victor orwellsky - kod władzy

Upload: rutra0

Post on 06-Jul-2018

219 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    1/357

     Victor Orwellsky 

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    2/357

    Spis treści

    Rozdział 1 – Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7Rozdział 2 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16Rozdział 3 – Szymany, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27Rozdział 4 – University College Hospital, Londyn, Anglia . . . . . 36Rozdział 5 – University College Hospital, Londyn, Anglia . . . . . 38Rozdział 6 – Brzeg morza, Anglia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43Rozdział 7 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50Rozdział 8 – Szymany, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59Rozdział 9 – Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67Rozdział 10 – Schloss Bellevue, Berlin, Niemcy . . . . . . . . . . . . . . 73Rozdział 11 – Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76Rozdział 12 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78Rozdział 13 – Szczytno, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 83Rozdział 14 – Lotnisko Balice, Kraków, Polska . . . . . . . . . . . . . . . 86Rozdział 15 – Pałac Arcybiskupów Krakowskich,

    Kraków, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91Rozdział 16 – Kraków, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103Rozdział 17 – Pałac Arcybiskupów Krakowskich,

    Kraków, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  107Rozdział 18 – Schloss Bellevue, Berlin, Niemcy . . . . . . . . . . . . . 115Rozdział 19 – Kraków, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117Rozdział 20 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120

    Rozdział 21 – Malbork, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 123Rozdział 22 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 125Rozdział 23 – Szczytno, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 129Rozdział 24 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 131Rozdział 25 – Schloss Bellevue, Berlin, Niemcy . . . . . . . . . . . . . 136Rozdział 26 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 141Rozdział 27 – Góry Kaukazu, Azja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151

    Rozdział 28 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 156Rozdział 29 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 166

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    3/357

    Rozdział 30 – Wewelsburg, Niemcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 170Rozdział 31 – Wewelsburg, Niemcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 178Rozdział 32 – Wewelsburg, Niemcy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 191

    Rozdział 33 – Pałac Mierzęcin, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 201Rozdział 34 – Pałac Mierzęcin, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 206Rozdział 35 – Międzyzdroje, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 212Rozdział 36 – Międzyzdroje, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 217Rozdział 37 – Lotnisko Fiumicino, Rzym, Włochy . . . . . . . . . . . 228Rozdział 38 – Międzyzdroje, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 231Rozdział 39 – Zamek Czocha, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 238

    Rozdział 40 – Zamek Czocha, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 244Rozdział 41 – Bazylika św. Piotra, Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . 252Rozdział 42 – Zamek Czocha, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 256Rozdział 43 – Zamek Czocha, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 271Rozdział 44 – Wałbrzych, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 278Rozdział 45 – Zamek Książ, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 283Rozdział 46 – Zamek Książ, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 287

    Rozdział 47 – Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 294Rozdział 48 – Książ, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 298Rozdział 49 – Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 305Rozdział 50 – Biały Dom, Waszyngton . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 310Rozdział 51 – Watykan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 312Rozdział 52 – Gdzieś na Mazurach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 314Rozdział 53 – Mazury, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 319

    Rozdział 54 – Mazury, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 324Rozdział 55 – Mazury, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 334Rozdział 56 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 339Rozdział 57 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 342Rozdział 58 – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 351Epilog – Stare Kiejkuty, Polska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 358

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    4/357

    7

    Rozdział 1

    Watykan

    W apartamentach papieża panowała niczym niezmącona ci-

    sza. Częściowo przysłonięte okna wpuszczały do pokojów ostatnie

    promienie znikającego słońca. Na stylowym biurku, tym samym,

    przy którym zwykle zasiadał papież, leżało kilka nadzwyczaj sta-rannie ułożonych książek i niedokończony list. Już pobieżny rzut

    oka na niego sprawiał, iż można było się domyślać, że autor, pi-

    sząc ostatnie zdanie, na moment zawahał się. Wyglądało na to, że

    to, co zamierzał przelać na papier, wymagało jeszcze przemyślenia

    lub większego doprecyzowania. Pod zwyczajowymi, grzecznościo-

    wymi zwrotami i nazwiskiem adresata widniała nazwa miasta, doktórego miała dotrzeć korespondencja – Kraków.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    5/357

    8

    Przy biurku ktoś siedział w wygodnym, ogromnym otelu. Nie

    był to jednak papież. Od wejścia do apartamentu można było tylko

    zauważyć wspartą na oparciu otela rękę.Ręka w purpurowym rękawie drgnęła na dźwięk otwieranych

    szeroko drzwi. Siedzący w otelu kardynał podniósł się gwałtow-

    nie, odwracając się w kierunku wchodzących osób. Wyglądał na

    zasępionego i bardzo spiętego, a opalenizna wyraźnie dodawała mu

    lat. Na widok papieża w otoczeniu sióstr zakonnych uśmiechnął się

    i odetchnął z prawdziwą ulgą.Pierwsza myśl, jaka przyszła mu w tamtym momencie do głowy,

    sprawiła, że naprawdę się ucieszył. Nareszcie będzie mógł opowie-

    dzieć o tym, co dręczyło go od kilku miesięcy. Było to jak drzazga

    pod skórą, której nie mógł usunąć. W końcu powie zauanej osobie

    o lawinie pozornie niepowiązanych ze sobą wydarzeń, która ma

    prowadzić do zburzenia istniejącego porządku. Od wielu dni zasta-nawiał się czy i jak można jeszcze temu jakoś zaradzić, zatrzymać

    ten proces.

    – Wasza świątobliwość, jakże się cieszę. Czekałem z niecierpli-

    wością na powrót waszej świątobliwości – przywitał ojca świętego.

    Wchodzący papież w odpowiedzi również się uśmiechnął, roz-

    kładając przyjaźnie ramiona. Podszedł do kardynała.– Miło cię widzieć. Myślałem, że spotkamy się dopiero jutro.

    Obaj mężczyźni uścisnęli się serdecznie.

    – Nie mogłem już dłużej czekać. Muszę waszej świątobliwości

    niezwłocznie zdać relację ze spraw, które budzą mój głęboki niepo-

    kój – kardynał ściszył głos, spoglądając w kierunku towarzyszących

    papieżowi zakonnic.en wyprostował się i spojrzał na kardynała z zaciekawieniem.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    6/357

    9

    – Skoro zwracasz się z tym do mnie, wierzę, że sprawa jest na-

    prawdę poważna. Pozwól więc, że się odświeżę i zaraz porozmawia-

    my. Dzisiejsza podróż z Castel Gandolo w tym upale była trochęmęcząca. Usiądź i poczekaj na mnie – papież udał się do sąsiadują-

    cej z apartamentem łazienki.

    Kardynał Romanazzi podszedł do okna.

    Był jednym z najbliższych współpracowników poprzedniego

    papieża. Włochem, którego zaakceptował papież Polak. Był rów-

    nież osobą o ogromnym wpływie na politykę zagraniczną StolicyApostolskiej. W Watykanie od lat miał ugruntowaną, mocną pozy-

    cję. o właśnie jego opinie miały wpływ na działania podejmowa-

    ne przez głowę Kościoła. Jego rozsądek i intuicja niejednokrotnie

    pomagały w rozwiązywaniu najtrudniejszych międzynarodowych

    konfliktów. Był przy papieżu, gdy narodziła się Solidarność, gdy ru-

    nął mur berliński, był i wówczas, gdy Unia Europejska rozszerzyłasię na wschód.

    Zajmując się sprawami ogromnej wagi, sam był człowiekiem

    niezwykle skromnym, unikającym kamer i fleszy otoreporterów.

    Nigdy nie komentował wydarzeń, w które się angażował. Nie miał

    osobistych aspiracji, pomimo iż miejsce, które zajmował w kościel-

    nej hierarchii, wywoływało zazdrość u wielu prominentnych waty-kańskich urzędników.

    W życiu Stolicy Apostolskiej walka o zaszczyty i pozycje była

    równie silna jak gorliwe maniestowanie związków z Bogiem. W tej

    walce kardynał zajmował bardzo specyficzne miejsce. Wyznawał

    w życiu zasadę niemówienia o nikim źle i chyba właśnie to wynio-

    sło go na same szczyty władzy tego osobliwego, konserwatywnegopaństwa.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    7/357

    10

    Stojący przy oknie kardynał zamyślił się. Wspominał poprzed-

    niego lokatora pokoju, w którym się znajdował.

    Setki godzin spędzonych wspólnie na politycznych rozważa-niach, których eekt zdumiewał cały świat. Upadały polityczne sy-

    stemy, przetaczały się bezkrwawe rewolucje.

    Nawet w najbliższym otoczeniu niewiele osób zdawało sobie

    sprawę z aktu, że Romanazzi należał do grona kilkudziesięciu osób

    zajmujących się konstruowaniem politycznych strategii. Ludzie ci,

    rozrzuceni po całym świecie, zawsze potrafili się odnaleźć, gdy tyl-ko wymagała tego sytuacja. Odszukać właściwy numer teleonu,

    zadzwonić w najbardziej odpowiednim momencie. Czasem kilku-

    minutowy teleoniczny kontakt potrafił zmienić bieg historii na róż-

    nych szerokościach geograficznych, przestawiając ją na inne tory.

    Romanazzi od lat perekcyjnie wypełniał swoje zadania. o do

    niego odzywał się teleon, gdy wyczerpywały się pomysły na za-trzymanie pędzącej lawiny zdawałoby się nieuchronnych zdarzeń.

    Skrzypienie otwieranych drzwi przerwało rozmyślania kardyna-

    ła. W drzwiach pojawił się Papież. Wszedł wolnym krokiem wszedł

    do apartamentu.

    Obecne w pokoju zakonnice zaczęły rozkładać srebrną zastawę

    do kawy. Ojciec święty zaczekał, aż ciemny, aromatyczny napój wy-pełni secesyjne filiżanki. Zakonnice dyskretnie, niemal bezszelest-

    nie opuściły pokój.

    Mężczyźni usiedli naprzeciw siebie na wyściełanych atłasem,

    osiemnastowiecznych otelach. W powietrzu unosiła się atmosera

    oczekiwania.

    – Proszę, opowiadaj, jakie to sprawy aż tak cię poruszyły – po-prosił życzliwie papież.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    8/357

    11

    – Muszę przekazać coś… – kardynał zawahał się. – Chciałem jesz-

    cze poczekać, ale dowiedziałem się, że w londyńskiej klinice umiera

    człowiek otruty przez agentów rosyjskiego wywiadu. Wprowadzonomu do organizmu pierwiastek radioaktywny. Jestem przekonany, że

    chciał ujawnić akty, które mogą spowodować lawinę zdarzeń, nad

    którymi nikt nie zapanuje. Od lat objęte szczególną tajemnicą.

    – Czy chcesz mi powiedzieć coś, czego bym nie wiedział?! –

    zdumiał się papież. – Wyjaśnij to – zmarszczył brwi.

    Kardynał zmieszał się.Powoli podniósł do ust filiżankę z kawą, zastanawiając się, w jaki

    sposób, jednocześnie delikatny i niepozostawiający wątpliwości,

    może naświetlić papieżowi całą sprawę.

    – Problem w tym, że sprawa ta dotyczy przede wszystkim sto-

    sunków pomiędzy Niemcami i Polską. Ojczyznami poprzednie-

    go i obecnego zwierzchnika Kościoła. Nie chcieliśmy wywoływaćniepotrzebnej paniki… Jednakże problem wciąż narasta. Konflikt

    może mocno skomplikować przyszłe losy Europy – kardynał starał

    się umiejętnie dobierać słowa.

    Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w żadnym wypadku

    nie może pozwolić sobie na utratę zauania papieża. Zwłaszcza te-

    raz, gdy przekonał się, że jego wcześniejsze podejrzenia zaczynałysię sprawdzać i pomoc papieża będzie konieczna.

    W pokoju zapanowała pełna napięcia cisza.

    Wzrok siedzących naprzeciw siebie mężczyzn spotkał się. Kardynał

    czuł się wyjątkowo niekomortowo, zaskoczył papieża. Zarzucał sobie,

    że tak ważnej sprawy nie przedstawiono ojcu świętemu, gdy obejmo-

    wał swoje stanowisko. W jego oczach dostrzegł niemy wyrzut.– Ile osób wiedziało o tym wcześniej? – zapytał papież.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    9/357

    12

    – rzy. Poprzedni papież, ja i kardynał, który został odesłany

    ostatnio do Polski – odparł.

    – Rozumiem – teraz papież przełknął łyk kawy.– Problem ten dotyczy także Rosji… – kontynuował ostrożnie

    kardynał.

    Wstrzymał na chwilę oddech, wyraźnie czekając na kolejne za-

    chęcające pytanie.

    – Mów, proszę – papież uśmiechnął się do swojego rozmówcy

    chcąc rozładować napiętą atmoserę. Kardynał zawahał się na moment.

    Poruszył się w otelu, biorąc głębszy oddech. Czuł się winny, że

    nie poinormował papieża wcześniej. Miał nadzieję, że sprawy pój-

    dą w inną stronę. eraz nie miał już żadnego wyboru. Robiło się

    coraz bardziej niebezpiecznie. Zaczęli ginąć ludzie. Otruto osobę,

    która mogła ujawnić ważne inormacje. Ktoś za wszelką cenę chciałutrzymać wszystko w tajemnicy. Politycy zgrabnie tuszowali pomi-

    nięcie Polski w polityce energetycznej Europy.

    – Jak waszej eminencji wiadomo, negocjacje Unii Europejskiej

    z Rosją utknęły w martwym punkcie. I to właściwie za sprawą Pol-

    ski i wysuwanego przez nią żądania zniesienia embarga na eksport

    mięsa do tego kraju. Rozmawialiśmy już na ten temat. Problemw tym, że zaistniała sytuacja nie jest taka, jak przedstawiają ją po-

    litycy. o zaałszowany obraz. Z jednej i drugiej strony wschodniej

    granicy Unii narasta poważny konflikt, ale proszę mi wierzyć, że to

    tylko wierzchołek góry lodowej.

    Kardynał wstał z otela i począł przechadzać się po pokoju.

    – Zacząłem szczegółowo studiować ten problem, odkrywająccoraz więcej łączących się ze sobą elementów. Na tle zachodzących

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    10/357

    13

    wydarzeń przybierają wyraźny kształt misternie ułożonej intrygi,

    wpływającej na obecny układ polityczny naszego kontynentu.

    – Intrygi? – zapytał papież. – Nie bardzo cię rozumiem… Czyna poparcie tej tezy masz jakieś konkretne dowody?

    – Postaram się wyjaśnić – ożywił się kardynał. – Analizując sy-

    tuację podczas wspólnych dyskusji, zastanawialiśmy się, skąd bio-

    rą się aż tak złe stosunki kraju, z którego wywodził się poprzedni

    papież, z Rosją. Spektakularny, narastający kryzys. Wzajemna nie-

    chęć i agresja.Co najdziwniejsze, można by jeszcze zrozumieć tę sytuację

    w chwili, kiedy Polska rządzona była przez doświadczonych w ko-

    munizmie ludzi, zrozumieć ich zadawnioną niechęć do symboli

    poprzedniego systemu. Ale jak wytłumaczyć ostatnie dziesięć lat?

    Dziesięć lat prezydentury człowieka, który był przyjacielem Krem-

    la. Jak wytłumaczyć akt, że właśnie podczas tej prezydentury re-lacje między obydwoma krajami z roku na rok stawały się coraz

    bardziej trudne i napięte?

    Kardynał zamilkł.

    W apartamencie panowała cisza przerywana jedynie głośnym

    oddechem papieża.

    – Wspomniałeś coś o roli mojej ojczyzny… – odezwał się pa-pież.

    – ak, chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że to właśnie

    przy jej udziale w Rosji powstała ostatnia koncepcja ominięcia Pol-

    ski w dostawach surowców energetycznych do Niemiec i innych

    krajów Europy Zachodniej.

    Poza tym, wasza świątobliwość, proszę się zastanowić: jak czę-sto zdarza się, by sze rządu jednego kraju został członkiem kie-

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    11/357

    14

    rownictwa ogromnego światowego koncernu w innym państwie?

    I to poprzedni sze rządu kraju tak odmiennego politycznie. Czy to

    normalna biznesowa procedura?– o rzeczywiście przypadek dosyć szczególny… Co dalej? – pa-

    pież wydawał się być coraz bardziej zaciekawiony.

    – Jestem przekonany, że kolejnym krokiem będzie ominięcie

    Polski w tranzycie kolejowym z Rosji do Niemiec za pośredni-

    ctwem morskich promów towarowych… Wobec tego nasuwa się

    pytanie, czy niechęć prezydentów obu sąsiadujących państw możemieć aż tak ogromne skutki ekonomiczne. Czy możemy mieć

    pewność, że przypadkowo wskazany analityk polityczny lub eko-

    nomiczny zechce zrozumieć, że miliardy euro zostają wydane, by

    opłacić ambicje prezydenta największego kraju świata? Co takie-

    go stało się przyczyną tej sytuacji? Komu i dlaczego naprawdę na

    tym zależało? Czyżby odżyły tradycje przedwojennych pomysłówna pakty w stylu Ribbentrop-Mołotow? Chęć osłabienia znaczenia

    kraju będącego jednym z undamentów Kościoła w Europie? Jaką

    rolę w eskalowaniu tego konfliktu odegrały inne rządy – na przy-

    kład Stanów Zjednoczonych?

    Kardynał przechadzał się po pokoju. Jego podekscytowanie

    rosło.– Śledziłem tę sytuację coraz bardziej zaintrygowany… stara-

    łem się odpowiedzieć na nasuwające się pytania i wątpliwości…

    Doszedłem do zatrważających wniosków.

    Kardynał zatrzymał się na chwilę przy oknie. Zamilkł na mo-

    ment, starając się pozbierać myśli. Chciał jak najbardziej rzeczowo

    i wiarygodnie przekazać wynik swojej analizy.Odwrócił się do papieża.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    12/357

    15

    – Czy ktoś jeszcze wie o wynikach twoich przemyśleń? – zapytał

    ojciec święty.

    – ak, swoje wątpliwości konsultowałem z… – kardynał za-wahał się – z przyjacielem. Kiedy zaczęliśmy łączyć akty, coraz

    dokładniej poznawać relacje pomiędzy poszczególnymi wydarze-

    niami i ludźmi, doszedłem do wniosku, że mamy do czynienia ze

    spiskiem na skalę światową. Również z udziałem osób, których na-

    zwiska nie schodzą z pierwszych stron gazet.

    Papież wstał ze swojego otela i podszedł do kardynała. Złapał gooburącz za przedramiona.

    – Muszę poznać całą prawdę – zwrócił się gwałtownie do kar-

    dynała.

    – Ależ oczywiście – odparł podekscytowany kardynał. – Chcia-

    łem przeprosić, że zwlekałem, ale moje śledztwo doprowadziło mnie

    również do Watykanu – usprawiedliwiał się. – Wśród najbardziejzauanych ludzi waszej eminencji jest osoba będąca uczestnikiem

    zaplanowanych wydarzeń, o których przyszedłem opowiedzieć.

    – Kogo masz na myśli? – przerwał zaintrygowany papież. Spoj-

    rzał w oczy rozmówcy.

    – o…

    W tym momencie słowa kardynała zagłuszył dźwięk rozbijanejszyby.

    Na białej sutannie pojawiła się krew. Kardynał przytrzymywany

    przez ojca świętego za ręce osunął się na kolana. Chwilę potem jego

    ciało upadło bezwładnie na podłogę.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    13/357

    16

    Rozdział 2

    Stare Kiejkuty, Polska

    Zbliżał się wieczór.

    W jednym z mazurskich jezior można było dostrzec pomarań-

    czowe odbicie promieni słonecznych. Sielski obrazek dopełniał

    sosnowy las kołyszący się delikatnie w rytm podmuchu popołu-dniowego wiatru.

    Do maleńkiej miejscowości o nazwie Stare Kiejkuty trudno było

    trafić przypadkowo. Ukryta na końcu świata wśród lasów i jezior

    oddalona była o wiele setek kilometrów od Warszawy.

    Jeszcze trudniejsze od znalezienia tej mazurskiej wioski było

    uzyskanie inormacji, że to właśnie tutaj znajduje się tajemniczyośrodek szkoleniowy polskiego wywiadu. Pilnie strzeżony, poło-

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    14/357

    17

    żony na uboczu, stał się miejscem częstych wizyt znakomicie wy-

    szkolonych agentów. Przyglądając się mapie trudno było dostrzec

    położone w pobliżu lotniska Szymany.Biegnącą wśród lasów wąską drogą jechało granatowe audi A6

    na niemieckich numerach rejestracyjnych. Siedzący za kierowni-

    cą mężczyzna spokojnie prowadził samochód. Razem z towarzy-

    szącą mu kobietą mogli w tych stronach uchodzić za potomków

    zamieszkujących kiedyś te tereny Niemców. Mężczyzna miał oko-

    ło czterdziestki. Był wysokim, przystojnym blondynem o śniadejkarnacji. Urodził się we Francji, ale od lat mieszkał w Niemczech.

    W zasadzie swoje rancuskie korzenie rozpoznawał bardziej na

    rodzinnych otografiach niż w narodowym samopoczuciu. Było

    w nim jednak mało niemieckiego ducha. Marc, tak na imię miał

    mężczyzna, był nonkonormistą. Nie poddawał się narzucanej za-

    wodowej dyscyplinie. Buntował przeciw utartym sposobom my-ślenia i wynikającego z tego postępowania. Szukał zawsze swojej

    prawdy. Fakt, że szybko się nudził, nie odrywał go od podejmowa-

    nych spraw, zwłaszcza wówczas, gdy te wciągały go swoją tajem-

    niczością.

    owarzysząca mu kobieta była znacznie młodsza. Długie kru-

    czoczarne włosy harmonizowały z jasną cerą i zielonymi oczami.Smukłe nogi znakomicie współgrały z jej szczupłą sylwetką. Była

    bardzo ładną dziewczyną. Oceniając jej wiek, chyba tak można

    było o niej powiedzieć.

