo gwatem si brzydz, jak kapral karaluchem - wszystkim, co zrobi mog, tylko jej jeszcze wiksz rozkosz dam...Prawie barytonem piewa od "tylko" poczwszy.

SAJETANOto s istotne problemy, naprawd istotne problemy rzdzcych nami ludzi. To jest potworno, na ktr sw brak dosownie. Caa dziaalno takiego pana pozornie jest tylko dla pastwa, idei, ludzkoci -naprawd chodzi o te "godziny pozabiurowe" - mwi to w cudzysowie - gdy si objawia czowiek sam dla siebie...

SCURVYMilcz - nie pojmujesz potwornego konfliktu przeciwnych potg w mym wntrzu. Ja kami z ca wiadomoci jako minister, ja wieszam bez przekonania, aby re te wparsje, te mtwy tak smaczne diabelnie z Zatoki Meksykaskiej - tak: musz kama i powiem ci, e dzi 98% - obliczenie Gwnego Urzdu Statystycznego - bo statystyka wszystkim jest dzi i w fizyce, i co najwaniejsze w metafizyce monadologicznej z jej prymatem materii ywej - ot 98% tej caej naszej bandy robi to samo bez przekonania, tylko dla utrzymania resztek gincej klasy - jakich indywiduw, chcesz wiedzie? - zwykych uiserw pod mask jakich idei, mniej lub wicej kamliwych. Ludzie teraz to tylko wy - to kady wie. A dlatego tylko, ecie po tamtej stronie; jak przejdziecie t linijk, bdziecie tacy sami jak my.

SAJETAN z emfazNigdy - przenigdy! (Scurvy mieje si ironicznie.) My stworzymy bezkompromisow ludzko. Sowiecka Rosja to tylko bohaterska prbka - dobra i taka, jako wysepka we wrogim oceanie. Ale my stworzymy od razu tak ludzko, jak bdzie a po zganiecie soca, a po zagwazdrany koniec naszych gadw na zamarzej ziemiczce naszej kochanej i witej.

SCURVYZawsze musi co takiego niesmacznego kropn: taktu si hoota nie nauczy nigdy i poczucia miary, (krzyczy) Do pisuaru z nim!Wywlekaj I Czeladnika do pisuaru.

SAJETANA ty miar masz, jak mylisz o niej? - ty winiarzu?!Prokurator achn si i zymn.

SCURVYachnem si, zymnem si i lepiej mi od razu jest. (dzwoni w rczny dzwonek; wpada stra z dwch stron za balaskami) Dawa mi tu t Irin Tmutarakask na konfrontacj! Czemu tak mwi - nie wiem. To nie dowcip - to dziwna surrealistyczna konieczno w dowolnoci.

SAJETANCzym si zajmuje ten potwr? Jakimi subtelnociami zupenych kretynizmw - oto ich tak zwane ycie intelektualne, po obowizkowej gnbicielskiej pracy po biurach i buduarach.

SCURVYNie rozumiecie caego uroku znawstwa czegokolwiek bd u bezpodnych impotentw takich jak ja - to s otchanie rozkoszy usprawiedliwienia swego bytu - takie dziamdzianie si w sobie...

SAJETANA daby pan ju spokj - Bg z tob, panie Scurvy. Boe, Boe - mwi to machinalnie. Ta pustka tych dni! Czym j zapeni zdoam?! Rozmowa z tym wcielonym kamem (wskazuje na prokuratora) zdawaa mi si rajem wobec samotnoci i przymusowego celkowego bezczynu. O, wzgldnoci wszystkiego! Obym si nie zmieni tak, abym siebie pozna ju nie mg! Kim bd za trzy dni, za dwa tygodnie, za trzy lata... lata, lata...Pada na kolana i pacze. Strowie wprowadzaj Ksin do kompartymentu na prawo, rzucaj koo zydli i wychodz. Ksina w ubranku aresztanckim wyglda uroczo, jak moda gimnazjalistka.

SCURVY zimnoProsz pracowa. (Ksina, milczc gucho, zabiera si do robienia butw bardzo niedonie, z upiorn wprost niechci.) No, no - bez tych paczw i spazmw - prosz nie przerywa. Rozmowa bya ciekawa - to fakt.Stranicy wrzucaj I Czeladnika.

KSINAWprost upiornie nie chce mi si butw szy, a rozkosz czuj mimo to. Wszystko zmienia si u mnie w rozkosz. Taka ju jestem dziwna, (dumnym tonem) Pan zawsze tylko wszystko "tego" dla czystej dialektyki. Dla pana odpowiedniki poj to furda, jak mwi Polacy. Pana tylko obchodz zwizki poj midzy sob.Pacze.

SCURVYNa przykad zwizek pojcia pani ciaa, czyli cilej: rozcigoci samej dla siebie, z pojciem takiej e rozcigoci mojej - hi, hi, cha, cha!(mieje si histerycznie, troch ka i mwi do Sajetana, ktry przesta wanie paka - a wic bya chwila, e pakali wszyscy troje - nawet Czeladnicy te podchlipywali) Mnie w tym wszystkim, co wy mwicie, peszy to, e wy otwarcie robicie to tylko i jedynie dla brzucha - och, co za bana! My mamy idee.

SAJETANRzygam, ju t rozmow pospolit, jak myli kaprawego kaprala na Capri - ten dowcip bez dowcipu wyraa bezporednio ohyd tego stanu. Macie idee, bocie naarci - macie czas.

KSINA robic bucikiTak - o tak - o tak...

SCURVYPaski jak soliter materializm wasz przeraa mnie. Co bdzie dalej, dalej, dalej... I zazroszcz wam do obdu moliwoci mwienia prawdy i, co waniejsza, odczuwania jej bezporednio. Ta ludzko, zjadajca sama siebie od ogona zaczynajc, przeraa mnie jako widmo przyszoci.

SAJETANTy sam, koteczku, bronisz tylko i jedynie twego i tobie podobnych brzucha i brzuchw - po prostu boli mnie ten bana jak rozpalone elazo w kiszce odchodowej. My, gdy zdobdziemy brzuch, stworzymy wtedy nowe ycie - czy to gboka wiara, czy frazes bez pokrycia? Cofnicie kultury bez tracenia wysokoci duchowej - oto nasza idea. A zacz mona zwaliwszy nacjonalne rogatki i supki.

SCURVYW to nie wierz - wybaczcie, Sajetanie, jakkolwiek by moe, e to sam przed chwil mwiem. Ale... (po namyle) Tak, ja si przyznaj: my nie moemy si tylko wyrzec dobrowolnie standardu naszego ycia - to jest najtrudniejsza rzecz. To zrobio paru witych, ale nie wie dokadnie nikt, jak im to dao rozkosz piekieln w innym wymiarze.

SAJETANKompensata by musi. Ale ilu witych znowu cierpiao nieludzko do koca ycia przez ambicj, honor i cinienie organizacji...

SCURVYCzekajcie - pozwlcie mi myle - jak mwi Emil Breiter kiedy: gdyby nikt nie dy do wyszego standardu, nie byoby nic: adnej kultury, nauki, sztuki - komunistyczny, totemiczny klan pierwotny trwaby bez "potlaczu", tej miesznej rywalizacji, jako pocztku wadzy...

SAJETANWiem: zowi szeset ryb, gdy przeciwnik tylko trzysta, i na przykad dwiecie wrzuci na powrt do morza... SCURVYMdrzycie, Sajetanie, bo mdrzy. Ot trwaby ten klan a do zganicia soca i co? - Bezforemny, astrukturalny, bez monoci przezwycienia siebie w wyszych regionach form bytowania spoecznego. Ale mj codzienny dzionek, ktry wydarem ja, may prowincjonalny burujek, z nicoci wprost, przez nauk prawa, przez dugie lata prawomocnego mordowania zbrodniarzy, przez potworne wprost obkuwanie si wszystkim w wolnych chwilach mych cudnych, naley tylko do mnie i nie oddam go dobrowolnie nigdy. Ale z drugiej strony nie wierz ju w to nowe ycie, ktre stworzy macie wy - oto moja tragedia jak na patelni.

SAJETANPluj na ni, gwazdram! Bezkresne s moliwoci, jeli spadn bariery midzy narodami. Myli, ktre powstan wtedy, nie dadz si obliczy dzi z nasz znajomoci historii praw i ndznym baaganem naszych poj.

SCURVYNie lubi, jak si puszczacie na spekulacje powyej waszej intelektualnej pojemnoci. Nie macie odpowiednich poj, aby to wyrazi. Ja aparat pojciowy mam - aby kama. Tej tragedii nie pojmuje nikt! To a dziwne chwilami jest.

SAJETANTragedia zaczyna si tam, gdzie boli we wtpiach. Te myli nie dochodz ci, prokuratorze, do nerwu bdnego - to tylko kora mzgowa cierpi bezbolenie, wspaniale, cierwa jej ma. To je dla nas, z naszego punktu widzenia, czysta zabawa, ino te twoje tragedie - to rozkosz: pooy si wieczorem po dziwkach i wparsjach w eczku, poczyta se, pomyle o takich bzdurach i zasn, cieszc si, e jest si takim interesujcym panem dla jakiej lafiryndy zafdzianej. O, gdybym ja si mg tak tragedi zabawi! Boe - c to byoby za nieludzkie szczcie! Co za szczcie - o, eby mi te flaki cho na chwil przestay bole za siebie i za ludzko ca - o, hej!Skrca si cay. Ksina z luboci si mieje.

SCURVY do KsinejNie miej si, mapo, z tak luboci, bo pkn, (z naciskiem do Sajetana) Ot to trzeba by udowodni, e one za ludzko ca was bol. Moe takich wypadkw w ogle nie ma? (Cikie milczenie trwa bardzo dugo; mwi Scurvy na tle ciszy, w ktrej sycha dalekie tango w radiu.) To dancing w hotelu "Savoy" w Londynie. Tam si bawi naprawd. Pozwlcie mi wyj na chwil - ja te jestem czowiekiem.Wybiega na lewo.

SAJETANTaki to syko se wej zrobi, kie zechce - a my nawet...

KSINACicho - nie mieszcie mnie. Zupenie askoczecie mi mzg waszymi pomysami.