    Oboje byli dziennikarzami opiniotwórczego niemieckiego

    dziennika. Mieszkali i pracowali w Hamburgu. o tam była sie-

    dziba ich redakcji. Niedaleko portu. Kierowca samochodu byłniezwykle zdolnym, odnoszący sukcesy na polu dziennikarstwa

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    15/357

    18

    śledczego człowiekiem. o on był korespondentem tragicznych

    zdarzeń w Nowym Jorku w 2001 roku. o za jego sprawą zde-

    maskowano siatkę europejskiej agendy Al-Kaidy, która doprowa-dziła do zamachów w Madrycie i Londynie. Był wszędzie tam,

    gdzie działy się ważne dla świata wydarzenia. Często ryzykował

    życiem realizując swoje materiały. Ryzykował, lecz gdy tylko na

     jego biurku dzwonił teleon, a temat okazywał się interesujący,

    pakował walizkę i znikał, pojawiając się w najodleglejszych zakąt-

    kach świata.Kobieta w zasadzie dopiero debiutowała w swoim zawodzie. Była

    początkująca dziennikarką, tyle tylko, że od pozostałych członków

    zespołu dziennikarskiego różnił ją jeden znamienny akt. Była cór-

    ką właściciela wydawnictwa. a potencjalna nobilitacja na co dzień

    utrudniała jej życie. Ambitna, zdolna dziewczyna otoczona była

    znaczącymi uśmiechami kolegów po achu i cieplarnianą atmo-serą tworzoną przez unkcyjnych pracowników gazety. „W końcu

    córka szea” – zakodowali sobie, kiedy dołączyła do zespołu. Ucie-

    szyła się, kiedy Marc zaproponował jej wspólną podróż. Wyjecha-

    li zostawiając krótką inormację: „jedziemy realizować materiał,

    wracamy za kilka dni. Będziemy w kontakcie”. Dokąd pojechali,

    nie wiedział nawet jej ojciec. Kiedy wyjeżdżała, był w Chicago nakongresie. Usprawiedliwiła się nadzieją, że zdąży wrócić przed jego

    przyjazdem. Ojciec wprawdzie nie kontrolował jej oficjalnie, ale lu-

    bił wiedzieć, co się z nią dzieje.

    Mężczyzna, skupiony na jeździe milczał. Kobieta wyglądała na

    lekko zmęczoną. Przeciągnęła się na siedzeniu, które po wielu go-

    dzinach jazdy stawało się coraz mniej wygodne.– Jesteś pewien, że ta wyprawa ma sens? – zapytała.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    16/357

    19

    – Wiesz, w naszym zawodzie czeka cię sporo takich doświad-

    czeń, kiedy długo nie będzie można powiedzieć, że to co robisz

    w danej chwili, ma sens. Chyba ma – uśmiechnął się.– No tak, mój ojciec, przestrzegał mnie przed tym zawodem. Wiesz,

    nie chciał, bym pracowała w rodzinnym interesie – poirytowała się.

    – Rodzinnym interesie? – mężczyzna roześmiał się. – Ładnie to

    nazwałaś. Ogromny światowy koncern, potentat prasowy. Szkoda,

    że nie jestem synem twojego ojca. Wiedziałbym, co z tym zrobić

    – zażartował.– Zawsze możesz zostać jego zięciem – zadrwiła.

    Mężczyzna zmieszał się.

    – o na szczęście tak prawdopodobne jak wygrana na loterii

    – odparł.

    Spojrzała na niego marszcząc brwi.

    – Nic się nie bój, już tata znajdzie dla mnie jakiegoś bankrutu- jącego księcia.

    Słabnący blask zachodzącego słońca przebijał się przez sosnowe

    igły. Widok za oknem zachęcał do zatrzymania samochodu, jednak

    nie to było zamiarem kierowcy.

    – Mam nadzieję, że dojedziemy przed zmrokiem – odezwał się.

    – Myślisz, że znajdziemy jakieś wygodne miejsce, gdzie mogli-byśmy się zatrzymać? – kobieta miała już wyraźnie dość podróży.

    – Sądząc po tym, co planujemy, raczej celę z niewygodnymi

    pryczami – mimo zmęczenia nie opuszczał go dobry nastrój – ale

    nie jestem pewien, czy nas do tego oryginalnego hotelu wpuszczą.

    Spojrzała na niego, wyraźnie się ożywiając.

    – Przeanalizujmy twoją rozmowę z inormatorem raz jeszcze.Możesz ją powtórzyć?

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    17/357

    20

    Zamyślił się, starając przypomnieć sobie zdarzenie, o które go

    pytała.

    – eleon do redakcji zadzwonił krótko przed północą. Byłemzaskoczony, bo na ogół o tej porze nikt już nie dzwoni… siedziałem

    nad artykułem o dostawach broni do Iraku…

    – Wspominałeś coś o tym – wtrąciła kobieta. – Udało ci się do-

    trzeć do pośrednika.

    – Właśnie… wówczas całkowicie mnie to pochłaniało. Jak mó-

    wiłem, zadzwonił teleon. Podniosłem słuchawkę. Po drugiej stro-nie odezwał się niski męski głos mówiący po niemiecku ze wschod-

    nim akcentem.

    – Myślisz, że to był Polak?

    – Nie wiem… tak trudno ich odróżnić od Rosjan.

    Odkręciła butelkę z coca-colą.

    – Ledwo żyję… Przepraszam. I co powiedział?– Zapytał o mnie. Doskonale wiedział z kim chce rozmawiać.

    Mam wrażenie, że chciał się upewnić, że ma do czynienia właśnie

    ze mną… o nie był przypadkowy teleon.

    Uniosła brwi ze zdziwieniem.

    – Dziwne. Skąd wiedział, że siedzisz w redakcji tak długo. Zresz-

    tą, to akurat nieważne. Co było dalej?– Stanowczo poprosił o dyskrecję. Przedstawił się jako pracow-

    nik lotniska w Szymanach. Nie wiedziałem, o jakich Szymanach

    mówi. Precyzyjnie określił lokalizację. Powiedział, że na tym nie-

    wielkim lotnisku lądują od pewnego czasu jakieś podejrzane sa-

    moloty.

    Poprawiła się na otelu.– Samoloty? – powtórzyła . – Co miał na myśli ?

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    18/357

    21

    – Stwierdził, że samoloty odlatywały natychmiast po lądowaniu

    z pominięciem standardowych procedur.

    – Czy powiedział ci, dlaczego zadzwonił właśnie do ciebie?– ak, powiedział , że zna moje publikacje. Wytłumaczył, że za-

    skoczył go akt, iż pracownicy dostawali wtedy zaskakująco wyso-

    kie premie. Nocne lądowania bez zapowiedzenia, premie, wszystko

    to wydało mu się bardzo dziwne.

    – o logiczne, ale dlaczego nie zadzwonił do jakiejś polskiej ga-

    zety? Z pewnością też by się tym zainteresowali.– Mówił, że nie ua polskiej prasie. Wiesz, powiedział mi coś

     jeszcze. Coś, co wydało mi się zupełnie nieprawdopodobne.

    – Co takiego? – zapytała.

    – Powiedział, że domyśla się, co dzieje się w tym ukrytym przed

    ludźmi miejscu, ale nie wyjawił co miał na myśli.

    W samochodzie zapanowało milczenie.Mężczyzna zmarszczył czoło, przypominając sobie tamtą roz-

    mowę. Kobieta zastanawiała się nad tym, co powiedział. Spojrzała

    przez okno samochodu.

    – Nigdy wcześniej o niczym takim nie słyszałam – powiedziała

    niepewnie.

    – Ja też… na drugi dzień sprawdziłem stronę internetową tegolotniska. I wiesz, co tam znalazłem?

    – ak?

    – Inormację, że działalność lotniska została zawieszona – po-

    wiedział.

    Samochód wtoczył się na kamienistą drogę. Mogło się wydawać,

    że koniec świata był już blisko. Kierowca starał się prowadzić gotak, by jak najmniej nim rzucało.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    19/357

    22

    – Ach, te polskie drogi – pomyślał.

    Jazda we wskazane przez tajemniczego rozmówcę miejsce bu-

    dziła w nim mieszane uczucia. o, że na lotnisku lądują jakieś sa-moloty, nie jest jeszcze czymś nadzwyczajnym.

    Faktem jest, że byli niedaleko od miejsca, w którym kilkadziesiąt

    lat temu zbudowano tajną kwaterę Adola Hitlera. Wiedział, że to

    właśnie tutaj decydowały się losy wschodniej części Europy. Wi-

    dział, że to właśnie tutaj Hitler cudem uniknął śmierci. Możliwość

    odwiedzenia sąsiedniego kraju, w którym znajdowało się miejsceowiane tajemnicą, ucieszyła go. Polska pełna była śladów i blizn

    przeszłości. ajemnicze zamki, podziemne korytarze, ukryte skar-

    by zostały wpisane w jej historię.

    – Chyba jesteśmy już na miejscu – odezwał się do swojej to-

    warzyszki. Możemy pojechać do Szczytna i tam poszukać miejsca

    do spania lub znaleźć coś tutaj, w jakiejś prywatnej kwaterze. Corobimy?

    – Jest mi wszystko jedno… Może rozejrzymy się po okolicy? Za

    chwilę będzie ciemno. Wiesz, a może pojedziemy do tego miejsca,

    które polecił mi kolega z redakcji?

    – Możemy, spróbuję je wobec tego znaleźć.

    Samochód toczył się spokojniej.– Czy ten człowiek kontaktował się jeszcze później z tobą? Czy

    zostawił ci jakieś namiary na siebie? – wróciła do poprzedniej roz-

    mowy.

    – Nie. Nie chciał. Podałem mu swój numer teleonu komórko-

    wego. Prosiłem, żeby zadzwonił, gdyby zdarzyło się coś ważnego.

    Na tym rozmowa się skończyła.– Kiedy to było? – zapytała.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    20/357

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    21/357

    24

    Samochód zatrzymał się. Oboje podeszli do wejścia.

    – Halo! Czy jest tam ktoś? Dzień dobry! – zawołał po polsku.

    Miał niewątpliwy talent do języków. Z każdej części świata,w której bywał, przywoził sporo słów i zwrotów.

    Nawoływanie przyniosło spodziewany skutek. Z chaty wyszedł

    mężczyzna, około pięćdziesiątki. Przystojny, ze srebrzącymi się

    włosami. Swoim wyglądem nie przypominał sportowca. Nie wy -

    glądał na kogoś, kto przeżył tutaj całe życie.

    – Dobry wieczór. W czym mogę pomóc? – spojrzał na rejestra-cję samochodu i dalej odezwał się po niemiecku. – Nieczęsto zda-

    rza się, by ktoś tutaj zabłądził. Co państwa do mnie sprowadza?

    – O, jaka niespodzianka! – rzekł zaskoczony mężczyzna. – aki

    przystojny gospodarz witający nas w naszym języku. Nazywam się

    Marc Perce, a to moja partnerka Monik. Jesteśmy dziennikarzami.

    Przyjechaliśmy, aby zrobić materiał o pięknych Mazurach.– Cel zacny, Mazury zawsze ascynowały swoim urokiem. Je-

    stem Kajetan. Mieszkam tutaj – spojrzał na nich. – Pozwolę sobie

    zgadnąć – szukacie miejsca, aby się zatrzymać?

    – Chyba jest pan jasnowidzem – zażartowała Monik. – Jestem

    gotowa oddać wszystko, aby choć na trochę tu zamieszkać. Mój

    znajomy mieszkał u pana kilka dni w zeszłym roku.– Na wszystko to chyba pani towarzysz by się nie zgodził

    – uśmiechnął się Kajetan. – Znajomy? Z Niemiec? Rzeczywiście,

    chyba zrobił mi reklamę . Skoro pani wyznanie było takie szczere,

    nie śmiałbym się przeciwstawić pani woli. Na jak długo zamierza-

    cie się tutaj zatrzymać?

    – Nie chcemy sprawiać panu kłopotu, najwyżej na dwie noce– Marc starał się usprawiedliwić nagłe najście.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    22/357

    25

    – Nie przyjmuję na ogół gości, oczywiście mam na myśli tych,

    których nie zapraszam. Proszę, zabierzcie swoje bagaże i wejdźcie

    do środka.– Jesteśmy bardzo wdzięczni – podziękowała Monik.

    Podeszli do samochodu. Marc otworzył drzwi i wyjął teleon

    komórkowy. Spojrzał na wyświetlacz. Na skali zasięgu miał ledwie

    widoczną jedną kreskę.

    – Nie jest tak źle – ucieszył się. – Kto by pomyślał, że w takim

    miejscu będzie sygnał. Można zamówić pizzę – zażartował.– Nie sądziłam, że nasza wycieczka przekształci się w rajski

    urlop – odezwała się Monik, wyjmując swoje rzeczy z bagażnika.

    – Zabierzesz moją walizkę?

    – Oczywiście, zaraz do ciebie przyjdę. Mam nadzieję, że gospo-

    darz ma dla nas dwa osobne pokoje.

    – Nie przejmuj się, w najgorszym wypadku będziesz, jak w każ-dym przeciętnym filmie, spał na kanapie – Monik wydawała się

    bawić sytuacją. – Mam nadzieję, że nie chrapiesz?

    Marc zmieszał się.

    – Chyba wystarczy, że nie palę – odezwał się do siebie.

    Monik w doskonałym humorze poszła w kierunku chaty.

    Marc wyjmował ciężkie walizy.– Ciekawy jestem, kim jest nasz gospodarz – pomyślał. – Nie

    wygląda na mieszkańca Mazur. Mam nadzieję, że nie trafiliśmy na

     jakiegoś agenta.

    Upewnił się, że ukryty pod marynarką tkwi średniej wielkości

    rewolwer. Nie był zwolennikiem posiadania broni, ale życie zmu-

    siło go do poszukiwania sposobów dbania o własne bezpieczeń-stwo.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    23/357

    26

    Wyjmując bagaże, poczuł zmęczenie. Zamknął samochód, za-

    brał walizki i zniknął we wnętrzu chaty.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    24/357

    27

    Rozdział 3

    Szymany, Polska

    Jeśli ktokolwiek miałby ochotę, aby odwiedzić międzynarodowe

    lotnisko w Szymanach, niech nie oczekuje tablic wskazujących kie-

    runek, wytwornego terminala i ryku silników samolotowych star-

    tujących co jakiś czas. Nawet najbardziej zaascynowany podróża-mi lotniczymi, nie miałby najmniejszej szansy tu trafić.

    Stary zapomniany obiekt kryją mazurskie knieje.

    Betonowy pas startowy już mocno satygowany, z biegającymi

    po nim swobodnie leśnymi zwierzętami. Na pierwszy rzut oka nic

    ciekawego nie może się tu wydarzyć. Obszar ten jednak od lat kryje

    prawdziwą tajemnicę. Niedaleko lotniska znajdują się Stare Kiejku-ty położone na północ od Szyman.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    25/357

    28

    Maleńka wieś. rzydziestu pięciu mieszkańców w trzydzie-

    stu dwóch domach. Znaczna część spośród nich zatrudniona jest

    w tajnej jednostce wojskowej. Kobiety pracują głównie przy obsłu-dze wojska, mężczyźni wykonują drobne naprawy, a z racji tego, że

    robią to dla przyszłych szpiegów, są nauczeni milczenia. Jednostka

    ta jest ściśle tajna.

    Kiejkuty dzielą się na dwie części leżące po przeciwnych stronach

     jeziora Starokiejkuckiego. Właściwie wieś ciągnie się tylko wzdłuż

    głównej szosy. Do części drugiej, w której znajduje się podobnoośrodek wypoczynkowy, prowadzi droga lokalna. Już na samym jej

    początku umieszczony jest zakaz wjazdu. Nic nie wskazuje na to, że

     jest to teren strategicznego obiektu wojskowego. Dopiero po kilku-

    dziesięciu metrach można dojrzeć przybitą gwoździem do drzewa

    tabliczkę z zakazem otograowania i ostrzeżenie o rozpoczyna-

     jącej się strefie wojskowej. Kilometr dalej znajduje się JednostkaWojskowa 2669, wtajemniczonym znana jako Ośrodek Kształcenia

    Kadr Wywiadu, prawdziwa szkoła szpiegów.

    * * *

    Marc obudził się przed piątą.Spojrzał na śpiącą w łóżku obok Monik.

    – Urocza ta moja towarzyszka podróży – pomyślał.

    Gospodarz zaprosił ich do pokoju z dwoma łóżkami. Pozwoliło

    to na uniknięcie niezręcznej dla obojga sytuacji.

    Marc był w dobrym nastroju, wstał z łóżka i podszedł do okna.

    – Piękna pogoda. Aż chce się żyć… – uśmiechnął się do siebie.Po cichu wszedł do łazienki, którą wczoraj wskazał im gospodarz.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    26/357

    29

    Wytłumaczył się, że wczesna godzina jego aktywności związana

     jest z pasją porannego wędkowania. Zabrał ze sobą sprzęt nie tyl-

    ko z chęci usprawiedliwienia wizyty na Mazurach, ale i trochę dlaspełnienia własnego, rzadko uprawianego hobby.

    Ogolił się, wziął prysznic. Wrócił do pokoju, by się ubrać. Nie

    chciał obudzić Monik. Jeszcze raz spojrzał w jej kierunku.

    – Będzie zła, że ją zostawiłem. rudno, mój tajemniczy roz-

    mówca mógłby się spłoszyć – usprawiedliwił się przed sobą.

    Wyszedł do samochodu.Spojrzał w niebo.

    – Ale pogoda – powtórzył w myślach swoją wcześniejszą myśl.

    Sądził, że nie powinien mieć problemu ze znalezieniem drogi.

    Ruszył zostawiając chatę za sobą. Samochód toczył się cicho, wyje-

    chał na asaltową szosę. Po kilkudziesięciu minutach był w pobliżu

    lotniska. Nie zauważył niczego, co mogłoby go zaniepokoić.Zatrzymał się. Wyjął ze schowka kartkę papieru, na której zro-

    bił szkic dojazdu zgodnie z instrukcją otrzymaną od teleonicz-

    nego rozmówcy. Conął samochód i wjechał w równoległą leśną

    ścieżkę.

    – Koniec jazdy – pomyślał wysiadając z auta. – Dalej pieszo.

    Ruszył w kierunku miejsca niezwykłego spotkania. Nie docie-rały tutaj odgłosy pobliskiego lotniska. Marca przepełniło znane

    mu uczucie podnoszącej się adrenaliny i ciekawości. ak jak wtedy,

    gdy w Londynie spotkał się z inormatorem tajnego stowarzyszenia

    byłych oficerów Stasi. Wtedy jednak jego życiu groziło niebezpie-

    czeństwo. ym razem sam nie wiedział czego się spodziewać.

    – Dotychczas wydawało mi się, że takie miejsca są wyłączniepoza Europą – diabeł mówi tu dobranoc – pomyślał.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    27/357

    30

    Droga, którą się poruszał, wyglądała na nieużytkowaną. Zaroś-

    nięta, z koleinami przypominającymi ślady czołgowych gąsienic.

    – o chyba jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów – pocieszył się.Spotkanie z nieznajomym miało odbyć się przy starym młynie wod-

    nym, który od lat stał opuszczony. o właśnie tam tajemniczy rozmów-

    ca Marca wskazał miejsce rozmowy. Sąsiedztwo obiektów wojskowych

    zmniejszało szanse natknięcia się na okolicznych mieszkańców. Jedy-

    nie dzikie zwierzęta biegały swobodnie po tym terenie nieświadome

     jego znaczenia. Choć gdyby wiedziały, jakich mają naprawdę sąsiadów,znalazłyby sobie pewnie spokojniejsze miejsce do życia.

    Marc znalazł się na polanie. Chylący się ku upadkowi budynek

    młyna dodawał polance uroku.

    Zaczął powoli zbliżać się do zabudowań, starając się robić trochę

    hałasu, aby nie zaskoczyć swojego rozmówcy.

    Na zarośniętym trawą przewróconym młyńskim kole ktoś sie-dział. Ubrany był w wojskową kurtkę. Na głowie, mimo narastają-

    cego upału, miał wojskowy kapelusz. Jego twarz maskowała zielona

    chusta. Najwyraźniej chciał pozostać anonimowy.

    Marc podszedł do mężczyzny. Wyciągnął rękę w geście powita-

    nia. Szorstka dłoń uścisnęła dłoń Marca.

    – Witam, cieszę się, że zechciał się pan ze mną spotkać – powie-dział Marc.

    – Proszę nie dziękować, w końcu to była moja inicjatywa – od-

    parł mężczyzna. – Chciałem, by ktoś z cywilizowanej części Europy

    dowiedział się, co się tutaj dzieje. Najpierw towarzyszyli nam Ru-

    scy, a teraz Amerykanie.

    – Jacy Amerykanie? Kogo pan ma na myśli? Nic pan wcześniejnie wspominał – zdziwił się Marc.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    28/357

    31

    – Naprawdę? –nieznajomy wzruszył ramionami. – Nie mówi-

    łem, że samoloty były amerykańskie?

    – Nie! Jakie samoloty?– Być może. W każdym razie samoloty były amerykańskie.

    Sprawdziłem to. I jestem pewien, że dzieje się tu coś złego. Ktoś

    prowadzi jakąś grę skrywaną przed światem. Dlatego do pana za-

    dzwoniłem. Nagle po wielu latach spokoju zaczęły się dziwne lądo-

    wania, tajemnicze transporty. Pojawiły się samoloty, jakich te oko-

    lice wcześniej nie widziały. Kiedyś pomyślałbym, że to Ruscy cośkombinują, ale teraz? Po Ruskich pozostało tylko wspomnienie.

    Najwyraźniej to nasi sojusznicy coś rozrabiają. Jestem przekonany,

    że to jakaś podejrzana operacja. Liczę na pańską dyskrecję, boję się

    o swoje życie.

    – Ależ oczywiście, mam taki obowiązek – potwierdził Marc.

    – No dobrze, co chce pan wiedzieć?– Proszę opowiedzieć mi o tych samolotach.

    – erminy przylotów były zawsze pilnie strzeżoną tajemnicą.

    Samolot pojawiał się nagle i tak samo nagle, poza wszelką proce-

    durą, znikał. Pamiętam szczególnie jedno takie lądowanie. Nikt nie

    uprzedził mnie o tym akcie. Na krótko przed nim do wieży weszło

    dwóch cywili, którzy powiadomili obsługę, że za godzinę przyleciniezapowiedziana maszyna.

    – Wcześniej tak nie bywało? – zapytał Marc.

    – Nie, mówiłem, że lądowano z naruszeniem tradycyjnych pro-

    cedur.

    – Co stało się potem? – zapytał Marc.

    – Gdy samolot wylądował, podeszło do niego tylko dwóch ofi-cerów Straży Granicznej. Zostali przysłani z Kętrzyna. Podjechały

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    29/357

    32

    też dwa busy z przyciemnionymi szybami. Rejestracje samocho-

    dów rozpoczynały się na literę H. ak samo są oznaczone pojazdy

    z oddalonej o około dwadzieścia kilometrów szkoły agentów wy-wiadu w Starych Kiejkutach. Samolot zatrzymał się na pasie w taki

    sposób, że z okien nie można było zobaczyć, czy ktoś wsiada albo

    wysiada. Maszyna nie tankowała i po około półgodzinie odleciała.

    Busy, nie zatrzymując się przy bramie, odjechały w tamtym kierun-

    ku – odwrócił się od Marca, wskazując ręką północ.