SAJETAN rozczulony nagleO gobeczko moja! Ty nie wiesz, jak szczliw jeste, e pracowa moesz! Jak si nam rw do pracy te gicale i paluchy mierdzce, jak si syko w nas do tej jedynej pocieszycielki wypina, jaze do pknicia. A tu nic. Patrz w szar, chropaw do tego cian, wariuj, ile chcesz. Myli a jak pluskwy do ka. I puchn te bolce wtpia z nudy tak strasznej, jak gra Gauryzankar jaki, a mierdzcej jak Cloaca Maxima, jak Mount Excrement z powieci fantastycznej pisarza Buldoga Myrke - z nudy, ktra boli, jak wrzd, jak karbunku - znowu, psiachyl, sw mi brak, a gada si chce jak czego innego. E - co tu gada; i tak nikt tego nie zrozumie. Ju mi nawet zabrako samej przedsownej mazi. I po co tu co wyraa? Po co rycze i ka, po co flaki pru, po prostu i na wspak? Po co? po co? po co? To okropne sowo "po co?". To wcielenie najboleniejszej nicoci - a wic po co? Kiedy pracy ni ma i nic z tego by nie moe. (peznie do kraty; do Ksinej) Jasna pani: ukochana, jedyna moja pieszczotko, keczko transcendentalna, metampsychiczne cieltko boe, bogoziemne a tak przyjemne, zmylne i pojtne jak myszka jaka czy co - ty nie wiesz, jak szczliw jeste, e prac masz! - to jedyne usprawiedliwienie stworu ywego w jego ndzy ogranicze wszelakich, od czaso-przestrzennych poczwszy.

KSINAUmetafizycznienie pracy jest przejciowym okresem tej kwestii. Wielcy panowie egipscy tego nie potrzebowali, jak rwnie nie bd potrzebowa ludzie przyszoci. Ten wyje o prac, ktra mnie wprost w dwjnasb, i duchowo, i fizycznie, amie. Oto jest wzgldno wszystkiego - to wpyw tego Einsteina - ja dawno ju...

I CZELADNIKA dy to je wstyd, psiokrew zapowietrzona! To je inteligencka trajdocha! Ta ja to wiem ju, e teoria wzgldnoci w fizyce nic nie ma do czynienia ze wzgldnoci etyki i estetyki, i dialektyki, i tak dalej! -tamda-lamda, tramda-lambda! Nie bedem gada - rzyga si od tej gadaniny ino chce. Hej, hej! - Sajetanie - nie bdziemy gada niepotrzebnych rzeczy - takomy ta se wtedy gadali - a tera co? Ilemy tych niepotrzebnoci nagadali, a prac nam dali obejrze z takiej strony, e nikiej landryga podmiejska w niedziel pontn nam si staa. Takie daem porwnanie, bo na te prawdziwie adne panny ze wiata to ja nawet nie reaguj, wicie, pciowo zupenie - za adne s, suka ich rwa zachlebiona - za adne i za niedostpne! (powtarza z rozpacz) I na rwni mi si chce buty szy, jak dziwek prostych, ordynarnych! (obdnie spokojnie) Dajcie pracy, bo bdzie le! (z okropn rezygnacj) Ale co to kogo obchodzi? To mwi z okropn wprost rezygnacj, dla nikogo dzi niepojt.

SCURVY piewa za scenZnudziy mi si wszystkie famdiumondyI zwykych dziwek mi si wprost potwornie chce.Chciabym mie nowe cakiem dzi ogldy,A potem zrobi co takiego bardzo "fe"!Ksina nasuchuje bardzo uwanie.

II CZELADNIK do I [Czeladnika]Nie bdziesz do spoeczestwa jak do matki mwi i si do niego modli, bo ci nie zrozumi i jeszcze ci w pyzdry kopniaka za te umizgi dziecice da - hej!

SAJETANO, nie mwcie tego "hej" - nie uywajcie go, na Boga! Nie przypominajcie mi tych czasw na zawsze minionych! - "o, ma mignonne" - bo mi si wtpia dr z aoci tak plugawej i nijak nieestetycznej, e wstyd mi okropnie i wstrt taki do siebie mam, jakbym by ywym karaluchem we wasnej gbie. Hej, hej!Na katedr wbiega Scurvy i dziwnie si zapina jako (marynark i tego) i zabiera rce. Ksina obserwuje go bardzo badawczo - ostentacyjnie nieomal.

SCURVYZimno, psiakrew, siarczyste we wszystkich ubikacjach tutejszych - mrozik bierze. Bd mi dzi smakowa po tym wszystkim smaone meksykaskie mtewki. (Tango z oddali.) A przedtem pjd na lizgawk przy muzyczce, (wcha w przestrze) Potworny smrd - to dusze ich gnij w bezczynnoci ohydnej, rozkadajcej ich w zdech marmolad.

KSINA zabierajc si do pracyTo jest sadyzm - to moja sfera i tereny.

SCURVY histerycznieA, ju nudzi mnie to, do wszystkich diabw! Jak bdziecie tacy, ka was wszystkich powywiesza bez sdu! Od czego mam wadz? A? To by by wyczyn sportowy pierwszej klasy. O wadzo - jake otchanne - tak, otchanne i wonne s twoje pokusy.

KSINA przestaje szy butyWiesz, Scurvy, Scurvitko ,biedne i niedojdowate: zaczynasz mi si teraz dopiero podoba. Ja musz przej przez wszystko w yciu, pozna najgorsze, zapluskwione nory duszy i krystaliczne szczyty niedosine w ksiycowe noce bez dna...

SCURVY Co za styl sobaczy - ta to skandal...

KSINA nie peszc si bynajmniejJako prawdziwej arystokratki niczym mnie speszy nie mona - to nasza wspaniaa waciwo. Ot, musz przez ciebie przej, bo ycie moje inaczej bdzie niezupene. A potem, gdy ty, wsadzony przez nich, (wskazuje na szewcw butem, ktry trzyma w lewej rce) bdziesz w loszku gni konajc z dzy za mn - tak, za mn: dza za kim, wanie o to chodzi - za duym piwem i tartinkami u Langrodiego, ja oddam si Sajetanowi na szczytach jego wadzy, a potem tym cudnym chopakom mierdzcym - tym, tym szewskim zagwazdracom nie z tego wiata - hej, o hej! I wtedy bd wreszcie, ach, szczliwa, gdy ty by odda ycie za rbek sukni mej i za p litra ywieckiego piwa.

SCURVY zmartwiay z dzyZmartwiaem wprost z piekielnej dzy poczonej z ohydnym niesmakiem. Jestem faktycznie jak pena szklanka: boj si ruszy, aby si nie wylaa. Oczy mi na eb wya. Wszystko mi puchnie jak saata, a mzg mj jest jak wata umoczon w ropie zawiatowych ran. O, pokuso niedosina w swej dzikoci bez dna! Pierwsze bezprawie w imi prawomocnej wadzy, (nagle ryczy) Wychod z wizienia, mapo metafizyczna! Co bdzie, to bdzie: uyj raz, chobym z alu potem skona mia jak zbrodniarze hodowani przez ksicia des Esseintes u Huysmansa!

KSINAMy mwimy jak zwykli ludzie, nie olepieni ideami ideowcy. Zwyky czowiek nie zniy dobrowolnie standardu ycia, chyba e mu si da porzdnie w pysk. I ty te, Scurvitko moje biedne. Ja nie mwi nawet o ideowej stronie rzeczy, tylko o tym misnym, bebechowym, rozbestwionym, rozaskotanym podou, na ktrym wasza osobowo pnie si jak jadowita kobra w dungli.

SCURVYU was, kobiet, to jest inaczej...

KSINAIstnienie jest potworne, zrozum to. Tylko fikcje maego wycinka spoecznego bytu naszego gatunku stworzyy fikcj sensu caoci bytu. Wszystko polega na wyeraniu si gatunkw. Rwnowaga walczcych mikrobw umoliwia nam istnienie - gdyby nie ta walka, jeden gatunek pokryby w kilka dni sob - o ile miaby co re - skorup ziemsk warstw na szedziesit kilometrw grub.

SCURVYAch, jaka ona mdra jednak jest! To podnieca mnie do szau. Chod do mnie taka, jak jeste: nie umyta, przepojona wiziennym nastrojem i zapachem.Ksina wstaje, rzuca but z haasem i stoi dziwnie jako zamylona.

KSINATak jako si dziwnie zamyliam - po kobiecemu - ja nie myl mzgiem - o nie, bynajmniej. To myli we mnie mj potwr. Moe jednak nie oddam ci si wcale, Robercie - tak bdzie lepiej: potworniej, a dla mnie przyjemniej nawet.

SCURVYO, nie! - Teraz nie moesz ju! (zrzuca purpurow tog) Teraz wciekbym si.Biegnie do kraty i gorczkowo otwiera drzwi z klucza.

SAJETANI to takimi rzeczami, i takimi problemami zajmuje si ta banda - eine ganz konzeptionslose Bande - gdy bez pracy my konamy jak cierwa. Techniczni wykonawcy nie istniejcych myltek - ot co! Nawet kobiet mi si nie chce z tej czystej dzy sfabrykowania czegokolwiek bd

CZELADNICY chrem l nam te! I nam!

I CZELADNIKProblem maszyny zostawilimy chwilowo na boku: maszyna jest zbyt zbanalizowana - wiadomo wszystko - dornli j za futuryci - brrrrr... zimno si robi na sam dwik sowa "obrabiarka"

II CZELADNIKMaszyna to tylko przeduenie rk - zrobia si, wicie, taka akromegalia - trzeba ci. Cz maszyn bdzie zreszt zniszczona w naszej koncepcji cofnicia kultury. Wynalazcy bd karani mierci w torturach.

SAJETAN olniony nagle now ideJestem wprost olniony now ide od rodka! Hej, chopcy: rozwalmy te ndzne, dziecinne balaski i pracujmy wraz natychmiast jak diaby. Bierwa si! Dumping rczno-butowy! Tera jabo nigdy! Hej! Hej!

I CZELADNIKAle co bdzie dalej?

SAJETANChoby na pi minut uyjemy za dziesiciu, nim nas skuj i zmasakruj. ycie jest jedno - nie myle nic. Gwat pracownikw nad prac - o, hej!!

CZELADNICYA walmy! Abo - abo! Sturba wasza suka! Niech ta! Co nam tam! He, he!I tym podobne wykrzykniki. Rzucaj si wszyscy trzej, "w mig" rozwalaj balaski i ciskaj si jak godne bestie na zydle, narzdka szewskie, zwoje skr i buty. Zaczynaj gorczkowo, zaciekle pracowa. Tymczasem Scurvy narzuca sw czerwon tog na wizienny strj Ksinej - w ktrym ona wyjtkowo pontnie wyglda - i stoj zgrupowani na katedrze. On trzyma j w objciach. Mizdrz si.

SCURVY z czuociTy mj may prokuratorze: zacauj ci dzi na mier.

KSINA na tle sapania szewcwOhydny musisz by w erotyzmie, sdzc po tym dowcipku. Przynajmniej milcz - lubi, gdy to si odbywa jako milczca, ponura ceremonia upodlenia samca w absolutnej ciszy - wtedy wsuchuj si w wieczno.

SAJETAN sapicTu - dawaj dratw - bij - tu j tak...

I CZELADNIK sapicMacie - tu prdzej - hej, koek - daj skrk...