    – Czy wie pan, jaki był typ samolotów? Chyba się na tym panzna? Domyślaliście się może, do kogo należały te nietypowe maszy-

    ny? – zapytał Marc.

    – Gulstreamy były wynajęte przez CIA lub FBI, tak się u nas

    mówiło. Lądowały tu już w 2003 roku i jeszcze co najmniej trzy

    razy. We wrześniu wylądował tutaj pomalowany na biało boeing

    737. Samolot zatrzymywał się na pasie w dużej odległości od bu-dynków lotniska, nie zauważyłem również, żeby tankował. Nie to-

    warzyszyła mu wojskowa obstawa, nie było żadnych uzbrojonych

    wartowników. Po wylądowaniu boeinga podstawiliśmy trap, który

    w ostatniej chwili okazał się niepotrzebny. Żaden z pasażerów nie

    zarejestrował się na lotnisku, przy samolocie byli obecni tylko ofi-

    cerowie z Kętrzyna i busy ze szkoły w Kiejkutach – mówił dalej.Marc dostrzegł, że jego rozmówca stara się ukryć swoją twarz,

    poprawiając chustę.

    – Skąd pan wie, że właśnie stamtąd? – zapytał coraz bardziej

    zaciekawiony.

    – Kiedyś, być może wiosną, tak się złożyło, że jechałem za ta-

    kimi autami z lotniska. Jednym z nich była karetka pogotowia zeszkoły policji w Szczytnie. Samochody jechały właśnie do Kiejkut.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    30/357

    33

    Następnego dnia po każdej z wizyt tych tajemniczych samolotów

    w Szymanach pojawiali się elegancko ubrani mężczyźni. Lądowa-

    nia opłacali gotówką, do kasy spółki, która prowadzi to lotnisko.Firma dobrze na tym zarabiała, a na co dzień nie powodzi jej się

    najlepiej. Dostawaliśmy w takich przypadkach nawet kilka razy

    więcej niż wynosiła zwykle opłata za lądowanie samolotu tej klasy.

    Byliśmy przekonani, że to ze względu na pośpiech towarzyszący

    lądowaniom, bo przecież o tym, że maszyna się zjawi, dowiadywa-

    liśmy się dosłownie w ostatniej chwili. Z tego co wiem, firma dosta-wała zwykle około 4 tysięcy złotych za lądowanie samolotu tej kla-

    sy. Inni moi rozmówcy twierdzili, że około 10 – 12 tysięcy. Opłaty

    lotniskowe za lądowanie gulstreama wynoszą w Szymanach około

    2 tysiące złotych.

    – Co pana jeszcze zaniepokoiło? – wypytywał Marc.

    – Podczas lądowania amerykańskich samolotów pracownikówlotniska nie dopuszczano do obsługi tych maszyn. Czynności ob-

    sługi lądowania odbywały się według specjalnej procedury realizo-

    wanej tylko przez obsługę samolotu – stwierdził mężczyzna.

    – Analogiczne procedury stosowano zazwyczaj przy lotach pań-

    stwowych VIP-ów. Z tą różnicą, że VIP-y nie miały w zwyczaju się

    ukrywać.Mężczyzna zamilkł na chwilę.

    – Pewnie zastanawialiście się, kim byli pasażerowie tych samo-

    lotów? – zapytał swojego inormatora.

    Starał się jak najwięcej dowiedzieć od swojego rozmówcy, zasta-

    nawiając się jednocześnie nad motywem jego działania. Mężczy-

    zna nie wspomniał dotychczas o jakichkolwiek własnych oczeki-waniach.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    31/357

    34

    – Sądziliśmy, że lądujące tu maszyny przywoziły amerykańskich

    instruktorów, którzy prowadzili zajęcia w Starych Kiejkutach. Do-

    kładne dane o samolotach z USA są w książce lotów, ale dyrekcja je utajniła.

    – Myślę, że potwierdzenie lotów znajduje się również w Agencji

    Ruchu Lotniczego – powiedział Marc.

    – Z pewnością – opowiedział mężczyzna. – Muszę już iść. Za-

    czynam pracę o siódmej. Jeżeli pojawi się coś nowego, dam znać.

    Będziemy w kontakcie. Do kiedy jest pan na miejscu?– Nie wiem, muszę przemyśleć wszystko, co tutaj dziś usły-

    szałem. Zdecyduję za kilka godzin. Sporo dowiedziałem się od

    pana.

    – W porządku, znikam. Zadzwonię – rzucił nieznajomy.

    – Chciałem jeszcze o coś zapytać. Jak pan myśli – dlaczego cała

    ta historia zdarzyła się właśnie tu? Przecież wiele jest różnych lot-nisk i obiektów wojskowych.

    Marc starał się spojrzeć w oczy swojemu rozmówcy.

    – Dlaczego tutaj? Widzi pan, właśnie z tego powodu zadzwoni-

    łem do pana. o pan powinien odpowiedzieć na to pytanie. Dziwne

    to miejsce. Pewnie pan wie, że niedaleko stąd była kwatera Adola

    Hitlera. W historii działy się tu niezwykłe rzeczy.– A co to może mieć z tym wspólnego? – zapytał Marc. – Daw -

    ne dzieje…

    Nieznajomy nie usłyszał ostatnich słów. Podniósł się szybko

    i odszedł w kierunku lasu.

    Marc zaskoczony nagłym zakończeniem rozmowy nie zdążył za-

    reagować. Kiedy pomyślał, że nie zapytał o motywy działania swo- jego inormatora, tamten zniknął za ścianą lasu.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    32/357

    35

    Pozostał sam. Po chwili zaczął wycoywać się do miejsca, w któ-

    rym zostawił samochód. Odnalazł go bez problemu. Ostrożnie za-

    wrócił.Jechał powoli. Był pod wrażeniem uzyskanych inormacji.

    Analizował je dokładnie.

    Amerykańskie tajne lądowania? Odbywają się codziennie w róż-

    nych krajach i nic w tym dziwnego. Dlaczego właśnie w Polsce? Pod

    osłoną nocy? Dotychczas każdą obecność amerykańską w Polsce po-

    przedzał medialny spektakl. Czyniono z tego widowisko podobne dolądowania astronautów na Księżycu. Dlaczego właśnie teraz i właśnie

    tu? Być może rzeczywiście miejscem, do którego zmierzały te nocne

    procesje, był dawny szpiegowski ośrodek. Może dawny tylko z na-

    zwy? Może miejsce o takiej tradycji dalej spełniało swoją unkcję, tyle

    tylko, że zmienili się instruktorzy, bo przecież słuchacze mogli pozo-

    stać ci sami. yle tylko, że instruktorów nie trzeba ukrywać po osłonąnocy? Co zatem ukrywa się nocą? Specjalną broń? Specjalnych gości?

    Znanego polityka, który dorabia jako wojskowy instruktor? Jedno

    w tej historii jest pewne – myślał Marc. – Jeżeli te nocne transpor-

    ty rzeczywiście się zdarzają, to nikt o nich dotychczas nie wie. A już

    z pewnością jego koledzy po achu i to może być obiecujące.

    Marc po kilkudziesięciu minutach znalazł drogę nad jezioro. Nieprzestając analizować słów swojego rozmówcy, dotarł na miejsce.

    Na pomoście leżała Monik w kolorowym stroju kąpielowym.

    Opalała się. Przycumowanej wcześniej do pomostu łodzi nie było.

    Marc nie dostrzegł też nigdzie gospodarza. Zbliżał się do miej-

    sca, w którym odpoczywała kobieta.

    – Muszę jej wszystko opowiedzieć – pomyślał. – Pewnie jestwściekła, że jej nie zabrałem.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    33/357

    36

    Rozdział 4

    University College Hospital,Londyn, Anglia

    Doktor Irving po raz ostatni spojrzał na człowieka podłączone-

    go do aparatury podtrzymującej życie. Obcy mu dotychczas męż-czyzna stał się jego najbardziej rozpoznawalnym pacjentem.

    Jednak na łóżku przed nim leżało już tylko ciało kogoś, kto był

    bohaterem światowej prasy.

    Dla szpitala, którym kierował, skończył się trudny okres kom-

    pletnej dezorganizacji. Czas dziesiątków dziennikarzy szturmują-

    cych drzwi placówki i kilkudziesięciu samochodów z ogromnymiantenami satelitarnymi zaparkowanych na wyznaczonym dla pra-

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    34/357

    37

    cowników szpitala parkingu oraz setek pytań, na które musiał od-

    powiadać przez ostatnie dziesięć dni.

    Obok łóżka siedziała żona zmarłego i ktoś, kto przedstawił się jako jego przyjaciel. Piękna kobieta, ubrana dyskretnie, ale bardzo

    elegancko i mężczyzna – pięćdziesięciolatek o urodzie południow-

    ca. Kobieta ocierała chusteczką łzy spływające po policzkach. Stoją-

    cy obok mężczyzna położył jej ręce na ramieniu, szepcząc do ucha

    coś, co wydało się Irvingowi namową do opuszczenia pokoju.

    – o jakiś enomen – pomyślał lekarz. – Agent bohaterem świa-towej prasy. Ostatnie takie zamieszanie Anglia przeżyła po śmierci

    księżnej Diany.

    – Chciałem się z państwem pożegnać – zwrócił się do obecnych.

    – Raz jeszcze chcę wyrazić swoje współczucie. Gdybyście państwo

    mnie potrzebowali, służę swoją pomocą.

    – Dziękuję – kobieta uścisnęła dłoń lekarza. – Dziękuję za opie-kę nad moim mężem. Jestem panu bardzo zobowiązana. Wiem, że

    zrobił pan wszystko, co było w pańskiej mocy.

    Irving skłonił głowę i pożegnał się z jej towarzyszem. Cicho za-

    mknął za sobą drzwi.

    – Pan już chyba też może iść do domu – zwrócił się do siedzące-

    go pod drzwiami policjanta. – Pańska misja jest zakończona.Policjant na słowa lekarza poderwał się z krzesła.

    – Nie dostałem jeszcze rozkazu – zameldował służbiście.

    – No tak, u was wszystko robi się na rozkaz. Szkoda, że nie mogę

    stosować takich metod w swoim szpitalu. Dobranoc panu.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    35/357

    38

    Rozdział 5

    University College Hospital,Londyn, Anglia

    rzy dni później.

    Obchód w szpitalu skończył się o dziesiątej.o nie był najtrudniejszy dzień dla personelu. Kilka rutynowych

    operacji i zabiegów. Zbliżający się weekend poprawiał wszystkim

    nastrój.

    Doktor Irving wydał ostatnie polecenia towarzyszącym mu

    w czasie obchodu lekarzom. W drodze do swojego gabinetu po-

    myślał o zbliżających się wolnych dniach. Wybierał się z żoną doich domu nad morzem. Uśmiechnął się do siebie. a perspektywa

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    36/357

    39

    wprawiła go w dobry humor. Lubił ten dom z oknami wychodzą-

    cymi wprost na plażę.

    Zwykle rano długo leżeli w łóżku, przyglądając się krążącym nadmorzem ptakom. Słuchali ich krzyków, które pozwalały zapomnieć

    o rzeczywistości. Po późnym śniadaniu przechadzali się po plaży,

    trzymając się za ręce jak para zakochanych. Córka i syn byli już

    w tym wieku, w którym dzwoni się do rodziców najczęściej tylko

    wtedy, gdy ci sami się o to upomną. eraz mogli poświęcać sobie

    więcej czasu. Dużo czytali. Wspólne wieczory rozpoczynał zachódsłońca, a kończył dogasający żar domowego kominka.