II CZELADNIK sapicPrzyklapn toto - o tak - zaklep - szyj - pra - gwazdra - gwajdli...Co zaczyna by wariackiego w ich pracy...

SCURVY z naciskiemPatrz, kochanie, za gorczkowo pracuj. W tym jest co strasznego. Mwi to z prawdziwym naciskiem, po prostu podkrelam to. To nowa epoka jaka si zaczyna czy co, u diaba starego?!

KSINACicho - patrzmy - to straszne! Ja tylko co byam w tym wiecie. Ty mnie uwolni, kochany!

SAJETAN odwracajc ku nim gow, z ironiZa gorczkowo pracuj! Abezjaska ra! Ty nigdy tego nie rozumia. Praca! (w natchnieniu dzikim wali motem; tamci wyrywaj sobie wszystko; leci im to z rk; jcz gucho w zapale) O, praco, praco! - Za ciebie, ale tobie nie zapac! Precz z tym! To te gupie prorocze wierszyda! Ja jestem realista. Dawaj - masz go - gwd. O, gwodziu, dziwny gociu podbutowy - kt twoj dziwno oceni? Dziwno pracy! Czy jest wysza marka dziwnoci? - Wziwszy pod uwag ohydn pospolito tej ostatniej - to jest pracy. Kuj! Wal! Rce si pal - flakw nie starczy - rnij, smaruj i pal - potem si chwal, pki nie wbij na pal. Cigle te sobacze wieszcze rymy - psiakrew!

II CZELADNIKTu - podbijaj - pier go - wal - zakrzyw. Tu but! O, buty buty - jakiecie pikn! Zabucione wiaty! Cay wiat zabucim - zapracujem, zagwazdrzem - wszystko jedno. Wizienie, nie wizienie - pracy nikt si nie oprze. Praca to cud najwyszy, to metafizyczna jedno wieloci wiatw - to absolut! Zapracujem si na mier, a do ywota wiecznego - moe! Kto to wie, co w takiej pracy, jak nasza, na dnie jest!

I CZELADNIKWszystko we mnie dygoce, jak w jakiej turbinie na milion koni i klaczy parowych. Dziwek nie trza, piwa nie trza - nie trza radia, kina i pajczarzy umysu wszelakich! Praca sama w sobie - oto jest cel najwyszy - Arbeit an und fr sich! Bierz, wal, dratw wlecz - kuj! Buty, buty - powstaj, wyaniaj si z nicoci butowego prabytu, z wiecznej czystej idei buta, tkwicej w otchani idealnej, pustej, jak sto milionw stod. Kuj, kuj - okute buty nie dr si - to jest prawda, i to absolutna. Tyle jest prawd, ile butw, i tyle poj buta, ile wynosi liczno alef jeden! Boe - daj tylko tak do koca. Dziwek nie trza - Arbeit an sich - to w serce jakby sztych. Piwa nie trza - niech nikt mi mzgu ju nie przewietrza. Szczcia idzie z flakw wasnych tajny nurt - idzie furt. Rczna buciornia wali jak pieko, co wszystko ju z nas wywleko - a nie nastarczy butw dla caego wiata na hurt - ndzny wiersz - ale nie o to chodzi: but si rodzi, but si rodzi!!

SCURVYWisz go! - stworzyli now metafizyk. Irenko, to niebezpieczna bomba - to pocisk nowej marki z nie istniejcych zawiatw. Ja, Irenko, ja si pierwszy raz w yciu boj. Moe to naprawd "wici si" - mwi to w cudzysowie - nowa epoka - tak: wici si - "wi si, wi si, wieku mody" - tak pisano dawniej.Ogupiay zupenie.

KSINAJa si nasycam cudownie ich zudn radoci w mce najwyszej - w ich mce, nie mojej - tym ich bezprzykadnym durestwem - syc si jak niedwied leny miodem. My, dwa mzgi w istocie zbrodnicze, zczone pciowym uciskiem, bez porednictwa innych przyrzdw...

SCURVYAle tak nie bdzie, tylko tak nie bdzie? Co - nie bdzie? Bdzie wszystko? Powiedz, e tak, powiedz, e tak, bo umr.

KSINAMoe dzi poznasz ca moj nico - moe...Tamci cigle mrucz i sapi, pracujc bez wytchnienia.

SCURVYPatrz - coraz dziczej pracuj. Tu spenia si nareszcie co naprawd strasznego, czego nie przewidzieli adni ekonomici wiata. Patrz, kochanie moje: ja umr, dzi ju nie chc nic poza tob.

KSINATo tak si mwi - dopiero dzi zaczniesz y naprawd. Ale co kogo to obchodzi? Czuj mao wszystkiego. Ach - gdyby tak wypeni sob wiat i zdechn choby pod potem zaraz potem.

SCURVYArtystyczne problemy - precz z tym parszywym nienasyceniem form i treci. Patrz: dzika, a raczej udziczona praca wydzielona jako czysty instynkt pierwotny, jak instynkt arcia i podzenia. Uciekajmy std, bo ja oszalej po prostu.

KSINAPatrz w moje oczy.

SCURVY jak do dzieckaAle kochanie, trzeba wstrzyma t nawa pracy za jak bd cen, bo to jest naprawd niesamowite i oni naprawd - jeli ta psychoza si rozprzestrzeni - rozwal wiat i zniszcz wszelkie sztuczne zastawki i spod zgniego cierwa idei-nowotworw wycign biedn, skarla ludzko, na pomiewisko map, wi, lemurw i gadw - nie zdegenerowanych gatunkw naszych przodkw.

KSINAPo co gadasz, do cholery cikiej?

SCURVYBiedaczk, biedaczk straszn jest ludzko!. Mymy si ponad ni wyeliminowali na t jedn sekund wyszej wiadomoci naszej osobowej ndzy i bezcennoci naszych uczu i w tej jednej niepowrotnej chwili musisz jedno stanowi ze mn, kanalio!! (Cauje Ksin i gwide na palcach; wpadaj te same Pachoki Gnbona Puczymordy, co w akcie I; syn Sajetana na czele.) Bra ich! Rozdzieli po leniwniach! Nie da im robi nic! ani mru-mru - bo to najgorsze, nieznane niebezpieczestwo ludzkoci. Arbeit an sich - to koek pord szprych. adnych narzdzi! - rozumiecie - choby zawyli si na mier.Pachoki rzucaj si na szewcw. Straszliwa walka, w ktrej Pachocy, zaraeni, zaczynaj te pracowa: po prostu "uszewczaj si". Sajetan pada w objcia syna i pracuj razem.

SCURVYPatrz, pieszczotko - to okropne. Uszewczyli si. Moja gwardia nie istnieje. To si wyleje na miasto i wtedy caput. KSINAZupenie zapomniae o mnie...

SCURVYSam Gnbon Puczymorda nie pomoe - jego pachoki wcignite w to jak w tryby jakiej piekielnej maszyny... On sam zapracuje si na mier, podpisujc bumag nieskoczone zwoje.

KSINAAle to wspaniae to dla tej naszej pierwszej i ostatniej nocy! - naszej - moje biedne Scurvitko! Di doman non c'e certezza! Jutro ju moe bd ju "ichnia" - mwi to w cudzysowie, a ty w loszku bdziesz gni - taki biedny, zgnojony zgniek. Ale z t wanie myl w rodku, z tym poczuciem ostatniocio-razowoci, bdziesz dzi do szalony, aby mnie rozpali jako gwiazd najpierwszej wielkoci na caym samiczym firmamencie podziemnych wiatw wielkiego Cielska Bytu.

SCURVYPotwornie wpadem.Tamci bekoc, oczywicie w pauzach, gdy nikt nie mwi.

SZEWCY I PACHOKIWal, szyj, kuj, sturba jego suka; but sam w sobie!

SAJETANBut jako absolut! (z nieprawidowym akcentem na ostatni zgosk) Czy rozumiecie tej chwili cud? To wielki symbol jest but - przekory wszelkich zud!

SCURVY do KsinejTo bycze - to nie jest wcale tak gupie, ten cay symbolizm, wiesz? I wiem, e gin, ale si przed tob nie cofn. Chyba e mgbym ci zaraz - o tu, w tej chwili - zabi. A taka szkoda by bya, taka szkoda - tego ciaka, tych oczu, tych nek - i tych chwil nieprawdopodobnych.

KSINAChod wic - sturba twoja suka. Takim chciaam ci mie, na tle tego pieka pracy samej w sobie. Skd, u cholery, czerwony blask?Czerwony blask rzeczywicie zalewa scen. Scuryy i Ksina wybiegaj na prawo. Praca wre jak szalona.

AKT TRZECI

Scena z I aktu, tylko bez kotary i okienka. Pkoliste zakoczenie pierwszego planu, jakie jakby planetarne. Zosta tylko pie, na ktrym pal si latarki sygnaowe (?) czerwone i zielone. Podoga wysana wspaniaym dywanem. W gbi, w dole, nocny pejza daleki - wiateka ludzkie i ksiyc w peni. Sajetan we wspaniaym kolorowym szlafroku (broda ufryzowana, wosy uczesane), stoi na rodku sceny, podtrzymywany przez Czeladnikw, ubranych w kwieciste pidamy i uczesanych z rozdziakami na glanc. Na prawo, ubrany w skrk psi czy koci (ale cay, z wyjtkiem gowy, jest w skrze, a na gowie ma kapturek z rowej wczki z dzwoneczkiem), do pnia na acuchu przywizany, pi, zwinity w kbek jak pies, prokurator Scurvy.

I CZELADNIK piewa ohydnym samczym gosemSysz w sobie dziwny piew,To tak piewa nasza krew.Chamska, dzika i mierdzca,Ale za to tak gorca,e jej wszystko, ach, przebacz,Jeszcze po niej, ach, zapacz!

II CZELADNIK piewa tak jak I [Czeladnik]Czerwie si pieni w chmur przezroczu.Wrd wichrw nagie tacz drzewa,Co w mojej duszy samo piewaI nie pamitam ju twych oczu.

I CZELADNIKCzyich, czyich?

SAJETANDobrze, dobrze. Dajcie pokj ju tym piewkom, bo rzyga si chce. Teraz rozumiem wszystko: pdzi to ycie wewntrzne jak lawina, jak stado afrykaskich - koniecznie - gazel koo mnie. Za wszystkie czasy przeywam wszystko, ja, starzec nad grobem si chwiejcy. Wziem przypieszony kurs ycia, w caoci, liczc od jakiego sidmego roku ycia, i we bie mi si wprost przewraca. Nie wierzyem, eby takie zmiany w tak krtkim czasie w czowieku tak jako ja skonsolidowanym, wicie, zaj mogy.

I CZELADNIKHo, ho!

II CZELADNIKHi.hi!