    Irwing był znakomitym lekarzem. Od lat uznanym w swoim

    środowisku. Konsultowano z nim nie tylko najtrudniejsze kra-

     jowe, ale i zagraniczne przypadki chorób. Do szpitala, w którym

    pracował, zwożono pacjentów o skomplikowanych schorzeniach.

    Był lekarzem, którego wszystkie znane ośrodki na świecie pozy-skałyby za każdą cenę. Ale Irwing, jako typowy angielski konser-

    watysta, nie tolerował zmian i przywiązany do swojego szpitala nie

    lubił się z niego ruszać. Otoczony dobranym przez siebie zespołem

    lekarzy i pielęgniarek czuł się zawodowo spełniony, nie oczekując

    na specjalne wyróżnienia. Należał do wymierającej kategorii ludzi

    medycyny, dla których każdy pacjent był ważny i było normalne,że dla każdego z nich robiono wszystko, co można było w danym

    momencie zrobić.

    Irving podszedł do drzwi swojego sekretariatu. Otworzył je. Zza

    biurka podniosła się panna Arrow, od lat zawsze wytwornie pre-

    zentująca się sekretarka. Nienagannie ubrana, o równie nienagan-

    nych manierach, gotowa spełniać jego wszystkie zawodowe życze-nia. Cenił ją przede wszystkim za to, że domyślała się, czego od

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    37/357

    40

    niej oczekiwał, jeszcze zanim się o to zwrócił. Znakomita współ-

    pracownica.

    – Ma pan gościa, panie dyrektorze – uśmiechnęła się. – Nieza-powiedzianego, ale jakże miłego.

    Irving wszedł do pokoju zaciekawiony.

    Sekretariat od drzwi oddzielał mały korytarz, z którego nie było

    widać całego pokoju. Przeszedł kilka kroków i spojrzał w kierunku

    miejsca przeznaczonego dla czekających na niego gości. Jego twarz

    rozpromieniła się w uśmiechu.– Poul, ależ niespodzianka! Prędzej spodziewałbym się Mar-

    sjanina. Czy Stolica Piotrowa ogłosiła urlop, pozwalając odpocząć

    swoim najlepszym obywatelom?

    – Żartowniś jak zawsze – gość wstał i podszedł do Irvinga. –

    Witaj, twój widok podnosi mnie zawsze na duchu. Jestem w Lon-

    dynie od wczoraj, a że po królowej jesteś dla mnie najważniejszymBrytyjczykiem, jestem dziś u ciebie.

    – No proszę, któż jest tu mistrzem dowcipu? Jesteś w tym proe-

    sorem – nie to, co ja, skromny lekarz.

    Obaj mężczyźni przywitali się serdecznie. Wyrażane przez nich

    emocje wskazywały, iż łączyło ich coś więcej niż zwykła znajo-

    mość.– Pomyślałem, że spędzimy z sobą kilka godzin. Wracam do

    Rzymu jutro lub pojutrze. Panna Arrow zdradziła mi wcześniej, że

    wybierasz się z Anną na weekend nad morze. Czy pewien sympa-

    tyczny autostopowicz mógłby się zabrać w tamte strony?

    – Ależ niespodzianka – Irving nie krył zadowolenia. – Anna

    wpadnie w euorię, jak się dowie, kogo będziemy gościć. Jesteś jejulubieńcem.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    38/357

    41

    Panno Arrow, pora odtrąbić koniec pracy. en tydzień był upior-

    ny. Proszę mnie zastępować we wszystkim – mrugnął okiem do

    sekretarki – a my z moim przyjacielem uciekniemy na wagary.– o znakomity pomysł, panie dyrektorze – sekretarki nie

    opuszczał życzliwy uśmiech. – Życzę obu panom wspaniałego na-

    stroju i spokojnego wypoczynku.

    Irving pospiesznie zabierał ze swojego gabinetu wszystko, co

    wydało mu się potrzebne.

    Miał nadzieję oddać się przyjemności odpoczynkowi w towarzy-stwie żony i swojego przyjaciela. Może uda mu się namówić go na

    dwudniowy pobyt.

    Znali się z Poulem od lat. Skończyli ten sam college. Irwing był

     jego starszym kolegą. Ich drogi rozeszły się. Mimo to nie stracili

    ze sobą kontaktu. Poul, pochodzący z katolickiej rodzinny zaczął

    studiować teologię. Był wybitnym przedstawicielem nauki, którązawsze się ascynował. Uzdolniony, znakomicie wychowany, miał

    dar zjednywania sobie ludzi. Do tego był przystojnym, wysokim

    mężczyzną o blond włosach, śniadej karnacji skóry, który niejednej

    parafiance zawróciłby pewnie w głowie. Los oszczędził mu jednak

    takich problemów, bowiem krótko po ukończeniu uniwersytetu

    został zaproszony do Watykanu, gdzie mógł odnaleźć się szerokow swoich zainteresowaniach. Szybko awansował. Zdyscyplinowa-

    ny, skupiony na swojej pracy, zyskał zauanie i sympatię swoich

    przełożonych. Z czasem zaczęto powierzać mu samodzielne zdania

    wkraczajże swym charakterem w obszar międzynarodowych spraw

    Watykanu.

    Irving nigdy nie pytał przyjaciela o charakter jego pracy w Rzy-mie, a on sam nie należał do osób, które przechwalają się tym, co

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    39/357

    42

    robią. Wiedział jedynie, że Poul należy do kręgu bliskich współpra-

    cowników otoczenia papieża.

    Zajęci swoim zawodowym życiem mieli rzadką sposobność dospotkań.

    Wyszli razem ze szpitala. Jaguar Irvinga stał nieopodal na szpi-

    talnym parkingu. Udali się w stronę domu, by zabrać z niego Annę.

    Irving zadzwonił do niej z samochodu.

    Był przekonany, że się ucieszy.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    40/357

    43

    Rozdział 6

    Brzeg morza, Anglia

    W oknach białej willi paliło się światło. Wiatr poruszał delikat-

    nie firaną balkonu. Słońce powoli zachodziło za horyzont.

    Irvingowie, będąc w znakomitym nastroju, podejmowali swoje-

    go gościa kolacją. Wspominali stare czasy, kiedy to kilka razy udałoim się spędzić wspólnie wakacje.

    Mężczyźni delektowali się smakowitymi daniami przygotowy-

    wanymi przez Annę, słynącą wśród znajomych z niezwykłego ta-

    lentu kulinarnego.

    Wyborna kolacja dobiegała końca.

    Anna wstała, zbierając naczynia. Była średniego wzrostu szczup-łą brunetką, zachowującą pomimo mijających lat znakomitą syl-

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    41/357

    44

    wetkę. Jej brązowe oczy harmonizowały z ciepłym uśmiechem. Po

    chwili wróciła do stołu.

    – Jestem przekonana, że teraz panowie oddadzą się chwili mę-skich rozmów – uśmiechnęła się.

    – Anno, każda chwila bez ciebie nie będzie już tym samym co

    z tobą – odpowiedział uprzejmie Poul, odwzajemniając uśmiech.

    – Mam nadzieję, że Steven wybaczy mi tę kokieterię.

    – Gdyby nie chodziło o duchownego, musiałbym to jeszcze

    przemyśleć – Irving przyjął ton swojego przyjaciela. – Zapraszamcię na mały spacer po plaży – zwrócił się do niego.

    – Znakomicie. Dobrze nam zrobi trochę ruchu po takiej

    uczcie.

    Mężczyźni wyszli na taras, z którego prowadziły na plażę odważ-

    nie zaprojektowane schody. Nie burząc architektury domu, pozwa-

    lały na szybkie znalezienie się nad samym morzem.Zeszli na brzeg. Jak na tę porę dnia było zaskakująco ciepło. Fale

    rozbijały się delikatnie o piasek.

    – Macie możliwość przebywania w niezwykłym miejscu –

    pierwszy odezwał się Poul.

    – ak, wracamy tu niezmiennie zauroczeni nim od lat.

    Chwilę szli w milczeniu. W oddali odezwała się syrena wypływa- jącego w morze promu.

    – Powiedz mi, Poul, co tak naprawdę cię tutaj sprowadza? – za-

    pytał Irving.

    – Domyśliłeś się, że nie przyjechałem do was towarzysko…

    – Właśnie… Do tej pory, kiedy przyjeżdżałeś wypocząć lub

    spotkać się z nami przy jakiejś innej okazji, zawsze uprzedzałeśmnie o swoim przyjeździe. ym razem nie zadzwoniłeś.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    42/357

    45

    – Hm, wiesz, że ogromnie cieszę z naszego spotkania, ale rze-

    czywiście tym razem nie przyjechałem towarzysko.

    Irving czekał na inicjatywę przyjaciela.– o, co za chwilę usłyszysz, objęte jest ścisłą tajemnicą… Otrzy-

    małem od papieża tajną misję – Poul ściszył głos. – W Watykanie za-

    szło zdumiewające wydarzenie. Zamordowano kardynała… bardzo

    ważnego kardynała… Człowieka, który zajmował się polityką zagra-

    niczną Watykanu, a w zasadzie stałą analizą tego, co dzieje się na świe-

    cie. o on wyciągał wnioski służące do późniejszego podejmowaniainicjatyw dyplomatycznych, tych ormalnych i tych nieormalnych.

    – Zaintrygowałeś mnie – stwierdził Irving. – O niczym takim

    nie słyszałem…

    – Nie słyszałeś, ponieważ jego śmierć została utajniona. Nie-

    zwykłe jest to, że zginął w momencie, w którym zamierzał prze-

    kazać papieżowi tajemnicę, jak twierdził, światowego spisku. ak jakby ktoś, kto zadecydował o jego śmierci, dokładnie wiedział,

    kiedy ma zginąć.

    – Jak zginął?

    – Został zastrzelony. Kula wpadła przez okno, którego nie po-

    winno dać się rozbić. Gdzieś z miejsca, z którego nie można właś-

    ciwie oddać takiego strzału. Wygląda na to, że ktoś z najbliższegootoczenia papieża pomógł zamachowcy.

    – o rzeczywiście niezwykła historia – zadumał się Irving.

    Poul spojrzał w kierunku zachodzącego słońca. Zaczynała się

    pora, w której morze zastygało. Przypominało olbrzymie spokojne

     jezioro.

    – Kardynał opowiadał papieżowi przed śmiercią o ostatnichkonfliktach międzynarodowych, a szczególnie o relacjach dotyczą-

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    43/357

    46

    cych Niemiec, Polski i Rosji. Był człowiekiem starej daty i dlatego

    nie wiemy, co dokładnie miał na myśli, kiedy używał słowa spisek.

    – o akt – takie określenie kojarzy się raczej z zamierzchłymiczasami – odparł Irving – dziś modne jest słowo terroryzm.

    – Właśnie. Mnie kojarzy się to z polinfluencją.

    – Polifluencją?

    – ak, to to taki nowy termin. Mowa o wywieraniu wpływów

    w celu osiągnięcia politycznych i ekonomicznych korzyści. Często

    poprzez fizyczną lub ormalną eliminację przeciwników.– Rozumiem. Czy twoja misja ma na celu wyjaśnienie tego, o co

    chodziło kardynałowi?