SAJETANNa mio bosk, tylko nie rbcie tych sztuczek z tak zwanego "nowego teatru", bo si tu oto przed wami na te dywany wyrzygam i koniec. Wracajc do poprzedniego: wytrzyma istnienie bez obdu, rozumiejc cho troch jego esencj, bez zatumanienia si religi czy spoecznikostwem, to nadludzkie ju nieomal zadanie. C mwi o innych! Jestem jak pluskwa opita zamiast yw krwi burujsk mieszanin soku malinowego idejek i witryoleju codziennego kamstwa.

I CZELADNIKCichojcie, majster - zasuchajmy si w dobrobyt wewntrzny, w ten komfort bytowania swobodnego w swej wasnej psychice jak w futerale - hej!

II CZELADNIKCzy to tylko nie zudzenie, e my naprawd nowe ycie tworzymy? Moe si tak udzimy, aby ten komfort wanie usprawiedliwi. A moe rzdz nami siy, ktrych istoty nie znamy? I jestemy w ich rkach marionetkami tylko. Czemu "mario" - a nie "kako-netkami"? Ha? To pytanie z pewnoci minie bez echa, a i w nim co z pewnoci jest.

SAJETANPewnikiem jest. Ale nie bd cicho, gnizdy jedne. Ja t myl twoj, drugi czeladniku tak zwany, a teraz obecnie, aktualnie, Jdrzeju Sowopuko, pomocniku samego gwnego twrcy nowego... e, nie bedem si ja w tytuy bawi, moiciewy: ja ta powiadam, myl twoj juem mia i chwytem wiadomej woli-m j pokona. Nie trzeba wtpi tak - to dawne narowy nasze z lat ndzy, upodlenia i ubytku rozumu. Tera je mamy nadrobi, a nie dziamdzia si mdrkujc, czy abymy nie som jako te siedemnastowieczne wolumpsiarki jakie, faszywego wewntrz wtpiw naszych pokroju kompromisowego kaleki - komunizujce, niedoburujskie cierwantyny, lizgajce si niezrcznie na posadzkach wywiechtanych demokratycznie. I do kupy zasmrodzonej z tymi wiarami w tajne siy i organizacje, masoskie i inne - to reszta religii i magii w nas si kolce. Ale ten bdzie chop, co si standardu swego ycia wyrzeknie, zamiast go podnosi bez koca, a do pknicia. e te wszystko w historii pka musi, a nie na smarach rozumu gadko si w przyszo przesuwa: prawo niecigoci...

II CZELADNIKA boli od tego gadania, purwa jej sucza ma! Alecie si, majster, zmienili: tego nie zaprzeczycie. A kierunek zmiany tej jest taki sam jak mojej, chocia jakociowo to rne zmiany s. Czy to nie prawda, co mwi byy prokurator, emy tacy, bomy po tamtej stronie, i e jak na t przejdziemy, to si staniemy jak oni. A siy tajne i ludzie tajni s, tylko jakociowo od jawnych si nie rni - taka je rnica czasw - hej!

SAJETANTo pozory s ino zewntrzne, na tle gwatownoci przemian spoecznoci naszej.

II CZELADNIK spokojnieCzy nie moglibycie wyzby si tego sobaczego z chopska staropolsko-proroczego napuszonego sposobu gadania, a nade wszystko iloci samych sw?

SAJETAN spokojnie, twardoNie. I jako Lenin, jako suga klasy, rni si mimo caej morowoci indywidualnej od Aleksandra Wielkiego, ktry osobowym fantast potgi by, tako ja si rnie od tego psa! (wskazuje na picego Scurvy'ego) A zreszt nie czas gada - robi trza - samo si nie zrobi, psia j ma t rzeczywisto po trzykro - e!! Skoczyy si rozkoszne czasy idej - co to, wicie, mona byo majonezy re, a bolszewikiem ideowym by, aby si w ndzy ostatniej tymi ideami na glanc pociesza, e to niby kim si, w ekskrementaliach gnijc, mimo wszystko jest. Nowej idei nie wymyli ju nikt - nowa forma spoecznego bytu sama si wytamsi, wyiskrzy, wyflancuje z dialektycznej zgagi wszystkich bebechw tego kota ludzkoci, na ktrym, na samym doparniku, przy samej klapie bezpieczestwa, siedzimy my - dawne sfldrysyny dudawe, a teraz twrcy, ino e nie radoni, psia ich suka zaskomrana.

CZELADNICY razemNas tak znudziy te przeklestwa, e chyba zaczniemy wy. Kuler lokal, psiakrew. Mwimy razem intuicyjnie jak jeden m - moemy tak mwi wci.

SAJETANDajcie spokj, na Boe miosierdzie. Dosy tego, dosy...

SCURVY przez sen przecigajc si, po paru pomrukachSzewcem bybym z rozkosz do koca dni moich. O, jake zudne s te wysze tak zwane wymagania od siebie: prowadz na wyyny, z ktrych si potem na zbity eb wali w samo dno upadku. Ach - a potem wypyn na wielkie, niebotyczne chyby, na wielkie hupcium-ciupcium - ein Hauch von anderer Seite - powiew z tamtej strony. Metafizyka, ktr pogardzaem dotd, wali teraz na mnie ze wszystkich zakamarkw bytu. Au commencement Bythos tait - otcha chaosu! C za cudn i niedocignion rzecz jest chaos! Nie poznamy go nigdy jako takim, mimo e wiat jest chaosem, naprawd w istocie swej jest. Chaos! Chaos! A na naszych ndznych odcinkach uspoecznionych bydlt zawsze si jaki porzdeczek statystyczny zrobi. Ach - co za szkoda, e nie rozwijaem mego umysu przez odpowiedni lektur filozoficzn - teraz za pno - pojciowo temu rady nie dam.Szewcy nasuchuj. Podczas wywodw Scurvy'ego I Czeladnik podchodzi do wziwszy z ziemi ogromn siekier, co mu ausgerechnet pod jego nogami caa zota leaa.