    – W zasadzie tak, ale w szczególności dotyczy czegoś, a właści-

    wie kogoś bardziej konkretnego – odparł Poul. – Kardynał przed

    śmiercią powiedział, że swoje przemyślenia konsultował z przyja-

    cielem, który może być kluczem do wyjaśnienia tej zagadki. Nieste-ty, nie podał jego nazwiska. I to właśnie jego mam znaleźć.

    – Myślisz, że to Anglik?

    – Nie wiem, nikogo nie można wykluczyć. Do Anglii sprowadza

    mnie twój ostatni, sławny pacjent. Nie możemy wykluczyć, że może on

    mieć ze sprawą, o której mówił kardynał, jakiś związek. Kardynał mię-

    dzy innymi wspomniał o złych stosunkach pomiędzy Polską a Rosją.Z tego co wiemy, agent, który umarł w twoim szpitalu, był członkiem

     jakiejś organizacji, o której na dobrą sprawę niczego nie wiadomo. Po-

    dobno miała być wykorzystywana do specjalnych celów.

    – A kto według ciebie mógłby być odpowiedzialny za jego

    śmierć?

    – Wykluczając bezpośrednie zaangażowanie rosyjskiego rzą-du? – kontynuował Poul. – Z tego co wiem, jedynie osoby mające

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    44/357

    47

    dostęp do państwowych laboratoriów nuklearnych byłyby w sta-

    nie przygotować spisek. Prowadzący dochodzenie wpadli na trop

    pięciu lub więcej mężczyzn przybyłych do Londynu z Moskwy.Przyjechali do Anglii razem z grupą kibiców piłki nożnej na krótko

    przed zachorowaniem agenta. Byli obecni na meczu CSKA Mos-

    kwa z londyńskim Arsenalem 1 listopada, w dniu, gdy doszło do

    otrucia. Wkrótce potem wrócili do Moskwy.

    – Czytałem o tym. Policja nazwała ich świadkami. Przypusz-

    czają, że ich obecność w Londynie jest kluczowa w sprawie śmier-ci byłego agenta rosyjskiego wywiadu. Nasze służby twierdzą, że

    w śmierć agenta mogą być zamieszani ludzie działający poza kon-

    trolą rządu Rosji lub byli członkowie tajnych służb.

    – Możesz mi powiedzieć, co spowodowało jego śmierć? – zapy-

    tał Poul.

    – Oczywiście, zmarł w ubiegły czwartek wskutek bardzo silnegonapromieniowania izotopem polonu 210. Ślady tego promieniowa-

    nia zostały wykryte między innymi w hotelu, a także w kilku innych

    miejscach, w których przebywał agent. Prawdopodobnie spotkał

    się w Londynie na herbacie z dwiema osobami. Jedna z nich przed-

    stawiła się jako znajomy jego przyjaciela, co miało uśpić czujność

    agenta. Po kilku godzinach poczuł się bardzo źle, a jego stan za-czął się błyskawicznie pogarszać. Jego przyjaciel, którego poznałem

    w szpitalu, jest przekonany, że angielska policja doskonale wie, kto

    go otruł i dlaczego.

    – Zawiła ta cała sprawa – odparł Poul. – Zmarły agent był zda-

    nia, że zna okrutne tajemnice rosyjskich tajnych służb. W 2000 roku

    zbiegł do Anglii, a jakiś miesiąc temu dostał brytyjskie obywatel-stwo. wój pacjent podobno na kilka dni przed śmiercią zmienił

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    45/357

    48

    swoje wyznanie na islam. aką właśnie deklarację miał ponoć zło-

    żyć muzułmańskiemu duchownemu, kiedy przebywał w szpitalu.

    Czy wiesz coś na ten temat?– Cóż – Irving zamyślił się – różne osoby odwiedzały go w szpi-

    talu. o policja decydowała o tym, komu wolno było wejść, a komu

    nie. Musiałbym zapytać, może ktoś z mojego personelu będzie coś

    wiedział.

    – W swoim oświadczeniu, które zostało opublikowane w ubie-

    gły piątek, jako winnego swojego otrucia wskazał prezydenta Rosji.Pytanie tylko, dlaczego nie ujawnił wszystkiego, skoro twierdził, że

    racja jest po jego stronie…

    – Badania potwierdziły, że w krwi agenta znajdowały się duże

    ilości izotopu. Sprawdzamy teraz, w jaki sposób mogły się tam

    dostać. Właśnie dzisiaj dowiedziałem się, że samolot fińskich li-

    nii Finnair został zatrzymany na kilka godzin na lotnisku w Mos-kwie, ponieważ na jego pokładzie wykryto ślady radioaktywności.

    Po lądowaniu Airbusa A319 na lotnisku Szeremietiewo i wyjściu

    pasażerów maszyna została dokładnie sprawdzona. Okazało się, że

    poziom radioaktywności na pokładzie przewyższa normy i z tego

    względu przełożono lot do Helsinek. Być może na pokładach

    sprawdzanych samolotów przewożono z Rosji do Anglii promie-niotwórczy izotop polonu. en sam, którego następnie użyto do

    zabicia byłego agenta.

    – Sprawa ma swój włoski wątek, gdyż przyjaciel, ten ze szpitala,

    o którym mówisz, to właśnie Włoch. A skoro Włoch, to być może

    przez niego prowadzi droga do osoby z kręgu papieża.

    – Czy może kojarzysz tego Włocha? – zapytał.– Nie, ale spróbuję dowiedzieć się jak najwięcej na jego temat.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    46/357

    49

    – Wracajmy, Anna pewnie się niepokoi. Dziękuję ci za inor-

    macje.

    Wracali w milczeniu.Irving zadumał się nad tym, o czym wcześniej rozmawiali.

    Weszli schodami na taras. Czekała na nich Anna, nieświadoma

    prawdziwego powodu wizyty Poula.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    47/357

    50

    Rozdział 7

    Stare Kiejkuty, Polska

    Marc nalewał do filiżanek aromatyczną kawę.

    – Dziękuję, poproszę jeszcze trochę miodu – Monik zwróciła

    się do Kajetana. – o dla mnie naprawdę niesamowita atrakcja być

    w tak urokliwym miejscu i zajadać się prostym, smacznym, a conajważniejsze – zdrowym jedzeniem.

    – ak – uśmiechnął się Kajetan. – Coraz mniej jest takich

    miejsc… ym milej jest mi was tutaj gościć.

    Siedzieli we troje przy dużym, drewnianym stole ustawionym na

    tarasie.

    Marc wiernie powtórzył Monik swoją rozmowę z inormato-rem. rochę boczyła się, że jej nie zabrał. Długo zastanawiali się

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    48/357

    51

    nad historią, która zaprowadziła ich na Mazury. O tym, co będą

    robić dalej, postanowili zadecydować na drugi dzień. Krótkie wa-

    kacje w tym uroczym miejscu przydadzą się obojgu – zdecydo-wali.

    Urzeczeni atrakcyjnością miejsca, w którym się znaleźli, prze-

    chadzali się po leśnych ścieżkach. Wrócili, kiedy słońce schowa-

    ło się za drzewami. Kolację zjedli w towarzystwie Kajetana, który

    opowiadał im o swoim spokojnym mazurskim życiu i zaletach oko-

    licy. Szybko położyli się spać.Ranek powitał ich kolejnym cudownym wschodem słońca.

    Nie zdążyli jeszcze zaplanować tego, co będą robić w tak miło za-

    powiadający się dzień, kiedy do drzwi pokoju zapukał Kajetan, za-

    praszając ich na wspólne śniadanie. Musiał bardzo wcześnie wstać,

    gdyż na stole pojawił się bochen świeżego, złotego chleba.

    Wcześniej zastanawiali się z Monik, kim jest ich gospodarz.Oboje mieli zamiar dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie jest

    zapewne niczym nadzwyczajnym, iż inteligentny człowiek zaszywa

    się w leśnej głuszy. Nie dowiedzieli się jednak poprzedniego dnia,

    czy jest może artystą. Pisarzem? Odludkowie uciekający od miej-

    skiego gwaru często związani są z bohemą.

    – Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, że pozwoliłeś się nam u was za-trzymać – odezwał się Marc. – Zastanawialiśmy się wczoraj, co taki

    człowiek jak ty robi w takim miejscu? Czy nie będzie nietaktem,

     jeśli cię o to zapytam?

    – Chyba nie – uśmiechnął się Kajetan. – Gdyby była to jakaś ta-

     jemnica, pewnie uciekałbym od takich gości jak wy. Mam na myśli

    waszą proesję. Wiecie, jak to jest z dziennikarzami – zażartował– z każdej dziury wyciągną jakąś sensację.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    49/357

    52

    – Czy chcesz przez to powiedzieć, że i w tym miejscu można się

    czegoś doszukać? – zapytała Monik, rozglądając się dookoła.

    – Zapewne warto dociec tajemnicy smaku tego pysznego wiej-skiego chleba. Nie sądzicie? – oparł Kajetan.

    Roześmieli się wszyscy.

    – Mówiąc troszkę poważniej – oboje z żoną jesteśmy naukow-

    cami. Pracujemy na Uniwersytecie Warszawskim. A w tym zapo-

    mnianym – jak mówicie – miejscu, trochę odpoczywamy, a trochę,

     jak to naukowcy i bajkopisarze, pracujemy.– Czy chcesz powiedzieć, że wasza praca wiąże się z tym regio-

    nem? Prowadzicie tu jakieś badania? – zainteresował się Marc, pa-

    miętając o wczorajszej rozmowie z nieznajomym.

    – Badania…? – zawahał się Kajetan. – Niedokładnie… pracuje-

    my raczej teoretycznie.

    – A dlaczego właśnie tutaj?– Dlaczego…? – Kajetan wydawał się trochę zmieszany.

    – No właśnie, co robicie w takiej głuszy? – Drążyła Monik.

    Kajetan roześmiał się.

    – Najchętniej gramy w karty .

    – W karty? – zdziwiła się.

    – No, karty to tajemniczy dodatek do tego magicznego miejsca– uśmiechnął się wymownie.

    – Marc, nasz miły gospodarz z nas żartuje – poskarżyła się

    Monik.

    Kajetan podniósł ręce w geście protestu.

    – Zaraz, zaraz mogę to udowodnić.

    – ak? – Monik bawiła się w najlepsze. – Bardzo proszę. Z przy- jemnością poznam coś, czego nie znam.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    50/357

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    51/357

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    52/357

    55

    Cała gra miała od początku unkcjonować z lekkim przymruże-

    niem oka i zapewne jej popularność nie wyszłaby poza środowisko

    anów gier karcianych i RPG, gdyby nie jedna rzecz...– Ależ potrafisz zaciekawić – Marc komplementował opowieść

    Kajetana.

    – Otóż wiele kart w tej grze, jak się z czasem okazało, miało

    charakter iście proroczy. Najsłynniejsze są szczególnie dwie karty

    przedstawiające płonące wieże World rade Center oraz Pentagon.

    Rysunki do złudzenia przypominają obrazy z ataków z 11 września2001 roku. Nie wskazują co prawda, jak do tych zamachów doszło,

     jednak sam akt, że ataki zostały przewidziane, daje do myślenia.

    Nie są to zresztą jedyne kontrowersyjne karty. Na innej karcie mo-

    żemy zobaczyć trupią czaszkę, unoszącą się nad miastem, z podpi-

    sem „Redukcja populacji” – wszystkich, którzy znają zagadnienie

    „chemtrails”, czyli chmur zawierających toksyczne związki rozpy-lane na niebie, podobieństwo nasunie się od razu. Wybuchające co

     jakiś czas, a podkręcane przez media histerie związane z kolejną

    mutacją tej lub innej grypy, wszędobylskie szczepionki – to rów-

    nież można znaleźć wśród kart Illuminati – „Centrum do spraw

    kontroli chorób”.