II CZELADNIKGdzie pezniesz, cierwo zatracone, chrwno sobacze?

I CZELADNIKZakatrupi go we nie. Niech si nie mczy. Za pikne se, jucha, sny wyhodowa. Ausgerechnet mi tu leaa siekiera - caa zota - hehehe...Itd. i dalej, mieje si za dugo, wywodzc trele miechowe a do zdechu niemal.

SAJETAN grozi mu ogromnym mauzerem, ktry wydoby ze szlafrokaZa dugo si miejesz wywodzc te twoje trele a do zdechu. Ani kroku dalej! (I Czeladnik zawraca.) On tu musi si zawy na mier z podania w naszych oczach zachwyconych mcicieli dzy.Od strony miasta troch z prawej strony wchodzi Ksina, ubrana w strj spacerowy, akietowy.

KSINAZaatwiam sprawuneczki. Wszystkie intymne rzeczuki mam tu w woreczku, ze szmink i innymi rupiekami. Taka jestem kobieca, e a wstyd, a mierdzi po prostu z lekka czym takim, wicie, bardzo nieprzyzwoitym a powabnym. A - nie ma nic ochydniejszego, przez ch, jak kobieta, jak mwi susznie pewien kompozytor, i w tej ochydzie najbardziej milutkiego, (wali z caej siy rajtpajcz Scurvy'ego, ktry z dzikim kwikiem zrywa si na rwne cztery nogi, potem najea si i warczy) Wsta mi tu w tej chwili do tego caego burdygielu, skorkowaciay, spurwiay mzgu. Bd jada mdek paski posypany bueczk najwyrafinowaszej mki. A tu masz proszek, ktry ci da nieskoczon wytrzymao erotyczn, aby nigdy zadowolenia nie dozna.Rzuca mu proszek, ktry on zjada zaraz, po czym zapala papierosa i pal odtd cigle praw ap. Nie wstaje ju ani razu na dwie apy.

SCURVYDo Babilonu z t szatanic! - z tym wcieleniem Supra-Bafometa, z t cycast Cyrce, z t paraber rejentaln, z t...Poyka drugi proszek, ktry daje mu Ksina. Ona "kuca", jak to mwi, przy nim, a on kadzie jej gow na kolanach, wywijajc przy tym zadem.

KSINA piewaSodko, ach, o mnie nij, pieseczku,Nie wstaniesz ju na apki dwie!Tak ci zamcz sodko po troszeczku,Taki si zrobisz, e a bardzo "fe".I nigdy nie bdziesz mnie mia,A mzg twj to bdzie wprost jak czyj ka -Nawet nie twj wasny -W tym bdzie urok straszny!Gadzi Scurvy'ego. Scurvy zasypia mruczc.

SCURVYPrzeklte babsko - jakie cudowne ycie byo przede mn, nim j poznaem. Trzeba byo usucha rad tych przekltych homoseksualistycznych snobokretynw i wyzwoli si od kobiecoci - "bo krew i mija kobiecoci godna tucz bkitnych oprawcw zachwyty". Och, och - jak przezwyciy ten przeklty, potworny, nieugaszony al! Ja si wprost chyba na mier zapodam czy co?

KSINA gadzc goOt to, ot to. (spogldajc na obecnych) To mwi wanie tak gadzc go, tak jak trzeba, gdy si chce komu przychyli nieba, (do Scurvy'ego) Oto chodzi, pieseczku mj, kundelku zoty - bez tego nie mam ju na nich ochoty.Scurvy zasypia.

SAJETANCzy ju ten przeklty brak idei bdzie trwa do koca istnienia? To straszne, ta pustka i ta masa nieprzebrana pracy realnej przed nami, pracy nie przewietlonej adnym, nawet najmniejszym, pojciowym zudzeniem! Wicie, co wam powiem? - to jest wprost straszliwe: lepiej byo szewcem mierdzcym by i idejki mie, i sobie sodko w tym smrodku o ich spenieniu myle, ni teraz w tych jedwabiach u szczytu lokajskiej wadzy - bo lokajska ona jest, sturba jej suka. (tupie nogami - dalej prawie z paczem mwi) Zakasa apy po szyj i pracowa czystotwrczo spoecznie. To nudne jak cholera! A ycia ju uy nie mog - nie odmierdz ja ju tych zamierdziaych lat moich. Przed wami jeszcze cay wiat! Wy po pracy moecie jeszcze y - a ja co? Zachlam si chyba czy zakokainizuj, czy co u czorta zatraconego? Nawet kl mi si nie chce. Ja nikogo nawet nie nienawidz - ja nienawidz tylko siebie - o zgrozo, zgrozo; na jakie urwiska i wiszary duszy przywleka mnie ta ambicja poda bycia kim na tej ziemiczce witej, kulistej a niepojtej!

KSINATragedia dosytu dostaych dostawcw szczcia dla ludzkoci! wiat, mj Sajetaciu, jest stekiem bezsensu walczcych potworw. Gdyby si wszystko nie poerao, bakcyle jakie tam pokryyby w trzy dni ziemi na szedziesit kilometrw grub warstw.

SAJETANA t