    Kajetan zamilkł na chwilę.  – Fascynująco musi się prezentować – odezwał się po chwili

    – spojrzenie na galerię kart w kontekście ostatnich wydarzeń na

    świecie. Nie brakuje w nich odniesień choćby do kryzysu wywo-

    łanego cenami nieruchomości, sztucznego ratowania gospodarek,

    a nawet pożerania kolejnych walut przez rosnący kryzys. Wielka

    ryba zjadająca kolejno jena, unta, w końcu dolara to wciąż kwe-stia przyszłości, ale czy aktycznie aż tak odległa? Do tego warto

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    53/357

    56

    wymienić także kartę „Sterowanie rynkiem”, pokazującą kontrolę

    świata finansów nad budżetami państw. Wystarczy włączyć telewi-

    zor i posłuchać, jak grecki kryzys wpływa na decyzje pozostałychpaństw strey euro, by przekonać się, że również ta karta okazała się

    być proroczą. Ostatnio głośne stały się karty dotyczące tegorocz-

    nych wydarzeń. Na karcie „Fala przypływu” wielka ala tsunami

    zalewająca ogromne miasto przypomina nam o skutkach wielkiego

    trzęsienia ziemi 11 marca 2011 roku w Japonii. Jeszcze większe po-

    dobieństwo do rzeczywistych wydarzeń można dostrzec, spogląda- jąc na kartę zatytułowaną „Połączone katastroy”, gdzie widać spa-

    dającą wieżę zegarową. Wielu interpretatorów do marca bieżącego

    roku podejrzewało, że przedstawiają one jakąś wielką katastroę,

     jaka dotknie Londyn, a szczególnie angielski House o Parlament

    i Big Bena. Dopiero po tragedii, jaka dotknęła Japonię zauważono,

    że zegar na karcie do złudzenia przypomina ten, który znajdowałsię do niedawna w okio. Oczywiście oficjalne doniesienia podają,

    że trzęsienie ziemi na Pacyfiku i powstała w jego skutku ogromna

    ala tsunami były zjawiskami jak najbardziej naturalnymi, jednak

    wielu badaczy, w tym między innymi Benjamin Fulord twierdzą,

    że trzęsienie zostało wywołane sztucznie, poprzez użycie HAARP,

    nowego rodzaju broni, umożliwiającej, za pomocą pola magne-tycznego, wywoływanie trzęsienia ziemi. Na koniec warto wska-

    zać na inne karty, które przedstawiają tak znajome nam tematy jak

    wszczepianie pod skórę chipów czy wszechobecne kamery. Oczy-

    wiście istnieje również tak zwany ruch oporu, w grupie możemy

    zobaczyć między innymi hackerów. Czy gdy przypominacie sobie

    o utworzonej przez „hackerów” stronie Wikileaks oraz aktywnejostatnio grupie „Anonymous”, możemy czuć się zaskoczeni?

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    54/357

    57

      – o niesłychane – odpowiedziała Monik. – o naprawdę była

    karciana gra?

     – Gra „Iluminati: the Card Game”. Chociaż w założeniu miałamieć przede wszystkim charakter rozrywkowy i jej celem było raczej

    wyszydzenie wielu tak zwanych teorii spiskowych, to jednak jak się

    finalnie okazało, sama stała się ich częścią. Największą tajemnicą

     jest to, jak autorzy tak tranie przewidzieli wydarzenia, które mia-

    ły miejsce dopiero kilka lat po wydaniu gry. Oczywiście pewnych

    rzeczy można było się domyślić, w jakiś sposób przewidzieć, ale czyna taką skalę i do tego tak tranie? Najwyraźniej autorzy musieli się

    wcześniej wyposażyć w niezwykle dobrą szklaną kulę, dzięki której

    bez problemu mogli przewidzieć zdarzenia przyszłości. Oczywiście

    może być też inne wytłumaczenie. Istnieją strony internetowe, któ-

    re są jak mrugnięcie do nas okiem – my wiemy, że o nas wiecie, ale

    nic z tym nie zrobicie. Podobną rolę może odgrywać także gra Illu-minati – która mówi nam: „wiecie co planujemy, ale nic z tym nie

    możecie zrobić”. Może mało to optymistyczne, ale wiele obecnych

    na kartach przepowiedni wciąż czeka na realizację. Czy jednak tego

    właśnie chcemy?

    Jego słowa przerwał dzwonek teleonu Marca, który poderwał

    się od stołu.– Przepraszam na chwilę. Pewnie to nasi szeowie zastanawiają

    się, gdzie przepadliśmy.

    Wszedł do pokoju i odebrał teleon.

    – ak? Słucham?

    – Witam pana. Rozmawialiśmy wczoraj…

    Marc poznał głos tajemniczego mężczyzny.– ak, tak, poznaję pana.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    55/357

    58

    – Mam dla pana inormację.

    – Słucham uważnie.

    – Kolejny samolot wyląduje dzisiaj. Niech pan będzie na lotni-sku o 23:30. ylko proszę być ostrożnym.

    Rozmówca rozłączył się. Marc odłożył teleon.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    56/357

    59

    Rozdział 8

    Szymany, Polska

    Niebo rozświetlało tysiące widocznych gołym okiem gwiazd.

    Brakowało na nim tylko Księżyca, którego blask byłby tej nocy po-

    mocny wędrującej przez leśne chaszcze parze.

    Marc przedzierał się pierwszy, starając się umożliwić Monik ła-twiejsze przejście przez gąszcz. a dżentelmeńska postawa nie za-

    wsze skutkowała tym, by Monik nie odczuwała przykrości w tej

    mało komortowej eskapadzie. Czasem odgarniane przez Marca

    gałęzie uderzały ją po twarzy.

    – Ale będę wyglądała. Jakby mnie ktoś smagał pejczem – ode-

    zwała się. – Gdyby tatuś widział, co robi jego córeczka, żeby byćdobrym dziennikarzem – zakpiła.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    57/357

    60

    – Dzielna jesteś. Mam wrażenie, że każdy twój krok zbliża cię

    do Pulitzera – Marc starał się pocieszyć swoją towarzyszkę. – Lot-

    nisko powinno być już bardzo blisko.– Mówiłeś, że możemy natknąć się na wojskowe patrole… Jesz-

    cze nas zamkną za szpiegowanie.

    – Lotnisko jest chronione jako obiekt wojskowy, a w takich

    szczególnych przypadkach myślę, że tym bardziej.

    – o lepiej już nic nie mówię – wystraszyła się wymyśloną przez

    nią samą perspektywą.– Chodź, Monik. Jestem pewien, że nie tracimy czasu.

    Starali się zachowywać jak najciszej.

    Marc wiedział, że w przypadku zatrzymania będzie bardzo trud-

    no wskazać logiczny powód ich obecności w tym miejscu i o takiej

    porze. Niestety, nie mógł powołać się na źródło swoich inormacji.

    I to nie tylko dlatego, że żaden przyzwoity dziennikarz nie ujawniałswoich inormatorów, ale przede wszystkim ponieważ jego inor-

    mator był jak duch, właściwie nic o nim nie było wiadomo. Można

    było tylko przypuszczać, że pracuje na lotnisku. I to wszystko.

    Stawiał więc swoje kroki tym ostrożniej, rozglądając się dookoła

    i uważnie wypatrując potencjalnych wojskowych patroli.

    Panujące wokół ciemności zaczęły już trochę rzednąć. Miałwrażenie, że dochodzą do skraju lasu, przez który się przedzie-

    rali. Zwolnił kroku. Dostrzegł pas lotniska. Spojrzał w kierunku

    lotniska.

    Na lotnisku było ciemno. Rysująca się w oddali wieża kontrol-

    na nie była oświetlona. Otaczającą ich ciemność potęgowała cisza,

    przerywana jedynie odgłosami szczekającego psa.– Która godzina? – spytała szeptem Monik.

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    58/357

    61

    – Piętnaście po jedenastej – odpowiedział.

    – o chyba za parę minut, prawda?

    – ak, ten człowiek mówił, że o 23.30 samolot będzie lądował.Zobaczymy – odparł Marc.

    Ukryci w wysokiej, porastającej lotnisko trawie, siedzieli mil-

    cząc. Rozglądali niepewnie się dookoła.

    Monik przysunęła się do Marca. Zastanawiał się, czy drży ze

    strachu, czy z chłodu.

    Położył jej przyjaźnie rękę na ramieniu. Miał wrażenie, że pochwili drżenie było już mniej dla niego odczuwalne. Siedzieli przy -

    tuleni. Mijały minuty.

    Marc spojrzał na zegarek. Oczekiwana pora lądowania już minę-

    ła. Na lotnisku nie było widać żadnego ruchu. Nic nie zapowiadało

    przylotu samolotu.

    Nagle pas lotniska rozświetlił się. Ułożone wzdłuż lądowiskaświatła wyznaczyły miejsce lądowania. Marc i Monik usłyszeli nad

    głowami narastający świst i zaczęli spoglądać nerwowo raz w jed-

    ną, raz w drugą stronę. Nie wiedzieli, skąd nadleci samolot.

    Nagle go dostrzegli. Jego reflektory skierowane na miejsce lądo-

    wania oświetliły pas.

    – Boże, spadnie na nas! – krzyknęła półgłosem Monik.Marc ścisnął jej rękę.

    Samolot powoli obniżał lot. Jego koła z piskiem, mocno uderzyły

    w kilkudziesięcioletni zużyty beton. Samolot zaczął hamować.

    – Kto i po co tu ląduje? – pomyślał Marc, przyglądając się lądo-

    waniu.

    Starał się dojrzeć oznaczenie samolotu, ale w ciemności nie byłonic widać. Samolot lądował. Wytracił szybkość i zatrzymał się na

  • 8/16/2019 Victor Orwellsky - Kod Władzy

    59/357

    62

    końcu pasa. Powoli odwrócił się, tocząc się do wyznaczonego miej-

    sca postoju. Pilot wyłączył silniki. Zapanowała cisza.

    Przez kilka minut nic się nie działo. ak jakby reżyser tego spek-taklu czekał, czy ktoś zareaguje. Ale reakcji nie było.

    Później wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Jak w znakomi-

    cie przećwiczonym schemacie.

    Pod samolot podjechał samochód terenowy. W tym samym

    momencie do wyjścia podjechały dwie ciężarówki. Kilkoro ludzi

    wyskoczyło z nich, gdy tylko otwarły się drzwi maszyny. Zaczęlirozładowywać skrzynie.

    Z odległości, w jakiej się znajdowali, Marc i Monik nie byli sta-

    nie dostrzec nic więcej.

    Po chwili do samolotu podjechały trzy limuzyny. Z maszyny

    wysiadło kilkanaście osób i weszło do podstawionych samocho-

    dów. Auta błyskawicznie ruszyły. Za nimi potoczyły się ciężarówki.Drzwi samolotu zostały natychmiast zamknięte. Włączono silniki

    i samolot po chwili skierował się na koniec pasa startowego. Od-

    wrócił się wolno, zatrzymał, a potem ruszył z pełną mocą. Ogrom-

    ny huk towarzyszył niebezpiecznemu startowi. Maszyna uniosła

    się, ryzykując zetknięcie się z bliską ścianą lasu. Odleciała.

    Marc z Monik stali od dłuższego czasu osłupiali.– Cholera jasna! – powiedziała Monik. – Co ty na to?